hogwarts' love story
Od autorki: Jeszcze rok temu nie byłam wielbicielką J.K.Rowling ani jej twórczości. Nawet po przeczytaniu pięciu części HP nie zgadzałam się z tymi, którzy mnie tym mianem określali. Za wiele miałam zastrzeżeń do tej historii. Na początku z całego świata 'Harry'ego Pottera' moją uwagę zwróciła jedna osoba: Severus Snape. I to właściwie dzięki reżyserowi, Chrisowi Columbusowi. Z żałosnego i niezrównoważonego sadysty-psychopaty (sorry, Rowling) Chris stworzył niesamowicie fascynującą, obdarzoną wielką klasą i oddziałującą na zmysły postać. Niewątpliwa w tym pewnie zasługa Alana Rickmana. Właśnie na interpretacji Columbusa oparłam moje wyobrażenie o profesorze, oczywiście, nie odcinając się od wersji książkowej. Faktem jest, że po przeczytaniu części IV i V ciut zmieniłam zdanie.
Uwaga fabularna: poniższy tekst to nędzne romansidło i wyciskacz łez.
Uwaga techniczna: nie jestem specem od dłuższych form literackich - czyli takich na więcej niż 10 stron rękopisu. To miało ponad 40... Zdecydowanie lepiej wychodzą mi krótkie utworki (jak zdecydowana większość na tej stronie. Sami możecie ocenić.). Musiałam jednak napisać TO. Wyszło, co wyszło - fatalna narracja, kiepskie rozciągnięcie w czasie, a o dialogach nawet nie wiem, co myśleć...
Uwaga końcowa: poniższy tekst pisałam przed zapoznaniem się z czwartą częścią przygód Małego Czarodzieja, że o piątej nie wspomnę. Z wszelkich rozbieżności czuję się usprawiedliwiona, a za wszelkie podobieństwa... Cóż, kobieca intuicja...
Tym, Których Trzeba Kochać
Dziś dzieci znów dokuczały Severusowi. Powiedziała mi o tym Agnes. Zaczęło się na lekcji transmutacji. Profesor McGonagall zadała uczniom, by zmieniły jaszczurki w węże. Oczywiście Severus poradził sobie najlepiej - przecież zawsze miał serce do tych stworzeń. Profesor nie zdążyła go jednak pochwalić, bo jego wąż zaatakował Parkera Daviesa. Agnes jest pewna, że to był przypadek, ja tak samo. Dzieci jednak uznały, że Severus zrobił to celowo. Wiedzą przecież, że chłopcy nie pałają ku sobie sympatią. Ale nie wierzę, by Severus chciał skrzywdzić kolegę - nawet jeśli się nie lubią. Po lekcji koledzy Parkera powiedzieli Severusowi, co o nim myślą, Agnes wszystko widziała. Nie odpowiedział im ani słowem, tylko popatrzył wymownie. Ale Agnes widziała też łzy w jego oczach, gdy skręcił za rogiem i ją minął. Biedny chłopiec...
Młoda kobieta oderwała wzrok od książki spoczywającej na jej kolanach i wyjrzała przez okno. "Kiedy ten pociąg pojedzie?" Popatrzyła na zegarek - 10:58. Na korytarzu było gwarno, ale jak dotąd nikt nie dosiadł się do jej przedziału. Większość uczniów Hogwartu przybywała do szkoły dokładnie na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego 1. września, ale było też wielu amatorów wcześniejszego podróżowania. Ona nie miała praktycznie większego wyboru: musiała być w Hogwarcie przynajmniej tydzień wcześniej. Westchnęła i znów pogrążyła się w lekturze. Pociąg ruszył.
Nie chciał ze mną rozmawiać. Jak wiele zmieniło się podczas tych kilku miesięcy! Może doszedł do wniosku, że głupotą lub czymś poniżającym jest zwierzanie się z sekretów i zmartwień starszej koleżance? A przecież zawsze ma we mnie przyjaciółkę... Odnoszę wrażenie, że temu chłopakowi wszystko w życiu idzie na opak. Zupełnie jakby ktoś rzucał mu ciągle kłody pod nogi.
- Przepraszam. Tu wolne?
Spojrzała w stronę głosu. Przez drzwi zaglądał jeden z uczniów, aczkolwiek wciąż jeszcze ubrany w mugolskie dżinsy i bluzę. Zza okrągłych okularów spoglądały bystre zielone oczy, a wszystko to i tak zakrywała wciąż osuwająca się na czoło grzywka.
- Proszę bardzo - odpowiedziała, przysuwają do siebie torebkę.
Chłopak wychylił się na korytarz i krzyknął:
- Ron! Znalazłem miejsca!
Usłyszała tupot nóg i do środka zajrzał rudowłosy i piegowaty młodzieniec, którego nie sposób było nie poznać. Niemal uśmiechnęła się - a więc Weasleyowie wciąż kształcą się w Hogwarcie... To dopiero rodzina z tradycjami...
- Dzień dobry - rzekł młody Weasley i wpakował torbę do przedziału. - A gdzie Hermiona, Harry?
Chłopiec nazwany Harrym wykrzywił się nieco, aczkolwiek w jego głosie pobrzmiewała sympatia:
- Wolała usiąść z dziewczynami. Ale znasz ją: zaraz pewnie tu przybiegnie i pochwali się, które podręczniki wkuła przez wakacje.
Ron Weasley wykrzywił się podobnie do kolegi.
- Jak co roku... Miło znów będzie zobaczyć Hogwart. W dodatku już bez Percy'ego...
- Taaak, to przyjemna perspektywa - Harry nie krył rozbawienia.
Chłopcy upakowali bagaże na półkach i wygodnie usadowili się naprzeciw dziewczyny. Obserwowała ich poczynania w milczeniu, ale z uwagą.
- Jesteście uczniami, prawda? - spytała. - W której klasie?
Ron dumnie wypiął pierś.
- Już w czwartej - odpowiedział.
- W tym roku będzie półmetek - dodał Harry. - Ten czas tak szybko leci... A przecież dopiero co jechałem do Hogwartu po raz pierwszy.
- Wtedy się poznaliśmy, pamiętasz?
- Jasne.
Wyjrzała przez okno. Pociąg nabierał prędkości, zostawiając za sobą przedmieścia Londynu. Budynki powoli ustępowały polom i łąkom. Niebo było cudownie błękitne - aż trudno uwierzyć, że lato się kończy. Co ona czuła, gdy po raz pierwszy jechała do Hogwartu? Niepokój. Ale i pewne podniecenie. Teraz, po tylu latach doznawała podobnych uczuć - ale z zupełnie innych powodów.
- Nazywam się Ronald Weasley - przedstawił się rudzielec. - Mów mi Ron - to mówiąc, wyciągnął rękę.
Spojrzała na chłopaka.
- Wiem. Młodszy brat Charliego i Billa. Dużo was jeszcze w Hogwarcie?
Chłopak zaczerwienił się i spuścił głowę.
- Och, przepraszam! Nie chciałam być niegrzeczna - powiedziała szybko, ściskając jego dłoń. - Bardzo miło mi cię poznać.
Ron rozjaśnił się.
- A to mój przyjaciel, Harry Potter - powiedział, wskazując na towarzysza. - Nasz wielki bohater.
Mrugnęła tylko. "Powinnam się była domyślić..." Harry uśmiechnął się z zażenowaniem.
- Ron, przestań... Bo się zaczerwienię.
- A ty, jak się nazywasz? I po co jedziesz do Hogwartu? - spytał Ron nieco obcesowo, aż Harry dał mu sójkę w bok.
Jednak dziewczyna nie obraziła się.
- Na razie możecie mówić na mnie Selena. A do Hogwartu jadę, bo... mam tam sprawę do załatwienia... - umilkła, zapatrzywszy się w widok za oknem.
Nie doczekali się niczego więcej, ale i nie interesowało ich to bardzo. W przedziale zapadła cisza i jedynym odgłosem był teraz stukot kół pociągu na torach. Hogwart Express gnał przed siebie z zawrotną prędkością - ale też miał do pokonania długą drogę. Harry i Ron długo nie wytrzymali w ciszy - wkrótce zaczęli rozmawiać, jednak nie na tyle głośno, by przeszkadzać towarzyszce podróży. Zauważyła, że od czasu do czasu rzucają jej ukradkowe spojrzenia, i uśmiechnęła się w duchu.
Hogwart wcale nie jest rajem na ziemi. Oczywiście, możemy się tutaj uczyć tego, co nas najbardziej interesuje i pociąga, ale jednocześnie coś tracimy. Tracimy taką normalną codzienność, jaka jest udziałem mugoli. Nie powiem, żebym za tym mocno tęskniła, ale czasami wydaje mi się, że brakuje mi tego: chodzenia na zakupy, spotkań się z normalnymi ludźmi, rozmów na nie-magiczne tematy. Tu, w Hogwarcie, panuje inna atmosfera. Nic nie jest zwyczajne - wszystko przesiąka duch magii. Nie każdy by tu wytrzymał. Dlatego wielu uczniów uważa się za bardziej wartościowych, co niby upoważnia ich do traktowanie innych z góry i postępowania według własnego upodobania. Szczególnie w Slytherinie znajdą się tacy, którzy lubią dokuczać innym. Ale i Gryffindor nie ma u siebie samych aniołków. Slytherin i Gryffindor zawsze ze sobą rywalizują, Hufflepuff i my, Ravenclaw, zostajemy trochę z boku. Nie wiem, czy słuszne jest takie dzielenie uczniów. Nie wiem jednak, czy istnieje jakaś możliwość zmiany. Kiedyś nie zwracałam na to uwagi, ale im jestem starsza, tym bardziej zaczynam dostrzegać pewne rzeczy. Najgorsze, że nawet między pierwszoklasistami panują nieprzyjazne stosunki...
- Cześć, chłopcy!!!
Drzwi rozsunęły się z impetem i do środka wpadła bardzo żywa, młoda osóbka z burzą orzechowych loków na głowie. Ron i Harry usiłowali okazywać bardzo umiarkowaną radość z jej przybycia, ale niezupełnie im się to udało - cieszyli się bardzo widoczne. Dziewczyna, nie czekając na zaproszenie, usiadła obok Seleny, lekko się tylko jej ukłoniwszy, po czym znów popatrzyła na chłopców.
- Jakże cieszę się, że zaczynamy nowy rok szkolny! Wyobrażacie sobie, że jesteśmy już w IV klasie?? Mnie tak trudno w to uwierzyć. Oczywiście, przeczytałam wszystkie książki - trajkotała, nie zauważając nawet, jak Ron znacząco mrugnął do Harry'ego. - Są po prostu fantastyczne. Choć muszę przyznać, że nie uczyłam się tego lata tak mocno jak poprzedniego. To wszystko wina... - umilkła, spojrzawszy na Rona. - A zresztą nic.
- Książki... - Ron podrapał się po głowie, zastanawiając się jednocześnie, co tym razem zrobił dziewczynie i co mogło oznaczać to podejrzane spojrzenie. - Dużo ich w tym roku. Gdy sobie pomyślę, że muszę to wszystko wkuć, włosy mi się jeżą.
- Nie będzie tak źle - pocieszył go Harry. - Pomyśl, ile już mamy za sobą.
- A niektórzy mają nawet w głowie - dodała chłodno dziewczyna.
- Daj spokój, Hermiona. Mamy wakacje - Harry próbował zmienić temat rozmowy, ale nie udało mu się to.
- W tym roku dochodzi nam kilka ciekawych przedmiotów - ciągnęła dziewczyna. - Prawdę mówiąc, nasze przedmioty zawsze są ciekawe.
- Nawet eliksiry? - Ron skrzywił się z niechęcią.
- Nawet eliksiry - uparła się Hermiona. - Ale posłuchajcie tylko - to mówiąc, wyjęła z kieszeni listę podręczników.
"Podstawy astrologii" Nicholas Acetabulus
"Jak odczytywać przyszłość z gwiazd" ten sam autor
- Miejmy nadzieję, że to nic w stylu Trelawney - Ron skrzywił się na samo wspomnienie. - "Harry! Widzę ponuraka! Umrzesz w tym roku!" - zaskrzeczał, udając nauczycielkę od wróżbiarstwa która przysporzyła im niemało strachu w ostatniej klasie.
Harry machnął tylko ręką, a Hermiona czytała dalej:
"Likier mocy - zaawansowane tworzenie eliksirów" Sangwinus Verus
- Bleee... Znów eliksiry?? - Ron nie krył rozpaczy. - Myślałem, że trzy lata tej udręki wystarczą! Ale może chociaż zmienią nam nauczyciela? - spytał z nadzieją.
- Nie liczyłbym na to - Harry również zmarkotniał. - Jak widać, eliksiry to przedmiot Numer 1 w Hogwarcie.
- No tak, tego dowiedzieliśmy się już w I klasie.
Hermiona patrzyła na nich podejrzliwie.
- Nie czytaliście nawet listy podręczników? - spytała.
Ron zarumienił się.
- Rodzice wszystko spakowali. Nawet nie zdążyłem przejrzeć... - próbował się usprawiedliwiać.
Hermiona nie odrzekła ani słowa, tylko wbiła wzrok w kartkę.
- O, to na pewno będzie ciekawe. Wiecie... nie, pewnie nie wiecie. Przez trzy lata uczyliśmy się podstaw zaklęć z Flitwickiem, ale teraz zajmiemy się urokami. To wyższa szkoła jazdy. - Jej oczy zabłysły.
- Miło by było - stwierdził Harry. - Lekcje z Flitwickiem to same nudy do tej pory.
"Podstawy rzucania uroków i przeciwzaklęcia" Magius Everglades
- Bardzo dobry podręcznik - dobiegł cichy głos spod okna.
Hermiona odwróciła się, jakby dopiero teraz zauważyła czwartą osobę w przedziale. Przez chwilę mierzyła nieznajomą wzrokiem, aż w końcu wyciągnęła rękę.
- Hermiona Granger, miło mi.
- Mnie również. Mam na imię Selena - odpowiedziała i wróciła do czytania.
Hermiona cały czas na nią patrzyła, a było to typowe kobiece spojrzenie taksujące drugą kobietę. Nieznajoma nie wydawała się przesadnie wysoka, raczej szczupła, co podkreślała czerń jej stroju. A ubrana była nadzwyczaj prosto - w golf i spodnie. Cerę miała bladą. Jej twarz w kształcie serca okalały proste, spadające na ramiona włosy w kolorze białego złota. Ale najdziwniejsze było spojrzenie jej błękitnozielonych oczu: wiecznie zamyślone. Jakby wciąż przebywała w zupełnie innym miejscu, rozwiązując zupełnie obce zagadki. Tak samo jej twarz - zawsze spokojna, praktycznie nieruchoma, bez śladów jakichkolwiek emocji. Jednocześnie kobieta ta całą sobą wyrażała olbrzymią inteligencję i rozwagę: gestami, ruchami i właśnie tym spojrzeniem, które w tej chwili śledziło drobne pismo jej lektury.
