"Pod Bladym Księżycem"




Od autorki: Głupawka - a wszystko przez dwa obrazki: na jednym Grimmjow wyglądał jak Fin wracający z wiejskiej popijawy, a na drugim jak w samym jej środku *rotfl*





Kto wymyślił poetycką nazwę Pod Bladym Księżycem, pozostawało mniej istotne w obliczu zagadnienia, kto w ogóle otworzył w Las Noches pierwszą i jedyną w Hueco Mundo knajpę. Wspomnienia Arrancarów, ku ich własnemu i głęboko ukrywanemu zawstydzeniu, bywały czasem bardzo zamglone i niejasne, Espada zaś nie była w tym wyjątkiem. Knajpa po prostu któregoś dnia pojawiła się we Wieży Trzeciej i tam pozostała, szybko stając się miejscem chętnie odwiedzanym przez nieliczną populację pałacu - jakby funkcjonowała tam od wieków. Biorąc wszystko pod uwagę, jej istnienia nie dało się wykluczyć - nikt nie byłby w stanie wyobrazić sobie porządnego siedliska zła bez przybytku radości, w którym słudzy ciemnej strony mogliby utrzymywać pozory dobrych kontaktów wzajemnych oraz wydawać ciężko zarobione pieniądze. Nie sądziłeś chyba, Drogi Czytelniku, że Espada odwalała dla Aizena brudną robotę za frajer? Las Noches też nie wzięło się z niczego. Gdyby w Hueco Mundo padało, w deszczowe dni plecy Grimmjowa przypominałyby sobie każdy kamień wstawiony w ściany pałacu.

A może i nie?

Grimmjow nie pierwszy raz zauważył, że przy piciu nachodzą go różne dziwne myśli - z pewnością kolejna sprawka Szaleja. Dość powiedzieć, że forsy miał tyle, że poza Karakurą, odnośnie której Aizen miał własne plany, Grimmjow mógłby sobie kupić dowolne miasto w świecie realnym - jak oznajmił mu nie wiedzieć czemu Granz, nie dodając wszakże, że miałby problemy z wymianą huecomundiańskiej waluty. To wszystko było pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, bo Grimmjow nie miał żadnej ochoty kupować Karakury czy innej ludzkiej siedziby. Światem realnym czy ludźmi nie mógłby być mniej zainteresowany. Na razie nie znalazł jednak niczego innego, na co mógłby wydać fortunę, przez co momentami czuł się jak na funduszu emerytalnym. Niepomiernie go to frustrowało, skoro był młodym i prężnym...

Co oni mu dziś podali???

Grimmjow popatrzył ze wstrętem na przezroczysty płyn w szklance, po czym wyciągnął ją do jednego z Fracción Ósemki, pełniącego rolę barmana.

- Rozcieńczyć mi to mlekiem!

Grimmjow za każdym razem zastanawiał się, po co w ogóle tutaj przychodził. Powód był prozaiczny: nuda. Jedna wielka paskudna odwieczna nuda. W Las Noches - jak i w całym Hueco Mundo - nie było kompletnie nic do roboty, odkąd Aizen zakazał bójek między Espadą. Grimmjow miał nadzieję, że może trunki trochę przytępią narzucone i głęboko zakorzenione posłuszeństwo wobec rozkazów Aizena, ale gdzie tam. Podejrzewał, że Szayel Apollo - mistrz w podlizywaniu się szefowi - z własnej i nieprzymuszonej woli zmodyfikował napoje, by przytępić właśnie instynkt agresji Arrancarów. Po wejściu do Bladego Księżyca można było odnieść wrażenie, że trafiło się na stypę, a nie do przybytku uciech. Grimmjow doszedł do nieciekawego wniosku, że nawet bycie królikiem doświadczalnym Granza wnosi trochę ożywienia w smętną i wieczną egzystencję Espady, dlatego też nie przestawał wlewać w siebie niedorzecznych ilości płynów, jakie wychodziły z aparatury naczelnego naukowca Hueco Mundo. Nastrojów to wszakże nie poprawiało.

