miłość




Od autorki: Utwór sponsoruje piosenka o sklepie całodobowym. Nie mogłam się oprzeć tym jajkom... :P




tamago kudasai (tamago hitotsu)
tamago kudasai (tamago futatsu)
tamago kudasai (tamago mittsu)
ijou de ii wa (tamago dake desuka)

- Brief & Trunks, "Konbini"






To było takie głupie - i zamierzał to zrobić bez względu na wszystko.



O tej porze w sklepie nie było wielu ludzi. Na całe szczęście dla niego. Teito powoli przechodził między półkami, jakby zastanawiał się, co kupić. Minęła go uśmiechnięta staruszka - i nawet udało mu się odwzajemnić uśmiech, choć nie wyszedł on o wiele bardziej naturalnie niż ten, który...

Zacisnął ręce pod płaszczem, przywołując się do porządku. Nie mógł się rozpraszać. Wystarczy, że serce miał w okolicy gardła i wciąż zastanawiał się, czy na jego twarzy wypisane są wszystkie podłości, jakie zamierzał popełnić.

Nie, znów przesadzał. Podłość była tylko jedna. Przynajmniej w tej chwili.

Troje dzieci minęło go w dzikim pędzie i właściciel zganił je za zabawę w sklepie. Teito usłyszał jeszcze dźwięczące skruchą głosy ich matek, które zajęte rozmową nie dopilnowały swoich pociech. Właściciel nie był naprawdę zły, skierował jednak na dzieci srogą minę, mrugając jednocześnie do matek, które uśmiechnęły się nieśmiało.

Teito po raz czwarty minął półkę z kawą. Mógłby przynajmniej kupić opakowanie - gdyby nie fakt, że zaledwie wczoraj odnowił ich skromne zapasy. Jego pragmatyczny umysł wzbraniał się przed wydawaniem pieniędzy na próżno. Niby cel uświęca środki, ale mimo wszystko... Zwłaszcza że to nie były jego pieniądze. Zarumienił się po korzonki włosów, uświadamiając sobie, na co naprawdę zamierza je wydać. Miał wielką nadzieję, że w bazie kościelnego banku nie zapisują się szczegóły transakcji dokonywanych przez jego członków.

Rozejrzał się. Sklep chwilowo był zupełnie pusty, nawet właściciel zniknął na zapleczu. Druga szansa się nie nadarzy. Podszedł do półki i zwinnym ruchem - choć drżącymi dłońmi - sięgnął po pierwszy z brzegu magazyn, po czym pomknął do kasy, niemal przydeptując sobie skraj płaszcza, pod którym ukrył łup. Gdyby nie był tak spięty, z pewnością poczułby się niemal osobiście urażony faktem, że wysoki kontuar sięga mu do połowy klatki piersiowej. Przełknął nerwowo, kiedy właściciel ukazał się w drzwiach. Musi się udać. Przed sklepem zatrzymały się dwie staruszki, jednak najwyraźniej zajęły się rozmową. Wciąż był bezpieczny.

- Co ma być? - spytał właściciel, patrząc z góry na Teito niemal równie srogo jak na wcześniejsze dzieci.

Teito otworzył szeroko oczy, ściskając pod kontuarem swój zakup in spe. Nie, odwaga nie może go opuścić w ostatniej chwili. Był wybrańcem. Miał walczyć ze złem. I tak dalej.

- Ja... jajka poproszę.

- Jajka? Ile ma być? - dociekał mężczyzna.

- T-trzy - wykrztusił Teito.

- Trzy jajka - powiedział sprzedawca, kładąc towar na ladzie i patrząc wyczekująco. - Coś jeszcze?

Teito przełknął ponownie, ze świadomością, że musi sobą przedstawiać sto procent dzieciaka. W dodatku przygłupiego. Staruszka zza drzwi nacisnęła klamkę. Miał ostatnią szansę. Wciąż drżącymi rękami położył magazyn na ladzie. Tyłem, ale to akurat niczego nie zmieniło. Jego uszy płonęły. Sprzedawca otworzył szerzej oczy.

- Nie sprzedajemy niepełnoletnim - rzucił spokojnie, ściągając brwi.

- Nie jestem... - zaczął Teito, przeklinając swoje 156 centymetrów, które zdecydowanie działały na jego niekorzyść. - Jestem uczniem biskupa - oznajmił, pokazując odznakę.

