schadzka




Od autorki: I oto stałam się osobą, która pisze "pod publiczkę" XD Dopominano się ciągu dalszego historii tych dwóch i choć wcale nie planowałam, uległam namowom :P Niejaki wpływ na tekst miała niedawno przeczytana przeze mnie świetna książka Gary'ego Leuppa "Male Colors: The Construction of Homosexuality in Tokugawa Japan", z której dowiedziałam się naprawdę wielu rzeczy...






Na inspekcji zachodnich terenów zszedł im cały dzień. Kiedy wrócili do zamku, była już ciemna noc, ale nastroje, pomimo zmęczenia, panowały wyborne. Na to ostatnie mógł mieć niejaki wpływ czekający na nich posiłek, zwłaszcza że prowiant, którym raczyli się w podróży, był raczej mocno żołnierski.

Kojūrō po raz kolejny stwierdził, że nic nie smakuje tak dobrze jak sake z Ōshū. Popijając powoli, przyglądał się od niechcenia dwóm pozostałym uczestnikom wieczerzy i rewidował wcześniejszą opinię o wybornych nastrojach. Masamune-sama leniwie sączył swój trunek i, owszem, był rozluźniony i zadowolony. Yukimura-dono jednak nawet nie tknął sake i Kojūrō zastanawiał się, czy wiązało się to z suto zakrapianą imprezą z poprzedniego wieczoru czy miało może inne przyczyny - raczej skłaniał się ku drugiej opcji. Yukimura-dono przez cały zresztą dzień był wyjątkowo cichy, co w jego przypadku zwracało uwagę. Nawet teraz wyglądał, jakby miał ochotę wcisnąć się w kąt albo zniknąć zupełnie - zupełnie niepodobnie do osławionego Karmazynowego Demona, który, cóż, przeważnie wprowadzał poruszenie i chaos, gdziekolwiek się znalazł. W przeciwieństwie do niego Masamune-sama wydawał się być od rana w świetnym humorze. No, on przeważnie był w świetnym humorze - Kojūrō jednak czuł, że dzisiaj w sposobie bycia jego władcy nastąpiła jakaś dyskretna zmiana. Znał go przecież od małego, znał go równie dobrze jak siebie. Nie żeby narzekał, bynajmniej. Jeśli mógł czegoś życzyć Masamune-sama, to tylko samych pozytywów. I jeśli to Yukimura-dono wprowadzał go w taki nastrój, był tu bardziej niż mile widziany.

Yukimura-dono nie wyglądał co prawda, jakby chciał być widziany w jakikolwiek sposób. Kolację pochłonął typowym dla niego wilczym apetytem, więc przynajmniej o jakąś nagłą niedyspozycję nie można go było podejrzewać, ale nie odezwał się przy tym ani słowem. Światło lamp padało na jego sylwetkę, niemal zapalając refleksy we włosach - Kojūrō pomyślał przelotnie, że Yukimura-dono był płomieniem, więc w sumie to pasowało. Tańczący blask toczył nieustanną walkę z cieniem w każdym zagłębieniu jego skóry i szat. Pewnie dlatego wydawało się Kojūrō, że dłonie Yukimury-dono drżą - doszedł jednak do wniosku, że w tym migocącym lśnieniu nawet jego sokole oczy mogą ulec złudzeniu. Jeśli Yukimura-dono mógł kiedykolwiek drżeć, to tylko z ekscytacji, na tyle Kojūrō zdążył go poznać.

W sumie może o to chodziło, pomyślał po chwili, uśmiechając się pod nosem. Swoim wyczulonym zmysłem wojownika był w stanie powiedzieć, że napięcie, które zawsze panowało między Masamune-sama a Yukimurą-dono, dzisiaj jest wyjątkowo mocne i w dodatku zmieniła się jego natura. Prawdę powiedziawszy, po dość... specyficznym poranku wszystko wydawało się wrócić do normy, jednak z każdą godziną, jaką przyszło im spędzić razem, atmosfera wydawała się intensyfikować. Yukimura-dono nie był tak dobrym aktorem jak Masamune-sama, który swoim promiennym uśmiechem mógł zwieść każdego poza Kojūrō. A w takim razie...

