"Słońce znów wzejdzie, więc się uśmiechnij"




Dla Selyann


Akrobacje


- Po południu będziemy ćwiczyć zwinność i równowagę - zapowiedział Sensei tego ranka. - Najlepsi zostaną nagrodzeni dango - dodał, wzbudzając ogólne poruszenie; nawet Gintoki nadstawił uszu przez sen.

Na przerwie trójka przycupnęła za składzikiem.

- Muszą stać na najwyższej półce w spiżarni - orzekł Shinsuke.

- To wbrew bushidō - zaprotestował słabo Kotarō. - Gintoki, powiedz coś.

- Dango - wskazał Gintoki oczywistość.

Kotarō przełknął porażkę i wziął się za opracowanie planu.

- Gintoki na dole, Takasugi na górze - oświadczył, wzbudzając protesty. - Nawet jeśli Gintoki zaśnie, powinno się udać, a Takasugi jest najmn... najlżejszy - rozumował.

Dwaj chłopcy wymienili spojrzenia, po czym popatrzyli na niego.

- A ty, Zura?

- Jako dowódca będę was asekurował.

Talerz z kuszącą zawartością istotnie znajdował się w spodziewanym miejscu. Mamrocząc, Gintoki przysunął się do szafki, a Shinsuke wspiął się na jego ramiona, sięgając do skarbu.

- Bardziej w lewo, jeszcze, nie, teraz w prawo - kierował Kotarō z dołu.

Kiedy palce Shinsuke zahaczyły o brzeg talerza, Gintoki kichnął potężnie. Shinsuke wykonał obrót w powietrzu i wylądował na nogach. Kotarō i Gintoki jednocześnie rzucili się ku naczyniu, łapiąc w porę i ratując nagrodę.

- To dopiero akrobacje - dobiegło od drzwi. - Cóż, wasza trójka nie potrzebuje ćwiczeń.

Trzy spojrzenia zalśniły dumą, która odgoniła poczucie winy.

- Dobrze zrobiłem, odkładając resztę - dodał Sensei z uśmiechem.




Błyskotliwość


- Dziś zajmiemy się słowem "błyskotliwość" - oznajmił Sensei. - Proszę, by każdy z was powiedział mi, z czym mu się ono kojarzy. Gintoki...?

- Eee... Słońce? - wymamrotał chłopiec.

Klasa zachichotała, Sensei uśmiechnął się i popatrzył na następnego ucznia. Kolejne odpowiedzi były i poetyckie ("odbicie księżyca na wodzie"), i materialne ("złote monety"), i dość zarozumiałe ("szlachetne kamienie, moja mama ma całą szkatułkę")... Shōyō każdą witał z uśmiechem.

- Kotarō?

Chłopiec zmarszczył czoło, intensywnie myśląc nad czymś oryginalnym a wzniosłym.

- Ćwiczenia żołnierzy... ich uniesione miecze i włócznie, i... i... - Urwał, zakłopotany.

- Shinsuke?

- Coś, czego Zura nie kupi za całe złoto i wszystkie szlachetne kamienie Chōshū - odparł zapytany. - Czyli rozum.

Uczniowie wybuchnęli śmiechem.

- Taką błyskotliwość lubię najbardziej - odpowiedział Sensei. - Choć Kotarō wcale nie musi kupować rozumu - dodał z delikatnym napomnieniem, które jednak spłynęło po Shinsuke niczym woda. - Błysk, rozum, splendor... Jest wiele znaczeń, więc każdy z was ma na swój sposób rację. Tak jak każdy ma w sobie własny blask, własne światło.

Chłopcy popatrzyli po sobie uradowani, nawet urażony Kotarō nieco się rozjaśnił. Sensei zaczął zapisywać poszczególne słowa na tablicy, by uczniowie mogli je skopiować. Salę wypełniła skupiona cisza.

- Ale ja myślę, że Sensei ma tego najwięcej - powiedział Gintoki, po czym ziewnął i ponownie zapadł w drzemkę.




Charakter


- Shinsuke?

Chłopiec obejrzał się, opuszczając miecz. Gniew wypisany na jego twarzy złagodniał tylko trochę.

- Nie mieliście ćwiczyć razem?

- Zura wolał poczytać, a Gintoki spać... Ale wcale ich nie potrzebuję - powiedział Shinsuke z zacięciem, zaraz jednak spuścił oczy.

- Chwali ci się, że mimo to nie zarzuciłeś treningu. - Shōyō przysiadł na drewnianym panelu i popatrzył zachęcająco. Po chwili wahania jego podopieczny przycupnął obok, wbijając wzrok w kolana. - Ale wiesz, Shinsuke, źle to robisz.

Chłopiec zerknął na niego bojaźliwie.

- Powiedz mi: po co unosisz swój miecz?

- Chcę stać się silniejszy... rozwinąć umiejętności. Chcę umieć... walczyć.

- To wszystko są dobre powody - zgodził się Sensei. - Później znajdziesz jeszcze kolejne. Myślę jednak, że co innego jest najważniejsze. Wiesz co?