Grimmjow pociągnął łyk rozcieńczonego napoju i rozejrzał się z rezygnacją. Po swojej lewej miał dwóch stałych bywalców Bladego Księżyca. Starrk leżał na barze, a nietknięta sake stała obok. Grimmjow wywrócił oczami. Obok Primery, niczym jego młodszy i kurduplasty bliźniak, leżał Ulquiorra, który potrzebował niewiele więcej, by osiągnąć stan błogiej nieświadomości. Błogie to było przynajmniej dla Grimmjowa, który wzdragając się, przypomniał sobie wcześniejsze sesje, podczas których Ulquiorra miał w zwyczaju wypłakiwać mu się na ramieniu, że "nigdy nie znajdzie kobiety", i takie tam. "Kobiety są do niczego", zwykł prychać Grimmjow w odpowiedzi, mając na uwadze własne doświadczenia z Fracción Harribel - czy też raczej brak konkretnych i pożądanych doświadczeń. Od jakiegoś czasu Nietoperz jednak szedł na całość i po jednym drinku gasł, a następnie przesypiał na barze do rana - czymkolwiek rano w Hueco Mundo było. Grimmjow był pewien, że takie rozwiązanie pasuje mu lepiej, choć czasem zastanawiał się, czy zmiana wynikła z jakości drinków czy miała może jakieś głębsze przyczyny.

Przekręcił głowę w drugą stronę i zaraz tego pożałował. Przy stoliku w kącie - ciemnym, ale niestety nie dość ciemnym - siedzieli Nnoitra z Teslą i przynajmniej oni oddawali się oczekiwanym w przybytku uciechom. Nie żeby Grimmjow im zazdrościł, niech go bronią wszelkie duchy opiekuńcze Arrancarów! Czasem natomiast przeklinał swoje doskonałe oczy, których uwadze nie mógł umknąć żaden szczegół. Właśnie zupełnie mimowolnie został świadkiem, co potrafi zrobić Nnoitra ze swoim długim językiem, a co wywołało niepohamowany chichot ze strony Tesli. Cóż, powszechnie wiadome było, że alkohol i jemu podobne substancje rozwiązują języki. Było to miłą odmianą w stosunkach Piątego Espady i jego Fracción - miłą przynajmniej dla Tesli, bo Grimmjow pożałował, że jego wiedza o owych stosunkach nie pozostaje w sferze domysłów, zwłaszcza po kolejnym pokazie zdolności językowych Nnoitry. ...Nie. To było złe, bardzo złe. Bardziej złe niż machinacje Aizena i jego plany ogólnego podboju. Przy tej dwójce Grimmjow czasem czuł się niewinny jak goniące za kłębkiem kocię, co samo w sobie było groteskowe. Grimmjow zamrugał i pociągnął ostro z kielicha. Obraz zamigotał i rozmył się. Może ten trunek nie był taki zły, skonstatował.

Stolik dalej siedziały Fracción Harribel, leniwie sącząc drinki i obrzucając otoczenie pełnymi wyższości spojrzeniami. Grimmjow pamiętał, jak poprzedniego dnia Avirama, Ggio i Nirgge usiłowali wprosić się do towarzystwa. Po spotkaniu z cero Apache Avirama przypominał kondora pierzastego, Nirgge dostał po nosie od Mili-Rose i wyglądał jak słoń cierpiący na atak ostrego kataru, a Ggio przez większość wieczoru pieklił się (choć w jego przypadku można było mówić raczej o jęczeniu i miauczeniu) z powodu pozlepianego futra, gdy Sun Sun wylała na niego zawartość swojego kieliszka. Grimmjow słyszał, jak odprawieni usiłują dzisiaj namówić resztę Fracción do zemsty za poniżenie, jakie stało się ich udziałem, ale spotkał ich gorzki zawód - Charlotte stwierdził, że nie jest zainteresowany, Poww na tym etapie rozmowy nie doszedł jeszcze, o co może chodzić, a Findor ni z gruszki, ni z pietruszki, oświadczył, że ma ochotę zatańczyć. Tą wypowiedzią zgasił wszystkich, sprawiając, że popatrzyli na niego jak na kosmitę. Co ciekawe, po jego uwadze przynajmniej Mila-Rose spojrzała w stronę stolika kolegów przychylniej, a Apache i Sun Sun zaczęły coś do siebie szeptać. Grimmjow słyszał jeszcze, jak Ggio zaczyna snuć plany budowy sali balowej - po czym wychylił kielich do dna, przeklinając swój doskonały słuch. Po chwili doszedł do wniosku, że w wielkim był błędzie, sądząc, że gorzej być nie może, kiedy do rozmów dołączyła jego własna Fracción. To D-Roy zaproponował, że mogą założyć zespół muzyczny i grać na przyszłych dyskotekach.

Otaczali go idioci i żadna ilość alkoholu nie mogła tego zmienić.

