ilmari
Czy powietrze wtedy pachniało tak samo?
Nad sobą miał bezkresne niebo, którego błękit odbijał się w jego oczach, a pod nim - mozaikę wody i ziemi. Jeziora i lasy, "jakby ląd tonął"... Istotnie.
"Wieża obserwacyjna Puijo to główny punkt turystyczny okolicy" powiedział recepcjonista. "W pogodne dni rozciąga się z niej widok w promieniu 40 kilometrów. Dziś jest bardzo ładnie" zachęcił. Ilmari postanowił udać się na ową Puijon torni i teraz właśnie stał na jej platformie obserwacyjnej, a jego oczy chłonęły ten jedyny na świecie krajobraz - krajobraz Finlandii. Kraju jego dzieciństwa.
Przeszedł powoli wzdłuż barierki, notując w umyśle coraz to nowe obiekty: biała fabryka na skraju jeziora, pociąg na moście, łodzie w porcie, katedra połyskująca w słońcu, wieżowce w najbliższej dzielnicy... Spojrzał nieco w dół, a jego wzrok zesliznął się po nagim zboczu Puijo. Oczy zwęziły się, jakby próbując uchwycić jakieś ulotne wspomnienie, ale...
- Przepraszam, co to jest? - zagadnął stojącego obok mężczyznę, wskazując na dziwną konstrukcję ulokowaną na stoku pagórka.
- Skocznia narciarska - odrzekł zapytany. - Finlandia słynie z tego sportu. Cóż, ja osobiście wolę krykiet... - roześmiał się.
Ilmari go nie słuchał. "Skocznia narciarska..."
* * *
Po pięciu minutach stał u jej stóp i szeroko otwartymi oczami chwytał każdy szczegół. Każdą linię, każde załamanie i zakrzywienie, każdą tabliczkę z liczbą odmierzającą odległość... Wokół miał potężne świerki i delikatne brzozy, których liśćmi leciutko poruszał wiatr. Czerwcowe słońce grzało mocno. Czas płynął, ale Ilmari nigdzie się nie spieszył. To była magiczna chwila...
I nagle - zupełnie niespodzianie - rozległ się dziwny odgłos, w pierwszej chwili podobny do dźwięku, jaki dochodzi z odrzutowca przemierzającego bezkres nieba. Podniósł wzrok i ujrzał człowieka szybującego ponad skocznią. Skoczek powoli opadł na podłoże i zatrzymał się kilka metrów dalej, ale Ilmari już tego nie widział. Osunął się na trawę, znajdując się już w zupełnie innym czasie i miejscu.
* * *
Nie miał jeszcze 4 lat, ale od dawna zafascynowany był skokami narciarskimi, które oglądał w telewizji z całą rodziną. Rodzice śmiali się, że może kiedyś wyrośnie z niego mistrz świata, i któregoś dnia zabrali go do miasta. Nie pamiętał, co to było za miasto, ale stała tam ogromna skocznia narciarska, na której odbywały się czasem zawody. Miejscowy klub zorganizował spotkanie dla chętnych, by zająć się tym wspaniałym sportem, z udziałem trenerów i chłopców już tam trenujących. Ilmari dostał na nogi narty skokowe i mógł oddać swój pierwszy w życiu skok. Pierwszy i ostatni - jak się potem okazało. Upadł na maleńkiej skoczni i skręcił nogę. Zapłakanego rodzice zabrali go najpierw do lekarza, a potem do domu. To wydarzenie nie wpłynęło jednak negatywnie na jego chęć skakania - czekał niecierpliwie, aż noga się wygoi i męczył rodziców, by znów tam pojechali. Chciał wspiąć się na skocznię i skoczyć - i tym razem wylądować bezpiecznie. Chciał znów spotkać się z chłopcami, którzy tam ćwiczyli. Nie pamiętał ich imion - nawet ich nie znał. Ale byli tam - tacy dorośli i poważni. Z przejęciem opowiadali o skakaniu, a on słuchał ich z zapałem. Zwłaszcza jeden z nich zapadł mu w myśl. Musiał mieć 10 lat, gdyż mówił bardzo mądrze. A może tylko dlatego go kojarzył, że jako pierwszy podbiegł do niego po upadku i z zatroskaniem spytał, czy wszystko dobrze. I Ilmari pod zaniepokojonym spojrzeniem tych złotych oczu - bo ten chłopiec miał oczy jak kot! - zdołał nawet na chwilę powstrzymać łzy i pokiwać głową, że nic mu się nie stało. Że tylko noga go boli, ale to nic... Tak, chciał tam wrócić i ćwiczyć skakanie razem z nimi. I któregoś dnia zostać najlepszym skoczkiem świata.
