burza
Od autorki: Swego rodzaju alternatywa do "Deszczu", poniekąd zainspirowana ostatnimi odcinkami. Z dedykacją tylko i wyłącznie dla Stokrot i Ranchii.
Odetchnął głęboko - jednak uczucie duszności nie zmniejszyło się ani na chwilę. Warknął z irytacją, uderzając pięścią o posłanie. Nie znosił sytuacji, w których nie mógł nic zrobić, by ulżyć swojemu położeniu, jakiekolwiek by ono nie było. Jasne, mógł stąd wyjść - z szafy, z domu, na dach albo ulicę - jednak z uczuciem frustracji przełknął świadomość, że na zewnątrz było jeszcze gorzej. Powietrze stało przez cały dzień - właściwie przez kilka ostatnich dni - co nie ulegało zmianie nawet z nadejściem nocy. Dopiero rankiem, jakoś przed wschodem słońca, nieco się ochłodzi i choć przez godzinę albo dwie będzie się można rozkoszować świeżością. Prychnął, przewracając się na plecy i patrząc nienawistnie w sufit szafki. Szykowała się kolejna bezsenna noc.
Kurosaki spał w najlepsze. Nie przeszkadzał mu upał - potrafił spać w każdych warunkach, nawet na stojąco. Grimmjow znów warknął ze złością. Jeśli będzie sobie zawracał głowę Kurosakim, tym mniejsze szanse na sen. Jednak myśl - oczywiście - uczepiła się go i nie chciała odejść. W szafce, spędzając bezczynnie długie godziny, miał wystarczająco czasu i sposobności do myślenia. Nigdy nie był myślicielem, opinie zwykł wyrabiać sobie szybko i bez zbędnego namysłu. Świat był wtedy prosty. Dopiero teraz, kiedy jego świat legł w gruzach, został zmuszony do refleksji na różne tematy. Nie odpowiadała mu zresztą wizja leżenia jak kołek i tępego gapienia się w sufit. Do diabła, może był hollowem, ale nie znaczyło to, że był martwy! Znów zacisnął pięści, nagle zły na samego siebie i na wszystkich innych, i na cały świat, i na tę cholerną pogodę. Nie znosił deszczu, ale złapał się na tym, że od kilku dni wyczekuje burzy, która zrobiłaby coś z tą obezwładniającą duchotą. Miał wrażenie, że mózg mu się ściśnie pod czaszką, jeśli stan rzeczy nie ulegnie poprawie. W jakiś jednak niepojęty sposób, mimo upału, burzy nie było. Co za durny świat!
Znów przewrócił się na bok, widmowym ogonem uderzając gniewnie na boki. Słyszał cichy oddech Kurosakiego, który śnił miłe sny i nie przejmował się otoczeniem. Kiedyś, w jednej z bezsensownych rozmów, jakie uparł się z nim prowadzić, poinformował go, że jest "dzieckiem lata". Jakby to Grimmjowa w ogóle obchodziło! Wyjaśniało jednak - chyba - dlaczego upał nijak mu nie szkodził. Kurosaki budził się o poranku rześki jak skowronek i pogodnie spędzał dzień - w szkole, w domu, na dworze, w pokoju. Zupełnie normalne życie normalnego człowieka - za wyjątkiem jego zadań shinigami, ale te też wpisywały się w jego codzienną rutynę i nie przywiązywał do nich większej wagi niż do reszty aktywności. Nie narzekał, nie smęcił, po prostu szedł przez swoje życie. Niezależnie zresztą od pogody. Grimmjow nie był w stanie tego znieść.
