gra




Od autorki: Wciąż nie slash.





Shinsuke nigdy się nie upija, ale nie ma to znaczenia, ponieważ na trzeźwo jest zdolny do rzeczy, od których Bansaia boli głowa - również na trzeźwo. Po tym chyba rozróżnia się szaleńca od kogoś, kto zaledwie na chwilę postradał zmysły za sprawą używek, prawda? Choć Bansai - nawet jeśli na psychiatrii zna się tyle, ile na rąbaniu drzewa w północnych lasach - ma wrażenie, że także rzekome szaleństwo Shinsuke jest tak naprawdę grą. I, co gorsza, Shinsuke tak naprawdę nie zna jej zasad. Bansai nigdy nie wie, czego może się po nim spodziewać, bo Shinsuke sam zdaje się tego nie wiedzieć.

Jak na przykład teraz. Wypili trochę sake, pobrzdąkali na shamisenach, omówili jeszcze jeden plan zniszczenia świata - ot kolejny ich zupełnie normalny wieczór, który nie wróży niczego niezwyczajnego. Tymczasem Shinsuke odchodzi od okna, przez które jakiś czas wyglądał, i siada obok Bansaia - tylko po to, by zaraz odwrócić się w jego stronę, wsunąć jedną dłoń pod kołnierz jego płaszcza i z jakiś nierozumnym uśmiechem wpatrywać się w jego usta. Bansai sztywnieje, przede wszystkim z zaskoczenia niż czego innego, a wtedy Shinsuke przysuwa twarz bliżej... i Bansai w ostatniej chwili uświadamia sobie, do czego zaraz dojdzie.

- Mogę zawołać Matako - mówi. - Albo posłać do Shimabary po jakąś dziwkę.

Trzask!

Szybkość Shinsuke nigdy nie przestaje go zaskakiwać - ale on sam nie jest jego prawą ręką dla pięknych oczu czy doskonałego słuchu i zanim dosięgnie go drugi policzek, do którego Shinsuke już się zamierzył, łapie jego obie dłonie i unieruchamia. Shinsuke przez chwilę usiłuje się wyrwać, ale nie daje rady i jego opór słabnie. Wbija spojrzenie jedynego oka w Bansaia, a Bansai czuje, że kręci mu się w głowie, bo wzrok Shinsuke zawiera w sobie tak wiele wrażeń, emocji i uczuć, że niemożliwym jest, by jeden człowiek był w stanie pomieścić je wszystkie i nie oszaleć. Gniew, wściekłość, zawód, rozczarowanie, porzucenie, tęsknota, determinacja, rozpacz, ból...

Shinsuke już się nie uśmiecha. Na jego twarzy pojawia się - jakże niecodzienny - wyraz zagubienia. Pochyla głowę i opiera czoło o pierś Bansaia. Jakby zupełnie stracił siły - i to wrażenie jest o wiele dziwniejsze od wcześniejszego. Bansai wypuszcza jego dłonie, które bezwładnie opadają na matę. Jeszcze przed chwilą był zdobywcą, a teraz wydaje się, jakby byle podmuch wiatru miał go unieść ze sobą.

Po chwili wahania Bansai niezgrabnie (jest przecież samurajem i muzykiem, przyzwyczajonym do obsługi miecza oraz shamisenu, nie ludzi) obejmuje jego barki - takie szczupłe - ale żadnej reakcji nie ma. Shinsuke już śpi. Jego ciało osuwa się w dół, więc Bansai jedynie pomaga mu ułożyć się nieco wygodniej, żeby nie musiał budzić się z bólem szyi. Odpędza od siebie myśli o pielęgnowaniu dzieciaków, zwłaszcza starszych od siebie, jako zajęciu niegodnym wojownika i że tego nie było w kontrakcie... jednak tak naprawdę jego frustracja też jest udawana, bo, w gruncie rzeczy, nie ma nic przeciwko. Przecież nie mógłby go tak zostawić?

Rano Shinsuke niczego nie będzie pamiętać - i tak też jest dobrze: dzięki temu gra, której obaj są uczestnikami, nigdy nie będzie nudna.



[24.3.2013]



back