Aż uwierzysz
Until the truth becomes a lie
Until you change, until you deny
Until you believe
- Thirty Seconds To Mars, "Savior"
I
Alluka chłonie.
Najpierw są to tylko obrazy. Widoki ze sterowca, przeróżne scenerie, od gór po morza, jeziora i lasy, rozciągające się po horyzont łąki. Znajduje nowe nazwy dla kolorów i nowe kolory dla nazw. Oniichan, jak woda może mieć tyle odcieni? Spójrz, przy brzegu jest tak jasna, ale dalej? Szafirowa? Czy tak się dzieje, kiedy robi się głęboko? A tamte drzewa? Wyglądają tak… miękko, aż chce je poklepać. Tamte za to strzelają ku niebu, jakby chciały dotknąć słońca. Czy dlatego są takie ciemne, by chronić się przed jego blaskiem? Oniichan, słońce jest żółte? Nie, zmienia się przecież w ciągu dnia.
Czasem przepełnia ją taki zachwyt, że śmieje się sama do siebie, a Oniichan uśmiecha się jeszcze szerzej. Jak wtedy, gdy kilka dużych ptaków – zaraz dowie się o nich więcej – przez chwilę leci przy burcie sterowca, a ich białe skrzydła z czerwonymi końcami, wydaje się, bez wysiłku przecinają powietrze. Nie zważają na pojazd, wiedzą, że niebo i tak należy do nich – ale wtedy jeden z nich nagle robi zwrot i wykonuje figurę, której żadna maszyna nie byłaby w stanie powtórzyć. Szkarłatne końcówki piór niemal muskają szybę i Alluka wyciąga rękę, jakby chciała odpowiedzieć na to powitanie.
Niebo o zmierzchu jest najpiękniejszym obrazem, jaki można sobie wyobrazić, gdy intensywny błękit – poprzez wszystkie możliwe odcienie – ciemnieje aż do czerni i tak samo zmienia się ziemia w dole, by pokryć się cieniem. Alluka wie, że nigdy nie będzie mieć dość tego spektaklu. Jutro i pojutrze, i popojutrze też będzie go oglądać. Oniichan, a jak nazwiesz ten kolor? Wymyśl coś! Co, chłopaki nie znają się na kolorach? Więc będziemy się ich razem uczyć!
Kiedy po przeciwnej stronie wschodzi okrągły księżyc, Alluka z przejęcia nie jest w stanie wydobyć głosu. Jej oczy są równie okrągłe, gdy wpatruje się w mleczną kulę i chłonie spokojne światło, a jakieś dawno zagubione wspomnienie ściska jej serce. Przyciska dłonie do piersi i tylko patrzy, patrzy, patrzy.
Mogłaby tak patrzeć całą noc.
– Alluka, jesteś szczęśliwa? – pyta Oniichan, jakby to nie było oczywiste.
– Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam pełnię – szepce Alluka w odpowiedzi, a potem pyta: – Możemy tutaj trochę zostać?
– Zostaniemy, ile będziesz chciała.
Kiedy Killua widzi zachwycony wyraz twarzy Alluki – tak naprawdę Alluka wyraża zachwyt całą sobą – przepełnia go zarówno radość, jak i smutek. Jest szczęśliwy, ale uczucie to zabarwione jest winą. Za każdym razem, gdy oczy Alluki rozjaśniają się na widok czegoś, co ją oczarowało – czym może być dosłownie
cokolwiek – Killua wie, że podjął jedyną słuszną decyzję, by pokazać jej świat… i jednocześnie ma wyrzuty sumienia, że na tak długo zostawił ją samą. Nie, zupełnie o niej zapomniał. Obawia się, że nigdy nie będzie w stanie wynagrodzić jej tych koszmarnych lat, które musiała spędzić w zamknięciu – on sam oblewa się zimnym potem na myśl takiego losu.
Alluka nie ma mu niczego za złe – nie teraz, ale co będzie później? Jeśli z upływem czasu zrozumie, jak wiele straciła? Killua bardzo łatwo potrafi sobie wyobrazić, jak szczęście w oczach siostry zmienia się w oskarżenie. Kogo powinna oskarżać, jak nie jedynego człowieka, który o nią kiedykolwiek dbał? Killua wie, że nie zniósłby tego, choć sobie zasłużył.
Ale jednocześnie – kiedy stara się nie analizować, tylko słuchać uczucia, i nie jest to tylko żarliwa nadzieja na własne ocalenie – wydaje mu się, że Alluka nigdy nie będzie żywić urazy. Nie tylko do niego, ale w ogóle. Killua wie, że – cokolwiek by twierdzili inni – jego siostra
jest z gruntu dobrym człowiekiem. Biorąc wszystko pod uwagę, nie pojmuje, jak to w ogóle możliwe, ale gotów jest to przyjąć jako dogmat.
I kiedy tak patrzy na jej rozpromieniony wzrok, na zdumienie połączone z adoracją, na rozchylone w zachwyconym uśmiechu usta, na drżące w niespokojnym entuzjazmie dłonie na szybie… wtedy próbuje schować winę i skupić się na szczęściu, co nie jest takie trudne, gdyż radość Alluki wydaje się zaraźliwa. Wkrótce Killua jest w stanie widzieć świat jej oczami. Widoki, które dotąd uznawał za oczywiste i którym nie poświęcał większej uwagi, jeśli nie miały znaczenia, nagle ożywają na nowo, kiedy słowa Alluki nadają im formę, zupełnie jakby zostały obrysowane palcem, i wypełniają się kolorem. Góry zaczynają przypominać siedziby jakichś nieznanych olbrzymów, nakrapiane jeziorami połacie łąk zdają się planszą do gry, a odgadywanie kształtów chmur okazuje się naprawdę świetną zabawą.
Na początku Alluka niewiele mówi – chłonie roztaczający się przed nią świat, jakby jutro nie miało nadejść. Dla niej każdy widok jest cenny niczym klejnot, jest czymś nowym. Alluka ma dwanaście lat, jednak poziom jej wiedzy pasuje do dziecka przynajmniej dwukrotnie młodszego. Jeśli się odzywa, to głównie po to, by skomentować, co widzi – a częściej nawet by zapytać, co to jest. Czasem się zamyśla i stwierdza niepewnie, że chyba pamięta, a czasem, że tak sobie to właśnie wyobrażała. Przeważnie tylko patrzy okrągłymi oczami, wyłapując najdrobniejsze szczegóły scenerii – może tak siedzieć przy oknie cały dzień i całą noc i nigdy się nie nudzi. Od czasu do czasu odwraca głowę, by spojrzeć na Killuę, i szepce:
– To się dzieje naprawdę? – a Killua, choć ściska go w środku, uśmiecha się jeszcze szerzej i odpowiada wesoło:
– Pewnie, że tak!
I Alluka ponownie wygląda za okno, przyciskając ręce do piersi, i sprawia wrażenie, jakby otrzymała największy dar świata.
Czasem świadomość, że naprawdę tak się stało, jest dla Killuy nie do zniesienia.
Alluka cieszy się z energii słońca, która dociera do niej przez szybę, i ze spokoju cienia. Uwielbia patrzeć na migotanie światła na tafli jezior i jasne wstęgi rzek. Zachwycają ją linie i kontury, które dzień wydobywa we wnętrzu statku powietrznego, a księżycowa poświata powleka srebrem. Wydaje jej się, że kolory i światło zmieniają teksturę materiału, więc dotyka tych samym miejsc po wielokroć, by przekonać się, czy jest tak naprawdę – a może po prostu upewnia się, że są prawdziwe. Wszystko, co ją otacza, zdaje się tak niezwykłe, już przez sam fakt swojego istnienia – i jej istnienia tutaj. Drewno, plastik, miękki plusz, szkło – i ona pośród tego wszystkiego. Gdziekolwiek spojrzy, dostrzega coś nowego, choćby było już znane od kilku dni. Powtarza w myślach nazwy i określenia i dziwi się, że na świecie jest tak wiele rzeczy. Nie starczy jej życia, by wszystkiego się nauczyć, ale myśli o życiu są bezsensowne. Liczy się to, czy jutro wciąż będzie tutaj z Oniichanem.
Czasem boi się spać, by wszystko nie okazało się tylko snem.
Oniichan jednak każdego wieczoru siada na brzegu jej łóżka, bierze ją za rękę i trzyma, aż Alluka zaśnie. Jego obecność, jego uśmiech, jego życzenie dobrej nocy – dodają pewności, że jutro będzie przynajmniej tak dobre jak dzisiaj, bo Oniichan jest kimś, komu Alluka wierzy bez zastrzeżeń. A kiedy nad ranem wita ją jego uśmiech, wówczas Alluka jest najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Daje upust temu szczęściu radosnym uściskiem, a Oniichan chyba nie ma nic przeciwko takiemu rzucaniu się na szyję, bo zawsze obejmuje ją i odpowiada uśmiechem.
Każdego dnia statek powietrzny przenosi ich kawałek dalej, a Alluka nie przestaje się dziwić, jak ogromny jest świat. Nawet widziany z góry pokazuje się jedynie do horyzontu, a gdyby być na ziemi, wówczas dałoby się zobaczyć tylko malutki fragmencik. Alluka jednak nagle zdaje sobie sprawę, że z bliska wszystko będzie bardziej wyraźne. Odrywa wzrok od scenerii, która zdaje się namalowanym obrazkiem, i zaciskając z przejęcia palce, pyta:
– Czy któreś z tych miejsc możemy odwiedzić?
– Chcesz zejść na powierzchnię?
– Nie można?
Oniichan uśmiecha się jak zawsze i mówi:
– Nic prostszego. Wysiądziemy na następnym postoju i zatrzymamy się tam na jakiś czas.
Radość przepełniająca Allukę jest tak wielka, że nie wiadomo, co z nią zrobić, jak ją pomieścić, by nie wybuchła i nie zalała wszystkich wokół. Alluka nie wie, czy byłoby to coś złego, ale na wszelki wypadek lepiej uważać. Przyciska więc tylko dłonie do piersi – jakby chcąc uspokoić serce, które bije prędko i mocno – i znów wygląda za okno, i nic więcej nie mówi. Wpatruje się w las poniżej, próbując wyobrazić sobie każdy liść z osobna i dotyk kory pnia. Potem uświadamia sobie, że pod drzewami może rosnąć trawa, a w niej kwitnąć kwiaty…
W następnym mieście Killua wynajmuje pokój. Licencja Łowcy ma lepsze zdolności magiczne niż karty z Greed Island: otwiera każde drzwi i zamyka wszystkie usta – nikogo nie dziwi, że dwoje dzieci bez opieki dorosłego zatrzymuje się w hotelu. Fakt, że płacą z góry za tydzień pobytu, pewnie też ma jakieś znaczenie.
Kiedy Killua odkrywa, że na jego koncie pojawiła się wysłana przez rodzinę mała fortuna – musi bardzo dokładnie liczyć zera, żeby się nie pomylić, choć tak naprawdę zero w tę czy inną stronę nie robiłoby różnicy – początkowo jest zły. Z rodem Zoldycków chciałby nie mieć nic do czynienia – i nic do zawdzięczania; najbardziej chciałby o nich zapomnieć. Potem jednak uświadamia sobie, że są to pieniądze, które należą się Alluce bardziej niż cokolwiek. Zaciska więc usta w cienką linię i stara się nie myśleć, kto w ogóle pomyślał o tym, by zadbać o dwójkę swoich dzieci.
Jeśli pieniądze przyszły od ojca, mogą być jakąś niezdarną próbą rekompensaty. Jeśli od matki, wówczas wiadomość za nimi jest jasna: trzymaj to coś z dala od nas najdłużej, jak się da, a najlepiej na zawsze. Oceniając po sumie, "na zawsze" jest bardziej realną opcją.
Killua obiecał Alluce, że uwolni ją z rąk rodziny, która nigdy nie była dla niej rodziną – jeśli ma wydać ten… ileś-tam-lion jenny, by zachować jej uśmiech, wyda go do ostatka. Jego gniew wciąż płonie żywym ogniem i Killua nie sądzi, by kiedykolwiek miał wybaczyć Zoldyckom to, jak z Alluką postąpili. Nie chce jednak myśleć o tym teraz, musi odpędzić tę wściekłość i znów się uśmiechać; Alluka nie potrzebuje znać jego złych humorów.
Po prawdzie, ciężko pogrążać się w złości w jej obecności, kiedy z oczami jak spodki przygląda się wystrojowi hotelu – czerwonym dywanom, kryształowym żyrandolom, wysokim oknom z aksamitnymi kotarami. Gładzi drewno rzeźbionej poręczy, zatrzymuje się przy zdobiących korytarze posągach, podziwia kasetony na sufitach. W pokoju – najlepszym apartamencie – zachwyca się miękkością pluszowych kanap, ogromem wanny w łazience, a nade wszystko roślinami w doniczkach. Rozkłada się na łóżku, w którym mogłoby się zmieścić pięć takich jak ona, po to, by zaraz znów skoczyć na nogi i wyglądać przez wielkie okno.
– Czy możemy wyjść na zewnątrz? – pyta nieśmiało, jak to ma w zwyczaju… zupełnie jakby Killua miał jej odmówić.
– Choćby zaraz.
Zostaje nagrodzony ekstatycznym uśmiechem, a potem Alluka łapie go za rękę, jakby poganiając. Przy drzwiach nagle zatrzymuje się i wyraźnie zaabsorbowana sięga powoli do klamki, by je otworzyć. Zamiast jednak wyjść, pozwala im się zamknąć, a potem znów sięga i otwiera.
Killua był świadkiem takiej sceny już kilka razy, więc o nic nie pyta. Odpowiedź "Naprawdę można je otworzyć…!", którą by usłyszał, po raz kolejny wzbudziłaby w nim mordercze zapędy, a tego chce uniknąć. Woli zachwycać się radosnym zdumieniem i wierzyć, że kiedyś ta radość przeważy, zgasi w nim nienawiść.
Tak naprawdę, patrząc na Allukę, nie jest trudno w coś takiego wierzyć.
Alluka uwielbia oglądać scenerie, budowle, a przede wszystkim naturę – jednak jeszcze nie czuje się gotowa, by z bliska przyglądać się ludziom. Trzyma się więc Oniichana i mijanym osobom rzuca co najwyżej ukradkowe spojrzenia. A ludzi jest w mieście tak dużo, że aż mieni jej się w oczach, zwraca więc wzrok ku wysokim budynkom, w których dużych oknach odbija się słońce, a potem przygląda się małym domkom ze śmiesznymi zdobieniami nad drzwiami i parapetami, na których ustawiono doniczki z kwiatami. Ze zdumieniem patrzy na wystawy sklepowe: na manekiny w kolorowych ubraniach, na półki z artykułami dekoracyjnymi, na przecudnie zdobione ciastka, na widok których cieknie ślinka.
Naprawdę cieknie, więc Oniichan kupuje jej i sobie po dużym ciastku, a Alluka zastanawia się, czy kiedykolwiek jadła coś równie pysznego. Jeszcze kiedy stoją przy ladzie, sprzedawczyni z miłym uśmiechem wskazuje na kolejne przysmaki i każdemu nadaje nazwę – i Alluka zapamiętuje, by następnym razem nie musieć pokazywać palcem.
Potem znów idą ulicami miasta, mijani przez ludzi i pojazdy, a czasem przez psy i koty, aż dochodzą do dużego parku, w którym kwitną najróżniejsze kwiaty, zaś przy stawie w jego centrum dostrzec można dużo ptaków. Oniichan potrafi je wszystkie nazwać po imieniu i Alluce ogromnie imponuje jego wiedza. Wydaje jej się, że Oniichan wie wszystko – nawet jeśli sam twierdzi, że nie zna się na przykład na barwach. Wystarczy mu pokazać to czy inne drzewo, ten czy inny kwiat, tego czy innego ptaka – i zaraz zna się odpowiedź. To wysokie to topola, patrz, jak jej liście zawsze drżą, nawet jeśli nie ma wiatru. Tamto ze zwieszającymi się gałęziami to wierzba, lubi rosnąć nad wodą. A tam jest dąb, co ma żołędzie. Tutaj rośnie kosmos, zobacz, w ilu kolorach ma kwiaty. Tak samo astry, o tam: są duże i małe, żółte i fioletowe, i różowe, ale spójrz, wszystkie trochę przypominają gwiazdki, stąd zresztą ich nazwa.
– A tamte? Wyglądają jak słońce!
– To słoneczniki.
– No tak, nie mogłyby się inaczej nazywać.
– A ich nasiona można jeść.
– Naprawdę???
Świat jest pełen cudownych rzeczy, a każda ma swoją nazwę. Alluka chciałaby się przyjrzeć każdemu źdźbłu trawy i chodzących po niej robaczkach, powąchać każdy kwiat i pobiec za każdym motylem. Zdumiewają ją nawet ziarna piasku na ziemi. Chodzi od drzewa do drzewa, dotykając ich pni i zapamiętując kształty liści. Na dębie udaje jej się nawet dostrzec wiewiórkę, za to wróbli wcale nie musi wypatrywać, gdyż pełno ich wszędzie.
Głód wygania ich z powrotem do miasta, ale Alluka wie, że przyjdzie tutaj znowu… chyba że Oniichan zaprowadzi ją w nowe miejsca, które bez reszty przyciągną jej uwagę. Sama perspektywa jest tak ekscytująca, że smak potraw w restauracji hotelowej blednie przy niej.
Wieczorem, tuż przed snem, myśli sobie, jakie to cudowne, że wszystkie drzwi się otwierają.
Killua chciałby zatrzymać Allukę tylko dla siebie – zwłaszcza gdy Alluka zdaje się w ogóle nie dostrzegać, a tym mniej potrzebować innych osób – ale ponieważ świat nie składa się tylko z kwiatów i zwierząt, wie, że musi oswoić siostrę z ludźmi. Poza tym naiwnością i zarozumialstwem byłoby uważać, że brat wystarczy Alluce do końca życia, a choć zarozumialstwo zdarzało mu się całkiem często, Killua nigdy nie chciał być naiwny.
Na początek najprościej będzie zadbać o podstawowe interakcje z ludźmi z otoczenia. Killua – więcej, niż to dla niego typowe – rozmawia z personelem hotelu i restauracji, zawsze starając się skłonić Allukę, by odezwała się chociaż jednym zdaniem. Z uśmiechniętą sprzedawczynią w cukierni idzie łatwiej i już po kilku dniach Alluka radośnie wita się z kobietą i pyta o nowe słodkości w ofercie. Podobnie rzecz ma się ze staruszką, która codziennie wychodzi z pieskiem do pobliskiego parku i zawsze zajmuje tę samą ławkę.
Obserwując jej zachowanie w tych kontaktach, Killua upewnia się, że Alluka nie żywi niechęci do ludzi ani się ich nie boi. Jedno i drugie byłoby zupełnie zrozumiałe, jednak jego siostra po prostu jest nieśmiała wobec nieznajomych, a z tym można sobie przecież poradzić. Jak zawsze wiedział, Alluka jest z gruntu dobrym człowiekiem.
Po kilku dniach podchodów – łagodnego, acz usilnego przekonywania – Killua prowadzi Allukę do sklepu z ubraniami. Jemu samemu obojętne, w czym chodzi, ale Alluka jest dziewczyną i zasługuje na to, by wyglądać jak najpiękniej, a zabrał ją z domu w tylko jednym komplecie odzieży. Alluka z fascynacją wpatruje się w najróżniejsze kreacje i na chwilę zapomina, że przyszli tu dla niej. Potem Killua podstępnie namawia siostrę, by przymierzyła to, co się jej podoba – obsługa jest bardziej niż chętna, by pomóc – a po początkowej nieufności wszystko okazuje się świetną zabawą.
– Oniichan, czy to mi pasuje?
– Jak wyglądam w tym stroju? Nie jest zbyt odważny?
– Ta sukienka jest przepiękna. Czy mogę ją mieć?
– Mówisz, że przydadzą mi się nowe buty? Nie, nie potrzebuję pięciu par...!
– Strój kąpielowy? Ja przecież chyba nie umiem pływać! Mówisz, że jednak umiem?
– Nie, kapelusza na pewno nie chcę.
– Jak to się w ogóle nosi???
Kiedy po kilku godzinach wracają z siatami zakupów do hotelu, Killuę przepełniają bardziej mieszane uczucia, niż zakładał. Przede wszystkim zaczyna sobie uświadamiać, że najwyraźniej już zupełnie zwariował na punkcie swojej siostry, ponieważ przy oglądaniu jej w rozmaitych strojach najbardziej żałował, że w sklepie nie można robić zdjęć. Zrobiłby jej ich tysiąc, by uwiecznić to, jaka jest urocza…
Potem zdaje sobie sprawę, że nie potrzebuje fotografii, kiedy ma żywą wersję obok siebie – i nie zamierza się z nią rozstawać.
Alluce coraz łatwiej wierzyć, że następny dzień nadejdzie – i łatwiej zasypiać wieczorem. Jeśli już, to entuzjazm czasem w tym przeszkadza, bo kładzie się do łóżka przepełniona wrażeniami… i nadziejami na jutro. Tak naprawdę wcale nie chce spać, wolałaby doświadczać nowych, wspaniałych rzeczy, ale Oniichan mówi, że dzięki odpoczynkowi będzie mieć więcej sił na kolejne przygody, więc musi mu wierzyć, mimo że wcale nie czuje się zmęczona.
Jest późne lato, które wydaje się Alluce najpiękniejszą porą roku, choć przeczuwa już, że to samo będzie sądzić o każdej innej. Na razie dni są słoneczne, doskonałe do najróżniejszego zwiedzania, choć najbardziej ze wszystkiego Alluka uwielbia być na dworze. Każdy kwiatek wydaje się jej cudem, a każde drzewo budzi podziw. Na przyglądaniu się zwierzętom mogłaby spędzić cały dzień. Jej fascynację budzą małe pajączki podróżujące na niciach pajęczyny – Oniichan mówi, że potrafią w taki sposób przebyć nawet setki kilometrów, a Alluka nawet nie jest w stanie pojąć takiej odległości i wie tylko, że musi to być bardzo, bardzo dużo, kiedy Oniichan pokazuje jej, ile to jest kilometr.
Inaczej jest z ludźmi, którym wciąż przygląda się raczej z ukradka. Gdy nie spotyka jej żadna przykrość – ludzie nie są groźniejsi od zwierząt, a większość wręcz sprawia miłe wrażenie – coraz śmielej zaczyna z nimi rozmawiać, kiedy nadarza się sytuacja po temu. Ludzie także budzą jej zdumienie: występują w tak wielu odmianach, rozmiarach i stylach. Starsi i młodsi, w strojach eleganckich i swobodnych, jedni cisi, inni gadatliwi, jedni spieszący się, inni spokojni. Ponieważ jednak ludzi nie da się poznać tak, jak poznać można kwiaty i drzewa, pomiędzy nimi a Alluką jest dystans i pozostają dla niej zagadką. Nie jest zresztą pewna, czy chciałaby kogoś znać tak blisko jak Oniichana.
Spędzanie czasu z Oniichanem jest najlepszym, co mogło ją spotkać. Cokolwiek robią, gdziekolwiek są – sprawia jej to radość. Oniichan jest dla niej taki dobry, troszczy się o nią i pomaga – a jednocześnie wie tak strasznie dużo i Alluka nigdy nie jest w stanie zaskoczyć go pytaniem. Nawet o kolory, bo Oniichan zawsze wie, jak je określić, na przykład przyrównując do jakiejś rośliny albo klejnotu. Turkusowy, koralowy, bursztynowy – wszystkie te nazwy brzmią przecudownie, podobnie jak wiśniowy, wrzosowy, kasztanowy. Oniichan mówi, że jej oczy mają szafirowy odcień, i na potwierdzenie tego, kupuje jej mały wisiorek z pięknym, przejrzystym niebieskim kamieniem.
Po kilku dniach miasteczko i jego okolice stają się dobrze znanym miejscem – podobnie jak część twarzy. Tak miło jest witać ludzi na ulicach i słyszeć uprzejme powitanie w odpowiedzi…! Jednak któregoś dnia Oniichan mówi:
– Polecimy dalej. Odwiedzimy nowe miejsca i zobaczymy nowe rzeczy. Co ty na to?
A Alluka czuje, że jej serce przyspiesza na tę myśl.
– Będziemy jak pajączki na nici? – pyta. – Ale zatrzymamy się po drodze? Na pewno nie musimy lecieć aż setki kilometrów, by zobaczyć nowe rzeczy…?
Oniichan śmieje się.
– Myślę, że przystanki są dobrym pomysłem.
Następna podróż zabiera ich nad morze. Rozciągnięta nad zatoką metropolia oferuje najróżniejsze rozrywki i warto tu zostać dłużej. Ponieważ Killua orientuje się już w gustach Alluki, zatrzymują się w spokojniejszej dzielnicy na obrzeżach, w niewielkim hoteliku oferującym mieszkania z wyżywieniem – zwłaszcza to drugie jest istotne. Killua wie, że w oczach siostry urósł już do rangi bytu wszechwiedzącego, i nie chce popsuć sobie tej opinii, przyznając się, że nie ma pojęcia o gotowaniu – innego, niż łapanie jedzenia w lesie czy podobnej dzikiej scenerii i pieczenia nad ogniem.
W mieście jest wiele wartych zobaczenia miejsc: ciekawych muzeów, pięknych kościołów i starych domów. Alluka jest szczęśliwa, gdziekolwiek ją zabierze, i chłonie wszystko bez opamiętania – poznaje wszystkimi zmysłami. Jak można było się spodziewać, najbardziej zachwyca ją morze i codziennie chce spacerować jego brzegiem, przyglądając się pływającym w wodzie meduzom oraz z sympatią przemawiając do mew. Nie nudzi jej obserwacja statków, które wpływają i wypływają z portu: kutry rybackie, niewielkie łodzie turystyczne i wielkie wycieczkowce. Czasem można zobaczyć też pomykające po falach żaglówki.
Raz wybierają się na położoną za miastem plażę, gdzie Alluka odważa się zdjąć buty i zamoczyć nogi. Killua nie może jej potem namówić do wyjścia i mijają godziny, zanim jego siostra ma dość skakania po mokrym piasku i gonienia bądź uciekania przed falami.
– Zupełnie pomarszczyły mi się palce – stwierdza zafascynowana.
– Gdybyś została tam dłużej, skóra by ci się rozpuściła.
Alluka patrzy na niego okrągłymi oczami, gotowa uwierzyć we wszystko, co od niego usłyszy, i Killua wybucha śmiechem.
– Żartowałem. Ale może rzeczywiście zmieniłabyś się w syrenę i postanowiła zamieszkać w głębi morza.
Teraz spojrzenie Alluki traci na chwilę ostrość – niewątpliwie wyobraża sobie, jak jest w głębi morza, a Killua, zupełnie owinięty wokół małego palca siostry, zaczyna zastanawiać się, jak zorganizować podwodną wyprawę.
Na razie jednak trzymają się powierzchni, odbywają kilka rejsów wycieczkowych po zatoce – nazwy stateczków, takie jak Rubin czy Szmaragd, wzbudzają w Alluce wielkie rozbawienie, choć potem oburza się tym, że jednostki są zwyczajnie białe.
– Może powinnam im powiedzieć, że zapomnieli pomalować? – sugeruje w zamyśleniu. – Skoro statki są białe, to nie zasługują na takie nazwy. Bardziej by pasowało: Mewa albo… Mewa.
– Widać uznali, że takie nazwy będzie łatwiej zapamiętać niż Mewa-1, Mewa-2, Mewa-3.
Alluka wybucha śmiechem i już nie narzeka.
Alluka nigdy nie ma dość spacerów po plaży i wyszukiwania nowych muszelek (i może ma nadzieję, że zmieni się w syrenę i będzie mogła zobaczyć morskie dno). Już ich sporo nazbierała, udało jej się wyłowić też kilka kawałków bursztynu, który ma dokładnie tak ciepły, miękki odcień, jak sugeruje to nazwa. Morze jest niesamowicie fascynujące – podobnie jak to, że zmienia kolor w zależności od światła i pogody.
Skoro o pogodzie mowa, chyba się ochłodziło, a w każdym razie przyszła okazja, by założyć cieplejsze ubrania. Oniichan mówi, że nad morzem zwykle jest chłodniej niż w głębi lądu z powodu wiatru i wilgotności, choć zdaje się, że i on nie jest szczególnie wrażliwy na zmiany temperatury…
Pewnego dnia ranek budzi ją szarym niebem; zza chmur nie wygląda nawet jeden promień słońca. Miasto prezentuje się zupełnie inaczej i też jest niezwykłe; Alluka wie, że spacer w taki dzień będzie jak odkrywanie znajomych miejsc na nowo.
Kiedy po południu zaczyna kropić, a potem mżawka zmienia się w ulewę – woda leje się z nieba strumieniami – Alluka jest tak zachwycona, że rzuca się w dziki taniec. Nie zważa na coraz większe kałuże, na to, że w jednej chwili jej włosy są mokre, a sukienka robi się ciężka. Wybucha śmiechem, twarz zwraca ku ołowianemu niebu i tańczy, wiruje wokół bez pamięci z rozłożonymi ramionami, nie będąc w stanie powstrzymać tej nawałnicy emocji. Przepełnia ją upajające poczucie wolności, zupełnie jakby pękły wszystkie łańcuchy, które ją kiedykolwiek więziły, zupełnie jakby woda zmyła z niej ostatnie ślady przeszłości i pozwoliła narodzić się na nowo. Jest to najwspanialsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczyła.
Nie wie, ile czasu minęło. Uspokaja się dopiero wtedy, gdy zaczyna jej brakować oddechu. Oniichan czeka na nią cierpliwie pod drzewem – widać jemu deszcz nie sprawia takiej przyjemności. Alluka jest przemoczona do suchej nitki, ale jeszcze szczęśliwsza niż dotąd – czy to w ogóle możliwe?
Do domu mają niedaleko, a tam Oniichan zarządza ciepłą kąpiel. Alluka dochodzi do wniosku, że chyba rzeczywiście trochę zmarzła, choć nie jest zupełnie pewna – tak czy inaczej, kąpiel zawsze jest przyjemnością.
– Z morzem nie wyszło, więc myślałaś, że deszcz pomoże ci zmienić się z syrenę? – rzuca Oniichan, gdy Alluka suszy włosy.
– Jesteś okropny, że mi tak dokuczasz! – odpowiada z oburzeniem Alluka i pokazuje mu język, choć tak naprawdę wcale nie jest zła. Wciąż wypełnia ją to niezrównane uczucie, że
może wszystko, i na jej twarz wraca uśmiech.
– Trzeba cię będzie zaopatrzyć w kaloszki i porządny płaszczyk z kapturem – stwierdza Oniichan. – Będziesz mogła skakać po kałużach do woli – i z jakiegoś powodu wciąż brzmi, jakby się z niej nabijał.
Alluka postanawia zaakceptować jego życzliwość, a złośliwość zignorować, bo wcale w nią nie wierzy.
Po ulewie pogoda tylko się pogarsza, co oczywiście nie zniechęca Alluki do codziennych spacerów, zwłaszcza w płaszczyku i kaloszkach. Według niej świat w deszczu jest równie fascynujący jak bez niego. Spójrz, jak krople rozpryskują się na kamieniu i jak śmiesznie woda wypływa z rynny! Widzisz tamte ptaszki przeczekujące ulewę pod okapem? Och, w ogóle nie można rozróżnić, gdzie kończy się niebo, a zaczyna morze – jedno i drugie jest zupełnie szare!
Później jednak wzmaga się wiatr – zbliża się sztorm – więc na dworze robi się zbyt niebezpiecznie na spacery. Alluka przyjmuje to z godnością… i odkrywa nowy sposób na zaspokojenie swojego głodu wrażeń: telewizję. Z jednakowym zaangażowaniem ogląda wiadomości i teleturnieje, ckliwe telenowele i tandetne seriale detektywistyczne, a także filmy przyrodnicze i dokumentalne, o których potem dyskutuje z Killuą, a wszystko przeplecione nawałem krzykliwych reklam. Killua nie jest zupełnie pewny, czy telewizja jest odpowiednim źródłem wiedzy, jednak nie wydaje się też groźna – w razie potrzeby koryguje nieprawdziwe informacje. Czasem oboje śmieją się do rozpuku przy głupich audycjach rozrywkowych, a czasem Killua ukradkowo zmienia kanał, gdy zapowiadają program kulinarny.
Alluki nic nie nudzi. Tak jak godzinami potrafi zachwycać się przyrodą – jakimś kwiatkiem czy owadem – tak teraz godzinami wbija wzrok w telewizor i chłonie wszystko, co na jego ekranie widzi. Bynajmniej nie bezmyślnie – na jej twarzy często odbijają się emocje: zaangażowanie, zamyślenie, rozbawienie, dezaprobata. Killua może być pewien, że Alluka przetwarza każdą informację. Kiedy dzieli się swoimi uwagami, czasem są przezabawne w swojej naiwności, a czasem przerażające w swojej trafności, choć ze wszystkiego przebija pełne wyrozumienia zainteresowanie.
– Dlaczego tamte państwa się ze sobą biją? W ich krajach jest tak ślicznie, powinni się jakoś pogodzić.
– Nigdy bym się nie domyśliła, że to on był winny! Byłam pewna, że to ten drugi… ten, który miał taką krzywą minę.
– Czy minus czterdzieści to zimno?
– Musisz ją teraz przytulić, to oczywiste!!!
– Cymbidium to jest roślina? A ja myślałam, że to jakiś instrument...
– Dwieście tysięcy dziewięć! To proste!
– Jak tam pięknie! Chciałabym tam kiedyś pojechać i zobaczyć te wszystkie miejsca na własne oczy… Oniichan…?
Po kilku dniach pogoda się poprawia, nawet słońce powraca. Podejmują spacery po plaży – pełnej teraz wyrzuconych przez fale fascynujących śmieci – i Alluka cieszy się krzykiem mew, za którymi zdążyła się już stęsknić. Niektóre programy telewizyjne wchodzą do stałego rozkładu i za nic nie można ich odpuścić – i, co najdziwniejsze, Killua nie jest w stanie dopatrzeć się między nimi żadnego związku.
Spektakl w teatrze jest czymś zupełnie innym niż filmy w telewizji – jest przeżyciem.
Przede wszystkim Oniichan mówi, że trzeba się porządnie ubrać, więc Alluka zakłada swoją najładniejszą sukienkę i eleganckie buciki, zaś Oniichan wskakuje w garnitur. Wygląda tak wytwornie, że przygotowanie do wyjścia zajmuje Alluce strasznie dużo czasu, bo co i rusz odwraca wzrok, by na niego popatrzeć.
Na miejsce wiezie ich taksówka, zaś sam teatr okazuje się wspaniały na długo przed rozpoczęciem przedstawienia. Alluka podziwia architekturę dużego budynku i jego wystrój wewnętrzny: wysokie sale, kopulaste sklepienia i marmurowe schody wyłożone dywanem. Podziwia też zgromadzonych ludzi i ich piękne stroje, a także wykwintne zachowanie, gdy stoją tak w grupkach, dyskutują półgłosem i uprzejmie witają znajomych. Alluka rozumie, że tutaj nie krzyczy się z zachwytu ani nie skacze z radości.
A w czasie spektaklu swoje uznanie można okazywać tylko przez klaskanie.