Sprzedawca tym razem uniósł brwi. No tak... Z punktu zdrowego rozsądku uczeń biskupa powinien tym mniejszą chęć zdradzać do tego typu zakupów. Teito miał był naiwną nadzieję, że odznaka może mu wszystko wszędzie załatwić...

Sięgnął po ostatnią broń. Wspiął się na palce i wyciągnąwszy szyję w kierunku sprzedawcy, powiedział cicho:

- Jestem uczniem biskupa Fraua.

Twarz sprzedawcy zmieniła się w mgnieniu oka, kiedy mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha. Teito poczuł najlżejszy smak zwycięstwa. Właściciel zgrabnym ruchem zapakował gazetę wraz z jajkami do siatki i podał Teito z miną wspólnego porozumienia. Wręczając zakupy, nachylił się nad ladą i tonem konspiracji powiedział:

- Powiedz mu, że jutro mamy dostawę. Numer specjalny z bonusem.

Teito skinął głową. Uszy wciąż go piekły, ale wygrana była faktem.

- Uczeń Fraua? - W drzwiach prowadzących na zaplecze stanęła żona właściciela. - Świat stanął na głowie. Czego on go może nauczyć? Jakby mało było jednego biskupa-erotomana... - Kobieta mierzyła Teito wzrokiem, w którym politowanie mieszało się z podejrzliwością. Jakby przypuszczała, że Frau już zdążył swojego podopiecznego tego i owego nauczyć...

Sprzedawca wybuchnął rubasznym śmiechem.

- Daj spokój, matka. Chłopak wyrośnie na wspaniałego biskupa! - zawołał odrobinę zbyt radośnie, popierając słowa uderzeniem w plecy, od którego Teito niemal się przewrócił.

Wykorzystując okazję, Teito skłonił się w pół, podziękował i wybiegł ze sklepu, mijając się ze staruszkami, które wreszcie postanowiły dokonać zakupów. Szczęście mu sprzyjało.

Miał jednak niejasną świadomość, że żona sprzedawcy mogła mieć rację.




Stał w zaułku, ciężko oddychając. Teraz, kiedy opadło z niego napięcie, miał wrażenie, jakby stoczył bitwę. Z niejakim zakłopotaniem doszedł do wniosku, że takiego zdenerwowania nie czuł nawet podczas starcia z Ayanamim...

Nie, nie zamierzał myśleć o Ayanamim, miał ważniejsze sprawy na głowie - przynajmniej chwilowo.

Rozejrzał się - pusto. Sięgnął do siatki i wyjął magazyn, znów się rumieniąc. Do licha, zganił się w duchu. W tym wieku nie powinien już chyba tak reagować na widok nagiej kobiety? Stał przez chwilę, gapiąc się na okładkę jak sroka w gnat. Nawet nie była goła, stwierdził poniewczasie, chociaż skąpy ubiór i tak więcej podkreślał, niż zakrywał...

Kolejna fala gorąca napłynęła do jego głowy. Poklepał się po policzkach dla orzeźwienia. Nie. Nie mógł się dłużej oszukiwać. To nie była reakcja na wizerunki roznegliżowanych pań, które miał przed sobą. Powodowała to myśl o tym, co zamierzał zrobić. Sama myśl...

Teito przelotnie zastanowił się, co będzie, gdy już dojdzie do realizacji planu... po czym odsunął te rozważania na czas późniejszy. Nabrał głęboko powietrza. Był synem króla Raggs. Był wybrańcem w walce ze złem. Poradzi sobie. Porażka nie wchodziła w grę.

"Boże, dodaj mi sił", pomyślał, mając wrażenie, że coś jest chyba nie tak, i zanurzył się w lekturze.

Chciał to zrobić.

I wiedział dlaczego.





Obudził się w ciemności posrebrzonej poświatą księżyca w pełni. Musiało być dość wcześnie. Doszedł do wniosku, że północ minęła jakąś godzinę temu.

Sen, który go nawiedził, rozpoczął się jako koszmar, jednak w miarę trwania przerodził się w coś ciepłego i spokojnego. Znów śnił o walce z Ayanamim i śmierci Mikage - jak prawie każdej nocy. Jakże często budził się z tych przerażających wizji, które odkrywały najbardziej mroczne sekrety jego serca i jego najgłębsze rany. Nie sądził, by kiedykolwiek miał przestać czuć wyrzuty sumienia. Nawet jeśli Mikage sam wybrał śmierć za niego, niepodważalnym faktem pozostawało to, że gdyby nie on, Teito Klein, Mikage miałby szansę żyć dalej, żyć do późnej starości, cieszyć się każdym dniem i znaleźć szczęście. Teito obiecał sobie, że nie będzie żałował decyzji Mikage - ale w ciemnych chwilach nocy, kiedy chwilę wcześniej po raz kolejny własnymi bezsilnymi oczami spoglądał na ostatnie chwile przyjaciela, nie mógł do siebie czuć niczego innego poza pogardą. Podejrzewał, że do końca życia będzie walczył z samym sobą i poczuciem winy. Tak powinno być, akceptował przynajmniej to.

