eudialyte




- Nagare-saaaan!

Wysoka, szczupła kobieta zatrzymała się poirytowana. Odwróciła się gwałtownie, a jej oryginalne kucyki w liczbie trzech zafurkotały w powietrzu i opadły na plecy. Ichiro po raz kolejny stwierdził, że nigdy nie widział włosów o tak intensywnej, ognistej czerwieni. Ale też nigdy wcześniej nie spotkał kobiety podobnej do Yuji Nagare.

- O co chodzi? - Jej głos ciął jak stalowe ostrze, ale dla Ichiro brzmiał słodko jak muzyka.

- Nagare-san - Musiał gonić za nią przez pół instytutu, by w końcu raczyła się zatrzymać, toteż ciężko mu było złapać oddech.

Spojrzała na niego. Oczy miała tylko o ton jaśniejsze od włosów. Ichiro nie przypuszczał, by ognisty kolor mógł mieć odcień lodu, ale taki właśnie był jej wzrok. Pełen pogardy. Ale miał nadzieję... wierzył, że kiedyś oczy te spojrzą na niego cieplej.

- Jeśli chodzi o pańskie zaproszenie, to dziś niestety też jestem zajęta.

- Nie... nie... - protestował zarumieniony. - Profesor prosi panią do gabinetu.

Jej oczy zalśniły. Wyminęła go bez słowa i zniknęła po drugiej stronie korytarza. Odprowadził spojrzeniem jej zgrabną sylwetkę w białym fartuchu. Westchnął. Była doskonała.

- A na kolację... Zaczekam - powiedział cicho.



Obcasy jej butów stukały o posadzkę, ale w gwarze, jaki codziennie panował w instytucie, dźwięk ten był niesłyszalny. A więc w końcu pan profesor Shinokawa zdecydował się na rozmowę z nią. To bardzo miło z jego strony.

Idąc przez korytarze, nie zwracała uwagi na mijających ją ludzi, wszyscy wydawali jej się tacy sami. Ich twarze zlewały się w jedno, nic dla niej nie znaczyli. Nawet ten biedny Ichiro Kawashi. Myślał, że będzie zadawać się z takim zerem. Nie miała na to żadnej ochoty, ale niestety sam profesor przydzielił go jej jako głównego asystenta. A ten, zamiast skupiać się na badaniach, usiłował wciąż i wciąż umówić się z nią. Jakby nie wiedział, że jej mężczyźni w ogóle nie interesowali. Dla niej liczyła się tylko i wyłącznie nauka.

Od najmłodszych lat pasjonowała się naukami ścisłymi. W szkole podstawowej, a później w liceum daleko w tyle zostawiała swoich kolegów i koleżanki, jeśli chodzi tak o wiedzę jak i stopnie. Zresztą skończyła obie te szkoły o wiele wcześniej niż jej rówieśnicy. Na studia dostała się w wieku piętnastu lat, a studiowała chemię. Już na pierwszym roku dobrała sobie fizykę jako drugi fakultet. Mając 18 lat, posiadała już dyplomy z obu tych przedmiotów - przy ilorazie 400 nie miała żadnych trudności z opanowaniem materiału, ale wciąż było jej mało. Postanowiła więc studiować jeszcze mikrobiologię i genetykę, z których dyplomy uzyskała dwa lata później. W wieku lat dwudziestu czterech miała dwa tytuły doktorskie i to właśnie wtedy profesor Wataru Shinokawa zatrudnił ją w swoim instytucie, od razu mianując ją swoją zastępczynią. Miała więc władzę nad całą rzeszą ludzi i dostęp do wielu informacji. Ale dla niej najważniejsze było, że może poświęcić się całkowicie swoim ukochanym badaniom z zakresu tego, co ją najbardziej interesowało. Na początku bardzo ją to ekscytowało - stawiała sobie coraz to nowe cele i z coraz to większą radością je osiągała - nie było dla niej problemu, którego nie potrafiłaby rozwiązać. Ale po jakimś czasie i to przestało jej wystarczać. Najbardziej denerwował ją fakt, że gros jej osiągnięć profesor przypisywał sobie albo przedstawiał na równi z pracą całego instytutu. Dlatego z coraz większą niecierpliwością czekała na moment, gdy profesor przejdzie na zasłużoną emeryturę, a ją mianuje kierownikiem całości. Profesor był już stary i rzeczywiście od czasu do czasu coś tam przebąkiwał pod nosem, ale jeszcze żadnej konkretnej decyzji nie podjął.