Alluka nie jest pewna, czy w pełni rozumie przedstawienie. Inna sprawa, że czasem trudno jej śledzić treść, gdyż przygląda się dekoracjom i kostiumom albo skupia się na grze aktorów. W teatrze wszystko wydaje się znacznie żywsze niż widziane w telewizorze – no tak, bo tu wszystko jest na żywo i zaraz obok. Słychać nie tylko głosy, ale nawet oddechy, gesty są wyraziste, a ruchy dokładne. A z drugiej strony w spektaklu jest jakaś magia, jakby jedna i druga strona – scena i publiczność – umawiały się, że przedstawienie jest prawdą: mimo że deszcz i błyskawice nie są prawdziwe, tak samo jak drzewa i domy, to prawdziwa jest sama opowieść.
Na koniec klaszcze wraz z innymi widzami, zupełnie oczarowana.
W ciągu następnych dni Alluka często staje przed lustrem i próbuje powtórzyć pozy i figury, które widziała na scenie, mrucząc do siebie zapamiętane ze spektaklu kwestie. Oniichan przygląda jej się, zajadając czekoladowe batoniki, i czasem komentuje.
– Teraz wyglądasz groźnie.
– To ci wyszło bardzo dobrze.
– Zrób tak jeszcze raz. Nie, ręka bardziej do przodu, a głowa wyżej.
– Może powinnaś się zapisać na zajęcia teatralne?
Alluka jednak kręci głową.
– Nie robię tego, bo chcę być w teatrze – mówi.
– Więc dlaczego? – pyta Oniichan zdumiony.
– Wydaje mi się, że dzięki temu zrozumiem te postacie.
Killua zabiera Allukę nie tylko do teatru, ale też na koncerty, wystawy i pokazy świetlne.
Alluce podoba się wszystko i wszędzie. Chłonie dźwięki, kolory, zmienne obrazy. W filharmonii zamienia się w słuch i potem opowiada, co widziała w myślach pod wpływem muzyki, a przez następne dni można słyszeć, jak nuci niektóre melodie. W muzeach przystaje przy każdym eksponacie, bada go wzrokiem, rozważa jego szczegóły, próbuje zrozumieć jego zamysł. Malowidła klasyczne i modernistyczne, rzeźby starożytne i współczesne – ale też historyczne stroje i przedmioty użytkowe, sztuka dalekich kultur i dawnych cywilizacji. Czasem Killua ma wrażenie, że Alluka każdy obraz i inne doznanie zapisuje w głowie, by kiedyś do niego wrócić albo móc je odtworzyć z pamięci.
– Czy jest coś, co ci się nie podoba? – zagaduje ją któregoś dnia, choć zdaje sobie sprawę, jak bardzo nieprecyzyjne jest to pytanie… ale też Alluka zachwyca się wszystkim bez wyjątku: każdym miejscem, każdym obiektem, każdą rośliną, każdym zwierzęciem, każdym zjawiskiem, każdym widowiskiem, więc bez sensu jest pytać o coś konkretnego.
Alluka zamyśla się głęboko. Tak długo nie odpowiada, że Killua bliski jest powiedzenia: "Nieważne, nie zawracaj sobie tym głowy". Wtedy jednak jego siostra ponownie unosi na niego wzrok.
– Nie podoba mi się, że dzień jest taki krótki i wieczorem trzeba iść spać.
– No tak, byłem głupi, że pytałem…
Killua ma ochotę zapytać, co w takim razie podoba się Alluce najbardziej, ale w ostatniej chwili gryzie się w język. Zostałby zasypany milionem odpowiedzi, bo jest zupełnie oczywiste, że dla Alluki określenie "najbardziej" nie oznacza, jak dla innych ludzi, jednej rzeczy.
Killua nie ma pojęcia, jak potoczy się rozwój jego siostry, ale tego nie wie chyba jeszcze ona sama. Nawet gdyby Alluka miała na zawsze pozostać dzieckiem, nie czyniłoby to z niej nikogo gorszego, Killua jest jednak całkowicie pewien rozwoju, który nastąpi… który już następuje. Na razie Alluka chłonie świat i uczy się go, wchodzi też w kontakty z ludźmi i poznaje ich – na razie jest odbiorcą. Co z tego wyniknie? Co będzie później? Kiedy podejmie działanie i jak? Co okaże się jej mocnym punktem i największym talentem? W jakim kierunku podąży i czym się zajmie? Killua nie wie, ale cokolwiek by to było, zamierza ją wspierać, bo Alluka jest wolna i może robić, co tylko zechce… wybierać z nieograniczonych możliwości.
Na tę chwilę Killua po prostu cieszy się, widząc, jak Alluka nabiera pewności i śmiałości. Jak odnajduje się w najróżniejszych sytuacjach – i z obserwatora staje się podstawowym elementem świata. Jak kieruje wzrok przed siebie i nigdy nie wraca do przeszłości. Jak nie pyta więcej, czy to wszystko dzieje się naprawdę, i już dawno przestała sprawdzać, czy drzwi się na pewno otworzą. Jest szczęśliwy widząc jej uśmiech, słysząc jej śmiech, czując jej uścisk.
Jest szczęśliwy widząc, jak Alluka rozkwita.
W przeciwieństwie do Alluki Nanika nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowana otaczającym światem – wystarcza jej sporadyczne patrzenie na niego oczami Alluki – bo jej całym światem jest Killua. Podczas nieustannych eksploracji oddaje kontrolę i przeważnie zasypia. Wychodzi z rzadka – gdy Alluka już śpi – by powiedzieć Killui, że go kocha, i domagać się jego czułości.
Zawsze je otrzymuje.
Alluka czuje się dobrze, a to jest najważniejsze. I nawet jeśli poświęca Nanice niewiele uwagi, Nanika to rozumie i akceptuje. Alluka jest szczęśliwa i to jest dobre, bo jej szczęście – ta słodka radość, gorący zachwyt i miękka ekscytacja – przenika do Naniki i wypełnia takimi samymi odczuciami. Po latach spędzonych w ciemności, w której jedynym światłem były rzadkie spotkania z Killuą, Nanice zdaje się, jakby nagle wyszła na słońce, o którym zdążyła już dawno zapomnieć. Nie potrzebuje oglądać świata: domów, lasów, ptaków, kwiatów i innych ludzi – ale karmi się tymi emocjami Alluki i po raz pierwszy w życiu rozumie, że istnienie może być takie…
Przyjemne.
Czuje się utulona i dopieszczona. Czuje się zadowolona i bezpieczna. Są to wrażenia, których wcześniej nie znała, a których tylko przebłyski – krótkie chwile – miała w kontakcie z Killuą. Kiedyś jej rzeczywistością były strach, samotność, pusta cisza i nieustanna ciemność, i nawet jeśli na samym początku jej egzystencja – ich obu z Alluką – tak nie wyglądała, to przecież zupełnie tego nie pamięta. Kiedyś dałaby wszystko, by ktoś ją dostrzegł i zaakceptował, obdarzył sympatią – spełniłaby absolutnie każde życzenie – ale na próżno. Tymczasem teraz nieustannie sączą się do niej… nie,
zalewają tylko pozytywne emocje. Otrzymuje je, nie musząc nic dawać w zamian.
Zdumiewa ją to.
Coś jeszcze się zmieniło, bo teraz Nanika bardziej niż kiedykolwiek wcześniej czuje się częścią Alluki. Zawsze były razem, zawsze były jednym, ale jednocześnie były osobno: dwie przerażone i opuszczone istoty w ciemności. Alluka i Nanika. Nanika i Alluka. Ostatnio jest inaczej… i Nanika ma czasami wrażenie, że mogłaby nawet wtopić się w Allukę nierozerwalnie i zasnąć.
Może na zawsze.
– Killua…?
– Tak, Nanika?
– Nanika… szczęśliwa.
Killua uśmiecha się szeroko.
– To wspaniale. Cieszę się.
II
Jesień upływa i morskie miasto zostaje dogłębnie poznane. Morze co prawda każdego dnia jest inne i Alluka z chęcią zostałaby tutaj cały rok po to tylko, by oglądać jego zmieniające się oblicze, ale kiedy Oniichan proponuje, by udali się dalej, od razu ogarnia ją entuzjazm. Chce zobaczyć nowe miejsca!
Zatrzymują się w krainie lasów i jezior, którą kiedyś Alluka widziała w telewizji i zachwyciła się z miejsca. Widok z góry jest niesamowicie piękny: niezliczone błękitne oczka pośród połaci żółto-zielonych lasów. Później okazuje się, że żółte są brzozy, a zielone – iglaki. Powietrze jest tu świeże i ma zupełnie inny zapach niż nad morzem. Miasta wtapiają się w lasy, a lasy wchodzą do miast – nie da się stwierdzić, gdzie przebiega granica. Nie ma tutaj wiele do zwiedzania, ale za to ile przyrody!
Miasteczko, w którym się zatrzymują, leży nad brzegiem dużego jeziora – zamieszkuje je para łabędzi, łaskawie dzieląc się swym domem z kaczkami. Nad przejrzystą wodą szybują mewy, ze zręcznością łowiąc sobie obiad – czyli można je spotkać nie tylko nad morzem! Alluka koniecznie chce pobyć tutaj dłużej.
Wynajmują przytulne mieszkanie w dwupiętrowym domku, pod który wieczorami podchodzą jeże i sarny. Rano można zobaczyć kicające zające, a na dużym klonie za oknem często pojawia się wiewiórka. Alluka chce spędzać całe dnie w lesie, a Oniichan uczy ją nazw grzybów oraz ich przydatności do spożycia.
Kiedy wracają z małej restauracji, do której codziennie idą jeść, Alluka pyta:
– Oniichan, właściwie dlaczego my sobie sami nie gotujemy posiłków? – nie mając pojęcia, jakie zamieszanie sprowokuje. – Mamy tutaj kuchnię i wszystko, co w niej potrzebne.
Oniichan odwraca wzrok i wyraźnie się rumieni. Odpowiada dopiero po dłuższej chwili i raczej cichym głosem:
– Musielibyśmy się nauczyć.
Alluka rozpromienia się.
– Zatem się nauczymy! – woła, a potem pyta: – Jak się można nauczyć gotowania?
– Książka kucharska z pewnością pomoże – podpowiada życzliwy przechodzień, który musiał słyszeć ich rozmowę, i wskazuje na sklep po drugiej stronie ryneczku.
Księgarnia rzeczywiście oferuje kilka poradników kulinarnych i zaopatrują się w ten o nazwie: "Gotowanie dla początkujących". Alluka chciałaby biec do domu i od razu wypróbować pierwszy przepis, ale w drzwiach staje i ogląda się, zupełnie jakby coś ją tu trzymało.
Ma wrażenie, jakby weszła do zakazanego, pełnego tajemnic królestwa.
Alluka rzuca się w wir gotowania z entuzjazmem, z jakim generalnie podchodzi do wszystkiego, czego jeszcze nie zna. Killua bezpieczniej czuje się, przygotowując składniki – na przykład z krojeniem, siekaniem, ubijaniem i ucieraniem radzi sobie naprawdę świetnie. Jego szybkie tempo jest pomocne, ponieważ po pierwszym dniu w miarę rozsądnego i umiarkowanego kucharzenia Alluka postanawia (najwyraźniej) stać się mistrzem kuchni i nagle każdy posiłek zaczyna składać się z wielu dań.
Po kilku dniach Killua uświadamia sobie, że jego siostra zamierza wykorzystać każdy przepis z książki kucharskiej – a przynajmniej te, do których można dostać składniki o tej porze roku. Jeśli zaś chodzi o efekty… Cóż, jedzenie jest zjadliwe. Killua tak naprawdę nie uważa się za znawcę i generalnie smakuje mu wszystko. Nie znaczy to, że nie obdarza Alluki komplementami. Wydaje mu się, że już sam fakt, że ktoś mu przygotowuje jedzenie, zasługuje na wdzięczność.
– To jest naprawdę dobre!
– Nigdy nie jadłem nic lepszego!
– Ta ryba smakuje jak kurczak. A, bo to kurczak jest?
– Nie sądziłem, że ziemniaki można przyrządzić na tak wiele sposobów.
– Za te naleśniki z czekoladą powinnaś dostać medal!
Jakoś wszystko smakuje lepiej doprawione promiennym uśmiechem bezbrzeżnego szczęścia i dumy.
Dzień staje się coraz krótszy i nadchodzą jesienne szarugi, które ograniczają ich aktywności na dworze, mimo że Alluka uwielbia swoją parasolkę. Cały czas chodzą na spacery – no i na zakupy spożywcze – ale większość czasu spędzają w domu. W telewizji pokazują tylko dwa kanały, a czasami zupełnie nic, bo odbiornik jest stary i zdarza mu się tracić zasięg. Killua uczy Allukę gier i sztuczek, opowiada o różnych miejscach i przygodach, ale widzi, że jego siostra zrobiła się niespokojna. Alluka często wygląda za okno, czasem wychodzi na zewnątrz i patrzy w las, w którym zniknęły wszystkie zwierzęta, skrywszy się przed nieustannym deszczem. Nie wystarczają jej krótkie spacery do centrum miasta, gotowanie też nie jest w stanie zaangażować jej uwagi, bo nauczyła się już wszystkich przepisów z trzech kolejnych książek kucharskich. Jeśli pogoda wkrótce się nie zmieni…
Mimo wszystko Killua jest szczęśliwy, widząc, jak Alluka potrzebuje świata. Kiedy zabrał ją z domu, trochę obawiał się, że jego siostra nie zechce zaciekawić się otoczeniem. Przez pierwsze dni trzymała się go jak małe dziecko, kurczowo uczepiona jego ramienia, z oczami spuszczonymi i wzrokiem wbitym w ziemię. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy zachwyciła się światem i poczuła się jego częścią – pragnie doznawać go w pełni i w każdej chwilą swojego życia, które wreszcie zostało jej zwrócone.
Niech znów zrobi się słonecznie…
Po wielu ponurych i mokrych dniach Allukę wreszcie budzi słońce. W jednej chwili robi się pełna energii, widząc za szybą błękitne niebo. Wyskakuje z łóżka i rzuca się do okna – i zatrzymuje, zdumiona i oczarowana.
Jeszcze wczoraj sceneria przedstawiała się w różnych odcieniach szarości: ogołocone z liści brzozy i jarzębiny, które nie tak dawno płonęły żółcią i czerwienią; tak ciemne, że aż czarne świerki, niewzruszenie tkwiące pośród deszczów i mgieł; zalegające na warstwie martwych liści cienie…
Kto by pomyślał, że w ciągu jednej nocy ten widok może się magicznie przemienić? Dzisiaj cała ziemia jak okiem sięgnąć pokryta jest cieniutką warstwą białego puchu. Alluka czuje się, jakby przeniosła się do innego świata, pięknego ponad wszelkie wyobrażenie.
Chciałaby zostać przy oknie i podziwiać, ale równie mocno chce się tam znaleźć, rozejrzeć wokół, odkryć osobliwą naturą tego zjawiska… Po chwili wewnętrznej walki to drugie pragnienie wygrywa, więc Alluka szybko myje zęby i buzię, ubiera się i wypada na zewnątrz. Jej oddech unosi się w powietrzu niewielkim obłoczkiem i to również absorbuje jej uwagę. Coś się zmieniło, jesień się skończyła…
– Śnieg – słyszy głos Oniichana za sobą. – Pierwszy śnieg.
Alluka wydaje odgłos radości i wbiega na pobieloną powierzchnię, a potem zachwyca się śladem butów na niej odbitym. Śniegu nie jest wiele – ot, jakby ktoś poprószył ciasto cukrem pudrem – ale i tak zupełnie odmienił oblicze świata. Alluka schyla się i próbuje nabrać go trochę na ręce, ale śnieg od razu topi się i znika.
– W tym słońcu pewnie stopi się jeszcze dzisiaj, ale wygląda na to, że przyszła zima – mówi dalej Oniichan. – Jeszcze będziemy go mieli pod dostatkiem. A ty powinnaś coś na siebie ubrać, bo jest już zimno. Termometr pokazuje minus dwa stopnie.
Zimno? Alluka nie ma pojęcia, ale wierzy mu na słowo. Po śniadaniu wybierają się na spacer, bo Alluka chce zobaczyć znajome miejsca w nowej odsłonie. Śnieg po południu rzeczywiście się topi, gdyż światło słońca jest jeszcze na tyle ciepłe, że taka cienka warstewka nie ma szans się utrzymać. Alluka jednak wie – Oniichan obiecał – że niedługo znów się pojawi, i ma na co czekać. Już wie, że będzie uwielbiać zimę.
Odkrywają, że nie mają zimowych ubrań, więc tego dnia kupują na mieście wełniane czapki, szaliki i rękawiczki. Oniichan marudzi, że wcale ich nie potrzebuje, ale Alluka gwałtownie przeciw temu protestuje, zwłaszcza po komentarzu sprzedawcy, że zimy tutaj są naprawdę ostre. Alluka wybiera sobie komplet w jasnych odcieniach niebieskiego, a Oniichan w ciemnych. Czapka jest tak duża, że zasłania Alluce nawet uszy, za to szalik jest rozkosznie mięciutki i wspaniale się nim opatulić. Rękawiczki z jednym palcem wyglądają śmiesznie i są trochę niewygodne, ale sprzedawca mówi, że w ten sposób łatwiej uchronić dłonie przed odmrożeniem.
– No to jesteśmy przygotowani na zimę – stwierdza Alluka z radością.
– Teraz trzeba tylko pamiętać, żeby je ze sobą brać.
Jak Killua przypuszczał, wkrótce śnieg spada ponownie i w większej ilości. Temperatura obniżyła się do wartości minusowych i nie zanosi się już na ocieplenie. Dni pogodne przeplatają się z pochmurnymi, ale warstwa śniegu sprawia, że nawet podczas tych drugich jest jaśniej. Zima przyszła na dobre.
Alluka chce spędzać całe dni na dworze. Ustawia na podwórku kilka bałwanków oraz innych form geometrycznych. Zachwyca się skrzypieniem śniegu pod butami i z głośnym śmiechem rzuca się w zaspy. Może godzinami wpatrywać się w migocącą od słońca białą powierzchnię, a czasem ostrożnie nabiera jasnego puchu w ręce i przygląda się z bliska maleńkim płatkom, dziwując się im różnym kształtom. Czasem po prostu stoi na brzegu lasu i chłonie jedyny w swoim rodzaju widok ośnieżonych gałęzi. A ile ma zabawy, gdy któraś spuści ciężar wprost na jej głowę…
Oczywiście, jak przypuszczał Killua, Alluka notorycznie zapomina o porządnym ubraniu się przed wyjściem z domu. Nie pomaga upchnięcie czapki, szalika i rękawiczek w kieszenie kurtki, bo Alluka nawet o kurtce nie pamięta. Rozwiązaniem okazuje się dopiero powieszenie całego kompletu na drzwiach wyjściowych.
Killua jest zupełnie niewrażliwy na temperaturę – i w ciągu ostatnich tygodni nabrał pewności, że z Alluką jest dokładnie tak samo. Niemożność odczuwania zimna nie znaczy jednak, że nie są narażeni na odmrożenia, dlatego o ubraniu należy pamiętać, nawet jeśli zakładanie go wydaje się niepotrzebną stratą czasu…
– Oniichan, ile trwa zima? – pyta Alluka po kilku dniach.
– Pewnie kilka miesięcy – odpowiada Killua, wywołując wybuch radości. – Tak się cieszysz? Jeszcze będziesz jej mieć dość, sama zobaczysz.
– Na pewno nie!
Zima wygania na dwór zwykle spokojnych i lubiących domowe zacisze tubylców. Na wzgórzu za miastem dzieciaki mają dziką zabawę, jeżdżąc na sankach. Dorośli przypinają do nóg narty i uprawiają biegi przełajowe po równinach i lasach. Killua i Alluka nie zamierzają pozostać w tyle, więc biorą się za jedno i za drugie. Sanki są wspaniałą rozrywką – ale czy cokolwiek dotąd nie podobało się Alluce? – a podejmowanie rywalizacji z lokalnymi dzieciakami stanowi miłe wyzwanie. Narty wymagają więcej wysiłku, ale po opanowaniu podstawowej techniki pozwalają na pokonywanie dużych odległości. Są świetne, by wyrobić formę.
Wkrótce Killua i Alluka wyprawiają się na dalsze wycieczki. Pakują do plecaków jedzenie, a do termosów nalewają zupy i herbaty, po czym ruszają na nartach przed siebie – każdego dnia w innym kierunku. Po kilku godzinach biegu znajdują odpowiednie miejsce na biwak, gdzie odpoczywają przy ognisku i pożywiają się. Jedzenie smakuje wybornie i daje siły na drogę powrotną. Alluka ma zarumienione policzki i gwiazdy w oczach, gdy już po zmroku wracają do domu, choć jest tak zmęczona, że nie ma nawet sił mówić.
– Jestem tak bardzo szczęśliwa – szepce jednego wieczoru, czym wzrusza Killuę niemal do łez. – Dziękuję.
Ładna pogoda nie trwa wiecznie i wkrótce nadciąga prawdziwa zamieć, która ciągnie się przez kilka dni. Początkowo fajnie jest siedzieć przy oknie i patrzeć na szalejący na zewnątrz żywioł, ale tylko początkowo. Alluka nie chce mówić, że się nudzi – zwłaszcza kiedy Oniichan stara się ją zająć na każdy sposób – ale naprawdę się nudzi. Poza tym opowieści Oniichana tylko sprawiają, że jest coraz bardziej niespokojna. Telewizor pokazuje dokładnie taką samą burzę śnieżną jak okno i umysł Alluki po prostu nie ma się czym zająć.
Kiedy wygląda na to, że wichura trochę się uspokoiła, Alluka zeskakuje z krzesła i oświadcza:
– Idziemy.
– Dokąd? – pyta Oniichan.
– Potrzebuję książek.
Opatuleni po czubki nosów, brną wkrótce przez zaspy śnieżne, stawiając opór porywom wiatru. Wbrew obawom Alluki księgarnia działa zupełnie normalnie – tak jak i wszystkie sklepy i placówki, widać lokalni ludzie nie uznają takiej pogody za kataklizm – a w jej wnętrzu panuje przyjemna cisza. Sprzedawca jednak nie miał chyba dziś wielu klientów, gdyż na ich widok okazuje zaskoczenie.
– Poproszę książki – mówi Alluka zdecydowanym tonem.
– Jakich książek sobie życzysz, dziecino? – pyta uprzejmie sprzedawca.
– Jakichkolwiek.
Sprzedawca przez chwilę patrzy na nią z jakąś bezradnością, a potem przenosi wzrok na Oniichana.
– Moja siostra miała na myśli, że każda lektura będzie dobra. Czy możemy sami sobie wybrać?
Sprzedawca kiwa głową, wciąż wydaje się oszołomiony. Oniichan bierze Allukę za rękę i ciągnie w stronę regałów. Potem patrzy na nią, jakby chciał się upewnić, a następnie ściąga po jednej książce z każdej półki.
– Tyle chyba ci wystarczy? – pyta wreszcie, wychylając się zza sporego stosu.
– Hmm… – Alluka jest niepewna, ale na tyle rozsądna, by rozumieć, że jeśli wezmą więcej, zaniesienie ich do domu będzie trudne. Pociesza się, że wybrane przez Oniichana książki są przynajmniej grube. – Niech będzie.
Sprzedawca pakuje książki w plastikowe siatki, które powinny zabezpieczyć je przed pogodą. Alluka w drzwiach jeszcze się odwraca.
– Dziękuję. Wkrótce przyjdziemy po więcej – zapowiada z uśmiechem.
Zamieć szaleje za oknem, ale Alluka zapomniała o istnieniu czegoś takiego jak świat zewnętrzny. Siedzi w fotelu i czyta, czyta, czyta. Zaczyna od książek z ilustracjami i przechodzi do tych z samym tekstem. W zebranej przez Killuę na chybił trafił kolekcji są albumy przyrodnicze, podręczniki szkolne i specjalistyczne, powieści historyczne, romanse i co tam jeszcze. Alluka czyta, nie odrywając się od lektury, przewracając kartki jedna za drugą – najpierw powoli, potem coraz szybciej. Killua, nie mając nic innego do roboty, przygląda jej się z uwagą i widzi, jak jej oczy przebiegają przez zawartość kolejnych stron. Myśli sobie – ach, jakże naiwnie – że Alluka nie rozumie treści i dlatego tak prędko jej idzie…
– To było bardzo ciekawe – stwierdza Alluka pod wieczór, kiedy po kilku godzinach odkłada ostatnią książkę na stosik po drugiej stronie fotela i przeciąga się, a potem wreszcie spogląda na Killuę. – Oniichan, wiedziałeś, że…
Killua jest wstrząśnięty – naprawdę wstrząśnięty – kiedy po dłuższej chwili rozmowy… nie, właściwie opowieści, zawierającej między innymi streszczenia teorii fizycznych, klasyfikacje roślin i komentarze wydarzeń historyczno-politycznych, pojmuje, że jego siostry nie można określić innym słowem niż geniusz. Jest przy tym okropnie, niemożebnie dumny… i zły na siebie, że zlekceważył jej umysł.
Tak naprawdę nie ma w tym nic dziwnego – wszyscy członkowie rodziny Zoldyck cechują się ponadprzeciętną inteligencją. On i jego bracia od wczesnego dzieciństwa uczeni byli robić z niej użytek, tak by poradzić sobie w absolutnie każdej sytuacji. Alluka w dodatku najwyraźniej cechuje się też umiejętnością bardzo szybkiego czytania, a może nawet pamięcią fotograficzną.
Chwila euforii nie trwa długo. Gasi ją jedno wspomnienie: Alluki nie wiadomo ile lat zamkniętej w pokoju wypełnionym zabawkami. Jeśli zbrodnie Zoldycków już do tej pory nie były wielkie, to teraz nabierają wymiaru nie do wybaczenia. Może po prostu próbowali wrócić jej dzieciństwo, by odczynić całe uczynione zło – śmiechu warte – ale dla tak bystrego umysłu pozbawienie wszystkich bodźców takiego musiało było torturą.
Killua wstaje ze swego miejsca i podchodzi do fotela Alluki, a potem obejmuje ją i trzyma w uścisku, jakby nigdy nie chciał puścić.
– Oniichan…?
– Przepraszam – szepce Killua, nagle nie jest w stanie normalnie mówić, bo ściska go w gardle. – Przepraszam, że zostawiłem cię w tamtym miejscu…
Czuje, jak dłonie Alluki poklepują go po plecach… jakby to on potrzebował pociechy…!
– Przecież nie byłam sama – odpowiada Alluka wdzięcznie.
– Kupię ci tyle książek, ile będziesz chciała – obiecuje Killua. "I żadnych zabawek", dodaje w myślach.
Po zamieci wreszcie przychodzi ładna pogoda i powraca słońce, którego blask odbija się od powierzchni. Gruba warstwa śniegu zalega na wszystkim w zasięgu wzroku, a Oniichan musiał wykopać na podwórku przejście, żeby mogli wyjść z domu. Świerki wyglądają jak oblepione gęstym lukrem i przypominają jakieś niesamowite, obce stwory, zupełnie niepodobne do niczego. Świat wydaje się składać tylko z dwóch kolorów: błękitu i bieli.
Alluka cieszy się, mogąc znów zjeżdżać na sankach i biegać na nartach. Ponownie wyprawiają się z Oniichanem na wycieczki, które są jedną z najwspanialszych rzeczy, jakie kiedykolwiek robiła. Czysty śnieg migocący w promieniach słońca. Sarny pojawiające się na brzegu lasu. Ciepły posiłek przy ognisku. Wysiłek fizyczny, który powoduje naprawdę miły rodzaj zmęczenia. Ma ochotę krzyczeć z radości, ale nie chce płoszyć zwierząt – poza tym hałas mógłby zrzucić czapy śnieżne z gałęzi.
Z każdym dniem termometr pokazuje coraz niższą temperaturę, przekraczając minus dwadzieścia i zmierzając ku minus trzydziestu. Robi się za zimno na wyprawy, ale krótkie spacery – na przykład do księgarni – nie stanowią przeszkody. Z dnia na dzień wzrok sprzedawcy z jakiegoś powodu robi się coraz bardziej zdesperowany, gdy wynoszą każdorazowo sporą ilość książek.
– Zamierzacie otworzyć bibliotekę? – pyta wreszcie słabym głosem.
– Nie, po prostu moja siostra… – Oniichan szepce mu do ucha coś, czego Alluka nie słyszy, ale nie przejmuje się tym, skupiona na słowie "biblioteka".
Oczy sprzedawcy robią się okrągłe, gdy ponownie wraca wzrokiem do Alluki. Potem kiwa głową i już się nie odzywa.
Allukę zachwyca świat zawarty w książkach, zaklęty w słowie i obrazkach. Chłonie wiedzę o biologii, historii, polityce, nauce, sztuce. Przeżywa opowieści o przygodach, uczuciach, zbrodniach, bohaterach, codziennym życiu. Nie wszystko rozumie, ale nad wszystkim się zastanawia, by zrozumieć. Ciekawi ją wszystko, a każda książka wprowadza ją do nowego świata. Telewizja nie może się z tym nawet równać.
Jak mogła wcześniej żyć bez literatury?
Książki zajmują już sporą część pokoju dziennego i czasem trzeba uważać, by na nie nie wpaść. Jest oczywiste, że nie będą mogli ich zabrać, gdy ponownie ruszą w podróż, ale nie ma takiej potrzeby.
– Możemy je zanieść do biblioteki – stwierdza Alluka i ponownie przechodzi ją niezwykle przyjemny dreszcz, gdyż w tym słowie jest magia.
Podobnie jak w fakcie, że biblioteki są wszędzie na świecie.
– Nie boli cię głowa od czytania? – pyta kiedyś Oniichan.
– Ona przecież była do tej pory pusta – odpowiada Alluka bezpośrednio. – Teraz wreszcie się zapełnia. I raczej się nie przepełni.
Kiedy mrozy wreszcie trochę odpuszczają, jest już kolejny rok. W mieście otwarto lodowisko na stawie, który w międzyczasie pokrył się grubą warstwą lodu, Alluka i Killua idą więc spróbować swoich sił na łyżwach. Okazują się one niewielkim wyzwaniem dla Killuy, który ma pełną kontrolę nad własnym ciałem i cechuje się doskonałą koordynację ruchową. Jeśli chodzi o Allukę, to jego siostra – choć początkowo ostrożna i niepewna, ale niewątpliwie przepełniona entuzjazmem – również wykazuje w tym kierunku pewien talent. Killua gotów w każdej chwili jej asystować, ale Alluka rozsądnie stwierdza, że przy nauce nie uniknie upadków.
Nie mija wiele czasu, zanim opanuje podstawową technikę i wyostrzy równowagę, by jeździć bez upadków, a Killua z przyjemnością i dumą ogląda jej wdzięczną i coraz śmielszą jazdę. Wkrótce, za przykładem bardziej wprawionych łyżwiarzy, jego siostra odważa się na trudniejsze ruchy i ich kompozycje. Pętle, obroty, jazda tyłem i na jednej nodze… Nawet wyskoki – z uważną asekuracją.
Przyjemnie jest jeździć we dwójkę, mając do dyspozycji sporą taflę. Trzeba rzecz jasna uważać na innych łyżwiarzy, a czasem ustąpić miejsca tym, którzy mają takie umiejętności, że mogliby wziąć udział w konkursie. Właśnie obok nich przemknęła z gracją niewiele starsza od Alluki dziewczyna, zrobiła najazd od tyłu i odbiła się, by obrócić się w powietrzu i opaść na taflę lodu, rozkładając szeroko ręce. Zanim Killua zdąży się zorientować, Alluka z płonącymi ekscytacją oczami próbuje powtórzyć ten wyczyn… i kończy się to niedobrze, czyli skręconą kostką.
O łyżwach można więc na jakiś czas zapomnieć i Alluka jest niepocieszona, choć jednocześnie na jej twarzy rysuje się poczucie winy.
– Przepraszam – mówi, gdy Killua bierze ją na plecy, by zabrać do szpitala. Dwie pary łyżew dyndają na jego szyi.
– Bardzo cię boli? – pyta Killua i jeszcze zanim usłyszy zaprzeczenie, zdaje sobie sprawę, jak głupie było to pytanie.
Wszystkie dzieci Zoldycków cechują się nienaturalną wytrzymałością na ból. Nie, czasem w ogóle go nie czują, podczas gdy normalny człowiek dawno by krzyczał. I nawet jeśli jest z tego w większości korzyść, to świadomość ceny, jaką przyszło im zapłacić, wystarcza, by mięśnie Killuy napięły się mimowolnie.
Alluka to wyczuwa.
– Oniichan, jesteś zły? – pyta markotnym głosem.
– Nie jestem zły na
ciebie – odpowiada Killua z miejsca.
Alluka chwilę milczy, jakby się zastanawiała.
– Jesteś zły na lód? – zgaduje.
Killua parska śmiechem. Od razu lepiej się czuje.
Przerwa w łyżwach jest bardzo przykra, ale Alluka mówi sobie, że to kara za robienie czegoś, na co nie była gotowa, i przyjmuje swój los z godnością. A przynajmniej próbuje.
Ponieważ ma zakaz chodzenia, ciężar gotowania spoczywa na Oniichanie. Alluka recytuje mu coraz to kolejne przepisy, według których wcześniej przygotowywała posiłki. Powinno to być prostą sprawą, ale Oniichan jakimś dziwnym trafem potrafi nawet wodę przypalić.
– To niesamowite – komentuje Alluka po którymś razie.
– Pozwól swojemu bratu być w czymś nieudolnym – odpowiada Oniichan. – Jestem tylko człowiekiem.
– Każdy człowiek jest w czymś słaby? – pyta Alluka, zdumiewając się nad tym konceptem.
– Przeważnie ludzie rzadko w czym są mocni.
Alluka zastanawia się, w czym ona jest dobra, ale nic nie przychodzi jej do głowy.
– Czy koniecznie trzeba być w czymś dobrym? – pyta po dłuższej chwili.
– Na pewno ułatwia to wiele spraw. Im więcej rzeczy potrafisz robić, tym lepiej poradzisz sobie w życiu.
Alluka znów milknie. Wygląda na to, że jej szanse są beznadziejne…
– Oniichan… Będę mogła z tobą zostać?
– Oczywiście. Obiecałem ci to – odpowiada z miejsca Oniichan. – Czemu tak nagle pytasz?
Alluka spuszcza wzrok i zaczyna nerwowo przebierać palcami.
– Bo pomyślałam sobie, że skoro nie mam żadnych umiejętności, powinnam się trzymać ciebie, bo ty wszystko wiesz i wszystko umiesz. No, poza gotowaniem…
Przez chwilę Oniichan wpatruje się w nią bez słowa. Brwi ma ściągnięte i wydaje się jakiś zdezorientowany. Potem jednak nagle wybucha śmiechem i zaczyna się turlać po kanapie, trzymając się za brzuch, a kiedy ponownie patrzy na Allukę, z jego oczu płyną łzy. Opanowuje wesołość i zaczyna wyliczać na palcach.
