półkrwi książę
Od autorki: "Harry Potter" ma w sobie to coś. Rysuję namiętnie fanarty i piszę namiętnie fanfice, heh... Żebym jeszcze umiała ;) Aha, oczywiście
SPOJLER!!! O ile są jeszcze tacy, którzy szóstego tomu nie czytali...
Dedykowane Arien, która pół godziny wcześniej powiedziała: "Szkoda, że tym razem żaden wen cię pod prysznicem nie natchnął", oraz Barty'emu - za pewną sugestię :)
- Przeklęta wiedźma!
Potężny mężczyzna zrzuca ze stołu talerz, chyba tylko przypadkowo nie trafiając w stojącą obok piecyka kobietę, przez której ciało przebiega silne drżenie - nie wiadomo, czy to z powodu agresji słownej czy czynnej. Mężczyzna zrywa się z krzesła i podchodzi do kobiety, a w jego czarnych oczach migoce nie tylko wściekłość, ale i jakiś złośliwy triumf.
- Cholerna czarownica!
Zamierza się na kobietę, która mimowolnie kuli się. Jest wysoka, ale przy mężczyźnie wygląda jak dziecko. Rzuca szybkie spojrzenie na stojącego pod ścianą chłopca, który od dobrych kilku minut płacze.
To Eileen Prince-Snape, absolwentka Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, niegdysiejsza kapitan jednej ze szkolnych drużyn, pławiąca się w splendorze - obecnie małżonka niejakiego Tobiasza, mugola, i matka pięcioletniego Severusa.
Jej mąż odwraca się i znów podchodzi do stołu. Coś mówi, krzyczy, miota się, uderzając pięścią w blat. Eileen go nie słucha - słyszała to wszystko już setki razy. I sama wie, że sześć lat tego małżeństwa zrobiło z niej wrak człowieka. Sama czuje, że w jej głowie zaczyna dziać się coś dziwnego. Czasem nie może zebrać myśli, czasem czuje, jakby była kimś innym.
Poślubiła Tobiasza, gdy był czarującym młodym mężczyzną. Jego nietypowa uroda zrobiła na niej duże wrażenie. Jednak w miarę upływu czasu jego rysy zmieniają się, wykrzywiają z powodu zła, jakie go toczy. Czarne oczy przypominają już wąskie szparki, bo ciągle je mruży. Włosy wiszą splątane wzdłuż twarzy, bo przestał o nie dbać. Wargi wykrzywia pogardliwy uśmiech albo wręcz wściekłość. Imponujący nos wydłuża się coraz bardziej i zaczyna zakrzywiać nad ustami, złowieszczo odcinając w profilu. Nawet sylwetka Tobiasza, choć wciąż potężna, zaokrągliła się na plecach - jakby mężczyzna gotował się do skoku. Drapieżne zwierzę. Drapieżna, niebezpieczna bestia.
Gdyby nie Severus, Eileen dawno by uciekła od męża. Nie pozwoliłaby sobą pomiatać ani chwili dłużej. Ale chce, by chłopiec miał także ojca. A gdzieś w jej wnętrzu tli się iskierka nadziei, że coś się zmieni. Że znów będzie jak dawniej...
Stop. Nie będzie jak dawniej. Nigdy. Przez męża pozbyła się drugiej ciąży. Przez Tobiasza Severus nie ma siostry i nigdy nie będzie miał. Nie była w stanie zmusić drugiego dziecka do życia w takich okolicznościach.
Severus...
Eileen żal jest syna, który teraz zanosi się płaczem. Chciała zawsze, by miał normalne dzieciństwo...
Tobiasz znów do niej podchodzi, znów krzyczy, po raz kolejny powtarza tak dobrze znane frazesy, coś wrzeszczy, wskazując na syna - tak bardzo do siebie podobnego. Przez głowę Eileen przemyka zupełnie niespodziana myśl: Czy Severus będzie kiedyś wyglądał jak ojciec? Tobiasz krzyczy coraz głośniej, szaleje teraz po kuchni, a napięty spokój małżonki wydaje się go tylko rozdrażniać. Eileen słyszy, że Severus milknie - a może to ten stale obecny szum w głowie wszystko zagłusza? Nie, chłopiec rzeczywiście przestał płakać, teraz tylko pochlipuje pod nosem, a jego czarne oczy... patrzą...
"Zrób to."
Eileen marszczy brwi, na jej twarzy odbija się jakby zdumienie. Tobiasz zamierza się na nią.
"
Zrób to."
Eileen wyszapruje z koka różdżkę. Nosi ją od tak dawna jako ozdobę, że Tobiasz zupełnie zapomniał, czym naprawdę jest ten patyk. Teraz, gdy widzi ją wycelowaną w siebie, jego oczy rozszerzają się - i, co wydawało się zupełnie niemożliwe, zapalają jeszcze większą wściekłością.
Severus zasługuje na normalne dzieciństwo.
-
Imperio!
