atak




Od autorki: Ten fic zalicza się do tych pośrednich - trochę jest humorzasty, trochę poważny. Pomysł nań wpadł mi do głowy - nic dziwnego - podczas choroby...:)





- Straszny upał w tym roku. - Cathia wyłączyła miecz i otarła pot z czoła. - Dawno nie było tak gorąco!

- Zdecydowanie - potwierdziła Clio Selene, nie komentując, że ona jest na planecie dziesięć lat dłużej niż jej młodsza koleżanka. Ostatecznie prawdą było, że tak upalnego lata tu nie przeżyła.

- Całe ubranie klei mi się do ciała - Cathia uznała, że - korzystając z okazji - trochę sobie ponarzeka. - To musi być fascynujący widok. Prawda, Exar? - zapytała, błyskawicznie odwracając się w stronę absolutnie nie spodziewającego się tego Exara.

Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, nic nie powiedział i przeniósł spojrzenie na drugą kobietę.

- Nie wydaje mi się, by u niej było więcej do oglądania niż u mnie - burknęła, bezpośrednia jak zwykle, Cathia, nieco zresztą urażona.

Exar nie czuł potrzeby wyjaśniania, że Cathia zazwyczaj ubierała się w stroje, które ukazywały jej wdzięki, natomiast Clio wręcz przeciwnie. Dopiero te ostatnio dniowe upały zmusiły ją do złożenia obcisłego podkoszulka na ramiączkach w miejsce zwyczajowego treningowego stroju z kołnierzykiem. Czyli stójką - jak złośliwie komentowała Cathia.

Exar miał na sobie coś podobnego - ostatecznie katowaniem się czy czystym masochizmem byłoby ubieranie czegoś grubszego. Temperatura na zewnątrz swobodnie sięgała ponad 40°C i było tak już od ponad dwóch tygodni. I nic nie wskazywało na to, by miało się wkrótce ochłodzić. Exar podejrzewał, że może to na skutek aktualnego przebywania Yavina w jakimś aphelium czy peryhelium - z astrogeografii nigdy nie był dobry, zresztą na temat Yavina naprawdę dużo więcej nie wiedział ponad to, co mu było przydatne. A nawet gdyby wiedział, w niczym by to nie poprawiło istniejącej sytuacji.

W każdym razie nie uznał, by upały były wystarczającym powodem do zaprzestania treningów, co zresztą zaproponowała Cathia. Później już nie był taki pewien, ale nie chciał podważać swego autorytetu. Będzie tu ćwiczył choćby do udaru, ale nie odwoła treningów.

No nie, aż tak zdesperowany nie był. Ale niech Cathia trochę się pomęczy. Uśmiechnął się sadystycznie.

- Nienawidzę gorąca! - zawyła Cathia. - Exar, to wszystko twoja wina!

- Tak? A tym razem dlaczego? - Exar uniósł brwi w absolutnym nie-zainteresowaniu.

- Bo to zawsze jest twoja wina! - wymamrotała mściwie Cathia.

- No tak, oczywiście. Zapomniałem.

- Skleroza nie boli - rzuciła filozoficznie Cathia.

- No nie, wy znowu zaczynacie. - Clio zastanawiała się, czy będzie miała siłę rozdzielać ich, gdyby znowu się pobili.

Im jednak w głowie było nie to. Exar machnął tylko ręką, co Cathia w swej pokręconej logice uznała za znak odprawy czyli zakończenia ćwiczeń i błyskawicznie ulotniła się z sali. Już po chwili słychać było szum prysznica i ciche podśpiewywanie dobiegające z piętra.

Clio spojrzała na Exara, po raz kolejny stwierdzając w myślach, że jest obłędnie przystojny i doskonale zbudowany. A przecież nie dlatego go kochała.

- To chyba zrobimy małą przerwę - stwierdził Exar niepewnie.

Clio popatrzyła na niego sceptycznie.

- Taką gdzieś do wieczora.

Odpowiedziało mu promienne spojrzenie błękitnych oczu.



- Kiedy to się skończy? - wyjęczała Cathia, wachlując się sporych rozmiarów brulionem, który na co dzień służył zapewne do nieco innych celów.