Teraz Shinsuke popatrzył z zaciekawieniem.

- Charakter. Zanim zaczniesz walczyć... powinieneś najpierw wzmocnić ducha. Uderzanie w złości na oślep to błędna droga. Zamiast podążać za gniewem, może mógłbyś działać... z sympatii? Wiesz do kogo? Do siebie samego, Shinsuke. Kiedy będziesz unosić miecz, a potem uderzać, myśl o sobie. Tak jak kowal uderza młotem w ostrze, tak i ty pracuj nad sobą. W ten sposób najlepiej się sobie przysłużysz.

Po chwili namysłu chłopiec kiwnął głową. Potem wstał i ukłonił się nauczycielowi.

- W takim razie pozwól mi spróbować od nowa.




Dzień


Wiosna przychodziła do Chōshū niepostrzeżenie, gdyż w tym łagodnym klimacie ciężko ją było odróżnić od zimy. Robiło się trochę cieplej, dzień stawał się trochę dłuższy i tylko więcej padało. Zanim zakwitły sakury, najpiękniej bywało na łące w słoneczne dni, kiedy świeża zieleń trawy kontrastowała z lazurowym niebem.

Gintoki leżał rozciągnięty na ziemi, nieodłączny miecz w zasięgu jego ręki, głowa z grzywą jasnych włosów niczym osobliwy kwiat między źdźbłami.

Shōyō usiadł obok.

- Piękny dzień - powiedział, patrząc w bezchmurne niebo. - Dzisiaj nie powinniśmy spodziewać się deszczu.

Lekki wiatr rozwiał jego włosy i spłoszył kolejnego motyla znad nosa Gintokiego. Chłopiec nie poruszył się, oddychał spokojnie.

- Będziemy więcej czasu spędzać na dworze, dla chłopców to najlepsze - postanowił Sensei. - Świeże powietrze pobudza apetyty i umysły, dodaje sił i poprawia samopoczucie. Kotarō wciąż czyta po ciemku, trzeba go wygonić na słońce. Może nawet Shinsuke nabierze trochę rumieńców.

Wystawił twarz na ciepły blask.

- Dajesz im dobry przykład. Ale ty zawsze lubiłeś słońce, prawda? Spotkaliśmy się na łące takiej jak ta, pamiętasz? Siedziałeś pod wysokim niebem w objęciach boskich promieni. Może jesteś synem Amaterasu, którego zesłała na ziemię?

Nie przestając się uśmiechać, popatrzył na swojego niezwykłego ucznia.

- Śpisz, Gintoki? - zapytał ciszej od wiatru.

- Kto by spał w dzień?




Elegancja


Shōyō często słyszał, jak inni uczniowie mówią ze złością:

- Katsura uważa się za lepszego od nas.

- Zawsze musi wszystko robić najlepiej.

- Na lekcjach pierwszy się zgłasza do odpowiedzi. I cały czas czyta!

- A na treningu? Każdy jego ruch jest taki precyzyjny.

- Na jego ubraniach nie ma ani jednej fałdki. I codziennie ma czyste skarpetki!

- Chodzi wyprostowany, z głową uniesioną, jakby był co najmniej następcą daimyō.

- Dlaczego on zawsze jest taki doskonały?

Shōyō pozwalał chłopcom zastanawiać się nad nienaganną elegancją Kotarō w spokoju. Wiedział, że Kotarō nie jest zarozumiały - a przynajmniej nie bardziej niż każde inne dziecko o jego pozycji. Wiedział, że chłopiec stara się nie po to, by otrzymać pochwałę. Uczył się pilnie, miał talent do miecza, przykładał się do każdego zadania; miło było na niego patrzeć, gdyż istotnie sprawiał wrażenie ideału.

- Czemu nie spróbujesz być jak reszta? - zapytał raz Sensei podchwytliwie. - Będą cię bardziej lubić.

Kotarō jednak z powagą pokręcił śliczną główką.

- Samurai musi być przykładem dla innych. Nie muszą mnie lubić; wystarczy mi, jeśli dzięki mnie coś zyskają.

Shōyō wiedział, że tak właśnie było. Nie musiał stawiać Kotarō za wzór; pozostali uczniowie sami podświadomie starali się go naśladować.




Faworyt


- Patrzcie, patrzcie. Takasugi w końcu wstał z łóżka.

- Nareszcie wyzdrowiał. Sensei tak się o niego troszczył. Jak o nikogo innego...

- Nic dziwnego, przecież Takasugi to faworyt Senseia.

- Wiesz, że powinieneś mu odpłacić?

- Powinieneś mu oddać swoje ciało, Shinsuke-chan.

- Shinsuke-chan!

- Shinsuke-chan!

Chłopiec obrzucił kolegów błędnym spojrzeniem i bez słowa wyszedł z klasy. Normalnie nie przyjmowałby takich odzywek spokojnie, ale wciąż nie był w pełni sił - musieli to zauważyć i stąd ich odwaga. Poza tym... Zaniepokoił się. Może mieli rację? Może powinien odpłacić Senseiowi...

