w ciemności




Od autorki: Jak to różne rzeczy potrafią człowieka zainspirować... Mnie zainspirował zabieg korekty wzroku, jakiemu poddał się mój ulubiony norweski skoczek, Anders J... Opowiadanie dedykowane Caroli, która z zupełnym przekonaniem oświadczyła, że żona wyjechała w podróż służbową, a dzieci są u dziadków :)






All I wished for when I died
was to do so with a smile in my eyes
I saw the wind and so much more
the whirlwind came knocking at my door

- vonHertzenBrothers, "Endlessly"


Całujesz mamę na pożegnanie.

- Naprawdę nie ma potrzeby, żebyście jechali.

- Jesteś pewien?

- Ależ tak. Jørgen się mną zajmie.

Jørgen kiwa głową.

- Zasiedzieliśmy się wczoraj do późna z Jermundem, a skoro wracam do Oslo, mogę zabrać Andersa. Zresztą zaraz potem mamy konferencję w Lillehammer, więc podrzucę go z powrotem.

- Nic mi nie będzie, mamo. To zabieg kosmetyczny.

- Ale mimo wszystko...

- Mamo. Jestem dużym chłopcem. - Wzdychasz z afektacją. - Zadzwonię do ciebie zaraz po. - Obiecujesz.

- Będę o tobie myśleć.

- Zadzwonię. A najpóźniej jutro będę z powrotem.

Wsiadasz do samochodu. Jørgen zajmuje miejsce kierowcy i ruszacie na południe. Macie dla siebie sześćdziesiąt kilometrów i jak zwykle przy takich okazjach milczycie. Nie potrzeba wam słów, by tworzyć jakąś więź, ponieważ została ona zbudowana na znacznie trwalszych podstawach. Poza tym od rozmów są telefony. Wiosenny wiatr wpada przez okna do samochodu i rozwiewa wasze włosy: twoje krótsze, jego dłuższe. Przeczesujesz dłonią czuprynę, jak masz to w na pół tylko uświadomionym nawyku, i patrzysz na drogę, mając świadomość, że po raz ostatni widzisz ją taką. Dobrze jest siedzieć obok niego w aucie i pędzić przed siebie.

Być może powinieneś czuć zdenerwowanie i niepokój przed zabiegiem... Uśmiechasz się lekko, bo właśnie poznałeś kolejny powód, dla którego jego obecność jest tak bardzo pożądana - kiedy jest blisko, całe napięcie i obawa po prostu znikają. Tak samo jak na skoczni. Kiedy siedzisz na belce i patrzysz w tę przepaść, która większość ludzi przyprawiłaby o szaleństwo, wystarczy ci pomyśleć, że tam na dole stoi on. I patrzy. Zupełnie jakby nie liczyło się nic innego na świecie...

Podczas sezonu zresztą wszystko jest łatwiejsze. Nie zdawałeś sobie z tego sprawy, aż sezon się skończył. Usiłował przyzwyczaić cię do swojej nieobecności, ale wolałeś skupić się na tych dniach, gdy rzeczywiście był obok, i z myślą o nich i z nadzieją na nie przeczekać rozstanie. Znów się uśmiechasz. Pewnie ma rację, kiedy czasami patrzy na ciebie jak na dziecko.

Jak dobrze jechać tak razem...



Szpital pachnie czystością, żółć i blady pomarańcz ścian rozweselają tych, którzy z różnych przyczyn się tu znaleźli. Obrazki autorstwa małych pacjentów wywołują uśmiech. Zawsze lubiłeś dzieci.

Idziecie korytarzem, on jak zawsze przy twoim boku. Tak, przyzwyczaiłeś się do jego obecności i traktujesz ją jak coś zupełnie naturalnego. Ze zdumieniem przyszło ci odkryć, jak bardzo ci jej brakuje, kiedy jest daleko.

Rozpoznaje cię grupa dzieciaków w jednej z auli. Poważni fani skoków narciarskich proszą o autograf i podpisujesz się między innymi różowym flamastrem na drugiej stronie rysunku, który tworzy właśnie sześciolatka o szarych oczach. Obrazek przedstawia zachód słońca nad fiordem.

