walter
Od autorki: Ten fic jest straszny i za każdym razem gdy go czytam, czerwienię się po korzonki włosów i zastanawiam się, co by pomyślał o nim (i o mnie) sam Walter Hofer... Najśmieszniejsze jest to, że ja Waltera wprost uwielbiam. Gdybym go nie lubiła albo gdyby był mi obojętny, zupełnie nie zawracałabym sobie głowy pisaniem o nim. W dziwny sposób wyraża się ta moja sympatia, trzeba przyznać...
- Dziękuję, sir! - boy uśmiechnął się szeroko, chowając do kieszeni banknot. Ukłonił się jeszcze w odpowiedzi na sympatyczny uśmiech gościa i wyszedł z apartamentu, cicho zamykając drzwi.
Mężczyzna podszedł do okna i wyjrzał. Na chwilę oślepiło go zimowe słońce, a zaraz potem mógł przyjrzeć się - z XVIII piętra - ludziom na ulicach. Chyba jeszcze nigdy Salt Lake City nie przeyżwało takiego oblężenia. Igrzyska olimpijskie od wieków cieszyly się ogromną popularnością. A igrzyska olimpijskie w USA były czymś szczególnym. Co prawda Salt Lake City nie zdobyło organizacji w sposób zupełnie uczciwy, ale przecież cel uświęca środki. "Prawda, Walter?"
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem. Uchylił nieco okno, tylko tyle, by wpuścić świeże powietrze do pokoju, po czym usiadł w fotelu.
Jak to się zaczęło? Cofnął się myślą o te kilka lat.
Listopad 1999. Kuopio. "Jutro rozpocznie się kolejny sezon narciarstwa klasycznego, w tym między innymi skoki. Martin Schmitt zapowiada, że znów jest gotowy walczyć o Kryształową Kulę, ale gospodarze pierwszego konkursu z pewnością będą u siebie groźni. Czy i tym razem zobaczymy, kto w nadchodzącym sezonie będzie się liczyć na skoczniach całego świata? Jak na wspaniałą formę Martina odpowie jego największy rywal, Janne Ahonen? Z Kuopio dla..."
Martin wyłączył telewizor i zaczął się zastanawiać, dlaczego nie poszedł z Hannim do sauny. Chyba dlatego, że nie było mu TAK zimno, by z niekłamaną przyjemnością gotować się w +80 stopniach. Jakkolwiek sauna to dobry wynalazek, ci Finowie mają głowy.
Finowie...
Martin uśmiechnął się do samego siebie. A dlaczego nie wybrać się na małą przebieżkę? Przynajmniej w Finlandii mógł czuć się bezpieczny od fanów i fanek. Tutaj ludzie nie byli tak zwariowani na punkcie skoków jak w Europie, a jeśli byli - doskonale to ukrywali. Mógł wyjść z hotelu, a potem spokojnie do niego wrócić. Tak, mały spacer dobrze mu zrobi. Przebiec się na Puijo - czy jak się to miejsce nazywa...? Nie, za daleko. Zawiązał buty, a potem udał się do trenera. Natknął się na niego już na korytarzu.
- Walter chciałby zamienić z tobą dwa słowa.
Martin uniósł brwi.
- Pewnie chce życzyć ci dobrego sezonu - Reinhard Hess uśmiechnął się do swojego ulubieńca.
- Pewnie tak. - Martin odwzajemnił uśmiech. - Pójdę tam.
- A potem do łóżka. To twój ostatni normalny wieczór.
Martin roześmiał się.
- Dziękuję, trenerze, za słowa otuchy!
Odwrócił się, ale stanął na chwilę jeszcze.
- Nie wiesz może, gdzie mieszkają Finowie?
Reinhard zmarszczył brwi.
- Co ty znów od nich chcesz?
- Nic, absolutnie nic. Tak tylko pytam.
- Zapytaj na recepcji. Albo Waltera.
- OK. Do jutra!
- Wyśpij się, Martin.
Martin uśmiechnął się jeszcze raz i skręcił za róg. Czego może chcieć od niego Walter Hofer?
- ... że w tym roku też będziesz najlepszy, prawda?
Martinowi cała ta rozmowa jakoś nie grała. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie tak.
- No, mam nadzieję.
Walter uśmiechnął się szeroko.
