nadzieja




Od autorki: I tak dalej...





Nienawidzę, kiedy nazywa mnie dzieciakiem. Chciałbym, żeby widział we mnie mężczyznę, partnera, nie dziecko, które potrzebuje opieki.

Nic nie poradzę, że nie mogę znieść, kiedy czyta te swoje sprośne magazyny. Chciałbym, żeby patrzył na mnie, nie na roznegliżowane kobiety na ich stronach.

Zawsze wtedy wołam: "Biskup perwers!" A on odpowiada: "Co ty możesz o tym wiedzieć, gówniarzu?". Nie jest zły, oczywiście, patrzy tylko jak na nieposłuszne, ale naiwne dziecko, które nie ma pojęcia o niczym, na które przecież nie można się złościć. Jego wzrok mówi wyraźnie: "Jak dorośniesz, zrozumiesz".

Wtedy wydymam usta i z miną świadczącą o wielkiej urazie odwracam się albo wręcz uciekam.

Jak dziecko. Dokładanie.

Chciałbym, żeby patrzył na mnie i widział mężczyznę, partnera. Chciałbym być tym, kto pochłania całą jego uwagę. Chciałbym być dla niego kimś więcej, niż zdołałaby jakakolwiek kobieta.

Nie wolno mi.

Jestem księciem. Jestem spadkobiercą historii. Zostałem wybrany, by odkryć prawdę. Jestem pieczęcią Verlorena i naczyniem Oka Michaela. Mam swoją misję. Jedyne, czego nie mam, to własne życie i możliwość decydowania o sobie.

On jest duchem, bóstwem, światłem zesłanym z nieba. W jego piersi nie bije serce. Jego widmowe ciało jest zimne. Ma swoją misję.

Kiedyś będziemy musieli się rozstać. Kiedy uda nam się pokonać Verlorena, Zehel będzie mógł wrócić do świata, z którego przybył. Frau przestanie istnieć.

Boli.

A ja... Ja będę musiał zaprowadzić nowy ład w tym świecie. To moje przeznaczenie.

Próbuję dźwigać ten ból z dumą.

Dlatego jestem przy nim dzieckiem. Dlatego pozwalam mu nosić się na ramieniu. Dlatego obrażam się i wyrzekam.

Tylko tak możemy być razem. Tylko tak możemy uchronić się od prawdziwego bólu.

Rozstanie nie będzie trudne, jeśli go do siebie nie przywiążę. Będzie moim opiekunem, a kiedy wypełni swoje zadanie, będzie mógł w spokoju odejść w miejsce, do którego należy i do którego tęskni całym sobą.

Będę wtedy obejmował swoje ramiona - tak jak teraz, w każdej chwili, kiedy powstrzymuję się, by nie objąć jego. Będę szeptał w puste powietrze słowa, które chciałbym wyszeptać tylko jemu. Będę zaciskał pięści, których palce tak bardzo chciałyby zanurzyć się w jego włosach.

Będę koił ból wspomnieniem.

Czasami... w rzadkich chwilach nocy, rozmawia ze mną jak z partnerem. Nie zamieniłbym ich na nic. Wiem, że jesteśmy w stanie się porozumieć. Moglibyśmy być ze sobą bliżej niż kochankowie.

Ta świadomość wystarcza, by z nadejściem dnia znów być dzieckiem.

Nocami pozwalam sobie na egoistyczną nadzieję, że nasza podróż nigdy się nie skończy.



[10.2.2010]



back