anders
Od autorki: Na wstępie oczywiście bardziej niż zwyczajowa uwaga, że wydarzenia opisane poniżej są tylko i wyłącznie FIKCJĄ. Uwaga zaś o mniejszym znaczeniu: jeśli ktoś uzna, że tekst podejrzanie przypomina Serię Herbacianą, pozostanie mi tylko smętnie pokiwać głową... :/
Anders stał w drzwiach. Jørgen nie słyszał pukania albo nie zdążył zareagować, kiedy drzwi już stały otworem - z czego druga możliwość była bardziej prawdopodobna. Anders nie zwykł wchodzić do pokojów bez zapowiedzi, ale z drugiej strony Jørgen nie miał nic przeciwko wizytom Andersa, nawet niezapowiedzianym, a właściwie już dawno ogłosił, że można do niego przyjść o każdej porze. Nawet po północy.
Anders stał w drzwiach i wyglądało na to, że był właśnie w drodze z sauny do siebie. Jørgen postarał się nie reagować na widok swego młodego podopiecznego, a nakazał sobie zastanowić, co właściwie Anders robi w hotelu o tej porze, skoro miał wszelkie prawo świętować gdzieś na mieście. Wyjechali z Bischofshofen zaraz po zawodach i noc postanowili spędzić w Monachium, by spokojnie w poniedziałek lecieć do domu. Anders najwidoczniej uznał, że trzygodzinne świętowanie z chłopakami w podróży w zupełności wystarczy, a po prawdzie Jørgen nigdy nie miał go za szczególnie lubującego się w rozrywkach. No cóż, pewnie Bjørn Einar ucelebruje Andersowe zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni za całą drużynę.
Anders stał w drzwiach, odziany jedynie w biały ręcznik na biodrach, i patrzył do wnętrza pokoju z wyrazem twarzy, który można było z powodzeniem określić jako dziwny. Podobny nosił podczas dzisiejszej dekoracji. Był szczęśliwy i zadowolony, to nie ulegało wątpliwości, usiłował się nawet uśmiechnąć, ale jednocześnie wszystko go przytłaczało. Zupełnie jakby jeszcze nie potrafił zrozumieć, co się stało i jaki jest jego w tym udział. Jakby wydarzyło się zbyt wiele, by mógł to tak od razu zaakceptować. Jørgen przyznał przed samym sobą, że było to jedno z najbardziej emocjonujących zjawisk tego Turnieju.
Teraz Anders stał w drzwiach, a gdy mu się najwidoczniej znudziło, wszedł do środka. Jørgen wciąż na niego patrzył, a Anders patrzył na niego i mógł widzieć to ciepłe spojrzenie i ten ciepły uśmiech. Nawet jeśli Jørgen coraz mocniej zachodził w głowę, jaki Anders może mieć do niego interes. Anders zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie.
- Nie przeszkadzam?
Jørgen pokręcił głową.
- Myślałem, że będziesz zajęty świętowaniem.
Anders spojrzał w okno i z lekkim roztargnieniem przeciągnął ręką przez włosy.
- Bjørn Einar i Anders świętują - rzucił od niechcenia. - Wyciągnęli nawet Roara i Larsa.
Jørgen pokiwał głową, mając w duchu nadzieję, że Lars wie, co robi.
- A Tom?
- Tom rozumie chyba więcej niż ty czy ja. - Anders uśmiechnął się dość tajemniczo po tym raczej zagadkowym stwierdzeniu, patrząc przelotnie na Jørgena i znów wyglądając przez okno, zza którego doleciał dźwięk jednego z ostatnich samolotów. - Ja wolałem spokojny wieczór.
Jørgen milczał, przez co z pewnością musiał sprawiać lekko głupawe wrażenie, ale z drugiej strony nigdy nie cieszył się opinią gaduły.
- Byłem w saunie, wypiłem piwo i przemyślałem kilka rzeczy... - Anders spojrzał Jørgenowi prosto w oczy.
- I przyszedłeś pogadać.
- I przyszedłem... pogadać.
Anders znów odwrócił głowę i znów przeczesał - czy raczej bardziej potargał - włosy. Następnie podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu. Jørgen patrzył na niego znad zapomnianego notebooka, a jego myśli kręciły się w kółko. Anders siedział na skraju łóżka, pozornie zainteresowany swoimi bosymi stopami, pewność siebie, jaką emanował podczas rozmowy, jakby się skurczyła i sprawiał wrażenie, jakby właściwie znalazł się tu przez przypadek. Jørgen zupełnie nie wiedział, jak zareagować, i teraz zdecydowanie czuł się głupawo, ponieważ coś było nie tak. Choć nie miał wątpliwości, że włoski na jego karku nie uniosły się z powodu dziwności tej sytuacji.