- I znów odbierzesz Kryształową Kulę w Planicy...
Planica... Martin pogrążył się we wspomnieniach, mimowolnie się uśmiechając.
- A skoro o tym mowa... W Planicy zaszło coś szczególnego, prawda?
Martin, cały czas uśmiechając się, kiwnął głową, jakkolwiek z pewnością on i Walter myśleli o różnych sprawach.
- Coś, o czym nikt nie powinien wiedzieć...
Martin uniósł głowę, a na jego twarzy odbiły się bardzo ekspresywne myśli. Walter obserwował z przyjemnością, jak zmienia się wyraz oczu młodego Niemca. Najpierw uśmiech został zdmuchnięty z jego ust, potem źrenice rozszerzyły się ze strachu, a cała twarz pobladła.
- Co... masz na myśli?
- Martin, ja wiem o twojej wieczornej rozmowie z Janne.
Chłopak siedział jak skamieniały, nie bedąc w stanie wydusić słowa.
- Jak...
Walter w dalszym ciągu obserwował go z uwagą i zadowoleniem. Martin potrafił dobrze ukrywać emocje i myśli za uśmiechem, ale w bezpośredniej konfrontacji bardzo łatwo było go wytrącić z równowagi.
Walter wstał z fotela i usiadł obok niego na kanapie.
- Ależ nie przejmuj się tak. Jak powiedziałem, nikt nie musi o tym wiedzieć poza nami dwoma. Trzema...
Martin wbił wzrok w dywan. Nie zwrócił nawet uwagi na fakt, że Walter objął go ramieniem.
"To niemożliwe. To się nie dzieje naprawdę..."
- Pod jednym małym warunkiem, Martin.
Niemiec uniósł głowę i spojrzał w jasne i szczere oczy Austriaka. I wszystko zrozumiał.
Martin próbował otworzyć drzwi do pokoju, ale nie bardzo mu to wychodziło z racji faktu, że jego ręce się trzęsły. A nie chciał obudzić Hanniego. Nie chciał w ogóle nikogo na świecie widzieć. "To się nie stało, to się nie stało..."
"Nikt bardziej do ciebie nie nadaje się na zwycięzcę. Mogę ci to zagwarantować"
- Cholera!
Kopnął drzwi z wściekłością, po czym oparł się o nie plecami i zacisnął powieki.
- Martin, dobrze się czujesz?
Otworzył oczy. Zza sąsiednich drzwi wyglądał Hanni, w szczerym zdumieniu patrząc na przyjaciela.
- Dlaczego próbujesz tam wejść? Myślałem, że nasz pokój...
Martin wziął się w garść.
- Tak. Pomyliłem się.
- Jest już późno. Gdzie się podziewałeś?
Martin wszedł do pokoju, ocierając ostatnie łzy.
- Byłem u Wal... Waltera. Rozmawialiśmy...
Martin wygrał inauguracyjny konkurs w Kuopio. Wygrał też kilka następnych i ostateczne zwycięstwo w Pucharze Świata zapewnił sobie już na dwa tygodnie przed zakończeniem sezonu. Znów był najlepszy - i tylko on sam wiedział, za jaką cenę. Nikt niczego nie podejrzewał, nawet trener Hess, który był z Martinem najbliżej. Koniec sezonu chłopak powitał z wielką radością, a jeśli nie radością - to ulgą. Wolał nawet nie myśleć, że w listopadzie wszystko zacznie się od nowa. Wierzył, że teraz będzie mógł normalnie żyć. I normalnie wygrywać.
W listopadzie powiedział Walterowi zdecydowane nie. A właściwie już wcześniej - przy okazji Letniej Grand Prix. Obrzydzenie, jakie czuł do samego siebie, wzięło górę nad chęcią triumfu w sporcie. Coś musiał wybrać i zdecydował.
Walter nie chciał niszczyć chłopaka od razu. Pozwolił mu wygrać jeszcze zawody w Kuopio, przy okazji dyskwalifikując Adama Małysza, który zaczął robić się bardzo groźny, z czego jeszcze niewielu zdawało sobie sprawę. Potem zima nagle się skończyła i przez miesiąc nie widział "swojego chłopca", jak go nazywał. A potem stało się coś, czemu po prostu nie był w stanie zapobiec. Eksplozja formy Polaka uniemożliwiła mu jakiekolwiek działania na rzecz Martina. W dodatku sam Martin zamiast błagać go teraz na kolanach o pomoc, uparcie odmawiał z nim kontaktów, co w ostatecznosci doprowadziło do tego, że Niemiec stracił pozycję lidera.