Nogi same go poniosły i zanim się spostrzegł, stał u wejścia do pokoju nauczyciela. Zawahał się, ale wtedy Sensei przywołał go gestem.

- Mówią, że powinienem odpłacić... - powiedział bez udziału woli. - Że powinienem oddać Senseiowi ciało...

Shōyō spoglądał ze zdumieniem, które szybko przeszło z rozbawienie.

- Shinsuke, czy wiesz w ogóle, co to znaczy? - zapytał.

Chłopiec pokręcił głową.

- Oni z pewnością też nie... Ależ, przecież ty masz gorączkę. Nie powinieneś był jeszcze wstawać.

- Nic mi nie jest...

Jednak pomimo jego protestów Shōyō wziął go za rękę i zaprowadził z powrotem do sypialni uczniów, a potem położył do łóżka i przykrył.

- Niech sobie mówią - szepnął Shinsuke, zanim nauczyciel odszedł. - Jeśli Sensei zechce... oddam... wszystko...

- Dziękuję - zdążył usłyszeć w odpowiedzi.

Zasypiał z uśmiechem.




Grupa


- Takasugi, oddawaj moje dango!!! - Kotarō, wymachując rękami i z rozwianym włosem, przebiegł po drewnianym panelu w pogoni za Shinsuke, który wypychał sobie policzki słodkimi kulkami i nic sobie nie robił z pościgu.

- Zura, znów schowałeś mój notatnik! - rozzłoszczony Shinsuke odsunął drzwi do ogrodu i popatrzył na Kotarō, który z miną niewiniątka trenował z mieczem.

- Takasugi, z łaski swojej, przyłóż się trochę bardziej do mycia, bo Sensei każe nam zrobić to jeszcze raz, a ja nie mam całego dnia! - rozległo się z wnętrza dōjō, gdy Shinsuke i Kotarō mieli dyżur.

- Zura, to wszystko, na co cię stać?! - zawołał z drwiną Shinsuke, z łatwością odbijając ciosy Kotarō.

- Takasugi, to moje miejsce! Upatrzyłem je sobie jeszcze wczoraj! - Kotarō próbował przegonić Shinsuke spod sakury, na której otworzyła się już większość kwiatów.

- Zura, jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, to ci przyłożę. Nie spoufalaj się tak ze mną! Zura!!! Co ja mówiłem?! - dobiegło z łaźni, po czym słychać było śmiech Kotarō i plusk wody.

- Ostatnimi czasy bardzo tu głośno, prawda? - zagaił Sensei, odchylając głowę w tył i patrząc w niebo. - Nie tęsknisz czasem za swoją równiną, Gintoki? Samotność jest znacznie spokojniejsza niż grupa.

- W grupie jest zabawniej - odparł chłopiec, nie otwierając oczu. - Z chęcią tu zostanę.




Higiena


Raz w miesiącu Shōyō zabierał swoich podopiecznych do onsenu, wyznając zasadę, że duch rozwija się nie tylko poprzez trening, ale także zabawę. Po dokładnym wymoczeniu się przychodziła chwila, na którą niektórzy z chłopców wydawali się czekać nawet bardziej niż na samą kąpiel. Shōyō nie spodziewał się, że jego jedna uwaga zapoczątkuje cały rytuał.

- Gintoki, chodź no tutaj. Trzeba coś zrobić z twoimi włosami, żebyś nie przypominał dziwadła.

Przeczesując niezwykłe loki małego demona, Shōyō pochwycił zazdrosne spojrzenie Kotarō.

- Ach, Sensei! - zawołał chłopiec z wcale nieźle udawaną rozpaczą. - Włosy mi się strasznie poplątały.

- Przy tak długich to nic dziwnego - stwierdził Shōyō współczująco i, skończywszy z Gintokim, machnął na Kotarō, który przyskoczył do niego z werwą i z wyraźną rozkoszą poddał się pieszczocie.

Shinsuke nie mówił. Miał najzwyklejsze włosy japońskiego chłopca, gładkie i tak krótkie, że dało się je opanować trzema pociągnięciami grzebienia. Przyglądał się zabiegom Senseia z tęsknotą, pozbawiony wymówki, by prosić o specjalne traktowanie.

Wtedy Shōyō postanowił, że zajmie się główkami wszystkich swoich uczniów bez wyjątku, i od tamtej pory stało się to zwyczajem.

- Następnym razem - powiedział Shinsuke drżącym głosem, kiedy Shōyō oddał mu grzebień - niech mi Sensei pozwoli zrobić to samo.




Idiota


- Gintoki, czy ty jesteś idiotą?! - zawołał Kotarō z irytacją. - Nawet nie potrafisz się porządnie schować! Każdy cię od razu wypatrzy, i to z daleka!

- Kotarō, każdy z nas ma swoje mocne i słabe strony - napomniał go łagodnie Shōyō.

- Właśnie! - podchwycili inni uczniowie. - Nie bądź dla niego taki okrutny!

