Od autorki: W przypadku Rukii i Ichigo istnieje tylko jeden słuszny pairing (pomińmy fantazje z udziałem Grimmjowa). Tekst został zainspirowany odpowiadaniem "Her Night Sky" autorstwa Ranchii, której na tę okazję jest dedykowany (jak również wszystkim supporterom IchiRuki). Poza tym... Przyznaję się do winy - udało mi się popełnić pierwszy fanfic z udziałem kapitana Oddziału Szóstego, za co się kajam i biję w piersi, i jest mi bardzo wstyd. Dołączam w każdym razie dedykację dla Arien jako wielkiej fanki Byakkuna :] - Wzywałeś mnie, Nii-sama? - Wejdź. Posłusznie wśliznęła się do środka, zasuwając za sobą drzwi, i przysiadła na poduszce. Odwrócił się do niej z twarzą tak samo nieprzeniknioną jak zawsze. Czasem wydawało się jej, że potrafi odgadnąć kryjące się za nią uczucia. W chwilach takich jak ta sama myśl zdawała jej się czystą fantazją. Równie dobrze mogłaby próbować pochwycić księżyc. Usiadł naprzeciwko. Spuściła pokornie głowę. - Był tu dzisiaj Renji. Spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się, że Renji zadziała tak szybko. Choć przecież... powinna znać go lepiej. Co pomyślał, zaraz robił. Uśmiechnęła się w duchu z czułością. Tymczasem milczała. - Prosił o twoją rękę. Przełknęła, spuszczając oczy. Czym innym było o tym wiedzieć, czym innym usłyszeć wypowiedziane na głos - w dodatku przez człowieka, na opinii którego zależało jej najbardziej. - Odmówiłem. Poderwała głowę. - Nii-sama! Dlaczego?! Patrzył na nią uważnie, jakby sam chciał przeniknąć do jej myśli. Ponownie spuściła wzrok. - Dlaczego...? - spytała ciszej, zastanawiając się jednocześnie, czy w jej głosie nie brzmi zbyt mało zawodu. - Czy nie spełnił twoich oczekiwań? Ktoś inny prychnąłby z niezadowoleniem czy niecierpliwością. Byakuya-nii-sama tylko popatrzył bardziej intensywnie. - Abarai Renji jest kapitanem Gotei 13. Służy tym samym celom i ideałom co ja - odpowiedział, stwierdzając rzecz oczywistą. - Nie mam mu nic do zarzucenia i nigdy nie miałem, także kiedy służył jako mój zastępca. Umilkł. - Dlaczego więc... Nii-sama? Wciąż milczał. Uniosła na niego zatrwożony wzrok. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Co mogło mu się w Renjim nie spodobać? Przecież wiedział, jak bardzo oni dwoje są sobie bliscy. Znała go od dzieciństwa, jeszcze z Rukongai... Och. - Nii-sama... - zaczęła ostrożnie. - Czy chodzi o pochodzenie Renjiego? Przecież ja... - Rukia - uciszył ją tonem najlżejszego wyrzutu. - Nie zapominaj, do kogo mówisz. Patrzyła na niego, nie rozumiejąc - przez chwilę. Potem miała ochotę zapaść się pod ziemię. - Proszę o wybaczenie, Nii-sama! - zawołała, pochylając się w ukłonie. - Podnieś głowę, Rukia - powiedział łagodnie, choć tylko ona poznała tę łagodność w jego głosie. Usiadła, ze wzrokiem wciąż wbitym w matę, ale po przedłużającej się ciszy odważyła się spojrzeć. Patrzył za okno, na drzewo śliwy, teraz obsypane owocami. Jak mogła być tak głupia? Miała przed sobą człowieka, który wziął za żonę dziewczynę z Rukongai. Jak mogła mu zarzucać dyskryminację wobec Renjiego? Nigdy jej w żaden sposób nie przejawiał. Odwrócił głowę i popatrzył na nią. Zmusiła się, by wytrzymać jego spojrzenie. Coś mignęło w jego ciemnych oczach, jakby cień dawnego, choć nigdy nie zapomnianego bólu. - Rukia - powiedział. - Nii-sama? - Dlaczego nie jesteś szczera z samą sobą? - zapytał. Mrugnęła zupełnie oszołomiona. - Nie rozumiem, Nii-sama. Jeśli chodzi o moje uczucia... - zaczęła i urwała, patrząc w bok. - Nii-sama, czy sugerujesz, że moje uczucia do Renjiego nie są szczere? - odważyła się zapytać. - Renjiemu... zależy na mnie. A on sam ma wspaniałą przyszłość. To dobry wybór. Nie mogłam trafić lepiej - skończyła cicho, ośmielając się znów