- Dobrej nocy, Masamune-sama, Yukimura-dono - powiedział, wstając od stolika.

- Jakie plany na jutro, Kojūrō? - spytał Masamune, podnosząc na niego oczy.

- Właściwie żadnych, planowałem trening.

Masamune skinął głową, samemu wstając i łapiąc za butelkę.

- Dobrej nocy, Kojūrō.

- Dobrej nocy, Katakura-dono! - zawołał Yukimura, choć na chwilę wyrywając się z zamyślenia, w jakim przebywał przez cały posiłek.

Kojūrō, wciąż uśmiechając się, wyszedł z pokoju i zasunął za sobą drzwi. "Tym razem będziesz mógł się wyspać" pomyślał z pewnym roztargnieniem, wracając do wydarzeń poranka. Miał silne postanowienie nieprzeszkadzania Masamune-sama.



Po wyjściu Kojūrō Yukimura siedział i wpatrywał się przed siebie raczej tępo. Masamune spojrzał na niego kpiąco.

- Zostajesz tutaj?

- C-co? - Yukimura poderwał głowę i popatrzył na swojego gospodarza, po czym szybko uciekł oczami.

Masamune westchnął bezgłośnie, a potem potrząsnął zachęcająco butelką.

- Jeszcze sporo zostało - powiedział. - Nie mam zwyczaju pić sam, a Kojūrō poszedł spać - dodał tonem zawoalowanej aluzji. Dopiero poniewczasie doszedł do wniosku, że usiłować dotrzeć do Sanady Yukimury przy pomocy zawoalowanej aluzji było skazane na równy sukces co idee Ody Nobunagi o zjednoczeniu Japonii. - Chyba że boisz się, że znów cię pobiję w piciu - przerzucił się na inną taktykę.

Yukimura zerwał się na równe nogi, a Masamune w duchu pogratulował sobie sukcesu. Zdecydowanie, z Sanadą Yukimurą trzeba było używać mniejszej finezji. W oczach młodego Tygrysa błysnęła uraza i oczywiste wyzwanie.

- Masamune-dono! - zawołał z uczuciem. - Nie pokonałeś mnie ani na polu bitwy, ani poza nim!

- Pomijając wczoraj - dopowiedział zgrabnie Masamune, uśmiechając się z zadowoleniem.

- Wczoraj... - zaczął Yukimura i umilkł.

Masamune miał wrażenie, że policzki chłopca zabarwił lekki rumieniec.

- Masz więc okazję się odegrać - podsunął, rozsuwając drzwi i oglądając się przez ramię.

Yukimura stał niezdecydowany na środku pokoju, wbijając wzrok w matę.

- Ja nie zamierzam plotkować, ale i tak ktoś może się dowiedzieć, że Sanada Genjirō Yukimura przegrywa z alkoholem... - rzucił od niechcenia władca Ōshū.

Yukimura spojrzał na niego płonącym wzrokiem. Masamune roześmiał się. Gdzieś po głowie tłukła mu się myśl, że podoba mu się to spojrzenie.



Wcale nie planował upijać Yukimury - miał jednak tego wieczoru ochotę na coś więcej niż sake. Nie zamierzał go do niczego zmuszać, jeśli jednak oceniać po zdarzeniach poranka - i poprzedniego wieczora, o tym nie mógł zapominać - należało działać w sposób bardziej zdecydowany. I mieć nadzieję, że tym razem nic im nie przeszkodzi... Zastanowił się nad tą myślą, czując lekki zawrót głowy. Czego tak naprawdę chciał?

Podniósł wzrok i popatrzył na Yukimurę, który ostrożnie popijał sake. Przypomniał sobie wczorajszy wieczór, kiedy Yukimura - upojony alkoholem - nagle był tak blisko. O poranku - tym razem na kacu - także coś go do niego przyciągnęło. Masamune chciał się przekonać, czy za trzecim razem - w stanie większej świadomości - Yukimura będzie równie chętny...