- Sam nie jesteś lepszy, Zura. Choćbyś nie wiem jak dobrze się ukrył, ten twój zarozumiały nos zawsze cię zdradzi - wtrącił Shinsuke, a reszta wybuchła śmiechem na te słowa.

Kotarō obraził się i nic więcej nie powiedział, ale jego mina wyraźnie mówiła: "Jeszcze zobaczycie".

Po kilku dniach w szkole Yoshidy Shōyō pojawiła się bardzo ładna dziewczynka we wzorzystym kimonie i malutkich geta, skromnie spoglądająca zza wachlarza wielkimi oczami. Na jej widok część chłopców uciekła i wolała się nie pokazywać, inni gapili się jak na śliczny obrazek, zbyt jednak byli zawstydzeni, by choćby zagadać. Gintoki nie zwrócił uwagi, drzemał bowiem swoim zwyczajem pod ścianą, a Shinsuke odwrócił wzrok i ignorował zjawisko zupełnie - a naprawdę tłumił śmiech.

Kiedy już się napatrzyli, Kotarō odłożył wachlarz, obrzucił chłopców triumfalnym spojrzeniem i powiedział:

- Teraz już się nie będziecie śmiali. Katsura Kotarō jest mistrzem kamuflażu!

Shinsuke popatrzył z politowaniem i stwierdził:

- Ty jednak jesteś największym idiotą, Zura. A właściwie... Zurako.




Japonia


- W porze kwitnących wiśni myśli każdego samuraja kierują się ku ojczyźnie - zaczął lekcję Shōyō-sensei, spoglądając na rosnącą na podwórzu sakurę w pełnej krasie. - Wiecie, jak nazywany jest nasz kraj...?

- Hi-no-moto? - podsunął jakiś żartowniś z tylnego rzędu.

- Era Sengoku skończyła się blisko trzy wieki temu - skomentował Sensei. - Kotarō...?

- Oczywiście, nasz kraj to Japonia. Tworzą go cztery główne wyspy oddzielone cieśninami oraz wyspy piratów na południu. Japonia sąsiaduje z takimi krajami jak...

- Dziękuję, Kotarō. Może Gintoki nam opowie o sąsiadach Japonii...?

- To na świecie są jakieś inne kraje? - zdziwił się zapytany, niemalże wytrzeszczając oczy.

- Dobrze, w takim razie rzeczywiście skupmy się na Japonii - zadecydował Sensei. - Japonia dla każdego znaczy co innego. Jest krajem kwitnącej wiśni oraz wschodzącego słońca. Jest otoczonym przez morze archipelagiem. Jest miejscem, w którym żyjemy my i nasi bliscy. Ale przede wszystkim jest naszą ojczyzną, o którą powinniśmy dbać. Kiedy dorośniecie, każdy z was będzie przyczyniał się do jej wzrostu i rozwoju. Wierzę, że wyrośniecie na ludzi, którym los tego kraju nie będzie obojętny, że staniecie się wspaniałymi patriotami, budującymi lepszą rzeczywistość. Wystarczy, że Japonia zawsze będzie w waszych sercach.

- W takim razie musimy mieć naprawdę wielkie serca... by pomieścić jeszcze Japonię - powiedział Shinsuke w zamyśleniu. - Ale spróbuję.




Kotek


Kiedy uczniowie spędzali przerwę w ogrodzie, zza rogu wyskoczyło czarne kociątko - tak małe, że zmieściłoby się w złożonych dłoniach dorosłego. Kociak podbiegł do Gintokiego i obwąchał, jednak chłopiec nie wzbudził jego zainteresowania. Następnym celem stał się Shinsuke, ale jedno spojrzenie chłopca sprawiło, że kociak w popłochu odbiegł w stronę Kotarō. Kotarō pogładził jego futerko, co zwierzątku wyraźnie sprawiło przyjemność.

- Słyszałem, że koty to mądre stworzenia: na złym zawsze się poznają - powiedział Kotarō, spoglądając triumfalnie na Shinsuke.

- A ja słyszałem, że zawsze wybierają towarzystwo dziewczyn - odciął się Shinsuke.

- Nie jestem dziewczyną! - zawołał Kotarō z oburzeniem.

- Włosy masz jak dziewczyna - wtrącił Gintoki, wyjątkowo dzisiaj bystry.

- A gdzie ty niby widziałeś dziewczynę? Chyba na obrazku - odparował Kotarō, biorąc kotka na ręce. - Po prostu jesteście obaj zazdrośni.

- I tak nie dałoby się go zjeść - odrzekł Gintoki, ziewając.

- Na shamisen też jest za mały - dodał Shinsuke z błyskiem w oku.

Kotek pisnął, wyrwał się z objęć Kotarō i prysnął w kierunku kępy pokrzyw.

- Nienawidzę was! - Kotarō zerwał się z miejsca i uciekł.

Dwaj chłopcy patrzyli za nim przez chwilę.

- Musiał zorientować się, że Zura jednak nie jest dziewczyną - stwierdził w końcu Shinsuke.

- Mhm.