Walter zaczął poważnie obawiać się, czy ma jeszcze szanse przywrócić wszystko do normy.
Martin czuł, że powoli wraca do wewnętrznej równowagi. Grudzień i styczeń były dla niego naprawdę ciężkie, ale jednocześnie bardzo wiele mu uświadomiły. Po pierwsze - że nie musi zawsze wygrywać, by być szczęśliwym, oraz że od dobrego samopoczucia wiele zależy. Podczas obozu treningowego w Norwegii na początku lutego był już w stanie szczerze się śmiać i znów czerpać prawdziwą przyjemność ze skakania. Na mistrzostwach w Lahti okazało się to zbawienne. Obronił tytuł sprzed dwóch lat, mając świadomość, że zwyciężył naprawdę zasłużenie, pokonując i Adama, i Janne. Z powodu Janne było mu przykro, ale nic nie mógł poradzić. Nic. Potem zdobył jeszcze trzy medale w tym jeden złoty z resztą ekipy. Uwierzył, że okropny okres ma już za sobą.
W Lahti Walter zrozumiał, że stracił Martina. Nie był też w stanie nic mu zrobić. Nie w tej chwili. Mimo że w Pucharze Niemiec tym razem musiał ulec Polakowi, wydawało się, że z tego drugiego miejsca jest w pełni zadowolony. Walter spróbował jeszcze w listopadzie, znów w Kuopio i znów usłyszał "Nie".
- Dobrze, Martin. Jak chcesz...
Co było potem? Hanni.
Sven Hannawald nigdy do najinteligentniejszych ludzi nie należał, Walter Hofer doskonale o tym wiedział. W dodatku był łatwowierny i bez problemu dawał się przekonać.
- Sven, chyba pora coś wygrać? - zapytał któregoś dnia, jakoś tak przed Turniejem Czterech Skoczni.
Hanni uśmiechnął się uroczo, jak to tylko on potrafi.
- Przydałoby się.
- Wiesz, to się da załatwić...
Hanni uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Skrzydła mi wyrosną?
- Nie, ale ja mogę równie dobrze twoje skrzydła podciąć.
Niemiec przestał się w końcu uśmiechać.
- Przypomnij sobie Neustadt*.
- Nie rozumiem.
"Wysil trochę mózg" chciał zawołać Austriak.
- Widzisz, Sven... Chciałbyś wygrać wszystkie cztery konkursy Turnieju?
- To chyba niemożliwe...
- Ależ jak najbardziej możliwe! Zwłaszcza że Adam w tej chwili skacze słabiej.
- Przecież w Predazzo...
- Zaufaj mi. Wiem, co mówię.
- Ale co ja...
Walter podszedł do niego, ujął delikatnie pod brodę i popatrzył głęboko w oczy.
- Widzisz, Sven... Jakby ci to powiedzieć...
Hanni po jakimś czasie zaczął się poważnie zastanawiać, czy z jego mózgiem istotnie wszystko jest w porządku, skoro to, w co się wplątał, nie budziło jego większych sprzeciwów wewnętrznych. W sumie kiedyś marzył o żonie i dzieciach, ale potem zupełnie przestał o tym myśleć - miał większe problemy z samym sobą. No i teraz zjawił się Walter Hofer, który nie dość, że wprowadził go w świat, o którym Sven miał do tej pory niewielkie pojęcie, to jeszcze zrobił z niego gwiazdę na skocznich. Powoli jednak i jedno, i drugie przestało mu sprawiać przyjemność.
Zresztą sam Walter też czuł, że to nie to samo, co z Martinem. Hanni szybko mu się znudził, a stało się to właśnie przed Salt Lake City...
Po swych dotychczasowych podbojach Walter stawał się coraz bardziej pewny siebie - do tego stopnia, że postanowił rzucić się na głębszą wodę. Przekonany o swej niezaprzeczalnej władzy zdecydował się na coś trudniejszego. Właśnie tutaj, w Salt Lake City. Okoliczności mu właściwie bardzo sprzyjały. I znów pomogło mu szczęście. I dobry zmysł odserwacji.
