troje to tłum




Od autorki: Bardzo głupiutki tekścik, który w większości popełniłam pół roku wcześniej i dopiero teraz odważyłam się do niego zajrzeć xD Powinnam go zadedykować mamie w dniu urodzin, jako wielkiej fance Kircheisa, jednak obawiam się, że treść nie do końca by jej przypadła do gustu :D





- Nie powinniśmy... Jesteśmy nieletni - Reinhard usiłował protestować, choć z wyjątkowym jak na siebie brakiem stanowczości.

- Jutro kończymy naukę - stwierdził Kircheis fakt. - Kończymy akademię wojskową - podkreślił. - To prawie tak, jakbyśmy już byli dorośli - wysnuł wniosek z radosnym uśmiechem.

- Nie spodziewałem się, że usłyszę to akurat od ciebie, Kircheis - rzucił w odpowiedzi Reinhard, marszcząc brwi z cokolwiek udawaną dezaprobatą.

- Po prostu wiem, jak chciałeś spróbować ciemnego ale - odparł Kircheis, wciąż błogo się uśmiechając. - Nie sądzisz, że możemy wykorzystać okazję...? Reinhard-sama? - przekonywał.

- Cóż, myślę... - w głosie Reinharda słychać było wahanie, dosyć zresztą słabe - że odrobina nie zaszkodzi. Poza tym masz rację - dodał bardziej autorytatywnie. - Skoro jesteśmy wystarczająco dorośli, by brać udział w wojnie, to tym bardziej powinniśmy móc pić alkohol - uznał. - Przecież... choć to oczywiście się nie zdarzy, tak tylko ogólnie mówię... możemy zginąć w naszej pierwszej bitwie. - Jeśli chodziło o wyciąganie wniosków, bynajmniej nie planował zostawać w tyle.

- Dramatyzujesz, Reinhard-sama - odrzekł Kircheis; tylko on mógł pozwolić sobie wobec Reinharda na taki ton. - Zgadzam się jednak, że byłoby cokolwiek zawstydzające: zginąć, nie posmakowawszy wcześniej piwa.

- Zatem... - Reinhard otworzył butelkę i uniósł ku niebu. - Prosit!

- Prosit! - Kircheis z odwagą kogoś, kto zamierza wreszcie stać się mężczyzną, przełknął trunek.



(później tego samego wieczoru)


- Masz naprawdę piękne oczy, Reinhard-sama.

- Kircheis, jesteś pijany...!

- Ale naprawdę masz piękne oczy...

- Oczywiście, że mam. Jestem przecież bratem mojej siostry!

- ...

- ...

- Ty też jesteś pijany, Reinhard-sama.

- Nie jestem... Ja... po prostu... Kircheis, dlaczego tak na mnie patrzysz? Nie tak blisko! Bo dostanę zeza... a z zezem mi nie do twarzy.

- Masz piękne oczy. Nawet z zezem. I te włosy... Wiesz, że zawsze chciałem cię choć raz uczesać...? Ach, są tak miękkie, jak sobie wyobrażałem. A twoja skóra...

- Kircheis, przyznaj się. Tak naprawdę wolałbyś, by tu była moja siostra, prawda?

- Ja...

- No przyznaj się, Kircheis.

- Tak. Nie. Nie mogę powiedzieć.

- Już powiedziałeś. Czyli jak właściwie?

- Ja... Nie mogę. Ale, Reinhard-sama, czy ty się dąsasz?

- Wcale nie.

- Dąsasz się, Reinhard-sama. Nikt nie dąsa się tak jak ty. Robisz to bardzo efektownie.

- Nie dąsam się.

- I imponująco.

- Nieprawda. Wcale się nie dąsam! Nie dąsam się!

- Jesteś zazdrosny?

- Co?

- Jesteś zazdrosny o Annerose-sama?

- Dlaczego miałbym być zazdrosny o moją siostrę, Kircheis? No powiedz, które z nas bardziej lubisz? Powiedz!

- Nie mogę powiedzieć.

- To nie mów. Nic mnie to nie obchodzi. Jesteś mój, Kircheis. Tylko mój.

- Reinhard... sama.

- Kircheis, nie... Nie możemy...

- Czego??? Poza tym... To ty mnie obejmujesz, Reinhard-sama.

- Przestań...

- Obawiam się, że nie mogę, Reinhard-sama. Chyba że mnie puścisz.

- Na pewno wolałbyś, by była tu moja siostra. Do diaska, dlaczego my ciągle mówimy o mojej siostrze, Kircheis?

- To ty mówisz, Reinhard-sama.

- ...

- Reinhard-sama?

- ...

