tydzień
Od autorki: Dłuższa wersja "Blondynka", jeśli ktoś ciekaw. I... ech, wiedziałam, że do tego w końcu dojdzie. Slash. Cliowy bo Cliowy, ale slash GinKira. Będzie chyba więcej... Z dedykacją dla Stokrot za wspólną wizję oraz inspirację we własnej osobie (trochę dłużej niż tydzień ;))
- Sytuacja jest katastrofalna - grzmiał Tetsuzaemon Iba, prezes Stowarzyszenia Mężczyzn Shinigami. - Konkurencja przejęła wszystkie nasze fundusze! Składki członkowskie ledwo wystarczają na pokrycie kosztów wynajmu sali, a i to wkrótce może nie wystarczyć.
Obecni słuchali mniej lub bardziej uważnie, Iba natomiast wyraźnie się rozkręcał.
- Musimy wspomóc nasz budżet, nie oglądając się na nic - zawołał z mocą. - Jesteśmy mężczyznami, prawda?
Odpowiedział mu zgodny pomruk. Iba popatrzył po zgromadzonych z aprobatą.
- Co się zwykle robi w takich sytuacjach? Jaki jest ostateczny krok, no? - zawołał, popierając pytanie groźnym spojrzeniem.
Po chwili ciszy posypały się nieśmiałe propozycje:
- Sprzedaje się swoją kolekcję figurek oficerów Gotei 13?
- Idzie się po prośbie?
- Zamyka się organizację?
Iba uderzył pięścią w stół.
- Durnie! - zagrzmiał. - Trzeba się wynająć! Sprzedać!
Przez chwilę panowała cisza.
- W sensie... oferować za pieniądze swoje zdolności? - zapytał Kira, a jego twarz uosabiała wieczną niewinność.
Od strony Ukitake dobiegł odgłos przypominający stłumione parsknięcie. Iba popatrzył na Kirę, jakby właśnie zobaczył ośmiornicę.
- Miałem na myśli... - zaczął z pewną rezygnacją. - Ale właściwie masz rację, Kira. Tak, chłopcze, o to właśnie mi chodziło - powiedział energicznie, potwierdzając słowa kolejnym uderzeniem w stół. - I zaczynamy jutro!
Kira mrugnął.
- Jak to się będzie różnić od tego, co robimy teraz? - zapytał, ale nikt go nie słuchał.
***
Różnicę Kira pojął już nazajutrz popołudniem. A kiedy wszedł do dziwnie odmienionego w sensie wystroju pokoju posiedzeń i zobaczył na ścianie wielki napis "Pod Porucznikiem - agencja towarzyska", szybko pożałował i usiłował wycofać się niezauważony. Niestety, jego widok wyraźnie ucieszył Wicekapitana Ibę i Kira został zaraz pochwycony, a następnie zaprowadzony na miejsce.
Czy życie może być bardziej żałosne?
Przesiedział kilka godzin w kącie, upewniając się w kwestii odpowiedzi na to pytanie.
Wicekapitan Ōmaeda dostarczył ze strychu swojej posiadłości mebli, które w zamierzeniu miały zaprowadzić w pomieszczeniu przytulną atmosferę, a w rzeczywistości świadczyły o całkowitym braku dobrego smaku. Początkowo Kira prawie się skrzywił na takie bezguście, bo jego artystyczna natura estety jęknęła z rozpaczą, później jednak przestał zwracać uwagę, całkowicie pogrążywszy się w przygnębieniu.
Jakimś niepokojącym i nie do końca zrozumiałym dla Kiry zbiegiem okoliczności liczba kandydatów do wypełniania szczytnego zadania wspomożenia budżetu Stowarzyszenia Mężczyzn Shinigami została zredukowana do dwóch. Hisagi-san był wyborem oczywistym nawet dla Kiry - ale on sam?? Taka blada ćma? Przełknął. Po początkowych okrzykach radości - mówiąc z pewną przesadą - Wicekapitan Iba obrzucił Kirę spojrzeniem od stóp do głów i jakby zmarkotniał, co samego Kirę napełniło nieco sprzecznymi uczuciami nadziei i... urazy. Potem Wicekapitan Iba odchrząknął, zdecydowanym ruchem rozsunął górną część Kirowego shihakushō - ale jego spojrzenie pozostało mocno zrezygnowane. Kira został następnie posadzony w przygotowanym dla niego miejscu, walcząc z pokusą doprowadzenia uniformu do porządku i zakrycia torsu, zaś wicekapitan Oddziału Siódmego oddalił się, mamrocząc pod nosem coś w rodzaju "niewinne spojrzenie", "delikatna uroda" oraz "to się chyba nie uda". Równie markotny Kira miał wrażenie, że dosłyszał imię Rangiku Matsumoto, ale mogło mu się tylko wydawać.