Bo Masamune był chętny. W przeciwieństwie do tego żywego płomienia, którego wcielenie miał przed sobą, rozpalał się powoli, a potem płonął powoli. Kiedy na coś nabrał ochoty, nie tracił jej, tylko dążył do zaspokojenia. Yukimura dwukrotnie dał mu do zrozumienia, że jest zainteresowany nie tylko walką z nim - i Masamune postanowił mu odpowiedzieć.

Na razie jednak Yukimura siedział ze wzrokiem wbitym w matę i po wcześniejszym wybuchu nie było już śladu. Popijał sake małymi łykami i usiłował zapanować nad drżeniem rąk.

Ha.

Masamune rozsunął nieco drzwi do ogrodu, pozwalając, by przesiąknięte wonią wieczornych kwiatów powietrze wpadło do środka. Wziął głęboki oddech, nagle uświadamiając sobie, że jemu samemu daleko do odprężenia. Doskonale potrafił ukrywać emocje, więc osobie, która znała go słabo, mogło się wydawać, że spędza najbardziej beztroski dzień swojego życia. Popatrzył na księżyc, wznoszący się na aksamitnym niebie cienkim sierpem. Nie miał za sobą najbardziej beztroskiego dnia życia - ale z pewnością jeden z najbardziej ekscytujących.

Kojūrō, wiedziałeś, co robisz.

Obrócił głowę i znów spojrzał na Yukimurę. Młodzieniec spuścił szybko oczy, ale Masamune zdążył zobaczyć, co płonęło w jego wzroku.

- Jak przychodzi co do czego, zawsze wszystko zostaje na mojej głowie - stwierdził z afektowaną nutą pretensji i dopiero po chwili uświadomił sobie, że wypowiedział na głos własne myśli.

Yukimura spojrzał na niego raczej bojaźliwie.

- Co masz na myśli, Masamune-dono?

Masamune podniósł się i usiadł koło niego. Yukimura wyprostował się i popatrzył mu w oczy. Jednooki Smok ujął go zdecydowanym ruchem pod brodę i pocałował.

Nie minęła chwila, kiedy miał wrażenie, że wszystko - od końcówek jego włosów i koniuszka nosa począwszy, poprzez uszy i szyję, a na czubkach palców skończywszy - staje w ogniu. Otworzył oko, napotykając płomień tańczący we wzroku Yukimury. Dłonie młodego Tygrysa już pełzały po jego ramionach, sprawiając, że skóra Masamune napinała się. Masamune nagle zorientował się, że ma ochotę spłonąć w tym ogniu i że jeśli nie przejmie kontroli, rzeczywiście do tego dojdzie. Pchnął Yukimurę na matę, nachylając się i sięgając ponownie do jego ust. Yukimura jęknął, napinając się pod nim i przesuwając ręce na jego plecy.

Masamune oderwał się, nabierając powietrza.

- Na Zachodzie robią to częściej - wydusił.

- Na zachodzie... czego? - spytał Yukimura między jednym oddechem a drugim.

- Kontynentu - wyjaśnił Masamune tonem światowca.

- Aha. - Ton Yukimury wyraźnie wskazywał, że nie ma pojęcia, o czym mowa.

W gruncie rzeczy, Masamune doszedł do wniosku, on sam też nie był tym w tej chwili zainteresowany. Yukimura zaborczym ruchem objął jego głowę, domagając się kolejnego pocałunku.

Po chwili, która mogła być wiecznością, oderwali się od siebie.

- Co robią częściej... na zachodzie kontynentu? - zapytał Yukimura, łapiąc oddech.

- Całują - odpowiedział Masamune, oddychając równie płytko. - Ale resztę zrobimy po japońsku - dodał.