Usiłował sobie przypomnieć, jakim cudem w ogóle tutaj trafił - a właściwie wcale nie usiłował, bo wspomnienie to było tak upokarzające, że starał się go nie przywoływać. Sam sobie wydawał się taki głupi, że to zrobił. Nnoitra, niech się smaży w piekle, zupełnie nieświadomie zamieszał mu w głowie tym swoim kretyńskim atakiem i Grimmjowowi wydawało się, że w jakiś sposób Kurosaki miał we wszystkim rację. Zacisnął szczęki. Pamiętał, choć nie chciał, z jaką determinacją uczepił się życia - tylko po to, żeby jeszcze raz stanąć przed tym shinigami. Chciał odpłacić mu za wszystko, ale wiedział, że nie jest w stanie. Było coś takiego w Kurosakim... Grimmjow po prostu wiedział całym sobą, że w żaden sposób go nie pokona. Było coś takiego, co sprawiało, że chciał za nim iść i przy nim być. Tylko tyle.
Oparł czoło o prowizoryczną poduszkę i uderzył pięścią o prowizoryczne posłanie. Co za bzdury. Co za idiotyczne, durne bzdury! Naprawdę musiał mocno oberwać od Nnoitry, że coś takiego przyszło mu do łba. Inaczej nie mógł uważać - teraz, kiedy o tym myślał. Wtedy jednak... Przełknął. Nie dość że zbuntował się przeciw Aizenowi - choć to żadna sensacja, nigdy nie uznawał tego śmiecia za swojego władcę - to jeszcze stanął w ostatecznej walce po stronie Kurosakiego. Teraz wydawało się to skończoną głupotą, ale wtedy... Wtedy miał świadomość, że pierwszy raz w życiu postąpił tak, jak powinien.
Starał się nie pamiętać tamtego spojrzenia Kurosakiego.
I do czego go to doprowadziło? Kurosaki uznał go za swojego najlepszego kumpla i zaprosił do siebie! Las Noches upadło, Espadę spotkała zagłada, świat ludzi został ocalony. Dla Kurosakiego było zupełnie naturalne, że Grimmjow nie ma gdzie się podziać, więc może zostać tutaj. Cholerny Kurosaki z tym jego instynktem chronienia sierot i opieki nad wszystkimi w zasięgu jego wzroku - z czego nigdy nic dobrego mu nie przyszło. Jeśli coś irytowało Grimmjowa najbardziej, to właśnie to. Inną natomiast sprawą pozostawało, dlaczego się w ogóle na to zgodził i dlaczego, skoro nie był zadowolony, nie poszedł gdzie indziej. Przecież mógł w każdej chwili.
Powód był oczywisty, nawet dla niego. Nawet jeśli ciężko mu było to przyznać przed samym sobą.
Gdyby nie Kurosaki, zostałby zupełnie sam - a tego po prostu nie chciał. Mógł go nie znosić, mógł nim pogardzać, ale nie zmieniało to faktu, że Kurosaki wdarł się w jego świat i w nim pozostał, podczas gdy wszyscy inni przepadli. Nawet nie uświadamiał sobie istoty tego, aż nie został przy nim nikt inny.
Och, ileż razy pragnął go rozerwać na strzępy. Uderzyć. Powalić. Zmiażdżyć i czekać błagania o litość. Fantazje tak niedorzeczne, że aż szkoda było na nie czasu. Kiedy jednak Kurosaki patrzył na niego tym spokojnym i niezmąconym spojrzeniem - kiedy mówił "Dzień dobry, Grimmjow" albo "Wróciłem", albo "Dobranoc, Grimmjow" - wówczas musiał hamować się ze wszystkich sił, żeby nie odpowiedzieć mu w sposób, na jaki miał ochotę. Kurosakiemu naprawdę wydawało się, że może prowadzić normalne życie z hollowem. Był tak cholernie... dobry i doskonały. I zachowywał się, jak gdyby cała przeszłość w ogóle nie miała miejsca. W ogóle. Grimmjow nie był w stanie tego pojąć i prawdopodobnie kiedyś rzeczywiście byłby go zabił, gdyby nie...
Przewrócił się na drugi bok.
