Od autorki: Jestem w Finlandii, przeżywam kolejny sezon skoków, a także sukcesy i porażki mojego ulubieńca. Ostatnio niestety głównie te drugie :( Miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać...
If I close my eyes
And fell asleep in this layby Would it all subside The fever pushing the day by Motor window wind I could do with some fresh air Can't breathe to well - "Heartattack in a Layby", Porcupine Tree Było zimno. Było potwornie zimno. Nie chodziło o mróz, który pospołu z gorączką barwił jego policzki wściekłą czerwienią. Czuł, jakby zamarzło wszystko w jego wnętrzu. Było już późno, ale Tommi Nikunen lubił długie wieczory. Zaliczał się niestety do tych ludzi, dla których poranki mogłyby nie istnieć. Wieczorem działało mu się i myślało najlepiej, więc często do późnych godzin siedział w salonie, czytając albo buszując w internecie. Dziś po prostu myślał o wydarzeniach, jakie rozegrały się na Salpausselce. Nawet on, ze swoim doświadczeniem, nie przypuszczał, że może dojść do czegoś takiego. Że Janne Ahonen na własnej, domowej skoczni zajmie najgorsze miejsce w sezonie, cudem właściwie awansując do drugiej serii. To była katastrofa - katastrofa samego Janne. Jak mógł mu pomóc? Tommi zostawił chłopakom wolną rękę w transporcie do Kuopio - aczkolwiek mocno zalecał, by jechali już dziś, skoro jutro pod wieczór skakali kwalifikację. Większość rzeczywiście ustosunkowała się do sugestii pozytywnie. On sam postanowił jechać dopiero w poniedziałek. Może czuł się w jakiś sposób odpowiedzialny za to, co się stało w Lahti? Na pół świadomie otworzył szufladę, w której trzymał kilka zdjęć. Wyciągnął jedno z nich. Odgłos motocyklu, od kilku chwil wwiercający się w jego uszy, przybrał na sile. Tommi nie poruszył się nawet, gdy motor zatrzymał się przed jego domem. Tylko jedna osoba mogła o tej porze pędzić po tej głuszy, jaką stanowiły obrzeża Lahti, gdzie mieszkał. Patrzył jeszcze przez chwilę na fotografię, po czym odłożył ją na komodę i skierował się do wejścia. Otworzył drzwi i gestem zaprosił przybysza do środka. Do mieszkania wleciał podmuch lodowatego wiatru. Temperatura musiała spaść do minus piętnastu, pomyślał z roztargnieniem, w nocy będzie jeszcze zimniej. Wrócił do salonu i podkręcił kominek, i dopiero wtedy dokładniej popatrzył na gościa. Tommi Nikunen był jedną z tych osób, których spojrzenia na widok Janne Ahonena napełniały się ciepłem. Znał go ledwo cztery lata, ale będąc tak wnikliwym psychologiem - głównie za sprawą otwartości i pozytywnego nastawienia, z czego może nawet nie do końca zdawał sobie sprawę - wiedział i rozumiał znacznie więcej niż wielu tych, którzy znali Janne od lat czternastu. Wiedział przede wszystkim, jak wiele ten człowiek wymaga od siebie samego i jak mocno wszystkie niepowodzenia odbijają się właśnie na nim samym. Jednak w tej chwili dotarło do Tommiego, jak wiele jeszcze zostało w Janne do poznania. Bo oto patrząc na najlepszego skoczka narciarskiego, jakiego kiedykolwiek miał pod opieką, Tommi zrozumiał, że ma przed sobą człowieka w stanie załamania nerwowego. Wszyscy wiedzieli, że Janne przeżył ciężko porażkę ze średniej skoczni w Pragelato, kiedy niesprawiedliwie pozbawiono go medalu olimpijskiego. Ale dopiero w tym momencie Tommi uświadomił sobie, jak wielkie spustoszenie poczyniło to niepowodzenie w psychice jego podopiecznego. To wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Janne wszedł do salonu, rozejrzał się, rzucił hełm na kanapę, a potem popatrzył na swojego trenera. Jego twarz była blada, tylko policzki barwił rumieniec, włosy byle jak związane, a oczy... puste. Przynajmniej przy pobieżnych oględzinach. Tommi wiedział - a wiedza ta boleśnie ukłuła go w serce - że pustka w oczach musiała oznaczać niewymowne cierpienie we środku. Cierpienie, do którego lepiej się nie przyznawać przed samym sobą, gdyż to ostatnia obrona przed całkowitą destrukcją. Lepiej pokryć je pustką... Janne nigdy nie wyglądał na bardziej bezbronnego. Tommi miał ochotę jakimś gestem dodać mu otuchy, zapewnić o wsparciu, ale o ile Janne dotyk fizyczny tolerował w przypadku radosnych uniesień, o tyle w chwilach smutku jego mur ochronny stawał się trzy razy grubszy i dwa razy wyższy. Dlatego też Tommi wskazał Janne sofę, a sam wycofał się do kuchni, by przygotować herbatę. Po chwili wrócił do pokoju i usiadł naprzeciw gościa, stawiając przed nim kubek, a drugi zatrzymując dla siebie. - To nie ma sensu - powiedział Janne, patrząc w ciemny napój i zaciskając