Lew


Shinsuke zajadał drugie śniadanie, kiedy zza rogu wychylił się znajomy kot. Kociak powoli podszedł bliżej, usiadł i począł mu się intensywnie przyglądać. Shinsuke przez chwilę patrzył w zielone, jak jego własne, oczy, a potem rozejrzał się ukradkowo. Następnie wyciągnął z onigiri rybę i położył nieopodal. Kot rozważał propozycję bez pośpiechu; w końcu podniósł się, zbliżył z gracją i w kilku kęsach pochłonął oferowany kawałek łososia, po czym oblizał pyszczek.

Shinsuke dokończył jedzenie, wytarł ręce o hakamę i z wahaniem pogłaskał ciemne futerko. Kotek zaczął się do niego łasić z mruczeniem.

- Słyszałem, że Zura nazwał cię Shishi. Podejrzewam, że miał na myśli patriotę, bo na lwa mi nie wyglądasz.

Kotek przesunął łebkiem pod jego palcami, domagając się większych pieszczot. Shinsuke uśmiechnął się przelotnie i podrapał go za uszami.

- Poczekaj tylko, aż zacznie cię karmić bushidō... Pewnie uważa, że patriota nie potrzebuje żadnej innej strawy.

Shōyō-sensei pojawił się jak zawsze niepostrzeżenie.

- Samuraj... Nie, każdy dobry człowiek powinien dbać o słabszych od siebie - powiedział, a w jego łagodnym głosie brzmiała pochwała.

Shinsuke podniósł na niego wzrok.

- Chcę mieć z niego dobry shamisen.

Sensei popatrzył na czarną kulkę, która zwinęła się na kolanach chłopca, i uśmiechnął się.

- Myślę, że on też ci nie wierzy.




Muzyka


Kiedy chłopcy weszli rano do klasy, odkryli stojący w kącie dziwny obiekt. Gintoki przyjrzał mu się i nic nie powiedział. Kotarō odwrócił się ostentacyjnie i ignorował zjawisko, na widok którego Shinsuke zabłysły oczy.

- Sensei, czy dzisiaj będziemy się uczyć muzyki? - zapytał chłopiec.

- Muzyki? - zdziwił się Gintoki.

Shinsuke wskazał na shamisen.

- Myślałem, że to... futerał na katanę - stwierdził Gintoki, marszcząc czoło.

Nawet Kotarō spojrzał na niego z niedowierzaniem i pokręcił głową.

- Kultura i sztuki wojenne często idą w parze - oznajmił Sensei. - Nie zaszkodzi, jeśli samuraj będzie też artystą. W erze Sengoku do zwyczaju należało układanie wierszy w specjalnych okolicznościach. Nie było też niczym niezwykłym, że bushi zabierali w kampanie swoich panów instrumenty muzyczne, by na postojach grą umilać czas sobie i towarzyszom. Muzyka pozwala oderwać myśli od trudów i ukoić zmęczone umysły. Czy któryś z was miałby ochotę spróbować?

Shinsuke wahał się przez chwilę, jednak pokusa była zbyt silna. Wziął shamisen z namaszczeniem i zagrał kilka akordów... nagrodzonych buczeniem zgromadzonych. Zaczerwienił się i odwrócił od krytykantów, jednak jego mina i tęskne spojrzenia rzucane na instrument świadczyły, że zamierza sporo ćwiczyć.

Kiedy Shinsuke jeszcze grał, Sensei nachylił się do Kotarō i powiedział:

- Myślę, że lokalna populacja kotów jest przez jakiś czas bezpieczna.




Noc


Shōyō kładł się na spoczynek późno, nie mogąc zmusić się do zamknięcia książek. Jeszcze o północy można go było zastać pochłoniętego lekturą, choć o tej porze rzadko miewał gości - uczniowie od dawna spali.

Dlatego zdziwił się, kiedy w korytarzu rozległy się pospieszne kroki, a potem drzwi rozsunęły się gwałtownie.

- Shinsuke?

Chłopiec stał w wejściu, blady, oddychając szybko. Oczy, którymi patrzył na Shōyō, były szeroko otwarte. Nic nie mówił.

- Miałeś zły sen?

Shinsuke drgnął; jakby dopiero teraz się obudził. Opuścił ręce, a na jego twarzy odbiło się niezdecydowanie.

- Wejdź, proszę.

Chłopiec usiadł na macie i spuścił głowę.

- Śniło mi się, że... cię zabrali - wydusił. - A potem... potem... zabili.

Jego wargi zadrżały, a potem, niespodzianie, chłopiec wybuchnął płaczem. Shōyō usiadł obok niego i położył dłoń na jego głowie.

- To był tylko sen, Shinsuke - powiedział cicho.

W końcu chłopcu udało się opanować szloch, ale był zbyt zawstydzony, by podnieść wzrok.

- Przepraszam, Sensei.

Shōyō pogładził jego ciemne włosy.

- Nie powiesz nikomu? - szepnął chłopiec.

- Nie powiem.

- I... - Shinsuke nie dokończył pytania; jego palce zacisnęły się na materiale yukaty.

