miłość nie istnieje




- Kim jestem?
- Panem. Jedynym władcą życia i śmierci.
- Ta galaktyka...
- Jest twoją własnością.
- Jak wielka jest moja potęga?
- Mistrzu... Dla ciebie nie ma nic niemożliwego.




Twarz kolejnego nacierającego na nią Jedi zatrzymała się nagle i zniknęła.



Było ciemno - nie całkiem czarno, ale szaro, mrocznie. Jak okiem sięgnąć tylko ta przestrzeń - bez horyzontu, bez sklepienia, bez podłoża. Ale czuła, że jej stopy o coś się opierają. I było tak przeraźliwie cicho. W jej uszach wciąż dźwięczały odgłosy bitwy, w której jeszcze przed sekundą uczestniczyła. Co się stało?

Jakieś dziesięć metrów przed nią pojawił się Exar. Jego czarne, sięgające poniżej pasa włosy opadały wokół ramion. Był nagi. Ale właściwie kontury jego ciała zamazywały się, jakby go tam materialnie w ogóle nie było. Jego skóra była jak przezroczysta - dokładnie widać było tylko oślepiająco jasne światło płonące w jego wnętrzu, wypełniające całą sylwetkę. Opuściła wzrok. Ona również nie byłą niczym okryta i w jej środku jarzyła się taka sama poświata. Moc... Uniosła głowę z wyrazem zdumienia na twarzy. A jego twarz... Była teraz tak olśniewająco piękna i doskonała.

- Czy my nie żyjemy?

Uśmiechnął się - chłodno i ironicznie.

- Jeszcze nie.

Rozejrzała się niepewnie. Cały czas słyszała ostatni oddech, z takim trudem wciągnięty do płuc, ostatnie uderzenie serca, ostatni trzask mieczy świetlnych...

- Zatrzymałem czas.

Znajdowali się w jednej milionowej części sekundy. Był potężny, zawsze o tym wiedziała.

- Clio Selene...

Drgnęła. W tym głosie było coś, co ją niepokoiło, jakaś władcza nuta, której do tej pory nie słyszała. Posłuszna tonowi jego głosu utkwiła błękit spojrzenia w jego szarych oczach. Ujrzała w nich nieskończoność.

- Nadszedł czas spłaty długu.

Nie rozumiała. Exar uniósł ramiona i między jego dłońmi pojawił się nagle jakiś obraz.

- Wstęga Moebiusa... - wyszeptała.

- Wszechświat nigdy i nigdzie nie zaczyna się. Ani się nie kończy. Chcę być jak on.

Światełko w jej wnętrzu zamigotało ostrzegawczo. Ale nie mogła się już cofnąć. Znów na niego spojrzała.

- Oddasz mi teraz swoje życie - Moc, która cię przepełnia. Dzięki niej będę żył wiecznie. Oddasz na chwałę swemu panu i władcy.

Wstęga zniknęła, znów nie istniało nic poza i między nimi. Patrzył na nią przez moment, może odrobinę za długo.

- Clio Selene...

- Zawsze cię kochałam - w jej głosie nie było wahania, protestu czy oskarżenia. Może jedynie trochę żalu...

- Miłość nie istnieje. Jest tylko Moc. Nie poczujesz bólu.

Czuła - nie fizycznie. Czuła, jak płomień w jej wnętrzu maleje, aż w końcu znika zupełnie.

- Służyłaś mi wiernie.

Jej powieki opadły, a ciało runęło w otchłań. Jeszcze tylko z dala dobiegły ją urywki słów:

- Sen, marzenie... Złudzenie.



Usiadła gwałtownie na łóżku, oddychając głośno. Srebrne światło Yavina 5 zalewało pokój. Siedziała przez chwilę wpatrzona w przestrzeń. Sen... Wyciągnęła rękę w stronę, gdzie leżeli Kethar i Xareen. Poczuła bijące od nich ciepło.

Wstała z łóżka i podeszła do okna. Nad ciemną linią lasu wisiał Yavin 5 - tak rzadko ukazujący się na niebie Yavina 4. Odwróciła się do wnętrza pokoju. Przez chwilę rama łóżka i jej własna, uniesiona przed oczy ręka jakby zadrżały, a ich krawędzie rozszczepiły się. Zagięcie czasoprzestrzenne?

Yavin 5 skrył się za chmurami i niczego już nie widziała. Stała w ciemności, aż poczuła, jak sen znów po nią sięga.



Czy umarłam wtedy na wzgórzu?




[15.06.2000]



back