Młody Fin patrzył na niego uważnie. Walter nie miał zbyt wielkiego doświadczenia z Finami, ale kiedyś przecież trzeba zacząć, prawda?
- Pamiętasz Willingen? - spytał bez ogródek.
- Byłem tam drugi.
- Nie to Willingen. Zeszłoroczne.
Matti wpatrywał się w niego z kamienną twarzą.
- O co chodzi?
- Och, doskonale wiesz, o co.
- Że zamieniliśmy się z Ville koszulkami.
- Brawo! A okoliczności, w jakich to nastąpiło?
Fin milczał.
- Chyba nie muszę ci przypominać?
- Nie wiem, o co ci chodzi.
"Znów to samo..."
Matti wstał i zamierzał wyjść.
- Matti, chyba nie chcesz, by się o tym dowiedziała prasa?
Chłopak zatrzymał się w pół kroku i powoli odwrócił.
- Poza tym mogłoby się to negatywnie odbić też... na twoim przyjacielu.
Matti milczał, ale Walter zdawał sobie sprawę, że mocno myśli nad tym, co powiedzieć. A powiedzieć mógł tylko jedno:
- Czego ode mnie chcesz?
Walter uśmiechnął się szeroko.
- Tak już lepiej. Widzisz, Matti, ja chcę tylko twojego dobra. Ale nie stój tam, tylko usiądź tutaj obok.
- Za kilka dni zaczynają się zawody. Olimpiada... Czy jest coś, czego sportowiec pragnie bardziej niż medal olimpijski?
Matti wpatrywał się w podłogę, cały czas milcząc.
- No, nie mogę ci zagwarantować złota. Nie, o tym powinieneś w ogóle zapomnieć. Ale srebro czy brąz są jak najbardziej w twoim zasięgu. Pomyśl, przyjedziesz do domu jako bohater... Wszak twój kraj nie cierpi obecnie na nadmiar medalistów olimpijskich, prawda?
Matti zdecydował się w koncu spojrzeć na swego rozmówcę.
- Teraz juz absolutnie cię nie rozumiem. Najpierw mi grozisz, a to... To nie brzmi jak szantaż. Choć jest równie paskudne.
- Szantaż? Co za okropne słowo!
Matti cały czas się w niego wpatrywał.
- Może zdziwi cię to, co ci powiem, ale... Ty mi się po prostu... podobasz.
Matti otworzył oczy w szczerym zdumieniu.
Zgodnie z "umową" Matti zdobył medal w konkursie olimpijskim. Ale nie cieszył się z niego tak, jak wypadałoby w tej sytuacji. Wszyscy kładli to na karb jego północnego charakteru i szczególnej uwagi na to nie zwracali. A Matti zastanawiał się, czy upadek Svena Hannawalda, który mu ten medal dał, był dziełem Waltera Hofera. Cóż, w przeciągu ostatnich dni pozbył się wszystkich złudzeń odnośnie tego człowieka, którego przedtem miał za równego gościa.
Potem Matti wygrał jeszcze kilka konkursów Pucharu Świata i ostatecznie zajął trzecią lokatę w klasyfikacji generalnej. Zanim jednak to się stało, wydarzyło się coś jeszcze.
Walter zrozumiał, że przy młodym Hautamäkim zarówno Martin jak i Sven są dziećmi - mimo że obaj od Fina fizycznie starsi. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że wszystko to sprawa tego niesamowitego charakteru. A gdy zastanowił się jeszcze bardziej, znalazł człowieka, który mógł mu dostarczyć o wiele większej przyjemności. Tak, był na tyle odważny, by zdecydować się na...
- Nie.
Jedno krótkie słowo. Żadnej zmiany intonacji, zwykłe "nie", jakie wypowiada się kilka razy dziennie. Twarz pozostała tak samo zamknięta, jasne oczy nie zmieniły swego wyrazu.
- Janne, zastanów się. Nie pora, byś wreszcie zdobył medal olimpijski? Na K90 byłeś już tak blisko. Czy to - swoją drogą - nie zastanawiające? Po tym, jak prezentowałeś się przedtem?
- Walter, obrażasz mnie. Skoczyłem na... czwarte miejsce bynajmniej nie dzięki tobie czy twoim kolegom. Obaj doskonale o tym wiemy.
