almandise
To była cicha okolica. Domy stały milcząco, nie zdradzając intruzom żadnych tajemnic tego miejsca. I tylko czasem stado wron, kracząc głośno, przeleciało nad drzewami, które stały dumne i wyniosłe, konarami urągając niebu. Topole...
W pogodne dni musiało tu być ślicznie. Teraz jednak niebo było zasnute chmurami i jedynym przejawem życia był... żółty lakier samochodu. Haruka po wyjściu z niego stwierdziła, że mży, nie chciało jej się jednak wyjmować parasola. "Niech pada..."
Rozejrzała się. W tym właśnie miejscu kilka dni temu zniknęła Michiru. Było to bardzo dziwne, jako że Michiru nie miała w zwyczaju znikać ot tak sobie. Mówiła, że wybiera się do kogoś, ale - co było podwójnie dziwne - nie zdradziła, do kogo. Rzuciła tylko nazwą ulicy, na której właśnie w tym momencie stała Haruka, uważnie się rozglądając. Sceneria nie nastrajała optymistycznie, padało coraz mocniej i w końcu zdała sobie sprawę, że w takie dni zazwyczaj dopada ją melancholia. A tej chciała za wszelką cenę uniknąć. Zwłaszcza dzisiaj.
Odpędzając złe myśli, ruszyła raźnym krokiem przed siebie. Z drzewa zerwała się chmara wron, robiąc wiele hałasu. Był to jednak hałas doskonale wkomponowany w panującą ciszę, coś jak mocny akord w spokojnej melodii. Nie minęła minuta, gdy ptaki uspokoiły się, usiadłszy na drugim drzewie.
Haruka w pewnym momencie uświadomiła sobie, że nie wie, gdzie ma dokładnie Michiru szukać. Nie miała szczególnej ochoty pukać do wszystkich drzwi, pytając: "Przepraszam, ale w tej okolicy zaginęła moja przyjaciółka. Nie wiedzą państwo czegoś na ten temat?" To nie było zbyt... zachęcające. Z drugiej strony wiedziała, że poruszy niebo i ziemię, byle tylko odnaleźć Michiru. Te kilka dni bez niej było jak wieczność. Czuła się tak, jakby z jej ściany ktoś zdjął piękny obraz i teraz widać było tylko plamę - nieco jaśniejszą od farby, uparcie przyciągającą wzrok. Haruka nie miała co ze sobą zrobić, spokój odzyskiwała tylko przy pianinie. Na krótko zresztą.
A co?! Miała ją zatrzymać?! Nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Tylko teraz zastanawiała się, dlaczego nie zwróciła uwagi na podkrążone oczy Michiru i jej bladą twarz...
"Wystarczy. Dość tych rozmyślań. Pora działać." Musiała dopuścić możliwość, że Michiru może potrzebować jej pomocy, a w takim wypadku każda minuta była cenna. Innej ewentualności nie brała pod uwagę.
Mrok zapadał bardzo szybko i Haruka uznała, że pomimo kociego wzroku woli działać, wykorzystując resztki - nędzne, trzeba przyznać - światła dziennego. Kątem oka zaobserwowała, że w pobliskim domu ktoś zapalił lampę. Bardzo dziwne, że od momentu przyjazdu nie zauważyła żadnego człowieka. Z każdą chwilą czuła się coraz bardziej nieswojo. Aż się uśmiechnęła ze zdumienia, czując, jak delikatnie unoszą się włoski na jej karku. Tu było naprawdę nieprzyjemnie.
"Cholera..." Bezsilność zaczęła ją z wolna ogarniać. Jak można odnaleźć Michiru w tej głuszy? Pewnie w ogóle jej tu nie ma. Michiru - taka radosna - nie pasowała zupełnie do tak przygnębiającego miejsca. "Na pewno pomyliłam nazwy ulic. Michiru jest najprawdopodobniej gdzieś w centrum i szykuje jakąś niespodziankę. Tutaj jej nie ma." Odwróciła się i poczęła iść do samochodu. I dopiero po chwili zatrzymała się gwałtownie. Co ona robi? Błyskawicznie oprzytomniała. Przez chwilę poczuła jakby czyjąś wściekłość. Ktoś usiłował telepatycznie odwieść ją od pomysłu szukania Michiru! Ktoś dobrze posługujący się swoją mocą, jednak nie za dobrze dla Sailor Senshi. I ten ktoś nie potrafił wystarczająco szybko wycofać się - Haruka dostrzegła jaśniejący, choć ledwie widoczny, ślad w powietrzu. Momentalnie się rozmył, ale Haruka zdążyła zobaczyć, skąd dochodzi, i biegiem ruszyła w tym kierunku.
