normalność




Od autorki: Słowa kluczowe: pizza domowej roboty i kisu shite. Ten tekst może obrażać inteligencję czytającego, więc czujcie się ostrzeżeni xD





Powód, dla którego Keith postanowił obalić system, był prozaiczny: w którymś momencie uświadomił sobie, że istniejące zasady nie pozwolą mu ożenić się z Matsuką, a to stało się jego priorytetem. Istnienie bądź nieistnienie Mu było mu zupełnie obojętne - pomijając oczywiście fakt, że Matsuka też był Mu, ale niedorobionym, więc się właściwie nie liczyło - a tak przynajmniej Jomy odwalił całą robotę. Keith wkroczył do akcji w decydującej chwili, wyciągnął wtyczkę z komputera Matki i został bohaterem. I nareszcie mógł robić, co chciał.

Mieli teraz nowy porządek, nowy świat, a on miał Matsukę, dom i pracę. Zawsze marzył o normalnej pracy, do której mógłby wychodzić rano, i domu, do którego mógłby wracać wieczorem, zamiast być do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę i myśleć za innych. Universal Control został przekształcony w Biuro Poradnictwa Wszelkiego Rodzaju - ludzi nie można było już kontrolować, więc można było im doradzać. Czy coś w tym rodzaju.

Tego ranka ponownie pocałował swojego małżonka na do widzenia i wyszedł do pracy, zarabiać na ich utrzymanie jak każdy wzorowy obywatel.

#

Matsuka został z problemem.

Serge powiedział mu kiedyś, że jest nieudacznikiem, który potrafi jedynie parzyć kawę. Teraz, kiedy miał na głowie prowadzenie domu, dochodził do wniosku, że Serge był być może najbardziej błyskotliwą osobą we wszechświecie - pomijając, rzecz jasna, Keitha. Ale nie w tym wypadku. Keith jakoś z miejsca założył, że Matsuka będzie prowadzić mu dom i gotować, i Matsuka nie wiedział, czy mu się ta idea w ogóle podoba, choć - oczywiście - zawsze chciał dla Keitha jak najlepiej.

O gotowaniu nie miał pojęcia.

Pierwszego dnia pobiegł do restauracji włoskiej za rogiem i kupił pizzę.

Drugiego dnia pobiegł tam samo i kupił spaghetti.

Trzeciego dnia, czyli dzisiaj, restauracja była zamknięta z powodu remanentu, więc pobiegł do McDonald'sa i kupił dwa zestawy. Z całego zamieszania zapomniał nawet zdjąć fartuch i ten teraz za nim powiewał na ulicy. Choć, właściwie, nie wiedział, po co mu ten fartuch w ogóle potrzebny. Chyba żeby wyglądać na przykładną gospodynię domową i żonę.

Ha ha.

#

Wieczorem Keith wrócił z pracy i jak zawsze pocałował swojego małżonka na przywitanie. Zmarszczył się jednak na widok frytek i popatrzył na Matsukę pytająco. Matsuka westchnął i odsunął włosy z czoła, bo znów mu wpadały do prawego oka. Urocze.

- Keith... - zaczął, a Keith jak zawsze musiał się powstrzymać, by nie wstać i go nie pocałować. Bynajmniej nie na powitanie.

Coś musiało się stać z jego słuchem, może to przez te ciągłe podróże kosmiczne, bo kiedykolwiek słyszał swoje imię w ustach Matsuki, miał wrażenie, że to prośba o pocałunek.

Nie żeby to robiło jakąś różnicę.

- Keith... - powtórzył Matsuka, wyraźnie stropiony. Keith wrócił do przytomności. - Bo widzisz, Serge kiedyś powiedział... - I wyznał swój sekret.

Keith zastanawiał się, czy powinien się czuć, jakby zawalił mu się świat. Idealny świat: on chodzi do pracy, Matsuka gotuje w domu.

Nie, nie zawalił się. I tak miał lepiej niż Jomy, który po osiągnięciu rzekomo swojego celu ponownie wyruszył w jakąś kosmiczną odyseję, chyba szukać własnego szczęścia - kogoś, kto choćby chciał mu gotować? Keith zawsze mówił, że najważniejsze są priorytety. A może po prostu tutejszy klimat mu nie służył?

Matsuka wyglądał, jakby miał się rozpłakać.

"Serge, ty draniu", pomyślał Keith, żeby sobie ulżyć, choć przecież nie tu był pies pogrzebany.

- Bardzo lubię twoją kawę - powiedział, przełykając resztki rozczarowania.

Matsuka spojrzał na niego z wdzięcznością. Nie rozwiązywało to jednak najważniejszego kłopotu. Keith ściągnął brwi i popukał się palcem w czoło, co było jego nawykiem, kiedykolwiek chciał wydobyć z mózgu rozwiązanie jakiegoś problemu. Mrugnął, kiedy nagle do jego świadomości - niczym plik - wskoczyła nowa wiadomość z załącznikiem. Niemal widział przed oczami jej treść:

"Syneczku, przynieś dumę mamusi. Tu masz Przepisy na każdy dzień roku galaktycznego. Z miłością, Mama Eliza."

Mrugnął drugi raz, tym razem z poczuciem pewnego rozrzewnienia. Na mamusię zawsze można było liczyć. Wyglądało na to, że w trosce o jego doskonały rozwój wyposażyła go także w inną wiedzę, niż tylko jak słuchać rozkazów, wydawać rozkazy i rządzić galaktyką. Jak to mama. I kobieta. One zawsze myślą o wszystkim. Być może zachował się wobec niej zbyt okrutnie, wysyłając w atmosferę planety - tylko dlatego, że był zazdrosny o rodzeństwo, o którym nigdy mu nie powiedziała... Pociągnął nosem.

- Keith... - w głosie Matsuki zabrzmiała troska.

Nachylił się ku niemu i pocałował.

- Mamusia pozdrawia - powiedział, kiedy po dłuższej chwili oderwali się od siebie.

Matsuka spojrzał na niego z wyrazem cielęcego osłupienia. No tak, nigdy się przecież nie poznali... Ciekawe, czy by się polubili? No ale nie ma mowy, żeby ktoś nie lubił mamusi. Potrząsnął głową dla orzeźwienia.

- Od jutra ja gotuję - oświadczył.

Matsuka zamrugał. Jego długie rzęsy zawsze wprawiały Keitha w roztargnienie, więc skończyło się na kolejnym pocałunku.

- W takim razie ja zajmę się przygotowaniem pokoju dziecięcego - powiedział Matsuka, kiedy już oswoił się z sytuacją.

Keith pokiwał głową, zastanawiając się, czy to odpowiednia pora, by powiedzieć małżonkowi, że koniecznie chce dziewczynkę. Mamusia byłaby dumna z wnuczki... A potem mogą się postarać o braciszka dla niej. Eliza i Shiroe, ładne imiona dla rodzeństwa...

- Jak sobie życzysz - zgodził się Matsuka, choć w jego głosie zabrzmiała pewna uraza. - Pod jednym warunkiem.

- Mmm?

- Weźmiesz urlop macierzyński.

Później, kiedy już zasypiał w zaborczych ramionach Matsuki, który mamrotał przez sen, że nie zamierza więcej nosić tego przeklętego fartucha, Keith po raz kolejny uświadomił sobie, że normalne życie nie ma sobie równych.



[28.1.2012]



back