spojrzeć mu w oczy. - Uważasz, że się mylę, Nii-sama? - dodała, nie wiedząc dokładnie po co. - Mówiłem ci, żebyś nie zapominała, do kogo mówisz - powtórzył spokojnie, ale od jego tonu zrobiło się jej chłodno. Spróbowała popatrzeć na niego innymi oczami, a potem jeszcze innymi... i jeszcze. Kuchiki Byakuya. Jej brat. Kapitan Oddziału Szóstego. Głowa rodu arystokratycznego. Ideał bez jednej skazy. Człowiek, który wziął za żonę dziewczynę z plebsu. Człowiek, który swoją decyzją złamał prawo i tradycję. Z miłości. Uniosła dłoń do ust. - Nie żałuję ani jednego dnia spędzonego z Hisaną. Natomiast żałowałbym do końca życia, gdybym jej tutaj nie sprowadził i nie zaślubił. Gdybym miał jeszcze raz wybór, dokonałbym go po stokroć - powiedział prosto i tak szczerze, że była wstrząśnięta. Ponownie popatrzył za okno. - Każdy popełnia błędy, Rukia. Dobrze jest się z nich uczyć. Dobrze jest też unikać błędów, jeśli ma się okazję - zwłaszcza takich, których nigdy sobie nie wybaczysz. Spojrzał prosto na nią. Drgnęła. - Kurosaki Ichigo. - Ichigo? - wyrwało jej się, zanim zdążyła pomyśleć. Poczuła, jak jej policzki barwi rumieniec, a serce przyspiesza. - Twoje reiatsu zapłonęło - oświadczył tak spokojnie, jakby komentował pogodę. - Twoje oczy rozświetliły się, a twarz ożywiła. Pochyliła głowę zawstydzona. - Nie oszukuj siebie, Rukia - powiedział cicho. - Nie chcę, byś więcej cierpiała, także przez wzgląd na pamięć Hisany - dodał półgłosem. - I nie tylko ty. Poczuła się jak strofowane dziecko. Miał rację. Swoją decyzją skrzywdziłaby nie tylko siebie, ale także Renjiego. Nigdy już nie byłaby wobec niego szczera. A Ichigo... Jej serce znów szybciej zabiło. - Ale... Nii-sama... Jak... - To twoje życie, Rukia - odpowiedział. - Nie żyj po to, żeby kogoś zadowolić. Żyj tak, byś była szczęśliwa. Arystokracja pragnie szczęścia równie mocno jak ludzie w Rukongai. Tym się różnimy, że nam nie tak łatwo jest je osiągnąć - w jego cichym głosie zabrzmiało coś na kształt dumy. Podjął po chwili: - Nie zmarnuj swojej szansy, Rukia. Przełknęła, próbując pozbierać się w chaosie wypełniających ją emocji. Była zaskoczona tym, o czym z nią rozmawiał. Była wstrząśnięta słowami, jakich używał. Była zawstydzona, że znów musiał ją upominać. I była... wdzięczna, że potrafił dojrzeć prawdę tam, gdzie sama siebie próbowała oszukać. - A jeśli nie zależy ci na szczęściu, to przynajmniej nie podepcz dobrego imienia rodu i dumy Kuchiki swoim tchórzostwem - oznajmił chłodno. Skłoniła się, jej policzki lśniły szkarłatem. - Dziękuję, Nii-sama! - Dobranoc, Rukia - odpowiedział łagodnie. Podniosła się, by wyjść. W drzwiach zatrzymała się jeszcze i odwróciła. Siedział bez ruchu, spoglądając w ciemniejące niebo. Wydawał się istotą z innego świata. - Nii-sama... - poważyła się na impertynencję. - Czy gdyby Ichigo... Czy gdybym... - Na dokończenie zabrakło jej śmiałości. Pochyliła głowę i zacisnęła dłonie na shihakushō. - Wybacz mi, Nii-sama. - Tylko wtedy, jeśli będzie to twój własny wybór - odparł, wciąż patrząc w nieboskłon. Zgięła się w pół w podziękowaniu i szacunku. - Dobranoc, Nii-sama - wyszeptała. Cicho zasunęła za sobą drzwi. Przycisnęła dłoń do piersi i stała przez chwilę zupełnie nieruchomo. Z szerokiego gościńca zeszła... nie, zepchnięto ją na krętą i wyboistą ścieżkę. Przy gościńcu stały domy tak wysokie, że sięgały chmur. Miały jednak zasłonięte okna i zamknięte drzwi, do których mogła pukać bez skutku, pozostając sama na zewnątrz. Nową drogą szło się mozolnie, ale wiedziała, że gdy wbiegnie po niej na samą górę, ujrzy bezkres nocnego nieba. Miała świadomość, że w spokojnym świetle jego gwiazd nigdy nie będzie samotna. Nocne niebo nosiła w sercu. [10.11.2009] |