Przy kolejnym stole rozsiadł się Barragan i wodził dokoła wzrokiem niczym władca, wychylając jeden po drugim kufel miodu. Jego Fracción mimo własnych rozrywek nie zapominali o swoim "królu" i usługiwali mu z równie wielkim oddaniem co zawsze. Kawałek dalej w stanie upojenia siedział Yammy, który konsumował wielkie ilości płynów i pozostawał w typowym dla siebie świetnym nastroju. Właśnie zaczął śpiewać jakąś rubaszną piosenkę, co oderwało Fracción Barragana od dyskusji na temat ożywienia Las Noches i uczynienia z pałacu centrum kultury i rozrywki na miarę wielkich metropolii świata realnego. Ggio, Findor i Avirama szybko podjęli wątek piosenki i - co było do przewidzenia - przerobili ją na hymn pochwalny pod adresem Barragana. Obraz upadku dopełnił D-Roy, który postanowił wzbogacić tę kakofonię o grę na grzebieniu.

Brakowało Harribel, która w Bladym Księżycu pojawiała się rzadko. Szayel Apollo wolał swój własny przybytek radości - laboratorium, w którym oddawał się przyjemności tworzenia i warzenia trunków. Aaroniero i tak nie miał jak pić, a Zommari już na samym początku potępił ostro zarówno samą ideę lokalu, jak i serwowane w nim substancje. Cóż, nikt za nim nie tęsknił.

Grimmjow uznał, że na dziś ma dość. Kolejny zmarnowany wieczór... Nigdy nie miał o Aizenie dobrego zdania, ale teraz czasami łapał się na myśli, że wręcz nienawidzi tego shinigami za wtrącenie się do prostego acz pełnego swoistej dynamiki życia hollowów i "ulepszenie" ich według własnego widzimisię. Grimmjow nie miał nic przeciwko swojej ulepszonej formie - czuł się wielki i niepokonany - jednak uzależnienie od Aizena i jego prymitywnych ambicji wprawiało go w bardzo podły nastrój. Czasem, w chwilach desperacji, dochodził do wniosku, że mógłby robić cokolwiek - cokolwiek! - byle zabić nudę i dostarczyć mózgowi bodźców, choć owych czynności jeszcze nie skonkretyzował. Gdyby ktoś łaskawy pozwolił mu iść walczyć, bić się, niszczyć i dominować, Grimmjow bez wahania oddałby tej osobie swoją fortunę. A tak tylko przesiadywał w knajpie i nawet nie był w stanie się porządnie upić. Pora iść odespać to żałosne posiedzenie.

Podniósł się i nieco chwiejnym krokiem skierował ku wyjściu. W drzwiach odwrócił się jeszcze i - z lekką zresztą zawiścią - popatrzył na braci w pijaństwie, bijąc się z myślami. Po Starrka przyjdzie nad ranem i odtransportuje do kwatery Lilynette, która z uwagi na młody wiek miała zakaz wstępu do knajpy, co oczywiście strasznie ją wściekało. Grimmjow westchnął i ściągnął z blatu Ulquiorrę. Ostatecznie mieszkają w tym samym skrzydle Las Noches, więc raz może być dla Nietoperza miły. Zawsze poza tym istniała szansa - co prawda bardziej mikroskopijna niż mózg D-Roya - że Ulquiorra się po drodze obudzi i będzie się chciał bić. Grimmjow popatrzył na zwisającego mu z ręki Nietoperza - on miał być niby silniejszy? Jaka szkoda, że miejsc w Espadzie nie przyznawano za wytrzymałość w piciu...

Z Ulquiorrą pod pachą Grimmjow udał się w kierunku południowej części pałacu. Podłoga falowała, ale było to przynajmniej jakimś urozmaiceniem sytuacji. Nietoperz ani drgnął, równie dobrze mógł zapaść w sen zimowy. Grimmjow obiecał sobie, że taka pomoc sąsiedzka ma miejsce definitywnie ostatni raz, zwłaszcza że nigdy nie doczeka się zwrotu przysługi w jakiejkolwiek formie.

Po długim, nudnym i kołyszącym spacerze dotarli do kwater Ulquiorry. Niech go diabli, jeśli Grimmjow miał zamiar układać Nietoperza do snu. Bezceremonialnie rzucił swój ładunek na łóżko (po raz kolejny dziwiąc się, że Ulquiorra nie sypia na belce u powały głową w dół) i odwrócił się, by odejść - ale nie dane mu było. Zupełnie niespodzianie ramię Ulquiorry wystrzeliło w powietrze, złapało go za rękaw i wciągnęło do łóżka. Grimmjow dopiero po chwili uświadomił sobie powagę sytuacji, ale nie śmiał drgnąć, kiedy Ulquiorra wciągnął się na jego klatkę piersiową i popatrzył głęboko w oczy raczej nieprzytomnym spojrzeniem.

