przed nami




Od autorki: Dedykowane mnie samej w dniu imienin. A Bulma i Vegeta i tak rządzą.





Drzewo nie lęka się ognia, ale musi mu ulec
Gwiazdy chyba lepiej widać, gdy spojrzeć z boku
Ciężko jest już znaleźć nowych znajomych
Teraz we dwoje z żoną patrzymy w płomień kominka


- Lapinlahden Linnut, "Takkatulen ääressä"






Po skończeniu wieczornej toalety zapatrzyła się w swoje odbicie w lustrze. Westchnęła.

- Starzeję się - powiedziała bardziej do siebie niż kogokolwiek innego.

Oczywiście, usłyszał ją.

- Nie przejmuj się tym.

Uśmiechnęła się. Typowa odpowiedź w jego typowym obojętnym tonie. W przypadku każdego innego mężczyzny byłaby wściekła. Każda inna kobieta byłaby wściekła.

Ale on nigdy nie patrzył na nią w tej sposób.

Wstała z krzesła i usiadła obok niego na kanapie. Objął ją, niemal machinalnie. Znała go doskonale. Wiedziała, że niczego nie robi machinalnie. Przysunęła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu. Słyszała bicie jego serca. Uśmiech nie schodził z jej ust.

Ją wiek dotknął, jednak on wyglądał dokładnie tak samo, jak kiedy spotkała go po raz pierwszy, przed trzema dekadami. Jego ciało wojownika wciąż było idealnie sprawne. I nic nie stracił ze swego uroku. Od kiedy go poznała, nigdy nie chciała żadnego innego mężczyzny. A on nigdy nawet nie spojrzał na inną kobietę. Czy nie byli sobie przeznaczeni?

Zamknęła oczy, wtulając się w niego. Uścisk wokół niej odrobinę się wzmocnił. I tak siedzieli w ciszy.

Nigdy nie był milczkiem, ale nigdy też nie stał się gadułą. Jej myśl, bezwiednie, pomknęła w przeszłość. Przetrwali dobre i złe czasy. I cholernie frustrujące. Nabawiła się przez niego niejednej nerwicy i część siwych włosów na jej głowie z pewnością była jego zasługą. Jej serce też swoje przeżyło.

Niczego nie żałowała.

Byli zbyt podobni do siebie, by porozumieć się bez sprzeciwów. I jednocześnie tylko siebie potrafili tolerować, nieświadomie, niemal jak w zmowie przeciw reszcie świata: głupich, durnych, ograniczonych ludzi. Oboje byli tak okropni, że nikt inny by z nimi nie wytrzymał - a oni nie wytrzymaliby z nikim innym. Egoiści. Samowolni. Niezależni geniusze. W niektórych momentach bezkrytyczni idioci, a żadne nie potrafiło się przyznać do słabości. Darli koty, darli się na siebie, a całą resztę mieli w nosie. Potrafili być zupełnie obojętni, gdy chodziło o sprawy, które ich nie dotyczyły, choćby największe - aż mogli tym budzić podziw. A w drobiazgach i szczegółach istotnych tylko dla nich wybuchali i nigdy nie chcieli ustąpić.

Nauczyli się siebie szanować. Nauczyli się stać przy sobie.

Nie mogliby nie być razem. Nie mogli bez siebie żyć.

Jakby usłyszał jej myśli.

- Jak długo żyją Ziemianie?

Podniosła wzrok. W jego czarnych oczach, które nie znały strachu, dostrzegła cień niepokoju. Rozumiała to. Jego rodzina - coś, co przez wiele lat było jedynie abstrakcyjnym pojęciem - rozwiewała się. Pierworodny syn i ukochana córka dorośli i mieli własne życie. Teraz nie potrafiłby już żyć sam.

- Jeszcze drugie tyle przed nami - odpowiedziała spokojnie.

Zapatrzył się w nią, jakby stanowiła centrum wszechświata. Może tak było, może nie. Dla niej było jedyną istniejącą rzeczywistością.

"Nie przejmuj się tym."

Odkąd nauczył się ją widzieć, nigdy nie patrzył na jej urodę. Nie przejmował się tym. Nie uważał, by było czym - a w takim razie postanowiła mu zaufać. Nikt inny nie uczynił jej szczęśliwą, komu więc innemu miała wierzyć? Kto inny potrafiłby okazać jej wsparcie tak przewrotnymi słowami - samym faktem ich istnienia?

Objął ją drugim ramieniem, przyciągnął bliżej do piersi i zanurzył twarz w jej włosach. Uśmiechnęła się, rozpływając się w jego cieple.

Życie dopiero się zaczynało.



[22-25.11.2010]



back