Nie upłynęła minuta, gdy stała przed właściwym domem. Można było o nim powiedzieć tylko jedno: o ile cała ulica sprawiała koszmarne wrażenie, o tyle dom stojący u jej szczytu był jakby ukoronowaniem panującej tu atmosfery. Zbudowany był z szarego kamienia, co nie było żadną nowością, jako że na tej ulicy wszystko było szare, i obrośnięty dzikim winem. Okna zasłonięte ciężkimi kotarami, tak na parterze jak i na piętrze. Dokoła domu zaniedbany trawnik, wysokie drzewa, a wszystko to otoczone żelaznymi sztachetami. Haruka nie miała najmniejszej ochoty, by wejść do środka, wręcz odpychało ją od tego budynku. Z drugiej jednak strony była tam Michiru. Michiru, tak bardzo nie pasująca do tego miejsca... Zdecydowanie nacisnęła klamkę. Furtka zaskrzypiała przeraźliwie; dźwięk rozbrzmiał wokoło, płosząc wrony, co wywołało kolejną falę krakania. Haruka zatrzymała się w pół kroku. Podmuch wiatru rozwiał jej włosy na czole. Wiatr... Pierwszy przejaw życia w tej martwej okolicy. "Ja jestem wiatrem..." Zaszumiało w koronach drzew i żółty, zwinięty liść upadł na ścieżkę tuż przed nią. Ostrzeżenie czy zachęta...? Coś się szykowało.
Zamknęła furtkę i skierowała się ku gankowi. Wbiegła na szarokamienne schody i stanęła przed wejściem. Zaczerpnęła powietrza i otworzyła drzwi.
Jej wszystkie systemy ostrzegawcze zawyły jak przeciążone żyroskopy samolotu, który wpadł w korkociąg powietrzny. Została wessana do środka... nie wiedziała nawet czego. To było coś jak wielki wir pochłaniający wszystko. Oślepiający błysk lśniący tysiącami barw o natężeniu sprawiającym, że patrzenie na nie było nieznośną udręką. Nie miała nawet sił, by o czymkolwiek pomyśleć. Wir zaciskał się na niej, zadając ból trudny do zniesienia. Ciśnienie było coraz mocniejsze. Wydawało się, że jej ciało zostanie zaraz zmiażdżone w tym oszałamiającym korytarzu.
I nagle wszystko się skończyło. Stała na progu domu, do którego przed chwilą weszła. Oparła się o ścianę, czując potężne zawroty głowy i oddychając ciężko. Umysł zaczynał powoli pracować, ciągle jednak czuła, jakby mózg skakał we wnętrzu jej czaszki, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia. Dopiero po chwili była w stanie przytomniej rozejrzeć się po otoczeniu. Znajdowała się w przedpokoju, w którym panował mrok. Tylko w głębi korytarza słabo świeciła się lampa. Pod lewą ścianą prowadziły na piętro schody, ale tuż przed nimi widniały drzwi - zapewne do pokoju. Miała wielką ochotę zajrzeć do niego jak również do innych pokoi w tym upiornym domu. Gdy więc ból głowy minął - zadziwiająco szybko - złapała za klamkę. Zatrzymała się jednak. Czy za tymi drzwiami również kryła się pułapka? Czy otwarcie ich spowoduje, że znów zostanie rzucona w ten przerażający cyklon? Nie miała na to szczególnej ochoty. Ale wyboru też nie miała. "Gdzieś w tym domu znajduje się Michiru. Odnajdę ją." Pchnęła drzwi, podświadomie przygotowując się na najgorsze. Nic się jednak nie zdarzyło. Jej oczom ukazał się zwykły pokój, może nieco staroświecko urządzony, ale bezpieczny. I - co najważniejsze - pusty. Dopiero po pewnym czasie zdała sobie sprawę, że jest w nim kompletnie ciemno, a mimo to widziała wszystko z zadziwiającą dokładnością. Nie miała jednak czasu, by się nad tym zastanawiać. Trzasnęła drzwiami i zabrała się za przeszukiwanie innych pomieszczeń.
Trwało to może godzinę, zanim zorientowała się, że obeszła cały dom - od piwnic aż po strych - a nie natknęła się na żadną żywą istotę. Tu nikogo nie było!
To była prawda, której w zaistniałej sytuacji nie można było przyjąć do wiadomości, wobec czego Haruka usiadła na schodach i zaczęła się poważnie nad wszystkim zastanawiać. Nie ulegało wątpliwości, że w tym domu był ktoś, kto usiłował odwieść ją od zamiaru szukania Michiru, i sama Michiru też tu była, a z drugiej strony gruntowne przeszukanie całego domu potwierdziło, iż był on pusty, bez śladów życia. "To bez sensu!" Uderzyła dłonią o drewnianą balustradę. "Zupełnie bez sensu!"
Przytłumione światło beznamiętnie pełgało po ścianach i po włosach Haruki, gdy siedziała na stopniach ze wzrokiem utkwionym we drzwiach, usiłując jakoś zrozumieć ten paradoks.
Drzwi! To jest to!