"To się nie dzieje naprawdę", pomyślał Grimmjow, przelotnie konstatując, że z tej odległości i po tej ilości alkoholu Ulquiorra był naprawdę... naprawdę... paskudny.

Z miną pochwyconej myszy Grimmjow patrzył w wielkie oczy Ulquiorry, obiecując w duchu cofnąć wszystkie słowa na temat porządku w Espadzie, jeśli tylko uda mu się stąd wyjść w stanie nienaruszonym.

- Muss-ssimy ich... rozzz...zdzielić - wycharczał Ulquiorra.

Grimmjow mrugnął.

- Posss-s-słuch...aj...

Grimmjow słuchał.

- Ona świata z-za nim nie... nie widzz-zi... - oznajmił Ulquiorra smętnym tonem, a Grimmjow nie mógł nie być pod wrażeniem faktu, że Nietoperzowi udało się sklecić całe zdanie i do tego tak wzniosłe. Nie wiedział, co prawda, o co chodzi, ale zaczynał czuć ulgę, że chyba nie o niego samego.

- Ino... Ino... Hime - plątał się Ulquiorra, a jego wcześniejsza elokwencja wyparowała. - Kobieta - stwierdził w końcu z dumą.

Grimmjow nie miał sił analizować faktów, choć niewątpliwie mógł gratulować Nietoperzowi znalezienia upragnionej kobiety. Albo współczuć, bo romans najwyraźniej nie układał się po jego myśli.

- Kobieta - powtórzył Ulquiorra z zadowoleniem, a Grimmjow powstrzymał się od uwagi, że to nie jest takie trudne słowo.

- A on? - odważył się odezwać i zaraz pożałował, bo ręce Ulquiorry zacisnęły się na jego gardle.

- Pozzz-zbyć się... Zzz-zabić... Zzz-załatwić... Zzz-ająć się nim...

Grimmjow przełknął ślinę.

- Coś jeszcze? - zapytał niemal od niechcenia, nie mając najmniejszego zamiaru plątać się w Nietoperzowe problemy.

Ulquiorra skinął głową, wyglądając na usatysfakcjonowanego.

- Ona jesss-st... ona jess-st... - wydusił z wyrazem szczęścia na twarzy. - Kobieta - dodał, jakby podkreślał coś, z czym Grimmjow nie chciał się zgodzić.

Grimmjow westchnął.

- A on? - spytał ponownie, odsuwając się przezornie poza zasięg rąk Nietoperza, który na szczęście ponownie zaczął odpływać w objęcia nieświadomości.

- Zzzz.... zzz-zobaczysz... sss-sam...

"Kiedy ja go wcale nie chcę oglądać", miał ochotę zawołać Grimmjow.

Kąciki ust Ulquiorry uniosły się lekko i Grimmjow nie pierwszy raz miał niepokojące wrażenie, że Nietoperz potrafi czytać w jego myślach.

- Sss...spodoba ci się... - wyszeptał niemal bezgłośnie Ulquiorra. - Ten Kurosssaki Ichi...go... Jest sss-silny... - I zasnął jak kamień.

"Niech cię szlag, Ulquiorra!" pomyślał Grimmjow, wydostając się na pewniejszy grunt, ale co się stało, to się stało.

- I słodkich snów - powiedział na głos, uśmiechając się szeroko, w myślach snując niecny plan.

Czasem można nagiąć kierujące działaniami Espady zasady, prawda? Młodsi powinni się słuchać starszych, a niżsi stopniem spełniać polecenia wyżej postawionych - czy coś takiego. Po raz pierwszy od bardzo dawna Grimmjow poczuł dreszcz ekscytacji, jaki kiedyś towarzyszył mu przed każdą walką. Miał ochotę wyściskać Nietoperza, ale po namyśle zostawił go w spokoju. W Bladym Księżycu zabawa trwa pewnie w najlepsze - może Findorowi wciąż się chce tańczyć? Grimmjow wyszczerzył się, czując, że jego energia jest w stanie wypełnić Las Noches pod samą kopułę.

Tylko poczekaj, Kurosaki Ichigo.

I nie waż się okazać słaby.



[3.9.2009]



back