- Nie wiem, Cathy. Uwierz mi, że nie wiem. - Clio odstawiła pustą szklankę na szafkę.

- Exar, zrób coś...

- Daj mi spokój.

Z braku innego zajęcia (Exar zdecydowanie aż tak zdesperowany nie był) cała trójka leżała w pokoju Clio i nudziła się niepomiernie. Cathia oczywiście w myśl zasady "Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma", a parafrazując "Wszystko dobre, czego nie robię", upierała się, że chce treningu. Exar nawet nie komentował. Nie miał sił.

- No i te cholerne komary! - Cathia rozgniotła kolejnego owada na swoim przedramieniu. - Nienawidzę robali.

- Wiem - potwierdziła Clio. - Czyja kolej na przyniesienie wody?

Odzew był żaden. Kobieta westchnęła, zwlokła się z łóżka, wzięła dzbanek i ruszyła na podbój kuchni.

- Coś długo nie wraca - wymamrotała Cathia, gdy Clio po półgodzinie w dalszym ciągu nie było. - Może jej się coś stało?

- Nie bredź. Upał ci zaszkodził? - spytał Exar, ale w istocie zaniepokojony wstał z krzesła i podążył za Clio.

Już po chwili wrócił, trzymając nieprzytomną kobietę na rękach. Cathia zerwała się z łóżka.

- Co jej jest?!

- A skąd, do jasnej cholery, mam wiedzieć?! - ryknął. - Pewnie udar - dodał spokojniej, widząc zraniony wzrok dziewczyny. - Przynieś wodę. Dużo.

Cathia wybiegła z pokoju. Exar oderwał kawałek prześcieradła, a gdy Cathia wróciła już z wodą, namoczył go i położył Clio na czole.

- Trzeba będzie zmieniać go co jakieś pół godziny.

- Jasne - Cathia skinęła głową, patrząc poważnie jak rzadko.

- I zrób coś z tymi komarami.



Clio odzyskała przytomność wieczorem. Wtedy też Exar zauważył, że jej skóra na całym ciele pokryta jest czerwonymi pęcherzykami.

- To zwykła reakcja alergiczna - uspokoiła go kobieta.

- Na komary?

Skinęła głową.

- Jakim cudem? Przecież Cathii i mnie nic nie jest.

- Nie zapominaj, że ja wychowałam się na stacji. U nas nie było owadów ani innych naturalnych alergenów. Jedynie ten, kto opuszczał stację, poddawany był badaniom i ewentualnie immunizowany. Nie ma się czym przejmować.

Exar pokręcił głową.

- Ale mieszkasz tu od ponad dziesięciu lat i do tej pory nic takiego się nie zdarzyło. Dopiero teraz...

Clio uśmiechnęła się lekko.

- Przyszła kryska na matyska. Może dopiero teraz poziom alergenów wzrósł do krytycznego poziomu? A może to jakiś specjalny alergen, z którym wcześniej nie miałam kontaktu? Nie wiem. Nie potrafię tego wyjaśnić.

- Nie zawracaj sobie tym głowy - poradził jej Exar. - Lepiej się prześpij. Naprawdę mam nadzieję, że to nic poważnego.

- Na pewno. Zresztą już czuję się dobrze.

- Nie przesadzasz?

- Ani trochę.

- Ale i tak trochę przy tobie posiedzę.

- Jeśli chcesz...

Ostatecznie Exar spędził całą noc w jej pokoju, tym razem w wyjątkowo innym celu niż zazwyczaj, jak skomentowała później Cathia. Clio trochę gorączkowała, ale większość nocy przespała. Może rzeczywiście nie było się czym martwić...?



Następnego dnia Clio czuła się już zupełnie dobrze i zdecydowanie odmówiła propozycji zostania w łóżku. W roli chorej, bo w łóżku i tak leżeli - jak przez te kilka ostatnich dni. Exar naprawdę liczył na to, że upał wkrótce minie, bo to robiło się coraz bardziej nie do zniesienia. Komarów też było coraz więcej i nawet Cathia przyznała, że chyba w piekle nie może być gorzej.