Często budził się w opiekuńczych ramionach, których siła przywracała mu poczucie bezpieczeństwa i uspokajała. Nie był sam w ciemności. Nawet jeśli Mikage zginął z jego winy, nie zostawiono go i nie pogardzano nim. Ta świadomość wystarczała, by jego serce przestało tłuc się jak szalone w piersi, a oddech wyrywać się z płuc. Pozwalała mu zapaść w sen, który przynosił wytchnienie, nie przerażał.

Cieszył się, że tym razem nie obudził Fraua. Frau wystarczająco wiele nocy spędził, czuwając nad jego snem. Wystarczająco wiele razy Teito zakłócił jego spokój. Dzisiaj czuwał nad nim jego anioł stróż. Teito pamiętał dokładnie uśmiech przyjaciela, który odgonił mrok i przywrócił światło - przynajmniej na tę jedną noc.

Przekręcił głowę. Mikage leżał tuż przy jego skroni, poruszając we śnie uszami. Teito poczuł ciepło, rozchodzące się po jego wnętrzu. Uśmiechnął się, nagle przepełniony szczęściem. Choć na to nie zasługiwał, byli przy nim. Zawsze nad nim czuwali. Trzy istoty. Mały smok, dusza jego najlepszego przyjaciela, który postanowił przy nim być na dobre i na złe. Człowiek z krwi i kości - choć tak doskonały, że mógłby być aniołem. I duch, bóg przecinający nici złego losu. Mikage, Hakuren, Frau. W żaden sposób nie potrafił się im odwdzięczyć. Jedyne, co mógł zrobić, to przyjmować w siebie ich miłość i starać się ją odwzajemnić. Tysiąckrotnie.

Przewrócił się na drugi bok. Profil Fraua rysował się na tle nocnego nieba niczym wykuty w marmurze. Księżyc oblewał jego kontur mleczną poświatą. Rozwichrzone włosy, nastroszone nawet we śnie. Proste czoło i nos. Usta, zwykle rozciągnięte w uśmiechu, czasem zdradzające niezwykłą wrażliwość. Smukła szyja i szeroka klatka piersiowa, która tak wiele mówiła o jego sile. Teito podłożył rękę pod głowę. Wyglądało na to, że na sen przyjdzie mu poczekać. Miał dość czasu, więc mógł w spokoju kontemplować śpiącego mężczyznę, a przecież okazja zdarzała się rzadko.

Frau spał. Widać duchy też potrzebowały snu. Teito zmarszczył brwi. Tak naprawdę nie wiedział, na ile Frau jest duchem. Nigdy go o to nie zapytał... to była jego prywatna sprawa. Choć miał przeczucie, że dostałby szczerą odpowiedź.

Tylko czy byłby na nią gotów?

W jego piersi nie biło serce, a jego skóra była zimna. Jednak jadł, spał i w oczach Teito wydawał się bardziej żywy niż wszyscy ludzie razem wzięci. Flirtował z każdą napotkaną dziewczyną, pomyślał Teito na pół z rozbawieniem, na pół z irytacją. Zaczytywał się w pismach dla dorosłych, biskup-perwers...

Nie, to nie był dobry temat do rozmyślań.

A właściwie... stwierdził po chwili, dlaczego nie?

Teito zastanowił się i zmarszczył brwi. Czuł, że umyka mu jakiś szczegół. Skoncentrował się. Ucho Mikage połaskotało go w kark. Uśmiechnął się.

Frau był przystojny, Teito przyznał to z pewną niechęcią. Był tak cholernie przystojny, że to aż nieprzyzwoite w przypadku duchownego. Gdyby Teito był dziewczyną - dzięki Bogu, nie był - z pewnością patrzyłby na niego z nieukrywaną przyjemnością. Dwa metry wzrostu (Teito pomyślał o swoich haniebnych 156-ciu centymetrach), doskonale umięśnione ciało. O grzywie złotych włosów i tych niedorzecznie szafirowych oczach nie zamierzał nawet wspominać. Do tego ten szelmowski uśmiech i czarująco łajdacki głos. Gdyby Teito był dziewczyną... ugh, hipotetycznie, hipotetycznie! Z pewnością by się nie oparł.