Severus nie jest najmilszym chłopcem. Ale też trudno mu się dziwić, że potrafi czasem - rzadko, bo rzadko - zareagować gniewem. Myślę, że gdybym miała takie dzieciństwo jak on, byłoby mi równie ciężko. A przecież jest tak niesamowicie inteligentny - wydaje mi się, że inni uczniowie po prostu go nie rozumieją, nie dorastają do jego poziomu. A to rodzi w nich agresję. Kiedyś wierzyłam, że dzieci w Hogwarcie są inne, ale teraz wiem, że są takie same jak wszędzie. Przecież moje pierwsze spotkanie z Severusem miało miejsce w tak przykrych okolicznościach. Dzieci powiedziały mu, że jest brzydki i że nie chcą go znać. Jak można być tak okrutnym? I czyja to wina? Może niczyja. Może to po prostu siedzi w nas samych? Nie tolerujemy odmienności, a to wyzwala siłę, by uderzyć. Severus siedział wtedy pod szkolnym murem, zaraz za cieplarnią pani Sprout i płakał. Myślał, że nikt go tam nie znajdzie. Powiedziałam mu, żeby się nie przejmował, żeby się nie poddawał. Żeby z każdego takiego wydarzenia czerpał dla siebie siłę. Może i miał te 11 lat, ale mnie zrozumiał - jestem tego pewna.
Ile to już czasu minęło? Pociąg niestrudzenie pędził na północ, a słońce zaczęło zaglądać do wagonu od zachodniej strony nieba. Hermiona znikła już jakiś czas temu, chłopcy chyba też wyszli na korytarz rozprostować kości. Oparła głowę o szybę i zamknęła oczy. Czy coś zmieniło się w Hogwarcie przez te lata? Czy cały czas uczniowie są szykanowani przez innych uczniów? Jakie miała podstawy, by mieć nadzieję? Gdyby wszyscy byli jak Ron Weasley i jego bracia...
Gdyby ktoś wszedł teraz do przedziału, bez wątpienia uznałby, że śpi. Jej pierś unosiła się powoli, a całe ciało nie drgnęło ani jednym ruchem. Jednak nie spała. Pozwalała, by słońce delikatnie ogrzewało jej twarz, a pociąg pieszczotliwie kołysał. Jeśli były jakieś pozamagiczne przyjemności, jakim ulegała, z całą pewnością zaliczała się do nich jazda pociągiem. A podróż Hogwart Expressem była wyjątkowa pod każdym względem. Nie tylko z uwagi na cel podróży...
Może rzeczywiście zasnęła na chwilę...? Gdy otworzyła oczy, słońce przesuwało się zdecydowanie ku horyzontowi.
- Za niecałą godzinę będziemy w Hogwarcie - oznajmił Harry z uśmiechem. - Mieliśmy nadzieję, że obudzisz się wcześniej.
Popatrzyła na niego z uwagą. "Harry Potter, bohater... Jeśli choć połowa z tego, co się o tobie mówi, jest prawdą..." Zmieniła pozycję i ponownie zagłębiła się w lekturze.
Severus nie jest ładny. Nawet nie szczupły, a chudy. Wierzę, że paniom kucharkom uda się przynajmniej to naprawić. Niski jak na swój wiek, ale to nie przesądza jeszcze o jego przyszłości. Twarz też ma chudą, przez co te jego czarne oczy wydają się jeszcze większe. Czarne włosy dodają swoje - zawsze takie postrzępione, jakby ten chłopiec nie umiał się porządnie uczesać. Ale te oczy... Człowiek, gdy w nie patrzy, odczuwa niepokój, bo potrafią wyrazić bardzo wiele. Czasem zdradzają wielką inteligencję, rzadko spotykaną - szczególnie w tym wieku. Czasem przenikają rozmówcę na wylot i, chcąc nie chcąc, osądzają go. Czasem - choć coraz rzadziej (Czy to dobrze?) - widać w jego oczach cierpienie i rozpacz, o wiele za ciężkie dla takiego małego chłopca. A czasem - co mnie przeraża - w jego oczach nie ma nic. Pustka, jakby we wnętrzu nic nie istniało. Jak będą te oczy spoglądać za kilka lat? Nie ulega wątpliwościom, że Severus stanie się kimś wielkim, wybitnym. Tylko w którą stronę się pokieruje? Żadnego autorytetu moralnego nigdy nie miał, a pod wpływem tego, co spotyka go w szkole... Czasem chciałabym nawet, by oddał swoim prześladowcom. By pokazał im, że tak się nie robi, że nie mają prawa. A jednocześnie boję się, że mógłby tak postąpić. Nie wiem, jak rozwiązać tę sytuację. Chyba pozostaje mi tylko czekać, co przyniesie czas.
Selena odwróciła kilka kartek.
Przestał się do mnie odzywać. Bardzo to boli, ale przecież nie mogę go do niczego zmuszać. Do tej pory myślałam, że cokolwiek dla niego znaczę, ale chyba postanowił traktować mnie jak wszystkich innych. Może to i lepiej? Może to wreszcie mu pomoże? Zauważyłam, że ostatnio nabrał sił - nie tylko fizycznych. Dzięki niemu Slytherin wywindował się na pierwsze miejsce w tabeli Domów. To nadzwyczaj zdolny chłopak, który bardzo zyskał w oczach nauczycieli. Prawdopodobnie jeden z najzdolniejszych uczniów w historii Hogwartu. Chyba nawet koledzy zaczęli go doceniać. Przynajmniej ci ze Slytherinu. Ale on już ich nie dostrzega. Potrzebował trzech lat, by zbudować wokół siebie mocny mur, przez który nic nie zdoła się przedrzeć i go zranić. Kucharki istotnie dokonały cudu i udało im się odżywić tego "stracha na wróble" - bo dokładnie tak wyglądał, gdy tu przybył. Podrósł trochę przez te trzy lata i wreszcie może patrzeć innym w oczy. Co nie przeszkadza mu również patrzeć na nich z góry. No i nauczył się uśmiechać... Nie, nie chcę pisać o tym uśmiechu. Dzieci wciąż mu dokuczają - szczególnie celuje w tym ta trójka z Gryffindoru: James Potter, Syriusz Black i Remus Lupin. Ale Severus nie zawraca już sobie nimi głowy. Nic nie może go dotknąć (Czy aby na pewno?). Patrzy na nich tylko z tym swoim uśmiechem. Zresztą rzadko zdarza mu się wpadać w ich pułapki - a ze względu na poparcie nauczycieli Trio nie ma poparcia ze strony kolegów z Gryffindoru, pozostaje im tylko droga ewentualnych podstępów. Ale Severus jest zbyt inteligentny, by dać się nabrać. Jak napisałam - mierzy ich tylko wzrokiem... jakby coś im obiecywał na przyszłość. To straszna myśl, Mildred. Nie zastanawiaj się nad tym.
Severus skończy w tym roku 14 lat i pójdzie do IV klasy. Ja kończę Hogwart i opuszczam to miejsce. Żałuję, że nie dowiem się, jak mu się ułożyło w życiu. Mam nadzieję, że dobrze.
Nabrał śmiałości do kobiet. Nie jest może Casanovą, ale przynajmniej nauczył się rozmawiać z ludźmi. Ostatnio coraz więcej czasu spędza z Lily Evans.
To był ostatni wpis. Zamknęła książkę i w tym momencie pociąg zatrzymał się. Ron i Harry pobiegli ku wyjściu, uprzednio spytawszy ją, czy mogą pomóc z bagażami. Ale ona miała tylko torebkę, więc uprzejmie im podziękowała. Siedziała jeszcze chwilę w przedziale, a gdy usłyszała, że tupot licznych nóg zmalał, wstała, narzuciła płaszcz i powoli wyszła z pociągu. Gdy już nie mogła patrzeć nigdzie indziej, zwróciła wzrok ku wspaniałej budowli Hogwartu, wznoszącej się dumnie nad otoczeniem. "Zapomniałam, jak tu jest pięknie..." W dolinie zapadał już zmrok, ale ostatnie promienie słońca igrały na wieżyczkach zamku. Wieczorny wiatr delikatnie poruszał proporcami, jakie zwieszały się z rozlicznych masztów. Było tak spokojnie i cicho. "Cieszę się, że znów tu jestem." Uśmiechnęła się do siebie samej i, owinąwszy się mocniej płaszczem, albowiem robiło się chłodno, podążyła za tłumkiem oddalającym się w kierunku Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Tydzień zleciał chłopcom, jak z bicza strzelił. Harry oddawał się głównie treningom quidditcha, zaś Ron uczestniczył w ostatnich wakacyjnych wariactwach swoich braci bliźniaków. Hermiona przesiadywała przez większość czasu w pustej jeszcze bibliotece, czego kompletnie nie mogli pojąć, ale wkrótce odkryli, że tym razem bynajmniej nie zgłębia książkowych tajników magii, a wypisuje długaśne listy. Do kogo - tego się nie dowiedzieli.
Nadszedł wreszcie dzień uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego. Wielka Sala lśniła kolorami Gryffindoru - złotem i szkarłatem - który po raz trzeci z rzędu zdobył Puchar Domów. Było gwarno, radośnie i podniośle - tylko Draco Malfoy siedział jak zwykle skwaszony. Pierwszoroczni - jak co roku - nie kryli swego niepokoju, co też czeka ich w tym nowym miejscu, ale reszta uczniów cieszyła się, że po dwóch miesiącach wakacji znów spotykają przyjaciół. Nauczyciele również - w większości - sprawiali wrażenie zadowolonych - jakby odsuwali od siebie myśl, że przed nimi kolejny rok ciężkiej pracy z wymagającą młodzieżą. Profesor Dumbledore wstał, by tradycyjnie powitać przybyłych i jak zwykle życzył wszystkim mile spędzonego czasu w Hogwarcie, po czym oddał głos profesor McGonagall. Pani profesor wstała i dostojnie wyprostowana obrzuciła zebranych spojrzeniem, które tak dobrze znali: tylko Minerwa McGonagall potrafiła patrzeć na swoją młodzież z surowością i matczyną dumą zarazem. Na wielu twarzach zagościły uśmiechy, a Fred i George Weasleyowie zerwali się z miejsc i zaczęli bić brawo. Wystarczyło, by pani profesor spojrzała na nich, a już usiedli w ciszy. Ale, na nieszczęście, dawno dowiedzieli się, że są ulubieńcami profesor McGonagall. Na nieszczęście dla niej samej.
- Witajcie, droga młodzieży. Cieszę się, że znów widzę wszystkich w komplecie. Mam nadzieję, że przez wakacje nabraliście sił do dalszej edukacji w dziedzinie magii i czarodziejstwa oraz że nie zapomnieliście wszystkiego, czego nauczyliście się do tej pory. Chcę w tym miejscu powtórzyć słowa profesora Dumbledore'a i życzyć wam wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku. Szczególne słowo kieruję do pierwszoklasistów - pamiętajcie, że zawsze macie oparcie w starszych kolegach, a w razie jakichkolwiek problemów i wątpliwości nie wahajcie się zgłaszać i pytać waszych prefektów albo mnie samej - jako osoby kierującej dydaktyką. Życzę wam, by Hogwart stał się drugim domem, w którym znajdziecie przyjaźń i sympatię...
Tu przerwał jej wybuch gromkich oklasków - już nie tylko ze strony Weasleyów. Harry obrzucił znaczącym spojrzeniem Draco Malfoya. Nie tylko "przyjaźń i sympatię", niestety. Profesor gestem dłoni uciszyła gromadę, albowiem miała coś jeszcze do zakomunikowania.
- Dwa słowa jeszcze i pozwolę wam jeść. Odszedł na emeryturę nasz szanowany profesor Flitwick, który przez wiele lat nauczał w Hogwarcie zaklęć i uroków...
W sali rozległ się jęk zawodu, ale profesor ciągnęła dalej:
- Na jego miejsce przyjęliśmy nowego nauczyciela. Miło mi przedstawić wam Selenę Everglades, doktor nauk magicznych i specjalistę w dziedzinie uroków - to mówiąc, wskazała na osobę siedzącą po jej prawej stronie.
Harry z Ronem nieledwie zdębieli. Inna sprawa, że nie przyglądali się dość uważni gronu nauczycielskiemu zasiadającemu za wielkim stołem na podwyższeniu. Na usprawiedliwienie Harry'ego można dodać, że jego wzrok idealny nigdy nie był, zaś Ron zajmował się głównie przeganianiem z sali swojej małej sówki, która uparła się towarzyszyć mu w uroczystości. Jakoś umknęła ich uwadze wnikliwa obserwacja pedagogów. Teraz jednak obaj wytrzeszczyli oczy, widząc, jak obok profesor McGonagall staje towarzyszka ich podróży do Hogwartu. Pani doktor?? Specjalista?? Ta dziewczyna?? A oni myśleli, że to któraś ze starszych uczennic. Teraz jednak - w szacie, jaka przysługiwała nauczycielom - widać było, że to ktoś poważniejszy niż uczeń. Choć i tak przy niektórych pedagogach - na przykład przy profesorze Snapie - wyglądała jak dziecko. To dlatego tak dziwnie się im przedstawiła: "Na razie możecie na mnie mówić Selena..." Istotnie, teraz będzie dla nich "panią doktor".
Nauczycielka poczekała, aż profesor McGonagall skończy swoje przemówienie, po czym ukłoniła się jej i zwróciła oczy na uczniów.
- Dziękuję pani profesor za tak miłe powitanie - na sali rozległ się jej miły acz cichy głos. - Istotnie będę was w tym roku nauczać teorii i praktyki zaklęć i uroków, a więc ich rzucania oraz ochrony przed nimi. Postaram się, by na moich lekcjach nikt się nie nudził, a także - byście dobrze nauczyli się tego przedmiotu.
- Dodam tylko - wtrąciła profesor McGonagall - że ojciec pani doktor, profesor Everglades, jest również wybitnym specjalistą w dziedzinie uroków, możecie więc być pewni, że jesteście w dobrych rękach.
Selena ukłoniła się lekko w stronę młodzieży i usiadła.
- Pewnie jakaś piła - wycedził przez zęby Ron do Harry'ego.
- Myślisz? - odszepnął Harry. - Wydaje się miła.
- Młodzi są najgorsi - z tymi swoimi ambicjami.
- Widzę, że masz duże doświadczenie w tych sprawach, Ron - odrzekł Harry z uśmiechem.
Jego przyjaciel zaczerwienił się.
- Popatrz, ani razu się nie uśmiechnęła. Jest tak samo ponura jak Snape. Pasowaliby do siebie...
Selena Everglades przybyła do Hogwartu, gdy miała 11 lat - jak zdecydowana większość uczniów. Jej ojciec, Magius Everglades, był już wtedy uznanym i szanowanym profesorem magii. Selena była jego oczkiem w głowie - może i dlatego, że jako jedyna z pięciorga dzieci odziedziczyła jego talent? Nie znaczy to, że Magius kochał pozostałe maleństwa mniej niż ją. Ubóstwiał je - tak samo jak swoją mugolską żonę Saini. A Selenie ustawiał zawsze wysoko poprzeczkę - ze względu na jej własne dobro. I tę poprzeczkę ona zawsze osiągała. Była nadzwyczaj inteligentnym i zdolnym dzieckiem, do tego cichym i spokojnym, i momentami jakby zupełnie biernym. Matka nie mogła się jej nachwalić, aczkolwiek często wzdychała, że jej najstarsza pociecha tak bardzo różni się od pozostałych dzieci. Gdy wreszcie przyszło zaproszenie z Hogwartu, cała rodzina odetchnęła z ulgą. Selena wreszcie miała okazję znaleźć się pośród ludzi jej podobnych, wreszcie mogła zacząć profesjonalną edukację w dziedzinie magii. Tytuł ojca bynajmniej niczego nie ułatwiał - nauczyciele Hogwartu byli mądrymi ludźmi i zawsze patrzyli na ucznia przez pryzmat jego własnych zasług i osiągnięć. Dziewczyna więc miała najdogodniejsze warunki do rozwoju swych umiejętności i czuła się pod tym względem idealnie.