Toteż gdy któregoś ranka spadł deszcz, a temperatura obniżyła się o jakieś 20°C, cała trójka nie posiadała się ze szczęścia. Cathia i Exar od razu zabrali się do treningów i w świątyni zapanowała sielska atmosfera. Clio stwierdziła, że to chyba jedyny pozytywny skutek tych upałów. Cathia była dla Exara tak miła jak nigdy dotąd. I vice versa.

Idylla trwała...



- A teraz blok! - Exar uniósł miecz i spuścił go na głowę dziewczyny.

Gdyby nie powstrzymał się w ostatniej chwili, Cathia leżałaby trupem u jego stóp. Być może w niektórych sytuacjach życzyłby sobie tego, ale... Dziewczyna nawet nie uniosła ręki. Po prostu w jednej chwili jej oczy spojrzały w przestrzeń i zastygła w bezruchu. Exar już zaczynał zastanawiać się, co mała kombinuje, gdy dostrzegł, że jej pierś w ogóle się nie podnosi. W momencie gdy rozważał dalsze postępowanie, dziewczyna tak samo nagle wróciła do siebie. Po czym rozkaszlała się straszliwie.

Gdy w końcu odzyskała oddech, jej oczy popatrzyły na mężczyznę z przerażeniem.

- Exar, co się...

Nie zdążyła dokończyć. Exar złapał ją w ostatniej chwili.



- Że jak? Straciła przytomność?

- Po prostu nagle zupełnie jakby weszła w trans. Przestała cokolwiek zauważać i reagować. O mało jej nie zabiłem. Ale najgorsze jest to, że straciła oddech. Gdyby to trwało dłużej, udusiłaby się.

Clio spojrzała z obawą na leżącą na łóżku dziewczynę. Cathia spała. Właściwie trudno było to nazwać snem. Miała wysoką gorączkę i coś bredziła w malignie.

- Jak myślisz? Co to może być? - spytała Clio mężczyznę. Nie potrafiła zapanować nad głosem i Exar wysłyszał w nim autentyczny strach.

Clio rzadko bała się czegokolwiek, ale... Ale on sam tym razem, patrząc na zaczerwienione policzki Cathii, czuł, jak coś lodowatego przenika mu serce. Za bardzo przywiązał się do tego dziecka i nie chciał jej stracić. Nie w taki sposób.

- Nie wiem, Clio. Naprawdę nie wiem - powiedział cicho. - Możemy tylko łagodzić objawy, dopóki nie dowiemy się czegoś więcej.

Clio zdjęła okład z czoła Cathii i położyła nowy. O ile się orientowała, temperatura ciała dziewczyny ciągle rosła. To nie wróżyło niczego dobrego.

Exar wstał z krzesła i podszedł do okna. Na dworze panowała już ciemna noc.

- Tak mało wiemy o tym miejscu - powiedział. - Do tej pory Yavin 4 był bezpieczną planetą. Tymczasem ostatnio te upały, a teraz to...

- Myślisz, że to ma jakiś związek?

- Kto wie...?

- A co z naszymi technikami uzdrawiania? - Clio nie rezygnowała.

- Przecież wiesz, że nic nie mogę zrobić. Choćbym chciał. Tylko ona może sobie z tym poradzić. Musi odkryć chorobę we własnym ciele i spróbować ją pokonać. Nie ma innej rady.

Odwrócił się od okna.

- Idź spać. Ja przy niej posiedzę.

Clio pokręciła głową.

- Zostanę. Nie wiadomo, co się może stać.

Exar usiadł obok niej.

- W takim razie dotrzymam ci towarzystwa.

Clio poszukała jego ręki i nic nie powiedziała. Jej wzrok mówił wszystko.



Wbrew ogólnym nadziejom temperatura nie spadła. Cathia cały czas leżała tak rozpalona jak przedtem. Około południa w końcu odezwała się do nich w miarę przytomnie, ale już po chwili Clio miała okazję na własne oczy zobaczyć to, o czym wcześniej wspominał jej Exar. Cathia nagle zesztywniała i zapatrzyła się w jakiś odległy punkt. Nie pomagały ani szarpanie, ani uderzenie w twarz. Dopiero po jakichś dwóch minutach dziewczyna ocknęła się z tego dziwnego ataku. Gwałtownie złapała powietrze, a potem znowu zemdlała. Clio popatrzyła na Exara z nietajoną rozpaczą i przerażeniem w oczach. A Exar mógł jej tylko powiedzieć, że tym razem trwało to znacznie dłużej niż poprzednio. I sam nie krył obawy.