To wszystko łącznie z denerwującym zachowaniem Ichiro wprawiało Yuji w irytację. Ale teraz profesor prosił ją na oficjalną rozmowę, miał jej więc do zakomunikowania coś bardzo ważnego. W końcu uznał, że jego współpracownica po trzech latach owocnych badań nadaje się, by przejąć jego stanowisko. Yuji uśmiechnęła się, ale uśmiech ten - lodowato pogardliwy - nie sięgnął oczu. Wkrótce będzie panią tego instytutu. Już niedługo cały instytut będzie pod jej stopami.

Nacisnęła klamkę do gabinetu profesora. Drzwi otwarły się bezszelestnie.



- I co o tym sądzisz? - Profesor odwrócił się od okna i spojrzał na nią.

Yuji siedziała jak porażona. Ostatnie pół godziny było największym koszmarem w jej życiu. Profesor przedstawił jej swój projekt zmian, który niezupełnie pokrywał się z jej planami, a właściwie całkowicie je wykluczał. Naukowiec istotnie wybierał się na emeryturę i istotnie chciał mianować nowego kierownika. Problem był jedynie taki, że na stanowisko to upatrzył sobie... Ichiro Kawashi.

- Ale... dlaczego Ichiro? - zdołała w końcu wyjąkać.

- Pod twoim okiem poczynił znaczne postępy. Poza tym jest to naprawdę wybitny umysł, który ma szansę zdobyć rozgłos w całym świecie.

- A co w takim razie ze mną? - spytała.

Profesor obrzucił ją ojcowskim spojrzeniem.

- Ty pozostaniesz na swoim stanowisku i swoją radą i wsparciem będziesz służyła Ichiro, gdy będzie tego potrzebował - odparł gładko.

Ma służyć pod Ichiro?!!! Nigdy w życiu! Dla kogoś innego taka sytuacja byłaby może wygodna - kierować z ukrycia - ale nie dla niej. Ona chciała, by jej nazwisko widniało na wszystkich dokumentach i we wszystkich publikacjach. Ona jedyna była przecież tego godna - zastąpić profesora Wataru Shinokawę. Zresztą już dawno go prześcignęła, tak wiedzą jak i umiejętnościami.

- Ale myślałam, że ja...

- Myślałaś, że to ty zostaniesz moją następczynią? Yuji, dziecko, przecież wiesz, że stanowisko kierownika zawsze należało do mężczyzn. Nie mogę łamać tyloletniej tradycji...

Yuji otworzyła szerzej oczy. Brakowało jej słów, by wyrazić to, co czuła. Co za męska, szowinistyczna świnia! Nie liczyła się dla niego jej wiedza, ale to, że byłą kobietą. Od samego początku nie planował dla niej najwyższego stanowiska. Powinna była się tego domyślić - w takim kraju jak Japonia...

- Więc co myślisz o tej sprawie? - spytał znów.

- Uważam, że to doskonały pomysł - odpowiedziała bezbarwnym głosem.

Wstała z fotela.

- Proszę mi wybaczyć.

Skierowała się ku drzwiom. W progu zatrzymała się jeszcze na moment i chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Słowa nie miały sensu.



Yuji nigdy nie nadużywała alkoholu, toteż i tym razem nie wpadł jej do głowy ten sposób pocieszania się. Choć przez pierwsze kilka godzin czuła się, jakby ktoś uderzył ją obuchem, i nie wiedziała, w jaki sposób dostała się do domu, to wkrótce odzyskała dawny, wewnętrzny spokój.

"Pożałujesz tego, Shinokawa. Pożałujesz."

Ale nagle naszła ją ochota, by rzucić to wszystko w kąt i wyjechać gdzieś daleko - najdalej od Japonii. By zacząć wszystko od nowa - w innym miejscu i wśród innych ludzi...