- O co ci cho...
- Jesteśmy wszyscy dobrymi kumplami, prawda? Żadne głupie wyskoki nie mają na to wpływu, prawda? - zapytał Anders szybko, patrząc Jørgenowi prosto w oczy. - Nie chcę powiedzieć, że to głupi wyskok albo... Ech, do diabła z tym!
Jørgen wiedział, że szybkość to podstawowa cecha wszystkich skoczków, a kto nie był dość szybki, ten przegrywał. Nie zdążył się jeszcze do tego przyzwyczaić... i być może nigdy nie zdąży, bowiem w tym właśnie momencie Anders zamknął jego notebooka, zsunął z jego kolan, sięgnął do jego twarzy i pocałował. A Jørgenowi po prostu zakręciło się w głowie i musiał zamknąć oczy. Otworzył je dopiero wtedy, kiedy było po wszystkim i odzyskał zdolność myślenia.
Anders patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, które zdawały się łapczywie chwytać każdy przejaw reakcji, a jednocześnie były piekielnie spokojne.
- Nie chcę powiedzieć, że to głupi wyskok - powtórzył między jednym oddechem a drugim, a jego policzki były lekko zaczerwienione. - I nie chcę, żebyś tak myślał.
- A co powinienem myśleć? - Jørgen ze zdumieniem spostrzegł, że odzyskał także zdolność mówienia.
- Och... sam wiesz - stwierdził Anders nieporadnie i wyglądał przy tym tak, że Jørgen byłby się uśmiechnął, ale zdolność uśmiechania jeszcze do niego nie wróciła.
Było cokolwiek dziwne - biorąc wszystko pod uwagę - że wciąż tkwili w tych samych pozycjach na tym samym łóżku i w tym samym pokoju. Jørgen dla pewności odstawił notebooka na stolik, po czym przysunął się do Andersa i usiłował jakoś zaprowadzić porządek w sytuacji, ponieważ wciąż nie wiedział, czy właśnie nie nastąpił jakiś koniec świata. Anders ani nie wyglądał na zmieszanego, ani na szczególnie wytrąconego z równowagi, on sam ani nie krzyczał, ani nie kazał chłopakowi wrócić do siebie... Podejść do sytuacji na poważnie czy z humorem? Ale zdolność uśmiechania się wciąż była poza zasięgiem.
- Jesteś blady - powiedział Anders z niepokojem w głosie. - Gorąco tutaj...
Zamierzał podnieść się i otworzyć okno, ale Jørgen przytrzymał go w miejscu. Byłoby mu gorąco, nawet gdyby nagle w hotelu wysiadło ogrzewanie, a wszystkie okna otwarto na oścież. Naprawdę planował wyjaśnić sytuację, ale w momencie gdy złapał Andersa za rękę, wszystkie mądre słowa znów ulotniły się z jego umysłu, ponieważ Anders był tak blisko, że Jørgen czuł zapach drewna sauny, jaki osiadł na jego skórze. Skóra Andersa wciąż była ciepła, choć przybrała już swój normalny kremowy odcień. I taka miękka...
Jørgenowi po raz kolejny zakręciło się w głowie, więc znów zamknął oczy, ale przedtem zdążył dotknąć wargami ust Andersa. Gdzieś w międzyczasie usłyszał ciche westchnienie, a potem dłonie Andersa zacisnęły się na jego szyi, jego ramiona objęły chłopaka i przyciągnęły go bliżej, a jego palce zanurzyły się w Andersowych włosach, wciąż jeszcze wilgotnych. Jørgen całował Andersa, czuł pod swoimi wargi chłopaka, które zwykły tak chętnie rozsuwać się w szerokim uśmiechu, którym Anders promieniał w chwilach szczęścia. Czuł umięśnione, ale jakże szczupłe barki... Przecież ci skoczkowie byli chudzi jak patyki, a każdy kruchy jak nie przymierzając dziecko...