- Nigdzie się nie wybieram - odparł Shōyō. - Jakże bym mógł zostawić tak cudownego ucznia?

Po chwili ciszy chłopiec odetchnął głęboko i wstał, znacznie spokojniejszy.

- Dziękuję, Sensei.

- Dobrych snów, Shinsuke.




Omlet


Gintoki, Kotarō i Shinsuke często się kłócili, ale zawsze szybko wracali do zgody. Tym razem jednak rozdźwięk był głębszy i trwał dłużej, bo żadna ze stron nie chciała ustąpić.

Któregoś dnia po lekcji, kiedy większość uczniów już wyszła, a w klasie zostali tylko oni trzej - bo Kotarō i Shinsuke rywalizowali o względy Senseia, zaś Gintoki przeważnie przesypiał koniec zajęć - w drzwiach pojawił się służący i wesoło zawołał:

- Specjalna dostawa dla panów Katsury, Takasugiego i Sakaty!

Po czym postawił przed każdym talerz z żółtą zawartością. Gintoki obudził się i bez słowa zabrał za pałaszowanie. Kotarō i Shinsuke wbili w potrawę uważne spojrzenia.

- Co to jest? - zapytał Kotarō.

- Omlet - odpowiedział mu Shinsuke. - Przecież widać.

- Ale czemu jest posypany czymś białym?

- To cukier.

- Od kiedy omlety je się z cukrem?

- Wydaje mi się, Zura, że tchórzysz. Omlet z cukrem to dla ciebie za duże wyzwanie? - zadrwił Shinsuke, po czym wziął się za jedzenie.

- Samuraj powinien trzymać się z dala od cukru. Takie pobłażanie-

Shinsuke tylko mruknął z wyższością. Kotarō złapał za łyżkę i raz-dwa pochłonął omlet.

- Dobre było - stwierdził Shinsuke.

- Nie takie złe - przyznał Kotarō.

- Cukier naprawdę sprawia, że ludzie robią się dla siebie lepsi - rzucił Gintoki z tyłu i uśmiechnął się szeroko.




Papuga


Któregoś dnia Gintoki przyniósł do Senseia ptaka ze zwichniętym skrzydłem, by opatrzył jego zranienia. Skrzeczenie dobiegające z pokoju nauczyciela zwabiło Shinsuke i Kotarō.

- To papuga - oświadczył Sensei, ostrożnie sadzając ptaka na prowizorycznej żerdzi. - Nie występują naturalnie w Japonii, ale hoduje się je jako zwierzęta domowe. Najpewniej uciekła i zraniła skrzydło. Gdzie ją znalazłeś, Gintoki?

- Khhhintoki! Khhhintoki! - zaskrzeczał ptak.

- Ona umie mówić! - wykrzyknął zdumiony Gintoki. - Hej! Powiedz coś jeszcze!

- Gintokiego już znasz. Patrz, to jest Katsura - powiedział Shinsuke z błyskiem w oku, wskazując na Kotarō.

- Zuraaa! Zuraaa!

- Nie Zura, tylko Katsura! - zawołał poczerwieniały Kotarō.

- Nawet ptak wie, jak się naprawdę nazywasz - rzucił Shinsuke, tłumiąc chichot.

- Zaraz zobaczymy! Ptaszku, co powiesz o Takasugim?

Ptak jednak nic nie powiedział, wyprężył się za to... a potem załatwił na szafkę Senseia. Kotarō spojrzał na Shinsuke z góry.

- Wiesz, zwierzęta naprawdę cię nie lubią.

Shinsuke popatrzył na papugę groźnie i skrzyżował ramiona.

- Coś mi się widzi, że nie dostaniesz konpeitō od Shinsuke...

- Shinsuke! Shinsuke! - rozdarło się ptaszysko.

Chłopiec wyciągnął z rękawa woreczek i podsunął papudze, która zaczęła wydziobywać cukierki.

- Shinsuke... dobrrry!

Shinsuke podrapał ją po grzebieniu.

- Mówiłeś coś, Zura? - zapytał, a widząc minę Kotarō dodał: - Nie jest moja, więc lepiej nie nasyłaj na nią swojego kota.




Rozum


- Bushidō kieruje poczynaniami samuraja. Jest drogowskazem, podporą i często pociechą. Ponieważ jesteśmy z natury słabi, potrzebujemy wytycznych, by nie zejść z drogi prawości. Przestrzegając tych moralnych przykazań, pozostaniecie w zgodzie z samym sobą i zachowacie honor.

Kotarō, wyraźnie zadowolony, potakiwał każdemu słowu Senseia. Rozglądał się po sali z wyrazem przemądrzałego zrozumienia, aż spostrzegł, że nie wszyscy słuchają mądrości.

- Gintoki!- syknął. - Nie śpij, kiedy Sensei mówi o bushidō!

Gintoki ocknął się, a potem podrapał w zakłopotaniu po głowie.

- Bushidō? Na początku myślałem, że to coś do jedzenia...