"Ale Yuji Nagare nie ucieka" powiedziała sobie. Stał przed nią kolejny problem - jak najlepiej i najdotkliwiej zemścić się na Shinokawie za to, co jej zrobił. Za te trzy zmarnowane lata pracy w jego instytucie. A ona uwielbiała wyzwania. Gdy więc tylko wzięła gorący prysznic - na zmycie z siebie całego dnia - zasiadła do komputera. Miała w nim wszystkie dane o instytucie - od tematów badań i spraw finansowych po kontrolę wywozu odpadków i zatrudnienia sprzątaczek. A w rękach osoby inteligentnej ponad przeciętną miarę mogły one stać się one śmiertelnie groźną bronią. Zwłaszcza w rękach osoby tak zdesperowanej jak ona sama.

"To stanowisko należało się właśnie mnie!" Jej palce przebiegały z błyskawiczną prędkością po klawiaturze. "Pracowałam na nie przez trzy lata!"

Nagle komputer zasygnalizował przyjęcie poczty. Nie miała ochoty odrywać się od pracy, ale postanowiła nie ignorować wiadomości.

Mam dla ciebie propozycję - pojawiło się na ekranie.

Zmarszczyła brwi. Nie był to nikt, kogo znała. Kto więc mógł złamać zabezpieczenia i nawiązać z nią kontakt?

Kim jesteś?

Wiem o tobie wszystko.

Zaciekawienie było jedynym uczuciem, jakiego doznała.

Chcę nawiązać z tobą współpracę.

Uśmiechnęła się ironicznie.

O co chodzi? Nie mam czasu?

Wiem, jesteś zajęta zemstą.

Uśmiech zniknął z jej twarzy. Ten ktoś był naprawdę dobrze poinformowany.

Nie chcę poruszać tego tematu. Słucham twojej propozycji.

Jeśli odejdziesz z instytutu, Shinokawa postara się, byś nigdzie nie znalazła zatrudnienia. Wbrew pozorom nie jest jeszcze tak zniedołężniały i bardzo wielu ludzi liczy się z jego zdaniem. Jest szanowany w szerokich kręgach.

Nie szkodzi. I tak się zemszczę. Nie przeszkodzisz mi.

Nie mam takiego zamiaru, wręcz przeciwnie.

O, to robiło się ciekawe.

Co masz na myśli?

Mogę ci pomóc. Mogę dostarczyć ci środki na twoje działania.

Uważasz, że sama sobie nie poradzę?

Absolutnie nie. Ale z moją pomocą twoja zemsta będzie doskonała.

Dlaczego tak ci na tym zależy?

Zależy? Nic mnie to nie obchodzi. Chcę tylko, byś dla mnie pracowała.

Nawet nie wiem, kim jesteś.

Wkrótce się dowiesz.

Lubisz zagadki? To dobrze, ja też.

Jak każdy geniusz.

Nie pochlebiaj sobie. Jaki rodzaj pracy masz na myśli?

Oczywiście pracę naukową - badania z zakresu chemii, fizyki i mikrobiologii. I genetyki. Przecież to twoja specjalność.

Co konkretnie?

Prace nad stworzeniem nowego gatunku istoty inteligentnej.

Chyba żartujesz.

O mało się nie roześmiała.

Mam odpowiednie środki. Reszta należy do ciebie.

Zastanowiła się. Taki eksperyment niezaprzeczalnie był wyzwaniem. Dlaczego nie miałaby spróbować? Zawsze udawało jej się to, czego się podejmowała.

Muszę to przemyśleć - napisała, choć już podjęła decyzję.

Oczywiście. Ale może moglibyśmy się spotkać?

O nie, kolejny napaleniec...

Czemu nie? - napisała wbrew osobie.

Doskonale. Co powiesz na Toshuden?

Toshuden? Najdroższa restauracja w Tokio...

Kiedy?

Jutro o dziewiętnastej? Przyślę po ciebie limuzynę.

Wspaniale. Czy teraz powiesz mi, kim jesteś?

Souichi Tomoe. Profesor Souichi Tomoe.

Rozłączył się.