Jednak nigdy w Hogwarcie nie znalazła przyjaciela czy choćby nawet bliskich znajomych. Jej charakter jakoś nie pozwalał innym zbliżać się do niej za bardzo, aczkolwiek dla nikogo nie była odpychająca. Może podświadomie izolowała się od innych i dawała im do zrozumienia, że woli być sama? Większość czasu spędzała w bibliotece, gdyż tam czuła się najlepiej - w ciszy i spokoju. Nie brała udziału w grach i zabawach rówieśników. Nie znaczy to , że uważała się za lepszą od nich - oni to wyczuwali i ostatecznie Selena stała się kimś, o kim zapomina się, gdy tylko zejdzie z oczu. To była dla niej najlepsza sytuacja. Uczyła się bardzo dobrze, bo ją po prostu interesowała magia i nauka sprawiała jej przyjemność. Wszyscy wokół wiedzieli o tym, więc uniknęła przykrego przezwiska "kujon". Zwłaszcza że dzięki niej Slytherin bogacił się w punkty i liderował klasyfikacji Domów.
Tak minął pierwszy, drugi i trzeci rok jej edukacji w Hogwarcie - wszystkie tak samo do siebie podobne. W czwartej klasie zdarzyło się coś, co odmieniło jej życie na dobre, choć zewnętrznie niczego nie dała po sobie poznać. W czwartej klasie w jej ręce wpadło coś, czego absolutnie nie powinna przeczytać. Nie był to żaden podręcznik czarnej magii, nic z tych rzeczy. Któregoś razu w jej pokoju pojawiła się - niczym prezent-niespodzianka - książeczka w czerwonej oprawie. Na pierwszej stronie małymi literami wypisane było
Mildred W. Shelley, Ravenclaw, 1967-1974. Selena z miejsca zorientowała się, że ma w swoich rękach czyjś pamiętnik, dziennik - uczennicy Hogwartu. Tej osoby od dobrych kilku lat nie było już w Hogwarcie, a Selena nie mogła zdecydować, co ma z tym fantem zrobić. Najwłaściwszą rzeczą byłoby odesłanie książeczki właścicielce, skoro tylko ustalono by, gdzie aktualnie przebywa. Ale Selena miała niejasne przeczucie, że skoro książka ta do niej trafiła, to tak miało być. Książki w Hogwarcie miały tę dziwną właściwość, że niejednokrotnie same szukały czytelnika, nie odwrotnie. Toteż po kilku tygodniach walki z samą sobą zabrała się za czytanie. Początkowo były to zwierzenia dziewczynki, która została przyjęta do Hogwartu: jej pierwsze przeżycia, radości, smutki, spostrzeżenia. Często nudziły one Selenę, więc odkładała książeczkę na półkę - tylko po to, by za jakiś czas do niej wrócić. W miarę upływu lat Mildred, autorka pamiętnika, dojrzewała, a jej uwagi stawały się coraz poważniejsze i doroślejsze. Selena zaczęła lubić Mildred - jakkolwiek dziwne by to nie było w zaistniałych okolicznościach. Miała wszak bardzo niewielkie szanse, by kiedykolwiek ją spotkać. A jednak poczuła sympatię do tej dziewczyny z Ravenclawu, która tak trafnie kreśliła obraz Hogwartu sprzed kilku-kilkunastu lat. I niewątpliwie miała talent literacki. Selena, czytając te zapiski, czuła, jakby choć trochę rekompensowały jej one brak kontaktu z rówieśnikami, do których naprawdę nie potrafiła się zbliżyć.
Agnes została przyjęta do Slytherinu. Rzadko zdarza się, by rodzeństwo umieszczano w różnych Domach, ale tak właśnie się stało. Dumna jestem z mojej siostrzyczki - wierzę, że zostanie kimś w przyszłości. Ja już jestem w IV klasie i czuję się w Ravenclawie nadzwyczaj dobrze. Trochę żal mi, że nie będę mogła widywać Agnes tak często, jak bym chciała, ale wiem, że poradzi sobie beze mnie. Tak jak ja bez niej...
Agnes opowiada, że ma w klasie dziwnego kolegę. Na imię ma Severus i wyraźnie stroni od rówieśników. Nie byłabym tego taka pewna. Dziś mignął mi na korytarzu - poznałam go od razu z opisu Agnes. Wygląda, jakby brak mu było pewności siebie. Chudy, zgarbiony... Takie dzieci wywołują agresję u silniejszych. Agnes wspominała, że zdarza się, że dzieci mu dokuczają. Nic im nie odpowiada, tylko stara się być jeszcze mniej widoczny. Mam nadzieję, że jednak dzieci go polubią. To przykre, gdy ma się wrogów. A dzieci potrafią być wyjątkowo okrutne.
Pamiętnik coraz częściej wypełniały uwagi na temat tego dziwnego chłopca imieniem Severus. Wyglądało, jakby Mildred znalazła wreszcie jakiś punkt uchwytu dla swoich przemyśleń. Wyglądało, jakby całą swoją percepcję skupiła na tym chłopcu. I wyraźnie przywiązała się do niego.
Kilka dni temu zrobiłam rzecz straszną. Gdy Severus akurat wypłakiwał mi się po kolejnym przykrym potraktowaniu go przez kolegów, powiedziałam coś, czego nie powinnam była mówić. "Podobno dzieci opowiadają jakieś okropne rzeczy o twoich rodzicach" rzuciłam jakby od niechcenia, ale od razu wiedziałam, że popełniłam błąd. Severus przestał płakać, tylko zrobił się jeszcze bledszy niż zazwyczaj i popatrzył na mnie przerażony. Usiłowałam ratować sytuację: "Nie powinieneś się tym przejmować" powiedziałam. (Nawiasem mówiąc, to najczęstsze zdanie, jakie do niego kieruję.) "Dzieciaki lubią tak gadać." Wstał i odwrócił się do mnie plecami. Przez chwilę panowała cisza, a potem usłyszałam jego słowa: "To prawda". Byłam zdumiona. "Co mówisz?" spytałam. A on wtedy spojrzał na mnie przez ramię, a w jego oczach zabłysł ogień, choć głos miał zupełnie spokojny. "To prawda, co mówią" powiedział. "Mój ojciec był pijakiem, bił matkę i moją siostrę. I mnie. I robił jeszcze... gorsze rzeczy...Któregoś dnia zapił się na śmierć, a matka... zwariowała. Zamknęli ją gdzieś i powiedzieli, że nigdy już jej nie zobaczę. A moja siostra nie żyje, jeśli to też chcesz wiedzieć." Potem odwrócił się i pobiegł do komnat Slytherinu. Byłam wtedy tak wstrząśnięta jak nigdy w życiu i nie wierzyłam, że usłyszałam takie słowa z ust jedenastoletniego chłopca. Nie uwierzyłabym, gdyby chodziło o kogoś innego, ale Severus... W każdym z tych strasznych słów brzmiała najprawdziwsza prawda. Od tamtego czasu nie widziałam się z nim. Nie wiem, czy on unika mnie, czy może ja jego.
Po tym wpisie Selena po raz pierwszy spostrzegła, że jej łzy kapią na dziennik i mogła je tylko ocierać. Nie była impulsywną i emocjonalną osobą, ale serce miała na właściwym miejscu i od dziecka cechowała ją bardzo duża wrażliwość, ukrywana pod tym chłodem i spokojem, jakim dziewczyna emanowała na co dzień. Ale od tego momentu zaczęła w inny sposób patrzeć na bohatera wspomnień Mildred. Było jej głęboko żal nieszczęśliwego dziecka, które nie z własnej winy otrzymywało od losu to, co najgorsze. Nawet edukacja w Hogwarcie nie okazała się dla niego wybawieniem. Nawet tutaj ciągnęły się za nim upiory przeszłości. Jakże chciała coś dla niego zrobić... Ale i on odszedł z Hogwartu. Jakie miała szanse, by go odnaleźć? Czternastolatka szukająca dorosłego mężczyzny, by powiedzieć, że mu współczuje? Sam pomysł był absurdalny.
Czasem, w okresach większego rozsądku i krytycyzmu, próbowała przekonać samą siebie, że wszystko to jest dziełem czyjejś wyobraźni. Że ktoś z nudów, jakiś uczeń Hogwartu, stworzył sobie postać, której mógł poświęcać swoje myśli. Potem jednak książeczka znów wpadała w jej ręce i nawet mały fragment potrafiła wyprowadzić ją z równowagi na wiele tygodni i sprawić, że nie myślała o niczym innym.
Wreszcie skończył się rok szkolny, a wakacje i pobyt w domu oderwały ją od tych ponurych przemyśleń. Rodzice cieszyli się, że znów widzą córkę i nie dostrzegali ani śladu zmian, jakie zaszły w jej życiu. Tylko ojciec od czasu do czasu bacznie się jej przyglądał i raz nawet zapytał z uśmiechem, czy ktoś przypadkiem nie rzucił na nią uroku. Odpowiedziała zagadkowo "Być może..." Jednak te dwa letnie miesiące zadziałały na nią odżywczo i czuła się o wiele silniejsza, gdy z końcem sierpnia wracała do Hogwartu.
I tu przeżyła szok.
Wszystko zaczęło się dość niewinnie - od przywitania pierwszoroczniaków, przemówienia profesorów Dumbledore'a i McGonagall i tak dalej. Wszystko wydawało się być jak dawniej, gdy nagle do sali wszedł obcy mężczyzna, na widok którego profesor McGonagall uśmiechnęła się i którego przywołała do siebie. Nieznajomy był wysoki, szczupły, ubrany w przepisową hogwarcką czerń. Jego kruczoczarne włosy miękko spływały na ramiona, a w jego ruchach kryła się jakaś dzikość, coś drapieżnego. Jego twarz nie była ani młoda, ani piękna - ostre rysy, wyraz raczej ponury i niezupełnie przyjemny. Ale najdziwniejsze były jego oczy - zmrużone, zupełnie czarne i... puste. Nie wyrażały nic, absolutnie nic w tym momencie. Selena usłyszał, jak wokół niej rozlegają się pomruki zdumienia. Kim był ten człowiek? Czego mógł chcieć w Hogwarcie? Wniósł ze sobą jakiś niepokój, wszyscy poczuli się nieswojo.
Mężczyzna podszedł do profesor McGonagall i stanął obok niej, a jego usta wykrzywił grymas, który chyba miał być uśmiechem. Który nie sięgnął oczu...
- Drodzy uczniowie. Ostatnia nowina tego wieczoru i zaproszę was do uczty. Od tego roku zmienia się wasz nauczyciel od eliksirów. Profesor Pittwick Pumplepunt odszedł od nas latem, a na jego stanowisko przyjęliśmy nowego dydaktyka. Od dziś to on będzie was wprowadzał w tajniki tworzenia magicznych mikstur. Pozwólcie, że wam go przedstawię - oto Severus Snape, doktor nauk magicznych, specjalista w dziedzinie eliksirów.
O ile na pierwszą część wypowiedzi na sali zapanowało nieprzyjemne poruszenie, o tyle ostatnie zdanie sprawiło, że Selena zamarła, spoglądając na obcego, i przez chwilę miała wrażenie, jakby nie było tu nikogo innego poza nią i nim. "Severus..." tłukło się jej po głowie. "To spotykane imię..." Ale przecież nie mogła zaprzeczyć temu, co czuła i widziała. Opis pozostawiony przez Mildred idealnie pasował do tego człowieka. Severus... "Ale przecież Severus ma dopiero 21 lat. A ten tutaj wygląda co najmniej dziesięć lat starzej!" próbowała sobie tłumaczyć, ale musiała przegrać walkę swego rozsądku ze swoją wewnętrzną świadomością.
Profesor McGonagall zakończyła część oficjalną uroczystości i pozwoliła im jeść. Młodzież Hogwartu rzuciła się na przysmaki, w jakie co roku obfitowały stoły Wielkiej Sali. Znów zrobiło się gwarno, radośnie i wesoło. Selena siedziała nieruchomo, patrząc, jak Severus Snape siada obok profesor McGonagall i pogrąża się w cichej rozmowie. Uśmiech zniknął z jego twarzy, która na powrót zachmurzyła się. Nie było w niej nic ładnego - wręcz przeciwnie, wydawała się odpychająca, niemal... zła. "No, Seleno. Los się do ciebie uśmiechnął. Masz okazję powiedzieć swojemu Severusowi o swoim współczuciu dla niego. O tym, że go rozumiesz i chcesz podnieść na duchu. Śmiało" Ale jak miała to zrobić? Ten mężczyzna naprzeciw budził w niej odrazę, nie współczucie. Strach, nie szacunek. Wiało od niego lodowatym chłodem.
"Zbudował wokół siebie mur, przez który nic nie może się przedrzeć" napisała Mildred. Rzeczywiście. Choć Selena była osobą odważną, nie potrafiłaby nigdy przeprowadzić swych planów względem niego, tego była w tym momencie najzupełniej pewna. A to była na swój sposób porażka, do której dziewczyna nie chciała się przyznać.
Wstała i nie spojrzawszy na nikogo, wybiegła z sali, odprowadzana zdumionym wzrokiem jednej czy dwóch koleżanek ze Slytherinu.
Następne dni pokazały, że ogólnie negatywne wrażenie, jakie wywarł na nich doktor Snape, nie było kwestią przypadku. Okazał się być najgorszym nauczycielem, jakiego większość dzieciaków kiedykolwiek miała. Och, nie w sensie merytorycznym - pod tym względem był doskonale przygotowany i posiadał ogromną wiedzę. Przedmiot, którego nauczał, nie był dla niego tajemnicą w żadnym aspekcie. Jednak absolutnie nie nadawał się na pedagoga. Często odnosiło się wrażenie, że po prostu nienawidzi uczniów. Był bardzo wymagający, ale jednocześnie często oceniał niesprawiedliwie. Nie miał żadnego ulubieńca pośród młodzieży, wszystkich traktował jednakowo źle. Potrafił być szyderczy, złośliwy i bardzo nieprzyjemny. I nigdy nie krzyczał - zawsze mówił cicho, tak, że niemal nie było go słychać. I chyba doskonale zdawał sobie sprawę z niechęci początkowo, a później i nienawiści, jaką darzyła go większość uczniów. Czy sprawiało mu to przyjemność? Na pewno nie sprawiało mu to przykrości - jakby przywykł, by darzono go tylko niechęcią i nienawiścią. I tylko jedna Selena Everglades wiedziała, że tak jest w istocie. I ona jedna nie potrafiła go nienawidzić. Och, znała się trochę na psychologii i wiedziała, jak złe dzieciństwo i dorastanie może wpłynąć na osobowość człowieka. Nie wierzyła, że ten mężczyzna jest z gruntu zły - a gdy
zaczynała w to wierzyć, szybko sięgała po dziennik Mildred. Ale przecież nie mogła oznajmić całej szkole, że doktor Snape jest, jaki jest, bo nigdy nie miał normalnych warunków do życia i rozwijania się. Albo by ją wyrzucono z Hogwartu za ujawnianie cudzych tajemnic, albo potraktowano jej opowieść jak bajkę. Mogła tylko biernie czekać, co przyniesie czas.