Uczniowie parsknęli śmiechem. Kotarō spurpurowiał i postanowił Gintokiego ignorować. Shinsuke siedział zamyślony, rozważając słowa, które słyszał nie pierwszy raz w życiu.

- Sensei - odezwał się wreszcie. - Jednak w życiu z pewnością zdarzają się sytuacje, w których bushidō nie wystarcza. - Nie zauważył, że Kotarō rzucił mu oburzone spojrzenie. - Sytuacje, w których lepiej kierować się rozsądkiem... rozumem... Czyż nie?

Shōyō odłożył książkę i spojrzał na niego, krzyżując ręce. Przez chwilę zastanawiał się, aż w końcu powiedział:

- Nie jesteśmy świętymi. Jesteśmy zbyt niedoskonali i tak samo niedoskonałe są nasze myśli. Nie, nie zawierzam rozumowi na tyle, by się nim kierować. Jednakże - uśmiechnął się łagodnie - jeśli potrzebujesz przewodnika, a bushidō nie dostarcza odpowiedzi, wtedy, Shinsuke, najlepiej zrobisz, ufając sercu.




Siła


- Siła człowieka to nie tylko mięśnie. Samurai musi być silny przede wszystkim duchem. Kiedy ćwiczycie z mieczem, w pierwszej kolejności trenujecie swoje wnętrze. Jednak samo ćwiczenie nie wystarczy, potrzebny jest także cel. Cel motywuje do pracy nad samym sobą i sprawia, że człowiek staje się silny. Każdy z was pragnie siły, ale czy zastanawialiście się już dlaczego?

Uczniowie popatrzyli po sobie. Do odpowiedzi jak zawsze pierwszy zgłosił się Kotarō.

- Chcę być silny, by przysłużyć się krajowi. Japonia potrzebuje silnych ludzi... przywódców, którzy poprowadzą ją w nowe czasy.

Shōyō pokiwał głową. Kolejni chłopcy ośmielili się i zaczęli podawać swoje motywy - jedni mniej, inne bardziej wzniosłe. Sensei spojrzał na dwóch ostatnich uczniów: jednego zamyślonego, a drugiego śpiącego.

- Żeby nigdy nie zawieść siebie i tych, którzy we mnie wierzą. Żeby móc sobie ufać i być w stanie chronić tych, którzy są mi bliscy - powiedział Shinsuke cicho ze wzrokiem utkwionym w pulpicie.

- Gintoki?

Chłopiec przez chwilę ziewał, wyrwany z drzemki, a potem rzucił:

- Żeby pokonać to, co jest we mnie słabe, i chronić własną duszę.

Uczniowie popatrzyli na niego w zaskoczeniu. Kotarō sprawiał wrażenie, że nie wierzy własnym uszom. Nawet Shinsuke się obejrzał.

Sensei uśmiechnął się.

- Cieszę się, że tak dobrze zapamiętałeś moje słowa.




Tysiąc


- Mówiliśmy o roli, jaką pełni sztuka w życiu samuraja - zaczął Shōyō kolejną lekcję. - Zachęciłem was, byście napisali krótki wiersz o tematyce tysiąca. Wszyscy z was oddali mi swoje prace. Odczytam je teraz.

Uczniowie poruszyli się niespokojnie, Sensei jednak nie zamierzał wprawiać nikogo w zakłopotanie i - czytając prace - przemilczał imiona ich twórców. Każdy utwór opatrywał pozytywnym komentarzem, aż w końcu w jego ręce zostały trzy kartki.

- "Tysiąc dango, które jem i nigdy się nie kończą, bo tysiąc to więcej niż trzy albo dziesięć" - Uniósł wzrok znad arkusza. - Bardzo obrazowe, choć mogłoby zawierać więcej poezji.

Kotarō odwrócił się do Gintokiego.

- Mówiłem, żebyś dopisał coś o sakurze - powiedział poirytowanym szeptem, wywołując chichoty chłopców oraz uśmiech Shōyō, który spojrzał na kolejną kartkę.

- "Wiosna w rozkwicie, tysiące płatków wiśni tańczą na wietrze". Piękny haiku, którego autorowi udało się dodatkowo nawiązać do pory roku - pochwalił Sensei.

Kotarō wyglądał na bardzo zadowolonego. Shōyō popatrzył na ostatni utwór.

- "Oddałbym całe złoto i zaszczyty, ale chciałbym mięć tysiąc ramion, by móc cię objąć." Ktoś za długo przyglądał się Senju Kannon w świątyni Tamae - powiedział z uśmiechem, składając kartki. Po chwili namysłu dodał: - Ale, ach, wydaje mi się, że dwoje w zupełności wystarczy.




UFO


Niezwykle podekscytowany Gintoki wbiegł do pokoju.

- Widziałem coś na niebie! - zawołał, wskazując na podwórze. - Przeleciało bardzo szybko nad szkołą i znikło.

- Na pewno ptak - stwierdził Kotarō z wyrzutem. - Co innego mogłoby latać po niebie?

Gintoki zmarszczył czoło.

- Nie wyglądało jak ptak, raczej jak... - Zamyślił się. - Jak talerz od dango - powiedział triumfalnie.