Kira z pewną zawiścią, zazdrością, a nade wszystko poczuciem niesprawiedliwości pomyślał o kolegach ze Stowarzyszenia, którzy w ten czy inny sposób wymówili się od udziału w akcji specjalnej. Kapitan Ukitake wskazał na swój chwiejny stan zdrowia, Akon na badania w szczytowej fazie, Harunobu był na urlopie, a Ōmaedy nikt nie brał pod uwagę. Prezes Iba musiał czuwać nad całością przedsięwzięcia, zaś wiceprezes Iemura trzymał kasę. Kira natomiast był zbyt obowiązkowy, by odmówić poleceniom, choćby kłóciły się z jego wewnętrzną naturą...
... po kilku godzinach doszedł jednak do wniosku, że z chęcią powitałby jakichś klientów, ponieważ całkowity brak zainteresowania przygnębiał go bardziej, niż mógł tego oczekiwać. Hisagi-san nie był od niego szczęśliwszy z powodu przydzielonego zadania, jednak w odróżnieniu cieszył się niesłabnącą popularnością i terminarz miał już zapełniony na najbliższy tydzień... Kira westchnął. Prezes Iba nie będzie zachwycony jego całkowitym brakiem sukcesu, a ta myśl - w dodatku do całej reszty - nie nastrajała Kiry radośnie. Naprawdę był beznadziejny...
Najchętniej by poszedł do domu. Zbliżał się wieczór, nadzieje na jakikolwiek zarobek były minimalne, a w biurze czekała sterta papierów. Poza tym... może to wszystko okaże się tylko jednym ze zwykłych koszmarów, z którego uda mu się nad ranem obudzić? Prezes Iba oddalił się jednak w jakimś sobie jedynie wiadomym celu, a Kira nie mógł przecież wyjść bez słowa. Gdyby... gdyby pojawił się Kapitan Ichimaru, to co innego. Powinności wobec dowódcy oddziału były absolutne i nie mógł ponad nie przedkładać zobowiązań wobec organizacji niemal hobbystycznej.
Kira zwiesił smętnie głowę z pełną świadomością, że jeśli życzenia się spełniają, to nie jemu.
Toteż kiedy w drzwiach nagle pojawił się Kapitan Ichimaru, Kira był pewien, że ma omamy wynikające z kilkugodzinnej depresji. Takie rzeczy się, owszem, zdarzały.
Kapitan Ichimaru uśmiechnął się do niego, co przypomniało Kirze, że omam czy nie, dyscyplina go obowiązuje. Zerwał się na równe nogi.
- Kapitan Ichimaru! - zawołał Iba-san, pojawiając się za plecami gościa. - Czym mogę służyć? - zapytał.
- Kirą Izuru - odpowiedział zgodnie z przypuszczeniami kapitan Oddziału Trzeciego, a Kira zaczął mieć nieśmiałą nadzieję, że jego męki na dzień dzisiejszy dobiegły końca. Do czegokolwiek potrzebował go Kapitan, nie mogło być gorsze niż to wielogodzinne siedzenie w bezczynności i jałowe rozważania na temat marności życia oraz swojej własnej. W pewnym sensie nie pomylił się, miał pomyśleć później.
- Oczywiście - odparł Iba-san. - Kira, na dziś jesteś zwolniony... - powiedział tonem pożegnania, ale Kapitan Ichimaru jeszcze nie skończył.
- Ile się należy? - zapytał dźwięcznym głosem, sięgając do rękawa.
W ciszy, jaka zapadła, głośno i wyraźnie słychać było brzęk monet. Kira doszedł do wniosku, że poza omamami wzrokowymi doznaje także słuchowych. Gin Ichimaru obrzucił przelotnym i stosunkowo obojętnym spojrzeniem Hisagiego, po czym ponownie popatrzył na swojego wicekapitana i uśmiechnął się szerzej.
- Wolę blondynów - oznajmił tonem nie pozostawiającym żadnych wątpliwości odnośnie natury owego wolenia.
Kira osunął się w błogie objęcia nieświadomości z ostatnią myślą, że niektóre życzenia nie powinny się spełniać.