"Cholera!"
- Nie znałem cię od tej strony. Zastanawiam się, od jak dawna grasz w te gierki.
- Janne, złoto w drużynie z pewnością warte jest...
- Złoto zdobędziemy dzięki naszym skokom, niczemu innemu.
Odwrócił się i skierował do drzwi.
- Zobaczymy... - doleciał go jeszcze szept.
Ale Janne nie zatrzymał się.
Finowie przegrali złoto olimpijskie o jedną dziesiatą punktu. Nigdy wcześniej coś takiego się nie zdarzyło. Gdy łączna nota ukazała się na tablicy wyników, a Niemcy rzucili się w taniec radości, Janne spojrzał tylko w kierunku Waltera Hofera, stojącego nieopodal z nieodłączną krótkofalowką i uśmiechającego się tym swoim uśmiechem, który tak wielu zmylił przez te wszystkie lata.
Sezon dobiegł końca. Skoczkowie mogli odpocząć, wyjechać na urlopy, zapomnieć o zimie... Matti Hautamäki zapomnieć bynajmniej nie mógł. Dlaczego pozwolił, by do tego wszystkiego doszło? Czy miał tak mało szacunku do kolegów i samego siebie?
Poczuł, jak łzy spływają mu po twarzy. Jak kiedykolwiek będzie mógł spojrzeć sobie w oczy?
Mniej więcej na takich myślach spędzał wolny czas w Kuopio. A to do niczego dobrego nie mogło doprowadzić.
- Ville! Nie mówisz poważnie?! Matti w szpitalu?? Co się stało??
- Własciwie to wolelibyśmy tego nie rozgłaszać, ale tobie chyba mogę powiedzieć...
- Co się stało, Ville?
- On chciał... To była próba samobójcza.
Janne nie mógł przez chwilę wydusić z siebie słowa.
- Dobry Boże...
- Teraz wszystko jest ok, ale... Wiesz, chciałbym, byś z nim porozmawiał. Ty masz taki dobry wpływ na nas, młodych...
- Będę w Kuopio za trzy godziny.
- Matti, co się stało?
W każdej innej sytuacji Matti by się wściekł. W przypadku każdego innego człowieka. Ale przecież nie mógł wściec się na Janne. I nie znał nikogo, kto by mógł.
- Proszę cię, zostaw mnie w spokoju.
- Matti, musisz z kimś porozmawiać. Mogę ci tutaj sprowadzić, kogo tylko chcesz. Ville? Czeka za drzwiami...
- Nie, poczekaj...
W oczach Mattiego odbiły się rozpacz, ból, ale... jakaś nadzieja? Chłopak odwrócił głowę do okna. Minęło dobrych kilka chwil, zanim przerwał milczenie, a Janne go nie poganiał.
- To było... w Salt Lake City.
- Czy ma związek z Walterem Hoferem?
Matti spojrzał na niego w szczerym zdumieniu.
- Skąd...?
- Boże, komu on jeszcze to zrobił??
- Janne, skąd...
Janne uśmiechnął się krzywo.
- Mnie też złożył... propozycję nie do odrzucenia.
- Tobie??? I co?
- A jak ci się wydaje? Odmówiłem, rzecz jasna. Obawiam się, że przez to nie mamy złota.
- Nie mów tak!
- Nieważne. Gdybym znów miał wybór, zrobiłbym to samo. Nie ma sensu do tego wracać.
Matti znów odwrócił twarz.
- Ale, Matti... To, co zrobiłeś, a raczej: co próbowałeś zrobić, nie było najmądrzejszym pomysłem.
Chłopak zacisnął powieki.
- Jak sobie wyobrażasz, miałbym żyć z czymś takim?
- Chyba nie dasz mu satysfakcji? Matti, to do ciebie niepodobne.
- Już nie chodzi nawet o to, co się zdarzyło, ale... Ja straciłem szacunek do samego siebie. Cała koncówka sezonu...
Janne przysiadł obok niego na łóżku.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że to tylko dzięki niemu? Chyba w to nie wierzysz?
Matti popatrzył na niego.
- Matti, jesteś świetnym zawodnikiem. Te skoki to tylko twoje skoki, nic innego nie miało na nie wpływu. Przecież wiesz to równie dobrze jak ja.