Rzadko śnił, ale kiedyś ujrzał wizję, która niemal wyprowadziła go z równowagi. W tym rozkosznym śnie miał okazję zrobić to, czego tak naprawdę chciał: rzucić Kurosakiego na kolana, pokonać, zdominować, uderzyć, złamać. Doświadczyć jego uczucia porażki, zedrzeć maskę niezwyciężonego ideału. Nie pamiętał szczegółów, ale nie mógł zapomnieć jednego i co wracało do niego z przerażającą wyrazistością: spojrzenia Kurosakiego. W tym śnie Kurosaki patrzył na niego inaczej niż zwykle - nie był to uśmiech, nie był to spokój, nie była to łagodna wyrozumiałość. Grimmjow myślał, ze kiedy zobaczy w jego oczach ból, cierpienie i rozpacz, wtedy wreszcie będzie usatysfakcjonowany - tymczasem obudził się zlany zimnym potem i z uczuciem, że tak nie mogło i nie powinno być, uczuciem, którego nie potrafił sobie wyjaśnić. Od tamtego czasu jednak po dwakroć kontrolował się w relacji z Kurosakim. Gdzieś głęboko w nim była świadomość, że za nic nie chce zobaczyć u niego podobnego spojrzenia w rzeczywistości. Bał się, że wtedy stanie się coś strasznego.
Dlaczego przypomniał sobie to właśnie teraz?
Odsunął drzwi szafy. Jego doskonały wzrok, teraz pełen niechęci, pochwycił leżącą na łóżku sylwetkę. Kurosaki zrzucił z siebie przykrycie, Grimmjow widział pot perlący się na jego czole. Zamknął oczy, czując ogarniającą go bliżej nieukierunkowaną wściekłość - a potem otworzył je, marszcząc brwi. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że oddech Kurosakiego jest prędki i płytki. Kiedy się skupił, słyszał bicie jego serca, o wiele szybsze niż zazwyczaj. Może jednak nie śniło mu się nic miłego... Jakby na potwierdzenie tego z ust shinigami dobył się cichy jęk. Grimmjow skrzywił się. Bohater Soul Society dręczony koszmarami.
- Bądź mężczyzną, Kurosaki! - zawołał ze złością, zastanawiając się, czy nie dorzucić poduszki. Albo mini-cero.
Nie pomogło. Kurosaki oddychał coraz szybciej, jego mięśnie zaczęły się naprężać, jakby chciał uciec przed marą, ale nie mógł. Grimmjow patrzył na niego z politowaniem i wciąż narastającą irytacją. Jakby noc nie była wystarczająco nieprzyjemna - z całym tym upałem i przemyśleniami, które same pchały mu się do głowy, choć wcale ich nie zapraszał. Prychnął.
Wygramolił się wreszcie z szafy i podszedł do łóżka. Jasna skóra Kurosakiego lśniła od potu, wilgotne włosy kleiły mu się do czoła, usta były rozchylone - poza tym wydawał się zupełnie zwyczajny. Grimmjow uniósł dłoń, gotów uderzyć go w twarz - to mu na pewno nie zaszkodzi, a może choć trochę ulży jemu samemu. Powstrzymał się w ostatniej chwili, kiedy owionęła go fala gorąca. Cofnął się. Od Kurosakiego biło nienaturalne ciepło, wyczuwalne nawet w tej temperaturze. Czyżby był chory?
Myśl Grimmjowa automatycznie pomknęła w kierunku Kurosakiego seniora, zanim ex-Espada zorientował się, że rozważa sprowadzenie pomocy. Cofnął się jeszcze o krok i szerzej otworzył oczy. Pomijając fakt, że reszta rodziny wyjechała na tydzień, absurdalną ideą było, by on Grimmjow Jaegerjaquez, zawracał sobie głowę problemami Kurosakiego. Zmarszczył czoło i zacisnął szczęki, zły na siebie, że w ogóle o czymś takim pomyślał. Mimo to stał na środku pokoju i zastanawiał się, co powinien zrobić - nie wiedząc, co właściwie chce zrobić. Podniósł rękę - i zastygł w pół ruchu. Nie znosił go, nie cierpiał go, pogardzał nim. Nienawidził za to, że zburzył jego świat. Nie był w stanie akceptować jego codziennej uprzejmości i pozytywnego spojrzenia. Przede wszystkim zaś do obłędu doprowadzało go poczucie, że przy Kurosakim nie jest już sobą. Powinien się więc teraz odwrócić i odejść, nie patrzeć i nie zastanawiać się. Powinien śmiać się z jego niedoli.