Następnym razem mogło trwać o sekundę za długo...



Clio wydawało się, że gorzej już być nie może. Dotarło do niej, jak bardzo była w błędzie, gdy jeszcze tego samego popołudnia była świadkiem, jak Exar w jednej chwili doznał takiego samego ataku jak przedtem Cathia. Kobieta zdała sobie sprawę, że nie będzie musiała długo czekać na swoją kolej, toteż podjęła błyskawiczną i konkretną decyzję. Jedyną słuszną w tej sytuacji.



- Nie pozwalam ci! - Oczy Exara błyszczały od gorączki, ale jego głos brzmiał pewnie i nakazująco.

Clio popatrzyła na niego w udręce. Na człowieka, którego kochała i którego woli nigdy się nie sprzeciwiła. Aż do teraz.

- Nie ma innego wyjścia - wyszeptała.

- Daj mi czas, a dowiem się, co to jest. I jak to zwalczyć.

Oczy kobiety zalśniły od łez.

- Cathia nie ma już czasu, Exar. Ona umiera - powiedziała cicho. - Muszę to zrobić.

Exar zamknął oczy.

- To wielkie ryzyko...

- Nic gorszego nie może nas spotkać. W tej chwili Cathii potrzebna jest fachowa pomoc, a tej ani ja, ani ty nie możemy jej dostarczyć. Exar! Jeśli choć trochę obchodzi cię los tej dziewczyny, a przecież wiem, że tak jest, pozwól mi to zrobić!

Mężczyzna milczał.

- Nie chcę patrzeć, jak umierasz - dobiegły go jej słowa.

Spojrzał na nią. Po jej policzkach płynęły łzy.

- Jutro może być za późno. Musimy to zrobić teraz, bo jutro ja mogę zachorować. A wtedy już nikt nam nie pomoże. Doskonale o tym wiesz.

Po chwili długiej jak wieczność Exar skinął głową. Kobieta uśmiechnęła się przez łzy.

- W takim razie idę przygotować Starstorma.

Wybiegła z pokoju.

Exar opadł na poduszki. Nie wiedział, jak to się skończy. Ale Clio Selene miała rację. Stawką w tej grze było życie całej ich trójki. Gdyby tylko wiedział, co ich zainfekowało... Więcej nie zdążył pomyśleć. Znów stracił przytomność.



Clio zmierzała właśnie w stronę statku Exara, gdy do jej umysłu doleciało jakieś subtelne uczucie. Było tak słabe, że właściwie nie miała prawa go wyczuć. Ale jej zmysły wyostrzyły się w ciągu ostatnich dni. Dlatego mogła zidentyfikować ową emanację. Był to jakby odgłos czyjegoś zadowolenia z siebie, triumfu i poczucia własnej wielkości. Przez chwilę Clio stała niezdecydowana, zastanawiając się, czy to nie wytwór jej wyobraźni. A potem wysłała sondę w poszukiwaniu nadawcy tego przekazu, co jako Dark Lady nie było dla niej problemem. I po chwili już wiedziała, że na księżycu jest ktoś jeszcze; wróg; ktoś, kto był odpowiedzialny za to wszystko. Nie miała czasu na zastanawianie się. Nie miała chwili do stracenia. Błyskawicznie udała się w zlokalizowane miejsce. Ten ktoś był bardzo blisko.

Biegła przez las, nie zważając na gałęzie, które raniły jej twarz. W jej sercu pojawiła się nadzieja, że może jednak nie wszystko stracone, że może jednak im się uda... Niechciana nadzieja, tłumiona... Ale przecież... Mieli jeszcze tyle do zrobienia. Mieli wskrzesić Bractwo Sithów, taki był ich główny cel. Nie mogli tego zaniedbać. Nie mogli zginąć w tak głupi sposób. Wtedy cała robota Exara poszłaby na marne. Owszem, może po tysiącleciach zjawiłby się kolejny taki Exar, ale... Nie, nie mogła do tego dopuścić.