Wychodzi po was pielęgniarka i zaprasza do gabinetu, w którym byłeś już wcześniej, kiedy omawiałeś całą sprawę z lekarzem. Dopełniasz formalności, składasz jeszcze jeden autograf - pod zgodą na zabieg - i właściwie możesz już iść, bo zespół na ciebie czeka. Chciałbyś, by mógł pójść z tobą - nie dlatego, że boisz się zostać sam. Chciałbyś wykorzystać każdą chwilę, każdą setną część sekundy, jakie macie, jakie z trudem udało się wam zdobyć tylko dla siebie.

- Powodzenia - mówi prawie obojętnie, prawie formalnie, ale widzisz w jego oczach to ciepło, jakim zawsze promieniuje.

Patrzysz na jego twarz, pragnąc, by była ostatnią rzeczą, jaką zapamiętasz, choć przecież znasz ją na pamięć. Patrzysz na nią po raz ostatni, bo wiesz, że nie będzie pierwszą, jaką zobaczysz nowymi oczami. Pielęgniarka poszła przodem, więc wasze niedyskretne pożegnanie nie ma świadków. A nawet gdyby... W tej chwili jest ci wszystko jedno.



Zabieg nie trwa dłużej niż pół godziny. Nic nie widzisz, nic nie czujesz, możesz tylko słuchać, ale nie skupiasz się na rozmowie personelu. W ramach odwracania uwagi zajmujesz umysł wyobrażaniem sobie jego twarzy. To dobre zajęcie, by się odprężyć. Ciemne oczy, które potrafią patrzeć groźnie, ale dla ciebie zawsze emanują ciepłem. Usta, często zaciśnięte w powadze, ale umiejące też rozciągać się w uśmiechu, który łagodzi surowość rysów. Jesteś dumny, że właśnie ty potrafisz wywołać na tej twarzy uśmiech i przydać jej urody.

Na takich myślach upływa ci czas zabiegu, aż jest po wszystkim. Zakładają ci opatrunki i prowadzą z powrotem do gabinetu. Od tej chwili wszystko zyskuje nowy wymiar, co samo w sobie jest fascynujące. Teraz będziesz miał okazję odkrywać świat za pomocą innych zmysłów niż wzrok. Czujesz prawdziwą ekscytację, ponieważ mimo skończonych dwudziestu dwóch lat wciąż uważasz świat za niezwykły i potrafisz się nim cieszyć. I z każdego nowego doświadczenia wyciągać naukę.

Lekarz rozmawia z tobą na temat rekonwalescencji, która potrwa około dwóch tygodni, jednak opatrunki będzie można zdjąć już za kilka dni. Uświadamiasz sobie, że czekają cię jeszcze dwie wizyty w Oslo, i ta myśl nie jest wcale niemiła. Lekarz opowiada o możliwych powikłaniach, w przypadku których należy natychmiast zgłosić się do okulisty, oraz niegroźnych, choć dokuczliwych, objawach towarzyszących rekonwalescencji. Mimo wszystko słuchasz uważnie, bo to są ważne rzeczy. Nic nie szkodzi, że rozmawialiście o tym już wcześniej.

Pielęgniarka wyprowadza cię na korytarz.

- Kolejne zwycięstwo do kolekcji - słyszysz jego słowa, wokół których dźwięczą śmiech, sympatia i troska.

Uśmiechasz się po raz kolejny tego dnia, a jednocześnie z drżeniem zdajesz sobie sprawę, jak głęboki jest jego głos i jak wiele w sobie zawiera. A zaraz potem niemal wstrząsem reagujesz na dotyk jego dłoni, kiedy przejmuje cię z rąk pielęgniarki i dziękuje za współpracę.

- Poradziliście sobie z tym nieznośnym chłopakiem - mówi. - Teraz znów ja muszę się nim zająć. Nawet po sezonie nie mam spokoju.

Pielęgniarka śmieje się rozbawiona, żegna się z nimi i wraca do gabinetu. Och, Jørgen potrafi być naprawdę czarujący, kiedy chce...