Profesor Souichi Tomoe? Ten profesor Souichi Tomoe? To niemożliwe. Choć właściwi... Czemu nie? Zdjęła okulary i oparła się o krzesło. Profesor Tomoe miał do niej interes... Interesujące.

O Souichim Tomoe słyszał każdy w naukowym światku. Swego czasu był on bardzo znaną postacią. Prowadził badania w zakresie inżynierii genetycznej. Ale za dokonywanie eksperymentów powszechnie uważanych za niedozwolone został publicznie potępiony i wykluczony ze stowarzyszeń naukowych. Yuji prychnęła. "Powszechnie uważanych za niedozwolone..." Dla dobra nauki nie ma nic niedozwolonego. W każdym razie o profesorze przestało być głośno. Może jedynie z powodu wypadku, jaki miał miejsce w jednym z laboratoriów, gdy zginęła jego żona. A teraz profesor Tomoe potrzebuje jej pomocy... Tak, to mogło być bardzo ciekawe.



- I co o tym sądzisz?

Yuji popatrzyła na siedzącego naprzeciw niej mężczyznę. Profesor Tomoe był bardzo przystojnym mężczyzną, nawet pomimo braku prawego oka, które stracił był w owym tragicznym wypadku. Na spotkanie zjawił się ubrany w biały garnitur. Zresztą, jak później miała się dowiedzieć, biały był jego ulubionym kolorem. Włosy też miał prawie białe, a oczy... oko bladoniebieskie. Patrzyło z absolutnym lekceważeniem.

Yuji złożyła na pół trzymaną w dłoniach serwetkę.

- Wszystko to pięknie, ale nie powiedziałeś mi jeszcze, na jakim konkretnie stanowisku miałabym pracować.

Profesor uśmiechnął się.

- Byłabyś kierowniczką własnego zespołu, podlegającego jedynie mnie. Nie, nie masz co liczyć na stanowisko zwierzchnika całej organizacji - nie, póki ja żyję. Poza tym miałabyś wolną rękę.

Yuji zamyśliła się.

- I to wszystko ot tak sobie? - spytała z niedowierzaniem.

Teraz dowie się, czego profesor chce w zamian.

- Tak. Ale najpierw musisz przejść test.

Jej oczy zmrużyły się.

- Wiem, że jesteś geniuszką, ale i tak chcę cię najpierw wypróbować. - Mężczyzna pochylił się i oparł łokciami o stolik. - Bo nie potrzebuję bezużytecznych pracowników.

Pochyliła się identycznie jak on. Teraz ich twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. Poczuł wyraźnie mocny zapach jej perfum i delikatną woń jej szminki o barwie koralu.

- Co mam zrobić? - zapytała, odsłaniając perłowe zęby.

- To zagadka, test na inteligencję. Poszukuję trzech osób. Na podstawie pewnych danych musisz je zlokalizować.

Nawet nie mrugnęła okiem.

- Wiem, że sobie poradzisz - powiedział cicho profesor.



Mrok spowija korytarz. W ciemności można dosłyszeć ciche popiskiwanie szczurów, a ciemność ta jest niemal absolutna. Jedynie zza półprzymkniętych drzwi sączy się blada poświata. Wchodząc do wnętrza pokoju, można zauważyć, jak przy komputerze siedzi szczupła postać w białym fartuchu. To kobieta. Jej ognistoczerwone włosy związane są luźno w trzy kucyki, z których jeden opada obok twarzy i zwiesza się nad klawiaturą. Po klawiaturze przebiegają szczupłe palce, dzięki którym na ekranie ukazują się coraz to nowe dane. Światło ekranu pada na twarz kobiety. Wąskie usta, mały nos, a zza okularów patrzą oczy barwy czerwieni, oczy, które nie znają słowa porażka, w których zawsze odbija się nieugiętość i wola walki.

I nagle na ekranie pojawiają się dwie postacie. Kobieta odchyla się na krześle, a jej usta rozciągają się w złowieszczym uśmiechu.

- A więc to one?

Po godzinie w czyimś mieszkaniu rozlega się dzwonek telefonu, a potem włącza się automatyczna sekretarka.

- Mówi Eudialyte. Wreszcie wiem, kto jest posiadaczem Talizmanu...




[4.09.1999]



back