Zwłaszcza biorąc pod uwagę uczucia, jakimi obdarzał Fraua bez żadnego związku z jego powierzchownością - ale to w tej chwili nie miało znaczenia.

Była tu jakaś sprzeczność i Teito usiłował ją wyłowić z grona wszystkich innych wniosków i opinii na temat Fraua. No więc dobrze, był przystojny, był czarujący, robił wrażenie - i do tego miał obsesję na punkcie kobiet. Teito stwierdził, że to ostatnie pomyślało mu się z pewną przesadną złośliwością, ale zignorował ten wniosek. Podróżowali razem od miesięcy - i Teito mógł z pełną świadomością powiedzieć jedno: Frau nie miał żadnej kobiety.

Zmarszczył czoło.

Oczywiście, mogło się to wiązać z doktryną Kościoła, w którą jeszcze zbytnio się nie wgłębił. Nawet jednak jemu samemu, który przecież przez większość życia z Kościołem nie miał nic wspólnego, myśl o duchownym z kobietą wydawała się z jakiejś przyczyny nie na miejscu - chyba coś było zatem na rzeczy. Może więc Frau - mimo swej niezaprzeczalnej admiracji dla płci pięknej - po prostu przestrzegał tej jednej reguły, choć z dziewięciu wcześniejszych nic sobie nie robił?

A może... Tyle tajemnic w jednej istocie. Może, będąc Zehelem, nie mógł po prostu wchodzić w cielesny kontakt ze śmiertelnikami?

Teito usiadł na łóżku i ze ściągniętymi brwiami popatrzył na oblaną księżycowym światłem sylwetkę mężczyzny. Odgonił myśl, która stukała w jego podświadomość już dobrą chwilę - że chciałby na kształt księżyca przesunąć palcem po jego konturze.

Może te dwie jego części - ludzka i boska - walczyły ze sobą? Jednak z którejkolwiek strony na to nie patrzeć, wyglądało, że Frau zrezygnował ze swoich pragnień i zaangażował się we wszystkie inne skandaliczne działalności, które zyskały mu miano biskupa-perwersa - ze spokojem, że do niczego więcej się nie posunie.

Siedział, przypatrując się swojemu opiekunowi i nauczycielowi w absolutnej ciszy. Jego twarz była poważna.

Mógł szanować decyzje Fraua-Zehela, jednak w jego oczach wydawały się... oddaniem pola bitwy bez walki. To mu się nie podobało. To było tak niepodobne do Fraua. Budziło jego sprzeciw.

Napłynęło wspomnienie - wydawało się, że sprzed wielu lat, choć minęło zaledwie kilka miesięcy - podwodnych lochów i Fraua, spokojnie czekającego na śmierć, pogodzonego z losem. Odgonił je. Nie chciał zaakceptować wizji Fraua jako kogoś, kto godzi się z cudzymi wyrokami. To było... to było nie w porządku.

Zacisnął pięści.

Może nie miał żadnego doświadczenia, a jego wiedza na temat związków była mocno wybrakowana, jednak domyślał się już tego, że więź łącząca dwoje ludzi może być bliższa, niż mu się kiedykolwiek wydawało.

Myśl o tym, że Frau nigdy nie będzie miał nikogo tak naprawdę blisko, była smutna. Przeraźliwie smutna. Jakkolwiek ta idea byłaby mu pozornie obca, Teito uświadomił sobie, że chciałby, naprawdę chciałby zobaczyć u boku Fraua kobietę, której Frau mógł pragnąć.

Światło księżyca nagle wydało się tak obce, odległe i beznamiętnie chłodne. Miał ochotę zanurzyć palce we włosach Fraua, dotknąć go w geście pociechy, której wydawał się potrzebować. Zastygł w pół ruchu, z wyciągniętą ręką.

Nie chciał go budzić.

Nie mógł nic poradzić. Jeśli Frau postanowił być sam, nie był w stanie nic zrobić. Wiedział już jednak, że od teraz na jego flirty będzie patrzył nie z oburzeniem, ale ze smutkiem.

Położył się z powrotem, odwracając w stronę Mikage.

Czuł się zmęczony i nieszczęśliwy. I bezsilny.