Spojrzenie Kotarō znacznie ochłodło.

- Zasnąłeś i teraz opowiadasz nam, co ci się przyśniło.

- Wcale nie spałem!

- Nie wierzę ci...

- To na pewno było UFO - oświadczył Shinsuke.

- UFO? Co to takiego? - zdziwił się Kotarō.

Shinsuke popatrzył na niego z góry.

- Niezidentyfikowany obiekt latający - wyjaśnił. - W mieście nie mówi się ostatnio o niczym innym. No ale w książkach o tym nie przeczytasz - dodał uszczypliwie.

Kotarō wyprostował się.

- Jak zwykle coś zmyślasz, byle tylko się ze mną nie zgodzić - oznajmił z wyższością i wyszedł.

Shinsuke wzruszył ramionami.

- Opowiedz coś więcej - zachęcił Gintokiego.

Gintoki jednak, oparłszy łokcie o okno, wpatrywał się w niebo tęsknym wzrokiem.

- Te dango musiały być ogromne...

Shinsuke pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Sensei, jak to jest z tym UFO? - zapytał nauczyciela, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

- Podoba mi się idea, że przybywa z krainy dango - odparł Shōyō z błyskiem w oku.

Shinsuke stłumił prychnięcie irytacji i postanowił, że sam odszuka prawdę.




Wojna


- Czy zastanawialiście się czasem, dlaczego uczycie się w tej szkole? Dlaczego poznajecie bushidō? Dlaczego staracie się zostać wspaniałymi wojownikami, mimo że w tym kraju od dwóch wieków panuje pokój? - zapytał któregoś dnia Shōyō.

Uczniowie zamruczeli z zaskoczenia. Nawet jeśli wcześniej nie zadawali sobie tego pytania, musiało ich sprowokować do przemyśleń.

- Bo nauka jest celem samym w sobie...? - podsunął Kotarō. - A doskonalenie się jest istotniejsze niż sama walka...?

- Trzeba się w życiu czymś zająć - odparł Gintoki ze swojego miejsca pod ścianą, dłubiąc w nosie.

- Dlatego że wojna może kiedyś wrócić...? - zasugerował Shinsuke.

Sensei pokiwał głową.

- Wszystkie powody są dobre - pochwalił. - Cieszę się, że potraficie uzasadnić swoje działania. Zgadza się, Kotarō, praca nad samym sobą jest bardzo ważna. Tak, Gintoki, mieczem można zarabiać na życie.

Popatrzył na Shinsuke, który odwzajemnił jego spojrzenie, marszcząc brwi.

- Sensei... Czy będziemy mieli wojnę?

- Mam nadzieję, że nie. Jeśli jednak nadejdzie i zostaniecie zmuszeni do walki, pamiętajcie, by przyświecał jej tylko jeden cel.

- Jaki?

- Pokój, Shinsuke. Niech wasze miecze zawsze spoglądają w przód historii. Niech każde uderzenie przysłuży się krajowi. Czasem walki nie da się uniknąć, jeśli jednak nie poddacie się jej szaleństwu, a w zamian będziecie mieć świadomość przyszłości... wtedy naprawdę będziecie się mogli nazwać samurajami.




Zapał


Ciosy Shinsuke były precyzyjne, a jego skupienie bez zarzutu. W jego ruchach nie było cienia wahania i dzisiaj nawet Kotarō musiał mu ulec. W jego oczach lśniło zadowolenie - znacznie głębsze niż spowodowane jedynie dobrym występem.

- Oszukiwałeś - powiedział Kotarō, nie mogąc zaakceptować porażki.

- Wcale nie oszukiwał - rzucił Gintoki.

Jednak nawet docinki Kotarō nie mogły dziś wyprowadzić Shinsuke z dobrego nastroju. Ukłonił się lekko koledze i rozejrzał się za następnym partnerem do walki. Tego dnia był w dōjō niepokonany.

Shōyō nie pytał o przyczyny jego wyjątkowego samopoczucia - liczyło się, że Shinsuke był pełen energii i zapału. I jakoś tak się stało, że był w stanie zarazić nim kolegów. Pod wieczór on, Kotarō i Gintoki znów byli najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy po grze w kopnij puszkę radosny śmiech Shinsuke niósł się po podwórzu, Shōyō przystanął, by go posłuchać.

- Sensei, dlaczego wiosna nie może trwać wiecznie? - rzucił chłopiec beztrosko; rzadko zadawał takie pytania.

- Cóż, to niemożliwe - odparł Shōyō. - Możesz jednak zawsze nosić wiosnę w sercu. Jeśli nie zapomnisz, jak się śmiać. Jeśli będziesz pamiętać, co czyni cię szczęśliwym. Jeśli nigdy nie stracisz tej pasji, Shinsuke.

Przez chwilę Shinsuke patrzył na niego z łagodnym - i jednocześnie jakby tajemniczym - uśmiechem, a potem ukłonił się lekko i odszedł.



[19.3.-17.4.2014]



back