- Ale Rovaniemi...**
- Daj spokój! Musisz sobie wymyślać przeszkody? Co Pekka*** powiedział o waszym występie w Rovaniemi?
- Że to totalna katastrofa. Że zaszaleliśmy przez święta...
- Sam widzisz. Matti, nie wolno ci stracić wiary w siebie. Matti, spójrz na mnie.
Chłopak z wahaniem podniósł wzrok.
- Matti, obiecaj mi, że to się nie powtórzy.
W oczach chłopaka zabłysły łzy.
- Matti...
- Obiecuję, Janne - wyszeptał.
- Dobrze. A Hoferem zajmę się osobiście.
- Dziękuję ci, Janne. - Matti wyciągnął rękę do kolegi. Janne uścisnął ją z uśmiechem.
- Wracaj do zdrowia. Niedługo zaczynamy treningi.
- Martin.
- Tu Janne. Janne Ahonen.
- Cześć!
- Nie chciałem dzwonić do ciebie, ale nie mam większego wyboru...
- Janne, wiesz, że do mnie możesz dzwonić, kiedy chcesz. O co chodzi?
- Potrzebuję pomocy. Jak blisko jesteś z Walterem Hoferem?
Cisza.
- W jakim sensie? - w głosie Niemca brzmiała ostrożność.
- W jakimkolwiek. Chodzi o... Wytłumaczę ci wszystko.
W dwóch słowach Janne przedstawił sytuację.
- Chodzi o to, by ktoś potwierdził moje słowa. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że to był pierwszy i ostatni raz. Z pewnością ktoś jeszcze padł ofiarą tego człowieka. Zdaję sobie sprawę, że kogoś takiego będzie bardzo trudno znaleźć, ale ty jesteś w Europie i masz większe pole działania. Nie chciałbym teraz rozstawać się z Tiią i synem, ale jeśli będzie potrzeba, w każdej chwili do ciebie przyjadę.
- To nie będzie konieczne, Janne.
- Co masz na myśli?
- Widzisz, ja doskonale wiem o tym, do czego posuwa się Walter Hofer. Już od lat.
- Jakim cudem??
- Rozmawiasz z jedną z jego... ofiar.
Janne po raz kolejny nie wiedział, co powiedzieć.
- Mój Boże, Martin...
- Już po wszystkim, to było dawno temu. Jeśli tylko zdecydujesz się złożyć oświadczenie, poprę cię we wszystkim.
- Dziękuję, Martin.
- Nie ma sprawy. Pozdrów ode mnie Tiię i Mico.
Janne wniósł do kierownictwa FISu wniosek o usunięcie Waltera Hofera ze stanowiska pod zarzutem szantażu i niemoralnego zachowania się względem grupy skoczków.
Hofer zareagował momentalnie stwierdzeniem, że zarzut Fina jest niedorzeczny i wynika tylko i wyłącznie z niepowodzenia jego ekipy w Salt Lake City - o ile srebrny medal olimpijski można nazwać niepowodzeniem.
Wówczas słowa Janne poparł Martin Schmitt, czego Hofer się nie spodziewał - a przecież powinien był wiedzieć, że Janne i Martin nie mają przed sobą większych tajemnic. Największą zaś niespodzianką było oświadczenie Svena Hannawalda, które również dyskredytowało Hofera. Wypowiedzi tej trójki wystraczyły, by Austriak pożegnał się z posadą kierownika Pucharu Świata i w ogóle z FISem. Janne był ponadto zadowolony, że udało się oszczędzić Mattiego i - jak na razie - nikt nie łączył jego nazwiska z tym skandalem.
Na nowego dyrektora FISowskiego trzeba było jeszcze poczekać, ale do kolejnego sezonu było wciąż daleko. Janne wierzył, że teraz wszystko wróci do normy - jak za starych dobrych lat.
Gdyby jeszcze Tiia nie patrzyła na niego tak podejrzliwie od czasu do czasu, byłby naprawdę szczęśliwy...
I tak był.
[27 IV 2002]
* Chodzi o dyskwalifikację Svena podczas zawodów w Titisee-Neustadt, w grudniu 2001.
** Mistrzostwa Finlandii po sezonie PŚ 2001/2002, gdzie Matti zajął niespodziewanie niskie, jedenaste miejsce.
*** Pekka Niemelä, klubowy trener Mattiego.