Wiedział, że sen prędko nie nadejdzie.





W końcu udało mu się zasnąć - po godzinach nieciekawych przemyśleń i pełnych żalu analiz. Tuż przed zaśnięciem nawiedziła go myśl, którą w świetle dnia uznał raczej za sen. Była tak głupia, szalona i zupełnie niemożliwa - ale była tam, uczepiła się jego umysłu niczym Kor zrozpaczonej duszy i nie chciała odejść.

Frau wszedł z balkonu, wpuszczając do środka wszędobylski dym papierosowy. Teito zmarszczył nos i wydął usta.

- Wychodziłeś? - spytał Frau, patrząc na jego ubranie.

- Tylko do sklepu - odpowiedział Teito obojętnym tonem. - Kupiłem jajka - dodał nieco niepewnie.

Frau obrzucił go zagadkowym spojrzeniem i poszedł do kuchni. Teito wrócił do lektury.

- Ale dlaczego tylko trzy? - w głosie Fraua brzmiało zrozumiałe zdziwienie.

Teito uśmiechnął się pod nosem, nie przerywając czytania.




- Co to jest? - zapytał po dziesięciu minutach, kiedy Frau postawił przed nim talerz.

- Omlet - odpowiedział Frau tonem, jakby przemawiał do półgłówka.

Teito mrugnął, istotnie nieco ogłupiały.

- Widzę, że omlet, ale...

- Pomyślałem, że chciałeś na śniadanie.

Teito wpatrywał się w niego, jakby zobaczył ducha. Nie, inaczej, zdecydowanie inaczej.

- Już zjadłem śniadanie - powiedział z rezygnacją, sięgając po widelec. - Nie dam rady całego...

- Nic dziwnego, że nie rośniesz, gówniarzu - stwierdził Frau z satysfakcją.

Oczy Teito rozbłysły. Niedoczekanie. Nagle poczuł, że właściwie jest głodny. Frau musiał mu się przypatrywać z rozbawieniem, kiedy w trzy minuty po omlecie nie było śladu. Już on mu udowodni, że nie jest gówniarzem... Zakrztusił się. Nie, lepiej przełknąć ostatni kęs, zanim zacznie się myśleć o tak niebezpiecznych rzeczach. Musiał przyznać, że Frau umie gotować... No dobrze, przynajmniej omlety mu wychodzą - żadna filozofia. Teito odsunął od siebie myśl, że on sam nie wiedziałby, jak oddzielić jajko od skorupki... No i proszę, na coś się te jajka przydały. Niemal zachichotał.

Jego serce zabiło mocniej. Podniósł oczy na Fraua, starając się nie czerwienić. Nagle wydawało mu się, że bardziej odpowiedniej chwili nie będzie - a może chciał jak najszybciej to zrobić, zanim naprawdę zabraknie mu odwagi. Był biały dzień, dopiero co minęło południe, ale... do diabła z tym. Frau patrzył na niego swoim uśmieszkiem, jakby zaraz miał rzucić jakimś przytykiem... Ale nie, zmarszczył brwi, a jego oczach coś błysnęło.

- Coś się stało, Teito? - spytał, a Teito drgnął. Frau rzadko nazywał go po imieniu, a teraz w jego głosie dodatkowo brzmiał niepokój.

Niepokój. Wiecznie czujny, zawsze na straży, reagujący na najmniejszy znak, że coś może być nie w porządku. Teito zamknął oczy, świadom, że nie zasługuje na taką troskę. Jego serce uderzyło szybciej, niemal boleśnie, a gardło się ścisnęło. Pokręcił głową, po czym znów popatrzył na mężczyznę.

- Jesteś dziś dziwnie cichy - stwierdził Frau tonem, w którym pobrzmiewało zastanowienie. Nie porzucił ostrożności, mimo milczącego zapewnienia Teito.

Teito patrzył na Fraua, jak patrzył ubiegłej nocy. Tym razem w świetle słonecznym chłonął wszystkie te szczegóły jego wyglądu, które przecież znał na pamięć. Twarz, która sama jedna dałaby mu władzę nad narodami. Niesforna czupryna, która wydawała się samym światłem. I te szafirowe oczy, których głębia przyćmiewała błękit każdego nieba.

Podniósł się. Leżący obok magazyn zsunął się z kanapy na podłogę. Zastygł, nie wiedząc, co robić. Frau był szybszy. Zanurkował pod stół i wyłonił się z powrotem ze zdobyczą. Przez chwilę patrzył na okładkę niemal z zakłopotaniem, a potem jego oczy rozbłysły, zaś usta rozsunęły się w uśmiechu.

