selenite




Od autorki: Oto moje pierwsze opowiadanko fantastyczne. Jak na debiut chyba nie wyszło tak tragicznie...:)





Nasłuchiwała. Odgłos kroków zmalał, w końcu zapadła niczym nie zakłócona cisza. Cały czas stała w ukryciu. Nie miała odwagi wychylić głowy zza muru. Nie chciała niepotrzebnie ryzykować. Ma tylko jedno zadanie, najważniejsze w jej życiu, nie może zniweczyć całego planu przez głupią nieostrożność. Wszystko zależało od niej i tego, jak się spisze. Tylko serce kołatało jej mocno, gdy stała bez ruchu przyklejona do ściany; nie wiadomo: ze strachu czy z podniecenia. "Weź się w garść, Selenite!" nakazała samej sobie. "Uspokój się!"

W końcu była gotowa. Nie mogła tracić czasu; każda chwila była cenna, a tylko jej ruch mógł rozpocząć akcję. Wszyscy byli już na swoich posterunkach i czekali, czekali na jej posunięcie.

Selenite naciągnęła mocniej kaptur na czoło i wyszła z zaułka. Rozejrzała się jeszcze raz: nikogo nie było. Ruszyła przed siebie spiesznym krokiem. Obcasy stukały na bruku, echo odbijało się od domów. Była pewna, że w domach tych nie ma nikogo. Wszyscy poszli oglądać uroczysty przejazd Imperatora.

To była ich szansa. Czekali już tak długo, by zrzucić jarzmo niewoli i przywrócić ludziom wolność. Dość mieli wyzysku i niegodziwości. Przyszła pora, by odzyskać to, co utracili.

Przed wielu laty swymi pochopnymi i nierozważnymi działaniami sprawili, że Imperator zamknął się w swym pałacu jak w twierdzy, otoczony murem żołnierzy i straży przybocznej. Selenite nie miała pojęcia, w jaki sposób nikomu nie udało się dostać do siedziby władcy. Przecież nawet najbardziej zaufany może być zdrajcą, a do każdego budynku można się włamać. Dopiero ostatnio rozległy się pogłoski, że inżynierowie Imperatora skonstruowali urządzenie mogące swobodnie kontrolować ludzki umysł. Przeciwko takiej broni nikt nie mógł walczyć. Na razie wprawdzie niewielu znajdowało się pod wpływem tej maszyny, ale prace nad jej ulepszeniem trwały dniami i nocami. Już nikt nie mógł być pewien, czy jego najbliższy przyjaciel nie jest stronnikiem i sługą Imperatora. Początkowy plan, by ukryć się na jakiś czas, a potem zaatakować znienacka, zaczynał nabierać sensu. Wcześniej uważano go za wycofanie się z pola bitwy, teraz chwalono mądrość i zaradność poprzedników. Gdy do Imperatora przestały dochodzić informacje o buntach i rebelii, odważył się wyjść z ukrycia. Głupi starzec! Myślał zapewne, że poddani gorąco go pokochali, a śmiertelnie niebezpieczne Bractwo Świetlnego Kryształu przeszło do historii. Jego triumfalny przejazd ulicami stolicy był pierwszym od opuszczenia pałacu.

Bractwo oczywiście nie przestało istnieć, wręcz przeciwnie - zaktywizowało się, choć teraz w ukryciu. Należało działać.

Selenite wyszła z cienia uliczki i wmieszała się w tłum. Była już całkowicie opanowana i zdecydowana. Wywiąże się ze swej misji. Ostatniej misji.

Imperator jechał ulicami z dumnie uniesioną głową i wyciągniętą dłonią błogosławił swój lud. Ludzie przyszli obejrzeć swego ukochanego władcę, tego był pewien. Tylko że poddani wcale nie czuli wszechogarniającej radości na widok monarchy; w ich sercach kwitła nienawiść. Nie mogli jednak nic zrobić, byli bezsilni. Jakże mogli walczyć, skoro nawet osławione Bractwo Świetlnego Kryształu, zawsze występujące w imię wolności i sprawiedliwości, zniknęło bez śladu?! Nawet oni, niepokonani dotychczas, ulegli okrutnemu Imperatorowi. Do ich serc wdarł się strach: jutro było niepewne, Imperator wszędzie miał swych szpiegów, sąsiad mógł donieść na sąsiada.

A Bractwo istniało i miało gotowy plan na pozbycie się znienawidzonego władcy i jego wojsk. Coraz więcej młodych ludzi wstępowało w szeregi Bractwa, rosła liczba wojowników pragnących obalić bezlitosne rządy. Czekano tylko na moment.

Imperator zbliżał się. Selenite sięgnęła pod płaszcz i dotknęła wiszącego na srebrnym łańcuszku kryształu. Na chwilę zacisnęła go w dłoni. Dodał jej siły i energii, poczuła, że inni są z nią i nie zawiodą jej. Ani ona ich.