Yukimura podniósł się i usiadł koło niego, usiłując skupić wzrok. Masamune popatrzył na niego z poczuciem, że znów kręci mu się w głowie.

- Ty masz leżeć - powiedział, rozciągając usta w uśmiechu.

- A to dlaczego? - Yukimurze najwyraźniej wracał rezon, oceniając po jego najeżeniu się.

- Bo młodszy jest na dole - wyjaśnił Masamune swoją przewagę, przynajmniej w kwestii znajomości zasad społecznych.

- Skąd założenie, że jestem młodszy? - spytał Yukimura, marszcząc brwi. Znów wyglądał jak kociak, pomyślał przelotnie Masamune.

- To oczywiste - powiedział Jednooki Smok, wsuwając dłoń w jego nastroszone włosy. Pod palcami czuł gorącą skórę Yukimury. - Możesz zapytać Kojūrō, jak nie wierzysz... Choć to raczej jutro, skoro poszedł spać.

- No to kiedy się urodziłeś? - spytał Yukimura, wydymając wargi.

Przekrzywiając głowę, Masamune spojrzał na niego jak na niesforne dziecko.

- W dziesiątym roku Eiroku, piątego września...



- Też się urodziłem w dziesiątym roku Eiroku, siódmego... maja.

Zapadła bardzo wymowna cisza.

"Rządzisz, panie", pomyślał Sarutobi Sasuke, tłumiąc śmiech. Potrafił sobie wyobrazić bardziej niż zaskoczoną minę władcy Ōshū. Chyba nie spodziewał się, że Sanada Yukimura jest jego równolatkiem - w dodatku starszym o kilka miesięcy. Sasuke parsknął. Swoją drogą, mało kto mógłby się tego spodziewać. Sasuke z pewnym rozczuleniem pomyślał, że jego pan nie wygląda na więcej niż piętnaście lat. Kto by pomyślał, że już tyle czasu minęło, odkąd Sasuke nosił go na plecach...

- Nie wiem jednak, co miałeś na myśli, mówiąc o japońskim sposobie - dobiegł go cichy głos Yukimury - więc lepiej kontynuujmy po zachodniemu...

Chwila ciszy, jaka nastąpiła potem, wskazywała, że panowie ponownie zajęli się sobą. Sasuke bezszelestnie zmienił pozycję na gałęzi, opierając się o pień.

Konar nad jego głową ugiął się. W słabym blasku księżyca Sasuke dojrzał nad sobą zgrabne ciało.

- Kasuga?

- Sasuke? - Dziewczyna spojrzała w dół z przysiadu. Nie mogła być bardziej zdumiona od niego. - Co tutaj robisz?

- Mam oko na swojego pana.

- Yukimura-dono jest w Ōshū? Czego on tu szuka?

- Miłości i sprawiedliwości.

- Serio pytam. Zresztą, mniejsza o to. - Odrzuciła włosy wystudiowanym gestem. - Mam wiadomość dla Date Masamune od Kenshina-sama.

- Chyba nie będziesz jej teraz dostarczać? - Sasuke przesiadł się na jej gałąź.

- To pilna wiadomość. Nie zamierzam tracić czasu na takich jak ty - powiedziała chłodno, podnosząc się.

- Ranisz mi serce, skarbie. Myślałem, że coś nas łączy - rzucił tęsknym tonem.

- Ty zawsze za dużo myślisz - odcięła się.

- Serio mówię. Poza tym zdecydowanie odradzałbym przeszkadzanie Date-dono w tej chwili - zasugerował Sasuke.

- Wiadomość Kenshina-sama nie będzie czekać...! - Popatrzyła na niego z góry.

- Kobieto, daj im trochę spokoju. - Sasuke złapał ją za rękę.

- Im? - zdziwiła się, wyciągając dłoń z jego uścisku.

- Sama popatrz. - Nachylił się przy jej uchu, wskazując na uchylone drzwi do ogrodu, przez które można było mieć przynajmniej wycinek obrazu ze środka.