Skoro nie ma nikogo w domu, a jednocześnie są tu co najmniej dwie osoby, musi to oznaczać, że znajduje się tu jakiś inny wymiar, do którego wejście również gdzieś tu jest. Poderwała się na równe nogi. Oszałamiający wir, do którego wpadła, był bramą do tego wymiaru! Odnaleźć się w nim umiał tylko jego twórca; każdy intruz ginął pod naporem ciśnienia. Haruka przeżyła dzięki mocy Sailor Senshi, której częścią dysponowała, nawet nie będąc przetransformowaną. Tylko dzięki temu mogła znaleźć się tu cała i zdrowa. Wejście do innej przestrzeni znajdowało się gdzieś tam - tego była pewna. Trzeba je tylko odszukać. Nie dokona tego jednak bez siły wojowniczki.
- Uranus Planet Power, Make Up!
Przemiana zajęła jej ułamek sekundy. Wraz z przypływem energii poczuła przypływ optymizmu. "Idę do ciebie, Michiru." Nacisnęła klamkę.
Tym razem wiedziała, czego się spodziewać, więc starała się zachować przytomność umysłu. Nie była już bezwolną kukłą. Zamknęła oczy, by ochronić je przed oślepiającym blaskiem, i w myślach przywołała wizerunek Michiru. Było tu niezwykle trudne - obraz migotał i załamywał się, tak jak załamywały się fale jej myśli. Był to jednak jedyny sposób, by dotrzeć do osoby, która porwała Michiru. Skupiając uwagę aż do bólu na powstałym obrazie, poczuła, że jest ciągnięta w określoną stronę.
W końcu, po chwili, która wydawała się wiecznością, burza umilkła. Odważyła się otworzyć oczy.
W całym swoim życiu wojowniczki widziała już bardzo wiele: piękne krajobrazy i spustoszone pola bitew. Nic jednak do tej pory nie poraziło jej z taką siłą jak miejsce, w którym się teraz znalazła. Po horyzont rozciągała się błękitna równina. Wydawała się żyć własnym życiem, oddychała. W powietrzu było nawet słychać regularny, powtarzający się dźwięk. Dopiero po chwili Haruka zdała sobie sprawę, że to źdźbła niezwykłej, błękitnej trawy go wydają. Haruka stała się jedną z części tego krajobrazu: jej włosy zaczęły falować, choć nie było wiatru. Stała więc w miejscu, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, a w jej głowie dźwięczały słowa baśni, którą tak bardzo była zafascynowana w odległej przeszłości, baśni o błękitnej trawie, trawie, która śpiewa dniem i nocą, trawie, która kruszy żelazo. Stała więc tylko, a jej oczy wypełniał widok falującego błękitu, widok pochłaniający wszystko.
Nie wiedziała, ile upłynęło czasu, gdy zdecydowała się odwrócić. Za sobą ujrzała kolejny obraz, który nią wstrząsnął. Powoli ugięła nogi i padła na kolana przed takim pięknem, taką doskonałością. Nie zwróciła uwagi na ostre źdźbła trawy rozcinające jej skórę. Ich śpiew był jak balsam na rany. Miała przed sobą zamek, pałac czy jak można to nazwać. W jego murach osadzono miliardy kryształów, które sprawiały, że pałac przybierał nieskończenie wiele odcieni błękitu. Nawet gdyby Haruka siedziała do końca życia na niezwykłej trawie, nie zdołałaby policzyć, ile jest tu różnych odmian koloru. Pałacu nie dało się porównać z żadną z widzianych budowli, gdyż nieustanne migotanie kryształów sprawiało, że w każdej sekundzie wyglądał inaczej. Raz przypominał gotycką katedrę, raz Kryształowy Pałac z Tokio XXX wieku. Przy tym fascynującym zjawisku Haruka zrozumiała, jak bardzo jest mała i niedoskonała. W tym momencie pragnęła tylko, by pozwolono jej tu siedzieć bez końca i przypatrywać tej wspaniałości, a i tak zdawała sobie sprawę, że na to nie zasługuje. To było miejsce godne najwyższego władcy. Czy jednak znalazłaby się taka osoba w całym Wszechświecie?
W tym wymiarze nie było dni ani nocy. Mlecznobiała poświata sączyła się zza szafirowych chmur, nadając okolicy atmosferę nierealności. W śpiewie trawy nie istniał żaden obcy dźwięk. Była tylko ta słodka, mistyczna melodia przepełniająca takim spokojem.
Haruka prawdopodobnie siedziałaby tak do końca życia zasłuchana i zapatrzona w migający błękit, który w każdej chwili stawał się najjaśniejszym seledynem albo głębokim granatem. Jej serce przepełniała wdzięczność, że została dopuszczona do tego świata, cudownego i tajemniczego. Tu nie było upływu czasu - była tylko wieczność, odczuwalna przez dotyk, spojrzenie i słuch.
I właśnie dlatego to, co zdarzyło się w pewnym nieoznaczonym momencie, było takim wstrząsem, zaprzeczeniem wieczności. Nagle gdzieś spod sklepienia spadł na nią i rozszedł się po równinie przerażający, pełen bólu krzyk. Było w nim tyle cierpienia, że Haruka instynktownie skuliła się w sobie. Czy mogło istnieć takie cierpienie? Zakrzyknął również chór ździebeł - z przerażenia albo z udręki. I w tym momencie zdało się Haruce, jakby krzyczał każdy maleńki kryształ w ścianach pałacu.