– W niespełna pół roku nauczyłaś się jeździć na nartach i łyżwach, gotować, rozmawiać z ludźmi. Nauczyłaś się niezliczonych nazw zwierząt i roślin i kolorów. Przeczytałaś jakieś cztery setki książek, zapamiętując ich treść, z każdej chyba dziedziny. Rozumiesz wyższą matematykę i fizykę i masz geografię świata w jednym palcu. I jestem zupełnie pewien, że to tylko część twoich talentów. Kto ma sobie poradzić w życiu, jak nie ty?
Alluka kiwa głową, uspokojona. Skoro Oniichan tak mówi, to tak pewnie będzie.
Kostka Alluki goi się w swoim tempie – lekarz zakazał ją obciążać przez trzy tygodnie, ale Alluka wyraźnie ma z tym problem. Już dwa razy Killua przyłapał ją na próbach chodzenia.
– Przecież mnie nie boli – protestuje jego siostra.
– Zobacz, wciąż jest spuchnięta – mówi Killua. – Nie zagoi się, jeśli będziesz ją ciągle forsować. Będziesz musiała cały czas siedzieć w domu, a nie wierzę, byś tego chciała. Jeszcze tylko kilkanaście dni.
– Ale mnie nie boli…
Killua zaciska zęby i nic więcej nie mówi. Ma nadzieję, że Alluka nie pamięta, w jakich okolicznościach wykształciła w sobie niewrażliwość na ból.
Zastanawia się, czy rodzice
świadomie usiłowali stworzyć ze swoich dzieci potwory. Biorąc pod uwagę skutki, z całą pewnością można powiedzieć, że odnieśli sukces, bo już sama niezdolność odczuwania bólu pozbawia człowieczeństwa.
Silva i Kikyo mieli obowiązek i pragnęli powołać do życia kolejne pokolenie zabójców – przecież dzieci zabójców nie mogły się zająć niczym innym. Morderczy trening, którego nie można nazwać inaczej jak tortury, był jednym ze środków. Z Illumim udało się doskonale (choć Killua nie jest pewny, czy w przypadku najstarszego brata rzeczywiście zadziałały ich wysiłki, czy bardziej jakaś wrodzona skłonność, bo większego psychopaty nie zna), więc szli w zaparte. Wyszło im rzeczywiście wspaniale – stworzyli sobie czwórkę następnych maszyn do zabijania – tylko że nie do końca.
Milluki jest świetnym zabójcą – pod warunkiem, że zabijanie odwali za niego ktoś inny.
Killua jest świetnym zabójcą – pomijając jego całkowite obrzydzenie do tego.
Alluka jest świetnym zabójcą – tyle że wystarczy jedna pomyłka i cała rodzina zniknie z powierzchni ziemi, z połową światowej populacji na dodatek.
Kalluto… Kalluto jest tak naprawdę wielką niewiadomą, choć jego umiejętności są oczywiste.
Tak czy owak, wynik dwa na pięć daleki jest od perfekcji. Ale może rodzice liczyli się z możliwością porażki. Napłodzili dzieciaków i próbowali do skutku…
Samo myślenie o tym sprawia, że Killui robi się niedobrze. Po raz kolejny dochodzi do wniosku, że lepiej nie myśleć o rodzinie Zoldycków, bo nie służy to zdrowiu – a do tego Alluka bardzo łatwo wyczuwa jego gniew. Killua bierze głęboki wdech i przywraca na twarz uśmiech, z którym gotów jest stawić czoła siostrze.
– Znów myślałeś o czymś złym, prawda? – słyszy.
– Nie przejmuj się tym.
Dni zaczynają robić się dłuższe, choć zima trwa w najlepsze. Okresy zamieci przeplatają się z piękną pogodą – więc i aktywności ich dwójki zależą od niej. Kiedy nie śnieży, jeżdżą na sankach, nartach i na łyżwach. Przy zawiei chowają się w domu i spędzają czas na czytaniu, rozmowach i grach albo gimnastyce. Czasem, mimo pełnego słońca na bezchmurnym niebie, jest tak zimno (minus trzydzieści pięć), że Oniichan zgadza się tylko na krótkie spacery. Alluka ogląda biało-niebieski świat zza fantazyjnych obrazów, które mróz wymalował na szybach, i wciąż nie może się nadziwić jego pięknu.
Śniegu cały czas przybywa i Alluka zastanawia się, czy on kiedykolwiek zniknie. Nie przyznałaby się do tego, ale obawia się, czy cała natura nie umarła pod tak grubą warstwą mroźnego puchu. Pociesza się widokiem wciąż zielonych świerków i sosen, zaglądających na ich podwórko zwierząt, a także ptaków, które nawet w tej porze roku szybują za oknami. Mówi sobie, że ziemia tylko śpi pod tą warstwą śniegu, otulona przed mrozem, i w swoim czasie ponownie obudzi się do życia.
W miarę jak mijają kolejne tygodnie, Oniichan robi się niespokojny i któregoś dnia pyta:
– Nie masz ochoty zmienić miejsca? Nie znudził cię śnieg? Oglądamy go od wielu miesięcy.
Alluka jednak kręci głową.
– Chcę tu jeszcze trochę zostać. Możemy?
– Pewnie, że możemy. Aż tak ci się tu podoba?
Alluka zastanawia się przez moment.
– Podoba mi się, ale… Myślę, że czekam.
– Na co?
– Na to, co będzie po zimie.
– Zatem zostaniemy – mówi Oniichan z uśmiechem i nie wraca więcej do tego tematu.
W ostatnich dniach Alluka coraz częściej zastanawia się, co Oniichan naprawdę czuje. Przy niej zawsze się uśmiecha i Alluka nie wątpi w jego radość, jednak im dłużej ze sobą są, tym wyraźniejsze staje się, że Oniichan część swoich uczuć ukrywa – i jest w tym bardzo dobry. Czy jednak zdaje sobie sprawę, że jego siostra, kiedy tylko może, obserwuje go z ukradka, wychwytując z jego twarzy ślady emocji?
Czasem Alluka wie z całkowitą pewnością, że Oniichan myśli o czymś złym, co wzbudza w nim gniew. "Nie złość się," ma ochotę wtedy powiedzieć, "świat jest taki piękny" – ale powstrzymuje się, bo rozumie, że nie jest to takie proste. Łatwiej wychodzi odwrócenie jego uwagi czymś zabawnym, choć działa to tylko do następnego razu.
Chciałaby zapytać o jego troski, ale nie ma odwagi usłyszeć zaprzeczenia. Jaki starszy brat zwierzałby się młodszej siostrze?
Odkąd Alluka skręciła kostkę – która już dawno się zagoiła – do Killuy wciąż wracają myśli o rodzinie i dzieciństwie. Wtedy, kilka lat temu, nie uważał traktowania, jakiemu go poddano, za coś niezwykłego. Jako bardzo małe dziecko nie miał o niczym pojęcia, a potem – kiedy już rozumiał – nigdy nie przyszło mu do głowy, że normalnie rodzice nie robią dzieciom takich rzeczy. Nikt w rodzinie nawet nie zająknął się o tym, że poddawanie działaniu ekstremalnych warunków i najróżniejszych substancji oraz zadawanie bólu na każdy możliwy sposób jest złe. Killua wzrastał we wiedzy, że należy do rodziny zabójców i wszystko jest treningiem, który także z niego uczyni zabójcę. Taka była jego rzeczywistość, tak wyglądała jego normalność. Dzieci nie kwestionują decyzji rodziców – akceptują je jako jedyne słuszne.
Killua szalenie cieszy się, ze nie pamięta swoich najwcześniejszych lat, które musiały być koszmarem większym, niż można sobie wyobrazić. Gdy nabrał świadomości, był już zaprawiony i zobojętniały na ból – i, tak naprawdę, na wszystko inne – a o to z pewnością musiało w tym treningu chodzić. Był na dobrej drodze, by stać się doskonałą maszyną do zabijania – i chyba miał najwięcej potencjału, skoro ojciec upatrzył go sobie na następną głowę rodu – jednak coś poszło źle. Źle dla Zoldycków, nie dla Killuy.
Killua sam nie wie, dlaczego w ostateczności odwrócił się od wszystkiego, czego próbowano go nauczyć i co próbowano z nim zrobić. Wiele razy zastanawiał się nad tym, ale jedyna odpowiedź – denerwująco ogólna – jest taka, że na jakimś podstawowym poziomie różni się od reszty rodziny. Zresztą nie ma to znaczenia. Znaczenie ma fakt, że "trening" nie wyrządził mu żadnej poważnej psychicznej krzywdy (może co najwyżej czasem odzywa się jego niskie poczucie własnej wartości, ale o tym łatwo zapomnieć) – podobnie jak jego braciom.
Tymczasem Allukę to wszystko strzaskało.
Killua nie wierzy w bajeczkę o opętaniu. Uważa ją za wygodną wymówkę – historyjkę, którą rodzice wymyślili, żeby zdjąć odpowiedzialność z samych siebie. Powtarzając raz po raz, że Nanika jest obcym bytem, który posiadł Allukę, wreszcie sami w to uwierzyli i pozbyli się poczucia winy, o ile kiedykolwiek go doznawali. I zamiast zająć się skrzywdzonym dzieckiem, obdarzyć troską, opieką, bezpieczeństwem – tym wszystkim, czego potrzebuje straumatyzowany umysł – zamknęli je za grubymi drzwiami i mnóstwem zamków, a jedyne, co dali, to zabawki. Ale czy ktokolwiek mógłby w ogóle umieścić słowa "troska, opieka, bezpieczeństwo" i Zoldycków w jednym zdaniu? Śmiechu warte.
Killua jest całkowicie przekonany, że Nanika jest częścią psychiki Alluki, która rozpadła się pod wpływem tortur nie do zniesienia. Jest pewien, że umiejętność spełniania życzeń jest niczym innym jak manifestacją Nen, które zostało siłowo wzbudzone za sprawą doznanej przemocy. Rozpoznaje w Nanice te same cechy co w Alluce: uprzejmość, serdeczność, ciepło. Wie, że Nanika tak samo jak Alluka doznaje radości i smutku i umie je fizycznie okazywać uśmiechem i łzami. Nanika mogła powstać wtedy, gdy Alluka, uciekając przed bólem i cierpieniem, stworzyła w sobie miejsce, gdzie była bezpieczna, gdzie mogła być sobą – małym dzieckiem, które zna tylko najbardziej podstawowe emocje.
Killua nienawidzi swoich rodziców za to, co zrobili jego siostrze – i zanosi dzięki wszystkim bogom, że mimo wszystko Alluka pozostała dobrym i tak bardzo kochanym człowiekiem.
Nanika wyczuwa zmiany zachodzące w Alluce. Kiedyś Alluka doznawała tylko strachu i rzadkich chwil szczęścia. Teraz tych emocji jest znacznie więcej – i wciąż przybywa. Nanika nie potrafi ich wszystkich zidentyfikować czy zrozumieć, gdyż docierają do niej jako proste wrażenia.
Łaskoczące (oczekiwanie).
Zalewające (zachwyt).
Kłujące (niecierpliwość).
Kipiące (znudzenie).
Palące (irytacja).
Oślepiające (radość).
Jedne przechodzą w drugie – i Nanika dziwi się, że jedna osoba może tak wiele odczuwać, zwłaszcza że nie wszystkie są pozytywne. Ponieważ jednak Alluka odczuwa je przy Killui, Nanika akceptuje to bez żadnej obawy, bo Killua jest bezpieczeństwem dla nich obu i przy nim nie może stać się nic złego. Nie tylko dlatego, że obiecał – Nanika po prostu zawsze o tym wiedziała.
– Nanika, ostatnio mało się pokazujesz – pyta Killua któregoś razu, gdy Alluka śpi. – Wszystko z tobą dobrze?
– Nanika… dobrze.
Killua gładzi ją po włosach.
– Cieszę się – mówi z uśmiechem.
– Alluka… szczęśliwa. Nanika… szczęśliwa. Nanika… śpi.
– Jeśli będziesz czegoś chciała, daj mi znać.
– Tak.
– Dziękuję, że opiekujesz się Alluką.
– Killua…?
– Mhm?
– Kocham.
Otrzymuje kolejną pieszczotę.
III
Kiedy dni są pochmurne i jeszcze o poranku jest ciemno, wówczas czasami nie chce się wstawać z łóżka. Ma się ochotę naciągnąć kołdrę na głowę i dalej spać. Alluka zastanawia się, czy tak czują zwierzęta, które zapadają w sen zimowy: że ten okres można tylko przespać…
Jednak kiedy jest pogodnie – czy to za dnia, czy w nocy – wówczas Alluka żałuje, że dzień ma tylko określoną liczbę godzin, i nawet kłaść się spać jest ciężko. Przy porządnym mrozie, kiedy powietrze wypełniają kryształki lodu, wokół słońca tworzy się halo, zaś po zmroku światła miasteczka przemieniają się z punktów w filary. Przy nagłych spadkach temperatury lód obrasta gałęzie drzew i krajobraz staje się baśniowo piękny, zupełnie jak w Białym Mieście, o którym Alluka czytała.
Przy takim mrozie niebo jest czyste każdego dnia – a w nocy pokryte tak wieloma gwiazdami, że Alluka mogłaby liczyć do końca życia i nigdy nie poznałaby ich liczby. Oniichan uczy ją nazw najbardziej charakterystycznych konstelacji, które czasem są trafne, czasem śmieszne, a czasem jedno i drugie. A którejś nocy, gdy oparci o okno podziwiają pełnię księżyca, niebo nagle eksploduje i świetlne wstęgi zaczynają tańczyć nad ich głowami, przybierając najbardziej fantazyjne formy! Ich blask jest tak silny, że nie przesłania go poświata księżyca, a ich lśniące jasną zielenią odbicie można ujrzeć na śniegu pokrywającym ziemię.
– Zorza polarna – szepce Alluka z oczarowaniem. – Nie widziałam w życiu nic piękniejszego.
Oniichan nic nie mówi, ale jego mina wskazuje, że właściwie mógłby się z nią zgodzić.
Nie wszystkie noce są tak dobre. Alluka wie, że w ostatnich dniach Oniichan coraz częściej ma koszmary. Nie to, żeby krzyczał i ją budził – Oniichan nigdy nie robi hałasu, niezależnie od sytuacji – po prostu sama jakoś je wyczuwa, tak samo jak za dnia jest zawsze świadoma jego złych nastrojów. Leży wtedy, słuchając, jak Oniichan chodzi po mieszkaniu – czasem otwiera okno, czasem wychodzi na zewnątrz – i dopiero po dłuższej chwili jest w stanie zasnąć ponownie. Czasem nawet się nie budzi – Alluka zawsze wtedy walczy ze sobą, by nie wstać i go nie wyrwać z niespokojnego snu, który go męczy. Wie jednak, że to nic nie pomoże – może już następnej nocy koszmary powrócą; nie ma pojęcia, co mogłaby zrobić, by skończyły się na dobre.
W dzień Oniichan całym sobą daje do zrozumienia, że wszystko z nim dobrze – jest energiczny i wesoły, śmieje się i żartuje, i na każdy sposób okazuje jej uwagę – i Alluka próbuje przekonać samą siebie, że nic mu nie dolega. Kiedy jednak zamyśla się, a na jego twarz wpływa poważny wyraz, wówczas potrafi jakby zapomnieć o rzeczywistości – jakby przeniósł się w inne miejsce i czas – i gdy do niej wraca, to… Gdyby to był ktoś inny, Alluka powiedziałaby, że nagle podskakuje z zaskoczenia, ale Oniichan panuje nad swoimi reakcjami znacznie lepiej niż ktokolwiek.
Któregoś dnia nie wytrzymuje i pyta:
– Oniichan, wszystko jest w porządku? – ale w odpowiedzi otrzymuje uśmiech i słowa, których najbardziej się bała:
– Oczywiście, że wszystko w porządku!
Killua wie, że musi się wziąć w garść. Ostatnie, czego pragnie, to żeby jego siostra się martwiła, a już zwłaszcza o niego. Czuje podświadomie, że w tej chwili jego samopoczucie dalekie jest od idealnego, ale przecież to nic nowego! Poradzi sobie, tak jak zawsze wcześniej.
Niewątpliwie za dużo myśli ostatnio o Zoldyckach – to musi wyjaśniać jego napady złego humoru, problemy ze spaniem i sporadyczną nerwowość; nie ma przecież w życiu innych zmartwień, które mogłyby naruszać jego równowagę psychiczną. Poza tym przebywanie z Alluką wywiera na niego pozytywny efekt, więc nie wątpi, że jeśli skupi się w całości na niej i przestanie zawracać sobie głowę bezużytecznymi wspomnieniami, wkrótce mu się polepszy. Całkiem bez sensu jest wściekać się na rodzinę, skoro i tak nic nie poradzi na to, co się wydarzyło – może tylko wspierać Allukę najbardziej, jak się da,
teraz.
Zupełnie nie przyjdzie mu do głowy, że on sam nie ma nikogo, kto by go wspierał.
W każdym razie najlepiej będzie zająć sobie czas tak, by nie zostawało go wiele na rozmyślania, z których nie ma żadnego pożytku. Jednocześnie większy wysiłek fizyczny z pewnością wpłynie dobrze na jego sen. Jeśli pogoda dopisuje, to znaczy nie jest zbyt śnieżnie albo zbyt mroźnie, spędzają z Alluką całe dnie w ruchu: czy to na nartach, czy na sankach, czy na łyżwach. Jeśli aura zmusza ich do siedzenia w domu – Alluka wtedy pogrąża się w czytaniu – Killua zajmuje się najróżniejszym treningiem czy innymi aktywnościami, których w zimie nie brakuje: rąbie drzewa mieszkającemu w domku obok starszemu małżeństwu, odśnieża podwórko i dach, strąca zwieszające się z okapów sople, i tak dalej.
I to rzeczywiście pomaga – znów sypia jak zabity i nie pamięta żadnych złych snów. Za dnia jest pełen energii i dobrego nastroju. Jest w rewelacyjnej formie fizycznej i psychicznej. Jeśli jakaś nieprzyjemna myśl czy przykra emocja próbuje przebić się do jego umysłu, odpycha je od siebie i skupia się na czym innym. Zasada "nie zwracaj uwagi, a minie" sprawdza się wyśmienicie.
Alluka powiedziała, że czeka na to, co będzie po zimie – na wiosnę. Killua ocenia, że to już bliżej niż dalej, bo dni są dłuższe, a słońce grzeje mocniej. Potem podejmą podróż, pojadą w nowe miejsca, których żadne z nich jeszcze nie widziało, zajmą się nowymi rzeczami, które pochłoną ich oboje, i zawsze,
zawsze, będą skupiać się na przyszłości.
– Trzeba powoli zacząć zanosić książki do biblioteki – mówi Killua, obejmując spojrzeniem stosy, które zajmują większość pokoju. Cudem jest, że jeszcze nikt pod nimi nie zginął.
Alluka unosi wzrok znad lektury, a w jej oczach migoce zawstydzenie.
– Tylko mnie tam nie wpuszczaj – mamrocze po chwili. – Bo nie dam rady wyjść.
Killua wybucha śmiechem. W chwilach takich jak ta wierzy, że jest człowiekiem, który nie ma w życiu nawet jednego zmartwienia.
Dzień robi się tak długi jak noc, a słońce świeci na oszałamiająco błękitnym niebie od rana do wieczora. O poranku termometr pokazuje jeszcze spory mróz, ale za dnia temperatura przechodzi na czerwoną połowę. Zwieszające się z dachu po stronie południowej sople roztapiają się powoli – przez wiele godzin można słyszeć, jak woda robi "kap-kap-kap", tworząc w przytulonych do ścian domu zaspach małe sadzawki. Nawet powietrze pachnie jakoś inaczej.
Lodowisko zostało zamknięte, a śnieg stał się nierówny do tego stopnia, że bieganie jest niebezpieczne – i wcześniej Alluka byłaby tym niepocieszona, ale teraz czuje całą sobą, że zima wreszcie odchodzi, i czeka niecierpliwie na to, co przyjdzie po niej. Nawet na czytaniu nie jest w stanie się skupić. Spędza prawie cały czas na dworze, czasem ze szczęścia tańcząc po podwórku i obejmując pnie pobliskich drzew, choć nawet nie wie, z czego to szczęście wynika. Oniichan nie krzywi się już, widząc, że nie ubrała szalika.
Kiedy na wierzbach i olszach pojawiają się bazie, ekscytacja Alluki grozi rozerwaniem na kawałki. Pokrywa śnieżna zaczyna znikać w oczach, aż wreszcie pokazuje się ziemia, której Alluka nie widziała od wielu miesięcy. Spada pierwszy deszcz – deszcz! – kropiąc w śnieżną skorupę za domem. A później nadchodzi dzień, w którym rozkwita pierwszy kwiatek – małe żółte słoneczko, jakby było dzieckiem tego dużego na niebie. To podbiał, uważany w tych okolicach za znak
wiosny.
Wiosna.
Alluka pojmuje, że wiosna to coś więcej niż jedna z pór roku – to przeżycie. To więcej światła, więcej energii, więcej radości, która bierze się ot tak, po prostu z niczego. To zapach ziemi, szalone ćwierkanie ptaków, uczucie lekkości bez tych wszystkich zimowych ubrań. To kobaltowe niebo długo po zmierzchu – aż nie chce się kłaść spać – i poranek, który wstaje przed człowiekiem (choć czasem Alluka wstaje przed porankiem i wcale nie czuje się zmęczona). To szafirowa woda w odmarzniętym jeziorze i żółte trzciny falujące na wietrze przy jej brzegach. To zieleń – ach, jak wiele zieleni! Wydaje się, że trawa wyrosła zaledwie od wczoraj, a liście na drzewach pojawiły się zupełnie znikąd. Rośliny pną się ku niebu z zastraszającą prędkością, już sięgają kostek, zaraz potem kolan. Kwiaty otwierają swoje oczka we wszystkich kolorach, rozpościerają swoje koszyczki i zwieszają swoje dzwoneczki. Owady uwijają się pomiędzy nimi z zabawną pilnością.
Wbrew obawom Alluki przyroda powróciła. Po wielomiesięcznym śnie pod śnieżną pierzyną przebudziła się do życia, wybuchła nim niemal w jedną chwilę. Wiosna rozerwała pęta zimy i przegoniła ją swym ciepłem – tak daleko, że nie chce się o tej zimnej pani pamiętać. Pozostałe pory roku przechodzą jedna w drugą niepostrzeżenie, ale Alluce wydaje się, jakby zima i wiosna należały do dwóch zupełnie innych gatunków.
Świat nigdy nie wydawał się równie piękny jak w te pachnące konwalią dni.
– Nawet słowo "maj" ma w sobie jakiś niezwykły urok – stwierdza Alluka. – Nie uważasz?
Oniichan jednak nie odpowiada.
Alluka zachwyca się wiosną i Killua cieszy się jej niesłabnącym entuzjazmem – ma nadzieję, że jego siostra nigdy nie utraci zdolności tak bezgranicznego wielbienia świata – jednak on sam daleki jest od radości. Wcześniejsze sposoby straciły działanie. I choć nie miewa koszmarów, nie rozkojarza się w ciągu dnia, a o rodzinie nie myślał od wielu miesięcy, to jednak im bardziej wiosna postępuje, tym większy ciężar kładzie się na jego piersi. Nie rozumie go, ale próbuje racjonalizować. Mówi sobie, że to z powodu nagłej zmiany. Tłumaczy sobie, że jego zmysły odwykły od zieleni. Przekonuje, że z powodu światła nie sypia dobrze.
Kiedy jednak Alluka wspomina o maju, wówczas Killua zaciska pięści i napina mięśnie, i zamyka oczy. Stara się z całych sił opanować. Stara się skupić uwagę na swoim ciele, na tym, że stoi w tym miejscu i czuje pod nogami ziemię, na powietrzu wciąganym do płuc i wypuszczanym z regularną prędkością. Nie chce o niczym myśleć, nad niczym się zastanawiać, bo wie, że jeśli to zrobi, poczuje się jeszcze gorzej.
– Oniichan… Nie lubisz wiosny? – pyta Alluka, której nie umknął jego napad złego humoru. – Wolałeś zimę i dlatego jest ci źle?
Killua nie jest w stanie się odezwać, kręci tylko głową dla zaprzeczenia.
Alluka podchodzi bliżej i bierze go za rękę.
Dopiero to wytrąca go z tego dziwnego stanu i pozwala wziąć się w garść. Co z niego za starszy brat, jeśli pozwala siostrze martwić się o niego? Jeszcze chwila, dwie… I znów jest w stanie przywołać na twarz uśmiech. Otwiera oczy i patrzy w jej stronę.
Zanim jednak zdąży coś powiedzieć, Alluka mówi zdecydowanym tonem:
– Jedźmy dalej – a w jej oczach błyszczy powaga. – Ruszajmy w podróż. Zgodziłeś się, byśmy zostali tutaj aż do teraz, bym mogła zobaczyć… koniec zimy. Teraz już nic nas tu nie trzyma. – I mówi dalej, zupełnie jakby chciała go przekonać: – Jedźmy gdzieś w zupełnie inne miejsce. Chcę zobaczyć więcej świata. Tutaj było dobrze, ale gdzie indziej na pewno też będzie.
Killua czuje, ze się uspokaja.
– Dokąd chcesz pojechać? – pyta, skupiając się na wszystkim, co trzeba będzie załatwić w najbliższych dniach.
– Wszędzie będzie dobrze – odpowiada Alluka z przekonaniem, nie puszczając jego ręki.
– Widzieliśmy już lasy i jeziora, miasta duże i małe, morze… Co powiesz teraz na góry?
Alluka kiwa energicznie głową, a jej wzrok rozjaśnia się zapałem, który Killua widział już tak wiele razy – i teraz uśmiecha się naprawdę. Ciepłe uczucie rozlewa się w jego piersi, przynajmniej na chwilę odpędzając niepokoje.
– Góry brzmią… absolutnie fantastycznie – stwierdza Alluka. – Jedźmy tam jak najszybciej!
"Jak najszybciej" oznacza przynajmniej dwa dni, bo po pół roku mieszkania w jednym miejscu trzeba kilka spraw przed wyprowadzką załatwić. Porządnie wysprzątać dom, zanieść ostatnie książki do biblioteki i spakować to, co chcą ze sobą zabrać. Na trzeci dzień zostawiają za sobą miasteczko w krainie lasów i jezior i Alluka ma nadzieję, że zmiana scenerii dobrze wpłynie ja Oniichana.
Od tamtej trudnej chwili sprzed kilku dni – Alluka nie wie, co ją sprowokowało – Oniichan znów jest sobą, to znaczy udało mu się schować wszystkie uczucia za maską uśmiechu i skupić się na działaniu. Alluka niepokoi się – nie o ich sytuację, bo przecież poradzą sobie ze wszystkim, tylko o jego samopoczucie. Oniichan zawsze ją wspiera i dba o jej dobro, ale przecież sam jest człowiekiem. Coś go smuci, coś go dręczy, coś go boli…
Jeśli jednak Alluka nie ma odwagi zapytać, będzie musiała poczekać, aż sam jej powie. Czy może na to w ogóle liczyć?
Krajobraz w dole zmienia się. Płaskie połacie, porośnięte lasem niczym miękkim dywanem z otwierającymi się gdzieniegdzie modrymi oczkami, stają się pofałdowane. Pojawiają się mniejsze i większe pagórki, aż wreszcie teren wypiętrza się widocznie, tworząc wysokie wzniesienia, które wspinają się ku niebu nagimi skałami. Na niektórych szczytach zalega śnieg, jednak południowe stoki są czyste. U stóp górskiego łańcucha przycupnęło miasto – i to jest ich następny cel podróży.
Powietrze jest świeże i krystalicznie czyste – rozciągające się od jednej strony w drugą góry wydają się być na wyciągnięcie ręki. Widziane z dołu sprawiają wrażenie ułożonych w jednej płaszczyźnie, mimo że Alluka wie, że każdy ze szczytów znajduje się w innej odległości i oddzielone są od siebie dolinami. Widok zapiera jej dech w piersiach.
Wskazuje ręką na jeden wierzchołek:
– Będziemy tam?
– Tak.
– A tam?
– Też.
– A na tym dużym?
– Hmm… Spróbujemy.
Alluka obraca się z radości wokół własnej osi, przyciągając zdumione spojrzenia miejscowych, które szybko nabierają życzliwości, gdy wyjaśnia:
– Pierwszy raz pójdę na góry!
– Pierwszy raz pójdziesz
w góry – poprawia ją mężczyzna w średnim wieku, a potem dodaje z uśmiechem: – Będziesz się dobrze bawić.
Miasto zabudowane jest drewnianymi domami o ukośnych dachach, zwykle piętrowych, z oszkloną werandą. Schody skrzypią przy wchodzeniu, a podłogę pokrywają plecione dywaniki. Z okien po północnej stronie rozlega się wspaniały widok na góry, skąpane w tej chwili w blasku popołudniowego słońca. Killua zdążył nabyć mapę okolicy i teraz razem z Alluką co i rusz na nią zerkają, usiłując dopasować nazwy do poszczególnych szczytów.
– Myślę, że po zimie na nartach będziesz mieć wystarczającą kondycję na wspinaczkę – stwierdza Killua. – Chodzenie po górach nie różni się wiele od tego, co robiliśmy zimą, tyle tylko, że nie będziemy mieć nart, a kierunek będzie pod górę.
– Wejdę na każdą górę – zarzeka się Alluka. – Nie będziesz musiał mnie nieść.
Killua parska śmiechem, a potem składa mapę.
– Zaczniemy na spokojnie, żeby się przyzwyczaić do wysokości.
Alluka kiwa głową z powagą.
– Zaaklimatyzować – mówi.
Killua śmieje się jeszcze głośniej, choć jednocześnie rozpiera go duma na myśl, że jego siostra nauczyła się takich trudnych słów w ciągu zaledwie kilku miesięcy.
Następnego dnia spacerują po mieście, oglądając zabytki starej zabudowy, i kupują wszystko, co przyda im się podczas górskich wędrówek. Mają wełniane skarpety i kurtki chroniące przed deszczem, mają plecaki i termosy. Potrzebują nowych butów i gotowego prowiantu, ponieważ w górach obowiązuje zakaz polowania, więc żywność trzeba ze sobą nosić – choć można się też posilić w turystycznych gospodach, których kilka znajduje się na szlakach wycieczkowych. Tak czy inaczej, w plecakach zmieszczą się bułki, konserwy i najróżniejsze przekąski.
Ustalają, gdzie wybiorą się najpierw: do najbliżej położonej doliny S, która nie nastręczy żadnej trudności początkującemu wspinaczowi. Alluka z wrażenia nie może zasnąć przed pierwszym dniem – siedzi długo przy oknie, przyglądając się wiszącemu nad miasteczkiem księżycowi w pełni. Killua nie zmusza jej do spania; wie, że już jutro jego siostra będzie wieczorem padać z nóg, bo taki wpływ ma wysiłek i świeże powietrze. Przerabiali to zimą.
On sam robi w myślach plan: powtarza sobie trasę, którą podążą, ewentualne trudności, miejsca, w których Alluka może potrzebować jego pomocy… Na podstawie opisu w przewodniku już sobie wizualizował cały szlak, pamięta, gdzie warto się zatrzymać i rozejrzeć, jakie zwierzęta można tam napotkać, gdzie jest dobre punkt widokowy na góry, a gdzie można zatrzymać się na odpoczynek. To tylko trzy kilometry, ale lepiej być przygotowanym na każdą sytuację.
Kiedy skupia się na następnym dniu – kiedy myśli tylko o tym, jak najlepiej dogodzić Alluce – wtedy wszystko jest dobrze.
Alluka maszeruje dnem doliny i z przejęcia nie jest w stanie mówić. Rozgląda się tylko nieustannie wokół, aż się jej w oczach mieni od nagromadzenia szczegółów. Każde spojrzenie wydobywa z otoczenia coś nowego. Światło słońca przedziera się ukośnie przez korony drzew, tworząc na ścieżce plamiste obrazy. Skały to zbliżają się do drogi na wyciągnięcie ręki, to znów oddalają się, chowając za zaroślami. Potok wesoło pluska wzdłuż szlaku – raz po lewej, raz po prawej stronie, przepływając pod mostkami i chowając się pod szerokimi liśćmi ziołorośli. Powietrze jest wilgotne i ma specyficzny zapach. A ile tu soczystej zieleni!
Gałęzie zwieszają się nad strumieniem, nieporuszone najlżejszym powiewem wiatru, a ich pierzaste liście rozciągają się we własnych płaszczyznach, wizualnie spychając potok i skały w tło. Kwiatki wczepiają się w skałę i cienką warstwę ziemi, rosnąc tu częściej w poziomie niż w pionie, jakby chciały chłonąc wilgoć z powietrza, nie z gleby. Na niektórych odcinkach drzewa znikają, ukazując większy obraz doliny – na ile to możliwe w tak wąskim i pełnym zakrętów wąwozie. Wtedy uwaga Alluki kieruje się ku jego szarym ścianom, których każdy fragment prezentuje inny kształt, a w ich załomkach i szczelinach można dopatrzeć się, zależnie od światła, a to twarzy, a to sylwetki, a to zwierzęcia, a to jeszcze czegoś innego – przynajmniej do momentu, gdy Alluka dopatrzy się tam zupełnie prawdziwych kwiatów.
Dno doliny wznosi się na całej długości od wejścia począwszy, ale tak łagodnie, że w ogóle tego nie czuć. Droga jest ubitą ziemią, a później kamienista. W nowych butach idzie się wygodnie i Alluka czuje, że każdy oddech wonnego powietrza dodaje jej energii. Jeśli się zatrzymuje, to tylko po to, by podziwiać otoczenie – czasami Oniichan pokazuje jej coś wartego uwagi: ciekawy nawis skalny, który sterczy w niebo niczym palec; sosnę rosnącą na urwisku pod tak dziwnym kątem, że nie wiadomo, jak się tam w ogóle trzyma; wejście do jaskini, która ponoć ciągnie się na wiele kilometrów w dół…
W swej ostatniej części dolina tworzy niewielką polanę u stóp pierwszej góry, którą Alluka ma okazję ujrzeć z bliska. Szara ściana z białymi akcentami wznosi się nad nimi niemal pionowo i trzeba zadzierać głowę, by widzieć okolice jej szczytu. Wydaje się sięgać nieba, choć Alluka doskonale pamięta, jaka jest jej wysokość. Na samej polanie znajduje się dużo miejsc, na których można usiąść i coś przekąsić. Alluka zdaje sobie sprawę, że jest bardzo głodna – mimo że od śniadania nie upłynęło więcej niż dwie godziny!
– Górskie powietrze – mówi Oniichan tonem znawcy, sięgając do plecaka po bułki i herbatę.
Alluka idzie za jego przykładem, a kiedy już jedzą, rozgląda się po polanie. Tam w cieniu widzi pólko swojskich pokrzyw, a tam w nasłonecznionym punkcie pną się ku górze nieznane jej rośliny o cienkich liściach. Jeśli chodzi o drzewa, przeważają iglaki – i Alluka z sentymentem przygląda się świerkom, które przez ostatnie miesiące stały się jej tak znajome.
– Wracamy? – pyta Oniichan po posiłku i Alluce wydaje się, że pierwszy raz w życiu jej brat powiedział coś niemądrego.
– Absolutnie nie. Chcę iść tam – pokazuje Alluka na boczną odnogę, a potem na drugą – i tam! I koniecznie muszę zobaczyć, co jest za tamtą skałą!