Jørgen oderwał się od Andersa, dość brutalnie wydobył z jego uścisku, wstał z łóżka i podszedł do okna, czując, że nareszcie wrócił mu rozum. Przeciągnął dłońmi przez włosy i popatrzył na migające w oddali światła płyty lotniska, zupełnie ich nie widząc. Nabrał głęboko powietrza i usiłował uspokoić oddech. Kiedy mu się to mniej więcej udało, obrócił się do wnętrza pokoju i zobaczył, że Anders stoi tuż przed nim. Z nieco zwichrzonymi włosami, z nieco błyszczącymi oczami i wciąż poważnym, spokojnym wyrazem twarzy.
- Anders...
- Wiem, co chcesz powiedzieć - oznajmił Anders. - Nie jestem pijany, mam dwadzieścia jeden lat i wiem, co robię. Wiem też, że tego tak naprawdę chcesz. - Patrzył na niego, lekko przekrzywiwszy głowę na lewe ramię. - Prawda?
Skąd w tym chłopaku tyle pewności?
- Prawda, Jørgen? - spytał Anders głosem, w którym nie było wahania, w którym nie było nawet pytania, ale zaraz jego barwa zmieniła się. - Przepraszam - powiedział łagodniej, opuszczając oczy, ale zaraz znów je podnosząc. - Wiem, po prostu wiem. Nie pytaj, skąd wiem.
Podszedł do okna i zapatrzył się w dal, obejmując dłońmi ramiona.
- Może i jestem tylko zwykłym hydraulikiem... I wiem, że masz żonę... i dzieci... i że jestem twoim jakby podopiecznym... ale... - Nabrał głęboko powietrza, jakby dopiero teraz spłynęło na niego zmęczenie całego minionego dnia.
Jørgen znów nie był w stanie nic powiedzieć i tylko patrzył, i tylko zastanawiał się, skąd w tym szczupłym ciele tyle siły, przede wszystkim psychicznej. To nie były tylko stalowe nerwy, którymi musi cechować się skoczek narciarski, ale także niezachwiana pewność siebie. Anders mógł robić wrażenie dziecka, ale w tym momencie Jørgen lepiej niż ktokolwiek inny zdał sobie sprawę, że ma przed sobą mężczyznę, który potrafi sobie stawiać cele i osiągać je.
Anders odwrócił się do niego, wciąż obejmując dłońmi ramiona i zmarszczywszy czoło, utkwił błękitne spojrzenie, rzeczywiście naznaczone zmęczeniem i jakby czymś jeszcze głębszym, w jego oczach. A Jørgen uświadomił sobie, że widział to spojrzenie już wcześniej i tylko nie potrafił, nie śmiał, nie wyobrażał sobie, jak je interpretować.
- Nie odpychaj mnie. Chcę być przy tobie i chcę ciebie przy sobie - powiedział.
- Masz mnie przy sobie - powiedział Jørgen zachrypniętym głosem, ponieważ coś zaczęło go ściskać w gardle. Wiedział już, że przegrał tę bitwę... ale czy na pewno przegrał?
Stali naprzeciw siebie. Anders obejmujący ramiona i z uniesioną głowę. Jørgen z opuszczonymi dłońmi i patrzący na niego z góry. To było dziwne. Jørgen w najśmielszych snach nie spodziewał się, że dojdzie między nimi do takiej sytuacji. Próbował zastanowić się, kiedy ten chłopak stał mu się tak bliski. I może też był zwykłym dziennikarzem, ale potrafił z twarzy Andersa wyczytać, że i on usiłuje znaleźć odpowiedź na to pytanie. Może to jednak nie było tak ważne? Może będą mieli czas, by wspólnie rozwikłać tę zagadkę. Może jutro... Tymczasem stali i patrzyli na siebie w milczeniu, które rozpraszały jedynie dźwięki transportowej obsługi lotniska.
Wreszcie Anders postąpił ku niemu krok, a Jørgen po prostu wziął go w ramiona. Chłodna skóra pod palcami już nie przyprawiała go o szaleństwo, ponieważ naprawdę liczyło się to, co powiedział Anders: miał go przy sobie.
A kiedy ich usta zetknęły się w kolejnym pocałunku, Jørgen wiedział, że Anders rzeczywiście chce go na więcej niż jeden sposób. Z jakimikolwiek problemami mieli się zetknąć, nie miało to w tej chwili znaczenia. Bjørn Einar mógł świętować Andersowy triumf w najbardziej tradycyjny sposób - oni znaleźli znacznie wykwintniejszy. Przynajmniej mieli pewność, że żaden z chłopaków nie będzie się dziwił, słysząc w środku nocy głośny śmiech Andersa dobiegający z pokoju Jørgena. A Tom... Tom przecież zawsze rozumiał więcej.
[28.1.2007]