przebudzenie




Od autorki: Kociakowy sequel - z imieninową dedykacją dla Stokrot! ;)





Coś połaskotało go w czoło. Zmarszczył brwi i uchylił powieki, łapiąc pierwsze promienie słońca. Musiał być już poranek, stwierdził niewiele odkrywczo, rejestrując chłodny powiew na twarzy. Zdusił w sobie bardzo niemęską chęć zwinięcia się w kłębek, zakopania w pościeli i pogrążenia na nowo we śnie. Chociaż... w łóżku było tak przyjemnie...

Uniósł się na rękach, odważnie pozwalając przykryciu zsunąć się z jego grzbietu. Chłód poranka z miejsca przylgnął do jego nagiej skóry, ale ciepło słońca było faktem. Podniósł głowę.

Oho.

Świat zawirował. Zamknął oczy, usiłując uspokoić falującą rzeczywistość. Doprawdy, jego głowa mogłaby się już przyzwyczaić do sake - tymczasem każdorazowo budził się z bólem pod czaszką i uczuciem, że pion jest dla niego pojęciem abstrakcyjnym. Pościel wyglądała bardzo zachęcająco.

Zdecydowanie otworzył oczy. Nikt nie będzie mówił, że Sanada Genjirō Yukimura przegrywa z alkoholem! Powstrzymał się jednak od potrząsania głową na orzeźwienie.

Usiłował sobie przypomnieć poprzedni wieczór - i zupełnie nie mógł. Ostrożnie przechylił głowę i dopiero teraz zorientował się, że we własnej sypialni się nie znajduje. Ponownie zmarszczył czoło. Mianem własnej sypialni określał pokój, jaki przydzielono mu w Ōshū.

Drgnął.

Ōshū. Rozejrzał się ukradkowo. Wszystko wskazywało na to, że noc spędził w sypialni... Masamune-dono. Najdobitniej świadczył o tym fakt, że sam Masamune-dono siedział oparty o futrynę drzwi ogrodowych.

Zmrużył oczy, świadomie ignorując podskok, jaki wykonało w jego piersi szybko bijące serce.

Masamune-dono siedział z pochyloną głową, ciemne włosy zwieszały się wzdłuż jego twarzy. Spał. Butelka z sake leżała porzucona przy jego ręce. Wschodzące słońce oblewało jego sylwetkę białym światłem, igrając we włosach i zagięciach kimona. Wyglądał tak...

Yukimura zdał sobie sprawę, że się gapi. Poczuł rumieniec wkradający się na jego policzki. Mimo najszczerszych wysiłków nie był w stanie przypomnieć sobie, jakim cudem tu trafił. Musiał być wyjątkowo pijany, pomyślał z niejakim przygnębieniem i zakłopotaniem. Powinien być wdzięczny, że ktoś się nim w takim stanie zajął. Ktoś, czyli...?

Przełknął.

Naprawdę nie musiał sprawiać kłopotu Masamune-dono. Sanada Yukimura, mógłbyś wreszcie dorosnąć, zganił się w duchu. Trzeba będzie później przeprosić i obiecać, że to się nie powtórzy. Właściwie już mógł zacząć układać mowę na tę okazję.

Podmuch porannego wiatru przesunął się po jego skórze. Zadrżał. Musiało być wcześnie, dobrą chwilę potrwa, zanim porządnie się ociepli. Znów podniósł wzrok. Masamune-dono zmarznie, jeśli będzie tam tak siedział, doszedł do wniosku z uczuciem przelotnego niepokoju. Najlepiej byłoby go przykryć, ale wtedy się obudzi i...

Przełknął po raz drugi. Jakoś nie miał odwagi spojrzeć w oczy Masamune-dono po tym, jak spędził noc w jego sypialni - choć nawet nie wiedział dlaczego. Naciągnął na siebie kimono i przewiązał w pasie, intensywnie myśląc i nie zwracając uwagi na ból głowy. Podszedł bliżej, wciąż nie wiedząc, co robić, i opadł na kolana obok mężczyzny, którego - zdał sobie sprawę - darzył równie wielkim szacunkiem jak swojego pana. Coś w jego wnętrzu ścisnęło się niemal boleśnie. Opadł na kolana i znów patrzył, nie mogąc oderwać wzroku i chłonąc wszystkie szczegóły jego twarzy - prosty nos, stanowczo zarysowane brwi, długie rzęsy i zdradzające wrażliwość wargi. Patrzył i nie miał dość. Coś magicznego było w tej chwili i w tym miejscu...

Kolejny chłodny powiew rozwiał jego włosy. Usiadł, ostrożnie opierając się o Masamune-dono. Może w ten sposób trochę go ogrzeje...

Więcej nie zdążył pomyśleć, ponieważ Jednooki Smok drgnął i uniósł głowę. Yukimura zastygł. No tak, głupie było oczekiwać, że doświadczony wojownik będzie spał jak dziecko, kiedy ktoś się do niego przytula. Poczuł, że rumieniec za chwilę spali mu skórę na policzkach, ale odważnie uniósł głowę. Błękitne spojrzenie Masamune-dono wyrażało przede wszystkim zaskoczenie. Odetchnął z ulgą.