A potem zapadła cisza, martwa cisza. Umilkł krzyk, ale umilkła też usypiająca pieśń trawy. Haruka bała się odezwać, bo mogła nie usłyszeć swego głosu. A tego za wszelką cenę nie chciała. Nie była pewna, czy jej zmysły to wytrzymają. Powoli podniosła się z klęczek i stanęła na wprost zamku. Jego skończone piękno już na nią nie oddziaływało z taką siłą. Nie ma bowiem piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka czy jakiejkolwiek innej istoty. A tu najwyraźniej działa się komuś krzywda.
Michiru!
Poczuła, jak jej serce wypełnia się rozpaczą. Jak mogła zapomnieć o jedynym świetle swego życia?! To ta przeklęta trawa... Kopnęła z wściekłością murawę. Źdźbła rozcięły buty i skórę, jak żyletka rozcina papier. Syknęła z bólu. "Trawa, która kruszy żelazo..." Uśmiechnęła się ironicznie. "Nieważne. Byle tylko odnaleźć Michiru."
Nie zważając na ból, ruszyła przed siebie. Gdy w końcu dobiegła do wrót zamku, przed oczami migotały jej czerwone cienie. Nie odważyła się spojrzeć na swoje stopy, popatrzyła tylko za siebie. Krople krwi szybko znikały spijane przez trawę. Czy jej się zdawało, czy listki naprawdę pociemniały?
Gdy w końcu udało jej się wyrównać oddech, ostrożnie dotknęła drzwi; i natychmiast cofnęła rękę. Te kryształy żyły! Haruka zapomniała o swoim bólu, gdyż w ułamku sekundy poczuła ból o wiele silniejszy niż ten, którego sama doznawała. Kryształy były fragmentami życia, które zostały z niego wyrwane i zamienione w obecną postać. I osadzone w murach tego pałacu, by cieszyć oko jakiegoś potwora. Haruka zadrżała na myśl, że może Michiru też już jest takim kryształem. Ten krzyk... Czy to była ona? Jej najdroższa Michiru? "Cholera! Jak mogłam nie rozpoznać jej głosu?!" Była na siebie wściekła. "Ale nie mogę zwalać wszystkiego na trawę." Znów uśmiechnęła się do swoich myśli. Ale zaraz spoważniała. Michiru jest w niebezpieczeństwie. Nie ma czasu do stracenia.
"Wybaczcie." Pchnęła drzwi. Tym razem nie poczuła oporu, ale coś jakby... nadzieję? "Postaram się wam pomóc - o ile jest to jeszcze możliwe. Ale w tej chwili najważniejsza jest Michiru." Drzwi uchyliły się i jej oczom ukazała się lustrzana posadzka, w której zatopione były kolejne miliony kryształów. Haruka stała w progu, próbując w panującej ciszy usłyszeć jakikolwiek dźwięk. Spod sufitu płynęło światło, załamując się na ostrych krawędziach dziwnych figur osadzonych w posadzce. Kryształowych, jakby inaczej! Haruka poczuła ogarniającą ją złość. Ktoś tu miał bardzo wyrafinowane poczucie smaku i najwyraźniej lubował się w cudzym cierpieniu.
Jako że w pomieszczeniu wciąż zalegała niezakłócona niczym cisza, Haruka postanowiła rozejrzeć się nieco. Właściwie miała wielką ochotę przebiec korytarze i jak najszybciej odnaleźć Michiru. Nie mogła jednak tego zrobić. Po pierwsze - bieganie nie wchodziło w rachubę z powodu stanu jej stóp, a po drugie - jakby nie było - musiała być ostrożna. Tylko że to było takie trudne! Cierpliwość decydowanie nie była jej cnotą. Należało jednak działać. Haruka ostrożnie postawiła stopę na posadzce. W miejsce przeszywającego bólu poczuła kojącą ulgę. Powoli rozluźniła mięśnie. To sporo ułatwiało, oby tak dalej.
Gdy w końcu stanęła na środku tej przedpokojo-komnaty, była już zupełnie pewna, co robić. Michiru ją przyprowadziła do tego wymiaru, Michiru doprowadzi ją do siebie. Zamknęła oczy, a w jej umyśle natychmiast pojawił się właściwy obraz. Praktycznie od razu wiedziała, dokąd ma iść. Stała jednak jeszcze chwilę bez ruchu, rozkoszując się poczuciem tej więzi. Michiru była bardzo blisko. Haruka po podniesieniu powiek dostrzegła seledynowo-złoty na powietrzu, ślad, który zaprowadzi ją do celu.