A czas płynął. Po pięcioletniej nauce podstaw eliksirów wybrała ten przedmiot jako kontynuację w dwóch ostatnich klasach. Nie tylko z powodu postępów i świetnych ocen (świetne oceny miała ze wszystkich przedmiotów). Po prostu nie była w stanie całkowicie zerwać znajomości z Severusem Snape'em. Choć nie było dnia, w którym byłaby skłonna choćby pomyśleć, że go lubi, w jakiś sposób ją fascynował. "Powinnam zostać psychologiem magii" uśmiechała się do siebie krzywo w takich momentach. Chciała spędzić z nim możliwie najwięcej czasu, by zrozumieć
dlaczego. Co się stało? Czy rzeczywiście to wina nieszczęśliwego dzieciństwa i przykrych doznań w szkole, czy może coś więcej? Żałowała, że Mildred odeszła z Hogwartu. A innymi dniami niemal wściekała się, że w ogóle pamiętnik wpadł w jej ręce. Potem znów uspokajała się i z chłodną głową rozmyślała, co zrobić, by uzyskać odpowiedź na swoje pytania.
Okazja nadarzyła się, gdy spędzała wakacje przed ostatnim rokiem pobytu w Hogwarcie. Któregoś dnia poszła prosto do ojca i oznajmiła mu, że pragnie - jak on - zająć się urokami, co zresztą było prawdą. Magius Everglades ucieszył się niepomiernie, aczkolwiek z wrodzoną przekorą stwierdził, że to marnotrawstwo talentu: dwóch speców w jednej dziedzinie w rodzinie. Nie mogłaby poświęcić się eliksirom albo choćby obronie przed czarną magią? Obiecał jednakże pomóc córce we wszystkim, o co go poprosi. I poprosiła - by nauczył ją zaklęcia, które może rzucić na osobę władającą nawet bardzo potężną mocą, a które pozwoli jej wprowadzać w trans. To swego rodzaju hipnoza - będący pod jej wpływem zrobi wszystko, co mu się nakaże, a potem nie będzie niczego świadom. Od hipnozy urok różni się jednakże tym, że może zostać sprowadzony na każdą bez wyjątku osobę. "Tylko pamiętaj" ostrzegał Magius swą córkę "długość zaklęcia zależy od mocy i umiejętności rzucającego. Wprawiający się dopiero czarodziej jest w stanie utrzymać je 5, może 10 minut. A i to kosztem ogromnego wysiłku. Jeśli chcesz się wprawić, ćwicz często, ale maksymalnie krótko. I tylko za zgodą danej osoby. Nie jesteśmy sługami czarnej magii" dodał. W tym momencie Selena musiała zmusić się, by odważnie patrzeć mu w oczy. Choć nie wierzyła, że robi coś złego - wręcz przeciwnie: pragnęła uczynić to w służbie dobra - miała świadomość, że rzucanie uroku na nauczyciela Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie może się jej ojcu wydać raczej kontrowersyjne. A sam Magius Everglades chyba nie docenił w tym momencie własnej córki. Ale tylko szaleńcowi mogło przyjść do głowy coś równie szalonego. Selena natomiast miała 17 lat i sprawiała wrażenie osoby trzeźwo patrzącej na życie i o niezłomnych zasadach. Bo tak właściwie było.
Wakacje - ostatnie w jej życiu - dobiegły końca i Selena powróciła do Hogwartu na siódmy rok nauki: wyposażona w tajemnicę i nową broń. Początkowo chciała rzucić urok na profesor McGonagall jako osobę, która wie dokładnie o wszystkim, co wydarzyło się w tej szkole. Miała wszak zawsze szeroki kontakt tak z uczniami, jak i nauczycielami. Potem jednak doszła do wniosku, że z panią profesor może sobie nie poradzić. Minerwa McGonagall była wysokiej klasy specjalistą magii i swój tytuł otrzymała nie bez powodu. Była bardzo potężną i zdolną czarodziejką. Nawet gdyby udało się Selenie rzucić czar, nie zdołałaby utrzymać go na tyle długo, by dowiedzieć się wszystkiego, czego chciała. Przyszło jej wobec tego do głowy, by zapytać Hagrida, gajowego Hogwartu, który również wiedział bardzo dużo o życiu szkoły. Pomyślała jednak, że nawet Hagrid może nie wiedzieć wszystkiego - zwłaszcza gdy chodziło o jednego z najbardziej skrytych i tajemniczych uczniów. Podjęła więc najniebezpieczniejszą i najbardziej szaloną decyzję, która mogła kosztować ją bardzo wiele. Ale w swoim dążeniu do prawdy już dawno zdecydowała się zejść z drogi konwenansów i powszechnie utartych ścieżek, jakimi chadzali uczniowie Hogwartu.
Postanowiła rzucić urok na samego Severusa Snape'a.
Długo zwlekała, zanim zdecydowała się wprowadzić swój plan w życie. Wahała się i bała, ale jednocześnie odczuwała przepełniające ją podniecenie. I nutę niecierpliwości. Wreszcie postanowiła zrobić to w czasie Bożego Narodzenia, gdy szkoła opustoszeje z większości uczniów i niektórych nauczycieli. Severus Snape rzecz jasna nigdzie nie wyjeżdżał. Hogwart był jego domem i rodziną - jakkolwiek przychylna by mu ona nie była. Było kilka dni po uroczystości... Selenie sprzyjało szczęście, albowiem tenże sam doktor Snape zadał swoim nielicznym uczniom na ferie ćwiczenia z eliksirów i łaskawie zezwolił na konsultacje z nim samym. A że Świąt praktycznie nie obchodził, był do dyspozycji jak zawsze.
Zbliżał się wieczór, gdy dziewczyna powoli schodziła po schodach do jego komnaty. Jej ręce były śliskie od potu, toteż raz po raz wycierała je w szatę. Wreszcie zatrzymała się o kilkanaście kroków od drzwi jego pracowni. Musiała być absolutnie zdecydowana i pewna tego, co robi. Postała chwilę, popatrzyła, jak płomień pochodni pełga po ścianach korytarza. Poczekała, aż wyrówna się jej oddech, a serce przestanie tak łomotać. Wreszcie podeszła do drzwi, zaczerpnęła powietrza i zapukała.
- Proszę - rozległo się z wnętrza.
Pchnęła drzwi i weszła do środka.
- Przepraszam, panie doktorze, że tak późno pana niepokoję - powiedziała cicho.
Spojrzał na nią zaskoczony zza biurka, przy którym coś czytał. Po prawdzie rzadko kiedy uczniowie odwiedzali go w pracowni.
- Panna Everglades.
- Ja w sprawie zadania...
- Tak?
Selena patrzyła na niego, starając się nie mrugać. Jak dotąd wszystko szło dobrze. Severus Snape spoglądał na nią w szczerym zainteresowaniu.
- Chodzi mi o ten eliksir, który pozwala widzieć, co ukryte przed wzrokiem innych ludzi. Myślałam, że znajdę coś na ten temat w
Eliksirach neuroafektywnych Finingusa... ale tak się złożyło, że nie mogę znaleźć tej księgi w bibliotece. Obawiam się, że ktoś wypożyczył ją na święta... albo zapomniał oddać, a nie chciałabym czekać, aż ferie się skończą... Pomyślałam, że spytam pana doktora - z pewnością pan posiada egzemplarz. Może mogłabym go na kilka dni... pożyczyć? - mówiła tak prosto i naturalnie, może tylko trochę zdenerwowana, ale to było zrozumiałe. Zwykle uczniowie dygotali, rozmawiając z doktorem Snape'em.
Nauczyciel zmierzył ją w milczeniu wzrokiem, a ona dzielnie wytrzymała to spojrzenie. Przez chwilę zatrzymał się na jej oczach - jakoś nigdy nie widział, że są takie jasne. To pewnie oświetlenie w komnacie wydobywa ich głęboką barwę.
- Ach tak... Finingus. Oczywiście.
Wstał z krzesła i podszedł do jednej z licznych półek, jakie pokrywały ściany pracowni.
- Tak, myślę, że tam znajdziesz, czego szukasz... Jest.
Zdjął opasły wolumin z półki i obrócił się z nim w stronę Seleny, tylko po to, by zobaczyć i usłyszeć, jak z różdżką skierowaną prosto w jego głowę, wypowiada słowa:
-
Obedi amnesie.
I nic już nie mógł zrobić.
Na czoło Seleny wystąpiły krople potu. Widziała, że nie ma dużo czasu. Świece migotały powoli, gdzieś za murami szkoły szalała zadymka, ale ona nic o tym nie wiedziała - czas jakby się zatrzymał. A jednocześnie pędził jak oszalały.
- Wiedz, że nie chcę zrobić ci niczego złego. Robię o tylko dla twojego dobra - a może i własnego. Chcę, byś opowiedział mi, co stało się po tym, jak poznałeś Lily Evans.
Przez twarz Severusa przemknął cień, ale jednocześnie - pod wpływem zaklęcia - wygładziła się ona. Zniknął ten ponury wyraz, który sprawiał, że uczniowie woleli trzymać się od niego z daleka. Wyglądał teraz na te 24 lata, które w istocie miał.
- Lily była miła - powiedział cicho. - Rozmawiała ze mną, choć należała do Gryffindoru. Trzymała się zwykle z Potterem, Blackiem i Lupinem, ale ze mną też często rozmawiała. Kiedy miała dość ich błazeństw... Spotykaliśmy się i dyskutowaliśmy. Była bardzo zdolna i mądra. I taka... ładna... - umilkł, spoglądając gdzieś we wnętrze swej duszy. Przywołując dawne czasy. A może nawet będąc w nich...
Gdzieś na górze zaskrzypiały drzwi.
- Co stało się potem?
- Potterowi i jego kolegom nie podobało się, że spotykam się z ich koleżanką. Myślę, że Potter był zazdrosny - sam podkochiwał się w Lily. Zaczął zbierać rzekome dowody przeciw mnie. Tak długo przekonywał, aż wreszcie uwierzyła. Któregoś razu przyszła do mnie i spytała, czy to wszystko prawda, co o mnie mówią, Że za ich plecami obmyślam zemstę na wszystkich, którzy mną pogardzali w dzieciństwie. Czy to prawda, że szkolę się w czarnej magii, by kiedyś zmieść Hogwart z powierzchni ziemi. Czy to prawda, że potrafię tylko nienawidzić... Zadała mi te pytania prosto w twarz - myślała, że jest odważna... Mogłem wtedy powiedzieć jej, że to wszystko bzdury, ale czy uwierzyłaby? "Idź, spytaj Pottera" rzekłem jej. "Wierzysz jemu czy mi?" Popatrzyła na mnie tylko tymi swoimi jasnymi oczyma... "Myślałem, że jesteś inna niż wszyscy." Wtedy odwróciła się i wybiegła. A ja zostałem sam - jak zawsze. Och, jakże w tamtej chwili nienawidziłem Hogwartu i jego uczniów. Ale... Kochałem ją wtedy. A ona wolała zostać z Potterem. I zginąć razem z nim... - spuścił głowę. - Umarła... Ale może była szczęśliwa...? - spojrzał na nią, nie widząc jej.
Selena ujrzała w jego oczach łzy. Łzy w oczach Severusa Snape'a? Tak, teraz wierzyła, że wszystko, co napisała Mildred, było prawdą. Oczy zaszły jej mgłą, czuła, że dłużej nie utrzyma zaklęcia i zaraz straci przytomność. A tak chciałaby przedłużyć tę magiczną chwilę, zatrzymać na wieczność - ten ułamek sekundy, gdy Severus Snape był naprawdę sobą... I tak wiedziała, że obraz tego mężczyzny, jaki ujrzała tego wieczoru, na zawsze wbił się w jej umysł.
-
Finum - powiedziała cicho i rzuciwszy jeszcze "Przepraszam", wybiegła z pomieszczenia.
Severus Snape potrząsnął głową w oszołomieniu. Wydawało mu się, że ktoś coś mówił, ale pomieszczenie było puste. Tylko drzwi przymykały się wolno. Czyżby ktoś tu był? I po co mu ta książka? Powoli zaczął odczuwać niepokój. Odłożył księgę na półkę i wyszedł na korytarz. Na schodach leżała dziewczyna. Odwrócił ją na plecy. To Selena Everglades, jedna z jego uczennic na fakultecie z eliksirów. Nieprzytomna, z różdżką w ręce i twarzą zalaną łzami. Wziął ją na ręce (była taka lekka...) i pobiegł w kierunku skrzydła szpitalnego, gdzie oddał ją pod opiekę pani Pomfrey. Dziewczyna wciąż pozostawała nieprzytomna - a może głęboko spała? Pani Pomfrey powiedziała, że wszystko będzie w porządku - wyglądała tylko na mocno wyczerpaną. Czy wie, co się stało? Nie, znalazł ją na schodach w korytarzu i nie ma pojęcia, co mogło się wydarzyć. I to była prawda. Szedł do swojej komnaty, zachodząc w głowę, co takiego zaszło. Nie miał wątpliwości, że było to coś ważnego, ale gdy tylko o tym myślał, zaczynała go boleć głowa. Dlaczego leżała niedaleko jego komnaty? I trzymała różdżkę? Czy ktoś ją napadł? Może to ON coś jej zrobił? Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał za siebie, a na jego twarzy pojawił się wyraz trwogi. Nie, to niemożliwe. Dlaczego miałby krzywdzić uczennicę? Aż tak źle z nim nie jest. Może i dręczą go koszmary przeszłości, może i wciąż ma na ciele ślady uderzeń... ale jeszcze nie doszło do tego, by wyładowywał agresję na uczniach. Nie w takie sposób.
Nie w taki sposób... Te słowa zadźwięczały w jego umyśle.
"Dlaczego nie mogę sobie nic przypomnieć???"
Kiedy Selena odzyskała świadomość, natychmiast przyszedł do niej, pragnąc dowiedzieć się, co stało się w korytarzu. Czy mu się zdawało, czy zbladła na jego widok? Nie, to przez to oświetlenie. Niestety, dziewczyna nie miała nic do powiedzenia ponad to, że szła do niego na konsultację i nagle zrobiło się jej ciemno przed oczami. Chyba straciła przytomność. Nie, o ile pamięta, nikt jej nie skrzywdził. Przeprosiła przy okazji, że nie może iść na lekcje. Machnął na to tylko ręką i wyszedł bez słowa. Niezupełnie jej wierzył. Po pierwsze - zwrócona twarzą była w stronę schodów, a więc wychodziła, nie szła do niego. Po drugie - nikt nie spaceruje z różdżką w ręku...
Mógł oczywiście podać jej eliksir, który zmusiłby ją do powiedzenia prawdy: czy ją znała czy nie, ale trochę etyki go zobowiązywało. W końcu to jego uczennica - w dodatku najlepsza.
Dlaczego
on nie mógł sobie nic przypomnieć? Im mocniej się starał, tym większy miał zamęt w głowie. I nigdy nie miał rozwiązać tej zagadki - Selena była może i początkującą w dziedzinie uroków, ale bardzo zdolną i efektywną początkującą. Co zrobiła raz, zrobiła dobrze. I Severus pamiętał tylko ciche "Przepraszam", wskazujące, że ktoś go tamtego wieczora odwiedzał...