***
Otworzył oczy z poczuciem, że jest mu jakby miękcej, niż było przed zaśnięciem, którego okoliczności zresztą nie pamiętał. Zamrugał. Sufit wyglądał dziwnie obco, wobec czego w jego umyśle zaczęła kiełkować niepokojąca świadomość, że we własnej sypialni się nie znajduje. Miał zresztą na sobie shihakushō - czemu więc spał? Zamrugał po raz kolejny, po czym odwrócił głowę w lewo i w półmroku dostrzegł zupełnie nieznajome pomieszczenie. Odwrócił głowę w prawo... i zamknął oczy, a następnie spojrzał ponownie - ale wizja nie chciała znikać.
Z głową wspartą na ręce leżał obok Kapitan Ichimaru i patrzył na niego spod przymkniętych powiek, rozciągając usta w wyjątkowo łagodnym uśmiechu.
- Dobry wieczór, Izuru - powiedział cicho, acz z wyraźną radością, rozwiewając wątpliwości co do swojej osoby.
Kira zacisnął powieki, z paniką sięgając po ostatnie wspomnienia. Och, musiały się wiązać z Ginem Ichimaru. Stowarzyszenie Mężczyzn Shinigami, straszny pomysł Wicekapitana Iby i jeszcze straszniejszy wieczór, który bardziej niż cokolwiek udowodnił mu jego marność. Skończyło się na tym, że - po raz kolejny - stał się ofiarą żartu Kapitana Ichimaru. I może jego litości.
- Kapitanie... ja... - zaczął, powoli próbując ogarnąć sytuację i chcąc następnie zadziałać zgodnie z oceną, ale wtedy jego ucho musnęły miękkie włosy, a cichy głos powiedział tylko do niego:
- Możesz zacząć dotrzymywać mi towarzystwa, Izuru.
Świat znów pociemniał...
.
.
.
...a kiedy pojaśniał, Kapitan Ichimaru wpatrywał się w niego spojrzeniem o najjaśniejszym odcieniu troski. Spojrzenie to było jednak o wiele bardziej intensywne, niż Kira otrzymywał na co dzień. Cóż, codzienne okoliczności znacząco różniły się od aktualnych. Zamrugał powiekami w panice.
- Miło, że postanowiłeś dołączyć, Izuru - w uśmiechniętym głosie Gina Ichimaru słychać było jedną igiełkę ironii, więc troska musiała się Kirze przywidzieć. - Nie należę do najcierpliwszych osób... a w pojedynkę żadna przyjemność.
Kira przełknął. A więc to jednak nie był żart... dowcip, gra, zabawa... koszmar. Nie miało sensu przekonywać się, że jest inaczej - zwłaszcza gdy w jego naturze leżała błyskawiczna akceptacja pesymistycznych scenariuszy. Gdyby wiedział, czym skończy się słuchanie Wicekapitana Iby, nigdy nie zgodziłby się na takie szaleństwo. Wciąż był jednak oficerem Gotei 13 i miał swoją dumę - nawet jeśli trudno było mówić o dumie, dzieląc posłanie z własnym kapitanem. Wciąż miał obowiązki i powinności - nawet jeśli różniły się od jego zwyczajnych obowiązków i powinności. Może na to nie wyglądał, ale starał się chociaż być profesjonalistą i wypełniać zadania sumiennie. Także tym razem - jakoś - sobie poradzi - i kropka. Problem w tym...
Problem w tym, że nie bardzo wiedział, co do niego w tej chwili należało. Iba-san postanowił zaoszczędzić na regulaminie... agencji, a pytanie o zakres... usług zbył machnięciem ręki i pozostawił fantazji... pracowników. Kira znów przełknął, z poczuciem, że katastrofa jest blisko. Jego fantazja w kwestii... dotrzymywania towarzystwa była wprost proporcjonalna do fantazji Wicekapitana Iby, który postanowił towarzystwem Kiry dysponować.
Kira dopiero teraz uświadomił sobie, że Kapitan Ichimaru złapał między palce kosmyk jego włosów i bawi się nim jakby od niechcenia.
Miał tylko jedno wyjście, które pozwoli mu jak najszybciej wydostać się z tej sytuacji. Tak, prosto do celu - i będzie po wszystkim.
- Kapitanie... za co... za co Kapitan... za-zapłacił? - spytał z uczuciem, że jego duma to tylko dwa smutnie brzmiące słowa.