Nie mógł.
To też była jego wina. Zacisnął pięści.
Zawsze była jeszcze ta durna siksa, która wyobrażała sobie, że jest jego kobietą, i zachowywała się przy nim jak kocica w rui. Grimmjow wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, że Kurosaki nie jest nią w najmniejszym stopniu zainteresowany. Niech go diabli, jeśli zamierza ją tutaj sprowadzać! Kurosaki znów jęknął, jego dłonie poruszyły się na prześcieradle, jakby chciał coś złapać albo przed czymś się obronić. W jego reiatsu coś zafalowało czernią i Grimmjow poczuł, jak podnoszą się włosy na jego ciele. Trzeba to skończyć, zanim... Nie wiedział co. Wiedział tylko, że cień rozprzestrzeniający się w reiatsu Kurosakiego budzi w nim jak najgorsze odczucia. Dopiero po chwili zorientował się, czym to reiatsu czuć: hollowem. Drgnął. Było w tym coś niedorzecznie sprzecznego: jego, hollowa, nic na świecie nie przerażało równie mocno jak hollow Kurosakiego.
Ponownie zbliżył się do łóżka, choć wszystkie instynkty kazały mu uciekać. Warknął na nie i umilkły. Zdecydowanym ruchem potrząsnął Kurosakim za ramię. Bez efektu, ale nawet nie zwrócił na to uwagi, ponieważ zupełnie nagle i niespodziewanie zalała go fala emocji, tak silna, że się zachwiał. Oderwał dłoń od ciała shinigami, ale wrażenie trwało, wywołując gęsią skórkę. Czuł się, jakby ktoś przesłał przez jego rękę dawkę czystej energii. Miał wrażenie, że w pokoju pociemniało.
Ból, cierpienie, rozpacz. I paniczny dławiący strach przemieszany z absolutną pustką. Grimmjow czuł, jak atakują go niemal fizycznie, wkradają się w niego i oplatają jego wnętrze. Jego pierwszą, jakże irracjonalną myślą, było jednak: Jak ktoś może to znosić?
- To nie byłem ja...! - wyrwało się z ust Kurosakiego, którego głowa zaczęła rzucać się po poduszce, jakby chciał czemuś zaprzeczyć, odegnać z niedowierzaniem, cofnąć się.
Grimmjow chciał się odsunąć - im dalej, tym lepiej. Nie mógł zaprzeczyć, że się boi, jakkolwiek podłe by to nie było. Jego instynkty długo nie siedziały cicho i znów zgodnym chórem nakazywały mu ucieczkę.
Dlaczego miał się przejmować Kurosakim?
Wiedział, że shinigami nie zrobi sobie fizycznej krzywdy, nawet jeśli spadnie z łóżka albo uderzy w ścianę. Zdał sobie jednak sprawę, że... że nie jest w stanie ze spokojem... patrzeć na jego walkę z samym sobą. Jako hollow powinien potraktować go z pogardą... skąd więc uczucie, że nie może go zostawić samego?
Wściekły na siebie samego, na Kurosakiego - i z uczuciem, że coś ściska go od środka - usiadł na łóżku i, nie zważając na wszystkie podświadome i niekontrolowane przekazy, pewnie chwycił shinigami i przyciągnął do siebie. Jego ręce drżały i zdał sobie sprawę, że jego serce uderza bardzo szybko. Zacisnął szczęki, mocniej obejmując barki Kurosakiego i opierając się plecami o ścianę. Ciepło bijące z ciała shinigami było wręcz nieznośne, jego mięśnie drżały jak z wielkiego wysiłku. Sprawiał wrażenie, jakby miał się rozpaść.