Nigdy do tego nie doszło. W ciągu miesiąca jego życie odwróciło się do góry nogami. Tata dostał pracę... w Australii. W kraju, który Ilmari znał tylko z nazwy, a który wydawał się być na drugim końcu świata. I istotnie był. Ani się obejrzał, a Finlandia została za plecami. Kolejnym szokiem była śmierć taty i ślub mamy z kimś innym. To wszystko działo się tak szybko, że Ilmari ledwo mógł zrozumieć. O ile w ogóle był w stanie zrozumieć. Ale w tym wypadku postanowił zrobić jedyną rzecz, dzięki której poczuł się lepiej - zapomniał o Finlandii i życiu, jakie tam przeżył. Zapomniał nawet o kochanych skokach.
I tylko czasem w snach widywał ludzi unoszących się na skrzydłach wiatru, ale nie potrafił tego już z niczym skojarzyć.
Minęło 15 lat. Słowo Finlandia znaczyło dla niego tylko tyle, że tam się urodził i kiedyś tam mieszkał. Mówił po fińsku, ale angielski wychodził mu zdecydowanie lepiej. I on sam czuł się bardziej Australijczykiem niż Finem. Choć może czasem rzeczywiście spostrzegał, że jest inny niż rówieśnicy - spokojniejszy, wyciszony. I wrażliwszy - co pokrywał maską niewzruszoności i rezerwy.
I właśnie ostatnio jego matka wpadła na pomysł, czy nie zechciałby odwiedzić kraju dzieciństwa i może nawet - gdyby mu się spodobało - podjąć tam studiow. Odniósł się do tej idei z dystansem, ale nie niechęcią. Kupił bilety, zapakował się i poleciał - jako turysta...
* * *
Słońce grzało, wiatr chłodził, chłopcy skakali... Ilmari wrócił do rzeczywistości. Nie wiedział, ile czasu minęło, to nie było ważne. Podniósł się z ziemi i rozprostował stawy. Z pewną nieśmiałością zbliżył się do miejsca, gdzie skoczkowie schodzili ze skoczni. Obserwował, jak najpierw lecą ponad obiektem; jak pózniej lądują - jedni bardziej, inni mniej elegancko; jak odpinają narty i zdejmują kaski; jak mijają go bez słowa i spojrzenia, cały czas jeszcze myśląc o ostatnim locie. Królowie przestworzy...
I nagle zdjął go wielki żal, gdy uświadomił sobie, że ominęło go coś najpiękniejszego na świecie. A zaraz potem poczucie bezsilności - że nie da się cofnąć czasu. A potem znów oddał się przyjemności, jaką było przyglądanie się im w powietrzu.
Kolejny skoczek odbił się z progu i poszybował w dół. Leciał, leciał... Bez żadnego wahania, pewien siebie i swoich umiejętności. Wylądował z gracją na 130 metrze, po czym stracił równowagę i znalazł się na trawie. Ilmari patrzył na to szeroko otwartymi oczami, walcząc z chęcią biegnięcia na pomoc. Młodzieniec po chwili leżenia wstał, zupełnie bez emocji odpiął narty i skierował się ku zejściu.
Ilmari nie mógł się powstrzymać:
- Wszystko w porządku?
Skoczek kiwnął głową, po czym obrócił się i spojrzał na skocznię.
- Nawet dobry skok...
Popatrzył na chłopaka, a w jego oczach odbiło się złoto słońca.
- Nie lubię tej skoczni.
Ilmari nie powiedział nic. Nie był w stanie. "Ilu ludzi na świecie ma złote oczy?" próbował zachować trzeźwość. "A ilu fińskich skoczków???"
- Przepraszam...
Mężczyzna odwrócił się i spojrzał z uwagą. Oczy Ilmariego wypełniły się łzami.
- To naprawdę... ty... - powiedział cicho.
Jakkolwiek dziwna by ta wypowiedź nie była, skoczek stał z kamienną twarzą i w dalszym ciągu obserwował chłopaka bez słowa. Ilmari szybko zorientował się, że zachowuje się cokolwiek niecodziennie.
- Przepraszam - powiedział, ocierając łzy. - Czy nie brałeś kiedyś udziału w kursach szkoleniowych dla młodych skoczków? - zapytał z wahaniem.
Skoczek otworzył szerzej swe kocie oczy.
- Bo wydaje mi się, że wtedy się spotkaliśmy... - dokończył cicho Ilmari.