Oniichan zagląda do plecaka.
– Dobrze, że na wszelki wypadek wziąłem więcej prowiantu.
Alluka jest oczarowana górami – co było do przewidzenia – jak wcześniej każdym innym miejscem. Niestrudzenie przemierza górskie szlaki i w każdej dolinie – bo na razie eksplorują tylko je – znajduje coś nowego. Po dolinie S, odwiedzają położoną na uboczu dolinę O, z której dochodzi się do niewielkiego wzniesienia, dającego wspaniały widok na położone dalej wysokie szczyty; spiętrzoną dolinę B, zakończoną niewielkim, ale bystrym wodospadem; malowniczą dolinę K, w której można podziwiać działalność lodowca sprzed tysięcy, a może nawet milionów lat; majestatyczną dolinę C, której pokonanie zajmuje im cały dzień. Udaje im się nawet przejść liczący ponad dwadzieścia kilometrów poprzeczny szlak, który łączy górne partie wszystkich dolin – Alluka z radością wita znajome już miejsca, do których trafia inną drogą.
Wycieczki robią się coraz dłuższe, ale tempo mają dobre. O tej porze roku – zaczyna się już lato – dni są długie, więc wychodząc wcześnie, zdąży się wrócić przed zmrokiem, co jest istotne. Jeśli nie jest się Łowcą czy innym superczłowiekiem, nocą po górach się nie chodzi – nie tylko można skądś spaść albo gdzieś wpaść, ale także paść ofiarą dzikich zwierząt, które wtedy wychodzą na łowy. Nie ma sensu narażać Alluki na kolejną kontuzję.
Kiedy Killua uznaje, że Alluka jest wystarczająco zaprawiona, pora na góry wysokie – oczywiście zaczynając od tych najniższych. I tak zaliczają długie wapienne wypiętrzenie w zachodniej części, z którego rozlega się piękna panorama miasta; oddzielone łagodnymi przełączkami, porośnięte gęstym lasem trzy kopiaste wzniesienia, które wydają się odlane z tej samej formy; wymagającą stromego podejścia, lecz dostarczającą wyjątkowego widoku na najbliższe szczyty skałę, która zdaje się wyskakiwać spośród połaci drzew.
Alluka chłonie widoki, jakby chciała je zapamiętać na całe życie – i, znając ją, jest to całkowicie możliwe. Jeśli tylko Killua sobie o tym przypomni (bardzo rzadko), robi zdjęcia: jej samej na tle krajobrazu bądź wspólne, na którym szczerzą się do aparatu, jakby nie mieli ani jednej troski.
Kiedy decydują się na pierwszą wyprawę w wyższe rejony, których dotąd jeszcze nie poznali, Alluka drży z emocji.
– Chcę zobaczyć, co jest dalej – mówi, gdy pakują wieczorem plecaki, bo chcą wyjść jak najwcześniej, więc najlepiej mieć wszystko gotowe. – Za tą granicą, którą do tej pory widzieliśmy tylko z daleka. Wydaje mi się, że tam będzie zupełnie inaczej. Głupie tak myśleć, prawda? Przecież to wciąż te same góry.
– Każde miejsce jest inne, a im dłużej czekamy, by gdzieś dojść, tym bardziej magicznym się staje – komentuje Killua i dochodzi do wniosku, że chyba pierwszy raz w życiu powiedział coś tak mądrego.
Alluka uśmiecha się promiennie.
– Na pewno będzie magicznie – zgadza się z nim.
Życzą sobie dobrej nocy. Killua wie, że oboje będą spać jak kamień, a przynajmniej jedno z nich także śnić o cudownych, nowych miejscach.
Kiedy Alluka po wspinaczce porośniętym lasem grzbietem staje na przełęczy, otwiera się przed nią doskonała panorama. Ma przed sobą rozległą halę okoloną z trzech stron górami. Niektóre zna – ich szczyty widać z miasta w dole – jednak część jest dla niej zupełnie nowa. To jest to "dalej", o którym mówiła Oniichanowi… a jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jeśli wejdzie na te góry, które widzi w oddali przed sobą, wówczas zobaczy kolejne łańcuchy, a potem jeszcze kolejne… Chce zostać tu do czasu, aż odwiedzi je wszystkie.
Widok przed nią jest tak doskonały, jakby został stworzony przez obdarzonego talentem i wrażliwością artystę. Szare stoki górskie lśnią w promieniach słońca, ale dno hali pokrywa soczysta zieleń roślinności. Widać niskie i wysokie iglaki oraz miękką trawę porastającą każdy skrawek ziemi i wspinającą się ku szczytom. Tę szarość i zieleń przełamuje bądź dopełnia intensywny róż – Alluka nie przypomina sobie, by kiedykolwiek widziała takie jego nagromadzenie – kwiatów, które tu rozlewają się w całe pola, tam tworzą mniejsze kępy, a jeszcze gdzie indziej pojedynczą sztuką podkreślają swoje znaczenie w krajobrazie.
– Wierzbówka – mówi Oniichan, gdy posuwają się ścieżką między roślinami, które miejscami osiągają wzrost ich obojga.
Alluka widzi uwijające się wśród kwiatów trzmiele i pszczoły, ale sądzi, że pyłku starczy dla wszystkich, ponieważ kwiatów jest zatrzęsienie. Na jednej roślinie kwitnie ich kilkanaście, a oceniając po liczbie pączków, przybędzie ich jeszcze wiele razy tyle. Alluka zastanawia się, czy roślina będzie kwitnąć przez całe lato.
Jednak w nowym miejscu zachwycające są nie tylko kwiaty. Pofałdowany teren skrywa w sobie liczne jeziorka, schodzące w dolinę stoki gór tworzą urokliwe zakątki, a im wyżej, tym roślinność mniej bogata, za to na pierwszy plan wychodzą mchy i porosty. Szlaki zaczynają prowadzić po dużych kamieniach, po których przyjemnie się idzie, choć czasem Alluka zatrzymuje się i przygląda uważnie ich nieregularnym kształtom – albo przysłuchuje się dudnieniu wody pod nimi.
Docierają do dużego jeziora, którego woda odbija błękit nieba, pogłębiając go po wielokroć. Siadają na kamieniach przy brzegu i zajadają się drugim śniadaniem. Alluka wodzi wzrokiem po graniach w górze – tutaj wydają się bliższe – dostrzegając malutkie sylwetki chodzących nimi ludzi. Jej uśmiech staje się szerszy.
– Wiesz, że żeby tam dojść, będziemy musieli przebyć całą tę drogę z miasta jeszcze raz? – mówi Oniichan, zgadując jej myśli.
– No to przebędziemy – odpowiada zupełnie tym niezrażona. – Ile nam to zajęło? Nawet nie dwie godziny, a z powrotem będzie szybciej. Możemy zresztą wyjść wcześniej, żeby mieć więcej czasu. A co zrobimy dzisiaj? Szkoda przecież wracać, nie ma jeszcze południa.
Oniichan wskazuje na wznoszącą się obok jeziora górę.
– Wleziemy tam?
– Wspaniale! Mój pierwszy wysoki szczyt!
Wspinaczka zajmuje im stosunkowo niewiele czasu i już w południe siedzą na skalistym czubku kopulastego wzniesienia. Alluka sprawia wrażenie, że mogłaby sobie odkręcić głowę, gdy tak rozgląda się we wszystkich kierunkach.
– Jeśli kiedykolwiek będę mieć jakieś zmartwienia, wystarczy, że przypomnę sobie ten widok, i od razu będzie mi lepiej – mówi wreszcie zachwyconym tonem.
– Możesz sobie go wspominać i bez zmartwień – stwierdza Killua z przekąsem, a w myślach dodaje: "Postaram się, byś żadnych nie miała".
Widok jest zaiste wyborny: na południe migoce zalane słońcem miasto, bliżej rozlewa się wielką różową plamą kwitnąca wierzbówka, zaś wszędzie wokół wznoszą się szczyty, które zdają się być tuż obok, jakby wystarczyło wyciągnąć rękę, by je dotknąć. Niebo też wydaje się być niżej niż zwykle.
Z tej wysokości w grę wchodzi dodatkowo kierunek w dół i teraz po obu stronach widzą niezliczone jeziorka – także to największe, nad którym odpoczywali, a które widziane z góry ma ciemnoniebieską barwę. Mniejsze są jasnoniebieskie, zielonkawe, nawet czerwonawe –Alluka opisuje je znacznie dokładniejszymi (i bardziej poetyckimi) określeniami.
Kiedy w drodze powrotnej mijają jedno z nich, Alluka zatrzymuje się nagle, by zaraz wybuchnąć śmiechem i powiedzieć z pewnym niedowierzaniem, ale i radością:
– Nawet tutaj je przywiało!
Killua podąża za jej wzrokiem i dostrzega na dalszym brzegu kilka mew, które wyraźnie nic sobie nie robią ze zmiany scenerii z morza na góry. Widać najważniejsza jest dla nich obecność wody.
Jedzą we dwójkę ciepły posiłek w chacie turystycznej, a potem jeszcze łażą po okolicy, planując wycieczki na kolejne szczyty, aż słonce zaczyna chylić się ku zachodowi. Opuszczają wtedy halę i wracają do miasta przez urokliwą dolinkę, w której kwitnie zatrzęsienie błękitnych dzwoneczków, a ciszy nie rozprasza nawet dźwięk strumienia. Stojące gęsto świerki także tłumią wszelkie odgłosy. W dolinie zalega już cień, jednak wznoszące się po boku szczyty oblane są złocistym blaskiem zachodzącego słońca…
Killua marszczy czoło i dochodzi do wniosku, że jeszcze trochę, a zrobi się z niego poeta. Cóż, ma te same geny co jego siostra, konstatuje w myślach i chichocze pod nosem.
Kiedy wracają do miasta, wciąż jeszcze jest jasno. W ostatnich promieniach zachodzącego słońca Alluka wypatruje znajome szczyty – także ten, na który dziś się wspięła.
– Aż trudno uwierzyć, że tam byliśmy – mówi z rozmarzeniem, ale zaraz dodaje rezolutnie, wskazując na inne wzniesienie: – To następny będzie tamten?
– Może być. Odpoczniemy sobie, bo jest znacznie niższy niż ten, na który dzisiaj wleźliśmy.
Następne tygodnie spędzają na górskich wędrówkach i zdobywaniu coraz to kolejnych szczytów. Alluka powoli zdaje sobie sprawę, że nie udałoby się jej wspiąć na każdy, nawet gdyby spędziła tutaj cały rok, bo gdy wchodzi na grań, którą widziała znad jeziora, rozciągają się przed nią kolejne i kolejne łańcuchy górskie… dokładnie tak, jak przewidziała.
Podoba jej się tutaj niesamowicie. Sięgające ponad głowę płomienne wierzbownice i tulące się w trawie maleńkie dzwoneczki. Strzeliste świerki o prostych pniach i niskopienne sosny pokrywające hale. Orły zataczające majestatyczne koła nad szczytami i dzikie kozły skaczące po skałach tak lekko, jakby grawitacja ich nie dotyczyła. Strumienie toczące swe wody dolinami i ogromne kamienie, po których można łatwo się przemieszczać. Podoba jej się zwyczaj pozdrawiania na szlaku innych turystów i ciepłe posiłki w przytulnych zagrodach.
Lato trwa w najlepsze, a pogoda dopisuje. Dni słonecznych jest znacznie więcej niż deszczowych, ale nawet w deszczu góry są wspaniałe. Raz widzi tęczę, która tworzy most między dwiema dolinami. Widzi mgłę schodzącą z grani do jezior, otulającą stoki jak puchowa kołderka. Trafia się nawet burza, dudniąca nad wierzchołkami i uderzająca w szczyty błyskawicami – tę oglądają z bezpiecznej odległości.
Jeśli chodzi o widoki, to każdego dnia dochodzi do wniosku, że nie uda jej się zobaczyć niczego piękniejszego – każdego dnia – ale też każdego dnia góry wyglądają inaczej. Ze szczytów rozciągają się zapierające dech w piersiach panoramy. W dolinach stoją jeziora, każde w kilku barwach, w zależności od pogody i światła. Wypływają z nich ogromne wodospady, które spadają setki metrów w dół, tworząc własne potoki.
Tak, jeśli kiedykolwiek będzie mieć jakieś zmartwienia, to wystarczy, by przywołała w myślach którykolwiek z tych obrazków – zapisuje je wszystkie w pamięci – i przypomniała sobie te cudowne chwile, które spędziła tu z Oniichanem. Góry mają taką moc.
Odkąd tu przyjechali, Oniichan jest znacznie spokojniejszy. Alluka przestaje mieć wrażenie przepełniających go niedobrych myśli, a ponieważ przesypia całe noce, znaczy to, że Oniichana nie męczą już żadne koszmary. Skoro nie potrafi mu pomóc z żaden sposób, musi być szczęśliwa, że ten zły etap minął. Jest to jednak trochę niesprawiedliwe, bo Oniichan pomaga jej we wszystkim, ale sam nie daje żadnej możliwości odpłacenia za tę pomoc.
Dziś znów stanęli na grani, z której rozciąga się widok aż po horyzont na kolejne pasma wzniesień. W ostrym słońcu tych najdalszych prawie nie widać, zdają się tylko ledwo zarysowanym szkicem. Uwagę Alluki przyciąga stojąca nieco z boku i jakby samotna góra o dość regularnym kształcie, ni to stożek, ni to iglica. Jej szczyt osnuty jest mgłami, zza których przebija tylko jej ogólny kształt. Alluka wpatruje się w nią dłuższą chwilę i czuje, że jakoś dziwnie miesza się jej w głowie.
– Czy byłam tu już wcześniej? – pyta wreszcie, patrząc na Oniichana z dezorientacją. – Czy to możliwe, ze widziałam kiedyś już tę górę?
– Nigdy tu nie byłaś – odpowiada Oniichan. – Ja zresztą też nie.
– Więc dlaczego… Dlaczego ta samotna góra wydaje mi się taka znajoma?
"Dlatego, że całe życie mieszkałaś na podobnej", odpowiada Killua w myślach, tłumiąc grymas. "Nie, byłaś na niej uwięziona..." Odwraca wzrok i wpatruje się we wzniesienie, które obudziło w Alluce wspomnienia. Nie ma pojęcia, co odpowiedzieć.
– Mnie też się wydaje znajoma – mówi w końcu, wzruszając ramionami, jakby nie było to nic ważnego, a potem zmienia temat. – Idziemy teraz w tamtą stronę? – Pokazuje na ścieżkę biegnącą granią ku następnym szczytom, z których najbliższy odległy jest o około godzinę drogi.
Alluka kiwa głową. Gaszą pragnienie i skręcają na prawo, odwracając się plecami do samotnej góry. Szlak jest bardzo wygodny i przyjemny. Po jednej stronie mają przepaściste północne stoki, po drugiej – łagodnie opadające w las zbocza południowe. Niebo jest lazurowe i bezchmurne, a słońce bije żarem, wyczuwalnym nawet na tej wysokości.
Docierają bezproblemowo do planowanych szczytów i podejmują się wejścia na kopulasty wierzchołek najbliższej. Zajmuje im to trochę czasu, gdyż podejście jest strome i miejscami wymaga wspinaczki – nic trudnego, ale trzeba używać rąk – i dlatego nadciągające z przeciwnej strony ciemne chmury dostrzegają dopiero na szczycie, wtedy też słyszą pierwsze pomruki grzmotów. Burza zbliża się od wschodu z dużą prędkością i Killua wie, że wkrótce dotrze i do nich.
– Schodzimy! – woła Killua do Alluki, by przekrzyczeć wiatr, który zerwał się zupełnie nagle. – Wezmę cię na plecy.
– Dam radę! – odpowiada Alluka, kręcąc głową, i bez chwili wahania, zwinnie jak wiewiórka zaczyna schodzić tą samą drogą, którą przyszli, a Killua nie ma wyjścia, jak podążyć za nią.
Niebo nad nimi ciemnieje, przynosząc pierwszy deszcz, i zaraz zrobi się ślisko. Pioruny uderzają coraz bliżej. Jak tylko opuszczą stromy odcinek, Killua zamierza wziąć Allukę na ręce i przy użyciu Boskiej Prędkości zejść w dół. Jednak gdy mają przed sobą jeszcze trochę drogi, rozlega się huk znacznie głośniejszy niż wcześniejsze, a przez skałę przebiega silne drżenie i prąd. Killua rejestruje, że w szczyt uderzył piorun – on sam jest niewrażliwy na jego działanie – i w tym samym momencie widzi Allukę, która zostaje z siłą odrzucona od skalnej ściany i spada z krzykiem kilkanaście metrów, lądując na kamienistej ścieżce, którą przyszli.
Killua w pół sekundy – o pół sekundy za późno – jest obok niej, starając się zachować zmysły. Alluka jest nieprzytomna, ale oddycha, więc jej serce bije. Nie mogła zostać bezpośrednio porażona, ale energia pioruna, która przebiegła przez skałę, musiała wybić ją w powietrze. Killua nie ma pojęcia o jej obrażeniach po takim upadku – wie tylko, że musi zapewnić jej jak najszybszą pomoc.
Bez zwłoki bierze jej bezwładne ciało i rzuca się w dolinę, a potem pędzi przed siebie, nie tracąc ani chwili na bezsensowne myśli.
Będzie miał na nie później aż nadto czasu.
Nanika zostaje nagle obudzona, gdyż wzywa ją Killua. Alluka śpi, więc łatwo jest odpowiedzieć na jego wezwanie.
– Killua…?
– Nanika… Nanika, jak się czujesz? – pyta Killua, a jego głos jest niewyraźny.
– Nanika… dobrze.
– Nanika, przepraszam. Przepraszam! Miałem opiekować się Alluką, ale nie dopilnowałem i stała jej się krzywda. Przepraszam.
– Alluka… śpi – odpowiada Nanika z przekonaniem.
– Alluka jest nieprzytomna – mówi Killua i wydaje się, jakby miał się rozpłakać.
– Alluka… śpi – powtarza Nanika ze spokojem. – Obudzi się.
Killua milczy dłuższą chwilę.
– Nanika… Tobie nic się nie stało? – pyta wreszcie.
– Nanika… dobrze.
– To dobrze – mówi Killua z ulgą, ale zaraz pyta napiętym głosem: – Alluka naprawdę się obudzi? Lekarz powiedział, że na pewno, ale boję się… – Milknie.
– Alluka… się obudzi.
– Dziękuję, Nanika… Wierzę ci, ty wiesz lepiej.
– Nanika… każe Alluce… się obudzić.
Killua kręci głową.
– Nie, nie budź jej. Niech śpi, ile potrzebuje. Obudzi się, kiedy będzie się lepiej czuć. Musi nabrać sił, musi… – Killua wciąga powietrze. – Musi się zregenerować. Na to potrzeba czasu. Potrafi leczyć innych, ale siebie nie może wyleczyć, prawda, Nanika?
– Alluka będzie… dobrze.
Killua dotyka jej palców.
– Nie mogę cię teraz przytulić ani nawet pogłaskać… Ale kiedy już będę mógł, wtedy, Nanika, wygłaskam cię za wszystkie czasy. Opiekuj się Alluką, bo ja nie mogę z nią nawet porozmawiać.
– Killua… Kocham.
IV
Alluka widzi nad sobą sufit, którego nie zna. Leży w nieswoim łóżku i nie jest w stanie się ruszyć. Przez okno po lewej stronie wpadają promienie słońca, skądś dobiegają stłumione głosy i bardziej wyraźne pikanie. Nie pamięta, jak się tu znalazła.
Przekręca głowę w prawo. Na krześle przy łóżku Oniichan właśnie otwiera oczy – musiał spać.
– Oniichan…
– Alluka!
Z jego twarzy w mgnieniu oka znikają wszelkie ślady snu. Zrywa się na nogi i pochyla nad nią. W jego wzroku Alluka widzi straszne poczucie winy. Otwiera usta, ale Alluka nie daje mu dojść do głosu.
– Oniichan, przepraszam – mówi, bo nagle wszystko pamięta… a przynajmniej tyle, że burza zastała ich w górach i… I najwyraźniej ona padła jej ofiarą, skoro znalazła się w szpitalu. – Nie posłuchałam cię. Gdyby nie to…
– To ja przepraszam – przerywa jej Oniichan. – Znowu pozwoliłem, by stała ci się krzywda, mimo że tam byłem. Co ze mnie za starszy brat…? Przepraszam, Alluka. Naprawdę przepraszam.
Znów? Alluka mruga lekko zdezorientowana – już nie pamięta poprzedniego razu – ale potem po prostu się uśmiecha.
– No to się nawzajem przeprosiliśmy – stwierdza rzeczowo. – Od teraz ja będę się ciebie słuchać, a ty będziesz mnie pilnować.
Oniichan jest tak zdumiony, że siada z powrotem na krześle i patrzy na nią szeroko otwartymi oczami.
– To nie zabrzmiało dobrze – mówi po chwili, a potem precyzuje, co mu się nie spodobało: – Nie jesteś moim psem, tylko moją siostrą. Znaczy się… Fajnie, że będziesz się mnie słuchać, a ja na pewno będę lepiej pilnował, żeby nic ci się nie stało, ale…
Alluka parska śmiechem, widząc jego zagubienie, a potem wyciąga rękę w jego stronę…
Próbuje wyciągnąć rękę, ale nie może nią poruszyć. Przekręca głowę i widzi, że prawe ramię ma obandażowane.
– Oniichan, co się stało? Pamiętam tylko, że schodziliśmy z góry, żeby uciec przed burzą…
Oniichan na moment ucieka wzrokiem, zaciskając wargi w cienką linię. Potem znów patrzy na nią i zaczyna opowiadać.
Zanim Alluka się obudzi, mijają wieczór i noc. Wcześniej jeszcze operacja. Killua spędza te kilkanaście godzin, dogłębnie przekonując samego siebie, że do niczego się nie nadaje. Znów pozwolił, by bliskiej osobie stała się krzywda – mimo że mógł zrobić wszystko, by temu zapobiec. Milion razy odgrywa w głowie ten jeden kwadrans z wczoraj, minuta po minucie, sekunda po sekundzie, wiedząc, że w każdej z nich mógł skutecznie interweniować.
Dlaczego po prostu nie wziął Alluki, gdy tylko zdał sobie sprawę z nadciągającej burzy, i nie zeskoczył w dół, jak najdalej od niebezpieczeństwa? Dlaczego zwlekał, dlaczego pozwolił jej iść samej? Dlaczego nie był wystarczająco blisko, by złapać ją za rękę? Dlaczego nie był dość szybki, by schwycić ją, zanim upadła?
Po co on tam w ogóle był? Po co mu te wszystkie moce, jeśli nie potrafi ich wykorzystać, by chronić tych, na których mu zależy?
Bo postanowił sobie szanować jej decyzje. Postanowił, że nigdy nie zamknie jej w klatce swojej opieki i pozwoli doświadczać wszystkiego. I wie, że będzie się tego trzymał także w przyszłości, bo Alluka musi być wolna.
Wolna, nawet od niego.
Teraz jedyne, co może zrobić, to oddać Allukę w ręce specjalistów i czekać, nic nie wiedząc. Najgorsze.
Kiedy zabieg jest ukończony, wychodzi do niego lekarz.
– Życiu pańskiego brata…
– Siostry – poprawia Killua automatycznie i wrzeszczy na siebie w myślach: "Zamknij się!".
Lekarz przesuwa okulary na nosie.
– Życiu pańskiej siostry nie zagraża niebezpieczeństwo. Ma lekkie wstrząśnienie mózgu, żadnych poważnych urazów głowy ani narządów wewnętrznych. Zoperowaliśmy wszystkie złamania, kości zrosną się w swoim czasie. Martwimy się jedynie o uszkodzenie splotu ramiennego, który w najgorszym razie poskutkuje porażeniem prawej kończyny górnej, ale tego jeszcze nie wiemy. Tak czy inaczej, potrzebna będzie rehabilitacja.
Killua słucha tego bez słowa. Wie, że powinien się skupić na najważniejszym – na tym, że życiu Alluki nic nie grozi – tymczasem ogarnia go rozpacz na myśl, że jego siostra nigdy może nie odzyskać sprawności.
Nie, nie wolno mu tego zakładać. Jeśli będzie trzeba, sprowadzi do Alluki najlepszych specjalistów, którzy potrafią zregenerować nawet uszkodzone nerwy. Nie ma opcji, by Alluka nie wyzdrowiała. Wystarczająco długo była więźniem – Killua nie dopuści, by znów się nim stała.
– Jak się czujesz? – pyta, gdy Alluka odzyskuje świadomość, i stara się zachować optymizm.
– Dobrze.
Alluka wie, że leży w szpitalu z powodu licznych obrażeń i nie może się ruszać, ale odpowiada, że czuje się dobrze. Obudziła się, na dworze świeci słońce, Oniichan jest obok niej, więc czuje się dobrze. Tylko…
– Głodna jestem – stwierdza po chwili, kiedy zdaje sobie z tego sprawę.
Oniichan znów robi tę zdziwioną minę, ale potem poważnieje.
– Alluka, chciałbym, żebyś była ze mną szczera. Żebyś mówiła mi prawdę o tym, jak się czujesz. Co myślisz. Czego chcesz.
– Przecież tak właśnie robię – odpowiada Alluka, zaskoczona. – To ty nigdy mi nic nie mówisz…
Oniichan całkowicie ignoruje jej zarzut.
– Jak możesz czuć się dobrze w takiej sytuacji?
– Nic mnie nie boli.
– A powinno, głupolu! – Oniichan podnosi głos, ale zaraz kręci głową. – To znaczy… Nie chcę, żeby cię bolało, to nie tak miało zabrzmieć… Miałem na myśli, że takie obrażenia jak twoje powinny boleć. To, że cię nie boli… nie znaczy, że wszystko z tobą w porządku.
– Wiem to. Po prostu… – Jak to powiedzieć? Jak ująć w słowa? – Nie przejmuję się tym aż tak bardzo. Wszystko będzie dobrze. Wyzdrowieję. Więc ty też się nie przejmuj, dobrze?
Oniichan nic nie mówi – patrzy na nią tylko, a w jego wzroku migoce tak wiele emocji. Wreszcie odwraca głowę, zaciska pięści. Alluka wie, że ścierają się w nim różne uczucia, jednak sam prosił, by mówiła to, co myśli. Musi to przyjąć. Musi zrozumieć, że niektóre rzeczy się zdarzają i nic na nie nie można poradzić.
– Alluka… jesteś aniołem? – pyta wreszcie Oniichan, znów na nią spoglądając.
– Aniołem? Przecież nie mam skrzydeł – odpowiada Alluka na to dziwne pytanie, którego się nie spodziewała… na pewno nie od niego. Od kiedy to Oniichan wierzy w anioły?
– Nie, zastanawiam się, czy jakikolwiek człowiek mógłby tak zupełnie nie czuć urazy, mimo krzywd, które go spotkały. Tak patrzeć tylko przed siebie i się uśmiechać…
– Może nie jestem człowiekiem?
Teraz Oniichan wydaje się zły… choć zaraz, nieoczekiwanie, uśmiecha się.
– Dlatego właśnie pytam, czy nie jesteś aniołem.
– Aj… Podszedłeś mnie.
Alluka już na następny dzień podejmuje rehabilitację. Lekarz mówi, że dzięki temu kości będą lepiej ukrwione i szybciej się zrosną. Prawe ramię ma unieruchomione na stałe – ono przyjęło na siebie największy wstrząs i dlatego doszło też do uszkodzenia nerwów.
– Myślałam, że jestem zupełnie sparaliżowana – mówi Alluka pogodnie, gdy pielęgniarki odpinają zabezpieczenia, które miały utrzymać ją w jednej pozycji w czasie snu, a Killua zastanawia się, czy jego siostra jest po prostu niefrasobliwa, czy raczej nauczyła się operować czarnym humorem. Jego samego przy takich gadkach przechodzą dreszcze.
– Nie żartuj tak – fuka na nią. – Wiesz, jak ja się czułem, kiedy leżałaś nieprzytomna przez pół doby? – dodaje, choć wcale nie chciał robić jej wyrzutów.
Alluka poważnieje.
– Przepraszam, już nie będę – odpowiada skruszona, zaraz jednak dodaje: – Ale humor jest bardzo ważnym mechanizmem obronnym…
– Mimo to będę wdzięczny, jeśli nie będziesz go używać przy mnie.
Lekarze są zdania, że o mobilności prawej ręki będzie się można przekonać dopiero za kilka dni, kiedy zagoją się tkanki miękkie i obrzęk przestanie uciskać na nerwy. Alluka podchodzi do sprawy z optymizmem, podczas gdy Killua z niecierpliwości ma ochotę chodzić po ścianach. Niezbitym faktem jest, że Alluka jest w stanie poruszać palcami i ma w nich czucie, ale to jeszcze nie świadczy o całkowitym braku uszkodzenia.
Za oknem lato wciąż trwa w najlepsze. Inni ludzie pewnie wciąż chodzą po górach, ale Killua nawet nie chce o nich myśleć. Co gorsza, z pokoju Alluki rozlega się widok na wysokie szczyty, jednak kiedy raz wyrywa mu się komentarz, że nie chce na nie patrzeć, Alluka mówi:
– Góry przecież nic nie zawiniły.
– Racja, to ja zawiniłem.
– Oniichan!
Od tamtej pory Killua pilnuje się, by w stronę okna nawet nie spoglądać. Pielęgniarki mówią, że sale pacjentów są po stronie północnej po to, by pacjenci nie nabrali do gór niechęci ani nie utrwalili sobie traumy. Oglądając je codziennie z okien, zrozumieją, że góry zawsze tu były i zawsze będą – takie same, wypadek czy nie. Killua zastanawia się, czy to jakiś rodzaj tortury.
Tak naprawdę nie może jednak źle myśleć o tym miejscu, gdy zdaje sobie sprawę, że pracujący tu ludzie to specjaliści od złamań i rehabilitacji. Ich pacjentami są głównie poszkodowani w górach turyści – przy takim materiale wyrobienie w sobie umiejętności jak najlepszego leczenia urazów jest rzeczą oczywistą. Wciąż planuje – jeśli będzie trzeba – zabrać Allukę do placówki zajmującej się uszkodzonymi nerwami, ale nie ma wątpliwości, że opieka, jaką Alluka otrzyma tutaj, będzie na najwyższym poziomie.
Alluka planuje zrobić wszystko, by Oniichan nie musiał czuć się winnym jej urazów – to znaczy: wyzdrowieć jak najszybciej. Poddaje się rehabilitacji z zapałem, wypytuje personel o zabiegi i swój stan zdrowia, a czasem nawet i o leczenie innych uszkodzeń ciała. Pielęgniarki chętnie z nią rozmawiają, lekarze silą się na powagę, ale widać, że miło jest im zamienić dwa słowa z tak zainteresowaną pacjentką.
Alluka nie chce się nudzić, choć bezczynność i bardzo ograniczona możliwość ruchu są dla niej przykre. Kiedy wygląda przez okno i widzi góry, wzbiera w niej tęsknota – chce wyzdrowieć także po to, by móc znów po nich chodzić. Trzeba jak najszybciej zabrać tam Oniichana, zanim rozwinie się u niego trauma na ich punkcie – ciekawe, że akurat jemu…
– Oniichan… – mówi któregoś dnia. – Kiedy pytałeś, czy jestem aniołem… To nie tak, że nie myślę o przeszłości. Po prostu na to, co się stało, nic się nie da poradzić. Wiem to od dawna. Jeśli chce się doznać czegoś dobrego, trzeba patrzeć przed siebie. Pewnie, mogą mnie też spotkać złe rzeczy, ale przecież nie nastawiam się na nie. – Zamyśla się, a kiedy kontynuuje, jej głos jest cichszy, a słowa wolniejsze. – Jeśli spotkały mnie złe rzeczy, takie naprawdę złe… To pamiętaj, że nigdy nie byłam sama. Nie musiałam tego znosić w pojedynkę. Wiem, że to tchórzostwo, ale cieszę się, że Nanika była ze mną, bo kiedy dzieją się złe rzeczy, wówczas zawsze łatwiej jest znosić je z kimś.
Oniichan słucha jej z uwagą i nie przerywa ani słowem, jego wzrok jest poważny.
– A teraz jest o wiele łatwiej – mówi Alluka dalej. – Kiedyś… Wtedy nie znałam nic innego, nie wiedziałam, czy kiedyś nadejdą lepsze dni… A teraz… Dzięki tobie mogę wierzyć… mogę być zupełnie pewna, że każdy następny dzień przyniesie mi coś dobrego. Zobacz, minął już rok, odkąd razem podróżujemy, i jaki był wspaniały! Ile było w nim przecudownych rzeczy…! Nawet jeśli czasem przydarza się coś przykrego, jakiś wypadek czy choroba, to przecież tego pięknego jest o wiele, wiele więcej. Nawet nie da się porównać. To, że teraz jestem w szpitalu, to tylko mała niedogodność. Wkrótce wyzdrowieję i znów pójdziemy w góry – podkreśla. – A potem znów będziemy podróżować, bo pewnie jest nieskończenie wiele miejsc, których jeszcze nie widziałam. Więc, Oniichan, sam widzisz, że mam powody, by myśleć o przyszłości.
Oniichan mógłby skomentować jej słowa w jakiś konstruktywny sposób, ale zamiast tego – mogła się domyślić – pyta:
– Naprawdę chcesz znów iść w góry? – a jego głos jest niepewny, jakby jej nie wierzył.
– Oczywiście! Nie zobaczyłam nawet połowy.
Oniichan patrzy na nią dłuższą chwilę.
– Ty po prostu nie znasz strachu – stwierdza wreszcie.
Alluka czuje się zakłopotana, jakby jej coś zarzucił. Nie chce jednak skupiać się na tej kwestii, więc wygodnie ją pomija (tak jak Oniichan czasem coś ignoruje w rozmowach, zatem jest to zupełnie fair).
– W każdym razie chcę powiedzieć, że to wszystko dzięki tobie. Dziękuję, Oniichan, za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. I za wszystko, co jeszcze zrobisz. Dziękuję.
Odkrycie, że jego siostra jest jeszcze bardziej niesamowitym człowiekiem, niż do tej pory sądził, przyprawia Killuę o swoisty wstrząs. Przede wszystkim widzi, jak bardzo Alluka i on, mimo podobieństw, różnią się od siebie. Widzi, że tam, gdzie u Alluki są zalety, u niego są wady. Alluka jest pogodna, optymistyczna i odważna – on jest zamknięty w sobie, kalkulujący na chłodno i podatny na strach. Alluka jest przyjazna – on jest manipulantem. Alluka jest pewna siebie i swoich decyzji – on co i rusz w nie wątpi, tak samo jak wątpi w siebie.
Czy mógłby stać się taki jak ona, gdyby miał przy sobie kogoś, kto przejąłby odpowiedzialność i zapewnił bezpieczeństwo? Czy gdyby kiedyś spotkał taką osobę – czy miałby szansę rozwinąć się w takim kierunku jak jego siostra?