Grimmjow trzymał go mocno.
W reiatsu Kurosakiego pobłyskiwały wspomnienia innych. Ciemna zieleń Ulquiorry, grafitowa szarość dziewczyny, szafir Quincy'ego - a nad tym wszystkim pusta czerń jego hollowa. Grimmjow uświadomił sobie, że Kurosaki przeżywa ostatnie starcie z Czwartym Espadą. Wszystko zaczynało nabierać sensu. Grimmjow nie znał szczegółów, jednak miewał sny, w których oglądał strzępy bitwy na dachu Las Noches. Zresztą, wtedy leżał na piasku tego samego Las Noches, usiłując zatrzymać przeciekające przez palce życie. Musiał być świadom, choćby cząstką balansującego na granicy śmierci umysłu, co się dzieje na kopule, nawet jeśli tego nie pamiętał. Pamiętał jednak czarne i puste reiatsu Kurosakiego, kiedy shinigami ostatecznie stał się hollowem, i pamiętał, jaką napełniło go to grozą. Pamiętał, że chciał wtedy wyć. Nawet teraz nie mógł powstrzymać drżenia. Kurosaki trząsł się w jego uścisku.
Grimmjow spojrzał na niego, choć z tej perspektywy widział tylko pomarańczową czuprynę i czubek nosa. Wydawało mu się jednak, że potrafi przeniknąć do jego wnętrza, co zresztą nie było trudne, biorąc pod uwagę, że emocje, uczucia i myśli Kurosakiego przenikały do otoczenia i nieprzerwanym potokiem wlewały się do świadomości ex-Espady. Grimmjow czuł, jakby zaraz miał zacząć zgrzytać zębami. Skupił się na rzeczywistości, wiedząc, że jest jedynym, który ma z nią jakiś kontakt. Skupił się na fizycznych doznaniach, usiłując zakotwiczyć się w chwili i miejscu. Musiał to zrobić, inaczej sam straciłby zmysły i byłoby po sprawie.
Trzymanie Kurosakiego w ramionach nie napawało go szczególną niechęcią - prawdę powiedziawszy, było bardziej komfortowe, niż mógł kiedykolwiek przypuszczać. Z niechęcią odnotował, że jest zaskoczony. Bliski kontakt jako taki dla niego nie istniał - a do tej pory jego jedyny kontakt z Kurosakim miał miejsce w przypadku walki. Nie spodziewał się, że dotyk może tak naturalny. Teraz, kiedy czuł drobną sylwetkę shinigami wszędzie na swoim ciele, musiał przyznać, że - pomijając ogólne okoliczności - jest to nawet przyj... Potrząsnął głową. W każdym razie po jakimś czasie nawet nienaturalne ciepło przestało go drażnić i nie miał już wrażenia, że za chwilę jego skóra wyparuje. Łatwiej było spełnić pierwotne postanowienie, że nie wypuści go z uścisku bez względu na wszystko. To te uczucia - przede wszystkim czarny cień, który wydawał się materializować i pochłaniać wszystko wokół - sprawiały, że tak bliski kontakt był wyczerpujący i obezwładniający. Nie zamierzał się jednak poddać.
Kurosaki jęknął, jego serce biło szaleńczym rytmem, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Grimmjow zacisnął powieki, kiedy uderzyła go kolejna fala energii. Pusta czerń przepleciona była rozpalonym do białości cierpieniem. Grimmjow skoncentrował się, jednocześnie jakąś frustracją napawała go świadomość, że... nic nie jest w stanie zrobić. Choć wszystko działo się tylko w głowie Kurosakiego, było dla niego równie rzeczywiste jak sam Grimmjow siedzący obok - a tak naprawdę bardziej rzeczywiste, bo z niczego innego nie zdawał sobie sprawy. W tej chwili przed jego oczami istniała jedynie ta rozpaczliwa walka, której przegrana oznaczała pogrążenie się w ciemności. Po chwili ostrożnej refleksji doszedł do wniosku, że
naprawdę chciałby coś zrobić - przed wszystkim dlatego, rzecz jasna, że był typem, który działa. Nienawidził takiego uczucia bezsilności - tymczasem nie miał najmniejszego wpływu na to, co przeżywał Kurosaki...