- Muszę zadzwonić do mamy - mówisz, wyciągając z kieszeni komórkę i podając mu.

Pomaga ci usiąść na krześle, a potem wybiera numer i oddaje ci telefon.

- Tak, mamo, już po wszystkim. Nie, nic nie bolało. Nie, nic się nie działo. Mamo. To był zabieg kosmetyczny. Czuję się dobrze. Lekarz powiedział, że nie powinienem się dziś przemęczać i jeździć nie wiadomo dokąd. Wiem, że to brzmi śmiesznie, ostatecznie od jakiegoś czasu żyję na walizkach, ale sama wiesz, jacy są lekarze. Tak, przenocuję w Oslo. Wrócę jutro, jak ustaliliśmy. Ty też się trzymaj. Pa.

Chowasz komórkę i obracasz się ku niemu w prawo. Czujesz zapach jego wody kolońskiej, który zawsze ginął gdzieś w nadmiarze innych bodźców i doznań. Przyjemny zapach...

- Możemy iść.

Idziecie więc, a jego dotyk na twoim ramieniu nie robi już tak przytłaczającego wrażenia. Powoli dociera do ciebie, jak ogromną przyjemnością musi być także dla niego fakt, że ten jeden raz możecie dotykać się w miejscu publicznym i nic sobie z tego nie robić. I jak zawsze wolisz pozostać przy tym pozytywnym odczuciu, niż iść w głębiej położone żale i pretensje do losu, że rzeczy nie mogą być inaczej. Wolisz cieszyć się tym, co masz. Czujesz, że jego palce drżą - czyżby zastanawiał się nad tym samym? Ale nikt nie mówił, że życie jest proste...

Pomaga ci wsiąść do samochodu, a chwilę wcześniej czujesz jeszcze na twarzy powiew znad fiordu. Jest taki sam jak zawsze i jednocześnie inny niż rano. Wszystko jest inne, choć takie samo.



Poznałeś już świat słuchem, węchem i dotykiem. Teraz poznajesz go wreszcie smakiem, gdy jego usta - tak delikatnie i tak stanowczo - całują twoje. Och, zupełnie nagle przypominasz sobie, ile zabawy było z jedzeniem. Najpierw zastanawiał się przez godzinę, co ugotować, by jedzenie nie sprawiło ci problemu, a ostatecznie i tak skończyło się na karmieniu - głównie z tego powodu, że ze śmiechu nie byłeś w stanie trafić łyżką do buzi i się zniecierpliwił.

- Czy ty nigdy nie potrafisz być poważny? - słyszysz jego głos, mruczący jednocześnie obietnice odnośnie tego, jak przywołać się do porządku.

I rzeczywiście, przestajesz się śmiać, za to przyciągasz jego głowę bliżej i całujesz z całą mocą, jaką udało ci się zebrać przez ostatnie dni. Dni wypełnione poniekąd pustką, ponieważ w chwilach takich jak ta zdajesz sobie sprawę - z pewnym zresztą przerażeniem - że życie bez niego traci większość swego uroku. Dlatego całujesz coraz zachłanniej, by jak najpełniej wykorzystać to, co ci jest dane.

W chwilach takich jak ta jesteście ze sobą poprzez dotyk, słuch, węch i smak. Pierwszy raz tego dnia czujesz się tak jak zawsze. Przecież kiedy jego usta przesuwają się coraz niżej, i tak zawsze zaciskasz mocno oczy. Kiedy opuszki jego palców odkrywają na nowo każdy fragment twojej skóry, twoje oczy zwykle uciekają do wnętrza głowy. A kiedy potem jego ramiona zamykają się wokół ciebie, czujesz się bezpiecznie i pozwalasz powiekom opaść w zupełnym spokoju.

I tylko przed zaśnięciem nachodzi cię myśl, która znów przywołuje uśmiech: że od teraz już zawsze będziesz mógł widzieć z największą wyrazistością, jak za sprawą twoich ust i twoich opuszek ta ukochana twarz wygładza się w wyrazie najpełniejszego szczęścia.



[26.4.2007]



back