Selena drogo zapłaciła za to zaklęcie - przez ponad trzy tygodnie leżała w sali szpitalnej, nie mogąc nawet wstać z łóżka - tak była słaba. Dopiero po dwóch miesiącach wróciła do pełni sił i rzuciła się nadrabiać zaległości. Nadszedł czerwiec i zdała egzaminy końcowe celująco. Otrzymała tytuł czarodziejki - najniższy w hierarchii magii, ale już wiedziała, że chce piąć się dalej. Profesor McGonagall powiedziała jej na odchodnym, że jest w Hogwarcie zawsze mile widziana, a ona zapamiętała te słowa dobrze.
I oto znów - po dziewięciu latach - stała w progu Wielkiej Sali. Już nie jako uczennica, ale nauczycielka. I miała nadzieję poradzić sobie z tym zadaniem. Jak zawsze.
Selena wkrótce odkryła, że Hogwart niewiele się przez te lata zmienił. Właściwie momentami miała wrażenie, że wciąż jest uczennicą - szczególnie otoczona tymi samymi nauczycielami co kiedyś. Przecież i ją profesor McGonagall uczyła transmutacji, profesor Sprout - zielarstwa, a Severus Snape - eliksirów; przez cztery lata zaledwie, ale zawsze. Zrozumiała ponadto, że praca nauczyciela to wielka odpowiedzialność - zwłaszcza gdy naucza się takiego przedmiotu jak uroki i zaklęcia. Jednak sprawiało jej to nadzwyczajną przyjemność i po początkowych tygodniach, gdy czuła się jeszcze dość niepewnie, szybko zasymilowała się ze swoją nową rolą. Pomogła jej zapewne okoliczność, że uczniowie bardzo ją polubili. Bo i faktem było, iż cechowała ją wyjątkowa cierpliwość - nigdy nie krzyczała, nigdy nie denerwowała się na uczniów, a każdorazowo starała się tłumaczyć zadany materiał tak, by stał się on zrozumiały nawet dla najmniej zdolnej osoby. Swoje lekcje prowadziła w sposób interesujący i chyba nie było w Hogwarcie ucznia, który w ich czasie nudziłby się. Nawet wiecznie niezadowolony Draco Malfoy, przed którym ostrzegła ją połowa nauczycieli jeszcze przed rozpoczęciem zajęć ("Draco ma bardzo wpływowego ojca, trzeba na niego uważać" oraz "Ten chłopak to prawdziwy łobuz. Nie daj mu sobie wejść na głowę, Seleno") wydawał się ją tolerować. Cóż, jego ewentualne pogróżki nie robiły na niej wrażenia, bo Selena nie była osobą, którą łatwo wepchnąć sobie do kieszeni. Draco szybko to zrozumiał - albo postanowił, że nie będzie sobie zawracał głowy tą pół-mugolką. Tak, Selena zdążyła już poznać jego stosunek do niepełnej krwi czarodziejów, ale bynajmniej się tym nie przejmowała. W każdym razie do otwartych zatargów między nimi nie dochodziło, za co wszyscy byli jej ogromnie wdzięczni.
Pozostawała jeszcze kwestia Harry'ego Pottera i jego przyjaciół, których poznała w drodze do Hogwartu i którym początkowo ciężko było mówić o niej per "pani doktor". Jednakże Selena bardzo szybko polubiła całą tę nierozłączną trójkę: Harry'ego, Rona i Hermionę, i przekonała się, że to bardzo sympatyczne dzieciaki i do tego naprawdę zdolne. Szczególnie zdumiewała ją panna Granger - ale tylko do czasu, gdy dowiedziała się, że to jedna z najlepszych uczennic w szkole, a z całą pewnością najzdolniejsza w swojej grupie wiekowej.
Z nauczycielami też układało się jej jak najlepiej. Pamiętali ją jeszcze z jej czasów szkolnych, co było bardzo miłe i wiele ułatwiało. Chętnie rozmawiali z nią na jak najróżniejsze tematy, wypytywali o ojca i jego sprawy i pomagali, gdy tylko zaszła taka potrzeba. Wyjątkiem był profesor Snape, który w stosunku do niej był równie komunikatywny jak te kilka lat temu. Pocieszała się jednakże, że to nie tylko względem jej osoby - Severus Snape wszystkich traktował jednakowo, a problemy z nim mieli tylko ci, którzy jeszcze nie zdążyli go poznać. Bo - bądźmy szczerzy - nawet do Severusa Snape'a można się było przyzwyczaić.
Severus Snape... Z początku wydało się Selenie, że nic nie zmienił się od ich ostatniego spotkania - poza faktem awansu na profesora oraz skrócenia włosów. Wciąż tak samo ponury, wiecznie niezadowolony i niejednokrotnie doprowadzający uczniów do płaczu. Jednak po pewnym czasie spostrzegła, że jakaś zmiana jednak zaszła. Trudno to było zdefiniować, ale wydało jej się, że nauczył się dbać o uczniów. I nie dotyczyło to tylko jego podopiecznych ze Slytherinu - ich wyraźnie faworyzował, co też nie było dobrym wyjściem, ale z drugiej strony lepiej na plus niż na minus. Nie, choć było to może słabo dostrzegalne - szczególnie przez samych uczniów, którzy najchętniej pozbyliby się go raz na zawsze - zmienił się jego stosunek do hogwarckiej młodzieży. Niewiele, ale się zmienił. Severus Snape nie sprawiał już wrażenia, jakby ich wszystkich nienawidził i jakby chciał ich już nigdy na oczy nie oglądać. Zaakceptował swoją pozycję nauczyciela i tym samym wziął na siebie odpowiedzialność za uczniów. No i wreszcie zaczęło mu zależeć na tej szkole.
Była jednakże jedna osoba, która cierpiała mocniej niż wszyscy pozostali uczniowie Hogwartu razem wzięci: Harry Potter. Jeśli kiedykolwiek Selena widziała na czyjejś twarzy nienawiść, to właśnie na twarzy Severusa Snape'a, gdy spoglądał na Harry'ego Pottera. Chłopak był silny i znosił to dzielnie, aczkolwiek z pewnością nie było mu miło być obiektem takich uczuć - w dodatku ze strony nauczyciela. A nie znał nawet połowy powodów, dla których tak się działo. Nie wiedział, że jego widok za każdym razem przywołuje wspomnienie człowieka, który zamienił Severusową edukację w Hogwarcie w koszmar, a spojrzenie tych jasnozielonych oczu - wspomnienie kobiety, którą mężczyzna kochał, a która go na swój sposób zdradziła. Selena szczerze współczuła chłopakowi, ale nic nie mogła zrobić. A właściwie mogła, ale nie miała odwagi. Musiałaby wówczas wyjawić, co zrobiła te dziewięć lat temu, a czego żałowała po dziś dzień. Oczywiście, była też częściowo z tego powodu zadowolona - w końcu chciała poznać całą prawdę - ale jednocześnie czuła się winna, jakże straszliwie winna...
Co ciekawe, od momentu przyjazdu do Hogwartu nie zastanawiała się głębiej nad swoim stosunkiem do profesora Snape'a. Raczej chłodno analizowała jego zachowanie, postępowanie i całą jego osobę - a że zawsze posiadała doskonały zmysł obserwacji, nie było to dla niej czymś obcym. Nie wchodziła mu w drogę, ale i nie unikała spotkań z nim. Wydawało jej się, że są po prostu współpracownikami. Och, jakże się myliła...
Któregoś dnia Harry, Ron i Hermiona natknęli się na panią doktor, gdy stała przy filarze i spoglądała na wielki hol Hogwartu. Na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech, który Harry z miejsca uznał za coś najpiękniejszego na świecie. Bo też i pierwszy raz widzieli to zjawisko na jej twarzy - wreszcie dowiedzieli się, że i Selena Everglades potrafi się uśmiechać. I wyglądała naprawdę pięknie... Harry bez zastanowienia wypalił do Rona, że chciałby zobaczyć ją letniej sukience w kwiaty, na co Ron stwierdził, że Harry powinien przestać myśleć o nauczycielce w taki sposób i co w ogóle ostatnio się z nim dzieje. A Harry po prostu dorastał i nic nie mógł poradzić, że Selena Everglades i spojrzenie jej błękitnozielonych oczu wzbudzają w nim, jeśli nie gorące, to na pewno ciepłe uczucia.
- Ale dlaczego się tak uśmiecha? - próbował dociec Ron, przyglądając się podejrzliwie nauczycielce, do której jakoś nie mógł się przekonać.
- Pewnie wspomina dawne czasy w Hogwarcie - odrzekł Harry. Dowiedzieli się niedawno, że Selena istotnie uczyła się w tutejszej szkole. - To chyba miłe wspomnienia..
W tym momencie ujrzeli jednak, iż hol nie był pusty. Kilka metrów pod nimi przechadzał się profesor Snape, założywszy ręce na plecy. Prawdopodobnie na kogoś czekał... Harry miał ciekawsze zajęcia niż przyglądanie się swemu najmniej lubianemu nauczycielowi - znów zerknął na Selenę, gdy jego i Rona dobiegł cichy głos Hermiony:
- Ona jest zakochana.
Spojrzeli na nią jak na wariatkę. Sama ta myśl była niemal absurdalna - no bo jak można zakochać się w profesorze Snapie? - ale Hermiona była śmiertelnie poważna. Poza tym - jakby nie patrzeć - miała większe doświadczenie w tej kwestii niż oni obaj razem wzięci. Zupełnie niedawno odkryli, iż te długie listy, które z takim zapałem dziewczyna wypisuje w bibliotece, są adresowane do Percy'ego Weasleya, brata Rona, który właśnie skończył Hogwart. Hermiona przeżywała wielką aczkolwiek nieodwzajemnioną miłość do Percy'ego Prefekta (a raczej: eks-Prefekta), więc mogła z dużym przekonaniem wypowiadać się na te tematy. Harry z Ronem tylko na siebie spojrzeli, gdy dziewczyna westchnęła:
- To takie romantyczne... - i poszła sobie, kompletnie o nich zapominając.
Pewnie pisać kolejny list.
Gdyby ktoś powiedział Selenie o jej rzekomych uczuciach do Severusa Snape'a, najpewniej spojrzałaby na rozmówcę, jak chłopcy spojrzeli na Hermionę. Czy byłaby w stanie przyjąć coś takiego do wiadomości? Profesora Snape'a nie sposób było kochać, nie takiego człowieka... A przecież już tyle lat temu czuła ku niemu silną sympatię. Gdy czytała dziennik Mildred W. Shelley, a łzy kapały na jego kartki, czuła, że kogoś takiego można tylko obdarzyć ciepłem i miłością. Że
trzeba go pokochać. A gdy potem dowiedziała się, jak po raz kolejny w życiu został odepchnięty - przez kobietę, którą pokochał: pewnie pierwszy i ostatni raz w życiu - co bolało stokroć bardziej niż wszystkie upokorzenia, jakich mu nie szczędzono... Przecież i wtedy Selena chciała coś dla niego zrobić. Ale jej postępek niejako związał jej ręce i przez te wszystkie lata miotała się wewnątrz siebie ze świadomością, że nie może nic zrobić. Nawet jeśli bardzo chciała.
Tak upłynął jej rok w Hogwarcie. Był on zadziwiająco spokojny, o czym dowiedziała się w czerwcu od profesor McGonagall. ("Odkąd Harry Potter przybył do Hogwartu, nie było roku bez jakichś niezupełnie przyjemnych niespodzianek. Zupełnie, jakby ściągnął do szkoły fatum. Ale to przecież nie jego wina...") Katastrofa, jaka się wydarzyła, była tylko i wyłącznie jej prywatną katastrofą. A wszystko potoczyło się z prędkością błyskawicy.
Był ostatni tydzień zajęć - później uczniów czekały już tylko egzaminy i upragnione wakacje. Selena szła akurat do swej komnaty, gdy usłyszała niepokojące odgłosy. Było już po lekcjach, więc tym bardziej się zdumiała, gdy rozpoznała w nich głosy profesora Snape'a i Harry'ego Pottera. Jakim cudem Harry wszedł w drogę swemu nauczycielowi od eliksirów na dwa dni przed końcem semestru? Podążyła w tamtą stronę, a głosy przybrały na sile.
- Ja wiem, Potter, że uważasz się za gwiazdę tej szkoły, ale przyznam szczerze, że niewiele mnie to obchodzi. Możesz być sobie mistrzem quidditcha i czego tylko zapragniesz, ale nie upoważnia cię to do zaniedbywania
moich lekcji. Twoje stopnie z eliksirów są godne pożałowania i jeśli jutro znów przyjdziesz na lekcje nieprzygotowany, nie dopuszczę cię do egzaminu. A doskonale wiesz, że mogę to zrobić - w głosie nauczyciela pobrzmiewała nuta triumfu. - Już wystarczająco długo ulegałem dyrektorowi i McGonagall. Tym razem nie mam zamiaru ci pobłażać.
- Ale, panie profesorze...
- Ani słowa, Potter. Czy ty nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? Nie pogarszaj swojej sytuacji jeszcze bardziej, bo może się to dla ciebie skończyć bardzo niedobrze.
Na chwilę zapadła cisza. Snape i Harry mierzyli się wzrokiem. Snape nie chciał mówić nic więcej, a Harry nie mógł - choć chciał. Było widać gołym okiem, że próbuje się powstrzymać z całych sił - wiedział z doświadczenia, że dyskusje z Severusem Snape'em do niczego dobrego nie prowadzą. Istotnie, jego oceny z eliksirów były katastrofalne, a nie pomagał mu fakt, że nie przepadał za tym przedmiotem. (Nawiasem mówiąc, bardzo niewielu uczniów za nim przepadało, a zachodziły podejrzenia, że sam profesor Snape niezbyt eliksiry lubi, a naucza ich tylko dlatego, że nie ma innego chętnego. Oczywiście mogły to być tylko plotki.) Ale starał się, by coś z lekcji wynieść, i wcale nie był leniem, co Snape mu otwarcie sugerował. Dodatkowo Harry miał świadomość, że skupia na sobie całe niezadowolenie i niechęć profesora tylko dlatego, że ten nienawidził jego ojca. I to właśnie bolało najbardziej. Harry usiłował o tym nie myśleć, bo wiedział, że to tylko pogarsza jego - i tak kiepską - sytuację u Snape'a, ale przecież też miał emocje i uczucia i nie zawsze potrafił się opanować. A nigdy nie powstrzymywał gniewu, gdy obrażano dobre imię jego ojca, co Snape właśnie próbował zrobić.
- Twój ojciec też w nosie miał całą tę naukę, zależało mu tylko na zabawie... I lekceważył wszystko inne.
I Harry oczywiście dał się sprowokować. Zdumiewające, jak wiele osoba Jamesa Pottera - nawet tyle lat po jego śmierci - potrafiła wyzwolić w tych dwojgu ludziach. Jak wiele emocji za jej sprawą rozpalało się w dwóch sercach. Wątpić można nawet, czy James życzyłby sobie takiego obrotu sprawy. Harry jeszcze raz próbował się opanować, choć miał wielką ochotę krzyknąć na nauczyciela.
- Pan nienawidził... mojego ojca. Wiemy o tym obaj i nie tylko my... Pan zazdrościł mu wszystkiego: sukcesów, sympatii nauczycieli, powodzenia w quidditchu i pogody ducha... On miał wszystko, a pan nic. Był pan skończonym zerem, nikt nie chciał się z panem zadawać. Aż mi czasem pana żal... Tylko dlaczego, do cholery,
mnie pan tak nienawidzi?! Powinienem poczytywać sobie za zaszczyt, że osoba mojego taty po tak wielu latach wciąż jest w pamięci ludzi - nawet takich jak pan... Ale, do diabła... - urwał, a w jego oczach zabłysły łzy. - Dlaczego mi pan nie da spokoju? Dlaczego przeze mnie krzywdzi pan moich kolegów z Gryffindoru? To tak cholernie niesprawiedliwe...