A potem, niespodziewanie dla samego siebie, wyciągnął szyję i zbliżył wargi do ust Masamune-dono.

Jeśli wcześniej wzrok mężczyzny był zaskoczony, to teraz nie można go było określić inaczej jak zaszokowany. Yukimura odsunął się, sam nie wiedząc, co właściwie zrobił - wiedząc jedynie, że zrobił jedyną rzecz, jaką mógł. Masamune-dono siedział bez ruchu, patrząc na niego szeroko otwartym okiem. Yukimura nie miał dość śmiałości, by o czymkolwiek myśleć. Jego rzeczywistość zawęziła się do słonecznych promieni przeświecających przez włosy Masamune-dono, błękitu jego zdumionego - i tak spokojnego - spojrzenia, zapachu letnich kwiatów napływającego z ogrodu i miękkości lekko rozchylonych warg. Jego serce biło jak szalone, chłonąc, przeżywając, czekając. W głowie znów mu się zakręciło, ale tym razem nie było to doznanie ani trochę tak nieprzyjemne jak wcześniej.

Wtedy Masamune-dono, jakby niepewnie, nachylił się ku niemu, zbliżając twarz do jego własnej... Yukimura poczuł miękkie włosy łaskoczące go w czoło...

- Masamune-sama!

Drzwi zostały rozsunięte na oścież.


---


- Masamune-sama! Na inspekcję wyruszamy...

Katakura Kojūrō rzadko bywał czymś zaskoczony, a jeszcze rzadziej dawał to po sobie poznać, jednak tym razem widok, jaki ukazał się jego oczom, wprawił go w zupełne osłupienie. Dopiero poniewczasie przyszło mu do głowy, że powinien dyskretnie wyjść, teraz jednak jedynie stał, z rękami wciąż na skrzydłach drzwi, i patrzył. Nie spodziewał się w sypialni Masamune-sama zastać - ze wszystkich ludzi - Yukimury-dono.

I wyglądało na to, że właśnie wyjątkowo brutalnie przeszkodził Masamune-sama w...

Przez chwilę panowała zbiorowa konsternacja. Masamune-sama tylko mrugał, zaskoczony i zdezorientowany jak nigdy. Yukimura-dono patrzył na Kojūrō wzrokiem spłoszonego królika. Sam Kojūrō natomiast nie mógł odgonić myśli, jaka pojawiła się w jego głowie: że Masamune-sama i Yukimura-dono wyglądali razem nad wyraz uroczo... Moment tego zamrożonego spokoju szybko jednak minął, kiedy Yukimura-dono rzucił się na matę i zgiął w głębokim ukłonie.

- Katakura-dono! Proszę o wybaczenie! Zachowałem się haniebnie i jestem gotów ponieść za to stosowną karę!

Kojūrō mrugnął. Porcja zdrowego chaosu o poranku dobrze robiła na samopoczucie, ale nawet on był zdumiony krasomówstwem Yukimury-dono o tak wczesnej porze. Zastanawiał się ponadto, za co młodzieniec właściwie przeprasza i czy sam to w ogóle wie. Popatrzył na chłopca, którego czoło wciąż dotykało maty, a długie włosy kłębiły się wokół jego głowy.

Przeniósł wzrok na Masamune-sama, gotów napotkać jego porozumiewawcze spojrzenie, ironiczne i rozbawione, jakie zwykle wywoływał na jego twarzy Yukimura-dono. Jednak Masamune-sama nie patrzył na niego. Jego wzrok utkwiony był w skulonym na macie chłopcu. Kojūrō poczuł, jak dziwne ciepło wypełnia jego wnętrze. Nie przypominał sobie, kiedy widział u swojego władcy spojrzenie tak pełne czułości. Masamune-sama uśmiechnął się łagodnie.

Kojūrō westchnął w duchu.

- To ja przepraszam za wtargnięcie. To się więcej nie powtórzy - powiedział. - Chciałem przypomnieć o dzisiejszej inspekcji terenów zachodnich.

Masamune-sama spojrzał na niego.

- Oczywiście Yukimura-dono też jest mile widziany - dodał Kojūrō.

Młodzieniec podniósł wzrok, w którym zaskoczenie mieszało się z ulgą.

- Dziękuję, Katakura-dono! - zawołał, zginając się w kolejnym pokłonie.

Teraz Masamune-sama wywrócił oczami, a wyraz jego twarzy wskazywał na zwyczajowe rozbawienie.

- Idziemy na śniadanie - powiedział, szturchając Yukimurę w bok.

Kojūrō wyszedł na korytarz. Nie był w stanie zapomnieć - i, po prawdzie, wcale nie miał ochoty - uśmiechu swojego pana. Spojrzał przez ramię.

Miał szczerą nadzieję, że Sanada Yukimura zostanie w Ōshū jak najdłużej.



[29.5.2010]



back