sen




Od autorki: Moja ulubiona urojona para slashowa "Bleacha" kontratakuje *mwahaha* Błogosławiony wszakże ten, kto stwierdzi, że tak właściwie to wcale nie jest jasne, co oni tam robili... :P





Jeśli ocalisz komuś życie, jest twój.
(Trinity, "Matrix Reloaded")

"To była kocia miłość, dzikie pieszczoty zębami i pazurami."
- "Misja Błazna", Robin Hobb






To wszystko było jak sen.

Koszmar?

Nie...

Od momentu kiedy nie wiedzieć jakim trafem przekroczył ponownie próg tej komnaty, wszystko wydawało się nierzeczywiste. Zupełnie jakby za sprawą jakiejś magii nogi przywiodły go do miejsca, w którym chciał znaleźć się najbardziej - choć sądził przecież, że jego cel jest jasno określony, a serce znajduje się wśród przyjaciół.

Wszystko było jak sen, od momentu gdy Grimmjow złapał na kimono na jego piersi i bezceremonialnie pociągnął go za sobą. Ichigo musiał się poddać, ponieważ nie mógł inaczej.

Wiedział, że nigdy więcej nie uniesie miecza przeciw Grimmjowowi. Zangetsu zresztą wypadł z jego nagle niewładnych dłoni i pozostał na posadzce, zapomniany.

Ichigo nie protestował w żaden sposób, bo nie miał do tego prawa. Odebrał Grimmjowowi wolność, niezależność i możliwość decyzji - i cieszył się z tego, i bolał nad tym.

Ichigo dał się ciągnąć, bo w żaden sposób nie chciał, by było inaczej. Odszedł, i pozwolono mu na to. Na drugi wysiłek rozstania żaden z nich nie miał dość woli.

Grimmjow rzucił go niemal brutalnie na posłanie.

"Ja mam szesnaście lat" pomyślał Ichigo niemal bez związku, i zaraz myśl ta rozwiała się w milionie ważniejszych.

A reszta była jak sen.

Zawładnięto nim i pochłonięto, i nie zostało nic, co należałoby wyłącznie do niego. Grimmjow znał każdą jego myśl, doświadczał każdej emocji i odbierał każde uczucie - a mimo to nie patrzyli sobie w oczy, bo chwila ta była zbyt krucha, by byli w stanie.

Ichigo poznał samotność bestii, przez tysiąclecia zawieszonej w pustym świecie - i próbował samym sobą wypełnić tę pustkę, choć przez wcześniejsze dni i noce czynił to zupełnie bezwiednie. A wciąż zostawało wiele, by oddawać świadomie! Było to tak doskonałe, że łzy napłynęły do jego oczu. Gdzieś tam była Rukia. Byli Ishida, Chad i Renji. Była Inoue. Gdzieś dalej byli inni, wielu innych, z którymi dzielił serce. Tutaj był Grimmjow - tak naturalnie stapiający się z nim w jedność i tak idealnie pasujący do całości.

Ichigo pierwszy raz w życiu poznał, czym jest ekstaza. Czuł, przez jedną chwilę wieczności, że wszechświat jest dobry i piękny, i nie ma w nim odrobiny zła, a światło można doprowadzić do najciemniejszego zakątka. I czuł wdzięczność, że może to światło nieść.

Grimmjow - Hollow, Arrancar i Espada - był najlepszym dowodem na istnienie takiej mocy.

I wreszcie Ichigo odrzucił poczucie winy wywołane myślą, że pozwolił sobie na to, czego pragnął. A pragnął bliskości Grimmjowa, która napełniała go spokojem. I wiedział ponad wszelką wątpliwość, że Grimmjow pragnie jego bliskości. To się już nie miało zmienić.

"Nie jestem twoim oswojonym kotem" rozbrzmiało w jego myślach.

Byłby się roześmiał, ale jego ciało błyskawicznie uświadomiło mu, co oznacza zostać łupem drapieżnej bestii. Został pogryziony i podrapany, został pożarty i rozszarpany. Na jego skórze nie było miejsca, którym Grimmjow nie zawładnął. Cichy jęk wydobył się z jego ust, zanim zdążył go powstrzymać.

Wtedy nastąpiła jeszcze jedna cudowna chwila, kiedy spojrzeli sobie w oczy - pierwszy raz.

Turkusowe oczy Grimmjowa patrzyły poważniej niż kiedykolwiek, wyrażając tak nieprzebraną kombinację uczuć, że Ichigo zalała kolejna fala ciepła. Widział żądze i pragnienia, widział satysfakcję i zwycięstwo... i widział troskę i czułość. I rozpacz, że nic nie zmieni faktu bycia dziką bestią.

To nie był sen.

Ichigo uśmiechnął się, przymykając oczy. Nieśmiały, jakże delikatny dotyk dłoni na jego policzku dowodził tej odbitej w oczach Grimmjowa czułości. Dłoń szybko cofnęła się, jakby ze wstydem - choć tu nie było miejsca na wstyd.

Ichigo jeszcze na chwilę uchylił powieki. Grimmjow zwinięty w kłębek leżał obok. Spał. Ichigo wyciągnął rękę i zanurzył ją w niedorzecznie bujnej czuprynie, i uśmiechnął się szerzej.

Był zbyt skromny, by napawać się zbawieniem jeszcze jednej duszy.

Nie mógł jednak zaprzeczyć przed samym sobą, że jest szczęśliwy - zwykłym i doskonałym szczęściem istoty, która ma obok siebie drugą.



[15.8.2009]



back