szczupłe palce na gorącym kubku. Tommi milczał. Wciąż wyrzucał sobie, że wcześniej nie zorientował się w sytuacji. Powinien był! Czy było już za późno? Oczy Janne wciąż były puste. - Nie jadę do Kuopio - zakomunikował cicho i wciąż tym bezbarwnym głosem. Nawet nie widział, kiedy jego trener skinął głową. - A potem... - Urwał. Popatrzył w okno, za którym już dawno zniknęły promienie zachodzącego słońca. - Zostały jeszcze cztery konkursy - odezwał się wreszcie Tommi, czekając na jakąkolwiek reakcję, ale Janne wciąż patrzył w ciemność nocy. - Powinieneś zrobić tak, jak będzie ci najlepiej pasowało - kontynuował, wciąż wypatrując najmniejszej podpowiedzi. Nie był pewien, w którą strunę uderzyć, by wyzwolić pożądaną nutę, a nie zerwać. - Jeśli natomiast czujesz, że to koniec... zrezygnuj. Tak, to było właściwe słowo. Rezygnacja. Nareszcie w oczach Janne coś mignęło. Tommi pogratulował sobie sukcesu - najmniejszego z możliwych. Janne Ahonen był człowiekiem, któremu myśl o rezygnacji, o poddaniu się, o ustąpieniu z pola walki stawiała włoski na karku. A może każdy młody mężczyzna był taki? Tommi uśmiechnąłby się, gdyby nie fakt, że tańczył właśnie na krawędzi przepaści. - Odpoczniesz, zasłużyłeś przecież. Nikt nie będzie miał do ciebie pretensji, że z r e z y g n u j e s z. I w momencie, gdy zobaczył w oczach Janne błysk, który był czymś więcej niż mignięciem, gdy zobaczył, że do tych oczu wraca życie, wiedział, że wygrał. I choć gdzieś w głębi widać było tęsknotę za odpoczynkiem, pragnienie, by wreszcie uwolnić się od ciężaru i presji, prawdziwą potrzebę, by nareszcie zrzucić z siebie to ciągłe zmęczenie - co mógł zrobić w każdej chwili i co tak bardzo kusiło - to jednak nie były ani trochę tak silne jak odwieczny instynkt walki do końca. Powiedział sobie dwadzieścia lat temu: "Będę najlepszy" - i dotrzymał słowa. "Zawsze daję z siebie wszystko" - to też było prawdą. Janne Ahonen - dla którego najważniejsze było nie zawieść samego siebie. - Nie gwarantuję ci, że wygrasz - powiedział Tommi, wstając z sofy. Janne skinął głową. - Ale zamierzam jeszcze kiedyś zobaczyć coś takiego. Tommi wrócił do gościa i wręczył mu fotografię, po czym usadowił się obok. Janne nawet nie zwrócił uwagi, bo wpatrywał się w zdjęcie. Styczeń 2003. Innsbruck. Drugie w tamtym sezonie zwycięstwo Janne w Pucharze Świata. O tyle ważne, że świadczące o odrodzeniu mistrzowskiej formy po ciężkim sezonie 2001/2002, który o mało nie zakończył jego kariery. Janne wygrał wtedy Turniej Czterech Skoczni i udowodnił przede wszystkim sobie, że wciąż potrafi skakać. I wygrywać. Na fotografii byli obaj - Tommi promieniał, bo oto pierwszy raz doprowadził podopiecznego do zwycięstwa w Turnieju; Janne uśmiechał się niemal nieśmiało - jak to on - ale w jego oczach było wszystko: duma, szczęście i przede wszystkim uczucie, że jest mu dobrze. Tommi patrzył raz na niego, raz na zdjęcie. Przez chwilę wydało mu się, że w tych pięknych, złotych oczach, za którymi tak szalały nastolatki, coś zatańczyło na granicy rzęs. - Mogę je pożyczyć? - spytał cicho Janne, właściwie szeptem, jakby nie do końca ufając swojemu głosowi. - Możesz je zatrzymać - odparł Tommi, bardzo pilnując, by w jego głosie nie zabrzmiała nawet jedna nuta żalu. Lewy kącik ust zadrżał i uniósł się o pół milimetra. - Oddam - powiedział Janne już pewnie, podnosząc nareszcie głowę i patrząc prosto w błękitne oczy trenera. Tommi uśmiechnął się szeroko, pod wpływem impulsu objął szczupłe ramiona swojego podopiecznego i szybko uścisnął. Teraz już mógł. Janne na ułamek sekundy zesztywniał, ale już po chwili odprężył, znów patrząc na fotografię. Przez chwilę wyglądał zupełnie jak na zdjęciu: jak ktoś, komu jest dobrze. Gdzieś we wnętrzu domu zegar wybił godzinę. Janne drgnął i spojrzał na zegarek, po czym bez słowa podniósł się z sofy, wziął hełm i podszedł do drzwi. W progu odwrócił się jeszcze i popatrzył na Tommiego. - Nie gwarantuję, że wygram - powiedział z ostrożnością w głosie. Tommi tylko skinął, wciąż się uśmiechając. Na widok ciepła w jego oczach Janne nie mógł powstrzymać kącików swoich ust - tym razem obu - by nie uniosły się o milimetr. Kiwnął głową i wyszedł w ciemność. Tommiego dobiegł odgłos zapalanego motoru. Słyszał go jeszcze wtedy, gdy w okolicy ponownie zapadła cisza. Popatrzył w kominek, dopił herbatę i pomyślał, że wybrał jedyny słuszny sposób na życie. Dla takich chwil było warto. [11.03.2006] Jako że na pewno jesteście ciekawi fotki, o której mowa, podaję linka :). |