Snape przyglądał mu się bez słowa, a Harry wiedział, że tym razem powiedział za dużo i że z pewnością wyleci za to ze szkoły. Tutaj nawet Dumbledore nie mógł nic zdziałać. Cofnął się - nie, nie uciekał. Ale już chciał iść się pakować. Nie wytrzyma z tym człowiekiem pod jednym dachem. Gdy jest się nienawidzonym od urodzenia, czasem traci się ochotę do życia. Czasem brakuje sił, by walczyć.... Ale Snape złapał go za ramię i nie pozwolił odejść. Nachylił się nad chłopakiem i popatrzył na niego, jakby go widział pierwszy raz w życiu.
- Czy ty Potter nie masz mózgu? Czy tobie naprawdę wydaje się, że nienawidziłem twojego ojca za tę śmieszną historię z Blackiem, o której mówił ci Lupin, albo że zazdrościłem mu sukcesów w quidditchu? Niczego mu nie zazdrościłem... - zbladł jednak widocznie, a jego oczy pociemniały jeszcze bardziej. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, kim był twój ojciec i co zrobił?
Harry czekał na kolejną rewelację z ust profesora, ale się nie doczekał. Wargi Snape'a drgały ledwo dostrzegalnie, ale nie wydobył się spomiędzy nich ani jeden dźwięk. Zupełnie jakby ktoś rzucił na niego urok.
- Dlaczego mu nie powiesz? - rozległ się cichy głos od strony drzwi.
Obaj spojrzeli w tamtą stronę. U wejścia do klasy stała Selena Everglades, spoglądając przede wszystkim na Snape'a tym swoim dziwnym wzrokiem.
- Powiedz mu, dlaczego tak naprawdę nienawidziłeś jego ojca i nadal go nienawidzisz, mimo że nie żyje od tak wielu lat. B o o d e b r a ł c i k o b i e t ę, k t ó r ą k o c h a ł e ś.
Severus Snape patrzył na nią, a na jego twarzy chyba nigdy nie widniały tak ekspresywne uczucia: trwoga, niedowierzanie... i ból. Wyprostował się powoli, puściwszy Harry'ego i całkowicie o nim zapomniawszy. Skoncentrował swoją uwagę tylko na Selenie, a był teraz tak blady, że bała się, że straci przytomność.
Harry patrzył to na jedno, to na drugie w kompletnym oszołomieniu, nie mogąc ani trochę pojąć tego, co właśnie usłyszał. Czy to mogła być prawda?
A do Seleny dopiero po chwili dotarło, co zrobiła. Wreszcie zdradziła się ze swym najgłębszym sekretem. Jej oczy rozszerzyły się i wybiegła z pomieszczenia. Snape pobiegł za nią. Harry już nie miał nadziei spotkać go tego dnia.
Selena wiedziała, że nie jest w stanie donikąd uciec. Dlatego zatrzymała się w sąsiednim korytarzu i próbowała uspokoić oddech. Odliczała sekundy w rytm kroków, które się ku niej nieubłaganie przybliżały, aż umilkły. Podniosła wzrok. Severus Snape stał obok i patrzył na nią spojrzeniem, jakiego nie widziała u niego nigdy w życiu. Blady był jak ściana, jego czarne oczy szeroko otwarte, jakby wciąż w niedowierzaniu temu, co właśnie usłyszał.
- Powtórz to, co powiedziałaś przed chwilą - rzekł cicho, bardzo cicho.
Popatrzyła na niego w udręce, ale... Niespodziewanie poczuła jakąś radość, że wreszcie uwolniła się od tego ciężaru. Że wreszcie będzie mogła normalnie żyć.
- Powtórz - powiedział, akcentując każdą głoskę.
- Powiedziałam, że nienawidziłeś Jamesa Pottera, bo odebrał ci Lily Evans, którą... kochałeś. Która potem została żoną Jamesa i matką Harry'ego.
Cisza, ale wciąż na nią patrzył.
- Skąd... Skąd o tym wiesz? - spytał, zszokowany do głębi. - Nikt nie wie... Nikt.
Milczała, znów spuściwszy wzrok. Ale jego spojrzeniu nie mogła uciec. Ujął ją pod brodę, nieco brutalnie, i zmusił, by spojrzała mu w oczy.
- Skąd o tym wiesz? - powtórzył, a w jego głosie nie było już życia.
W jej oczach zabłysły łzy.
- Sam mi to powiedziałeś... - odparła cicho. - Dziesięć lat temu.
Przez chwilę nie rozumiał, ale szybko dotarło do niego to wspomnienie. Wspomnienie zdarzenia, którego nigdy nie pojął. Jednak... Cofnął się o krok.
- Tak, Severusie. Rzuciłam na ciebie urok "posłuszeństwa w niepamięci". A ty powiedziałeś mi o Lily i Jamesie.
Stał jak gromem rażony.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego to zrobiłam? Pragnęłam dowiedzieć się, jak to się stało, że... tak się zmieniłeś. Przecież dzieciństwo nie mogło cię tak... wypaczyć - zmuszała się, by mówić. - Bo... ja znalazłam dziennik. Pamiętnik twojej starszej koleżanki, Mildred Shelley. Pamiętasz ją? I... Ja wiem o tobie wszystko, Severusie.
Stało się tak cicho, że słychać było ptaki ćwierkające poza murami zamczyska i uczniów dwa piętra poniżej. Kucharki sprzątały po obiedzie i szczęk naczyń dobiegał aż tutaj. Słychać było nawet szczekanie psa daleko na błoniach...
Severus Snape mierzył Selenę Everglades spojrzeniem, które budziło w niej najbardziej przeciwstawne emocje: strach przed jego gniewem i współczucie dla bólu, jaki odczuwał. Jej oczy wciąż były pełne łez, ale on nagle cofnął się o kilka kroków ze wstrętem. Stłumiła szloch.
- Jak mogłaś... Jak mogłaś zrobić coś takiego, Seleno...
Spuściła głowę. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się gwałtownie.
- Jeszcze dziś napiszę o tym do Ministerstwa. To chyba oczywiste, że jesteś zawieszona w obowiązkach. Teraz idę porozmawiać z dyrektorem.
Odszedł. Selena stała jeszcze przez chwilę i próbowała pozbierać myśli. Nie przejmowała się dochodzeniem, jakie niewątpliwie ją czekało. Kto wie, jak to się skończy? Że pozbawią ją prawa do wykonywania zawodu, tego była pewna. A co jeszcze? Ech... To nie było ważne, mogła o tym myśleć nawet z pewną dozą ironii. Bardziej martwiło ją, że już nigdy z życiu nie będzie mogła spojrzeć w oczy Severusowi Snape'owi. W jej umyśle wyrył się obraz jego spojrzenia pełnego wstrętu i pogardy.
Kiedy następnego dnia profesor Snape nie pojawił się na lekcji eliksirów, Harry odczuł zarówno ulgę jak i zawód. Ulgę, bo po wczorajszych wydarzeniach nie był w stanie skupić swej uwagi na czymś tak okropnym jak eliksiry, a zawód - bo chciał go spytać o kilka rzeczy. Nade wszystko odczuwał jednakże zdumienie - jeszcze nigdy, odkąd Harry uczył się w Hogwarcie, nie zdarzyło się, by profesor Snape opuścił lekcję, a plotka głosiła, że nie zdarzyło się to nigdy, odkąd
Snape uczył w Hogwarcie. Kiedyś nawet przyszedł na zajęcia z zapaleniem płuc i gorączką. Pozarażał kilkoro uczniów, za co dostało mu się od dyrektora i pani Pomfrey... Klasa szalała, aż w końcu Harry nie wytrzymał i na własną rękę udał się na poszukiwania pedagoga.
Był w nieledwie euforycznym - albo raczej: maniackim - nastroju, toteż nawet nie zapukał, tylko wpadł prosto do gabinetu profesora. Snape podniósł na niego zdumiony wzrok, a zdumiał się tym bardziej, gdy ujrzał, kto go odwiedza. Niezrażony tym spojrzeniem Harry podszedł do biurka, przy którym Snape siedział, oparł się o nie i zmierzył nauczyciela chłodnym wzrokiem.
- Chcę wiedzieć, czy doktor Everglades mówiła prawdę.
Snape otworzył szerzej oczy, ale Harry tylko uderzył pięścią w biurko, nawet nie zastanawiając się, skąd u niego taki przypływ odwagi.
- Chcę o wszystkim wiedzieć! Dość już mam oszukiwania i niedomówień. Chcę wiedzieć, jak było naprawdę! W tej chwili.
Jeżeli profesor Snape był zszokowany zachowaniem Harry'ego, nie dał po sobie nic poznać. Przysunął się bliżej i spojrzał mu w oczy - te zielone oczy, takie same jak jego matki...
- Chcesz znać prawdę, Potter? - spytał cicho, ale jakże wyzywająco! - Prawda jest taka, że twoja matka dała się oszukać. Wolała tego niedorajdę Pottera, którego wszyscy tak uwielbiali. Ja ją kochałem, a ona mnie zdradziła. Wyszła za tego durnia i dała się zabić.
Ja bym ją potrafił obronić przed Voldemortem, ale ona wolała Pottera. A on ją zabił. Prawda jest taka, Harry, że twój ojciec zabił twoją matkę.
Cisza.
- A teraz wynoś się stąd, bo nie ręczę za siebie.
I Harry wiedział, że najlepiej zrobi, stosując się do polecenia. Jedno było pewne: takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Był ogólnie wstrząśnięty wydarzeniami ostatniej doby, ale nagle zrozumiał jedno. Że cokolwiek się stanie, nie będzie się już nigdy przejmował Severusem Snape'em. Nie potrafił w tej chwili dokładnie określić, dlaczego tak odczuwał, ale był tego absolutnie pewien. Osoba Snape'a jakby ulotniła się z jego umysłu, znalazła się daleko poza nim. Był to niewątpliwie duży plus i Harry na swój sposób poczuł, jakby wielki kamień spadł mu z serca.
Miał nadzieję, że lekcja z doktor Everglades poprawi jego humor do reszty, ale nieco się zawiódł. Nauczycielka nie pojawiła się na zajęciach i niektórzy uczniowie zaczęli biadolić, że mogli się wyspać: ani eliksirów, ani uroków... I wyglądało, że profesor McGonagall o niczym nie wie, bo przysłałaby kogoś na zastępstwo albo chociaż wcześniej powiadomiła uczniów o odwołaniu lekcji. W markotnym nastroju młodzież rozeszła się do dormitoriów, by przygotować się do przyszłotygodniowych egzaminów.
Egzaminy, egzaminy i po egzaminach. Wszyscy zdali śpiewająco i już mieli wakacje. Harry ubolewał, że nie udało mu się pożegnać z doktor Everglades, ale nie spotkał jej ani podczas testów, ani następnego dnia podczas uroczystego zakończenia kolejnego roku szkolnego. Czuł, że coś musiało się stać, ale nikt nie chciał powiedzieć mu niczego konkretnego. Tylko profesor McGonagall wspomniała mimochodem, że Selena chyba zrobiła jakąś straszną rzecz i że grozi jej usunięcie ze szkoły. Harry bardzo tego nie chciał, ale w tej sprawie akurat nie miał nic do gadania. Mógł tylko mieć nadzieję...
Seleny nie było na egzaminach, albowiem tego samego dnia rano otrzymała sowę z wiadomością z domu. Matka prosiła ją o jak najszybszy powrót. Selena poszła od razu do dyrektora i poprosiła o zezwolenie na wyjazd, którego ten naturalnie jej udzielił. Nie miała czasu powiadomić profesora Snape'a o swoim nagłym opuszczeniu Hogwartu, ale też nie widziała potrzeby - wiedziała przecież, że wróci. Poprosiła tylko Dumbledore'a o przekazanie wiadomości. Snape mógł sobie podejrzewać, że ucieka przed sprawiedliwością... Jakby można było przed nią uciec.
Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i zdążyła na poranny Express. Wieczorem była w domu i już wiedziała, dlaczego ją wezwano. Chodziło o ojca, jak się obawiała. Na szczęście ze zdrowiem wszystko było w porządku, ale szybko zorientowała się, co zmusiło matkę do szukania u niej pomocy. Na jej ojca rzucono urok. Nie potrafiła wyobrazić sobie, że istnieje ktoś tak mocny - przecież Magius Everglades był najpotężniejszym czarodziejem w tej dziedzinie. I była to obiektywna ocena, poparta latami wnikliwej obserwacji, nie opinia córki uwielbiającej ojca. Tego wieczoru Selena obiecała sobie nie wspominać najlepiej do końca życia. Widok ojca będącego pod kontrolą czyjejś wrogiej woli wbił się jej jednak na długo w pamięć. Odniosła jednak sukces: była zdolną czarownicą - uroki miała w genach - a nie tylko nosicielką nazwiska Everglades. Po ciężkiej nocy padli sobie z ojcem w ramiona i płakali szczerze - a potem, wyczerpani, legli do łóżek pod troskliwą opiekę pani Saini. Selena przespała całe dwa dni, po czym stwierdziła, że
musi wracać do Hogwartu. "Przecież rok szkolny się skończył." "Mam tam sprawę do załatwienia" odmruknęła w odpowiedzi i wzięła się za przygotowania do podróży. Szybko zorientowała się, że nie postąpiła najrozsądniej - jej ciało i umysł wciąż były bardzo wyczerpane, a wielogodzinna podróż Hogwart Expressem, jakkolwiek wygodnym środkiem transportu by nie był, zrobiła swoje. Selena przespała większą część jazdy, od czasu do czasu budząc się w gorączkowych dreszczach. Nie miała sił kompletnie na nic - przed przyjazdem posłała sowę do dyrektora z prośbą, by ktoś wyszedł po nią na dworzec, byłą bowiem pewna, że nogi jej nie posłuchają. Dopiero w sali szpitalnej, pod opieką pani Pomfrey poczuła się bezpiecznie.
Severus Snape istotnie nie był zachwycony zniknięciem Seleny, a że jego mniemanie o tej pannie pogorszyło się znacznie ostatnimi czasy, spodziewał się najgorszego: że nie wróci. Co ciekawe, list do Ministerstwa Magii wciąż leżał niedokończony na jego biurku, Severus uznał bowiem, że musi Selenę dopytać o kilka rzeczy, a na to jakoś ciągle nie mógł się zdobyć. I sytuacja była patowa. Selena oczywiście nic o tym nie wiedziała i wyobrażała sobie, że komisja decyduje, czy ma jej dać prawo głosu, czy jednak wydać wyrok na odległość. Gdyby wiedziała, jak jest naprawdę, na pewno dałoby jej o do myślenia. Jeszcze bardziej osobliwy był fakt, że ani Albus Dumbledore, ani nawet profesor McGonagall nie mieli pojęcia o niczym. Któregoś razu profesor Snape wpadł roztrzęsiony do gabinetu dyrektora (akurat pod obecność McGonagall) i zażądał odwołania doktor Everglades ze stanowiska nauczycielki. Kiedy łaskawie poprosili go o uzasadnienie, mruknął coś o pogwałceniu praw czarodziejów i wyszedł, nic więcej nie powiedziawszy. Dumbledore i McGonagall nie wiedzieli, czy mają go traktować na serio, czy nie - wszak Snape znany był z wybuchów gniewu o różnych przyczynach (z których najczęstszą był Potter, Harry). Zdarzały się one rzadko, ale się zdarzały. No i bywał osobą dość konfliktową. Postanowili wobec tego zaczekać na dalsze argumenty i jasne przedstawienie całej sprawy, ale się nie doczekali. A że nie mieli najmniejszych zastrzeżeń do pracy doktor Everglades - wręcz przeciwnie: uważali ją za idealną osobę na stanowisko nauczyciela od uroków - zostawili tę kwestię otwartą.