- Podbierasz mi czasopisma, gówniarzu - powiedział głosem dźwięczącym od śmiechu.

- Nie. Kupiłem - szepnął bezbarwnie Teito.

Frau oderwał wzrok od gazety i spojrzał na niego, jakby właśnie wyrósł mu ogon. Gdyby Teito nie czuł, że napięcie zaraz rozerwie go na kawałki, roześmiałby się. Histerycznie.

- A więc dzieciak postanowił dorosnąć - rzucił Frau, choć w jego głosie coś zgrzytnęło.

Teito obszedł stolik. W lustrze na ścianie mignęła jego twarz - blada, z szeroko otwartymi oczami. Miał wrażenie, że cała krew odpłynęła z jego głowy.

- Hej... - zaczął Frau, tym razem poważnie zaniepokojony, i chciał się podnieść z fotela, ale Teito położył mu ręce na ramionach i zmusił do pozostania w pozycji siedzącej.

A potem zamknął oczy i go pocałował.

Był w stanie to zrobić. Był w stanie zrobić wszystko. Wiedział od początku, odkąd myśl ta postała w jego głowie. To był Frau. Ktoś, kto był mu droższy od siebie samego. Chronił go z narażeniem życia - przed innymi i przed jego własną ciemnością. Zawsze był obok i nigdy nie zostawił go samego. Wdzięczność, oddanie, radość, zaufanie - jego serce ledwo mogło utrzymać tyle uczuć, które splatały się harmonijnie w gorącą miłość, jaką obdarzał Fraua. Zrobiłby dla niego wszystko - choć mógł tak śmiesznie mało. Jeśli jego usta i jego dłonie, jeśli jego bezużyteczne, przeklęte ciało mogło się na coś przydać, jeśli mogło dostarczyć Frauowi przyjemności - nie mógłby być szczęśliwszy.

Wszystko to wiedział. Od dawna.

Czego nie wiedział i czego się nie spodziewał...

Chłodne wargi Fraua były tak miękkie... Zakręciło mu się w głowie. Poczuł, jak kosmyki włosów łaskoczą jego czoło. Miał ochotę się roześmiać, bo wypełniło go jakieś dziwne i nieznane dotąd uniesienie. A potem...

Gorąco ogarnęło całe jego ciało. Zadrżał i jęknął. Miał wrażenie, że jego krew zawrzała. Serce przyspieszyło i czuł, jak uderza coraz szybciej. Musiał zaczerpnąć oddechu i zrobił to, ale chwilę później znów przycisnął usta do ust Fraua, obejmując jego twarz i siadając na jego kolanach. Skóra na całym jego ciele napinała się i wydawało mu się, że jego włosy są chmurą ładunku elektrycznego. Jakąś cząstką swojego umysłu zrozumiał.

Pożądał tego mężczyzny.

Ale czy to coś zmieniało?

Ciężko oddychając, oderwał usta i otworzył oczy. Pokój rozmył się gdzieś na obrzeżach pola widzenia, wyraźnie widział tylko twarz Fraua, w której te przepiękne oczy patrzyły na niego...

Patrzyły poważniej niż kiedykolwiek.

Teito mrugnął, usiłując uspokoić oddech, co wydawało się zadaniem niemożliwym. Spróbował pozbierać myśli. Przypomnieć sobie... co miał zrobić i dlaczego. Nie dla siebie. Dla Fraua.

Przełknął. Jego serce zwolniło, wzrok odzyskał ostrość. Poczuł ukłucie niepokoju, pierwsze wyraźne doznanie w tej chwili miękkiej rozkoszy, w której trwał.

- Teito... - odezwał się Frau głosem, jakiego Teito nigdy u niego nie słyszał.

Zrobiło mu się zimno. Frau ani drgnął. Siedział wyprostowany w fotelu, dłonie na oparciach, twarz spokojna, oczy poważne. Tylko magazyn wypadł był z jego rąk. Teito skulił się wewnętrznie. Nie tak powinien wyglądać mężczyzna w tej sytuacji... Przełknął ponownie, początkowo mając poczucie jedynie porażki. W swej naiwności założył, że skoro on sam mógłby z Frauem robić rzeczy zbliżone do tych, o których czytał, również Frau nie będzie miał nic przeciwko. Najwidoczniej się pomylił. Pochylił głowę. Ale...