Miał ochotę uderzyć głową w ścianę za plecami dla orzeźwienia.
Znów na niego popatrzył. Zęby Kurosakiego zaczęły uderzać o siebie.
Grimmjowowi jakoś dopiero teraz do głowy przyszła rzecz oczywista: jak wiele musiała Kurosakiego kosztować zabawa w hollowa. Jaki Kurosaki był naprawdę? Wiedział przecież. Przypomniał sobie jego uśmiech - wcale nie udawany, teraz musiał to przyznać - jego szczere spojrzenie, irytujący instynkt chronienia wszystkich wokół. Wszystko, czego Grimmjow nie mógł w nim ścierpieć, ponieważ wydawało się tak obce od jego własnej rzeczywistości. Prawdziwa natura Kurosakiego była jasna, pogodna i łagodna. Grimmjow przełknął. Wiedział to od dawna, ale nie był w stanie tego uznać ani tym bardziej zrozumieć. Wojownik nie powinien być taki.
Hollow był zaprzeczeniem tego wszystkiego - był wymuszonym wejściem w ciemność i pogrążeniem się w pustce. Był szaleństwem, wymierzonym nie tylko we wrogów, ale i sprzymierzeńców.
Nic dziwnego, że jego serce wydawało się rozpadać na kawałki. Nic dziwnego, że cierpiał tak, że Grimmjow ledwo był w stanie wytrzymać jego dotyk. Zacisnął szczęki.
Poczuł coś na kształt niechętnego szacunku. Pierwszy raz w życiu.
Noc trwała. Grimmjow nie był w stanie powiedzieć, czy w sytuacji Kurosakiego cokolwiek się zmieniło. Wiedział natomiast, że jego ramiona zaczynają odczuwać skutki długotrwałego trzymania żywego ładunku, który może eksplodować w każdej chwili. To akurat martwiło go najmniej - miał dość siły, by robić to przez kilka kolejnych dni i nocy, gdyby było trzeba. Ze wściekłymi uderzeniami reiatsu też sobie poradzi, zarówno tej pustej czerni, jak i rozpalonej bieli - choć nie wiedział już sam, co było gorsze. Miał jednak nadzieję, że Kurosaki wreszcie się zmęczy i obudzi - albo zaśnie, albo cokolwiek. Dla dobra ich obu.
Dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie sprawę, że gdzieś zniknęło rozdrażnienie, jakie towarzyszyło mu przez cały dzień i osiągnęło kulminację w nocy. Zdziwił się. Okoliczności nie sprzyjały rozluźnieniu, a jednak tak czuł.
Kurosaki poruszył się gwałtowniej, jego dłonie wystrzeliły w powietrze, jakby chciał po coś sięgnąć. Grimmjow pochwycił je i przyciągnął z powrotem do drżącego ciała. Coś połaskotało go, jakby cień turkusu naznaczony purpurą. Wrażenie było tak lekkie, ledwo dostrzegalne w nawałnicy, z jaką ścierał się Kurosaki - a poprzez niego i Grimmjow - że dopiero po chwili zdał sobie sprawę z jego natury. Świadomość Kurosakiego musiała zahaczyć o wspomnienia jego innych bitew. Popatrzył na dłonie shinigami, które wciąż ściskał jedną ręką. Turkus mignął przed jego oczami po raz kolejny.
Poczuł ukłucie, którego nie potrafił zidentyfikować - a potem sobie przypomniał.