A Snape nie mógł sobie ze sobą poradzić. Działo się z nim coś niezwykłego i chyba dobrze, że uczniowie nie byli tego świadkami. Bo kiedy Severus Snape zaczynał o czymś intensywnie myśleć, szybko stawało się to jego obsesją. Obecna obsesja miała na imię Selena Everglades. Snape nie jadł, ledwo spał, tylko skupiał całą swą uwagę na tej dziewczynie. Któregoś dnia profesor McGonagall zwróciła mu uwagę, że wygląda jak strach na wróble i powinien coś ze sobą zrobić, ale chyba nawet jej nie słyszał, pogrążony we własnych przemyśleniach.
Dlaczego Selena tak postąpiła? No tak, niby mu wyjaśniła, ale... Czy znowu ktoś chciał go oszukać, zakpić z niego, do czego przecież zdążył się przyzwyczaić przez te wszystkie lata? Dlaczego akurat Selena - taka zdolna, inteligentna i sympatyczna? Gdyby spojrzał choć odrobinę krytyczniej, zacząłby się zastanawiać, skąd biorą mu się takie określenia. Nigdy go nie zawiodła: była jego najzdolniejszą uczennicą w czasach szkolnych, była wzorową nauczycielką, na którą nie skarżył się żaden z jego slytherińskich podopiecznych. Malfoy coś tam narzekał pod nosem, ale na Malfoya trzeba było brać poprawkę - on zawsze narzekał. Selena Everglades - zawsze spokojna, opanowana i nie działająca pod wpływem emocji. Takimi ludźmi chciał się otaczać i takiego postępowania od innych wymagał. I ona zrobiła coś takiego. Wykorzystała jego zaufanie i...
Zaufanie... Snape zatrzymał się na środku pokoju, po którym spacerował od kilku godzin i jakby zaczął wreszcie trzeźwiej myśleć.
Czy okazała jakikolwiek triumf z tego, że wydobyła z niego najgłębiej ukryte tajemnice? Czy kiedykolwiek wykorzystała je przeciw niemu? Nie. Nikt o niczym nie wiedział i dalej nie wie - poza Potterem.
Do diabła z Potterem.
Selena uparcie przepraszała go i żałowała swego postępku.
Ale wykorzystała cię, oszukała. Postąpiła najgorzej, jak tylko można.
Nie dla własnej korzyści. Miała swoje powody. Chciała go... lepiej poznać, zrozumieć.
Po co?
P o c o ?
Jak to powiedziała? "Jak to się stało, że tak się zmieniłeś?" Znała go dobrze. Znała go może lepiej, niż on sam znał siebie. Znała jego upokarzające dzieciństwo i dorastanie, do których on sam nie chciał nawet wracać.
I... nie odwróciła się od niego. W jej oczach nie było pogardy, wstrętu. Było tylko... współczucie.
Severus usiadł na podłodze i oparł głowę o skraj biurka. "Seleno, co ty zrobiłaś..."
Siedział tak dłuższy czas pogrążony w czarnych, chaotycznych myślach. Nie zwrócił uwagi na sowę, która już dobrą chwilę temu wleciała do jego pokoju i cierpliwie czekała, aż raczy ją dostrzec. Ale nawet sowia cierpliwość kiedyś się kończy. Ptaszysko zahuczało i upuściło list na kolana nauczyciela, po czym z jawnym oburzeniem opuściło pomieszczenie. Snape siedział i wpatrywał się w przesyłkę, jakby nie wiedząc, co z nią zrobić. Wreszcie otworzył list - jak się okazało - od Hermiony Granger.
Hermiona Granger zasyła gorące pozdrowienia z wakacji i życzy pomyślności z doktor Everglades. Ona tylko czeka na Pana krok.
- Nie! - krzyknął i odrzucił list od siebie.
"Tylko czeka na pana krok..."
Severus uderzył głową o biurko, jakby chcąc uspokoić natrętne myśli, które znów napłynęły do jego umysłu.
Nie mógł wytrzymać w pracowni, w której zrobiło się okropnie gorąco. Zerwał się i wybiegł z pomieszczenia, przyprawiając o palpitacje serca skrzata, który właśnie sprzątał korytarz. Nawet go nie zauważył.
- Severusie! - usłyszał surowy głos za swoimi plecami, gdy był już na piętrze.
Odwrócił się. Profesor McGonagall obrzuciła go taksującym spojrzeniem, a wynik oględzin zdecydowanie nie był pozytywny.
- Co się z tobą dzieje, Severusie?
Milczał.
- Zachowujesz się, jakby rzucono na ciebie urok.
Zadrżał, ale nic nie powiedział.
- A skoro o urokach mowa... Doktor Everglades wróciła do Hogwartu. Jest w skrzydle szpitalnym...
Już widziała jego plecy. Na drugim końcu korytarza.
- Gdyby to nie było niemożliwe - powiedziała do siebie w zamyśleniu - pomyślałabym, że się... zakochał.
Profesor Snape wpadł do sali szpitalnej i zatrzymał się, jakby dopiero teraz dotarło do niego, gdzie się znalazł.
- Co pan tu robi, profesorze? - rozległ się za jego plecami głos pani Pomfrey.
Nie raczył się nawet odezwać, tylko poszedł prosto przed siebie, a obcasy jego butów stukały o posadzkę. W kącie przy oknie, na jedynym łóżku ktoś leżał. Powoli podszedł bliżej. Selena Everglades spała, ale słyszał jej ciężki oddech i widział pot perlący się na jej czole.
- Obawiam się, że może się rozwinąć zapalenie płuc - powiedziała cicho pani Pomfrey, stając obok niego. - Jednak jest silna, da sobie radę.
Silna? Po przeżyciach ostatnich dni...?
- A co się stało, że tu trafiła? - zmusił się, by jego głos brzmiał normalnie.
- Nie wiem dokładnie, ale mówiła coś o uroku, który musiała odczynić. Chyba coś związanego z jej ojcem... Biedaczka, była wykończona... Leży tak od wczoraj. Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. Taka piękna pogoda za oknem, a ona leży tu sama i choruje... - tak mrucząc pod nosem, bardziej do siebie niż do niego, odeszła przygotować leki dla pacjentki.
Severus stał przez chwile przy łóżku Seleny i patrzył na jej twarz pogrążoną we śnie. Urok? Na jej ojca? To musiało kosztować ją wiele energii.
Odwrócił się na pięcie i wymaszerował z sali. Wrócił po pół godzinie z dymiącą karafką, którą wręczył pani Pomfrey.
- Proszę jej to podawać co 3 godziny. Po dwie łyżeczki, bardzo gorące. Powinno przywrócić jej siły.
Już go nie było. Pani Pomfrey popatrzyła w kierunku, gdzie zniknął. Kto by pomyślał, że profesor Snape tak się przejmie? No no... Powąchała eliksir i skrzywiła się. "Pachnie paskudnie" stwierdziła. "Miejmy nadzieję, że jest równie skuteczny. Kto jak kto, ale on na pewno wie, co robi." Uśmiechnęła się do siebie i poszła budzić Selenę.
Tej nocy Severus wreszcie zaznał trochę snu. Niewiele, ale to już zupełnie inna historia. Gdy tylko udało mu się trochę przysnąć, zaraz pojawiały się w jego snach te błękitnozielone oczy, patrzące na niego w sposób, którego nie potrafił zdefiniować. Wreszcie o świtaniu zerwał się, nie będąc w stanie dłużej się męczyć.
W szkole wszyscy spali, choć słońce radośnie wpadało przez okna od wschodniej strony. Podczas swego spaceru korytarzami Hogwartu spotkał tylko Panią Norris, która zapewne wracała z nocnych łowów, albowiem oblizywała się z wyrazem wielkiej przyjemności na pyszczku. Severus poczuł się nagle głodny - kiedy ostatni raz jadł? Przemknął się do kuchni, po drodze zaglądając jeszcze po cichu do Seleny. Wciąż spała, ale jej forsowny oddech jakby zelżał... W kuchni przyrządził sobie coś na kształt śniadania, po czym wrócił na poziom szpitalny i usiadł na ławce pod ścianą. Wkrótce ogarnęła go senność i nawet z nią nie walczył. Po kilku minutach spał mocno, skulony na ławeczce.
Przechodząca tamtędy dwie godziny później profesor McGonagall w pierwszej chwili chciała krzyknąć: "Profesorze Snape! Co pan robi?!", jednak odstąpiła od tego pomysłu. Uśmiechnęła się tylko do siebie, po czym zdjęła swoją pelerynę i okryła nią śpiącego mężczyznę. "Profesor - a czasem jest jak dziecko" pomyślała. "Szczególnie ostatnio..." Po cichu odeszła.
Było wczesne przedpołudnie, gdy Severus Snape wrócił do pełnej przytomności. Sen na kamiennej ławce nie był z pewnością relaksujący, ale przynajmniej jego myślom przyniósł ukojenie i uspokoił. Tego dnia pan profesor poczuł, że wreszcie znów jest sobą. Zastanowił się przez chwilę, trzymając w dłoniach płaszcz profesor McGonagall (poznał po srebrnej zapince w kształcie dwóch liter M), po czym złożył go w kostkę i położył na ławeczce. Sam wstał i, nie oglądając się nawet na salę szpitalną, ruszył ku swojej pracowni.
Nie dane mu jednak było długo cieszyć się spokojem...
Szedł właśnie sprężystym krokiem przez hol, gdy ujrzał, jak ktoś zmierza w jego kierunku. Przybysz był sześćdziesięcioparoletnim już mężczyzną, trzymał się jednak dumnie i prosto. Jego srebrzyste włosy układały się w miękkie loki, a błękitnozielone oczy patrzyły trzeźwo i rozsądnie. Ubrany był w szatę koloru popielatego i płaszcz podróżny tej samej barwy. Jego nawet młodą jeszcze twarz rozjaśniał uśmiech.
- Profesor Everglades... - rzekł Snape, gdy obcy podszedł na tyle, że nie mogło być żadnych wątpliwości co do jego tożsamości. - Witamy w Hogwarcie. To dla nas zaszczyt. Pan z pewnością w odwiedziny do córki...
Magius zatrzymał się dostojnie.
- Dziękuję za powitanie. Miło znów odwiedzić Hogwart. Gdzie znajdę Selenę?
- W sali szpitalnej, na piętrze korytarzem w lewo...
Ale profesor już go nie słuchał... Severus patrzył jeszcze przez chwilę na jego oddalającą się sylwetkę, po czym udał się w swoją stronę.
Magius Everglades przemierzał puste korytarze Hogwartu, a peleryna łopotała za jego plecami niczym skrzydła olbrzymiego ptaka. W jego krokach była jakaś determinacja, ich odgłos odbijał się echem od murów zamczyska, aż pani Pomfrey wychyliła się zdumiona, chcąc zobaczyć, kto nadchodzi.
- Pani tu zarządza? - rzucił przybysz w stronę kobiety. - Przybyłem zobaczyć się z Seleną. To moja córka - dodał.
Pani Pomfrey uśmiechnęła się szeroko.
- Pan profesor, oczywiście... Proszę za mną.
Odwróciła się i pospieszyła w kierunku łóżka Seleny.
- Odwiedziny pana z pewnością poniosą ją na duchu. Biedna, leży tak od dwóch dni. Paskudna sprawa... Cały czas śpi, ale to dla niej najlepiej. Niech nabiera sił - trajkotała, aż wreszcie doszli do miejsca, gdzie spała pani doktor.
- Proszę zostawić nas samych
- Oczywiście - rzekła pani Pomfrey i oddaliła się spiesznym krokiem.
Magius przez chwilę stał i mierzył wzrokiem leżącą na łóżku kobietę, ale na jego twarzy nie było ojcowskiej troski i miłości. Jej rysy wyostrzyły się, a oczy zabłysły złowieszczym, czerwonym blaskiem. Syk, który wydobył się z jego ust, z pewnością nie był głosem sympatycznego profesora Evergladesa...
Profesor Snape dopiero przy drzwiach swej komnaty zorientował się, że coś jest nie tak. Że doszło do czegoś, co nie powinno mieć miejsca. Stał z ręką na klamce, usilnie myśląc, aż po chwili dotarło do niego, co takiego umknęło jego uwadze. Owiała go fala zimna podpełzająca do gardła. Odwrócił się i pomknął tą samą drogą, którą przyszedł.
Profesor Everglades nie miał prawa być w Hogwarcie cały i zdrowy, podczas gdy jego córka leżała w sali szpitalnej wyczerpana po odczynieniu uroku.
- Przeklęta! Pozbawiłaś mnie mej zdobyczy. Jak śmiałaś odczynić mój urok?! Jak śmiałaś rzucić zaklęcie ochronne na twój dom?! Pożałujesz gorzko, nędzna istoto, że weszłaś mi w drogę. Myślałaś, że jestem w stanie mierzyć się ze mną? Z
Lordem Voldemortem? Ale oto jestem znów w murach Hogwartu i bardzo ułatwiasz mi sprawę. W tej postaci jestem tylko słabym cieniem, ale gdy posiądę twoje ciało, stanę się niepokonany. Jak dawniej... I zemszczę się za wszystkie upokorzenia, jakie mnie tutaj spotkały. Powinnaś być wdzięczna, że przysłużysz się najpotężniejszemu czarnoksiężnikowi w historii tego świata. Że okażę ci łaskę i nie obrócę cię w proch i pył, choć na nic innego nie zasługujesz. Och, jakże wdzięczna być powinnaś...
Selena podświadomie czuła, że coś jest nie w porządku. Będąc na granicy snu i jawy, próbowała wyrwać się z tego dziwnego odrętwienia, w jakim spoczywała. Gorączka gorączką - widziała, że nabawiła się paskudnej choroby - ale na tyle dobrze znała sztukę uroczną, że potrafiła odkryć, gdy ktoś działał przeciw niej. Już powoli odzyskiwała zmysły... Najpierw poczuła lodowato zimne, a jednocześnie gorące jak płomień palce, które, dotykając jej twarzy niczym pająki, zadawały ból. Potem usłyszała ten okropny syk, który otulał jej osobę niczym wata, aż nie istniało nic innego. Wreszcie - ogromnym wysiłkiem - udało jej się unieść powieki i ujrzała pochylającą się nad nią wstrętną postać - tak wstrętną, jak tylko mogła sobie wyobrazić. Była to bowiem osoba jej ukochanego ojca, którego twarz wykrzywiało najczystsze zło. Chciała zakrzyknąć w udręce, ale z jej gardła nie wydobył się ani dźwięk i mogła tylko patrzeć, jak promieniujące purpurą oczy przybliżają się... Nie była w stanie nawet drgnąć. Zacisnęła powieki, by nie widzieć tego przerażającego obrazu, i zaczęła witać się ze świadomością, że oto nadeszły jej ostatnie chwile. Jakże żałosny koniec...