Nie wahając się ani chwili, poszła we wskazanym kierunku. Minęła zasłonę z kryształów zawieszonych na prawie niewidocznych nitkach i dźwięczących przy dotyku. Przeszła długi korytarz, którego kryształowe ściany odbiły po wielokroć jej sylwetkę. Przeszła przez komnatę, której sklepienie ginęło gdzieś w górze, a echo jej kroków rozlegało się po całym pomieszczeniu. Weszła na schody prowadzące donikąd. I końcu stanęła przed drzwiami, tymi drzwiami. Serce biło jej szybko - ten dźwięk rozlegał się w całym zamku. Czuła, że ściany i podłogi wibrują w rytm jej tętna. Wyciągnęła rękę... Drzwi same się otworzyły...
Michiru powiedziała kiedyś, że zna Harukę lepiej niż ona sama. Ale ta zależność działała w obie strony. Haruka wiedziała, że Michiru nigdy nie dałaby się dotknąć żadnemu mężczyźnie, dlatego widok, jaki ukazał się jej oczom, był tak absurdalny. Oto w komnacie, na kryształowym łożu, pod atłasowym przykryciem leżała Michiru w objęciach mężczyzny. To było tak nieprawdopodobne, że Haruka roześmiała się w głos, budząc rzecz jasna śpiącą parę.
Po chwili jednak śmiech zamilkł na jej ustach, ujrzała bowiem widok o wiele bardziej nieprawdopodobny. Na jej oczach mężczyzna w ułamku sekundy zmienił się... w nią samą. Haruka Tenou i Sailor Uranus stanęły naprzeciw siebie, patrząc sobie głęboko w oczy. Identyczna sylwetka, oczy, usta, spojrzenie... Identyczna postać.
Michiru poruszyła się na łóżku. Tak, to była prawdziwa Michiru, nie demon czy iluzja, jak Haruka uprzednio myślała. Otworzyła oczy i rozejrzała się po komnacie nie do końca przytomnym wzrokiem.
- Haruka...?
Wyciągnęła rękę do postaci stojącej obok łóżka. Haruka poczuła ogarniającą wściekłość, widząc, jak tamta zamyka dłoń Michiru w swoim uścisku.
- Nic się nie stało. Śpij - rozległ się cichy głos.
Michiru spojrzała w kierunku drzwi, a w jej oczach pojawiło się przerażenie.
- Nic się nie stało - powtórzyła postać. - Naprawdę.
Haruka chciała podbiec, wyrwać dłoń Michiru z dłoni tego... tego... Brakowało jej słów na jego określenie. Nie mogła jednak zrobić niczego. Magia władcy działała. Michiru spojrzała jeszcze raz ku drzwiom, a potem powoli zamknęła oczy. Po chwili jej pierś zaczęła regularnie falować. Zasnęła.
Niby-Haruka oderwała wzrok od jej postaci i spojrzała na prawdziwą Harukę. Mag stał się na powrót mężczyzną. Jako że nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, mogła mu się spokojnie przyjrzeć. Czarne włosy okalały wąską twarz i spływały do pasa spięte na karku. Bardzo ciemne oczy, okolone długimi rzęsami, patrzyły z pewnością, ale i z jakąś arogancją. Na ustach błąkał się tajemniczy uśmiech. Nie był wysoki, raczej średniego wzrostu i postury, ale Haruka była przekonana, że w tym szczupłym ciele kryje się bardzo wiele energii. Był niewątpliwie przystojnym mężczyzną.
- Ale tylko mężczyzną - roześmiał się. Haruka usłyszała w jego głosie gorycz.
Nie zdziwiło jej nawet, że umie czytać w jej myślach. Posiadał niewiarygodną moc pozwalającą mu manipulować ludźmi; to było dla niego błahostką. Haruka na razie postanowiła się nie odzywać.
- Zadziwiające, że udało ci się tu dostać. Nie wiedziałem, że dzisiejsze Senshi mają taką moc. Gratuluję - skłonił się lekko w jej stronę. - A, byłbym zapomniał o dobrych manierach. Jestem Almandise - znów zrobił ledwo dostrzegalny ukłon w jej stronę. - Pan tego zamku - zakreślił ręką koło - i tego wymiaru. - Kolejny wystudiowany gest kształtną dłonią. - Podoba ci się, prawda?
- Co zrobiłeś Michiru?
W oczach mężczyzny pojawiło się uprzejme zdumienie, a twarz przybrała wyraz niewinności.
- Nie ośmieliłbym się zrobić niczego wbrew jej woli.
Haruka miała ogromną ochotę podejść i go uderzyć, ale nie mogła się zbliżyć do wnętrza komnaty choćby o kilka centymetrów.
To było bardzo upokarzające.
- Po prostu pokazałem jej trochę zmienioną postać ciebie. Zobaczyła to, co chciała zobaczyć.
"Nie wierzę!"
- Musisz. Michiru jest tu szczęśliwa. Ze mną.
"Trzeba będzie rozegrać tę partię z niesłychaną ostrożnością, by być zwycięzcą."
- Spróbuj.
"Cholera!"
- To będzie miła zabawa patrzeć, jak twoje wysiłki spełzają na niczym.
- Skąd ta pewność?