Zupełnie nagle wypadła na polanę. Musiała biec dość długo, bo zdążyła się porządnie zmęczyć. Oddychała teraz szybko, by uspokoić akcję serca. Ale właściwie trudno jej było to osiągnąć. Bo oto oczom jej ukazał się statek, stojący na drugim skraju polany. I usłyszała jakiś dziwny odgłos. Jakiś szum, zupełnie nienaturalny w tych warunkach. Po chwili wiedziała już, co go powoduje. Po całej polanie, a wokół statku zwłaszcza, latały całe chmary komarów. Clio nigdy w życiu nie widziała ich aż tyle. Ale nie miała czasu na zastanawianie się, bo oto z wnętrza statku ktoś wyszedł. I nagle stanął w miejscu - zdziwiony zapewne jej widokiem. Zdziwiony, ale nie przestraszony. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem mężczyzna uśmiechnął się lekko - lekceważąco i zimno.

- Więc jeszcze nie pomarliście wszyscy? - spytał ironicznie, kładąc dłonie na biodrach.

Kobieta nie miała czasu, by mu się zbytnio przyglądać, stwierdzając jedynie, ze ma około trzydziestu lat.

- No cóż, to tylko kwestia czasu - kontynuował przybysz.

Clio zapaliła miecz i podeszła bliżej.

- Co im zrobiłeś i jak mogę im pomóc? - spytała bez ogródek.

- Jesteś głupsza, niż sądziłem - odpowiedział z kpina mężczyzna. - Powinienem był zwiększyć dawkę.

Kobieta zmierzała ku niemu ze szczerym zamiarem przyłożenia mu miecza do gardła i wymuszenia odpowiedzi z tego aroganta. Nie zdążyła. Mężczyzna nie wykonał ani jednego ruchu, ale w tym samym momencie chmara komarów jakby na rozkaz rzuciła się na Clio z głośnym brzęczeniem. Kobieta czuła, jak tysiące ssawek wbijają się w jej ciało. Ból był umiarkowany, więc nawet nie zwróciła na niego szczególnej uwagi i szła dalej. Nagle znieruchomiała, a miecz wypadł z jej ręki. Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie, a pierś przestała falować.

Widziała i czuła, a jednak była jakby zupełnie oddzielona od rzeczywistości. Widziała, jak uśmiech na twarzy mężczyzny staje się coraz szerszy. Czuła, jak w jej karku pulsuje coś gorącego. Słyszała potworny szum w głowie, utrudniający myślenie czy skupienie się na czymkolwiek. A jednocześnie nic nie mogła uczynić. Przed jej oczyma zaczęły migotać czerwone cienie, wokół zniknęło wszystko za wyjątkiem postaci tego człowieka. I to na nim Clio Selene mogła zogniskować swoją uwagę. Przestała myśleć o czymkolwiek, zostawiła w swoim umyśle tylko wizerunek tego mężczyzny. I wysłała wiązkę Mocy. W sam raz taką, by zatrzymać jego serce. Tylko tyle mogła uczynić. Nie miała siły na kalibrację przekazu. A potem z wielkim wysiłkiem otoczyła się Mocą. Otoczyła całą swoją osobowość i pozwoliła, by Moc płynęła przez jej ciało. Oddech powrócił, ręce i nogi mogły się znów poruszać. Złapała gwałtownie powietrze i pozwoliła płynąć mu do jej płuc i do krwi.

Mężczyzna leżał przed statkiem, a jego martwe oczy patrzyły w przestrzeń. Twarz zastygła w wyrazie przerażenia i zdumienia. Zdumienia porażką? Może... Clio przeskoczyła nad nim i wpadła do wnętrza statku.

Zgodnie z oczekiwaniami centralnym pomieszczeniem było laboratorium chemiczne. Dopadła do komputera i zaczęła przeglądać dane. Gdzieś to musiało być... Czas upływał.

Była już ciemna noc, gdy na dziedzińcu przed świątynią wylądował obcy pojazd. Wypadła z niego młoda kobieta, której twarz wyrażała tak szczęście jak i obawę. Czy nie było za późno...?



- Dzisiaj wstaję - oświadczył Exar, budząc się rankiem dwa dni później.

- Jeśli chcesz... - odpowiedziała Clio Selene, przeciągając się z lubością.