Kurosaki próbuje użyć swoich mocy hollowa, ale nie ma szans na powtórną rekonstrukcję maski. Grimmjow nie daje mu czasu na jakikolwiek atak. Silnym uderzeniem odrzuca go w tył i zanim shinigami jest się w stanie zorientować, ma unieruchomione ręce. Jego obie dłonie przebija zanpakutō Grimmjowa, pewnie osadzony w ziemi. Kurosaki nie ma szans się poruszyć.
Grimmjow pamiętał triumf, jaki wówczas czuł. Upojenie zwycięstwem i przygotowanie do ostatecznego końca, kiedy jego przeciwnik, pokonany i złamany, poniesie zasłużoną karę za swoją słabość. Teraz to wspomnienie nie wywoływało w nim żadnej radości.
Znów coś ścisnęło jego wnętrze i zastanowił się nad tym wrażeniem, gdyż nie było przyjemne. Było zupełnie inne niż napływające od Kurosakiego emocje, ponieważ należało do niego samego i w nim samym miało swoje źródło. Ponownie przypomniał sobie twarz Kurosakiego, kiedy shinigami klęczał przed nim, niezdolny wykonać żadnego gestu, z szeroko otwartymi oczami, zaskoczony, wstrząśnięty, choć jeszcze nie zdążył poczuć strachu. Ukłucie w okolicy widmowego serca było faktem. Wspomnienie - samo wspomnienie! - cierpienia Kurosakiego napełniało go... smutkiem? Żalem? Zwłaszcza cierpienie, które sam na niego sprowadził, choć jeszcze nie tak dawno temu wydawało się największą rozkoszą.
Teraz nie mógł powstrzymać innych fragmentów pamięci, które podsuwały mu przed oczy kolejne wydarzenia, cały film jego starć z Kurosakim. I każdy raz, kiedy wymierzył przeciw niemu swoją siłę. Nigdy się nad tym nie zastanawiał - teraz nie mógł tego od siebie odsunąć.
Bolało.
Odczuwał ból na myśl o tym, że go skrzywdził.
Z zaskoczenia niemal wypuścił Kurosakiego, ale konwulsyjny ruch jego barków w ostatniej chwili pozwolił mu opanować sytuację. Kurosaki przysunął się bliżej, po raz pierwszy tej nocy. Grimmjow wciągnął głęboko powietrze, patrząc na nieprzytomnego shinigami. Nawet nie zdawał sobie sprawy, kto przy nim jest - a jednak przycisnął się bliżej, jakby w poszukiwaniu... oparcia? Pomocy? Grimmjow przełknął. Coś się zmieniło, uświadomił sobie. Atmosfera w pokoju była jakby bardziej żywa - wciąż pulsowała gwałtownie, niemal przebijając bębenki uszu, jednak dusząca i pochłaniająca wszystko czerń wydawała się blednąć. Grimmjow stwierdził, że Kurosaki trochę się uspokoił.
Jego serce podskoczyło. Z ulgi.
Miał ochotę prychnąć, ale szkoda mu było sił.
Objął Kurosakiego mocniej i przycisnął twarz do jego włosów, w jednej chwili zdając sobie sprawę. Terapia wstrząsowa raz na jakiś czas dobrze robi, pomyślał z drwiną, usiłując uspokoić szalone bicie serca. Gdyby kierował się dawnym strachem, uciekłby - ale teraz nie mógł uciec, musiał więc zaakceptować. Wszystko zaczęło się układać w logiczną całość.
Może kiedyś nienawidził Kurosakiego - może jeszcze godzinę temu - za nic i za wszystko. Może trwał w poczuciu tej nienawiści, bo była ostatnim, co mu pozostało z dawnego życia. Może nie był w stanie przyjąć zaproszenia do nowego świata - wyciągniętej ręki i uśmiechu. Oczywiście, że nie mógł. Nawet jeśli podświadomie nie pragnął niczego więcej, jak przyjąć tę rękę i ten uśmiech. Nie mógł. Przede wszystkim bał się, że przestanie być sobą i stanie się kimś innym, słabym i zależnym, kogo nie będzie potrafił szanować.