* * *
Różdżka mamy jest wyjątkowa. Długa, czarna - mama mówi, że to heban - a jej rdzeniem jest pióro kruka. Gładka. Severus lubi przesuwać palce po jej powierzchni. Czuje drzemiącą w niej magię. A różdżka chętnie odpowiada na jego nieme wołanie. Mama uśmiecha się, gdy udaje mu się wyczarować świetliste motyle, które rozpromieniają nocną ciemność ich pokoju. "Jesteś taki jak ja" mówi. A on o tym wie. Któregoś dnia będzie miał takie same dłonie o długich palcach, a już teraz ma jej spokojny charakter. Mama jest zdolną czarownicą - nawet jeśli pozornie straciła całą moc przy tym mugolu, który jest jego ojcem. Jej oczy są rozbiegane. Nie jest taka silna jak kiedyś. Nie ma nowych ubrań, a włosy zawsze wyłażą z koka.
Teraz stoi pośrodku kuchni, wyprostowana, a jej ciemne oczy migocą spokojną stanowczością. Włosy rozsypały się miękko po ramionach. Koniec jej różdżki prawie dotyka klatki piersiowej znacznie wyższego od niej mężczyzny.
Tobiasz Snape upada na kolana i łapie za skraj jej sukni, unosząc go do ust. Wyrywa go ze wstrętem i odwraca się od męża. Tobiasz podnosi się, siada do stołu i kończy obiad - nie zdążył wszystkiego porozrzucać. Ona powoli upina włosy i różdżka wraca na miejsce.
* * *
Jest wiosenne popołudnie, ciepłe i przyjemne. Słońce powoli chyli się ku zachodowi, a jego promienie wpadają przez okienko do małej, schludnej kuchni...
Trzask aportacji. I drugi.
Eileen jest gotowa. Jest gotowa od pięciu lat i każdego dnia spodziewa się tego. Upuszcza różdżkę na ziemię i pozwala jej wturlać się pod kuchenną komodę.
"Nie mogą jej znaleźć" dźwięczą w umyśle Severusa jej słowa. Chłopiec jak na umówiony znak siada plecami do szafki, jakby chciał własnym ciałem bronić własności matki. Pół sekundy później drzwi kuchenne otwierają się i do środka wpadają dwaj mężczyźni, najpewniej aurorzy... Eileen obraca się do nich, a wygląda teraz naprawdę jak obłąkana - jej ciemne oczy są szeroko otwarte i płoną w wychudłej twarzy, włosy ma rozwiane, a usta otwarte - i zaczyna krzyczeć.
Aurorzy od razu orientują się w sytuacji - pewnie po błogim uśmiechu na twarzy siedzącego przy stole i jedzącego ze stoickim spokojem Tobiasza.
-
Finite incantatem!
Mężczyzna zrywa się i nie zważając na gości, rzuca się na żonę. Aurorzy go powstrzymują.
- Ta przeklęta wiedźma...!
- Jest pani oskarżona...
- Cholerna...!
- Zabieramy panią...
- Czeka panią rozprawa...
- Weźcie i jego...!
- Damy znać...
- Pan nie może jechać...
- To diabelski pomiot!
- Jej róż...
Severus patrzy w oczy matki, które wcale nie są szalone, choć kobieta wyrywa się aurorom. "Nie mogą jej znaleźć." Severus też zaczyna krzyczeć. Eileen patrzy na niego i przez chwilę nie ma poza nimi dwojgiem nikogo. "Jest twoja." I dopiero teraz dociera do niego wszystko, co do tej pory wydawało się grą. Nie mogą j e j zabrać... Rzuca się w kierunku matki, ale aurorzy go odpychają.
- To tylko dzieciak, zostaw go.
- Nie róbcie mu krzywdy!!!
Znów krzyki, znów szamotanina. Severus nie może tym razem powstrzymać łez, bo wie, że...
- Wynosimy się stąd!
I po chwili zapada cisza.
* * *
- Wsadzili ją do pudła - mówi z satysfakcją w głosie Tobiasz, machając w stronę syna kartką papieru. - Na pięć lat. O wiele za mało!
Severus zaciska dłonie na oparciu krzesła, aż bieleją knykcie. Jego twarz już jest kredowobiała. Pięć lat. Pięć lat w Azkabanie.
- Niech tam zgnije.
Severus pochyla głowę. Ona nie wytrzyma. Nie ma sił, by się bronić przed dementorami. Straci zmysły do reszty. Severus to wie. Zaciska powieki najmocniej, jak może.
- Nie chcę jej widzieć na oczy.
* * *
31 sierpnia
Severus siedzi obok niemal spakowanego kufra. Zostało mu już tylko kilka książek. Bierze w ręce stary egzemplarz podręcznika do eliksirów, otwiera na pierwszej stronie i drobnym pismem pisze na spodzie strony:
Ta książka jest własnością Półkrwi Księcia.
Skrzypienie schodów i po chwili w drzwiach pokoju staje Tobiasz. Ogarnia wzrokiem całą scenę i wybucha złym śmiechem.
- Dokąd się wybierasz, smarkaczu? Do tej szkoły dla wiedźm?
Severus nie zaszczyca mężczyzny spojrzeniem. Podnosi tylko dłoń i macha różdżką. Widział, jak matka robi to tyle razy...
-
Imperio - szepce.
Tobiasz odwraca się i schodzi na dół. Zaraz położy się spać. Jutro musi wcześnie wstać, jeśli mają dotrzeć do Londynu na dziesiątą.
Severus patrzy na podpis.
Półkrwi Książę.
Prince. Książę. Kim naprawdę jestem.
Półkrwi. Snape. Żeby pamiętać.
[18.08.2005]