- Nie wolałbym. Wcale bym nie wolał. Nie dąsaj się na mnie.

- No dobrze, wierzę ci. Trudno nie wierzyć komuś, kto trzyma cię w uścisku. I wcale się nie dąsam. Nie na ciebie.

- To bardzo uprzejme z twojej strony.

- I wcale nie mam kompleksu na punkcie mojej siostry.

- Nigdy mi coś takiego przez głowę nie przyszło...

- Podśmiewasz się ze mnie, Kircheis. Idź sobie!

- To raczej niemożliwe, biorąc pod uwagę, że nie chcesz mnie puścić.

- ...

- ...

- Apsik!

- Przeziębiłeś się, Reinhard-sama?

- Twoje włosy łaskoczą mnie w nos. Przesuń się... Nie, nie rozpinaj mojej koszuli.

- Już była rozpięta. Ach, Boże, masz taką jasną skórę. I te obojczyki...

- Siegfried...

- Co powiedziałeś?

- Kircheis.

- Nazwałeś mnie po imieniu.

- Z pewnością nie.

- Nazwałeś mnie "Siegfried".

- Nie. Tak, co z tego? Nazwałem. Jeśli jesteś zły, też możesz mnie nazwać po imieniu.

- Reinhard.

- Mmm. Powiedz to jeszcze raz.

- Reinhard... sama.

- Nie, nie tak.

- Reinhard...?

- Mmm...

- Obawiam się, że nie mogę się powstrzymać.

- Co...?

- ...

- ...

- ...

- Kircheis, czy ty mnie pocałowałeś?

- Powinienem przeprosić... ale wcale nie żałuję. Znów to zrobię. I znów. Ach, mój drogi Reinhard-sama, nie oddałbym cię nawet za tysiąc Annerose-sama.

- ... Bądź pewny, że zapamiętam to sobie, Kircheisss...



(rano)


- Nigdy więcej nie zamierzam pić tego świństwa - stwierdził kategorycznie Reinhard, choć siłę tego stwierdzenia nieco osłabił stłumiony jęk. - Nie, nigdy więcej nie zamierzam pić - sprecyzował. - No, przynajmniej dopóki nie skończę osiemnastu lat - dodał z pewnym kompromisem. - Przypilnuj mnie, Kircheis.

- Tak jest, Reinhard-sama - odparł Sieg, w duchu stwierdzając, że nawet na kacu Reinhard robi wrażenie.

- Głowa mi pęka... i wszystko mnie boli - narzekał Reinhard z niejakim dramatyzmem, znów powstrzymując jęk.

Choć, jak podejrzewał Sieg, więcej w tym było z gry: Reinhard wiedział dokładnie, w którym miejscu jęczenie wywiera najlepszy efekt... Dla nastroju, ma się rozumieć, nie na Siega.

- Co myśmy robili, Kircheis? - spytał, skupiając na nim spojrzenie. - Nic nie pamiętam - powiedział z udawaną bezradnością i znów zakrył twarz ramieniem. - I jakim cudem trzymasz się na nogach, podczas gdy ja ledwo się ruszam? Nie, nigdy więcej piwa - powtórzył ze wstrętem.

Powody tego obrzydzenia były dla Siega zupełnie jasne. Dla człowieka, który w pierwszej kolejności był panem samego siebie, a dopiero potem innych, niewiedza w kwestii wydarzeń osobistych musiała być wyrazem słabości i upokarzającym doświadczeniem, którego lepiej nie powtarzać.

Sieg uśmiechnął się łagodnie. Sam niewiele z ostatniej nocy pamiętał - przelotne wizje, urwane wyrazy, uczucie spełnienia - mógł się więc tylko domyślać jej przebiegu. Wyraźnie przywoływał jedynie słowa Reinharda, wyszeptane tuż przed... zaśnięciem - słowa, w których brak było jakiejkolwiek afektacji czy polecenia, a jedynie głęboka i boleśnie szczera prośba: "Nigdy mnie nie zostawiaj, Kircheis" - i swoją własną odpowiedź: "Nie zostawię, Reinhard-sama".

Patrząc na rozciągniętego na łożu boleści przyjaciela, który pozwalał mu być przy sobie na dobre i na złe, Sieg po raz kolejny zdumiał się faktem, że dostał od losu więcej, niż kiedykolwiek zdołał zapragnąć. Nawet więc jeśli Reinhard-sama nie zamierzał więcej pić i ta noc na zawsze pozostanie jedyną w swoim rodzaju, to tak też było dobrze.

Bliskość, którą dzielili się każdego dnia, sprawiała, że naprawdę nie potrzebował niczego więcej.

Ani nikogo.



[20.6.2014-13.1.2015]



back