Przecisnęła się kilka kroków do przodu, i jeszcze kilka. Stała teraz na przedzie tłoczącej się ciżby. Imperator nadjeżdżał. Już tylko parę kroków dzieliło go od stojącej w pierwszym rzędzie postaci w płaszczu z kapturem.

Teraz! Selenite wyskoczyła na drogę przed pojazdem Imperatora. Władca obrzucił ją ciekawskim spojrzeniem. Nie spodziewał się niczego złego ze strony tej istoty. Po prostu jeszcze jedna kochająca poddana przyszła, by złożyć hołd umiłowanemu władcy. Gestem dłoni wstrzymał straże już wyciągające miecze. Czekał.

Selenite wsunęła dłoń pod płaszcz i zerwała łańcuszek z kryształem. Rzuciła go w powietrze. Czas jakby się zatrzymał. Kryształ wisiał pomiędzy niebem a ziemią, ludzie zdumieni patrzyli na to widowisko, a przez umysł Selenite myśli przepływały z prędkością światła. Plan Bractwa nie był doskonały. Aby zniszczyć Imperatora, potrzebna byłą ofiara. Trzeba było dostać się jak najbliżej władcy; równało się to samobójstwu, ale Selenite czuła się wspaniale, oddając życie na słuszną sprawę. Sama zgłosiła się na ochotnika. Bractwo po długich dyskusjach zgodziło się, choć nie chciało tracić tak ważnego członka. Jednak - tak jak powiedziała Selenite - ofiara była potrzebna. Przypomniała sobie ostatnie słowa - prośbę: "I nie mówcie nic Tethtainowi". Nie chciała myśleć o sobie ani o Tethtainie, broniła się przed tym uczuciem. Uczucie? W tych czasach? Nie ma na to miejsca.

W ułamku sekundy Selenite poczuła przepływającą przez jej wyciągnięte ramiona siłę. Czołowi przedstawiciele, przywódcy Bractwa znajdowali się w tej chwili w Celestian Cone, kwaterze głównej: zgromadzeni wokół Świetlnego Kryształu przekazywali swą moc Selenite. Ona była łącznikiem, skupiała w sobie ich potęgę i przekazywała na wciąż tkwiący w powietrzu kryształ. W tym momencie wypadki potoczyły się równocześnie. Potężna dawka energii uderzyła Imperatora. Nie zdążył nawet krzyknąć, zwalił się na podłogę powozu; wszyscy wiedzieli, że nie żyje. To był sygnał; wojsko Bractwa ruszyło do ataku na żołnierzy Imperium. Nagły podmuch wiatru zerwał kaptur z głowy Selenite w momencie, gdy straż przyboczna Imperatora uderzyła na dziewczynę. Upadła, czarne włosy rozsypały się dokoła. Misja była spełniona; teraz mogła pogrążyć się w błogiej nieświadomości.

- SELENITE!!!

Oprzytomniała. To był głos Tethtaina! Co on tu robi? Przecież miał być razem z innymi w Celestian Cone! Nie powinien tu być, nie powinien widzieć jej tutaj!

Tethtain zeskoczył w rozszalały tłum, próbując dostać się do leżącej na ziemi dziewczyny. Przebiegł po trupach strażników Imperatora, zabitych od razu po ich ataku na Selenite. Nawet ich nie zauważył, oślepiały go łzy.

Selenite otworzyła oczy. Otaczały ją silne ramiona Tethtaina.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

Uśmiechnęła się lekko. Nawet nie czuła bólu. Przytulił ją.

- Nie odchodź, Selenite. Nie odchodź!

- Przepraszam... - wyszeptała.

Chciała przeprosić go za cały swój chłód i wyniosłość. On zawsze ją kochał, ona odpłacała mu tylko obojętnością. Nie chciała się angażować, bała się go zranić. A przecież też go kochała.

Tethtain objął ją mocniej. Nie chciał jej puścić, ale czuł, że mu się wymyka.

- Nie odchodź... - powtórzył ciszej; gardło miał jakby zasznurowane.

Ostatnim wysiłkiem ścisnęła jego dłoń.

- Będę na ciebie czekać - wyszeptała.

Zza chmur wyszło słońce i zabłysło w jej błękitnych oczach. Opuściła powieki.

Ludzie powoli rozchodzili się do domów. Oni nie mogli walczyć. Nie posiadali ani broni, ani odpowiedniego wyszkolenia. Walka trwała nadal, choć jej centrum przeniosło się w pobliże pałacu. Plac pustoszał.

Choć słońce skryło się ponownie za chmurami, w serca nieśmiało wkradała się nadzieja. Może jednak jutro nadejdzie?




[29.08.1996]



back