- Pozwól mi... - szepnął. Nie chciał się poddać, tak bardzo chciał mu dać odrobinę zwykłej ziemskiej rozkoszy. I wierzył, że jest w stanie. - Pozwól mi - powtórzył jeszcze ciszej. - Nawet jeśli nie jestem kobietą... - Frau drgnął. - Mogę... Mam dłonie jak one. Mam usta jak one... - powiedział cicho, bez wstydu, jedynie z rozpaczliwą prośbą.

- Teito - powiedział ponownie Frau, a tym razem w jego głosie zabrzmiało życie.

Dźwięcząca cisza zapadła między nimi.

Wtedy Teito poczuł strach, małą kulkę w piersi, który szybko zaczęła się powiększać, zamrażając wszystko w jego wnętrzu. Dzień był wciąż słoneczny, powietrze wciąż ciepłe - ale wszystko się nagle zmieniło i nie był w stanie czuć niczego poza tym chłodem. W jego umyśle, który także wydawał się zamarzać, tłukła się przerażająca myśl, że być może zrobił coś nieodwracalnego. Że być może swoją głupotą zniszczył to, co było dla niego najważniejsze na świecie. Że był dzieciakiem i jak dzieciak postąpił.

To bolało.

W jednej chwili uświadomił sobie - a nigdy wcześniej nie przyszło mu to do głowy - co oznaczałaby utrata Fraua. Gdyby Frau odtrącił go, gdyby zostawił samego w ciemności... To była przerażająca świadomość. Zadrżał, otwierając szeroko oczy, choć napływające łzy oślepiały. Jeszcze chwilę temu czuł, że może wszystko, że jest zdolny nieść światło. Teraz miał wrażenie, jakby wypchnięto go na lodowatą pustynię i jakby słońce zgasło na zawsze. Sam był sobie winien, powiedział jakiś głos w jego wnętrzu.

Jak łatwo można unicestwić własne szczęście...

Czuł, że zaraz zacznie krzyczeć. Podniósł się, chciał wstać, musiał odejść, uciec, zanim zostanie uderzony, odepchnięty. Na nic innego nie zasługiwał, wiedział jednak, że jeśli zobaczy w oczach Fraua nienawiść, jego serce rozpadnie się na kawałki.

- Przepraszam - wyszeptał drżącymi wargami, odsuwając się.

Silne ramiona zamknęły się wokół niego ruchem tak szybkim, że nie zdążył zareagować. Frau przycisnął go do siebie - jak robił to wcześniej, tak wiele razy... Teito ani drgnął, nie śmiał. Siedział ze spuszczoną głową, nie mając odwagi unieść oczu. Dopiero kiedy uścisk tych ramion odgonił poczucie przeraźliwego chłodu - paradoksalnie, przecież nie mogły dać żadnego ciepła - powoli wypuścił powietrze z płuc, a jego puls zaczął wracać do normalności. Położył głowę na piersi mężczyzny, w której nie słyszał serca. Łzy popłynęły z jego oczu. Nawet tu, nawet w tej chwili, w obliczu największej groźby porzucenia, uczuciem, które dominowało, był ten wszechogarniający smutek z powodu Fraua. Nie mógł nic dla niego zrobić, jednak naprawdę nie mógł...

Frau wyszeptał w jego włosy:

- Nie chciałem cię przestraszyć.

Teito pokręcił głową. Jeszcze więcej łez wylało się z jego oczu. Łkanie wstrząsnęło jego ciałem, choć starał się je powstrzymać. Ramiona objęły go ciaśniej.

- Nikt mi tego nie może dać - powiedział cicho Frau. - Żadna kobieta, żaden mężczyzna - dodał spokojnie, tak bardzo spokojnie.

- A próbowałeś? - zapytał Teito łamiącym się głosem, dziwiąc się, że jest w stanie mówić, że powiedział coś takiego.

Czuł, że usta na jego włosach rozsuwają się w uśmiechu.

- Próbowałeś? - powtórzył z rozpaczliwym uporem i szaloną odwagą, podnosząc wreszcie głowę i spoglądając w oczy Fraua.

Przez twarz mężczyzny przemknęło zdumienie zmieszane z zakłopotaniem. Serce Teito drgnęło.

- Nie nienawidzisz mnie, prawda? - odważył się zapytać.

Oczy Fraua zamigotały. Nigdy nie patrzył tak otwarcie i nigdy wcześniej Teito nie sądził, że może ujrzeć w jego oczach cień cierpienia - które jednak szybko zniknęło.

