apoteoza
Od autorki: Bardzo głupiutki ficzek, zainspirowany rozdziałem 390 :P
- Jest silny - powiedział cicho, właściwie tylko do siebie. - Jego zdolności to zupełnie inny poziom - w jego głosie brzmiało spokojne przekonanie. - Nawet jeśli wykorzystacie całą swoją wiedzę i przygotujecie się na każdą możliwą katastrofę, nie będzie to miało żadnego znaczenia wobec potęgi Kapitana Aizena. - Uśmiechnął się, przenosząc wzrok na obecnych i byłych shinigami, zupełnie bezradnych w danej sytuacji.
Przyjemność stania na dachu i kontemplacji starcia Aizena z całą resztą została brutalnie przerwana, gdy szczupłe ramię pociągnęło go za szatę i sprowadziło z powrotem do parteru. Gdyby nie nadzwyczajna giętkość, nabiłby sobie przynajmniej guza.
- O mnie nigdy tak nie mówisz - nadąsany głos Izuru wyraźnie pobrzmiewał zazdrością. - Skończyłeś już z tą apoteozą? - zapytał, zaborczo owijając ramiona wokół Gina. - Następnym razem chociaż powiedz, że zamierzasz nagle skoczyć na górę - dodał z wyrzutem. - Choć według twoich słów nie mamy z nim najmniejszych szans i koniec świata jest bliski - stwierdził raczej beznamiętnie. - Nie powinniśmy wykorzystać ostatnich chwil bardziej przyjemnie?
Gin ułożył się wygodniej w jego objęciach.
- Nie wierzę w koniec świata - oznajmił z zadowoleniem. Izuru nadąsał się jeszcze bardziej. Gin uśmiechnął się z czułością i przysunął usta do jego ucha. - Ale twój pomysł i tak ma u mnie pełne poparcie - wyszeptał, jego ciepły oddech połaskotał skroń Izuru. Jego zastępca jęknął i zamknął oczy. Gin przesunął usta niżej. - Apoteoza Izuru nigdy by nie była doskonała, choćbym myślał nad nią cały dzień - dodał jeszcze ciszej, zbliżając się do kącika jego ust - a ja nie lubię półśrodków.
Izuru mógł się przekonać, że to prawda.
Gin postanowił, że cała inna rzeczywistość może na niego zaczekać.
[28.1.2010]