stracone i ocalone




Od autorki: Tekst z wymowy podobny do poprzedniego, w dodatku bohaterowie ci sami - tylko sceneria się zmieniła... :P





W miarę jak krajobraz przesuwał się w dole - kolejne miasta i wsie, lasy i pustynie... ocalone - malało poczucie euforii. Nawet nie zauważył, kiedy zmniejszył prędkość. Powrót do domu wcale nie napełniał go radością - przeciwnie, im bliżej był, tym większy narastał w nim niepokój, ściskające w dołku poczucie, że to wciąż nie był koniec zła i smutku... Trudno było uwierzyć, że zaledwie ostatniej nocy spał we własnym łóżku, że rano jadł w rodzicami śniadanie, że pożegnał się z mamą kilka godzin temu... Wydawało się, że w międzyczasie minęły całe dnie, wręcz tygodnie. Wydarzyło się tyle, że wystarczyłoby na czyjąś opowieść życia. Że ten chłopiec, który rano wyszedł z domu, i ten, który teraz do niego powracał, byli dwiema różnymi osobami.

W Boskim Pałacu... kiedy przywołali Shenrona i wypowiadali życzenia, kiedy razem z innymi cieszył się ze zwycięstwa nad Cellem i śmiał się z rozterek Kuririna... wtedy ten smutek na moment znikł. Nie, nie znikł - po prostu wcisnął się głębiej w zakamarki serca, przyćmiony przez radość, że przeciwnik został pokonany, zniknął z tego świata i już nikomu nie będzie szkodził, a jego ofiary zostały przywrócone życiu. Że wróciły śmiech i zabawa, żarty i nadzieje. Z przyjaciółmi łatwo było świętować, dzielić te emocje... Teraz jednak, kiedy znów został sam, uniesienie minęło, a wypełniająca go jeszcze chwilę temu energia odeszła, zastąpiona dławiącym niepokojem i żalem, który sprawiał nieznośny ból w piersi. Uzdrawiająca moc Dendego działała tylko na ciało, nie na duszę...

Zorientował się, że zatrzymał się zupełnie i po prostu wisi w powietrzu, zaciskając palce na zniszczonym gi. Nagle pożałował, że nie poprosił o towarzystwo... nie spodziewał się jednak, że powrót do domu okaże się tak trudny. Nie, wtedy naprawdę cieszył się, że wróci do mamy, która musiała się o niego strasznie zamartwiać. Tam, u Dendego, wyobrażał sobie, jak otworzy drzwi i powie jej, że wszystko skończone, że wszyscy są bezpieczni i że nie musi się już bać. Teraz jednak, w jego głowie, ta scena zmieniła się i przed oczami miał twarz mamy, kiedy wyzna jej, że ojciec... Kiedy powie jej, że ojciec... już nie wróci... I to z jego powodu.

Ból wzmógł się jeszcze bardziej. Przycisnął obie dłonie do piersi. Nagle przestał wyraźnie widzieć. Świadomość, że w ciągu jednego dnia przyniósł zgubę ojcu, a matkę doprowadził do rozpaczy, była nieznośna. Nie, nie mógł wrócić do domu. Był tchórzem... zawsze był... i po prostu nie mógł tego zrobić. Jego stopy dotknęły trawy porastającej pagórek, na którym bezwiednie wylądował. Bezwładnie usiadł na ziemi i przycisnął twarz do kolan. Gdyby tylko ten dzień się nie wydarzył... albo gdyby chociaż wszystko potoczyło się inaczej...

Objął głowę rękami, kiedy wróciły obrazy z bitwy. Właściwie nie tyle obrazy, ile wrażenia. Wirujący w powietrzu pył, trzaskające wyładowania energii, drżenia ziemi. To uczucie, jakby z każdym krzykiem przyjaciół wydzierano mu żywcem serce, raz po raz. Znów tam był, w miejscu, w którym wcale nie chciał być, w sytuacji, w której nigdy nie chciał się znaleźć. Z odpowiedzialnością za losy całego świata na swoich barkach. Bitwa została wygrana, ale w tym momencie czuł, jakby wciąż trwała, a ludzie, których kochał, cierpieli na łasce Cella... Przełknął gwałtownie, gdy zadrapało go w gardle, i zacisnął powieki jeszcze mocniej.