- Nie ukryjesz przede mną swoich myśli, wobec czego ja będę mógł przewidzieć każde twoje posunięcie.
Haruka nie miała na to odpowiedzi.
- Możesz się poddać od razu, ale to już nie będzie takie zabawne.
- Przecież dobrze wiesz, że Senshi nigdy się nie poddają.
- Każdy ma swoją cenę i swoją wytrzymałość. Potrafię zmusić cię do odstąpienia od zamiaru odebrania mi Michiru. Zanim jednak przystąpisz do działania, pozwól, że coś ci opowiem. Może usiądziesz? - Za plecami Haruki pojawiło się kryształowe krzesło.
- Postoję.
Almandise wzruszył ramionami i przysiadł na łóżku. Krzesło zniknęło.
- Chcę cię o coś zapytać - powiedziała szybko Haruka, zanim Almandise otworzył usta. - Jestem tu gościem, wobec czego mam nadzieję, że mi odpowiesz.
- Pytaj.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na Michiru?
Almandise podniósł wzrok znad wypielęgnowanych paznokci i spojrzał Haruce prosto w oczy.
- Zakochałem się w niej.
Widok sceptycyzmu na twarzy Haruki trochę wytrącił go z kontekstu.
- A co sprawia, że dwa drzewa splatają swe gałęzie w drodze ku słońcu, a dwie krople łączą się w jedno w oceanie? A gdy dwoje ludzi...
- Nie wiem, kim ty jesteś, ale na pewno nie człowiekiem.
- Nie będziemy teraz dyskutować, kto jest kim. Twoje pytanie zostało wykorzystane. Teraz moja kolej.
Haruka miała wielką ochotę oprzeć się o ścianę, ale kryształy...
- Naprawdę nie chcesz usiąść?
"Odczep się."
Almandise poprawił fałdy szaty, po czym znów przyjrzał się swoim dłoniom z wielką uwagą.
- Moja historia nie będzie długa, obiecuję.
"Obiecanki-cacanki..."
- Naprawdę. Poza tym powinnaś się cieszyć, że z tobą rozmawiam. Nie chcę cię zniszczyć od razu. To nie byłoby praktyczne.
"Bredzisz. Do rzeczy."
- Skoro chcesz... Widzisz, lubię się bawić ludzkimi uczuciami. To taka rozrywka nieśmiertelnych. Nie przypuszczałaś chyba, że... Nie szkodzi. Co ciekawsze, kiedyś również byłem Senshi. Zdziwiona? Niepotrzebnie. Senshi mają moc, ale tylko dzięki odpowiednim praktykom można ją zwielokrotnić. Mnie się to udało. Tylko że doszedłem do wniosku, że po co zawracać sobie głowę walką o miłość i sprawiedliwość. Znasz to hasło, prawda? - Roześmiał się cicho. - Widzę to w twoich oczach. W każdym razie walka nie ma sensu. Może ty też kiedyś do tego dojdziesz... Nieważne. Stworzenie własnego wymiaru wymaga odrobiny wysiłku, ale jeśli się trochę przyłożyć... Postawienie własnego pałacu to również nie problem. Kłopot w tym, że trzeba go jakoś ozdobić. I to w taki sposób, by był on jedyny w swoim rodzaju. Bo wielu magów ma swoje własne wymiary, a w nich swoje własne pałace. Między nami istnieje pewna - pokojowa, ale zawsze - rywalizacja. Nie lubimy powtarzania, za to bardzo cenimy sobie oryginalność. W moim wypadku ozdobami są ludzkie uczucia. Zajrzyj, proszę, w któryś z kryształów.
Haruka odwróciła się do ściany i utkwiła wzrok w krysztale. Dopiero po chwili zauważyła w jego wnętrzu ludzką twarz zastygłą w wyrazie cierpienia. Spojrzała na Almandise'a. Zaczynał już ją denerwować ten jego uśmieszek.
- Jak się już domyśliłaś, są to fragmenty ludzkiego życia. One są jeszcze piękniejsze niż kryształy czystych serc, choć tamte też mają swój urok. A wiesz, jak je zdobywam? Otóż od czasu do czasu zaglądam do waszego świata. Wypatruję zakochaną parę, a potem zwabiam jednego z partnerów do siebie. Z moimi zdolnościami nie jest to trudne. Potem czekam, aż druga strona podejmie poszukiwania i ją również ściągam do siebie. A potem na jej oczach odzieram jej partnera z uczucia, które zamieniam w kryształ.
Haruce nie udało się zachować obojętnego wyrazu twarzy pomimo najszczerszych chęci. Miała przed sobą najgorszego sadystę, jakiego można sobie wyobrazić.
- Jesteś pewnie ciekawa, co robię z partnerem. Otóż nie jestem takim potworem, za jakiego mnie masz. Gdy skończę z jednym, zabieram się za drugiego. To forma litości. Potem odsyłam oboje do ich świata, niezdolnych do miłości, okaleczonych na całe życie. To mnie bawi.