Takie myśli są zupełnie bezsensowne i najlepiej o nich zapomnieć i skupić się na chwili obecnej. A w chwili obecnej Alluka powoli wraca do zdrowia i sprawności i ani przez moment nie pomyśli, że coś mogłoby pójść źle. Co najwyżej niecierpliwi się, że tak długo to trwa… Killua wozi ją na wózku do szpitalnego parku, pomaga jej w zaleconych przez lekarza ćwiczeniach, które może wykonywać w łóżku, rozmawia na najróżniejsze tematy, a czasem czyta jej książki, bo ona sama nie może ich jeszcze trzymać. Stara się okazywać jej wsparcie na każdy sposób i nigdy nie zapominać w jej obecności o uśmiechu. Już wystarczająco długo był ponury, obwiniając się o jej stan.
Jest sierpniowy wieczór. Przez otwarte okno napływa do środka wonne powietrze, a po ścianie powoli przesuwa się w górę plama czerwonego światła, w miarę jak słońce zmierza ku horyzontowi. Killua wie, że za jego plecami szczyty płoną takim samym ogniem, a niebo ponad nimi ma jasnoniebieską barwę. Jest spokojnie, bardzo spokojnie…
– Oniichan, nie mogę cię słuchać – odzywa się Alluka z naganą. – Potrafisz tak ciekawie opowiadać, ale czytanie w ogóle ci nie wychodzi. Czuję się, jakbym słuchała… nawet nie wiem kogo. Czemu nie wczujesz się w lekturę? Brzmisz, jakbyś czytał z kartki…
– Przecież czytam z kartki – Killua postanawia się nie obrazić.
– Mądrala jeden… Wiesz, o co mi chodzi.
– Dobrze, zatem coś ci opowiem. – Killua zamyka książkę i kładzie na kolanach. – Może o tym, w jakie miejsce chciałbym cię zabrać, kiedy już wyzdrowiejesz…
– Nie zapominaj, że wcześniej musimy do końca góry obejść – zaznacza Alluka, a Killua myśli sobie: "Uparte dziewuszysko".
– No to o czym chcesz usłyszeć?
– Opowiedz mi o swoim przyjacielu. O Gonie.
Świat się zatrzymuje… a kiedy rusza do przodu, robi to z wielkim wysiłkiem. A może wysiłkiem stało się po prostu oddychanie, gdy nagły ból rozlewa się w klatce piersiowej.
– Opowiedz mi o Gonie.
Alluka widzi, jak na te słowa w twarzy Oniichana coś pęka. Uśmiech znika jak zdmuchnięty, oczy się rozszerzają, a skóra staje się jeszcze bledsza. Oniichan, jakby nieświadomie, przyciska jedną rękę do piersi. Książka spada na podłogę, a on chyba w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Patrzy na nią, ale Alluka ma wrażenie, jakby patrzył
przez nią.
Dopiero po chwili wydobywa się z tego odrętwienia. Opuszcza dłoń i próbuje się uśmiechnąć – Alluka wie już teraz, jak wygląda wymuszony uśmiech – ale w jego wzroku wciąż migoce dezorientacja, jakby doznał wielkiego wstrząsu i jeszcze się z niego nie pozbierał.
"Ach", stwierdza Alluka w myślach.
– O Gonie…? – pyta Oniichan, wciąż ze sztucznym uśmiechem, choć utrzymanie go wyraźnie wymaga wysiłku. – Dlaczego akurat… o nim? – pyta, a jego głos się łamie.
– Bo minął rok, odkąd się widzieliśmy – odpowiada Alluka spokojnie. – To był sierpień, kiedy rozstaliśmy się w tamtym mieście u stóp wielkiego drzewa… Tak sobie o tym teraz przypomniałam.
Oniichan nic nie mówi. Odwraca wzrok, schyla się po książkę i podnosi ją z ziemi, by odłożyć na stoliku. Jego ręce drżą lekko, a kiedy kładzie je na kolanach, jego palce zaciskają się mocniej na materiale jego spodni. Oczy ma spuszczone. Potem przygryza wargi, wreszcie podnosi głowę i ponownie patrzy na Allukę.
I zaczyna opowiadać. O tym, jak się spotkali podczas egzaminu na Łowcę. O tym, co w jego czasie przeszli. O tym, jak wspólnie trenowali – długo, w wielu miejscach i z różnymi nauczycielami. O tym, jak wspólnie walczyli przeciw zmutowanym mrówkom, które chciały zapanować nad ludzkością.
O tym, że Gon czasem bywa strasznie naiwny, a jednocześnie jest niezwykle spostrzegawczy. O tym, że Gon czasem zachowuje się jak dziecko, a kiedy indziej jest zdumiewająco dojrzały. O tym, że Gon jest bardzo odważny i zdeterminowany, by osiągnąć swoje cele. O tym, że jego oczy zawsze patrzą wprost, intensywne i skupione.
O tym, jak Gon był dla niego w każdej sytuacji życzliwy. O tym, jak przyszedł po niego do domu Zoldycków, by zabrać go w świat. O tym, jak ufał mu podczas różnych akcji. O tym, jak wiele razy ratowali się z kłopotów i wspierali nawzajem.
– Brzmi jak wspaniały przyjaciel – mówi Alluka.
Oniichan uśmiecha się szczerze, choć jest w tym uśmiechu jakaś nieśmiałość.
– Zgadza się.
– I że ty jesteś dla niego wspaniałym przyjacielem – dodaje Alluka.
Oniichan odwraca głowę – uśmiech znika w jednej chwili – i nie odpowiada.
W miarę jak Killua opowiada, ściskający go w piersi ból słabnie, łagodnieje, rozmywa się. I choć za każdym razem, gdy wypowiada imię Gona, czuje w sercu ukłucie, to jednocześnie jego wnętrze wypełnia się ciepłem. Postanawia się nie zastanawiać, tylko skupić na mówieniu. Na myślenie będzie miał czasu aż za dużo.
Killua nie chce myśleć o Gonie, ale teraz już nie może
nie myśleć. Udawało mu się przez cały rok – ale tylko przez rok.
Mimo że rok temu pod Drzewem Świata – to był sierpień, tak jak powiedziała Alluka – rozstali się jako przyjaciele, wydarzenie to wstrząsnęło Killuą bardziej niż cokolwiek innego i jedyne, co mógł zrobić, to całkowicie się od niego odciąć. Nie myśleć, nie wracać pamięcią, nie rozważać. Wymazać je ze swojego życia…
Co oznaczało też wymazać Gona.
Przez ten rok nie wysłał mu ani jednej wiadomości, w ogóle nie włączał tabletu, żeby przypadkiem nie odkryć, że sam jakąś otrzymał. Skupił się na Alluce, skupił się tylko i wyłącznie na Alluce. Przecież jej obiecał, przecież sam chciał – naprawdę chciał! – poświęcić życie, żeby ją chronić. I dalej chce, i dalej zamierza. Jego siostra zasłużyła na wolność, zwłaszcza po tym, jak na całe lata zostawił ją w uwięzieniu. To, co zrobił, było jedynym słusznym posunięciem…
Killua nie żałuje ani jednego dnia, który spędził z Alluką podczas tego ostatniego roku. Każdy dzień był jak skarb – i bez wątpienia każdy następny taki będzie. Widzieć jej uśmiech i słyszeć jej śmiech. Widzieć zachwyt w jej oczach i w jej ruchach. Widzieć ją jako część świata – ją, o której przez większość życia świat nawet nie wiedział. Pokazywać jej naturę, miasta, ludzi. Uczyć ją o różnych miejscach, ale też uczyć nowych umiejętności. Odkrywać jej niezwykły intelekt. Być świadkiem jej niesamowitego rozwoju. To wszystko przeżył w ciągu zaledwie roku, każdego dnia poznając swoją siostrę lepiej i głębiej.
Ale też oglądać świat jej oczami: cieszyć się zachodem słońca i wschodem księżyca, podziwiać scenerie lasów i gór, dostrzegać niezliczone odcienie barw i rodzaje światła. Oddychać głęboko i po prostu być szczęśliwym z życia – razem z nią, tylko we dwoje. Tylko we dwoje, bo gdziekolwiek się znaleźli i z kimkolwiek zadawali, podział był zawsze jasny: oni i reszta.
Teraz Alluka sprowadziła – przywołała – między nich trzecią osobę: Gona. I choć Gona tutaj nie ma, to Killua wie, że nic już nie będzie, jak było przez ostatni rok.
Nie ma pojęcia, jakie uczucia w nim to wywołuje, bo zupełnie nie jest w stanie się w nich rozeznać. Wie tylko, że – całkowicie niesprawiedliwie – jest zły na Allukę, bo zburzyła spokój, który sobie zbudował.
Jednak opowiadanie o czasie, który z Gonem spędził, nie jest nieprzyjemne. I to napełnia go strachem.
Alluka miała rację: opowiadanie wychodzi Oniichanowi znacznie lepiej niż czytanie, gdyż są w nim emocje – i Alluka słucha z zaangażowaniem, wchłonięta przez historię, mimo że nie jest jej częścią. Słucha o najróżniejszych przygodach, ale też o człowieku, który wydaje się tak żywy, jakby stał obok. Słucha najpiękniejszej opowieści, jaka została jej dotąd dana.
Dlaczego zapytała o Gona? Bo rzeczywiście wspominała, że minął rok, odkąd go spotkała. I choć ten rok wydaje się bardzo, bardzo długim okresem – zawiera w sobie więcej, niż przeżyła przez poprzednie dziesięć lat – to kiedy nadszedł sierpień, przypomniała sobie chwilę, która była początkiem tej wciąż trwającej podróży. I przypomniała sobie chłopca, za sprawą którego to wszystko się zmieniło.
Chłopca, dla którego Oniichan zaryzykował wszystko. Chłopca, którego cierpienie sprawiało, że Oniichan płakał. Chłopca, którego Oniichan nazywał przyjacielem – a kiedy używał tego właśnie zwrotu: "mój przyjaciel", brzmiało to tak, jakby objawiał światu swój skarb.
Chłopca, o którym Oniichan nie powiedział ani słowa, odkąd rozstali się pod Drzewem Świata.
Dlaczego? Czy to jej wina?
Jeśli to jej wina, będzie musiała to naprawić.
Teraz jednak słucha: słów i przekazu pod nimi. Widzi, jak błyszczą oczy Oniichana, jak różowieją jego policzki, jak zaciskają się palce jego dłoni. Słyszy, jak głos Oniichana drży za każdym razem, gdy wypowiada imię Gona. I czasem sama próbuje domyślić się ciągu dalszego, gdy Oniichan urywa w połowie, a jego wzrok rozmywa się, jakby patrzył gdzieś w zupełnie inne miejsce…
Alluka zastanawia się, jak to jest: mieć przyjaciela. Czytała o przyjaźni w książkach i widziała w telewizji, ale sama jeszcze tego nie doświadczyła – i nie wie, czy doświadczy. Czy przyjaciele są tak jak ona z Naniką? Chyba nie, są różnymi… osobnymi ludźmi, każde z nich. Nie dzielą ze sobą myśli i Alluka uważa, że to jest trochę straszne: nie wiedzieć, co druga osoba ma w głowie. Z opowieści Oniichana co prawda wynika, że on i Gon w bardzo wielu sytuacjach myśleli dokładnie tak samo… Może więc jest to coś, co tak naprawdę zasługuje na uznanie.
Z opowieści Oniichana wynika, że Gon zrobił dla niego bardzo wiele – i jest to w porządku, ale nie do końca, więc w którymś momencie Alluka mówi:
– No dobrze, to teraz powiedz, co
ty zrobiłeś dla
niego. Poza tym, że sprawiłeś, że wrócił do zdrowia. Znaczy się, Nanika sprawiła, ale wiesz, o co mi chodzi.
Oniichan jednak wyraźnie nie wie, co powiedzieć, aż Alluka zaczyna się niecierpliwić. Wie dobrze, że dla osoby, na której mu zależy, Oniichan byłby w stanie zrobić wszystko, nie dbając o własną korzyść.
– Nie zrobiłem dla niego nic znaczącego – odpowiada w końcu Oniichan cicho.
Można by sądzić, że rok to wystarczająco długi czas, by przyzwyczaić się do faktów… by zaakceptować je jako część własnej przeszłości i przestać się czuć z ich powodu źle – tak przecież stało się w przypadku wydarzeń z dzieciństwo. Teraz jednak jest zupełnie inaczej i tamten sierpniowy dzień sprzed roku ożywa w nim z krystaliczną wyrazistością, jakby zdarzył się zaledwie wczoraj.
Dla Killuy rozstanie z Gonem było czymś definitywnym. Nawet jeśli nie pożegnali się na zawsze – i nawet jeśli Gon powiedział, że będą przyjaciółmi, nieważne gdzie się znajdą – Killua odebrał to rozstanie jako koniec. Po ponad półtora roku intensywnej znajomości – wspólnych treningów, wspólnej walki, wspólnego ryzykowania życiem – jednego dnia po prostu… rozstali się. To był szok, na który Killua nie był gotowy. Nie, którego nawet nie przewidywał. Jasne, zawsze podejrzewał, że ta przyjaźń nie będzie trwać wiecznie, zakładał, że kiedyś Gon może mieć go dość, bał się, że koniec nastąpi – jednak kiedy naprawdę nastąpił, okazało się to ciosem nie do zniesienia.
Killua uważał – dalej uważa – spotkanie Gona za najlepsze, co mu się przytrafiło w życiu. Gon jest człowiekiem, którego przyjaźń może stać się najcenniejszym skarbem – i Killua tak właśnie ją postrzegał. Byli z Gonem tak różni, a jednak połączyło ich porozumienie, zaufanie i wspólne pragnienie doskonalenia się. Gon pozwolił mu być tym, kim Killua chciał być, a przede wszystkim raz po raz udowadniał, że chce właśnie jego: potomka rodziny zabójców, który miał na swoich rękach krew nie wiadomo ilu osób. Killua pamięta wszystkie te chwile, w których Gon deklarował swoją przyjaźń: słowami albo uczynkami – mógłby o nich opowiedzieć z najdrobniejszymi szczegółami.
Gon był dla Killuy światłem i sam Killua gotów był pozostać cieniem. Dla Gona zrobiłby wszystko, pragnąc zachować tę przyjaźń, tę najpiękniejszą, najbardziej wartościową rzecz, jaką mu dano właściwie za nic.
Jednak wtedy nastąpiło rozstanie, podczas którego Gon nie powiedział nawet: "Hej, spotkajmy się za miesiąc, rok, pięć lat"… Nastąpiło rozstanie, kiedy po półtora roku kroczenia tą samą drogą odwrócili się do siebie plecami i poszli w różnych kierunkach. Killua nie mógł tego pojąć, więc nawet nie próbował.
Teraz po roku mówi sobie, że tak naprawdę nigdy dla Gona nie był tym, kim Gon był dla niego, i że ich przyjaźń – mimo deklaracji słownych i fizycznych – nie miała dla niego takiego znaczenia jak dla Killuy. Dlatego kiedy nadeszła właściwa pora, Gon pożegnał się i odszedł.
Jednak niezbitą prawdą jest też to, że Killua zgodził się na to rozstanie. Traktując Allukę jako wymówkę, Killua przerwał łączącą ich więź – czy może stało się to już wcześniej? Czy już nie podczas walki z mrówkami czuł, że ta nić zaczyna pękać? Czy w głębi duszy nie potrafił wybaczyć Gonowi wykluczenia go z najważniejszej walki? Chciał, by Gon go przeprosił – ale kiedy Gon naprawdę przeprosił… czy to wystarczyło? Czy może jednak jego uraza była zbyt wielka, by jedne przeprosiny mogły ją zniwelować? Nie, nie uraza – niepewność. Kiedy wszystko zaczęło się psuć, Killua już z góry założył, że nie da się tego naprawić, i postanowił wykonać pierwszy krok.
"Teraz jesteś moim numerem dwa".
Alluka nie ma dość słuchania o Gonie – i obserwowania Oniichana podczas tych opowieści. Analizuje, rozważa, usiłuje zrozumieć, bo może wtedy uda jej się znaleźć rozwiązanie. Czasem jej uwaga zostaje rozproszona przez dodatkowe czynniki.
– Gon ma tyle lat co ty? – pyta raz.
– Jest niemal dokładnie dwa miesiące starszy – słyszy od razu.
– Kiedy się urodził?
– Piątego maja. – Kolejna odpowiedź, która pada z miejsca.
To dlatego w maju Oniichan był taki markotny... Nie, zaraz, co innego jest ważniejsze. W maju???
– To znaczy, że ty masz urodziny w lipcu? – woła z oburzeniem. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?! Dlaczego nie świętowaliśmy?! Upiekłabym ciasto i zrobiła prezent! Niedobry Oniichan.
– Zdaje się, że wtedy byliśmy na tej górze ze stacją meteorologiczną.
– No to świętowalibyśmy w górach. Którego lipca?
– Siódmego…
Cóż, sama też jest winna: mogła zapytać wcześniej.
– Kiedy wyjdę ze szpitala, zrobimy zaległą imprezę urodzinową – decyduje. – Przygotuję jakiś tort czekoladowy. A co Gon lubi jeść?
Im więcej Oniichan opowiada o Gonie, tym bardziej Alluka stwierdza, że lubi tego chłopca. Wtedy, przed rokiem, spędzili ze sobą bardzo mało czasu, poza tym Alluka była przytłoczona zalewem wrażeń, by zwracać na niego większą uwagę. Dopiero teraz, słuchając opowieści o nim, zaczyna go poznawać. Opisany przez Oniichana Gon jest sympatycznym, skromnym i otwartym chłopcem, który jednak potrafi być straszny, kiedy się zdenerwuje. Ma silną wolę i ogromnie wiele determinacji, potrafi skupiać się na swoim celu całkowicie i przez długi okres czasu.
– Dobrze, a jakie Gon ma wady?
To kolejne pytanie, na które Oniichan nie potrafi odpowiedzieć.
"Oniichan… Nie wydaje ci się, że masz go za ideał?" – chciałaby zapytać Alluka, ale może on sam to wie. Tak samo nie ma sensu mówić: "Dlaczego pomniejszasz swoje osiągnięcia?"
Według opowieści Oniichana, on i Gon pasują do siebie tylko jako negatyw i pozytyw.
Czy rozłam między nimi zaczął się w czasie bitwy z mrówkami? Chyba tak, bo to wtedy Gon całkowicie wykluczył Killuę ze swojej walki. Killua jednak mówi sobie, że Gon miał powód, miał potrzebę, miał prawo – a kim jest on sam, by je kwestionować? Kim jest Killua Zoldyck, by krytykować Gona Freecssa? Gon jest… był jego światłem. Killua czuje się winny na samą myśl, że miałby podważać jego wybory i odmawiać im racji.
Gon wykluczył go ze swojej walki i to musiała być wina Killuy. Gon postanowił odejść i to na pewno była wina Killuy. Co jeszcze Killua zrobił źle? Jakie błędy popełnił, skoro Gon ostatecznie zdecydował się odejść?
Nie ma pojęcia, ale wie tyle, że wtedy pod Drzewem Świata powiedział, że Gon nie jest dla niego najważniejszy. Powiedział, że wszystko jest w porządku, że rozumie, że taka jest sytuacja. Znalazł tysiąc wymówek i usprawiedliwień dla ich rozstania, nie dając Gonowi dojść do słowa – decydując za niego, by nie doznać rozczarowania. Odrzucając, żeby samemu nie zostać odrzuconym. Okazał się tchórzem.
Tak naprawdę cały czas miał nadzieję, że Gon powie: "Poczekajcie na mnie kilka dni, pojedziemy razem", albo "Killua, obiecałem, że przedstawię cię mojemu ojcu, oczywiście, że musisz ze mną iść", albo chociaż: "Spotkajmy się wtedy a wtedy".
Tak naprawdę cały czas chciał wierzyć w to, co kiedyś od Gona usłyszał: "Jestem szczęśliwy, będąc z tobą", i może cały czas czepiał się tego, co powiedziała Palm: "Gon cię potrzebuje". Kiedy jednak przyszło co do czego, Killua okazał się mniej ważny, bo Gon odszedł sam.
Tylko że to Killua postanowił odejść.
Gdy teraz analizuje tamtą rozmowę – kiedy po roku przywołuje słowa, które wtedy padły i które przemilczano – nie daje mu spokoju myśl, że… może Gon też czekał, aż Killua powie: "Poczekamy tu na ciebie, a potem razem ruszymy w podróż"? Może Gon też potrzebował jakiegoś bodźca, potwierdzenia, zachęty? Bo Killua pamięta, co Gon wtedy powiedział: "Niedobrze… Jeśli dłużej tu zostanę, to…"
Nie skończył, ale brzmiało to, jakby chciał powiedzieć: "To naprawdę nigdzie nie pójdę". Czy to nie dowód, że w głębi duszy najbardziej pragnął zostać? Że te półtora roku także dla niego nie były bez znaczenia? Że cenił sobie przyjaźń z Killuą bardziej niż relację z ojcem, którego nigdy wcześniej nie spotkał? I że gdyby Killua wtedy odparł: "To zostań", wówczas do rozstania by nie doszło…?
Jednak Killua powiedział: "Jesteś teraz numerem dwa" – i te słowa musiały być dla Gona odpowiedzią na wszystko. Killua wybrał Allukę, a Gona odtrącił.
Killua chciałby wiedzieć, co Gon naprawdę wtedy myślał i czuł… ale zaraz mówi sobie, że nie ma to znaczenia, ponieważ między nimi wszystko się zakończyło. I może tak jest lepiej, skoro resztę życia planuje spędzić z Alluką. Przyjaźń z Gonem Freecssem była najlepszym, co go spotkało – spełnieniem pięknego marzenia – ale rzeczywistość udowodniła mu, co sam zawsze wiedział: Killua Zoldyck nie zasługuje na szczęście.
Nanika ostatnio nie może spać, gdyż Alluka zalewa ją powodzią drgających emocjami pytań. Nie przeszkadza jej to, bo kontakt z Alluką zawsze sprawia jej radość. I choć na pytania nie zawsze potrafi odpowiedzieć – często ich nie rozumie – to wydaje się, że Alluka bardziej potrzebuje, by Nanika słuchała jej rozważań, a te dotyczą Killuy i tego człowieka.
Pamiętasz Gona?
Nanika nie zapamiętuje imion – dzięki Alluce wie, o kim mowa, bo Alluka to wie. To było życzenie Killuy: uzdrowienie człowieka, który dla niego był ważny. Aby go uzdrowić, Killua uwolnił Allukę i Nanikę, co czyni tego człowieka istotnym dla nich wszystkich. Killua prosił Nanikę, by mu pomogła. I Nanika oczywiście pomogła.
Oniichan twierdzi, że to jego najlepszy przyjaciel, ale rok temu rozstali się i od tamtego czasu w ogóle o nim nie mówił. Gdybym go nie zapytała, pewnie dalej by milczał.
Przyjaciel? Co to przyjaciel?
Ktoś, kogo się lubi i z kim chce się być. Ale to ktoś spoza rodziny.
Tak jak Nanika i Alluka?
Nie, trochę inaczej. Każde ma własne ciało i własną głowę.
Tak jak Nanika i Killua?
Umm… Nie wiem.
Nanika lubi Killuę. Nanika chce być z Killuą.
No, właśnie o to chodzi. Jeśli Oniichan nazywa go przyjacielem, czemu nie chce z nim być?
Killua bardziej chce być z Alluką.
Ech... Przecież może mieć i siostrę, i przyjaciela.
Killua bardziej chce z Alluką.
Nie wiem. Kiedy o nim opowiada, to trudno mi uwierzyć, żeby nie chciał być z Gonem.
Może powiedzieć życzenie.
Nie sądzę, by to zrobił.
Nanika spełni życzenie.
Wiem o tym, ale Oniichan nie chce, żebyś spełniała.
Killua nie lubi Naniki?
Przeciwnie: to właśnie dlatego, że cię lubi.
V
Lato powoli ma się ku końcowi, ale rehabilitacja Alluki trwa w najlepsze. Alluka poddaje się jej z zapałem, codziennie ćwicząc wiele godzin. Sprawność w nogach już odzyskała, ale z prawym ramieniem jest więcej problemów – nie wątpi jednak, że także ono wkrótce wróci do pełni sił.
W końcu zostaje przeniesiona z wcześniejszej sali pacjentów do pawilonu dla rehabilitantów, z którego nie ma niestety widoku na góry, ale za to tuż obok znajduje się wspaniały ogród.
Personel szpitala staje się przez te tygodnie grupą znajomych ludzi i Alluka doznaje z ich strony tylko sympatii. Pielęgniarki są strasznie miłe i dbają o nią jak najlepiej. Jedna podarowała jej wstążkę do włosów, inna puchate kapcie z króliczkami, a jeszcze inna uczy ją robić na drutach, co jest świetną rehabilitacją samą w sobie. Od jednego z fizjoterapeutów otrzymała brelok z górą, na szczycie której stoi stacja meteorologiczna – jeden ze szczytów, które zdobyła. Młodszy lekarz chwali ją za odwagę, przyznając, że sam gór boi się straszliwie. Starszy wydaje się surowy, ale Alluka widzi, jak czasem się uśmiecha podczas jej opowieści o górskich wędrówkach.
– Więc chcesz tam wrócić? Mimo tego wypadku?
– Oczywiście! Zostało mi jeszcze wiele szczytów.
– Nie boisz się burzy?
– Hmm… Myślę, że na przyszłość będę przed wyjściem bardziej uważnie sprawdzać prognozę pogody.
Alluka chce odzyskać pełną sprawność także po to, by Oniichan się nie martwił. Oniichan uważa, że jej wypadek to jego wina…
Po prawdzie ostatnio zupełnie o tym zapomniał – najwyraźniej myśli o Gonie zaprzątają całą jego uwagę. Cieszy to Allukę, choć zdaje sobie sprawę, że myśli te nie do końca są pozytywne. Trochę tego nie rozumie, bo przecież Gon zdaje się bardzo dobrym człowiekiem… W którymś momencie coś musiało w ich relacji pójść nie tak.
– Czy jest tutaj ktoś, z kim mogę porozmawiać… o emocjach? – pyta któregoś dnia pielęgniarkę.
– Chodzi ci o psychologa?
Alluka kiwa głową. Pielęgniarka obiecuje zamówić konsultację. Alluka czuje się trochę winna, bo to nie o swoich emocjach chce ze specjalistą mówić… Nie zajmuje mu jednak dużo czasu, za to po paru dniach ma przeczytane kilka książek z biblioteki oddziału psychiatrycznego i czuje się mądrzejsza.
– Chcesz zostać psychiatrą? – pyta Oniichan, widząc je na stoliku.
– Kto wie.
Killua zdaje sobie sprawę, że nie poświęca Alluce wystarczająco czasu. Co prawda Alluka wydaje się świetnie sobie radzić bez niego – Killua wie w doświadczenia, że jego siostra potrafi znaleźć sobie zajęcie – więc aż takich wyrzutów sumienia nie odczuwa, niemniej jednak tak nie powinno być.
Odkąd Alluka zapytała o Gona, Killua nie jest w stanie przestać o nim myśleć. Wiedział, że tak będzie – dlatego całkowicie o Gonie "zapomniał" rok temu. Teraz nie ma na to szans, bo kiedy Alluka o nim "przypomniała", powróciły nie tylko wspomnienia, ale też wszystkie emocje i uczucia, i Killua nie wie, co z nimi zrobić.
Wyrzuca sobie, że gdyby – zamiast uciekać – porządnie to przerobił rok temu, teraz nie miałby problemu… Ale wie, że takie myślenie też jest bez sensu. Podobnie jak pragnienie, że chciałby sobie obciąć głowę…
Im dłużej zatrzymuje się na refleksji, że własnymi rękami zniszczył to, co było w jego życiu najcenniejsze, tym bardziej zdaje sobie sprawę, jak wiele ta przyjaźń dla niego znaczyła. Uświadamia też sobie, że nigdy tak naprawdę nie powiedział Gonowi, jak ważny jest dla niego. Wszystkie uczucia zostawiał dla siebie i nigdy nie ubrał w słowa tego, co czuł – co najwyżej przyznawał się do nich we własnej głowie, a i to nie do końca. Tak, prowadził w głowie monologi, komentował wydarzenia, reakcje, zachowanie Gona, ale milczał o tym głośno. Może nie wiedział, jak o tym mówić – ale bardziej prawdopodobne jest to, że nie miał odwagi.
Może jeszcze na początku… może wtedy jeszcze potrafił przyznać, że dobrze się czuje w jego towarzystwie. Później jednak, im więcej czasu ze sobą spędzali, tym bardziej wolał, by to czyny mówiły za niego. To zawsze Gon deklarował, że jest szczęśliwy z nim, że potrzebuje właśnie jego, że dziękuje mu za pomoc. I raz po raz to udowadniał działaniami, nieważne ile Killua popełnił głupot, które dla kogoś innego z pewnością byłyby wystarczającym powodem do zakończenia znajomości.
Kiedy Killua uciekł z domu, nie myślał o przyjaźni. Chciał po prostu doświadczyć świata i był otwarty na wszystko, co ów mógł mu zaoferować. Na tamtym etapie nie sądził zresztą, by na przyjaźń zasługiwał. Wcześniej, kiedy był wystarczająco mały – i pewnie jeszcze nie do końca to rozumiał – usilnie się o nią starał, choć do wyboru miał tylko służbę (która oczywiście nie mogła na jego pragnienia odpowiedzieć, choć to pojął dopiero później). Na ile się orientował, żaden z braci nie miał takich potrzeb… albo bardzo dobrze to ukrywali.
…Nie, Illumi z całą pewnością nie chciał się z nikim przyjaźnić. Ten psychopata nawet nie rozumie, co to jest przyjaźń – czy w ogóle jakieś uczucia.
Więc kiedy Killua podszedł do egzaminu na Łowcę, myślał tylko o tym, by przetestować swoje umiejętności, może podszkolić się, a przede wszystkim zająć się czym innym, niż zajmował się do tej pory. A potem, zaraz pierwszego dnia, znalazł się obok Gona Freecssa – swojego równolatka – i kiedy napotkał jego szczere i otwarte spojrzenie, świat już nigdy nie miał być taki sam.
– Opowiedz mi jeszcze raz, jak to było, jak spotkałeś Gona po raz pierwszy – pyta Alluka.
– Byłem zdziwiony, że był tam ktoś w moim wieku.
– Dlaczego byłeś zdziwiony?
– Wydawało mi się, że egzamin na Łowcę nie jest dla dzieciaków.
– Przecież też byłeś dzieciakiem…!
– Jak by to powiedzieć… Dwanaście lat u Zoldycków to jak dwadzieścia u normalnych ludzi.
– Jednak Gon tam był.
– Jego ojciec został Łowcą w tym wieku, więc Gon chciał mu dorównać. Jego motywacją było spotkać go kiedyś. Myślał, że jako Łowca ma większe szanse na odnalezienie go.
– Hmm… Dobrze. I co? Tak po prostu do niego zagadałeś?
– Tak po prostu. Wiesz… Włączył mi się tryb rywalizacji. Skoro pierwszy etap był testem na wytrzymałość, chciałem się przekonać, który z nas jest lepszy. I tak potem biegliśmy przez te kilkadziesiąt kilometrów razem.
– A potem?
– A potem… to już wszystko robiliśmy razem.
– Cały czas rywalizowaliście?
– Chyba nie… A nawet jeśli, to była taka przyjemna rywalizacja.
– I co? Gon zdał egzamin, mimo że miał dwanaście lat. Nie był takim znów normalnym człowiekiem.
– Przecież wiem, że nie jest zwykłym człowiekiem. Chociaż czasem jest tak bezgranicznie naiwny, że trzeba go pilnować, bo zdolny jest napytać sobie biedy kilka razy dziennie. On po prostu patrzy przed siebie, nie zastanawia się wiele, nie rozważa ewentualności. Przynajmniej nie wtedy, gdy nie ma takiej potrzeby. Wybiera zupełnie instynktownie. Ale w niektórych sytuacjach potrafi być bardzo spostrzegawczy i podejmować wysiłek, by znaleźć rozwiązanie. Jak w tej sytuacji z Hisoką…
– Z Hisoką? A, to ten… jak go nazwałeś… Maniak? Świr?
– Nawet nie mów. On ma kompletną obsesję na punkcie Gona. Sam nie wiem, czy chce go zabić, czy kocha nad życie. Chyba jedno i drugie, co jest naprawdę straszne.
– Hmm… Czyli masz rywala…?
– Co?
Może to mógł być ktokolwiek, może
jakikolwiek dwunastolatek na tamtym egzaminie zwróciłby jego uwagę, może wystarczyłoby, by ktoś okazał mu zainteresowanie, nawet nie wtedy, ale w jakimś innym miejscu… jednak Killua w to nie wierzy. Nie wyobraża sobie, by na świecie mógł istnieć ktoś taki jak Gon Freecss, a wie, że tylko Gon Freecss był zdolny obdarzyć przyjaźnią Killuę Zoldycka.
Z każdym dniem egzaminu Gon zaskakiwał Killuę czymś nowym. Był tak inny, tak całkowicie odmienny od Killuy. Miał tyle samo lat, ale postrzegał świat całkiem inaczej i żył według zupełnie innych zasad. Był naiwny i łatwowierny, uprzejmy i przyjazny. Nie znał się na podstępach, nie wiedział o bardzo wielu rzeczach. Nie umiał liczyć i kiepsko kontrolował emocje. Był wszystkim, czym Killua nie chciałby być…
Tylko że nie do końca – bo Gon był też silny, zdeterminowany i przede wszystkim odważny. Kiedy coś sobie postanowił, szedł do celu prostą drogą – a jeśli się nie dało, to sam tę drogę sobie budował. I nigdy nie miał dość rozwijania samego siebie i ćwiczenia własnych umiejętności. To mieli zresztą ze sobą wspólnego – i to położyło podwaliny pod ich przyjaźń.
Killua początkowo tylko obserwował, ale wkrótce nauczył się doceniać. Bo nawet jeśli niektóre cechy charakteru były mu obce, a niektóre zachowania zupełnie nieosiągalne i dodatkowo często denerwujące, to jednak szanował je – i szanował Gona za to, że potrafi żyć inaczej niż on: w większej zgodzie ze światem i z ludźmi. Gon bardzo szybko – szybciej niż Killua zauważył – stał się dla niego kimś, kogo Killua podziwiał.
To jednak przyszło dopiero później. Punktem zwrotnym – momentem, w którym Killua postanowił spróbować… nie, raczej przetestować swojego nowego kolegę – był ten wieczór, gdy podróżowali na miejsce trzeciego etapu egzaminu. Wtedy Killua powiedział Gonowi o swojej rodzinie, a Gon… po prostu to zaakceptował. Killua poczuł wtedy ulgę, ale też jakiś szacunek oraz nieśmiałą nadzieję, że może nawet ktoś taki jak on może spotkać kogoś, kto go polubi.
Pojawienie się Illumiego wszystko zrujnowało – przynajmniej w pojęciu Killuy. Jego popaprany starszy brat prawie zdołał przekonać go, że Killua nie ma na co liczyć w kontekście przyjaźni. Teraz Killua wie, że to była wina tej cholernej igły, którą później zdołał wydłubać sobie z mózgu, ale wtedy naprawdę się załamał. Słowa: "Chcę zaprzyjaźnić się z Gonem" stały się dla niego tylko pustym życzeniem, bez nadziei na realizację.