- Za tydzień - odpowiedział radośnie Gin Ichimaru.
Świat pociemniał znacznie szybciej niż poprzednim razem.
.
.
.
.
Dłoń dotknęła jego policzka z delikatnością, jakiej się nie spodziewał.
- Nie możesz ciągle mdleć, Izuru - w jasnym głosie Gina Ichimaru brzmiała najlżejsza nuta nagany.
- Tak jest, Kapitanie - odpowiedział Kira, zanim zdążył pomyśleć.
Kiedy jednak pomyślał, musiał - jak zawsze - przyznać dowódcy rację. Postanowił wziąć się w garść i nie mdleć - trzy razy jednego wieczoru to wynik zaprawdę godny pożałowania. Nic, co powie Kapitan Ichimaru, już go nie zaskoczy, prawda? Bądź mężczyzną, Kira Izuru - powiedział sobie stanowczo.
- A może jesteś głodny? - zapytał dość figlarnie Gin Ichimaru. - Założę się, że siedziałeś tam cały dzień bez obiadu... Każdy by zasłabł.
- Tak jest, Kapitanie - odpowiedział Kira, znów machinalnie, po czym doszedł do wniosku, że najwyższy czas przestać zachowywać się jak półgłówek. - To znaczy nie, Kapitanie...
Coś trzeba było zrobić, zanim sytuacja przybierze niepomyślny obrót. Myśl, Kira Izuru. Myśl, co możesz... co powinieneś w tym wypadku zrobić.
- To dobrze - powiedział Gin.
Kira znów poczuł ciepły oddech na skrawku ucha, a później szczupłe palce odgarniające włosy na jego skroni. Myśl, myśl, myśl... Opracuj plan. Nie jesteś przecież aż tak niedoświadczony. Zacznij, a potem... samo jakoś wyjdzie.
Chyba.
- Ale wolałbym, żebyś nie leżał jak kłoda, bo to się niewiele różni od wcześniejszego stanu - kontynuował Gin, tym razem niemal z teatralnym westchnieniem. - Nie lubuję się w niewoleniu niewinnych dziewic - dodał półgłosem.
- Nie jestem...
- Jesteś niewinny - powiedział Gin z absolutną pewnością, podnosząc do ust pasmo włosów - i pozostaniesz.
Kira odwrócił głowę i spojrzał w twarz swojego kapitana, tak blisko jego własnej. Wtedy, dopiero wtedy, uderzył go niesamowity spokój tej sytuacji. Spokojny był wieczór, który otaczał ich obu niczym miękkim kocem. Spokojny był Gin Ichimaru, który - Kira zdał sobie z tego sprawę - mógł z nim zrobić, cokolwiek chciał. Jednak najbardziej zdumiewał go jego własny spokój i tej myśli postanowił poświęcić ułamek sekundy.
Niespokojność leżała w jego naturze. Jego osobowość zdominowana była przez niepokój i niepewność - w każdej chwili zawsze czymś się niepokoił i nigdy nie był niczego pewny. Wiedział o tym dobrze i, z różnym powodzeniem, starał się to w sobie akceptować. Kapitan Ichimaru pozornie wzmagał jego niespokojność, pobudzał niepewność i rozstrajał nerwy. Kira jednak wiedział, że gdzieś głęboko pod wszystkimi tymi doznaniami pulsuje świadomość spokoju, wynikająca właśnie z obecności Gina Ichimaru. Im bliżej Kira był swojego kapitana, tym silniej odczuwał ten szczególny jego wpływ - jeśli tylko pozwolił sobie odczuwać.
Teraz był bliżej niż kiedykolwiek. Czuł ciepło promieniujące z ciała Gina Ichimaru. Czuł jego włosy łaskoczące policzek. Czuł palce delikatnie przesuwające się po szyi. I był spokojniejszy niż kiedykolwiek. Jego serce biło równym rytmem, jego oddech unosił pierś w powolnych odstępach. Był spokojny.
Spokojny...
- Nie myśl tyle, bo zostaniesz myśliwym - powiedział Gin Ichimaru, szerzej rozchylając usta w uśmiechu.
Mógłby być bardziej?
- Tak jest, Kapitanie.
Pokusa była zbyt silna. Uniósł ręce z posłania.
- Proszę mi wybaczyć, Kapitanie...
Był w stanie zapłacić każdą cenę. Objął szczupłe barki.
- Prezes Iba zbyt pochopnie rozdysponował moim towarzystwem...
