wigilia w Black Hawks
Od autorki: Idą Święta. Kontynuujmy oswajanie Shuriego... :P
Kiedy Shuri dowiedział się o pracowej wigilii - a konkretnie o wigilii w Black Hawks - zaniemówił. Potem usiłował się wykręcić - ostatecznie Oakowie w ten wieczór wyprawiali własne przyjęcie na użytek trzyosobowej rodziny i było wręcz niemożliwe, by miał się w domu nie pojawić. Major Hyuuga potrafił być jednak bardzo przekonywujący:
- No co ty, Shuri-kun. Musisz przyjść. Inaczej Aya-tanowi będzie bardzo przykro, a przecież nie chcemy, żeby mu było przykro, prawda?
Nie, zdecydowanie nie chcieli. Shuri przełknął i szybko skalkulował, że woli znosić wyrzuty ojca oraz lamenty matki niż niezadowolenie generała Ayanamiego. Nie był samobójcą - a poza tym zależało mu na pozycji w Black Hawks.
W oddziale wszystko robiło się samemu - no, może poza praniem i sprzątaniem. Jeśli Shuri liczył na to, że przyjdzie na gotowe, grubo się pomylił. Wyglądało na to, że wspólne spędzanie świąt miało w Black Hawks długą tradycję - a przynajmniej na tyle długą, że podział zadań wydawał się oczywisty. Kuroyuri i Haruse mieli zająć się choinką i dekoracjami, a Katsuragi przygotowaniem wigilijnego poczęstunku. Czym zajęli się Hyuuga i Konatsu, pozostawało dla Shuriego niejasne - chyba wprowadzaniem dobrego humoru, zwłaszcza u siebie nawzajem... Shuri, cieszący się w Black Hawks najkrótszym stażem, został chłopcem na posyłki, co nieszczególnie mu odpowiadało, ale nie śmiał protestować.
Dzień wigilii nadszedł zdumiewająco szybko.
Choinka stała już w salonie oddziału, a wciąż czerwoni od mrozu Kuroyuri i Haruse zajmowali się jej przystrajaniem. Po dwóch godzinach drzewko wciąż było zielone, ale za to piękniejszego anioła jeszcze w Black Hawks nie widziano, bowiem Haruse poddał się swoim instynktom i całą swoją uwagę oraz dekoracyjne zapędy skupił na Kuroyurim. Oczywiście major Hyuuga był innego zdania odnośnie aniołów w Black Hawks, ale ostatecznie skończyło się na rozejmie, kiedy uznano, że krwawa jatka w wigilię na pewno nie była po myśli Aya-tana. Shuri nie wtrącał się do dyskusji, choć osobiście uważał, że w przypadku Konatsu i Kuroyuriego powinno się raczej mówić o demonach, choćby nie wiem jak niewinnie wyglądali.
Katsuragi zabarykadował się w kuchni i co chwilę wysyłał Shuriego na zakupy. Po trzecim razie Shuri zadzwonił do domu i sprowadził dla pułkownika zapasy produktów na przynajmniej pięć lat. Katsuragi uparł się jednak, że jajka kupuje tylko w całodobowym za rogiem, i Shuri, rad nierad, musiał pofatygować się do sklepu po raz czwarty. Z delikwentami przed wejściem rozprawił się już na początku, ale przejścia ze zrzędliwą kasjerką humoru mi nie poprawiały - przecież jeśli chciał zapłacić banknotem dziesięciotysięcznym, to miał do tego wszelkie prawo, prawda?
I choć Shuri pierwotnie uważał wigilię w Black Hawks za coś abstrakcyjnego, koniec końców uznał, że w porównaniu z domową atmosfera wieczoru jest zdecydowanie... przyjemniejsza. Posiłek pachniał wybornie - Katsuragi był naprawdę doskonałym kucharzem. Choinkę udało się ostatecznie przystroić, a pod nią nie zabrakło prezentów. Generał Ayanami dostał nową czapkę ("W tej będzie ci jeszcze bardziej do twarzy, Aya-tan!"), a Katsuragi - ekskluzywne wydanie ulubionej serii romansów (za lekturę wziął się jeszcze przy stole). Kuroyuri cieszył się z zestawu żołnierzyków armii Barsburga, zaś Haruse wzbogacił się o kolejną książkę z serii "Jak radzić sobie z dziećmi". Hyuuga do stołu usiadł w nowych okularach, a Konatsu trzymał pod pachą zupełnie nowiutki zestaw do protokołowania. Obaj promienieli - choć Shuri podejrzewał, że miało to więcej wspólnego z życzeniami świątecznymi, jakie ci dwaj składali sobie już wcześniej pod jemiołą. On sam otrzymał kaktusika w doniczce i zdumiał się ciepłem, jakie go z tej okazji wypełniło.
O północy Ayanami przemówił ludzkim głosem i życzył swoim ludziom najlepszego.
Była Gwiazdka.
[14.12.2010]