"Niezdolnych do miłości..." Te słowa dźwięczały w umyśle Haruki. "Jakże ubogie byłoby moje życie bez Michiru."
- Prawda? Ale gdybyś o tym nie wiedziała...?
Z oczu Haruki biły błyskawice.
- Michiru! Z nami chcesz postąpić podobnie?!
Almandise spojrzał na leżącą na łóżku dziewczynę.
- Nie... Michiru to co innego.
- Nie wmawiaj mi tego! Ona byłaby najpiękniejszym kryształem w twej kolekcji.
- Niewątpliwie, ale nie zrobię jej krzywdy. Michiru jest inna. Ona nosi w sobie nieprzebrane pokłady miłości. Pewnie dlatego, że jest Sailor Senshi. I jest taka piękna...
Dotknął palcem jej policzka. Haruka stała w milczeniu, wpatrując się w twarz Michiru leżącą na poduszce. Nie mogła nic odpowiedzieć. Nie mogła nawet ulżyć sobie, uderzając dłonią o ścianę. Mogła tylko stać i zaciskać pięści w bezsilnej złości.
Mogła minąć sekunda albo godzina tej dziwnej ciszy, gdy w końcu Haruka zdołała się opanować.
- Co z nami zrobisz?
Almandise, nie odrywając wzroku od Michiru, powiedział:
- Michiru zostanie tutaj, a ty...
- Nie!
- Miałem zamiar zaproponować ci powrót do twojego świata, ale to chyba nie wchodzi w rachubę.
- Odejdę stąd albo z Michiru, albo w ogóle.
Almandise roześmiał się.
- Podoba mi się taka postawa. Jednak stoisz na przegranej pozycji.
"Tak ci się tylko wydaje."
- Ja to wiem.
Tym razem nie dała się sprowokować.
- Mogę zamienić cię w kryształ, ale kryształy migoczą najpiękniej, gdy są w parach, a ciemny kryształ jest bezużyteczny.
Cisza.
- A może po prostu zabiję cię tu i teraz. Owszem. Taką moc też posiadam. Byłoby to znacznie szybsze rozwiązanie naszego problemu.
- Oddaj mi Michiru.
- Ta sprawa nie podlega dyskusji. Chyba jednak nie mam innego wyjścia, jak tylko odesłać cię do twego wymiaru i zamknąć te wrota przed tobą.
Haruka zdawała sobie sprawę, że jeśli Almandise tak zrobi, ona nigdy nie zdoła tu wrócić. Almandise był tak potężny, jak mówił. Może jednak było wyjście...
- Pozwól mi w takim razie zostać tu i być twoim sługą.
Almandise popatrzył na nią, po czym roześmiał się głośno.
- Uważaj, bo przechytrzysz samą siebie. - Pogroził jej palcem.
Haruka osunęła się na kolana.
- Proszę... Nie rozdzielaj mnie z Michiru... - wyszeptała.
Almandise zmrużył oczy.
- Nie potrzebuję cię.
W komnacie zapadła cisza pełna goryczy. Haruka zacisnęła dłonie. I to było wszystko.
- Dam ci jednak szansę. Albo raczej: miło będzie cię pognębić.
- Co masz na myśli?
- Dlaczego po prostu nie zapytać Michiru?
Haruka podniosła głowę.
"Nie mam nic do stracenia."
- Słusznie.
Haruka wstała, a Almandise obudził Michiru z jej niezwykłego niby-snu. Nie zapomniał przyjąć uprzednio odpowiedniej postaci, toteż gdy Michiru otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą tak dobrze znaną i tak bardzo kochaną twarz. Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. Almandise podał jej rękę i pomógł wstać. Powoli obrócił ją ku drzwiom. Haruka ujrzała, jak oczy Michiru wypełnia strach.
"To moje zasady."
Chwila milczenia...
- Ta istota chce cię ze sobą zabrać.
Michiru spojrzała na niby-Harukę ze zdziwieniem.
- Co ty mówisz?
Almandise wskazał na drzwi.
- Chcesz z nią iść?
- O co ci chodzi, Haruka?
- Podczas twojego snu rozmawialiśmy o tobie. Ta istota mówi, że chce z tobą być. Czy zgadzasz się na to?
- Chcę być tylko z tobą.
Michiru nawet nie spojrzała w stronę drzwi.
Magiczne słowa padły. Walka była przegrana.
Almandise uniósł dłoń.
- Słowo się rzekło. World...
Michiru złapała Almandise'a za rękę.
- Co robisz?!
- Zawarliśmy umowę, prawda?
Haruka skinęła głową. Skoro Michiru wybrała, nie było o co się kłócić. I po co żyć.
- Widzisz? Nadszedł koniec.
Michiru spojrzała głęboko w oczy swej partnerki.
- Nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić. Ten... Ta istota niczym ci nie zawiniła. Niech odejdzie w spokoju.
- Ale ona nie chce odejść.
- Pozwól więc, że ja z nią porozmawiam.
Ruszyła w kierunku drzwi. Almandise złapał ją za rękę.