Kasuga otworzyła usta i zamrugała.

- Widzisz więc, że z nieba mi spadłaś. Do tej pory było nudno, przynajmniej dla mnie, a teraz będziemy się mogli zająć jak te dwa gołąbki...

- Sarutobi Sasuke, jesteś odrażający! - zawołała, obrzucając go lodowatym wzrokiem i odsuwając się poza zasięg jego rąk.

- Ciszej. Bo nas usłyszą - ostrzegł ją, dla kamuflażu wydając kilka pohukiwań sowy, choć, prawdę powiedziawszy, wątpił, by w takiej chwili coś mogło oderwać uwagę dwóch wojowników od siebie.

Kasuga ze zwątpieniem popatrzyła w stronę domu, po czym pisnęła.

- Ale jak oni mogą...?! Myślałam, że się nie lubią...!

- Nie lubią? Kochana, gdzie ta osławiona kobieca intuicja...?

- Zawsze próbowali się pozabijać...! - zawołała wzburzona.

- Mówi się, że miłość i nienawiść idą w parze. Popatrz, zupełnie jak z nami. Ja cię kocham, a ty mnie nie znosisz. - Sasuke wydał teatralne westchnienie, które zostało całkowicie zignorowane.

Kasuga ponownie zerknęła do wnętrza budynku, jakby nie mogąc się zdecydować, co sądzić o obrazie. Sasuke przyjrzał jej się. Oczy jej błyszczały, lekki rumieniec zabarwił policzki. Kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, wydawała się być bardziej zainteresowana spektaklem.

- Prawdę powiedziawszy... chyba wolę to, niż gdyby mieli się zabijać - stwierdziła w zamyśleniu.

- Miłość i sprawiedliwość, mówiłem przecież. Naprawdę byśmy mogli... - rzucił zachęcająco, znów się przysuwając.

- Trzymaj się ode mnie z daleka, Sasuke. Swoją drogą - powiedziała, nagle przytomniejąc - prawdziwy z ciebie perwers!

- Mówiłem, że mam oko na swojego pana. A tak naprawdę, wcale nie patrzyłem! Chyba nie podejrzewasz mnie...?

Kasuga popatrzyła na niego z powątpiewaniem.

- Podejrzewam cię o wiele rzeczy - oznajmiła wyniośle, po czym wróciła do podglądania.

Sasuke uśmiechnął się z przekąsem.

- Dorośli mężczyźni lubią takie rzeczy - szepnął wprost do jej ucha. - Zwłaszcza daimyō.

Popatrzyła na niego oburzona.

- Kenshin-sama nigdy by...!

- Cóż, słyszałem, że nie za jednym i nie za dwoma wodził rozmarzonym wzrokiem. Przecież wiesz, jaką ma świtę... Kto wie, co teraz robi i z kim...

Kasuga zbladła.

- Muszę natychmiast wracać do Echigo! - Odwróciła się, gotowa do skoku.

- Kto tam jest?!

Spojrzeli w dół. Katakura Kojūrō stał na środku podwórza, gotów w każdej chwili obnażyć katanę. Sasuke westchnął i zeskoczył z drzewa.

- Sarutobi Sasuke, bez złych intencji - wyjaśnił. - I Kasuga - dodał z zadowoleniem.

- Co tu robicie? - Kojūrō pozwolił sobie na odrobinę rozluźnienia, jednak wciąż pozostał czujny.

- Oczywiście mieliśmy schadzkę - odpowiedział Sasuke zupełnie naturalnym tonem.

- W Ōshū?

- Macie tu wyjątkowo piękne drzewa - odpowiedział przymilnie shinobi - a wieczór sprzyja romansom - dodał znacząco.

Kasuga zeskoczyła na trawę.

- Sarutobi Sasuke, łżesz jak małpa! Poza tym ja już wracam do Echigo.

- A wiadomość? - przypomniał jej Sasuke.