- Dende spartaczył sprawę, skoro nie zdołałeś nawet dolecieć do domu - rozległ się znajomy cierpki ton.

Gohan poderwał głowę.

- Piccolo-san...!

Wysoka sylwetka rozmazywała się na tle nieba. Gohan niecierpliwym ruchem otarł oczy, ale niewiele to pomogło. Znał jednak to ki jak swoje własne, więc nie mógł mieć wątpliwości - nawet jeśli jeszcze przed sekundą znajdował się w świecie, gdzie jego bliscy ginęli jeden po drugim.

- Wyczułem, że zatrzymałeś się w drodze, i... Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku... ale to by było głupie z mojej strony - mruknął Piccolo z typową dla siebie szczerością.

Jakieś ciepło rozlało się w piersi Gohana, odganiając ten wszechogarniający żal i strach... Dopiero co był pewien, że już nigdy w życiu nie będzie w stanie się uśmiechnąć, jednak teraz ciężar na sercu jakby trochę zelżał. Po raz kolejny otarł oczy, chciał podziękować, chciał powiedzieć, że wszystko jest dobrze, że nie trzeba się o niego martwić, że...

- Piccolo-san...

...nic więcej nie był w stanie wydusić. Spuścił głowę, zaciskając dłonie w pięści, by ukryć ich drżenie. Nie było dobrze, nie było w porządku... a najgorsze było to, że nie potrafił się opanować, nie potrafił być dzielny i silny, i...

Piccolo usiadł obok niego, czego nigdy nie robił. Zanim Gohan zdążył się tym zdziwić, duża dłoń opadła na jego włosy w geście, który zawsze napełniał go otuchą i którego zawsze pragnął... Ale nie teraz, nie teraz...

- Już po wszystkim - powiedział Piccolo ciszej. - Dobrze sobie poradziłeś. Już po wszystkim, Gohan. Musiało ci być ciężko...

Gohan nie potrafił zapanować nad drżeniem, które objęło jego barki, ani szlochem potworną siłą wyrywającym się na zewnątrz. Przechylił się w bok i przycisnął twarz do piersi Piccolo, poddając się zupełnie emocjom. Płakał, wyrzucając z siebie całe napięcie ostatnich dni, cały niepokój, strach, smutek, żal i ból. Nie mógł ich już dłużej trzymać w sobie, choćby się starał, choćby chciał... Był wojownikiem, powinien zachowywać się z godnością... ale w tym momencie, jakkolwiek poniżające to było i narażało go na pogardę, czuł się tylko jedenastoletnim chłopcem, który potrzebował pocieszenia i obecności kogoś silniejszego...

Może nie był najbardziej potępioną istotą na świecie, skoro mógł je otrzymać. Ciepła dłoń wciąż leżała na jego głowie, roztaczając bezpieczeństwo. Gohan wyobrażał sobie, że nie zniknie tak długo, jak będzie jej potrzebować - i ta świadomość uspokajała.

- Przepraszam, Piccolo-san... - wymamrotał, kiedy już był w stanie, choć wciąż nie miał odwagi pokazać światu swojej twarzy.

Palce w jego włosach poruszyły się odrobinę.

- Nie masz za co przepraszać.

- Jestem słaby, jestem tchórzem - powiedział mimowolnie i naprawdę w to wierzył.

- Ocaliłeś świat i nas wszystkich - padła automatyczna odpowiedź.

- Nie wszystkich - odrzekł, jego głos trząsł się już tylko trochę.

- Twój ojciec postąpił po swojemu i wcale go za to nie pochwalam - stwierdził Piccolo. - Nie żeby mnie to jednak dziwiło.

- Zginął z mojej winy - upierał się Gohan. - Gdybym zachował się rozsądnie...

- Jesteś zwycięzcą - cierpki głos przerwał jego protesty. - Można ci wybaczyć pomyłki

- Piccolo-san, nadawałbyś się na adwokata - wymruczał bez zastanowienia.

Piccolo prychnął. Gohan poczuł, że kąciki jego ust lekko drgnęły.

- To dlatego, że gadasz głupoty - oświadczył Piccolo tym kąśliwym tonem, który wychodził mu lepiej niż komukolwiek innemu.