Exar istotnie wstał i miał zamiar wyjść, ale w połowie drogi do drzwi coś mu się jakby przypomniało. Odwrócił się i chwilę podumał. Potem podszedł do łóżka i nachylił się nad leżącą Clio Selene. Jego szare oczy spojrzały na nią z powagą.

- Dziękuję za to, co zrobiłaś - powiedział cicho.

Kobieta nie odpowiedziała. Wystarczył mu jej wzrok. Pochylił się jeszcze bardziej i delikatnie ją pocałował.

- Khe-em - dobiegło od strony drzwi.

- Czego tu? - spytał niezbyt zadowolony Exar, widząc stojącą Cathię w dość skąpym odzieniu i szopie na głowie. Jasne było, że dopiero wstała. A dzień zapowiadał się tak miło...

- Bo ja chciałam podziękować - Cathia wyjąkała płaczliwie.

- No nie, przestańcie już - Clio czuła się zażenowana. - Każde z was zrobiłoby to samo na moim miejscu. Nie ma o czym mówić.

- Tak więc możesz już iść - stwierdził Exar.

Cathia pokazała mu język i usiadła na łóżku.

- Ale ja bym się chciała jeszcze dowiedzieć, co to było za paskudztwo - spojrzała na Clio poważnie.

Kobieta wyjrzała przez okno. Na dziedzińcu wciąż stał statek tamtego człowieka... Kim on był?

- Z tego, co dowiedziałam się z komputera, komary zostały zainfekowane jakąś substancją. Stymulowała je ona do produkcji innego związku, który wstrzykiwały nam. Razem z krwią trafiał on do centralnego układu nerwowego i tu się gromadził, głownie w okolicy rdzenia przedłużonego, a jeśli chcecie wiedzieć jeszcze dokładniej - ośrodka oddychania. Po przekroczeniu pewnego poziomu toksyna powodowała ucisk tego miejsca i zatrzymanie oddechu. Ponadto oddziaływała na inne części mózgowia, co wywoływało omdlenia, gorączkę i ogólne osłabienie.

- No dobrze, ale dlaczego ty zachorowałaś na końcu? - pytała, ciekawska jak zwykle, Cathia.

- Być może spowodowane to było moja wcześniejszą infekcją. Być może w mojej krwi wytworzyły się jakieś przeciwciała i przez ten czas chroniły mnie przed toksycznym działaniem związku? Nie wiem. Nie jestem lekarzem.

- To powiedz jeszcze, jak udało ci się nas wyleczyć.

Clio uśmiechnęła się.

- W laboratorium znalazłam odpowiednie szczepionki, które mogłam tylko wam wstrzyknąć. Na szczęście szybko podziałały.

Cathia zbladła jak ściana, co - zważywszy na sytuację - było nieco niespodziewane.

- Chcesz powiedzieć, że mnie... kłułaś? - spytała grobowym głosem.

Clio skinęła głową. Oczy dziewczyny napełniły się łzami.

- Jak mogłaś?! Przecież wiesz, że nienawidzę igieł! Nigdy ci tego nie wybaczę!

Clio była nieco zaskoczona, ale Exar postanowił wykorzystać sytuację.

- Oczywiście konieczne jest jeszcze dwukrotne zaaplikowanie szczepionki. Clio, masz je tu gdzieś? Załatwimy to od razu...

Zdążył tylko zauważyć, że rozpacz w oczach Cathii zastępuje wyraz czystego przerażenia. Nic więcej nie zobaczył. I nie miał zobaczyć przez następny tydzień.

Tak, Cutsson czasami bywała zabawna.

- Odkryłam coś jeszcze - dobiegł go cichy głos Clio.

- Tak? - Exar odwrócił się w jej stronę.

- On wykonał to wszystko na zlecenie.

W pomieszczeniu zapadła cisza.

- Chcesz powiedzieć, że chodziło mu konkretnie o nas? - spytał Exar po chwili ze zdumieniem.

Clio przytaknęła.

- Wobec tego kto to wszystko zaplanował?

- To nazwisko nic mi nie mówi. - Clio potrząsnęła głową. - Nazywał się Ulic Qel-Droma.




[31.10.1999]



back