Kasuga odwróciła się i przez chwilę stała niezdecydowana, po czym z przepastnych głębin swojego obcisłego stroju wyciągnęła zwój i rzuciła go w kierunku Kojūrō. W następnej chwili już jej nie było.

- List? Trzeba było wysłać pocztą...! - zawołał za nią Sasuke.

Odpowiedziało mu pohukiwanie sowy. Wieczór znów wydawał się spokojny. Sasuke popatrzył na Kojūrō i wzruszył ramionami.

- Nawet się nie pożegnała. A z niektórymi nawet nie przywitała... Ja też lepiej pójdę.

Drzwi do ogrodu rozsunęły się z trzaskiem i stanął w nich władca Ōshū, Date Masamune. Już na pierwszy rzut oka można było poznać, że jest zirytowany - co w jego przypadku miało miejsce... równie często jak uprzejmość Kasugi wobec pewnego kolegi po fachu, stwierdził Sasuke, wzdychając w duchu. Za plecami Jednookiego Smoka ujrzał Yukimurę, nieco potarganego, ale poza tym wyglądającego równie trzeźwo jak zawsze. Albo równie bezmyślnie.

- Czy nawet we własnym domu nie mogę mieć trochę spokoju? - zawołał Masamune z groźbą i pretensją w głowie, obrzucając zgromadzonych wściekłym spojrzeniem.

- Proszę o wybaczenie, Masamune-sama! - Kojūrō odwrócił się do swojego władcy i pochylił głowę. - Odkryłem w ogrodzie intruzów.

Masamune zmełł w ustach przekleństwo.

- Ja już idę - poinformował Sasuke. - Nie wypada, żeby dama chodziła nocą sama. O, nawet mi się zrymowało - ucieszył się. - Miłego wieczoru, Date-dono, Katakura-dono, mój panie. Panie, nie zapomnij się wyspać! - dorzucił troskliwo-kpiącym tonem, po czym pomachał wszystkim i zniknął między drzewami.



Masamune popatrzył na Kojūrō.

- O co chodziło? - zapytał poirytowanym tonem.

- Absolutnie nic, Masamune-sama - zawołał Kojūrō, chowając ręce za plecami szybkim ruchem. - Jeszcze raz proszę o wybaczenie, Masamune-sama. Dobrej nocy, Masamune-sama. Już sobie idę. - Ukłonił się i również zniknął w ciemności za rogiem.

Masamune westchnął, odwrócił się i wszedł do domu, zasuwając za sobą drzwi.

Yukimura patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Masamune wbił w niego srogi wzrok. Yukimura uśmiechnął się. Wyjątkowo głupawo i maślanie, stwierdził poniewczasie Masamune, ale i tak mu było do twarzy.

- Co tym razem? - spytał, czując, że gniew go opuszcza.

- Nigdy nie widziałem cię tak wzburzonego - powiedział Yukimura zupełnie wprost. Co ciekawe, w jego wykonaniu zabrzmiało to jak komplement. - Zawsze jesteś taki... spokojny. - Zarumienił się.

Masamune miał ochotę się uśmiechnąć, ale przez chwilę jeszcze patrzył na Yukimurę groźnie.

- Skoro tak, to jednak zrobimy to po mojemu.

- Czyli...? - Yukimura zapytał z niejakim niepokojem w głosie.

- Normalnie powinieneś ze mną zrobić to co z dziewczyną... - poinstruował wyniosłym tonem Masamune.

Yukimura zaczerwienił się jeszcze bardziej. Masamune ukląkł przy nim.

- ...ale po twojej minie widzę, że nie doświadczyłeś jeszcze rozkoszy kobiecego łoża... - dodał ciszej.

Yukimura świecił teraz karmazynem. Masamune objął jego twarz

- ...więc zrobimy to po mojemu... - oznajmił szeptem, przesuwając dłonie na jego plecy i przyciągając do siebie.

Yukimura jęknął, przyciskając się do niego. Masamune pocałował go, zsuwając kimono z jego ramion.

- ...ten jeden raz.



[18.6.2010]



back