Tego, co zrobił potem Gon, Killua nigdy nie zdołał odpowiednio ocenić, bo nie był w stanie myśleć o tym racjonalnie. Gon bez mała wparował na górę Kukuroo, oznajmiając wszystkim, że jest jego przyjacielem, i po prostu zabrał go stamtąd, uznawszy – uwierzył w to po spotkaniu z Illumim – że to jest złe dla niego miejsce. Jeśli Killua do tej pory sądził – obawiał się – że jego przywiązanie było jednostronne, dostał najlepszy dowód na swoją omyłkę.
Nie żeby czuł się z tego powodu jakoś szczególnie zły.
Pojechał w świat ze swoim przyjacielem, mając nadzieję, że czas spędzony z Gonem uczyni z niego odrobinę lepszego człowieka.
– Potem trenowaliśmy i trenowaliśmy, a jednocześnie braliśmy udział w turnieju walk. Było z tym naprawdę dużo zabawy, a Gonowi udało się pobić Hisokę.
– Hisoka? Znowu on?
– Gon miał z nim zatarg od czasu egzaminu, ale udało mu się wyrównać rachunki.
– Co Gon właściwie o nim myśli?
– Na początku się go chyba bał… Każdy zdrowo myślący człowiek powinien, bo to kompletny świr…
– A potem?
– Potem? Hmm…
– Hmm…?
– Znając Gona, nie zdziwiłbym się, gdyby nawet jego polubił.
– Hoho.
– Czemu my rozmawiamy o Hisoce?
– Wydaje się dobrym elementem humorystycznym. Ale ten twój Gon… Coś mało wybredny jest…
– Nie o to chodzi, on po prostu chce lubić wszystkich… Ale chyba masz rację. Choć są ludzie, których nigdy by nie polubił.
– To są większe świry od Hisoki?
– Jeden jest nawet, co godne ubolewania, naszym najstarszym bratem.
– Och.
– Ale nie mówmy o nieprzyjemnych rzeczach.
– Słuszna uwaga. Kontynuuj proszę.
– A gdzie byłem?
– Na turnieju walki, jak sądzę.
– Była z tym świetna zabawa. I bardzo dużo się obaj nauczyliśmy. A potem…
– Oniichan…?
Potem był kolejny moment, który na nowo określił Killui drogę. To było na Wyspie Wielorybiej, gdy pojechali odwiedzić rodzinę Gona. To tam Gon powiedział: "Zostań ze mną. Jestem szczęśliwy, kiedy jestem z tobą" – i to był pierwszy raz, kiedy Killua usłyszał takie słowa. Nawet jeśli to, co Gon zrobił u Zoldycków, było jasnym dowodem jego przywiązania, to usłyszeć taką deklarację… Killua mógł tylko odpowiedzieć: "Ja też", i nigdy więcej nie zdołał zbliżyć się do takiej szczerości.
Tamto zdarzenie – pod gwiazdami, kiedy Killua mógł mieć złudzenie wolności – pokazało mu, że przyjaźń może oznaczać nie tylko jakieś ogólne odczucia czy więź, ale także konkretną obecność. Od tamtej pory Gon i on stali się praktycznie nierozłączni. I jakie to było wspaniałe!
Nie chodziło tylko o zabawę, jaką mieli, robiąc wszystko razem: trenując, walcząc, uciekając, grając, nawet bojąc się. Chodziło o to, że obecność Gona była trochę jak lekarstwo, które bardzo, bardzo powoli leczyło te wykrzywione miejsca w Killui, prostowało wypaczone cechy charakteru i pomagało myśleć o sobie trochę lepiej. Obecność Gona była niczym manifest – była przekazem, że Killua nie może być najgorszym człowiekiem na świecie. Kiedy codziennie się go odbiera, kiedyś uda się w to uwierzyć – ale na to trzeba wielu, wielu lat, półtora roku to za mało…
Killua wie, że niczym na Gona nie zasłużył – Gon po prostu mu się przydarzył… Po prostu został mu dany bez pytania o zasługi. I choć uważa się za najbardziej racjonalną osobę na świecie, w tej sytuacji zawiesza niewiarę na kołek i na moment – na momencik – pyta samego siebie, czy ich spotkanie nie było przeznaczeniem. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że ktoś tak bezwartościowy jak Killua Zoldyck zdobył przyjaźń kogoś tak wyjątkowego jak Gon Freecss?
Wszystko, co było potem – Yorknew City i Greed Island – było z jego strony zasługiwaniem sobie na Gona. Tak czy inaczej, kiedy na Wielorybiej Wyspie postanowili się nie rozdzielać, wtedy Killua już na serio zaangażował się w ich przyjaźń. Spróbował uwierzyć, że to się dzieje naprawdę i będzie się dziać w dalszym ciągu, co w jego przypadku oznaczało, że spróbuje przeżyć
chociaż jeden dzień bez zastanawiania się, kiedy Gon będzie miał go dość i kiedy ich znajomość się skończy. Bez rozważania, jak bardzo do siebie nie pasują: jeden otwarty i prostoduszny, drugi ponury i z krwią na rękach.
Robił więc wszystko, co mógł dla Gona zrobić. Wspierał go i pomagał mu we wszystkim na każdy możliwy sposób. Wykorzystywał swój intelekt, by planować następne posunięcia i rozgryzać przeciwników. Wykorzystywał swoje umiejętności, by zapewnić im dwóm bezpieczeństwo. Popierał jego decyzje i działał według nich. Zawsze stawiał Gona na pierwszym miejscu i ostatnie, o czym myślał, to własne dobro czy korzyść – chyba że korzyścią miało być właśnie zachowanie przyjaźni Gona.
Może robił to tylko po to, by Gon powiedział: "Miałem szczęście, że cię spotkałem".
Killua do tej pory nie wie, czy jego główną motywacją w ich przyjaźni była czysta i głęboka sympatia dla Gona jako człowieka, czy raczej własna, egoistyczna potrzeba bycia przez Gona akceptowanym. Znając go, chodziło raczej o to drugie.
– Musieliście się dobrze bawić w tej grze… – stwierdza Alluka.
– Pomijając fakt, że ta gra działa się naprawdę i ryzykowaliśmy życiem, to tak, istotnie.
– I Hisoka też tam był? Coś często na niego wpadacie…
– Nie moja wina, Gona też nie. Ten typ widocznie tak ma, że trafia do najciekawszych wydarzeń… Chociaż to najważniejsze jakimś trafem przegapił.
– Mimo wszystko, Oniichan, powinieneś być ostrożniejszy.
– Z Hisoką? Wierz mi, że w jego obecności zawsze jestem maksymalnie czujny.
– Mam na myśli, że powinieneś być bardziej czujny w kontekście Gona.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi.
– Tak, już dawno zauważyłam… I jak myślisz, warto było w tę grę zagrać? Bo przecież Gonowi nie udało się spotkać ojca…?
– Pewnie, że było warto. To była świetna przygoda, w dodatku mieliśmy okazję trenować pod opieką niesamowitego nauczyciela i bardzo się wzmocniliśmy. I naprawdę dobrze się tam bawiliśmy. Potrafisz sobie wyobrazić, że człowiek może się cieszyć z przegranej i z tego, że w ramach kary musi robić kolejne ćwiczenia? A my się tak właśnie cieszyliśmy, bo dzięki temu mogliśmy stawać się jeszcze silniejsi. I tak naprawdę obaj ćwiczyliśmy, niezależnie od tego, kto przegrał.
– No dobrze, ale Gon nie zachował się wobec ciebie w porządku, podczas tamtego meczu… Wiedział, że robi ci krzywdę, a jednak kazał ci sobie asystować w ataku… Ile trwało, zanim wróciłeś do zdrowia? Miesiąc?
– Nie, Alluka, to było zupełnie odwrotnie. Gon poprosił mnie o pomoc, bo ufał moim umiejętnościom. Powiedział, że tylko ze mną mu się uda… Że z kimś innym nie będzie w stanie dać z siebie wszystkiego i wykonać tego ataku dobrze. Rozumiesz? Powiedział, że to nie może być nikt inny, tylko ja. Że nie chce nikogo innego. Wiesz, ile to dla mnie znaczyło? Jakieś uszkodzenia ciała są wobec tego zupełnie nieistotne. Przecież wszystko się zagoiło bez problemu.
– Też byś tak postąpił na jego miejscu? Świadomie naraziłbyś go na szkodę?
– Nie.
– Czemu nie?
– Nie ma takiej potrzeby. Wystarczy, że ja jeden wezmę na siebie ewentualną szkodę.
– Aha.
Gdyby nie wzięli udziału w Greed Island, prawdopodobnie nie trafiliby w wojnę z mrówkami. Killua nie jest pewien, czy tak by nie było lepiej. To podczas tej wojny między Gonem a nim zaczęło się psuć, co w ostateczności doprowadziło do ich rozstania. Gdyby nie wojna z mrówkami, może wciąż spędzaliby czas razem, trenując, biorąc udział w fajnych przygodach – i wszystko byłoby dobrze.
A może nie.
Bardziej prawdopodobne jest, że Killua prędzej czy później i tak doprowadziłby do rozłamu między nimi. Swoim zachowaniem, może swoim charakterem zraziłby Gona do siebie. I choć w dalszym ciągu nie jest w stanie pojąć, gdzie popełnił błąd, to jest go pewny. Czy stało się to wtedy, gdy siłą powstrzymał Gona przed atakiem na Neferpitou i zmusił do ucieczki? Po tym już nic nie było takie jak wcześniej. I choć Gon podziękował mu za ten wybór, coś między nimi się zmieniło. To wydarzenie zapoczątkowało przemianę Gona, która tylko dzięki pomocy Alluki nie skończyła się tragicznie.
To wtedy Killua poczuł, że stało się to, czego cały czas się obawiał: Gon odstawił go na bok i usunął ze swojej walki. Niby wciąż razem trenowali, niby wciąż razem planowali następne działania, ale kiedy już przyszło do ostatecznego starcia ze znienawidzonym wrogiem, wówczas Killua przestał dla Gona istnieć.
I nieważne, że Killua się na to przygotowywał od dawna – zabolało mocniej, niż się spodziewał.
Wtedy, podczas tej walki, która wydarzyła się już ponad rok temu, uważał, że Gon postąpił wobec niego niesprawiedliwie. Killua dał z siebie wszystko, byle być w stanie mu pomóc w każdej sytuacji. Wziął na siebie przykucie uwagi wroga, by chronić Gona – za cenę poważnych ran. Wziął na siebie całą mokrą robotę, by Gon nie musiał sobie brudzić rąk. Stoczył walkę z Illumim, pokonując swoje ograniczenia… ograniczenia, które miały kiedyś sprawić, że porzuci swojego przyjaciela na śmierć albo wręcz sam do niej doprowadzi – tak twierdzili zarówno Illumi, jak i Bisky. Pozbył się tej przeklętej igły, która kontrolowała jego emocje nie wiadomo ile lat, i odzyskał kontrolę nad własnym strachem i odwagą. Wiedział – stanowiło to jego dogmat – że bez wahania zaryzykuje własne życie, jeśli miałoby to pomóc Gonowi.
Jednak Gon tego nie docenił. Skupił się na swoim celu, na swojej walce – i zapomniał o Killui całkowicie. Jakby wcześniej nie spędzili ze sobą ponad roku, walcząc, trenując i nierzadko igrając ze śmiercią. Killua próbował sobie tłumaczyć, że to nie jego wina – że wydarzenia do tego doprowadziły; że Gon czuł się odpowiedzialny za krzywdę Kite'a; że chciał w pojedynkę wszystko zakończyć; że każdy powinien się skoncentrować na swoim zadaniu – ale żadna racjonalizacja nie zdołała odpędzić niepewności.
I to wystarczyło, by Killua stracił wiarę w ich przyjaźń. Cały czas powątpiewał i bał się końca, więc nie trzeba było wiele, by zdołał przekonać samego siebie, że jest dla Gona tylko kolegą z drużyny i że kiedy walka będzie skończona, ich drogi po prostu się rozejdą, bo nie będą już mieć ze sobą nic wspólnego.
Akurat kiedy uświadomił sobie, że chce zostać przy nim na zawsze.
– Czemu nie chcesz mi więcej opowiedzieć o tej walce z mrówkami? – pyta Alluka.
– Bo to było obrzydliwe. Myślę, że bez tej wiedzy będziesz szczęśliwsza.
– Ale to naprawdę były mrówki?
– To był taki rodzaj mrówki, która może ewoluować, przyjmować cechy innych gatunków.
– Ludzi też?
– Ludzi też. To było najgorsze.
– Tak.
– No dobrze, może i najlepsze. Jedno i drugie.
– Dlaczego?
– Bo tak jak każdy człowiek jest inny, tak i oni się między sobą różnili. Były wśród nich ohydne, odrażające potwory, ale były też honorowe, zdolne do poświęcenia i przyjaźni istoty, które od ludzi różniły się tylko osobliwym wyglądem. Spotkałem przynajmniej dwóch, którzy nam pomogli, stawiając na szali własne życie. Byłem też świadkiem, jak zwierzę może się w bardzo krótkim czasie stać człowiekiem.
– Opowiedz mi o tym, proszę. To nie może być obrzydliwe.
– Była tam ta Neferpitou. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, była zupełnym potworem, który bez wahania mordował ludzi. Była okropnie silna… jedno z najsilniejszych stworzeń, z jakimi kiedykolwiek spotkałem się w walce. Nie było w niej nic ludzkiego, mimo że chodziła na dwóch nogach i mówiła ludzkim językiem. Ale kiedy ponownie się zetknęliśmy, niewiele ponad miesiąc później, wtedy była kimś, kto skłonny był zaryzykować życie, żeby uratować… nawet nie jednego ze swoich, ale
człowieka.
– Czyli ich zdolność ewolucji nie objawiała się w kolejnych pokoleniach, ale była też możliwa u każdego z nich?
– Tak.
– Co się z nimi stało?
– Ci, którzy przeżyli… w których zwyciężyło człowieczeństwo, znajdują się pod ochroną Stowarzyszenia Łowców.
– To dobrze. Ale rozumiem, że to rzeczywiście był dla was trudny okres. O ile wcześniej zdarzały się wam zabawne rzeczy, o tyle tym razem nie ma sensu o nie pytać.
– Nie. Może dlatego, że nie było Hisoki, którego uważasz za główny element humorystyczny.
Killua widział, jak zwierzę może stać się człowiekiem… Ale widział też, jak człowiek może stać się niewiele lepszy od potwora, i to było prawdziwie przerażające.
Wiedział od dawna, że Gon ma problemy z kontrolą emocji – łatwo wpadał w gniew, łatwo stawał się radosny – jednak nie podejrzewał, że nienawiść może nad nim przejąć władzę do tego stopnia, by odrzucił samego siebie dla zniszczenia wroga.
Chyba nic w życiu nie wstrząsnęło Killuą bardziej niż transformacja Gona, o której nawet teraz nie jest w stanie myśleć ze spokojem. Był wstrząśnięty, przerażony, zagubiony i zupełnie bezradny, kiedy Gon masakrował ciało Pitou z czystej nienawiści. Widzieć swojego przyjaciela – człowieka, który był dla niego światłem – odmienionego nie do poznania… Nie życzyłby tego najgorszemu wrogowi.
Nie mógł wtedy zrobić nic. Mógł tylko zawołać jego imię – i czuć jakąś iskierkę radości pośród całego tego koszmaru, że Gon na nie zareagował – ale to było wszystko. Nie mógł włączyć się do walki, nie mógł pomóc Gonowi, nie mógł go powstrzymać… Wtedy na jedną chwilę pomyślał sobie, że Gon
jednak miał rację, gdy go od siebie odsunął – Killua na nic by mu się nie przydał.
Później najbardziej ze wszystkiego wyrzucał sobie, że nie poszedł razem z nim – że zostawił go samego w walce z Pitou. Jasne, uszanował jego pragnienie, ale może – może – gdyby był przy nim w chwili, gdy Gon dowiedział się o śmierci Kite'a, wtedy sprawy potoczyłyby się inaczej. Nie powinien był go opuszczać – nieważne, że czuł się bezradny, odepchnięty, zraniony. Kiedyś Gon powiedział: "Ja jestem ten narwany. Ty masz być spokojny i mnie trzymać w ryzach". Powinien był o tym pamiętać… pamiętać te półtora roku, które spędzili ze sobą, a nie kierować się pojedynczą uwagą, którą Gon do niego rzucił i tym samym wypchnął go ze swojej walki. Powinien był nie odstąpić go na krok – a tak jedyne, co mu pozostało, to po wszystkim posprzątać.
Killua wie, że nigdy nie zapomni tej rozpaczy, którą czuł, widząc, jak jego jedyny przyjaciel z dobrodusznego, otwartego dzieciaka, którego lubili nawet jego wrogowie, stał się przerażającym potworem. Jak Gon, który był jego światłem, pogrążył się w mroku – choćby tylko na chwilę. Czy Killua był rozczarowany? Na pewno trochę tak, mimo że przecież nie miał do tego prawa – on, syn rodziny zabójców, który miał na swoich rękach krew wielu osób. Jednak to wciąż był Gon i nawet wtedy Killui nie przyszło do głowy, by mógłby go porzucić.
Kiedy pragnął przywrócić Gonowi zdrowie, pragnął też powrotu tamtego Gona, który stał mu się tak bliski: wesołego, szczerego, czasem do granic naiwnego, ale też zdeterminowanego, zawsze gotowego na ciężki trening i niecofającego się przed wyzwaniami. Za sprawą Alluki udało mu się – jednak okazało się, że nie zrobił tego dla siebie, bo tym, co nastąpiło po ich ponownym spotkaniu, było rozstanie.
Teraz, kiedy minął rok, w którym nie tylko się nie kontaktowali – Killua zupełnie usunął Gona ze swoich myśli – wydaje się, że tamte wydarzenia nie miały znaczenia, stały się przeszłością. Gon stał się przeszłością. Killua podjął wtedy decyzję i choć z perspektywy czasu nie wie, czy była słuszna, teraz nie pozostaje mu nic innego jak pogodzić się z jej skutkami.
– Jesteś zły, że zapytałam cię wtedy o Gona? – pyta Alluka.
Oniichan wzrusza ramionami i kręci głową.
– Nie jestem zły. Pomogło mi to uporządkować trochę rzeczy.
– Wydaje mi się, że opowiadanie nie sprawiło ci przykrości…
– Nie sprawiło. W końcu Gon jest… był moim przyjacielem. Dzięki niemu doświadczyłem wielu dobrych chwil.
– To było czuć w twojej opowieści. Nie widziałam u ciebie wcześniej takiej radości i ożywienia.
Oniichan przez długą chwilę milczy.
– Nie myślałem o nim przez cały rok – przyznaje w końcu, patrząc gdzieś w przestrzeń.
– Czy to moja wina? – podpytuje Alluka i momentalnie ściąga na siebie jego wzrok.
– Oczywiście, że nie! Skąd ten pomysł? Nie uważasz tak, prawda?
Oniichan się uśmiecha, choć Alluka widzi, że uśmiech ten jest w trzech czwartych szczery, a jednej czwartej smutny. Kiwa głową i znów siedzą w ciszy przez jakiś czas. Za oknem kołyszą się kwiaty, trącane lekkim podmuchem wiatru. Powietrze jest wonne, a niebo ma lazurową barwę. Alluka po raz drugi dochodzi do wniosku, że lato to najpiękniejsza pora roku – ale boi się, że tylko dla niej.
– Oniichan…
– Hmm?
– Co teraz zamierzasz zrobić?
– Co zamierzam w związku z czym? Będziemy robić to samo, co robiliśmy dotąd.
Alluka patrzy na niego z powagą, walcząc z samą sobą, i ostatecznie decyduje dać mu więcej czasu. Nie może myśleć za niego.
– Oniichan… Ja chcę tylko tego, żebyś był szczęśliwy – mówi i otrzymuje w odpowiedzi całkowicie zagubione spojrzenie. Zanim jednak Oniichan powie coś, czego tak naprawdę nie myśli, kontynuuje: – Zmieniając temat… Pod koniec tygodnia mnie wypiszą.
– To wspaniała wiadomość!
– Więc szykuj się na imprezę urodzinową.
Alluka powróciła do pełni sprawności i to jest właściwy powód do świętowania – nie jakieś urodziny, do których Killua w ogóle nie przywiązuje wagi. Alluka przygotowuje ucztę – z radością wraca do gotowania po długiej przerwie – między innymi obiecany tort czekoladowy, wręcza mu też zrobiony na drutach szalik. Po jedzeniu idą na spacer do doliny S, pierwszej, którą odwiedzili, gdy lato miało się dopiero ku początkowi.
– Kiedy pójdziemy w góry? – pyta Alluka, gdy siadają na znajomej polance, by zaspokoić pragnienie.
– Naprawdę chcesz znów iść w góry?
– Pewnie, że tak. Tylko będziemy dokładniej sprawdzać prognozę. Tak zresztą powiedziałam lekarzowi. Jeden wypadek mi wystarczy.
– Nigdy więcej nie dopuszczę, by stała ci się krzywda – deklaruje Killua.
– E tam. Widać to było coś, czego musiałam doświadczyć – stwierdza Alluka lekko. – A sam pobyt w szpitalu był naprawdę przyjemny i podobało mi się tam. Wszyscy byli tacy mili i razem starali się, żebym wróciła do zdrowia. Myślę, że będę ich odwiedzać.
– Chcesz zostać tu na dłużej?
– Z wielką chęcią. Jeśli można.
Killua kiwa głową. Przecież nigdzie im się nie spieszy. Alluka rozpromienia się.
– Będziemy chodzić po górach, kiedy będzie ładna pogoda. A w inne dni będę odwiedzać szpital. Wiesz, Oniichan… Zapytałam lekarza, czy mogłabym czasem przyglądać się jego pracy, a on powiedział, że pewnie. Przepraszam, zrobiłam to bez twojej zgody.
Killua patrzy na nią ze zdumieniem, ale koniec końców nie ma nic przeciwko. Jeśli Allukę tak to interesuje, to czemu nie?
Kiedy wracają do domu, w którym przez ostatni miesiąc Killua co najwyżej sypiał, Alluka długi czas stoi w oknie i patrzy na skąpane w świetle zachodzącego słońca góry. Chwila jest spokojna, choć Killua w duchu dziwi się jej odwadze, a może przeklina brak strachu – sam nie jest pewien. Cokolwiek by to było, już nigdy nie zamierza narazić jej na szkodę.
Wreszcie Alluka odwraca się od widoku i patrzy na niego. Jej wzrok jest poważny, zamyślony. Dłonie splata ze sobą i lekko ściska palce – znak, że nie jest zupełnie spokojna albo obawia się tego, co powie. Killua przygotowuje się na kolejną rewelację, ale jednak niewystarczająco.
– Oniichan, dużo myślałam nad tym, o czym rozmawialiśmy… to znaczy, o tobie i Gonie – mówi cichym głosem, a w Killui serce uderza szybciej. – Wydaje mi się, że… Nie, jestem tego zupełnie pewna. Oniichan, powinieneś się z nim ponownie spotkać.
Nie mogłam powiedzieć nic więcej! Po prostu nie mogłam!
Nanika czuje rozgrzane emocje Alluki i jest to przyjemne doznanie.
Ale może w dalszym ciągu powiedziałam za mało. Oniichan jest najmądrzejszym człowiekiem na świecie, ale czasem nie potrafi widzieć najprostszych rzeczy. Po prostu nie rozumie!.
Killua nie rozumie?
Nic a nic!
Nanika też nie rozumie.
Ale ja rozumiem.
Alluka jest mądra. Killua jest mądry.
Też mam nadzieję, że może jednak uda mu się dodać jedno do drugiego. Ewidentnie ostatnio o tym wszystkim myślał. Widziałam to, kiedy rozmawialiśmy. Oniichan nie jest głupi, nawet jeśli zrozumienie niektóre rzeczy trwa u niego długo.
Długo, krótko… Żadna różnica.
Niby tak… ale jednak chciałabym, żeby zdał sobie sprawę z tego, co jest dla niego najlepsze. Im szybciej, tym lepiej. Ale widać muszę być cierpliwa.
Alluka jest mądra. Alluka poczeka.
Nie wiem, czy jestem taka mądra. Po prostu chcę, żeby Oniichan był szczęśliwy. Żeby nie poświęcał swojego życia dla mnie. On i ja możemy się widzieć, kiedy tylko chcemy, ale nie musimy być zawsze razem.
Nanika chce być razem z Killuą.
On ma swoje życie, nie może z nami spędzić całego czasu. Ale będziemy mu bliskie.
Nanika chce Killuę.
Będzie nas odwiedzał, ale nie może być z nami zawsze. On jest osobnym człowiekiem.
Nanika kocha Killuę.
Ja też go kocham, ale nie chcę go przy sobie więzić, bo to nie na tym polega. Ale, Nanika, pamiętaj, że ja z tobą zawsze będę i nigdy cię nie opuszczę. Nigdy nie będziesz sama.
Nanika zawsze z Alluką?
Nanika zawsze z Alluką.
VI
Lato powoli przechodzi w jesień. Drzewa w dolnym piętrze lasu obsypują się żółcią i czerwienią, zieleń stopniowo blaknie. Dni słoneczne, barwne intensywnym błękitem nieba, przeplatają się z deszczowymi, kiedy góry znikają w mgłach i chmurach. W te pierwsze Alluka wspina się z Oniichanem na hale i szczyty – jest niepocieszona, gdy odkrywa, że wierzbówki już przekwitły, ale jednocześnie postanawia zobaczyć je ponownie za rok – w te drugie biega do szpitala, gdzie spędza często wiele godzin.
Przygląda się pracy lekarzy przy leczeniu najróżniejszych złamań i innych urazów, bierze udział w kursach pomocy, a czasem – na prośbę personelu – opowiada chorym o swoim procesie zdrowienia i rehabilitacji. Niektórzy nie wierzą i wtedy pokazuje im ledwo widoczną bliznę na prawym ramieniu – ślad po operacji. Nie wierzą też, gdy mówi o powrocie w góry, ale dla innych jest przykładem na to, że nawet po wypadku można zachować miłość do wspinaczki. Ma trochę wyrzuty sumienia, ponieważ zdaje sobie sprawę, że w przeciwieństwie do innych ludzi praktycznie nie odczuwa strachu – ale z drugiej strony w rozmowach zawsze podkreśla, że każdy powinien przede wszystkim słuchać samego siebie i własnych emocji.
Kiedy jest w szpitalu, Oniichan czasem i cały dzień spędza sam w domu – i tak ma właśnie być. Po pierwsze Alluka chce mu zapewnić czas do myślenia, a po drugie chce go odzwyczaić od swojej obecności. Chce mu pozwolić osiągnąć zrozumienie i jednocześnie przypomnieć, że także on ma swoje życie.
Od tamtej rozmowy po przyjęciu urodzinowym Alluka nie wspomina więcej o Gonie. Nie widzi takiej potrzeby. To jest sprawa, którą Oniichan musi sam rozwiązać. Pomogła mu, ile mogła – skłonienie do zwierzeń poczytuje sobie za prawdziwy sukces – ale reszta należy do niego. Nie można drugiej osobie objawiać wniosków, do których musi dojść sama.
Dyskutują więc z Oniichanem na wszystkie inne tematy – a tych nigdy nie brakuje i nawet rozmowa o pogodzie może być nadzwyczaj fascynująca – skupiają się jednak na teraźniejszości i przyszłości, o których mogą sami decydować.
– Oniichan, jest takie miejsce, które najbardziej byś chciał odwiedzić? Wybierzemy się tam kiedyś?
– Czy myślisz, że możemy zostać tutaj do przyszłego lata? Nie napatrzyłam się do woli na wierzbówkę…
– I jak? Podobała ci się ta powieść? Mnie zaskoczyło, że tamten od początku wiedział, kto jest mordercą…
– Urosłam przez ten rok, zobacz, jak rękawy się skróciły. Będę potrzebować nowego płaszcza.
– Ten ser owczy jest przepyszny! Myślisz, że w innych miejscach też go robią? Trzeba będzie go zabrać na zapas.
– Moje życie chyba nie mogłoby być szczęśliwsze. Dziękuję ci, Oniichan…
Killua sądził, że mu przejdzie. Że po sprowokowanej przez Allukę fali wspomnień, zwierzeń i przemyśleń – co nie było takim złym przeżyciem – ponownie zapomni Gona i podejmie wspólną egzystencję z siostrą, zwłaszcza teraz, gdy Alluka wyzdrowiała. Nic z tego. Czy sprawił to jej komentarz, że powinni się spotkać? Czy może po prostu jego umysł, raz popchnięty na te tory, nie był w stanie z nich zejść?
Killua ma zbyt dużo czasu na rozmyślania, ale nawet jeśli próbuje sobie znaleźć jakieś zajęcie, pomaga to tylko na chwilę, po której jego uwaga znów wraca do Gona. Wspomina wciąż te półtora roku, które spędził razem z nim. Rozważa, co zrobił źle, że wszystko się skończyło. I może czasem rzeczywiście próbuje zastanowić się nad tym, czy Alluka nie miała racji… jednak zaraz przypomina sobie, że decyzja została podjęta, dzieląc jego życie na dwa okresy: z Gonem i już bez Gona.
Zastanawia się, co Gon teraz robi – gdzie jest, czym się zajmuje? Czy został z ojcem, czy ruszył sam ku dalszym przygodom? Czy może spotkał się z Kurapiką albo Leoriem? Czy odzyskał umiejętność kontroli Nen? Czy trenuje? Czy wrócił na Wielorybią Wyspę do swojej rodziny?
Kiedy myśli o Gonie, robi mu się cieplej na sercu, bo Gon był najlepszym, co go w życiu spotkało. Po jakimś czasie przestaje opierać się tym myślom – mówi sobie, że im szybciej to przerobi, tym szybciej odzyska równowagę. Tak się jednak nie dzieje – wręcz przeciwnie, wydaje się popadać w coraz większe szaleństwo, kiedy wkrótce odkrywa, że Gon nie tylko zaprząta jego umysł za dnia, ale też przeniknął do jego snów. Nie pamięta ich treści – tylko ich klimat: czasem zabawny, czasem poważny, czasem łagodny, czasem gwałtowny – jednak po przebudzeniu wie z całkowitą pewnością, że dotyczyły Gona. Spokój ma tylko wtedy, gdy jest z Alluką – na niej potrafi skupić się bez reszty – jednak pogoda uniemożliwia wędrówki po górach, więc Alluka większość czasu spędza w szpitalu.
Czy jego jedyną opcją, by przeżyć własne życie, jest skupić je na drugiej osobie? Czy tylko wtedy czuje się dobrze, gdy jego myśli i działanie poświęcone są konkretnemu człowiekowi? Dane mu było takich dwoje – i wybrał Allukę, bo go potrzebowała. Jeśli jednak Alluka w którymś momencie zechce wydobyć się z tej symbiozy, którą między nimi wytworzył… Co wtedy zrobi? Jak będzie egzystować, nie mając na drugim końcu odbiorcy swoich uczuć… kogoś, z kim łączy go głęboka więź? Taka perspektywa sprawia, że czuje się koszmarnie. A prawda jest taka, że Alluka
już zaczęła szukać swojej – tylko swojej – drogi, co jest zupełnie zrozumiałe i oczywiste. Przecież żadne rodzeństwo nie żyje ze sobą aż do śmierci.
Killua pamięta, że kiedyś – w jednym momencie swojego życia, gdy był w nim jeszcze Gon – z pełną wyrazistością i przekonaniem pomyślał: "Chcę zostać z tobą na zawsze". Nie miał pojęcia, czy to możliwe, ale nie ulega wątpliwości, że tego właśnie pragnął.
I teraz, mimo że fizycznie się rozstali, Killua wciąż nie może Gona od siebie odpędzić. Zresztą już nawet nie próbuje – zaakceptował to, że jest w tej kwestii bezsilny, a może nawet czuje się w tej sytuacji lepiej, niż gdy w ogóle o nim nie myślał.
Do czasu, gdy jednego jesiennego ranka budzi się w momencie seksualnego zaspokojenia i zdaje sobie sprawę, że tej nocy także śnił o Gonie.
Kiedy Oniichan nie pojawia się na śniadaniu, Alluka zagląda do jego pokoju.
– Jesteś chory? – pyta, choć tak naprawdę nie jest pewna, czy Oniichan w ogóle może zachorować, nawet przy tak marnej pogodzie jak dzisiaj.
Oniichan wystawia głowę spod kołdry i patrzy na nią z jakąś dezorientacją, zupełnie jakby właśnie wrócił z innej rzeczywistości, co nie jest żadnym nowym widokiem.
– Nie – odpowiada. – Nic mi nie jest, ale mam trochę rzeczy na głowie, które muszę przemyśleć. Nie przejmuj się mną, zjem później. Wychodzisz dzisiaj? Nie zapomnij parasola.
Zatem Alluka je śniadanie sama – odstawia jego porcję na bok – a potem wychodzi do szpitala, bezpieczna od deszczu pod dużym żółtym parasolem. Krople stukają o jego materiał i czasem spadają z jego brzegów, a wszędzie wokół rozlega się typowy szmer, gdy woda rozbija się na liściach, dachach i kamieniach. Normalnie Alluka zatrzymywałaby się co jakiś czas, by posłuchać, o czym śpiewa deszcz, jednak dzisiaj ma zajęte myśli.
W ostatnich dniach Oniichan był coraz bardziej pogrążony w zadumie – do tego stopnia, że raz próbował zjeść zupę widelcem, a kiedy indziej na pytanie o plany na następną wycieczkę odpowiedział zawartością listy zakupowej – ale tak jest dobrze. Alluka liczy na to, że jego coraz głębsze rozmyślania wreszcie przyniosą spodziewany efekt. O nic nie pyta, obserwuje tylko. Śledzi go wzrokiem, gdy Oniichan siedzi w fotelu z rozkojarzonym spojrzeniem, kiedy stoi przy oknie i niby patrzy na góry, ale tak naprawdę ich nie widzi. Kiedy czasem uśmiecha się do siebie, a w innych chwilach wygląda na tak smutnego, że Alluka chciałaby podejść i go przytulić. A dziś Oniichan nawet o śniadaniu zapomniał…
Alluka zadowolona jest z tego, że są w stanie spędzać czas osobno. Mimo że Oniichan jest człowiekiem, którego kocha najbardziej w świecie, jest dla niej zupełnie jasne, że kiedyś ich drogi się rozejdą. Alluka coraz bardziej konkretyzuje sobie plany na przyszłość i w odpowiedniej chwili – kiedy Oniichan już doprowadzi do końca swoją pracę umysłową – zamierza o nich opowiedzieć. Na razie w pełni wykorzystuje okazję do nauki.
Przebywanie w szpitalu przynosi jej wiele radości. Nigdy nie nudzi jej przyglądanie się zabiegom, ale też kontaktom lekarzy i fizjoterapeutów z pacjentami. Z przyjemnością pomaga chorym, jeśli potrzebują pomocy – w ubieraniu, w jedzeniu, w pisaniu wiadomości do rodziny, w ćwiczeniach. Czasem czyta im książki (i wie, że jest w tym znacznie lepsza od Oniichana). Czasem tylko motywuje ich do pracy celem odzyskania zdrowia. Czasem po prostu słucha o chwilach strachu, które spędzili w górach – po zmroku, w niebezpiecznym miejscu, z urazem, może nawet po tragicznej stracie bliskiej osoby.
