wdzięczność
Od autorki: Eksperyment w kategorii Masamune/Kojūrō - czy wyszedł, nie wiem sama. Winą obarczam Uru Yumi, która nie daje mi spać po nocach i różne dziwne wizje mi do głowy przychodzą...
Tego dnia Kojūrō zostaje zaskoczony, kiedy Masamune - przez całą ich zwykłą wieczorną rozmowę dziwnie rozkojarzony - wypija jedną czy dwie czarki sake więcej, a potem milknie, zupełnie jakby brakło tematu do rozmowy. Kojūrō musi się zastanawiać, czy nie czas życzyć dobrej nocy i pójść na obchód posiadłości, co ma w zwyczaju czynić przed udaniem się na spoczynek. I rzeczywiście, Kojūrō wstaje, nie chcąc zabierać władcy więcej czasu - więc Masamune też się podnosi i po raz pierwszy spogląda w oczy swojemu najwierniejszemu wasalowi, wiedząc, że w jego wzroku jest jedynie zdecydowanie.
- Kojūrō - zaczyna swoim zwykłym, lekko ochrypłym głosem, po którym nie znać wahania, ani nigdy, ani teraz. Chociaż... w przypadku Kojūrō nigdy nie można być pewnym, czy nie dosłyszy tego, czego nie słychać. Prawie się uśmiecha. - Kojūrō - powtarza, podchodząc bliżej, tak blisko, jak pozwala mu na to honor i duma władcy.
- Zostań ze mną - mówi tak po prostu, tonem, w którym prawie nie ma emocji. Nie chce, żeby to brzmiało jak rozkaz. Nie chce, żeby to brzmiało jak prośba. Między nimi nie ma rozkazów ani próśb. Chce, by było tym, czym jest wszystko między nimi - zawsze było i zawsze będzie - naturalnym porozumieniem.
Kojūrō stoi bez ruchu, tylko jego oczy rozszerzają się w zrozumiałym zdumieniu. Unosi ręce, a potem zastygają w powietrzu, jakby nie wiedział, co właściwie chce z nimi zrobić. Masamune nigdy nie był mistrzem w odgadywaniu emocji - nie takim jak Kojūrō, w każdym razie - jednak jest w stanie dostrzec, że jego słowa wywołały reakcję. Prawie jest w stanie usłyszeć szybsze bicie jego serca.
Wie też, że potrzeba czegoś więcej - niewiele więcej - by Kojūrō poszedł za nim, tak jak zawsze, choć teraz jest inaczej niż zawsze. Podchodzi jeszcze o pół kroku, na tyle mu wolno, i dotyka policzka towarzysza. Kojūrō ledwo dostrzegalnie drży pod jego palcami, a Masamune kontempluje fakt, że dotyk może być tak przyjemny.
- Masa...mune-sama...?
Władca Ōshū bierze go za rękę i prowadzi za sobą. Kojūrō się nie opiera - a Masamune wie, że idzie za nim z własnej woli, i myśl ta napełnia go ciepłem i przekonaniem, że miał rację.
To Sanada Yukimura sprawił, że Date Masamune zrozumiał - choć to dokładnie tak dziwne, jak brzmi. Sanada Yukimura - pierwszy człowiek, przez którego Jednooki Smok z Ōshū zapłonął nieznanym wcześniej ogniem; pierwszy człowiek, przez którego wzrok Date Masamune wypełnił nieobecny wcześniej płomień. I niewiele czasu minęło, by Masamune pojął, że płomień taki od dawna lśnił w oczach Kojūrō.
Oczywiście, Kojūrō nigdy nie dał mu do zrozumienia słowem ani gestem.
To, co teraz robi, jest jedyną rzeczą, jaką może zrobić w imię swojego honoru samuraja. Nie może postąpić inaczej, gdyż byłoby to hańbą. A z drugiej strony nie robi tego dla siebie - wie bowiem już, co oznacza pragnąć czegoś i nie wiedzieć, czy kiedykolwiek uda się to zdobyć. Dlatego.
Nie z litości.
Z wdzięczności.
Jakkolwiek sięga wstecz pamięcią, Kojūrō był przy nim od zawsze. Długo można by się rozwodzić, a Date Masamune lubi konkrety. Kojūrō oddałby za niego życie - i to jedno określa głębię łączącej ich relacji. Jej rozległość natomiast określa fakt, że gdyby nie Kojūrō, Date Masamune nie byłby mężczyzną, jakim jest teraz.
Masamune marzy o szczerym spojrzeniu Sanady Yukimury, jego otwartej twarzy i miękkich włosach w kolorze jesiennego brązu, rozwianych na wietrze. Może kiedyś będzie w stanie objąć to marzenie, wbrew pozorom potrafi cierpliwie czekać.
Nikt jednak nie jest w stanie pochwycić wiatru, a ogień można na jeden moment tylko zamrozić lodowatym oddechem, sprawić, by okrzepł, stał się czymś przyjemnie ciepłym, a nie palącym do cna - zanim wybuchnie płomieniem ze zdwojoną mocą. Spełnione marzenia trwają tylko mgnienie oka - i za chwilę ich nie ma.
Kojūrō jest jak skała. Zawsze był i Masamune wierzy, że zawsze będzie. Gdziekolwiek jest Masamune, tam wszędzie wokół jest Kojūrō. Katakura Kojūrō jest największym pochlebstwem Date Masamune - ale Masamune ma dość pokory, by rzeczy oczywistych nie przyjmować za oczywiste.
Może być władcą całej północnej Hi-no-moto, który ma pod sobą armię na rozkazy i lud pod panowaniem - ale wobec Kojūrō jest przede wszystkim mężczyzną przepełnionym szacunkiem.