Teraz to nie miało znaczenia. Jego świat się rozpadł, a Kurosaki Ichigo był jedynym, kto mógł go w nowy świat wprowadzić - i, tak naprawdę, już to zrobił.
Grimmjow poczuł ciepło rozprzestrzeniające się w jego wnętrzu. Był przerażony, był roztrzęsiony - ale gdzieś ponad tym wszystkim rozlewał się spokój. Jakby nagle otworzył oczy i ujrzał prawdziwe słońce. Nie potrzebował słońca, by kroczyć w ciemności - potrzebował go, by iść przed siebie w nowym świecie. Po raz pierwszy świadomie odczuł wdzięczność - która przecież była w nim od dawna. I to pragnienie, by być przy nim - jedno z najprawdziwszych uczuć, jakie kiedykolwiek żywił.
To było dobre uczucie. Nie czuł się z nim kimś zupełnie innym. Nie czuł się słaby i zależny. Czuł się... dobrze. I kompletnie.
Uśmiechnął się do siebie, nikt go przecież nie widział.
Nie mógł go nienawidzić. Teraz, w tej chwili szczerości z samym sobą, zrozumiał, jak bardzo bezsensowna była jego niechęć. W ciemności - bardzo dogodnie - widział tylko to, co chciał widzieć. Bezkrytycznie odrzucał to, co odbijało się w oczach Kurosakiego: prawdziwe ja Grimmjowa Jaegerjaqueza. Po tym jego idealnym spojrzeniu poznawał, głęboko w sobie, że zasługuje tylko na litość. Nie mógł ścierpieć chodzącej doskonałości, bo czuł, że nie jest w stanie się do niej zbliżyć. Celowo izolował się i wznosił kolejne bariery, choć tak naprawdę...
Potrzeba było rzucić Kurosakiego w hollowiczne szaleństwo, by Grimmjow zdał sobie sprawę ze swojej głupoty. By zrozumiał, że Kurosaki był kimś, kto potrafi cierpieć, bać się i potrzebować pomocy.
Nie mógł nienawidzić kogoś, kto szukał u niego pociechy.
Nie chciał, by cierpiał - i zaraz przyszła myśl, że nie może nic poradzić. Jego głupie serce, które kazało mu się troszczyć o innych - ta jego siła - było też jego największą słabością. Grimmjow westchnął w poczuciu bezsilności, wiedząc, że prędzej czy później Kurosaki znów wyruszy na jakąś krucjatę, by bronić bliskich, bo inaczej nie potrafił. Wiedział też inną rzecz: że on sam prędzej umrze, niż przysporzy mu cierpienia. Kurosaki nie zasługiwał na to - tego Grimmjow był pewien po tej nocy, kiedy jego ból stał się na chwilę jego własnym.
Pod pewnymi względami byli bardziej podobni, niż kiedykolwiek mógł to zakładać. Grimmjow pomyślał jednak, że woli pozostać jedynym hollowem. Kurosaki był shinigami. Tak było naturalnie.
- To nie byłem ja - wyszeptał Kurosaki.
- Wiem, że nie byłeś - odpowiedział równie szeptem Grimmjow.
Kurosaki westchnął, rozluźniając się. Grimmjow uświadomił sobie, że wszystko się uspokoiło. Reiatsu Kurosakiego pulsowało spokojnym błękitem. Duchy przeszłości zniknęły, a wraz z nimi ból i rozpacz.
Za oknem zagrzmiało. W następnej chwili deszcz siekł już o okno. Gniewna nawałnica zarzuciła swój płaszcz na zduszoną Karakurę.
Kurosaki Ichigo spał spokojnie w jego objęciach.
- Dobrej nocy - wyszeptał Grimmjow w jego włosy, zamykając oczy.
Krople uderzały o parapet najpiękniejszą kołysanką.
[30.5.2010]