W każdej sytuacji stara się dodawać otuchy i wspierać nadzieję. Jako osoba, która przez wiele lat tkwiła w ciemności, a jedyny towarzysz znajdował się w jej głowie, i która
została ocalona, wie, że wszystko może się obrócić na lepsze i dlatego warto dalej żyć. Dlatego warto wierzyć, że któregoś dnia człowiek obudzi się z uczuciem, że całe zło jest już za nim, w przeszłości.
W erotycznych snach i porannych chwilach cielesnej przyjemności nie ma nic dziwnego – Killua przechodził to już dawno temu. Ma czternaście lat, jest chłopakiem i mimo trudnego dzieciństwa w zakresie podstawowych funkcji jego organizm działa zupełnie normalnie.
Co nie jest normalne, to powiązanie tych podstawowych funkcji z osobą Gona.
Killua jest zupełnie pewny i dałby się za tę wiarę pokroić, że nigdy –
nigdy! – nie odczuwał do swojego przyjaciela pociągu seksualnego. (Nie odczuwał go też do nikogo innego, ale nie w tym rzecz). Jest w stanie to powiedzieć także teraz, po obudzeniu się ze snu, którego treści nie pamięta, ale który pozostawił go z wrażeniem niezwykłej rozkoszy i który w swoim centrum bez wątpienia zawierał Gona. Najlepiej zrobi, ignorując ten incydent – i wszystkie następne. Skoro Gon śni mu się każdej nocy, siłą rzeczy musiał zderzyć się z normalną fizjologią i wspólny efekt był właśnie taki.
Jednak Killua – który czasem chciałby móc odkręcić sobie głowę – nie może tego zignorować. Nie, inaczej: to zdarzenie prowokuje go do kolejnej fali przemyśleń i analiz, choć jest w nich bardziej zagubiony niż kiedykolwiek do tej pory.
Po raz pierwszy w życiu Killua Zoldyck zaczyna zastanawiać się, czy jego przywiązanie do Gona Freecssa nie było czymś innym – czymś więcej, czymś głębiej – niż zawsze uważał. Tym, co sprawia mu największy problem, jest całkowity brak rozeznania.
Urodziwszy się w takiej, a nie innej rodzinie i otrzymawszy takie, a nie inne wychowanie, Killua nigdy nie miał możliwości doświadczyć normalnych relacji z innymi ludźmi. Koszmarne przeżycia dzieciństwa uniemożliwiły stworzenie jakichkolwiek więzi emocjonalnych z rodzicami. Prawdopodobnie dzieciństwo Silvy i Kikyo wyglądało dokładnie tak samo, podobnie jak ich rodziców i tak dalej kolejne pokolenia wstecz – i może było to celowe, może jedyną emocją, którą powinien mieć zabójca, jest lojalność wobec rodu – ale nawet jeśli można to zrozumieć, niekoniecznie trzeba to akceptować.
Pierwszą normalną rozmowę z ojcem Killua odbył, mając dwanaście lat. Wcześniej Silva Zoldyck był dla niego po prostu przywódcą rodziny i nauczycielem. Killua ojca szanuje za jego siłę, umiejętności i autorytet – tak samo jak dziadka – ale nie odczuwa wobec niego żadnego przywiązania. Wie, że Silva widzi go nie jako dziecko, tylko potomka, jako przedłużenie rodzinnych tradycji – innymi słowy, jako
postać, która ma jakąś przydatność.
Relacja Killuy z matką – kobietą, która w tej samej chwili deklarowała miłość i podawała kolejną dawkę trucizny – jest jeszcze gorsza. Killua uważa Kikyo za tak odpychającą, że wyzwala to w nim agresję. Do tej pory nie żałuje, że pociął jej piękną twarz, i ma nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał jej oglądać.
Podobnie jest ze starszymi braćmi, których Killua postrzega w pierwszej kolejności jako oprawców. Jak miał nawiązać z nimi jakąkolwiek więź, jeśli jedyne, co od nich otrzymał, to cierpienia fizyczne i psychiczne? Jeśli wywoływał w nich zazdrość (Milluki) i pragnienie podporządkowania (Illumi), według których działali?
Killua nie miał pojęcia o normalnych relacjach – jedyne, co mógł zrobić po ucieczce od rodziny, to odwrócić się od wszystkiego, czego doświadczył od Zoldycków. Uznać to za złe, wypaczone – i postępować inaczej.
Kiedy Alluka myśli o upływie czasu, zdumiewa ją, że nie minęło jeszcze półtora roku jej nowego życia – tyle przecież zawarło się w tych kilkunastu miesiącach! Nauczyła się kolorów i kształtów. Poznała nazwy roślin i zwyczaje zwierząt. Doświadczyła pór roku i zjawisk pogodowych. Widziała przeróżne scenerie i zachwyciła się każdą. Mieszkała w dużym mieście na brzegu morza i w małej miejscowości otoczonej lasem. Przeżyła radość z kontaktu ze sztuką oraz rozkosz fizycznej aktywności.
Nie żałuje nawet wypadku w górach, ponieważ umożliwił jej to, co wcześniej zdawało się trudne, może nawet niemożliwe: utworzenie więzi z ludźmi innymi niż Oniichan.
Oczywiście od początku spotykali ludzi – sąsiadów, sprzedawców, obsługę, uczestników zabaw na świeżym powietrzu – i Alluka potrafiła z nimi rozmawiać, jednak nie potrafiła się do nich emocjonalnie zbliżyć. Łatwiej było obserwować zwierzęta i pochylać się nad kwiatkami, oddawać się gotowaniu i zanurzać w świat książek. Ludzie, mimo że zawsze przyjaźni, wydawali się grupą, do której ona i Oniichan nie mają wstępu, ani też go nie pragną. Alluka wiedziała, jak bardzo oni dwoje różnią się od innych – przede wszystkim przeszłością, która ukształtowała ich w taki, a nie inny sposób.
Dopiero tutaj, w szpitalu, odnalazła ten spokój i tę radość, które możliwe są tylko w przypadku otwartej relacji z drugim człowiekiem. Kiedy znalazła się na pozycji kogoś, kto musi przyjąć pomoc i cały wysiłek innych, odkryła, że to potrafi – i że nie jest to niczym strasznym. Jako pacjentka angażowała się w proces zdrowienia tak samo jak ludzie, którzy się nią zajęli i jej pomagali. Potem, jako ozdrowieniec, dostała szansę zrobienia tego samego dla innych – i jakże cudownym przeżyciem się okazało!
Czasem dotknięcie ręki, czasem uśmiech, czasem słowna pochwała albo podziękowanie… Kiedy bariery, które człowiek ustawia wokół siebie – tak wcześnie, że później tego nawet nie pamięta – są codziennie bombardowane takim przekazem, wtedy siłą rzeczy powoli upadają. Alluka odkrywa, że może robić coś, co przynosi jej głęboką satysfakcję – i nie dla siebie, tylko dla innych. Dzięki temu wreszcie zaczyna czuć się częścią świata, a nie tylko gościem z innej rzeczywistości, który wpadł tutaj na chwilę.
Dziś znów pomaga zmieniać opatrunki. Jednym z pacjentów jest wesoły młody mężczyzna, kilka lat starszy od niej, który pośliznął się na szlaku i spadł kilkanaście metrów. Doznał licznych złamań, które wymagały leczenia operacyjnego. Mimo wypadku stara się do swojej sytuacji podejść z humorem i nie traci dobrego nastroju.
– Kiedy zajmuje się mną tak urocza pielęgniarka, z pewnością dojdę do zdrowia szybciej – mówi i puszcza do Alluki oko.
– Nie jestem pielęgniarką – odpowiada zgodnie z prawdą Alluka, choć jest jej miło.
– A powinnaś – stwierdza pacjent, patrząc z uznaniem na świeży opatrunek.
Alluka nic nie mówi, kiwa tylko głową.
Odwrócenie się od tego, czego o ludziach i relacjach nauczyła Killuę rodzina, oznaczało wykształcenie w sobie takich cech jak szacunek, wyrozumiałość i umiejętność zaufania. Killua nie jest głupi i zdaje sobie sprawę, że gdyby nie miał ku temu predyspozycji, nigdy by mu się nie powiodło – byłby taki jak Illumi, który w jego oczach jest całkowitym zaprzeczeniem człowieczeństwa. Killua jednak różni się od Zoldycków – może właśnie zdolnością… nie,
możliwością doświadczania głębszych uczuć i działania według nich. Im jest starszy, tym bardziej to docenia.
Relacja z Gonem była pierwszą relacją, jaką Killua nawiązał po opuszczeniu domu. Z czasem zaangażował się w nią – w tę przyjaźń, bo tylko tak potrafił ją nazwać – całkowicie. Chciał dać tyle, ile mógł – i w jego pojęciu równało się to gotowością zrobienia wszystkiego, absolutnie wszystkiego. Wiedział, że gdy będzie trzeba, zabije dla Gona, Wiedział, że gdy będzie trzeba, umrze dla Gona. Było to dla niego naturalne, oczywiste i
normalne. Nie istniały limity, nie istniało stopniowanie, nie istniały żadne progi, za którymi przyjaźń zmieniała się w coś innego. Nie było ostrzeżeń typu: "Hej, teraz już przesadzasz".
A przecież Gon przyjął go, zaakceptował ze wszystkim, co Killua mu dał. Nigdy nie powiedział: "Teraz już nie chcę" albo: "Tak już być nie może", albo: "To mi się nie podoba". Ich relacja była cudowną wzajemnością i zrozumieniem, a przynajmniej do czasu mrówek. Gdyby Gon dałby mu jakiś znak, ostrzeżenie, może Killua – który wiedział o świecie bardzo dużo, ale o najważniejszych rzeczach nie miał pojęcia – pojąłby, że normalni ludzie tak nie mają… ale nie dał w żadnym momencie; przeciwnie, wielokrotnie zapewniał, jak bardzo cieszy się z ich przyjaźni, jak dobrze się z nim czuje, jak chce właśnie jego i nikogo innego. Killua czuł się wtedy zawsze zawstydzony, ale w głębi duszy napełniało go to ogromnym szczęściem.
Killua nie miał w życiu normalnych relacji, więc nie potrafił w żaden sposób rozpoznać takiej albo właśnie z nią sprzecznej. Dopiero teraz zaczyna zastanawiać się nad swoimi słowami, emocjami, pragnieniami – wszystkim, co skierował do Gona w czasie półtora roku ich znajomości i potem – analizować je na nowo, by odkryć, czy kryło się za nimi coś więcej, niż mu się wydawało.
Czy przyjaźń to jest myślenie tylko i wyłącznie o drugim człowieku i robienie wszystkiego, mając właśnie jego na względzie? Stawianie jego dobra zawsze na pierwszym miejscu, nie dbając o własną korzyść czy bezpieczeństwo? Dostrojenie się do jego nastrojów i wyczulenie na jego reakcje, gesty, słowa?
Czy przyjaźń to jest pragnienie bycia z drugim człowiekiem na zawsze? Gotowość popełnienia samobójstwa, by w najgorszym wypadku umrzeć razem z nim? Doprowadzenie się na skraj załamania nerwowego przekonaniem, że się dla niego nic więcej nie znaczy i nie może mu się w żaden sposób pomóc?
Czy przyjaźń to jest tak bolesne poczucie zawodu i porzucenia, że chce się wymazać drugiego człowieka ze swojej pamięci i swego życia? Odczuwanie, jakby serce miało wyskoczyć z piersi za każdym razem, gdy ktoś wspomni jego imię? Poddawanie się szaleństwu i zanurzenie we wspomnienia na jawie oraz erotyczne sny nocą, mimo że między nimi wszystko było skończone?
Killua nie wie, ale wydaje mu się, że taka przyjaźń może mieć inną nazwę.
Oniichan pogrążył się w rozmyślaniach do tego stopnia, że wymienia z Alluką tylko sporadyczne uwagi. Rusza się jak we mgle, widać, że nie skupia się na tym, co robi. Jest całkowicie wciągnięty w swój wewnętrzny świat.
Alluka z uśmiechem zostawia mu jedzenie i przygotowuje czyste ubranie. Przypomina mu, żeby umył zęby i wywietrzył swój pokój przed spaniem. Przejmuje rolę starszej siostry i nie czuje się z tym źle – wreszcie ma okazję odwdzięczyć się za całą opiekę, jaką od niego otrzymała przez ostatnie półtora roku i wcześniej.
Góry pokryły się śniegiem i choć Alluka patrzy na pobielone szczyty z pewną tęsknotą, coś ostrzega ją, że na patrzeniu powinna skończyć. Może wykształcił się w niej jakiś instynkt samozachowawczy (cóż, lepiej późno niż wcale) – albo po prostu nasłuchała się w szpitalu, że zimą wędrówki po szlakach są znacznie bardziej niebezpieczne niż latem.
– Jeździłaś kiedyś na nartach? – pyta pewnego dnia jeden z fizjoterapeutów.
– Biegałam na nich sporo w krainie jezior.
– Ale czy zjeżdżałaś z góry? To zupełnie coś innego.
Alluce nagle brakuje słów i tylko kręci głową. Jej rozmówca uśmiecha się szeroko.
– Zdecydowanie powinnaś spróbować, spodoba ci się.
– Tylko że… Nie chciałabym skończyć tutaj ponownie jako pacjentka – odpowiada Alluka słabym głosem.
– Przecież przy stoku jest szkółka, gdzie możesz nauczyć się zjeżdżać. Skoro już biegałaś, nie zajmie ci to dużo czasu.
Alluka wraca do domu z głową wypełnioną podniecającymi wizjami zjazdów po białych stokach oraz realistyczną oceną własnych (zerowych) umiejętności. Jeśli jednak istnieją szkółki narciarstwa – co jest logiczne, przecież każdy musiał się kiedyś tego nauczyć – wówczas nie wątpi, że sobie poradzi.
– Oniichan, mogę się zapisać na kurs narciarstwa zjazdowego? – pyta przy obiedzie.
– Pewnie, że możesz – odpowiada Oniichan.
– Dziękuję! Zaraz jutro się tam przejdę popatrzeć co i jak.
– Wiesz co? To może ja się przejdę razem z tobą.
Kiedy nazajutrz idą na stok, Oniichan rozgląda się ze zdumieniem po ośnieżonej okolicy.
– To już zima przyszła… Patrz, a my zapomnieliśmy o czapkach i szalikach.
Kiedy tylko Killua dochodzi do wniosku, że jego uczucia do Gona mogły być nieco innej natury, niż mu się wydawało, jest tak przerażony tą myślą, że natychmiast robi krok w tył i zaczyna sobie zaprzeczać.
Gon i on są tylko przyjaciółmi.
Gon znaczył dla Killuy wszystko, bo po prostu był jedynym człowiekiem, z którym Killua nawiązał przyjaźń. To, że ta przyjaźń była tak intensywna, jest zupełnie zrozumiałe. Skoro ktoś obdarzył go sympatią, było całkowicie normalne, że Killua zaangażował się w tę relację i odpowiedział równie mocnym przywiązaniem. Gon zawładnął całą jego uwagą, ponieważ Killua wiedział, że musi – chce – pomagać mu we wszystkim, do czego mógł wykorzystać swoje umiejętności. Robił wszystko, mając Gona na względzie, ponieważ Gon był czasem tak nieogarnięty, że pomoc Killuy była niezbędna. Stawiał go na pierwszym miejscu, bo po prostu mu na nim zależało – za nic nie chciał go stracić: jedynego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek zdobył.
Gon i on są tylko przyjaciółmi.
Był przy nim cały czas, więc instynktownie, bezwiednie analizował jego gesty, spojrzenia, mimikę. Poznał Gona na tyle, że w końcu potrafił zrozumieć jego tok myślenia. Wie, że nie ma nikogo na świecie, kto znałby Gona lepiej od niego – może poza jego ciotką – ale wynika to tylko i wyłącznie z tych tygodni, miesięcy, roku, półtora roku, jakie razem spędzili. Nie jest niczym dziwnym, że był dostrojony do jego nastrojów, zwłaszcza w walce, gdzie jedna pomyłka mogła decydować o życiu i śmierci.
Gon i on są tylko przyjaciółmi.
Chciał zostać z Gonem na zawsze, bo Gon był najlepszym, co mu się przytrafiło. W jego towarzystwie Killua był szczęśliwy, bo cokolwiek robili, mieli z tego zabawę. Z Gonem Killua nigdy się nie nudził, a każdy dzień wydawał się nową przygodą. Gon był sympatyczny, pogodny, czasem naiwny do granic absurdu, ale przede wszystkim niezwykle silny i zdeterminowany. Killua czuł, że kiedy jest razem z Gonem, jego życie nabiera wartości, staje się pełniejsze. Z czasem poznali się tyle dobrze, że rozumieli się bez słów. Było oczywiste, że Killua nie chciałby się z kimś takim nigdy rozstawać.
Gon i on są tylko przyjaciółmi.
I tak samo życie bez Gona – albo bez jego przyjaźni – wydawało się nieznośną wizją, wtedy podczas walki z mrówkami. Kiedy Gon odstawił go na boczny tor, było to spełnieniem najgorszych wizji Killuy. Może zareagował wtedy zbyt emocjonalnie, ale tak naprawdę nie było w tym nic dziwnego, skoro na tamtym etapie Gon stał się jego całym światem i Killua za nic nie chciał utracić jego przyjaźni.
Gon i on są tylko przyjaciółmi.
Tylko… Czy na pewno jeszcze nimi są?
Kiedy skończyły się wyprawy w góry, Alluce bardzo brakowało aktywności ruchowej, więc narciarstwo zjazdowe sprawia jej ogromną przyjemność. Na prawie płaskim zboczu nauka skrętów i zatrzymywania się nie jest trudna i już po kilku dniach Alluka jest w stanie jeździć samodzielnie po niewymagających stokach. Oniichan oczywiście radzi sobie o wiele lepiej, ale on generalnie wszystko robi dobrze, więc nie ma potrzeby złościć się z powodu własnego powolnego tempa nauki, które – dzięki wcześniejszym umiejętnościom – wcale nie jest takie powolne.
Wspaniale jest znów sunąć po białym, skrzącym się śniegu pod błękitnym niebem, choć ten konkretny rodzaj narciarstwa wymaga większego skupienia niż biegi, więc za bardzo nie można się rozglądać i podziwiać widoków. Alluka początkowo martwi się o Oniichana, ale wychodzi na to, że kiedy trzeba coś zrobić, Oniichan potrafi skoncentrować się w pełni, nieważne jak bardzo rozkojarza się w wolnym czasie.
Oczywiście warunki nie zawsze sprzyjają uprawianiu "białego szaleństwa", jak nazywa się tutaj narciarstwo. Jak to zimą, okresy pogody przeplatają się z zamieciami, kiedy z domu lepiej nie wychodzić. Alluka potrafi sobie zorganizować zajęcie i czeka, aż ponownie wyjrzy słońce, by pobiec na stok i pokonywać coraz dłuższe trasy. Nauczyła się pamiętać o czapce i rękawiczkach.
– Chyba znów trafiliśmy w miejsce, w którym zima trwa zdecydowanie za długo – mówi jednego dnia Oniichan.
– Nie lubisz zimy?
Oniichan wzrusza ramionami.
– Nigdy o tym nie myślałem. Po prostu uważam, że zima trwająca pół roku to przesada.
– Przecież jest dopiero styczeń – zauważa Alluka. – A zaczęła się w listopadzie.
– Ale potrwa pewnie do marca albo kwietnia, to będzie prawie pół roku.
– Ja się cieszę: będzie można dłużej pojeździć.
Oniichan wywraca oczami, a potem ponownie wraca do niej spojrzeniem.
– Skąd ci się właściwie wzięła ochota na narty? – pyta.
– Powiedziano mi, że to świetna zabawa – odpowiada Alluka z uśmiechem.
Oniichan kiwa głową.
– I oczywiście nie masz jej jeszcze dość?
– Dość? Dopiero się rozkręcam. – Alluka odwraca głowę i patrzy na oblany słońcem szczyt ze stacją meteorologiczną i najwyżej położonym, najtrudniejszym stokiem narciarskim. – Dość będę miała, kiedy zjadę stamtąd – deklaruje, ale zaraz uświadamia sobie, że jest niemądra. – Nie. Myślę, że nigdy nie będę mieć dość narciarstwa.
Czy Gon i on są jeszcze przyjaciółmi?
Jaki jest głupi, zakładając coś takiego.
Gon powiedział, że nieważne, gdzie są, zawsze będą przyjaciółmi… ale miało to miejsce półtora roku temu. Przez tyle czasu wszystko może się zdarzyć, a przyjaźń może zniknąć zupełnie… zwłaszcza bez kontaktu. Killua – mimo obietnic – nie napisał, nie odezwał się, nie dał znaku życia. Na co on liczy? Gon musiał pomyśleć, że Killua zupełnie o nim zapomniał – i, co gorsza, tak naprawdę było.
Nie byłoby nic dziwnego, gdyby Gon postanowił zrobić tak samo, czyli usunąć Killuę Zoldycka ze swojej pamięci, uznawszy, że nie chce go więcej znać. Taka myśl jest absolutnie nieznośna, ale czego innego może się spodziewać? I choć Killua powinien wiedzieć, że Gon Freecss jest innym typem człowieka niż on – przede wszystkim jakieś tysiąc procent mniej niepewnym w kwestii własnych uczuć oraz relacji międzyludzkich – to bardzo łatwo uwierzyć, że nawet on musi mieć jakieś granice cierpliwości i wyrozumiałości. Killua jest zupełnie pewny, że już dawno je przekroczył.
Teraz bardziej niż kiedykolwiek jest świadom, że nie zasługuje na przyjaźń Gona. Zawsze był jej niewart, a swoim ostatnim postępowaniem dodatkowo to udowodnił. Nieważne, jaki był powód – który po tylu miesiącach, po roku, po półtora roku wydaje się niczym więcej jak niepoważnymi dąsami – własnymi rękami przypieczętował koniec ich znajomości. I nie powinno to budzić w nim takiej rozpaczy – przecież kiedy pożegnał się z Gonem, zdecydowany był, że będzie to rozstanie na zawsze.
Prawda?
Nie wie, ale tak czy owak zmienił to w prawdę. I nie ma pojęcia, co teraz zrobi, kiedy (czuje, że) stracił połowę siebie. Nie, wróć. Będzie z Alluką, tak jak postanowił, i przynajmniej tę jedną obietnicę zamierza wypełnić. Przyrzekł chronić Allukę i Nanikę, a to zajęcie na całe życie. Tak naprawdę nic się przez te półtora roku nie zmieniło, i tego powinien się trzymać.
Gdyby tylko przestał myśleć o Gonie.
Gdyby tylko przestał o nim śnić.
Gdyby tylko przestał wspominać każdą chwilę, jaką razem spędzili.
Gdyby tylko znów mógł wrócić do tamtego stanu sprzed roku, kiedy o nim nie pamiętał.
Gdyby tylko mógł cofnąć czas do tamtego sierpnia, kiedy rozstali się pod Drzewem Świata, i zrobić wszystko inaczej.
Gdyby tylko mógł zmienić przeszłość i nigdy nie spotkać Gona.
Nie.
Wolałby się nigdy nie urodzić, niż żyć i nie spotkać Gona.
Dni stają się coraz dłuższe i powietrze zaczyna pachnieć inaczej – albo tak się tylko wydaje Alluce, która ma takie dziwne, niespokojne uczucie w środku i doskonale wie, co ono oznacza. Choć rozkoszuje się jazdą na białych stokach i nigdy nie powie, że nie lubi zimy, to nie zapomniała tego niezwykłego przeżycia, jakim była wiosna. Ma skrytą nadzieję, że uda jej się doświadczyć go ponownie.
Jest koniec marca, kiedy udaje jej się wreszcie pokonać najdłuższą i najbardziej wymagającą trasę narciarską – a ponieważ stoki mają wkrótce zostać zamknięte, powtarza ten wyczyn tyle razy, ile tylko zdoła. Kiedy sunie z wielką prędkością po oślepiającym bielą śniegu, kiedy świerki na obrzeżach pola widzenia rozmazują się w ciemnozieloną plamę, kiedy powierzchnia usuwa się spod nóg, by ponownie się tam pojawić po lądowaniu – wtedy Alluka jest tak szczęśliwa, że ma ochotę krzyczeć, ale w górach nie wolno tego robić, by nie wywołać lawiny. Jej radość nie staje się od tego ani trochę mniejsza.
Podczas jednego z ostatnich dni są z Oniichanem świadkami wypadku na stoku. Nie jest na szczęście na tyle groźny, by życie pechowego narciarza było w niebezpieczeństwie, ale złamana noga wymaga zaopatrzenia. Alluka udziela niewiele od siebie starszemu chłopakowi pierwszej pomocy – przy pomocy jego własnych kijków i swojego oraz Oniichanowego szalika udaje jej się ustabilizować uszkodzoną kończynę – a potem czekają na wezwany już helikopter, który przetransportuje poszkodowanego do szpitala.
– To chyba będzie koniec mojego jeżdżenia – mówi markotnie chłopak.
– Nawet tak nie myśl – odpowiada Alluka. – Wyleczysz złamanie raz dwa i wrócisz tu następnej zimy.
– Nie wiem, czy dam radę…
– Oczywiście, że dasz.
Alluka raz jeszcze opowiada o swoim wypadku i pomocy, jaką otrzymała w powrocie do zdrowia. O tym, że uraz ani na chwilę nie osłabił jej miłości do gór i pragnienia powrotu w nie. O tym, że młode ciało i młody umysł goją się szybko, jeśli tylko myśli się pozytywnie.
Im dłużej mówi, tym bardziej gwiaździste staje się spojrzenie chłopaka, a kiedy helikopter w końcu się pojawia, ów jest już w znacznie lepszym nastroju.
– Zatem mam nadzieję, że spotkamy się tutaj za rok – mówi. – I w lepszych okolicznościach.
Alluka kiwa głową i oddaje swojego pacjenta pod opiekę ratowników. Kiedy helikopter odlatuje, Oniichan stwierdza:
– Nie powiedziałaś mu, że możecie się spotkać znacznie wcześniej, w szpitalu – i nie wydaje się tym zachwycony.
– No tak, racja. Będę przecież musiała odebrać nasze szaliki – odpowiada Alluka niewinnie.
Killua nie może zapomnieć o Gonie. Męczy się z tym, ale tak naprawdę wcale nie chce o nim zapomnieć. Torturuje się świadomością, że nigdy go nie zobaczy – ale jednocześnie wciąż i wciąż wspomina wspólnie spędzony czas. I z każdym dniem coraz bardziej – niebezpiecznie – rozważa, co by było, gdyby…
Wie, że takie myśli nie mają żadnego sensu – i zły jest na siebie, bo zawsze uważał się za osobę, która nie robi bezsensownych rzeczy. Z drugiej jednak strony… skoro to się i tak nie zdarzy, co mu zabroni takich wyobrażeń?
Mogliby być razem. Tak jak dawniej, brać udział w turniejach, trenować umiejętności, w razie potrzeby walczyć z jakimś kolejnym wrogiem. Przemierzać świat tylko we dwóch, skupieni jedynie na sobie i dostrojeni do siebie. Gdyby byli razem, Killua nie wątpi, że rozłam spowodowany przez przemianę Gona w walce z mrówkami, zostałby przezwyciężony i wszystko między nimi wróciłoby do normy. Killua znów miałby to, co czyniło go pełnym: przyjaźń Gona i obecność Gona.
Tylko czy to by wystarczyło? Czasem wydaje mu się, że pragnąłby, by Gon zrobił jak on: ustawił Killuę w centrum swojego świata – a nie wierzy, by kiedykolwiek mogłoby do tego dojść. Tylko Killua Zoldyck mógłby uczynić ze swojej jedynej przyjaźni obsesję; Gon Freecss jest znacznie bardziej normalny i znajduje w swoim życiu miejsce dla wielu osób.
Killua pamięta tę zawstydzającą scenę w pałacu, kiedy na oczach Palm kompletnie się rozsypał – co gorsza, jest pewien, że i teraz zareagowałby dokładnie tak samo w podobnej sytuacji – i słowa, które wtedy usłyszał. Palm powiedziała: "To ty jesteś człowiekiem, którego Gon potrzebuje najbardziej". I choć spędził półtora roku na przekonywaniu samego siebie, że była to błędna ocena, teraz, kiedy nie ma się czego obawiać, czepia się tej wizji, w której rzeczywiście on, Killua Zoldyck, jest człowiekiem, którego Gon Freecss potrzebuje najbardziej. Potrafi ujrzeć w myślach Gona z poważnym spojrzeniem w brązowych oczach – oczach, które patrzą tylko na niego i tylko jego chcą widzieć – który w jakiś, jakikolwiek sposób daje mu na to dowód. I kiedy to sobie wyobraża, jego serce bije tak mocno, jakby miało wyskoczyć z jego piersi, oddech jest tak szybki, że brakuje mu powietrza, a nieznośne gorąco rozchodzi się po całym jego ciele.
Nie na długo.
Nie ma do tego prawa. Nie ma prawa wyobrażać sobie takich rzeczy w stosunku do Gona, którego przecież zostawił. I nie ma prawa wyobrażać sobie takich rzeczy z uwagi na Allukę, z którą przecież obiecał spędzić całe życie.
Zabrania więc sobie takich wizji i rzeczywiście za dnia udaje mu się od nich odciąć (nad snami nie ma kontroli). Skupia się na codzienności z Alluką, wiedząc, że to jest jego życie i takie będzie zawsze.
Czasem jednak wraca do niego refleksja, że może za wszystkimi jego poczynaniami stał strach – że kiedyś przyjaźń przestanie mu wystarczać oraz że Gon nigdy nie odwzajemni w taki sposób jego uczuć.
Nanika musi zaakceptować to, że Killua prawie się do niej nie odzywa – zupełnie jakby o niej zapomniał. Alluka uspokaja ją, że Killua ma dużo spraw na głowie, że o niej także prawie nie pamięta, tak jest zamyślony, ale mówi, że tak też jest dobrze. Nanika nie jest tego pewna, ale wierzy Alluce.
Oniichan pójdzie swoją drogą, a my swoją. Tak powinno być. Nie będziemy z nim całe życie.
Nanika jest smutna. Ale Nanika będzie zawsze z Alluką, to dobrze.
Oczywiście, że zawsze będziemy razem. I będziemy go widywać, kiedy się da. Myślę, że nie będzie się to wiele różnić od obecnej sytuacji…
Alluka jest zła?
Nie jestem zła. To był sarkazm.
Nanika nie wie.
Nie jestem zła. Miałam na myśli, że on jest teraz tak zamyślony, jakby go tu w ogóle nie było, więc jak już go naprawdę nie będzie, to nie zauważymy różnicy.
Alluka nie jest smutna?
Chyba nie. Najbardziej w świecie chcę, żeby był szczęśliwy. A to nie ja mogę go uszczęśliwić, tylko ktoś inny. Ktoś, kogo Oniichan kocha.
Killua kocha Allukę. Killua kocha Nanikę.
My jesteśmy jego rodziną, a to co innego. Z rodziną nie spędza się całego życia, tylko z ukochaną osobą.
Alluka chce ukochanej osoby?
Ja? Nie, chyba nie. Mam ciebie, to po co mi ktoś inny? Nie, nie wyobrażam sobie nawet tego.
Nanika jest szczęśliwa.
To dobrze. Ale wiesz, co teraz sobie pomyślałam? Że kiedyś poza Oniichanem będziesz mieć drugą osobę, która będzie z tobą rozmawiać.
Nanika nie wie.
Jestem pewna, że go polubisz. Jest naprawdę sympatyczny i z całą pewnością cię polubi. Przecież uratowałaś mu życie i był ci bardzo wdzięczny. Tak samo jak Oniichan.
Gdzie jest teraz?
Na to odpowiem tak: wciąż nie tam, gdzie powinien.
VII
W kwietniu przychodzi prawdziwa wiosna.
Najpierw śnieg znika z miasteczka, a potem z dolin, choć jeszcze trochę potrwa, zanim odkryje szczyty. Alluka jest szczęśliwa, mogąc ponownie ruszyć w ukochane miejsca i znajdować w nich dowody na to, że zima naprawdę ustąpiła. Polany obsypują się krokusami, strumienie – wcześniej zamarznięte – znów bieżą wartko, a z zimowego snu budzą się świstaki. Potem powoli pojawia się zieleń: cienkie źdźbła trawy strzelające z kęp zeszłorocznej, śmieszne pędy świerków, które wyglądają, jakby ktoś je do gałęzi przyczepił, wreszcie młode liście na drzewach niższych lasów. Któregoś dnia udaje jej się wypatrzyć kozicę z młodym, a radosne ćwierkanie wskazuje na to, że ptasie rodziny uległy powiększeniu.
Cudownie jest znów wędrować dolinami z plecakiem, mając na sobie tylko sweter. Czuć pod stopami miękką ziemię, nie śnieg i lód. Czuć w powietrzu zapachy przyrody zamiast kłującego mroźnego powietrza. Widzieć, jak słońce stoi wysoko ponad konarami drzew, a nie ledwo wygląda zza linii lasu, by się za chwilę znów schować. Widzieć te wszystkie kolory, tak żywe po wielomiesięcznej deprywacji, kiedy istniały tylko biel i szarość, i czasem błękit.
Alluka znów dochodzi do wniosku, że wiosna jest najdoskonalszym przeżyciem, jakiego człowiek może doświadczyć – i cieszy się z tych wszystkich, które jeszcze są przed nią. I, co nie przestaje jej zdumiewać, wszystko to jest zasługą zimy. Prawie że okropne.
Piątego maja Alluka odbywa z Oniichanem rozmowę – trochę inną, niż planowała, ale wygląda na to, że jej genialny brat jednak nie doszedł do wniosków, na które dała mu czas od zeszłego sierpnia. Może to zresztą jej wina.
– Dziś urodziny Gona, przydałby się prezent.
Oniichan oblewa się rumieńcem. Bardzo dobrze.
– Prezent? – powtarza niepewnie.
– Nie masz nic dla niego, prawda? Nie szkodzi, ja mu sprawię jeden.
Teraz Oniichan już nic nie mówi, patrzy tylko na nią, jakby wyrosła jej druga głowa – wyraźnie nie rozumie.
– Oniichan, posłuchaj…
Alluka zaciska palce i spuszcza oczy. Wie, że będzie to trudne, ale wszystko zdążyła sobie przemyśleć wiele razy i jest zdecydowana. Chodzi tu przecież nie tylko o życie Oniichana, ale także jej własne. Jest dla niej zupełnie jasne, że każde z nich ma prawo do szczęścia.
Ponownie unosi wzrok.
– Oniichan, chciałabym podjąć studia medyczne. Czuję, że jest już pora, żebym się usamodzielniła.
Imię Gona sprawiło, że Killua ma problem ze skupieniem. Kiedy jednak słyszy prośbę Alluki, jego umysł robi się krystalicznie czysty i znika wszystko poza nimi dwojgiem – i poza nagłym ukłuciem strachu, sprzeciwu, rozpaczy.
Alluka chce się usamodzielnić?
– Ty też zamierzasz mnie zostawić? – z jego ust padają słowa, których nawet nie pomyślał; powiedział je zupełnie instynktownie.
– Nie zamierzam cię zostawiać – odpowiada Alluka z miejsca, marszcząc czoło. – Co to za pomysł?