Z radością. Zanurzył dłonie w miękkich włosach.
- A... Hisagi-san jest na pewno bardziej doświadczony...
I chętnie. Uniósł twarz i musnął wargami uśmiech.
- Więc proszę mi powiedzieć - wyszeptał z nieskrępowaną szczerością. - Proszę mi pokazać... - dodał ciszej. - Proszę...
Zamknął oczy, przysuwając się do Gina Ichimaru. Silne ramiona zamknęły go w uścisku, a wąskie wargi dotknęły jego powiek.
- Chodź ze mną - powiedział Kapitan Ichimaru tak cicho, że przy jego słowach światło księżyca rozbrzmiewało śpiewem. - ...Izuru.
Kira drgnął, czując rozlewające się po jego ciele ciepło. Było coś w sposobie, w jaki Gin Ichimaru wypowiedział jego imię... Kira nigdy nie był w stanie mu się oprzeć. Teraz czuł, że z rozkoszą się podda.
- Izuru - powtórzył Gin, uśmiechając się figlarnie.
Kira jęknął, czując, jak podnoszą się włoski na jego karku, jak napina się jego skóra... Przycisnął się bliżej, czując przez materiał shihakushō stalowe mięśnie.
- Izuru - powiedział Gin po raz trzeci, nachylając się do jego ust i uciszając.
A kiedy Kira trwał w pocałunku, który wydawał mu się kroplą spokojnej doskonałości, jego ostatnią myślą było, że chyba nie ma już nic przeciwko pomysłom Wicekapitana Iby.
***
Dzień drugi.
- Kapitanie...?
- Mmm?
- Czy nikt się nie dziwi... że nas... nie ma?
- Wziąłem tydzień urlopu, ty jesteś na misji specjalnej, oddziałem dowodzi Trzeci Oficer.
Kira zachwycił się genialną prostotą tego zdania. Jeszcze bardziej zachwycił się przekonaniem, jakim tchnęło - prawie zupełnie uspokoiło jego sumienie.
Dzień trzeci.
- Gdzie my właściwie jesteśmy?
- Posiadłość Kuchiki, skrzydło gościnne.
- !!!
- Kładź się. Ich nikt nie odwiedza.
- Ale ktoś może coś usłyszeć... - powiedział nieśmiało Kira, na powrót się wtulając.
- Mamy w Seireitei terapeutów, gdyby Kapitan Oddziału Szóstego chciał o tym opowiedzieć...
Dzień czwarty, piąty, szósty...
- Kapitanie... ściągnął Kapitan koc...
- Mówisz, że trzeba cię ogrzać?
- Izuru, to mój duży palec.
- Wiem, ale mam bliżej.
- Izuru, rozbestwiłeś się. Prawie cię nie poznaję.
- ...
- Z rumieńcem też ci ładnie. I wciąż jesteś niewinny.
Dzień siódmy.
- Wszystko dobre kiedyś się kończy - zagaił Gin.
- Mmm - odpowiedział Kira z nosem wtulonym w shitagi na jego piersi.
- Nie chcę wracać - stwierdził Gin tonem primadonny.
- Mmm - zgodził się Kira.
- Wciąż mam wrażenie, że prowadzę dialog z samym sobą.
- Och - Kira podniósł na niego oczy.
Gin przyciągnął go bliżej i objął ramionami.
- Jestem Kapitanem Gotei 13 - zauważył. - Mam swoje powinności - dodał, jakby chciał kogoś w czymś upewnić.
Kira zmarkotniał.
- Mam swoje prawa - kontynuował Gin. - Mam swoje wymagania - podsumował.
Kira spojrzał na niego z nadzieją. Gin zmarszczył brwi.
- Budżet Oddziału Trzeciego zniesie chyba jeszcze jeden tydzień mojego urlopu i twojej misji specjalnej, nie uważasz? A Trzeciemu Oficerowi nie zaszkodzi więcej doświadczenia - powiedział z pełnym autorytetem.
Kira miał wrażenie, jakby stanął w pełnym blasku słońca. Roześmiał się.
Kiedy zapadali w sen, usłyszał jeszcze ciche słowa, wypowiedziane niemal konspiracyjnym tonem:
- Tylko nie mów nic Wicekapitanowi Ibie.
Kiwnął głową na znak zgody. Zgodziłby się na wszystko.
- Zażyczył sobie za ciebie dwa razy więcej niż za Hisagiego...
[4.11.2009]