- Nie posłucha cię.
Michiru popatrzyła uważnie na niby-Harukę.
- Nie rozumiem cię. Zachowujesz się dziś jakoś dziwnie.
- Ta istota wybrała już swoją drogę i musi zginąć. - Głos był ostrzejszy.
- Nie pozwolę ci na to! Jesteś wojowniczką o miłość i sprawiedliwość!
Po chwili jej wzrok złagodniał.
- Żartujesz, prawda? - Uśmiechnęła się.
- Odsuń się.
Nic.
- Odsuń się!
Almandise złapał ją ze rękę i odepchnął.
- Żegnaj, Sailor Uranus. World Shaking!
Haruka zamknęła oczy.
Cios jej nie dosięgnął.
Chwila zatrzymała się. Michiru upadła. Bariera Almandise'a zniknęła i tylko dzięki temu Haruka mogła złapać Michiru, zanim ta uderzyła o posadzkę. Ułamek sekundy wcześniej zdołała jednak zaatakować stojącego w osłupieniu i już w swej postaci Almandise'a. Mag zachwiał się, z niedowierzaniem wpatrując się w Harukę, trzymającą w ramionach Michiru.
"Nie potępiam cię za to, że chciałeś zdobyć miłość Michiru. jak bardzo cię rozumiem! Nie wybaczę ci jednak, że chciałeś uczynić to w ten sposób. A jeśli po kilku dniach doszedłbyś do wniosku, że ci się znudziła? Zamieniłbyś ją w kryształ i odesłał na Ziemię: bez uczuć, bez miłości... A ją można tylko obdarować miłością. Nie wolno jej skrzywdzić..."
Łzy przesłoniły jej oczy. Ale spojrzenie Almandise'a było już puste - dwa czarne tunele prowadzące w nieskończoność. Po chwili jego ciało rozpłynęło się w powietrzu.
Michiru otworzyła oczy, gdy ciepła kropla rozprysła na jej policzku.
- Przepraszam. Nie rozpoznałam cię. To moja wina...
- Ćśśś... Nic nie mów. To był twój wybór.
- Nie chciałam... Sprawiłam ci tyle bólu. Czy kiedykolwiek będziesz w stanie mi to wybaczyć?
- Już ci wybaczyłam, Michiru.
Ledwo dostrzegalny uśmiech rozjaśnił twarz jej partnerki. Haruka przycisnęła ją do piersi i trwały tak w milczeniu. Po chwili, która mogła być wiecznością, Michiru wyciągnęła rękę i zanurzyła ją we włosach Haruki. W jej oczach pojawiło się zdumienie.
- Wiesz, że masz we włosach niebo...?
"A w twoich oczach migoczą fale cierpienia" chciała wykrzyczeć swój ból Haruka, ale nie mogła. Zdławiła szloch.
Dłoń opadła powoli. Haruka zacisnęła powieki i zagryzła wargi do krwi, by nie krzyczeć.
I w tym momencie kryształy zaczęły wibrować, wydając przenikliwy, narastając dźwięk.
Ciemność spadła na nią nagle, pochłaniając całą świadomość.
Delikatne promienie słońca wpadały przez szparę w aksamitnej kotarze, nadając pomieszczeniu jakiś urok, a jednocześnie radośnie rozjaśniając panującą tu atmosferę przygnębienia i smutku.
Haruka otworzyła oczy. Pokój stał się wyraźniejszy. Stara szafa, stół koło okna, obrazy na ścianach... Na szafce koło drzwi siedziała Michiru w długiej, białej koszuli nocnej. Splątane włosy nadawały jej sercowatej twarzyczce wyraz jakiegoś zagubienia. Ale gdy tylko oczy jej napotkały spojrzenia Haruki, całą twarz rozjaśnił uśmiech.
- Dzień dobry.
Haruka powoli wstała, podeszła do Michiru i objęła ją bez słowa. Żadne słowa nie były potrzebne. Stały przez chwilę, czerpiąc siłę z dotyku. Czas płynął wolno...
- Chodźmy na śniadanie. Jestem okropnie głodna.
- Nie ma sprawy. Tam gdzie zwykle?
- Jasne.
Haruka ujęła w dłonie twarz Michiru i spojrzała głęboko w jej piękne, szafirowe oczy. Ujrzała w nich radość, miłość i cień, cień, który miał w miarę upływu czasu maleć, ale nigdy nie zniknął. Tego, co się zdarzyło, pamięć nie zdoła wymazać.
- Chodźmy.
Michiru wzięła Harukę za rękę i otworzyła drzwi. W jednej chwili Haruka poczuła coś jakby ogromne poczucie czyjejś wdzięczności, ale to wrażenie szybko minęło. Ciepłe promienie słońca igrały na kroplach deszczu zawieszonych na bramie i ogrodzeniu, przywracały życiu nadzieję.
- Zobacz, drzewa wypuściły pąki.
Michiru tylko roześmiała się perliście.
Zapowiadał się piękny dzień.
[17.02.1998]