- W Lahti? Tak. Począwszy od dzięsiątego roku życia - odpowiedział młodzieniec.
Lahti... Czy to mogło być to miasto? Pamięć ludzka jest wybiórcza. Szczególnie pamięć dziecka...
- Miałem wtedy 4 lata i... - zaczął Ilmari, ale zamilkł. - Przepraszam. Przecież masz trening.
- Właśnie skończyłem - powiedział skoczek, odstawiając narty pod ścianę.
Ilmari nie wiedział, co powiedzieć. Tysiąc myśli kłębiło mu się w głowie, ale nie chciał stać i gapić się jak idiota.
Choć skoczek nie wydawał się myśleć o nim czegokolwiek podobnego. Chłopak podszedł bliżej i wyciągnął rękę.
- Mam na imię Ilmari.
- Janne.
Uścisnął wyciągniętą dłoń.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę...
- Nic nie szkodzi.
- Chciałem tylko powiedzieć, że... - umilkł znów, ale po chwili podjął. - To było jakieś 15 lat temu. Przyszedłem na pierwsze zajęcia i... upadłem. Pamiętam cię wtedy. Razem z kolegami opowiadałeś, jak to jest: skakać na nartach.
Janne spojrzał na niego z jeszcze większą uwagą.
- A ja pamiętam ciebie - powiedział z nutą wahania.
Ilmari otworzył szeroko swe błękitne oczy.
- Jak to możliwe?? - spytał zdumiony.
Janne uśmiechnął się.
- To był pierwszy kurs, w jakim brałem udział. A ty byłeś najmłodszym chłopcem, jakiego widziałem kiedykolwiek na nartach skokowych. Muszę przyznać, że trochę się niepokoiłem, czy nic ci się nie stało. Zwłaszcza że później ani razu nie pojawiłeś się już na skoczni...
Ilmari spuścił głowę.
- Chciałem... Chciałem być wtedy mistrzem. - Uśmiechnął się. - To głupie...
- Mistrzem można być nie tylko w skokach - odpowiedział Janne.
Chwila ciszy.
- W każdym razie chce tylko życzyć ci szczęścia i powodzenia.
- Dziękuję i nawzajem.
Ilmari uśmiechnął się.
- Nie przypuszczałem, że cię kiedykolwiek jeszcze zobaczę.
I znów iskra zdumienia w złotych oczach.
- Życie jest pełne niespodzianek - powiedział Janne z uśmiechem.
Ilmari odwzajemnił uśmiech.
- Nie zatrzymuję cię. Zresztą sam muszę wracać do hotelu.
Janne sięgnął po narty.
- Miłego dnia więc. Myślę, że jeszcze się spotkamy...
* * *
- Na Puijo jest rzeczywiście pięknie - powiedział wieczorem recepcjoniście.
- Oczywiście. Puijon torni jest słynna w całym kraju.
- A skocznia?
Recepcjonista zamyślił się.
- Od kilku lat odbywają się na niej międzynarodowe zawody. Miejscowy klub wychował sobie nawet medalistę olimpijskiego. Znasz z pewnością Mattiego Hautamäkiego?
- Nie bardzo orientuję się w sporcie...
- Taaak... - recepcjonista zerknął do gazety. - W tej chwili na Puijo trenuje nasza kadra narodowa.
Ilmari zamyślił się.
- Czy jest w niej jakiś Janne? - spytał.
Recepcjonista uśmiechnął się.
- Mamy obecnie aż trzech Janne w ekipie. Młodziutki Happonen, ogromny talent. Nasz chłopak - dodał poufale. - Janne Ylijärvi z Lahti, również debiutant. Zobaczymy, co pokaże.
- A trzeci Janne?
- Chyba rzeczywiście nie wiesz, skoro pytasz.
Ilmari uśmiechnął się przepraszająco.
- Janne Ahonen oczywiście.
Jako że twarz chłopaka niczego szczególnego nie wyrażała, mężczyzna postanowił uzupełnić:
- Nasz najlepszy skoczek. Ośmielę się stwierdzić, że najlepszy zawodnik ostatniej dekady. Kilkakrotny mistrz świata... I taki sympatyczny chłopak. Choć nigdy się nie śmieje.
Mistrz Świata... Ilmari uśmiechnął się do siebie samego. Oczywiście, jakżeby inaczej...?
Stał na balkonie, patrząc na zachodzące za Puijo słońce. I czuł, jakby spełniło się jego wielkie marzenie.
"Powodzenia, Janne!"
[7 VII 2002]