Pani Pomfrey zdumiała się, widząc, jak profesor Snape wpada do sali szpitalnej, choć może powinna się już przyzwyczaić do jego dziwnego zachowania. Nawet na nią nie spojrzał, tylko pobiegł prosto w kierunku łóżka, na którym spała nauczycielka. Za późno... Zdążył tylko zobaczyć, jak gęstniejący wokół Seleny mrok przybiera postać długiej smugi i wnika w jej ciało.
A potem Selena otworzyła oczy.
Pani Pomfrey krzyknęła i cofnęła się o krok. Potem odwróciła się z zamiarem zawiadomienia dyrektora, ale nie zdążyła nic zrobić. Fala energii zbiła ją z nóg i kobieta, uderzywszy o kamienną posadzkę, straciła przytomność. Selena wygrzebała się z pościeli i stanęła obok łóżka, oparłszy się o jego barierkę lewym bokiem. W prawej dłoni trzymała różdżkę. Jej oddech przyspieszył się. Snape stał bez słowa.
- Nędzny robaku - głos, który wydobył się z ust dziewczyny, z pewnością nie był jej głosem. - Widziałeś, zatem musisz zginąć.
Strumień energii uderzył na Severusa, ale profesor nie miał problemu z ochroną.
- Och, nauczyciel, jak widzę - rozległ się ponownie głos dochodzący spomiędzy pobladłych warg Seleny, ale tym razem pobrzmiało w nim zdumienie. - Nie szkodzi. Będziesz pierwszym, który posmakuje zemsty Lorda Voldemorta.
Kolejne zaklęcie - tym razem mocniejsze. Krople potu wystąpiły na czoło nauczyciela, gdy je odbił, ale nie cofnął się ani o krok.
- Obrona przed czarną magią? - Severus drgnął. - Tak, widzę, że masz pewne umiejętności. Mam szczęście - gdy cię wyeliminuję, z resztą pójdzie łatwiej. Szczególnie, że Dumbledore'a nie ma w Hogwarcie.
Dumbledore'a nie ma w Hogwarcie? Nie ma go??? Severus w dalszym ciągu nie zdradzał się z niczym, ale ta wiadomość nieco nim wstrząsnęła.
- Tak, nie ma go. A ta stara wiedźma McGonagall nie jest w stanie mi zagrozić - w głosie pobrzmiewały nuty triumfu. - Po co się opierasz? Twój koniec jest bliski.
Wysłał kolejną wiązkę magii w stronę pobladłego profesora, ale zyskał tylko lekkie zwęglenie końcówek włosów mężczyzny. A Snape intensywnie myślał, co ma zrobić.
- Kiepskie wybrałeś sobie ciało - rzekł wreszcie. - Dziewczyna ledwo żyje, więc nie jesteś w stanie użyć całej swej mocy, choćbyś chciał. Jeśli spróbujesz, ona rozpadnie się na kawałki, a wtedy nie posiądziesz nikogo innego, bo ja tu jestem i cię powstrzymam.
- Och, wyeliminuję cię, zanim do tego dojdzie. A wtedy zapakujemy się do łóżka, wyzdrowiejemy i nabierzemy sił, i będziemy spokojnie czekać na
Pottera.
- A więc to on jest twoim celem? - Severus grał na zwłokę. - Mogłem się domyślić.
- Ten smarkacz ograbił mnie ze wszystkiego, co posiadałem. Nie pragnę niczego innego, jak zobaczyć, jak ginie w męczarniach ze świadomością, z kim ważył się mierzyć. W naszym starciu nie może być innego zwycięzcy. Raz udało mu się mnie pokonać, ale wróciłem, by upomnieć się o swoje. Wróciłem po zemstę. Ale... co robisz? - spytał, a w jego głosie zadźwięczał niepokój.
Profesor bowiem uniósł przed siebie obie ręce - tę z różdżką i tę wolną - jakby z zamiarem rzucenia zaklęcia.
- Jeśli zaatakujesz mnie swoją nędzną magią, dziewczyna zginie - rzucił ostrzegawczo Voldemort.
- Ona mnie nic nie obchodzi - powiedział Snape chłodno i naprawdę w to wierzył. - Chcę zniszczyć ciebie, nic innego mnie nie interesuje.
Twarz Seleny wykrzywiła się nienawiścią.
- Kiedy rzucę zaklęcie - kontynuował Snape - będziesz miał sekundę... może nawet mniej, by stąd zniknąć. Może ci się uda, może nie... Myślę, że... nie.
Cisza. Severus stał z uniesionymi ramionami i czekał. Voldemort cofnął się o krok, wysyłając w jego stronę kolejny strumień magii. Nie zyskał nic, a Severus bardzo wiele: ostateczną pewność, że Voldemort nie dysponuje nawet ćwiercią tej mocy, jaką posiadał onegdaj, a dzięki Selenie nie jest w stanie wykorzystać nawet tego. Ani drgnął, tylko mierzył przeciwnika lodowatym spojrzeniem swych czarnych oczu.
- Błagaj go o życie! - krzyknął Voldemort do Seleny, a w jego głosie zabrzmiała panika. - Bo ode mnie tej łaski nie otrzymasz. Krzycz, głupia dziewczyno!
I Selena odzyskała głos - jednak powiedziała niezupełnie to, czego od niej żądano.
- Nie myśl o mnie, Severusie. Zabij mnie, a potem uwolnij świat od tej kreatury. Przecież mnie nienawidzisz, tak będzie łatwiej. A ja... nie chcę żyć w twej nienawiści. To udręka. Ja myślę... że cię kocham, Severusie... - uśmiechnęła się. - Cieszę się, że ci to powiedziałam - jakkolwiek mnie zrozumiesz. - W jej błękitnozielonych oczach zabłysły łzy, a ciałem wstrząsnął kaszel.
- Milcz, głupia!!! - głos Voldemorta był teraz jednym wielkim okrzykiem przerażenia. - Przecież wiem, że ci na niej zależy! - krzyknął do Snape'a. - Nie ośmielisz się...!
Ale Snape zmrużył tylko oczy i wypowiedział zaklęcie. Najpierw cicho, potem o ton głośniej i głośniej, aż wreszcie jego krzyk wstrząsnął posadami sali. Z jego różdżki wystrzeliła smuga błękitnego światła i uderzyła dziewczynę. Z jej ust dobył się przeraźliwy krzyk - to Voldemort tak krzyczał, czując, że nie jest w stanie się obronić i że jeśli natychmiast nie opuści tego ciała... zginie!
- Nie pozwolę ci jej zabić - powiedział cicho Severus Snape. - Nie pozwolę ci znów skrzywdzić kobiety, która coś dla mnie znaczy. Nie masz już nade mną takiej władzy, Voldemort. Zniszczyłeś mi tyle lat życia, nie pozwolę ci znów pogrążyć mnie w mroku.
Salve destructione! - zakrzyknął po raz ostatni.
Sala zamigotała, a powietrze uniósł się okropny wrzask. Voldemort w jednej chwili zrozumiał, że MUSI uciekać, ale wciąż nie chciał. Wciąż nie chciał ulec. Może jednak, może jednak... A Snape pragnął, by jego zaklęcie zadziałało - jak nie pragnął jeszcze niczego w swoim życiu. Jego siły zmniejszały się i wiedział, że jeśli teraz się podda, zginą oboje. Więc stał, czerpiąc moc z jakiegoś nieznanego mu do tej pory zakamarka swej duszy, aż przed jego oczami zaczęły wirować czarne i czerwone cienie. A potem wszystko umilkło. Upadł na posadzkę i wiedział już, że te jasne oczy patrzyły na niego jak inne, te kilkanaście lat temu, mówiące "Zostańmy przyjaciółmi..."
W sali szpitalnej było tak samo cicho i spokojnie jak w całym Hogwarcie. Czemu się dziwić? Uczniowie wyjechali na wakacje, część nauczycieli również - pozostałych można było policzyć na palcach... W najdalszym kącie, koło okna, w promieniach letniego słońca stały dwa łóżka. Pogrążeni w tak głębokim śnie, że nawet trzęsienie ziemi nie zdołałoby ich obudzić, leżeli w nich dwaj pedagogowie szkoły: profesor Snape i doktor Everglades. Ona w długiej koszuli nocnej w kwiatki, on - choć raz nie w swej ulubionej czerni, a w białej, szpitalnej piżamie, której kołnierzyk wystawał spod koca. Wyglądali jak dzieci - choć jej policzki wciąż barwił gorączkowy rumieniec, a jego twarz nawet we śnie była ściągnięta i zamknięta. Ale leżeli obróceni w swoją stronę...
- Nie uważasz, że to nieco nieprzyzwoite, Dumbledore? - spytała profesor McGonagall, gdy tak od dłuższej chwili obserwowali z dyrektorem tę dwójkę. - Dziewczyna powinna mieć więcej rozumu.
- To on o to prosił, pani profesor - wtrąciła stojąca obok pani Pomfrey. - Zanim stracił przytomność...
Profesor McGonagall zaniemówiła.
- Uratował jej życie, Minerwo - powiedział Albus Dumbledore swoim mądrym głosem, który wszystkim go słuchającym zawsze dodawał otuchy i przywracał nadzieję. - To różnie wpływa na różnych ludzi. Kto wie? Może wreszcie będzie szczęśliwy...? Tak mało radości go w życiu spotkało do tej pory - to mówiąc, pogładził profesora Snape'a po miękkich, czarnych włosach opadających na prawy policzek.
Nauczyciel nawet nie drgnął, ale jakby na chwilę jego twarz się wygładziła. Trwało to zaledwie ułamek sekundy - potem znów zagościła na niej zwyczajowa surowość.
Profesor McGonagall pokręciła głową z niedowierzaniem, ale jej słowa też niosły w sobie nadzieję.
- Obyś miał rację, Dumbledore. Jakże chciałabym, byś miał rację...
Po czym cała trójka wyszła z sali pozostawiając Selenę i Severusa w słodkim uśpieniu i błogiej nieświadomości...
Harry nie bez powodu obawiał się o swoją nauczycielkę od zaklęć i uroków - ostatecznie przez całe lato nie miał z Hogwartu wiadomości i nie wiedział, jak zakończyła się cała ta historia, jaka rozegrała się pod koniec ubiegłego roku. Nie byłoby nic dziwnego, gdyby Selenę Everglades usunięto ze szkoły. Pewną pociechą był fakt, że na liście wymaganych do V klasy podręczników widniał jeden autorstwa profesora Evergladesa - ale to przecież o niczym nie świadczyło. Profesor Everglades był cenionym znawcą sztuki urocznej, więc zapewne jego podręczniki używane były w szkoleniu przyszłych magów.
Dlatego podczas inauguracji kolejnego - piątego już - roku szkolnego pierwszą rzeczą, jaką zrobił po wejściu do Wielkiej Sali, było dokładne obejrzenie grona nauczycielskiego. Ku swej wielkiej uldze dostrzegł doktor Selenę siedzącą pomiędzy profesor McGonagall a profesorem Snape'em. Uśmiechnął się do niej szeroko przez całą długość sali - wątpliwe, czy dostrzegła ten uśmiech, ale Harry od razu poczuł się lepiej.
Gdy wszyscy już zasiedli na swoich miejscach, gdy dokonano ceremonii Przydziału, a profesor Dumbledore uroczyście przywitał całą gromadę, wstała profesor McGonagall, by jak zawsze poinformować uczniów o zmianach, jakich dokonano w czasie wakacji. A były to zmiany, można rzec, drastyczne.
- Chciałabym ogłosić - powiedziała, gdy w sali wreszcie zapadła cisza po oklaskach na cześć dyrektora - iż od obecnego roku profesor Snape nie będzie już uczył was eliksirów...
Nie dane jej było dokończyć, albowiem w sali uniósł się dziki wrzask, który najpewniej miał wyrażać radość uczniów z tak nieprzewidzianej nowiny, jakkolwiek nie było to ani zbyt miłe, ani zbyt rozważne, biorąc pod uwagę, że wspomniany profesor Snape siedział za stołem nauczycielskim i uśmiechał się uśmiechem, który obiecywał niewymownie wiele rozwrzeszczanym uczniom.
Gdy wreszcie uczniowie zdali sobie sprawę ze swego postępowania - a stało się to zdumiewająco szybko pod ciskającym gromy wzrokiem profesor McGonagall - usłyszeli ciąg dalszy nowiny:
- Nie będzie was uczył eliksirów, albowiem objął stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią.
I teraz dla odmiany w sali zapanowała grobowa cisza.
- I to tyle, jeśli chodzi o dobre wiadomości - mruknął markotnie Ron do Harry'ego.
Profesor ciągnęła dalej:
- Ostatnimi laty bardzo zaniedbaliśmy tę posadę albo raczej - nie mieliśmy odpowiednich kandydatów, przez co ucierpieliście najbardziej wy - uczniowie. Mamy nadzieję, że profesor Snape okaże się wreszcie właściwą osobą na właściwym miejscu - i zostanie z nami dłużej niż rok.
Na sali w dalszym ciągu panowała cisza - uczniowie nie bardzo wiedzieli, jak powinni zareagować. Może lepiej, gdyby i nim coś się "zajęło"...?
- Mam nadzieję, że się cieszycie - dodała McGonagall. - W końcu chodzi tylko i wyłącznie o wasze dobro.
- Pewnie, że się cieszymy - rzekł jadowicie Ron - że nie naucza nas
I obrony,
I eliksirów. To by dopiero była tragedia.
Harry w dalszym ciągu milczał.
- Dodam jeszcze, że doktor Everglades pozostaje na swoim stanowisku nauczyciela zaklęć i uroków i rozważamy poważnie możliwość zatrudnienia jej w Hogwarcie na stałe.
Na te słowa rozległa się burza oklasków. Doktor Selena była przez uczniów bardzo lubiana, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy. Uśmiechnęła się lekko w stronę młodzieży, a Harry - po raz drugi w życiu - uznał, że z uśmiechem na twarzy wygląda wyjątkowo czarująco. W chwilę potem otworzył szeroko oczy ze zdumienia, kiedy ujrzał, jak Selena odwraca się w stronę Snape'a i jego również obdarza promiennym uśmiechem. O dziwo, Severus Snape ani nie spadł z krzesła na ten widok (w końcu rzadko kto obdarzał go promiennym uśmiechem), ani nie skrzywił się czy odwrócił wzrok, ale odwzajemnił ów uśmiech i przez chwilę - zdaniem Harry'ego - wyglądał naprawdę... miło. Harry siedział i przypatrywał się tej scenie, aż Ron dał mu sójkę w bok z zapytaniem, czemu nic nie je i dlaczego znów gapi się na Selenę. Harry wbił wzrok w talerz i pogrążył się w myślach.
- Co o tym myślisz? - spytał go Ron, wskazując widelcem w stronę podwyższenia dla nauczycieli. - Snape w końcu osiągnął to, na czym tak mu zależało.
- Nareszcie robi to, co najbardziej lubi - odrzekł wolno Harry.
Jedli przez chwilę w milczeniu, zastanawiając się nad przyszłością. Wreszcie gdy uczta powoli dobiegała końca, Harry rozjaśnił się. Spojrzał na przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu, uśmiechając się.
- Wiesz co, Ron? - powiedział, wspominając ten niedawny uśmiech profesora Snape'a. - Myślę, że teraz będzie już dobrze.
[14.06.2003]