Zrzuca yukatę, a jeśli jego ręce drżą, to tylko z ekscytacji, prawda? Kto jak kto, ale Jednooki Smok wie, że Katakura Kojūrō jest gwarancją jego bezpieczeństwa w każdej sytuacji.
Przychodzi mu do głowy zabawna myśl, więc spogląda przez ramię z krzywym uśmiechem.
- Zawsze mówiłem, że mój tył należy do ciebie - mówi z właściwą sobie ironią, a potem milknie i stoi bez ruchu.
Z ust Kojūrō dobywa się ciche westchnienie, kiedy podchodzi bliżej i obejmuje go drżącymi ramionami, i przyciska do siebie. Masamune czuje - i nie ma wątpliwości - że Kojūrō rzeczywiście pragnie go tak, jak on sam pragnie zanurzyć się w jesiennej pożodze Sanady Yukimury. Dziwi się jednocześnie samemu sobie, że nigdy wcześniej się nie zorientował - widać jeszcze wiele mu brakuje, by w przenikliwości dorównać Kojūrō.
Opada na kolana, pociągając Kojūrō za sobą. Nie będzie myślał o Sanadzie Yukimurze, choćby pragnął. Ta noc nie należy do wojownika z Kai - niech śpi spokojnie, a jego sny nawiedza ktoś inny. Masamune orientuje się jednak, że jemu samemu w tej sytuacji ciężko jest zachować opanowanie, czy to za sprawą myśli o Yukimurze, czy może w wyniku obecności Kojūrō - tak bliskiej jak nigdy wcześniej. Czeka cierpliwie, aż Kojūrō upora się z ubraniem, zupełnie nagle czując się dziwnie, kiedy Kojūrō cofnął ręce i jego dotyk zniknął. Usiłuje uspokoić oddech i bicie serca i ponosi całkowitą porażkę. Słyszy, jak za jego plecami Kojūrō wciąga powietrze głęboko do płuc, i wie, że obaj są gotowi.
W tym, co będzie później, nie ma szczególnej finezji - ale nikt jej tutaj nie potrzebuje. Z finezją można oglądać kwitnienie sakury, będące kwintesencją spokoju. W scenerii namiętności jest zupełnie odwrotnie, prawie jak na polu bitwy: szybko, mocno i pewnie.
Kojūrō zdecydowanym, silnym ruchem chwyta jego biodra i wchodzi w niego bez zbędnych ceremonii. Masamune opuszcza głowę i pozwala powiekom opaść. Niewiele trzeba, by w pomieszczeniu zrobiło się ciepło - gorąco ich dwóch ciał wystarczy aż nadto, a krew szalejąca w tętnicach dodaje jeszcze od siebie. Wkrótce jego czoło perli się od potu, wilgotne włosy opadają wzdłuż twarzy. Może to wszystko trwa tylko ułamek sekundy, a może wieczność - nie potrafi w tej chwili już stwierdzić. Wie natomiast, że świat na chwile stał się inny.
Kojūrō nie jest w stanie zapanować nad żądzą i wsuwa się głębiej, w krótkich pchnięciach. Masamune opada na łokcie, krzywiąc się, choć ból właściwie nawet nie jest bólem, a świadomość, że jutro będzie omijał stajnię szerokim łukiem, zmienia grymas w krzywy uśmiech. Jednocześnie nagle zdaje sobie sprawę, może intuicyjnie, jak wielkiej przyjemności - szczęścia? - jest w stanie samym sobą dostarczyć Kojūrō. Ta myśl sprawia, że jego uśmiech łagodnieje.
Kojūrō powtarza jego imię, a Masamune słyszy je i czuje, i ma wrażenie, że nigdy nie brzmiało takim oddaniem, choć przecież zawsze tak brzmi w ustach Kojūrō.
- Masamune-sa... aaa... aaa...
- Kojūrō - szepce w odpowiedzi i stwierdza, że jego ton też jest inny, miększy i cieplejszy.
Fala ciepła rozchodzi się w jego wnętrzu - dosłownie i w przenośni - a jednak jego uwadze nie umknie wrażenie, jakie czynią dwie gorące krople rozpryskujące się na skórze jego pleców. Otwiera szeroko oczy, kiedy nagle dociera do niego, że prawdopodobnie nie poznał jeszcze - i może nigdy nie pozna - prawdziwej głębi uczuć Kojūrō. Przez chwilę przechodzi mu przez myśl, że może nawet na takie nie zasługuje, skoro jego własne wydają się tak proste, konkretne i nieskomplikowane.
Kiedy Kojūrō wysunie się z niego, Masamune odwraca się na plecy i obejmuje głowę Kojūrō, kładzie na swojej piersi i zanurza palce we włosach, teraz równie wilgotnych i splątanych jak jego własne.
I wydaje mu się, że albo nie jest takim twardym i lodowatym Jednookim Smokiem, jak mu się wydawało, albo też odczuwanie czułości nie ma jednak nic wspólnego z męską dumą.
Kojūrō leży na jego piersi i usiłuje uspokoić oddech. Masamune obejmuje go mocniej, szczęśliwy, że udało mu się choć trochę odpowiedzieć na wszystko, co dostaje od Kojūrō - zarówno zdając sobie z tego sprawę, jak i bez najmniejszego pojęcia. Tak śmiesznie niewiele władca może dać swojemu podwładnemu...
Tym razem zasypia w rzeczywistym cieple drugiego człowieka, nie ułudnego marzenia o ogniu, i ze świadomością, że jeśli Kojūrō mu pozwoli, postara się okazać całą wdzięczność, jaką w sobie nosi.
Choćby miało mu to zająć całe życie.
[12.10.2010]