– Powiedziałaś, że chcesz się usamodzielnić – zauważa Killua i dziwi się, że jego głos jest taki spokojny.
Alluka kręci energicznie głową.
– Przecież to nie oznacza, że się rozstaniemy na zawsze. Po prostu… Posłuchaj.
Więc Killua, z uczuciem wielkiego ciężaru na sercu, słucha: jej przemyśleń, jej wrażeń, jej wniosków, jej planów.
O tym, jaką cudowną przygodą była podróż w świat i to nowe życie, które Killua jej dał. O tym, jak wspaniałe było uczyć się wszystkiego, poznawać, doświadczać – przyrody, geografii, pór roku i pogody, ale też przeróżnej wiedzy zawartej w książkach. O tym, jak satysfakcjonujące okazało się nabywanie i rozwijanie umiejętności: ruchowych, kulinarnych, medycznych. O tym, jak wiele udało jej się przeżyć i jak każdy dzień był pełną niezwykłych doznań, doskonałą całością. O radości, szczęściu, zachwycie, które przepełniały ją niemal przez cały czas. O własnym rozwoju – od małego dziecka, które nie miało o niczym pojęcia, po odrobinę starszą osobę, która rozumie nieco więcej, jeśli chodzi o ludzi i łączące ich relacje.
O tym, jak wdzięczna jest za wszystko, co Killua dla niej zrobił, i za całą jego troskę. Za to, że zawsze o niej myślał i wspierał ją w każdej próbie – że poświęcił jej tyle swojego czasu i całą swoją uwagę. O tym, że tylko dzięki niemu jest w stanie rozmyślać o przyszłości i mieć marzenia. O tym, że wciąż chce się rozwijać i wypełniać swoje życie nową wiedzą i umiejętnościami. O tym, że znalazła to, czym pragnie się zająć: swoją drogę, którą chce podążyć i w której chce się doskonalić, by wreszcie stać się częścią tego świata – jak wszyscy inni ludzie.
Alluka opowiada o tym ze spokojem, ale jej oczy lśnią blaskiem entuzjazmu, policzki ma zarumienione, a cała jej postawa wskazuje na przejęcie. Killua słucha jej słów – jej podziękowań, jej próśb, jej wizji – ale przez uczucie gniecenia w piersi nie jest w stanie się na nich skoncentrować. I kiedy jego siostra kończy, jedyne, co udaje mu się powiedzieć, to:
– Nie potrzebujesz mnie już?
Zeszłoroczny pobyt w szpitalu rozniecił w Alluce zainteresowanie medycyną – może nawet nie tyle samą nauką, ile tym wszystkim, co składa się na sztukę leczenia. Dowiedziała się, jak jest być pacjentem, który przyjmuje pomoc – a później sama spróbowała pomocy udzielać. Umożliwiono jej naukę teoretyczną i praktyczną, ale też pozwolono na wspieranie chorych psychicznie: opowieściami o własnych doświadczeniach z urazem i powrotem do zdrowia. Spędziła wiele godzin tak na oddziałach, jak i na izbie przyjęć, opatrując urazy, zmieniając opatrunki, a czasem po prostu rozmawiając, co miało nie mniejsze znaczenie.
Pomaganie pacjentom – osobom przecież poszkodowanym, bezbronnym i znajdującym się w trudnej sytuacji – przepełniło ją zachwytem, wdzięcznością, pokorą i zadowoleniem, mimo że tak naprawdę nie mogła dla nich wiele zrobić. Jednak wciągnęło ją i uzależniło, sprawiło, że zapragnęła umieć więcej i potrafić więcej. I choć zdaje sobie sprawę, że nigdy nie będzie w stanie uleczyć
każdego, tak jak jest to możliwe dla Naniki, to jednak ratowanie i uzdrawianie za pomocą
własnych umiejętności nie może się nawet równać z nadprzyrodzonymi mocami innych. Nawet jeśli Nanika jest jej częścią, Alluka zawsze czuła, że ona sama nie ma żadnego udziału w przywracaniu zdrowia. Teraz znalazła szansę, by wreszcie to zmienić. Potrzebuje tego – i nie tylko ze względu na siebie.
Nie chce robić niczego wbrew woli Oniichana, ale wie też, że Oniichan jej tego nie zabroni – na pewno nie ze względu na własne chęci. W Alluce serce się kroi, kiedy patrzy na jego twarz i widzi w niej szok, smutek, uczucie odrzucenia… Przesiada się na jego fotel i obejmuje mocno, przyciskając policzek do jego włosów.
– Nie zamierzam cię zostawiać – powtarza swoje słowa sprzed chwili. – Jesteś moją jedyną rodziną i zawsze nią będziesz. Między nami nigdy nie będzie podziałów ani dystansu, zawsze będzie nas łączyć nierozerwalna więź. Kocham cię najbardziej w świecie i nigdy, nigdy nie przestanę. I zawsze będę potrzebować, żebyś ty mnie kochał, to też się nigdy nie zmieni. Mogę żyć, bo wiem, że ty istniejesz, Oniichan.
Milknie, wciąż go ściskając. Jej serce bije szybko, mocno.
– Jesteśmy rodzeństwem, ale jesteśmy też dwojgiem różnych ludzi – podejmuje – i każde z nas ma swoje życie… swoją drogę, którą musi podążać. Ty jesteś Łowcą, ja chcę być lekarzem. Spędziłeś ze mną prawie dwa lata, obdarzyłeś mnie opieką, jakiej potrzebowałam, pokazałeś świat, nauczyłeś tak wielu rzeczy… Jednak teraz pora, żebyś wrócił do swojego życia, z którego dla mnie zrezygnowałeś.
Przez ciało Oniichana przebiega dreszcz, ale Alluka tylko ściska go mocniej i nie daje mu dojść do głosu, bo nie chce jego protestów i zaprzeczeń.
– Pora, żebyś zaczął na nowo żyć dla siebie. Powiedziałeś, że zostaniesz ze mną na zawsze, ale przecież nie ma takiej potrzeby. A ja nie chcę stawać ci na drodze, okropnie bym się w takiej sytuacji czuła. Nie będę budować swojego szczęścia na twoim poświęceniu, coś takiego jest wykluczone. Zawsze z radością spędzę z tobą czas, ale nie ma potrzeby, byś czuwał nade mną każdego dnia. Poradzę sobie. – Nabiera głęboko powietrza i kontynuuje: – Nigdy nie zamierzałam więzić cię przy sobie na zawsze. Pamiętasz, co powiedziałam wtedy, prawie dwa lata temu, pod Drzewem Świata? "To tylko na jakiś czas, potem ci go oddam". Tak obiecałam Gonowi.
Pierś Killuy znów ściska się bólem – ale tym razem takim słodkim, jak zawsze, kiedy chodzi o Gona. Nie może się jednak rozkojarzyć, musi skupić się na tym, co istotne, choć okazuje się to koszmarnie trudne. Jego serce uderza tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi, w ustach robi ma zupełnie sucho i kręci mu się w głowie, gdy zderzają się w nim dwa pragnienia: obsesyjna potrzeba bliskości Alluki oraz rozpaczliwa chęć, by zgodzić się na jej wolę.
Musi się jednak wziąć w garść, zapanować nad emocjami, jak zawsze to potrafił, i dokonać właściwego wyboru. Nie, dokonał go przecież już dwa lata temu, teraz musi się go po prostu trzymać. Zdejmuje ramiona Alluki za swoich barków i odsuwa ją, by móc spojrzeć jej w oczy. Jednak kiedy się odzywa, próbuje przekonać także samego siebie, bo nie może oprzeć się wrażeniu, że rzeczy, w które do tej pory wierzył i które stanowiły dla niego dogmat, rozsypują się i za chwilę nie będą w stanie go już podtrzymać.
– Alluka, obiecałem, że zostanę przy tobie na zawsze. Obiecałem, że będę chronić ciebie i Nanikę. To się nigdy nie zmieni.
Kłamstwo! Wcale tego nie chcesz!
– Obiecałem chronić was obie przed Illumim i wszystkimi ludźmi, którzy chcieliby was wykorzystać do złych celów. Nie poradzisz sobie beze mnie.
Kłamstwo! Nie jesteś niezbędny do tego, by była bezpieczna!
– Zaniedbałem cię na tak długo, zostawiłem cię samą… samą z Naniką na wiele, wiele lat, które musiały być dla ciebie koszmarem. Ja, jedyna osoba, na którą kiedykolwiek mogłaś liczyć. Teraz wreszcie będę przy tobie i będę takim bratem, jakiego przez cały ten czas potrzebowałaś.
Kłamstwo! Przecież postanowiłeś nigdy nie ograniczać jej wolności!
I Alluka widzi te kłamstwa. Zamyka na chwilę oczy, a potem znów je otwiera. Wbija ich czysty błękit w spojrzenie Killuy, nachyla się bliżej, aż prawie dotyka czołem jego czoła, i mówi cicho, ale z mocą, a każde jej słowo wbija się w jego serce:
– Oniichan, używasz mnie jako wymówki do samooskarżeń i karania samego siebie. Wykorzystujesz mnie jako powód, by pozostać w strefie komfortu, zamiast podjąć trudniejsze decyzje i wystawić się na niepewność. Wiesz, że tak jest. Wiesz, że istnieje inny sposób, by zapewnić Nanice i mnie bezpieczeństwo… Użyłeś go już! Wiesz, że nie ma potrzeby, byś wiązał się ze mną, składając swoje życie jako ofiarę… jako rekompensatę. Nie chcę tego!
Killua chce uciec wzrokiem, ale nie jest w stanie wyrwać się z jej szafirowego spojrzenia. Wtedy jednak coś w jej twarzy łagodnieje, podobnie jak jej głos, gdy dodaje:
– Wiesz przecież, że to nie mnie potrzebujesz.
Alluka wie, że jej słowa – choć są prawdziwe – ranią Oniichana. Wiedziała to od początku, odkąd podjęła decyzję, by podążyć własną drogą.
Tak naprawdę nie miałaby nic przeciwko egzystencji razem z nim. Jej nauka nie byłaby żadną przeszkodą dla wspólnego mieszkania. Oniichan jest najważniejszym człowiekiem w jej życiu, a spędzanie z nim czasu – najwspanialszą rozrywką. Z łatwością potrafi sobie wyobrazić, jak kontynuują podróż zwaną życiem, przenoszą się z miejsca na miejsce, gdzie Alluka uczy się w kolejnych szkołach, zanim będzie mogła aplikować na uczelnię medyczną. Jak odwiedzają kolejne niezwykłe miasta i kraje, oglądają nowe krajobrazy, o których dotąd tylko czytała, uprawiają formy aktywności, których jeszcze nie spróbowała. Jak dzielą codzienność: jedzą wspólne posiłki, zajmują się domem, rozmawiają na wszelkie możliwe tematy. Alluka kocha Oniichana z każdą jego cechą charakteru i sposobem bycia, więc wszystko, co robią razem, dostarcza jej radości i przepełnia szczęściem. Gdyby ktoś ją zapytał, czy istnieje człowiek, z którym chciałaby spędzić życie, bez wahania wskazałaby na niego. I nigdy nie żałowałaby tego wyboru.
Nie miałaby nic przeciwko kontynuowaniu ich wspólnej codzienności z ostatnich dwóch lat, gdyby nie zdawała sobie sprawy, że w życiu Oniichana jest ktoś, kto jest dla niego ważniejszy od niej. Alluka nie wątpi w miłość Oniichana do niej i wie, że jego przywiązanie nie wynika tylko z poczucia winy i pragnienia, by wynagrodzić jej koszmarne lata dzieciństwa. Oniichan, czegokolwiek by o sobie nie myślał, jest wspaniałym człowiekiem, który potrafi głęboko kochać i zdolny jest do największych poświęceń dla tych, na których mu zależy. Jednak Alluka rozumie też, że istnieją różne rodzaje miłości, z których każda rządzi się własnymi prawami – i że nie można poświęcać jednej dla drugiej.
Oniichan tak właśnie zrobił. Wymienił na Allukę człowieka, który był jego całym światem – choć przecież nie istniały żadne przeszkody, by mieć ich oboje – i, ponieważ nigdy nie robi niczego połowicznie, całkowicie wypchnął go ze swojego życia, a w zamian skupił całą miłość na Alluce. Zapomniał o jednym i obsesyjnie związał się z drugim. I dlatego teraz na wszystkie pragnienia i marzenia Alluki odpowiada słowami: "Też mnie chcesz zostawić?" i "Nie potrzebujesz mnie już?" – tak jakby Alluka planowała go opuścić i tym samym odebrać mu sens życia.
Alluka to wszystko rozumie. Potrafi wyczuć jego emocje tak dobrze, jakby to były jej własne. Potrafi prześledzić tok jego myśli i dojść do tych samym wniosków co on, nawet gdyby były błędne. Wie, że sprawia mu ból, w jego rozumieniu przecinając więź między nimi i porzucając go – właśnie ona, osoba, dla której poświęcił przecież wszystko. Zdaje sobie sprawę z jego strachu.
Jednak wie, że ma rację. Że bez jej interwencji nic się nie zmieni, bo Oniichan – teraz to dla niej jasne – sam z siebie nie podejmie decyzji. I tak naprawdę przecież nie zamierza ich rozdzielić na zawsze! Są bratem i siostrą, nigdy nie przestaną być sobie bliscy i nic nie stanie na przeszkodzie, by się widywali… spotykali tak często, jak będą mieć ochotę. Dlatego mówi te ostre, raniące prawdą słowa i daje mu możliwość otwarcia na dobre wszystkich zamków, za którymi uwięził drugą połowę siebie.
Oniichan dał jej wolność. Teraz pora na nią.
Killua wie, że powinien protestować, argumentować, upierać się przy swoim – ale zdaje sobie sprawę, że Alluka ma we wszystkim rację. Nagle czuje się potwornie zmęczony, zupełnie pozbawiony energii i dlatego kiedy wreszcie się odzywa, z jego ust wychodzi pytanie, którego nigdy nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek zada:
– Co chcesz mi powiedzieć?
Alluka wstaje z poręczy i wraca na swój własny fotel. Siada prosto, z kolanami równo przy sobie, z rękami splecionymi, ze wzrokiem otwartym, szczerym.
– To, co powiedziałam ci prawie rok temu. Powinieneś się z nim spotkać. Z Gonem.
Killua sądzi, że nigdy już nie pozbędzie się tego bólu w piersi – i zupełnie bezsensownie myśli sobie, że jego serce więcej nie wytrzyma. Wstaje, podchodzi do okna i opiera dłonie o parapet. Spuszcza jednak głowę; nie chce oglądać zieleni, w którą przyoblekł się majowy świat.
Kiedy znienawidził ten kolor?
Nabiera głęboko powietrza.
– To nie ma sensu – mówi bez emocji, a kiedy już zaczął, słowa same sypią się z jego ust. – Gon na pewno już o mnie zapomniał. Obiecałem, że będę się z nim kontaktował, ale nie wysłałem mu nawet jednej wiadomości. Ani jednej w ciągu prawie dwóch lat. Jest… Był moim przyjacielem, a ja go tak potraktowałem. Nie chciałby mnie widzieć. Ja…
– Oniichan – przerywa mu Alluka. – Czy Gon jest takim człowiekiem? Kimś, kto zapomniałby swojego przyjaciela? Kto poszedłby w świat, odwracając się od wszystkiego, co razem przeżyli? Tak powierzchownym, że obraziłby się za brak kontaktu? Tak zmiennym i niegodnym zaufania? Tak…
– Nie jest! – Killua zaciska pięści i odwraca się do niej, nagle przepełniony złością. – Nie mów tak o nim! Gon jest… – Urywa i spuszcza wzrok.
– Kimś, kto nie chciałby odbudować wszystkiego między wami…? Przecież powiedział: "Nieważne, gdzie się znajdziemy, zawsze będziemy przyjaciółmi". Oniichan, jestem pewna, że o to nie musisz się obawiać. O to, jak zostaniesz przyjęty. On z ciebie tak łatwo nie zrezygnuje. Musisz jednak wykonać ten krok. Musisz podjąć decyzję. Tu wszystko zależy od
ciebie. Musisz tylko pokonać swój strach.
Killua czuje, że ściska go w gardle, a w głowie mu się kręci. Ciężko mu złapać oddech. Opiera się o framugę okna i patrzy na Allukę, ale ledwo ją widzi. Ma straszne uczucie, że zaraz straci nad sobą kontrolę, nie wie jednak, co zrobić, by temu zapobiec.
– Ja… – zaczyna i nie kończy.
– Kochasz go… – mówi Alluka i Killua nie wie, czy jest to pytanie, czy stwierdzenie, ale nie ma to znaczenia, bo zalewa go tak gwałtowna fala emocji, że może się jej tylko poddać i liczyć na to, że przeżyje.
Alluka nie chciała tego mówić, ale zrozumiała, że tak będzie łatwiej – dla niej i dla Oniichana. Powiedziała więc, uderzając w niego tymi słowami, by zarysować jego fasadę obojętności i pogardy dla samego siebie i pokazać, że jest w nim coś dobrego i ciepłego, za czym może podążyć…
Strzaskała ją całkowicie.
Oniichan patrzy na nią, ale sprawia wrażenie, jakby jej nie dostrzegał. W jego oczach rysują się przerażenie i rozpacz, ale też jakaś dzika emocja, której Alluka wcześniej u niego nie widziała. Otwiera usta i zaraz je zamyka. Jego policzki, już zarumienione, czerwienią się jeszcze bardziej. Jego oddech jest szybki, a jego dłonie drżą lekko. Odwraca głowę, potrząsa nią dwa razy, a potem zakrywa twarz rękami.
Po chwili pozwala im opaść, nabiera kilka oddechów, a potem – nie do wiary – uśmiecha się. Najpierw Alluka sądzi, że widzi wymuszony uśmiech, by zauważyć, że miga w nim prawdziwe ciepło. Zaraz jednak jego wargi zaczynają drżeć i zaciska je mocno. Opuszcza głowę tak nisko, że włosy spadają mu na oczy, ale nie są w stanie ukryć dwóch łez, które toczą się po jego policzkach w dół, a za nimi następne i następne… Wreszcie osuwa się na kolana, znów przyciska dłonie do twarzy, ale nie jest w stanie powstrzymać szlochu. Jego ramiona drgają w rytm cichych łkań, które przedostają się zza jego rąk.
W następnym momencie Alluka klęka koło niego i obejmuje tak mocno, jak tylko może – jakby chciała utrzymać go w całości, gdy gotów jest rozpaść się na kawałki. Jej oczy też wypełniają się łzami, a jej serce bije szybko, ale przepełniają ją czułość i współczucie, i pragnienie wspierania go, gdy tylko to możliwe. Jest szczęśliwa, że dostała okazję – nie zamieniłaby jej na nic. Jest wstrząśnięta – ale w pozytywny sposób – widokiem swojego potwornie silnego brata, w którym przynajmniej na parę chwil przeważyła jego ogromna wrażliwość. Jest dumna, że może być przy nim – być może jako pierwsza osoba, która może odpowiedzieć miłością na jego słabość. Jest pełna nadziei, że te łzy usuną wszystkie przeszkody i wreszcie umożliwią przejrzyste spojrzenie na to, co ważne.
Tuli Oniichana w uścisku i uśmiecha się do siebie, wspominając, co kiedyś od niego usłyszała: "Jestem tylko człowiekiem". Dobrze, że przynajmniej w to wierzy, jeśli w nic innego.
Wreszcie płacz ustaje i Alluka odsuwa się. Oniichan opuszcza ręce, ale wciąż nie podnosi głowy. Pociąga nosem kilka razy, potem wierzchem dłoni, jak małe dziecko, ociera policzki. Siada na dywanie i podciąga kolana do piersi, by objąć je ramionami.
W końcu unosi wzrok, by zaczerwienionymi oczami popatrzeć na Allukę. Jego wargi wciąż drżą i przełyka dwa razy. Sprawia wrażenie, jakby niewiele było trzeba, by ponownie zmusić go do płaczu. Kiedy się odzywa, jego głos jest drżący i pełen przepełniających go emocji.
– Chcę go zobaczyć – mówi niewiele głośniej od szeptu i zaciska usta, a potem mruga kilka razy i znów zakrywa oczy ręką. – Chcę go znów zobaczyć …!
– Chcę go znów zobaczyć...! – mówi Killua, zanim jego gardło się zaciśnie, a kolejne łzy napłyną do oczu.
Wbija pięści w oczodoły, ale nie jest w stanie powstrzymać płaczu – tak jak nie zdołał nigdy wcześniej. I jak zawsze w takich sytuacjach czuje się okropnie. Tyle razy obiecywał sobie, że już nigdy więcej… Jednak wychodzi na to, że nie uniknie łez, jak długo Gon Freecss – jedyna osoba, przez którą kiedykolwiek płakał – będzie w jego życiu…
Będzie w jego życiu? Gon?
Gorąco znów rozlewa się w jego piersi, choć w gruncie rzeczy ciężko jest rozeznać się we własnych doznaniach, kiedy jest cały obolały, samo oddychanie drapie w gardle, a jego głowa chyba spuchła jak balon. Jednak – nie może zaprzeczyć – czuje też jakąś ulgę.
Czuje, jakby po raz pierwszy od bardzo dawna – tak dawna, że nawet tego nie pamięta – powiedział to, co naprawdę myśli. Co, dziwnym trafem, jest też tym, czego naprawdę chce.
"Chcę zobaczyć Gona."
Oczywiście, że tego pragnie. Odkąd się spotkali – ponad trzy lata temu – być z Gonem pozostawało jego jedynym, niezmiennym życzeniem. Ponieważ jednak życie wymagało poświęcenia własnych życzeń, pogrzebał je bez chwili wahania.
– Naprawdę mogę się z nim zobaczyć…? – pyta cicho i właściwie nie wie, czy samego siebie, czy Allukę.
– Przecież nic nie stoi na przeszkodzie – odpowiada jego siostra z zupełnym przekonaniem. – Obaj żyjecie w tym samym świecie. I, tak naprawdę… – Alluka odwraca wzrok. – Gon jest teraz całkiem niedaleko.
Killua czuje, jakby przeszedł go prąd.
– Co…? – pyta słabo, a kiedy nie otrzymuje odpowiedzi, łapie ją za ramię. – Alluka…?!
– Nie bądź zły, Oniichan, ale od jakiegoś czasu jestem z nim w kontakcie. Och, naprawdę rzadko. "Jesteśmy tu i tu, robimy to i to, wszystko jest dobrze", tylko tyle. I on czasem też napisze coś podobnego, stąd wiemy o swoich lokalizacjach. Nie prowadzimy żadnej wielkiej korespondencji za twoimi plecami, nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.
Killua tylko wpatruje się w nią szeroko otwartymi oczami, usiłując pojąć to, co usłyszał.
– Gon… jest niedaleko? – pyta wreszcie głuchym głosem. – Ale ja… Nie jestem gotowy…!
Alluka rzuca mu bezbrzeżnie zdumione spojrzenie, a potem parska śmiechem.
– Spokojnie, nie musisz tak panikować. Przecież nie wpadnie tutaj za chwilę, nie zaprosiłam go na jego własne urodziny – mówi wesoło, ale potem przekrzywia głowę. – Choć może powinnam była… żeby dostał swój prezent.
Alluka skontaktowała się z Gonem zeszłej jesieni, po wyjściu ze szpitala. Biorąc wszystko pod uwagę, naturalne było, że chciała mieć go na widoku. Kiedyś Oniichan i Gon mieli się ponownie spotkać, choćby musiała im w tym pomóc – więc dobrze było wiedzieć, że Gon gdzieś tam jest i ma się dobrze. Nie wypisywali do siebie długich wiadomości – ot tylko potwierdzali swoją obecność w świecie, tak na wszelki wypadek. Alluka tylko na początku – żeby Gon się nie martwił – wspomniała, że Oniichan na razie nie ma ochoty na kontakt i dlatego sam się nie odezwał. Później tylko zapewniała, że wszystko jest w porządku. Nie pytała, czym Gon się zajmuje, o czym myśli, co planuje, nie pytała o nic w związku z Oniichanem – to nie były jej sprawy.
– Jak daleko jest "niedaleko"? – pyta Oniichan, wciąż zaczerwieniony.
– Zdaje się, że jakieś sto kilometrów. Tyle ile do największego miasta tego regionu – mówi Alluka, a wzrok Oniichana rozmywa się w niewypowiedzianym pytaniu: "Co on tam robi?". Alluka dodaje: – Swoją drogą, to byłoby dobre miejsce, żeby pójść do szkoły…
Te słowa wydobywają Oniichana z oszołomienia. Skupia na niej wzrok, a z jego twarzy powoli znikają wszystkie emocje, które nim władały przez ostatnią godzinę – i znów staje się jej ogarniętym, niezwykłym starszym bratem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Zwłaszcza
teraz już nie ma, gdy odzyskał wolność. Niesamowite – ale jakie wspaniałe…!
– Więc o tych studiach to było serio? – pyta, wracając do tematu, od którego wyszli.
– Myślałeś, że wymyśliłam to na potrzeby konwersacji?! Przecież bym nie żartowała o czymś takim. Ale najpierw muszę skończyć jedną albo dwie inne szkoły.
– Długo ci to nie zajmie – stwierdza Oniichan, a Alluka w duchu zgadza się z nim. – I naprawdę chcesz sama zamieszkać?
Alluka cieszy się, że już nie mówi: "Chcesz mnie zostawić?" – już nie skupia się na sobie, tylko na sprawie.
– Przy szkołach są internaty dla uczniów, mogę się w takim zatrzymać.
– Wszystko już przemyślałaś?
– Wszystko.
–
Wszystko?
Alluka wie, co kryje się za tym pytaniem.
– Oniichan, pamiętasz, o co poprosiłeś Nanikę na samym początku? "Ukryj nas przed każdym, kto chciałby wykorzystać twoje moce". Jest jednak jeszcze jedna metoda, bardzo prosta, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo, i nie wierzę, że o niej nie pomyślałeś. Trzeba poprosić Nanikę, żeby wymazała moje istnienie z pamięci wszystkich innych ludzi.
Killua patrzy na swoją siostrę wstrząśnięty. Oczywiście, to jest niezawodny sposób na odsunięcie od Alluki największej groźby – ale też najbardziej radykalny.
– Chcesz, żeby wszyscy o tobie zapomnieli? Nawet rodzina? – pyta i w tym momencie zdaje sobie sprawę, że chyba nigdy w życiu nie powiedział nic równie głupiego.
– Oniichan, moją jedyną rodziną jesteś ty – odpowiada Alluka miękko. – Wystarczy, że ty będziesz o mnie pamiętał – podkreśla z powagą, a potem w jej oczach coś migoce. – I, oczywiście, Gon.
Killua znów czuje rumieniec wkradający się na jego twarz, a jego serce wykonuje kolejny podskok w jego piersi, ale ignoruje to i koncentruje się na najważniejszym.
– Naprawdę tego pragniesz? Takiego życia?
– Ile razy mam powtarzać? Chcę tego spróbować, bo czuję, że to moja droga. To moje marzenie i jestem gotowa podporządkować mu wszystko. Sam mnie tego nauczyłeś: że jestem wolna i mogę robić to, czego pragnę i co mi sprawia radość – mówi Alluka. – Mimo że sam tak nie postępowałeś… – dodaje z niejakim wyrzutem.
Killua nie reaguje na tę uwagę. Wpatruje się w siostrę i myśli o tym, jak bardzo urosła… dojrzała w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie, "bardzo" nawet nie oddaje skali zjawiska. Przemiana, jaka się w niej dokonała, jest po prostu kosmiczna, jej rozwój nastąpił w niezwykle przyspieszonym tempie. Kiedy wyruszyli w tę podróż, dwunastoletnia Alluka była jak małe dziecko, które mogło tylko patrzeć na świat, gdzie praktycznie wszystko było dla niej nowe. Każdy dzień, który potem nastąpił, dostarczył pożywki dla jej wzrostu. Jak to powiedziała: "Moja głowa była pusta, teraz wreszcie się zapełnia". Czternastoletnia Alluka posiada wiedzę i mądrość osoby znacznie starszej, dorosłej.
I tak naprawdę nie jest to niczym dziwnym – Killua sam czuje się często, jakby żył przynajmniej dwa razy dłużej – jednak tutaj widzi też, jak w odpowiednich warunkach można rozkwitnąć. Alluka, jedyna z całej rodziny potworów, staje się kimś, kto promienieje miłością i światłem człowieczeństwa. Może zresztą każde z nich miało kiedyś taki potencjał, zanim wychowanie na Zoldycków nie zniszczyło w nich wszystkiego, co dobre... ale takie myśli nie mają sensu i lepiej o nich zapomnieć.
W świecie, w którym jest wiele zła, takie dobro musi być chronione, to jedno jest zupełnie oczywiste – jednak nie za cenę pozbawienia wolności, czego Killua nigdy nie chciał. A sama Alluka musi być chroniona przede wszystkim przed Illumim – Illumim, który żyje w bańce własnych urojeń i według nich chce ustawiać życie innym. Który całkowicie wypaczył rolę starszego brata. Który postrzega Allukę tylko jako środek do osiągnięcia potęgi.
Illumim – jedynym człowiekiem, którego Killua się naprawdę boi.
Mimo wszystkich złożonych obietnic i deklaracji Killua wie, że bez pomocy Naniki nie byłby w stanie ochronić Alluki, gdyby Illumi naprawdę zaatakował.
Kiwa głową.
– Poprosimy Nanikę, by wymazała Allukę Zoldyck z pamięci wszystkich ludzi poza mną…
– I Gonem – przypomina Alluka i widzi znajomy, uroczy rumieniec.
– I Gonem. A także każdy dowód na to, że kiedykolwiek istniałaś.
– Brzmi doskonale! A ja sobie oficjalnie zmienię imię, by nikt nigdy nie mógł sobie o mnie przypomnieć. Lepiej nie kusić losu, prawda?
Oniichan marszczy brwi.
– O tym też pomyślałaś?
– Tak jest! Jak ci się podoba "Annika"? To łączy Nanikę i mnie w jedno.
– Nie sądziłem, że da się was jeszcze bardziej połączyć… A co z nazwiskiem?
– Nie mogę się zdecydować…
– Między czym a czym?
– Między nazwą tego miasta a nazwą tej góry ze stacją meteorologiczną.
Oniichan patrzy na nią z osłupieniem, a potem parska śmiechem – po raz pierwszy, odkąd rozpoczęli tę rozmowę – i jest to cudowny widok.
– Zawsze możesz wziąć podwójne, będzie bardzo oryginalnie – mówi, wciąż ubawiony.
– Jesteś genialny, Oniichan! – Alluka klaszcze w ręce, ale zaraz się reflektuje: – Tylko nie wiem, czy nie będę wtedy sprawiać wrażenia, jakbym wyszła z atlasu geograficznego…
– Cóż, z całą pewnością wszyscy uznają cię za rodowitą mieszkankę tego regionu.
Oboje wybuchają śmiechem i śmieją się tak mocno, że Alluce łzy napływają do oczu. Ociera je, a potem przysuwa się do Oniichana i obejmuje go.
– Dziękuję, Oniichan – zaczyna, ale wtedy jej gardło zaciska się i nie jest w stanie powiedzieć nic więcej.
Oniichan odwzajemnia jej uścisk.
– To ja powinienem to powiedzieć – mówi cicho, z przekonaniem, a Alluka czuje ciepło rozlewające się w jej piersi, łagodzące ogromne wzruszenie. – Cieszę się, że mam taką siostrę… najlepszą i najmądrzejszą siostrę na świecie. Dziękuję ci, Alluka… Dziękuję ci za wszystko.
Killua trzyma Allukę w objęciach, przepełniony wdzięcznością i uczuciem, że może jednak jego dotychczasowe życie miało w sobie jakiś sens… Że może jednak udało mu się zrobić coś dobrego. I że może jednak na szczęście i miłość nie trzeba sobie specjalnie zasłużyć.
– Co teraz? – pyta Alluka i zaraz sobie odpowiada: – Oczywiście spotkasz się z Gonem…?
Killua po raz setny tego dnia oblewa się rumieńcem – kiedy wreszcie przestanie tak reagować? – i kiwa głową.
– Muszę go przeprosić – mówi cicho. – A potem…
"A potem będzie, co ma być", stwierdza z nietypową dla siebie niefrasobliwością. Kiedy jednak przychodzi do dwojga ludzi, na nic nie zdadzą się plany i założenia – trzeba zaufać i mieć nadzieję. Czy nie tak przecież postanowił prawie trzy i pół roku temu, kiedy uciekł z domu, by zbudować sobie nowe życie? "Będzie, co ma być".
Nie wie, czy…
powie Gonowi. Na tę chwilę chce po prostu go spotkać, ujrzeć go ponownie – tak mocno, że nie może oddychać, a jego wnętrzności zwijają się w kłębek – i spróbować odbudować to, co kiedyś ich łączyło. Musi uwierzyć, że mu się uda. Wierzy.
Wierzy!
I może kiedyś… kiedyś…
– Alluka…?
– Hm?
– Czy to w porządku, że ja… i Gon…?
– Głuptas! Oczywiście, że tak. Chcę, żebyś był szczęśliwy.
– Alluka…?
– Hm?
– Czy możemy kiedyś… zamieszkać razem… we trójkę?
– Jeśli tylko Gon nie będzie miał nic przeciwko, to pewnie, że tak. Bardzo będę się cieszyć.
– Alluka…?
– Hm?
– Jesteś geniuszem. W ciągu dwóch lat nauczyłaś się wszystkiego o ludzkiej naturze…
– Nie, Oniichan. Dzięki tobie wiedziałam, co to znaczy kochać, już dawno, dawno temu.
Killua obejmuje ją mocniej i uświadamia sobie, że Alluka raz jeszcze ma rację.
Nanika jest szczęśliwa, mogąc po raz pierwszy od dawna spełnić życzenie Killuy, a jeszcze bardziej szczęśliwa, kiedy Killua obejmuje ją i trzyma w uścisku długą chwilę.
– Teraz tylko dwie osoby na świecie o tobie wiedzą, Nanika.
– …Dobrze.
– Obiecałem, że będę was chronić, ale prawda jest taka, że tylko twoja moc może to sprawić.
– …Dobrze.
– I nie mogę przy was zostać. Znaczy się… Alluka chce, żeby tak było.
– Nanika… wie.
– Ale będę was odwiedzał!
– Nanika… wie.
– Chcę odnaleźć… kogoś bardzo dla mnie ważnego.
– Nanika… wie. Nanika… poznać… Gona.
– Pamiętasz Gona?
– Killua… kocha… Gona.
– To też wiesz? No tak, skoro Alluka to wiedziała, to ty też…
– Alluka… zawsze… wiedziała. Alluka… mądra.
– To prawda, Alluka jest bardzo mądra. Znacznie mądrzejsza ode mnie.
– Nanika… chce… Killua… szczęśliwy. Nanika… spotkać… Gona. Nanika… rozmawiać… z Gonem. Alluka… obiecała. Killua… obieca.
Killua śmieje się.
– W takim razie naprawdę nie ma innej rady. Obiecuję. Przyprowadzę go, żebyś już zawsze mogła z nim rozmawiać.
– Killua…?
– Mhm?
– Kocham.
[9.1.-11.2.2024]