- Kto by cię mógł nienawidzisz, gówniarzu? - zapytał Frau, brzmiąc niemal jak zwykle.

Jego głos był cichy i pełen czułości. Teito pochylił głowę, kolejne łzy oderwały się od jego rzęs. Nie zasługiwał na to. Był nic nie wart.

- Nie myśl o sobie tak źle - powiedział Frau pogodnie, jakby czytając mu w myślach, i zmierzwił mu włosy. - Jestem przy tobie i będę, niezależnie od wszystkiego - oświadczył, jakby stwierdzał rzecz oczywistą.

Teito otarł oczy. Kiwnął głową. Przez chwilę siedział nieruchomo, rozkoszując się uściskiem ramion Fraua. Jakimś cudem udało mu się uniknąć końca świata. Miał nadzieję - ale czy mógł na to liczyć? - że nigdy nie stanie w obliczu takiego strachu. Że nigdy więcej własnymi rękami nie będzie próbował strzaskać szczęścia.

- Dziękuję - wyszeptał.

- Głupol - powiedział Frau. - To moja linijka.

Teito popatrzył na niego zbolałym wzrokiem.

- Chciałem... dać ci przyjemność - wyznał cicho. - Zasłużyłeś na to... Ale nawet tego nie jestem w stanie.

- Dajesz mi o wiele więcej - odpowiedział Frau bez wahania. - Każdego dnia, kiedy jesteś obok. Dlatego zawsze będę przy tobie, Teito.

Teito zamrugał, po czym ponownie przetarł oczy. Uścisk w jego piersi wydawał się zniknąć, zastąpiony czymś miękkim i ciepłym.

- Znów będziesz płakał, gówniarzu? - spytał Frau z uśmiechem wyższości. - Chyba jednak czasopismo było na pokaz...

- Kto by płakał?! - zawołał Teito, podnosząc się z fotela.

Zdecydowanie, trzeba było wrócić do rzeczywistości. Syn króla, wybraniec, moc i te sprawy. Tak, to zawsze pomagało. Nabrał głęboko powietrza. Był już prawie spokojny.

Frau złapał go za rękę. Teito spojrzał zaskoczony. Oceniając po iskrach w oczach Fraua, mógł się spodziewać najgorszego.

- Miałem wrażenie - zaczął Frau konwersacyjnym tonem - że wcześniej... miałeś ochotę jakby na więcej.

Teito zaczerwienił się po czubek głowy.

- Nie twoja sprawa! - odparował łamiącym się głosem. Niech to Verloren! Frau zorientował się w jego odczuciach... Przełknął.

Frau wstał z fotela. Teito musiał unieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Z twarzy mężczyzny biło zadowolenie... i coś jeszcze.

- Może mógłbym się jakoś przydać? - spytał, zniżając głos. - Więcej od ciebie... czytałem - dodał, nachylając się.

Teito poczuł, że kręci mu się w głowie. Ponownie zalała go fala gorąca. Potrząsnął głową dla zachowania trzeźwości i odpędzenia bardzo niedwuznacznych wizji.

- Biskup-perwers! Łapy przy sobie! - zawołał i pchnął Fraua z powrotem na fotel, po czym wybiegł z pokoju. Za sobą słyszał głośny śmiech.

Odwrócił się w drzwiach. Frau półleżał w fotelu i patrzył na niego z rozbawieniem i czułością.

- Nie patrz tak na mnie! - krzyknął, wygrażając pięścią. Frau wyprostował się. Teito opuścił dłoń. - Jeśli kiedyś... - zaczął niepewnie. - Jeśli kiedyś będziesz chciał... spróbować... - Urwał. - Tylko wtedy... Tylko wtedy będzie sprawiedliwie - powiedział z przekonaniem. - Na razie poradzę sobie sam. - Jego policzki wciąż płonęły. Frau kiwnął głową, nie przestając się uśmiechać.

Teito odwrócił się.

Miał wrażenie, jakby dopiero dziś postawił pierwszy krok na drodze ku dorosłości.

Uśmiechnął się. Płonęło w nim niezłomne przeświadczenie, że kiedyś uda mu się to, co nie udało się dzisiaj. Bycie wybrańcem nie miało z tym nic wspólnego.

A do tego czasu...

Uśmiechnął się szerzej.

Do tego czasu zdąży więcej poczytać.



[3.3.2010]



back