Gohan usiadł prosto i otarł oczy. Wreszcie mógł widzieć wyraźnie. Piccolo przejechał dłonią po jego włosach, patrząc na niego z czułością.

- Ale - dodał łagodniej - nic nie szkodzi. Jeśli kiedyś znów cię na to najdzie, nie krępuj się - powiedział, po czym się skrzywił, jakby sam uważał, że takie słowa do niego nie pasują. - Myślę, że jakoś to zniosę.

Wbrew sobie Gohan zachichotał.

- Nie najdzie - odparł. - Już nie będę, obiecuję...

- Gohan. - Piccolo spojrzał na niego poważnie. - Nie musisz wszystkiego dusić w sobie. Nie jesteś maszyną. Uczucia czynią z nas ludzi, dobre uczucia, złe uczucia, radości i smutki. To, że mamy uczucia, nie czyni nas słabymi, wręcz przeciwnie. Myślę, że to jedna z niewielu rzeczy, jakich się nauczyłem. - Zawahał się, a potem dodał: - Głównie dzięki tobie.

Gohan znów poczuł ukłucie w piersi, jednak tym razem było zupełnie pozbawione goryczy.

- Piccolo-san... Dziękuję, że mnie nie zostawiłeś - wyznał szczerze.

- Powiedziałem, że zawsze przy tobie będę.

- Dziękuję, że przyszedłeś - mówił dalej Gohan, odrobinę ośmielony. - Gdyby nie ty, nie wiem, co bym zrobił...

- Przespałbyś się pod gołym niebem, a rano, pewnie już o świcie, poleciał do domu, gdy twoje sumienie wzięłoby górę nad przygnębieniem - odparł opryskliwie Piccolo, zakładając ręce na piersi i patrząc na niego z góry. Potem jednak jego wzrok znów nabrał ciepła. - Zawsze będę do ciebie przychodził. Jeśli będzie trzeba, umrę razem z tobą, Gohan.

Gohan kiwnął głową, kiedy słodycz rozlewała się w jego wnętrzu, kojąc cały wcześniejszy ból.

- Jeśli będzie trzeba, zrobię to samo - odrzekł z pełnym przekonaniem, patrząc Piccolo prosto w oczy.

Przez chwilę siedzieli w ciszy. Nie potrzebowali słów, by wyrazić to, co było między nimi. Gohan pomyślał, że nawet jeśli bitwa pozbawiła go wielu rzeczy, to istniały inne, które wciąż posiadał. Zamierzał się nimi cieszyć. Poddawanie się żalowi oznaczałoby przekreślenie dobra, którego do tej pory doznał.

Kiedy czuł, że jego serce znów bije zwykłym rytmem, a oddech stał się lekki, wstał i otrzepał ubranie. Bitwa się skończyła, teraz czekało go tylko stawienie czoła życiu. Musiał być silny, choć w inny sposób.

- Pójdę już - oświadczył, patrząc na Piccolo, który również się podniósł. - Mama czeka - dodał, jakby chciał się usprawiedliwić.

- Nie staraj się być dorosłym za wszelką cenę - przestrzegł go Piccolo, odgadując jego myśli.

- Nie będę - zapewnił Gohan. - Ale teraz mama ma tylko mnie - wyjaśnił.

Piccolo jakby z niechęcią pokręcił głową.

- Twój ojciec zawsze przy tobie będzie - powiedział neutralnym tonem. - Zawsze będziesz czuł jego obecność.

- Wiem - odparł Gohan, znów czując pieczenie w oczach i ucisk w gardle. Odchrząknął. - Dziękuję, Piccolo-san - szepnął, podnosząc wzrok. - Dziękuję za wszystko.

Tym razem Piccolo pokiwał głową.

- W takim razie... Będę czekał na twoje odwiedziny w Boskim Pałacu.

Gohan uśmiechnął się i tym razem był to prawdziwy uśmiech.

- Do zobaczenia - powiedział, unosząc się w powietrze.

- Do zobaczenia - odparł Piccolo, patrząc na niego w sposób, który odganiał wszystkie troski.

Nie oglądając się więcej za siebie, Gohan pomknął przez ciepłe powietrze, by zdążyć do domu przed zachodem słońca.

Wypełniała go energia, która tym razem miała wystarczyć na długo.



[27-28.9.2014]



back