Zabawy z kotkiem
Od autorki: Alternatywna wersja walki Ichigo z Grimmjowem, do której natchnęła mnie pewna grafika, a sama wizja pojawiła się niestety po północy. Trzeba było ją jakoś wykorzystać, żeby ten niedobór snu nie poszedł na marne. Dedykacja jak zawsze dla Stokrot.
Ichigo nie mógł w to uwierzyć. Przegrał. Przegrał? Jego
bankai został rozbity w proch i pył, a on sam leżał na gorącym piasku Las Noches i ciężko dysząc, czekał na decydujący cios. Kiedy ostatnie chwile życia zaczęły przeciągać się w nieskończoną torturę, postanowił otworzyć oko i obadać sytuację.
Grimmjow Jeagerjaques stał nad nim, a jego twarz wyrażała absolutne upojenie zwycięstwem. Usta Pantery rozciągnięte były w drapieżnym uśmiechu, białe kły połyskiwały w świetle sztucznego słońca. Grimmjow patrzył, jak jego ofiara, Ichigo Kurosaki, leży u jego stóp - i napawał się tą chwilą. On miałby ulec komuś takiemu? Sama myśl była śmieszna. Zwyciężył po wspaniałej walce i teraz czekał go zasłużony triumf. Uniósł rękę, ostre pazury zalśniły ponad szyją shinigami, który nie był w stanie się poruszyć.
Z ruin, będących kiedyś jednym z przypadkowo rozrzuconych po Las Noches filarów, dobiegł dziki wrzask. Inoue darła się wniebogłosy i zawodziła, a wtórowała jej Nel. Ichigo pożałował, że nawet w ostatnich chwilach życia nie ma spokoju. Patrząc na minę Szóstego Espady, można było wywnioskować, że myśli o tym samym. Grimmjow przestał się uśmiechać i rzucił złowrogie spojrzenie w kierunku Inoue, której lamenty nieco przycichły, ale nie wystarczająco.
- Zamknij się, głupia dziewucho! - wrzasnął Grimmjow wściekły, że ktoś zakłóca moment jego triumfu. W postaci Pantery miał dziesięciokrotnie wrażliwszy słuch, toteż jazgoty dziewczyny boleśnie raniły jego uszy i odbijały się w jego mózgu. Ależ ona hałasowała! Groźba musiała poskutkować, bo od strony ruin dobiegało teraz ciche chlipanie.
Grimmjow wrócił wzrokiem do shinigami na piasku, którego oczy wyrażały przede wszystkim rozczarowanie samym sobą. Nie tak miała się skończyć wyprawa do Hueco Mundo, co, Kurosaki? Grimmjow znów się wyszczerzył. Może jeszcze się doczeka błagania o litość...?
Skalny odłamek uderzył go w głowę, przerywając miłe rozważania. Rozwścieczony Grimmjow ponownie spojrzał w stronę ruin, skąd nadleciała tym razem cała seria kamieni. To ten parszywy mały Arrancar ze zdumiewającą celnością ośmielał sobie tak poczynać. Grimmjow ryknął i fala dźwiękowa zmiotła obie postacie z nóg. Szósty Espada z zadowoleniem stwierdził, że Kurosaki nie był w stanie nawet kiwnąć palcem, choć nie tak dawno temu ryzykował życie w obronie tej dwójki. Teraz jednak jego oczy wyrażały wielką nienawiść i to spojrzenie się bardziej Grimmjowowi podobało.
Stwierdził, że tutaj nie ma warunków do celebrowania tego zwycięstwa. Zapieczętował zanpakutō, wracając do normalnej postaci. Skrępował ofiarę przy pomocy arrancarowej magii, a następnie złapał za czarne kimono i przerzucił sobie przez ramię. Na twarzy shinigami odbijało się zdumienie, a w oczach pojawiła się iskra niepokoju. Grimmjow wyszczerzył się ponownie. Kurosaki usiłował się uwolnić z więzów, ale stać go było jedynie na słabe szarpnięcie.
- Nie wierć się, bo znów wylądujesz w piachu - ostrzegł Grimmjow i odwrócił się do filara, skąd po raz kolejny dobiegło zawodzenie. - Ty tam! - krzyknął do Orihime. - Ulquiorra powinien się niedługo pojawić, więc się tobą zajmie.
Orihime przeanalizowała te słowa.
- Dokąd zabierasz Kurosakiego-kun? - zawołała z żałością i strachem.
Zza jej pleców wyleciał kolejny kamień... i trafił Ichigo w głowę.
Shinigami zadrżał w uścisku Espady, a potem jego ciało zupełnie sflaczało.
- AAAAA! Zabiłam Itsygo!!! - zawył mały Arrancar, a Orihime ponownie zaczęła histeryzować.
Grimmjow nawet nie spojrzał w ich kierunku. Używając sonido, zniknął intruzom sprzed oczu.
Ichigo obudził się, czując, jak coś miękkiego raz po raz trąca go w policzek. Kon...? Nie, jemu brakowało delikatności. Kolejną ewentualnością była Yoruichi-san, Ichigo miał jednak niejasne wrażenie, że Yoruichi-san nie powinno tu być. Gdzie było "tu"? Usiłował przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia. Wyglądało na to, że zemdlał, co samo w sobie było bardzo niemęskie - ale w jakich okolicznościach? Zastanowienie się nie dało spodziewanych efektów, więc Ichigo postanowił zaryzykować i przyjrzeć się faktom z bliska. Ostrożnie otworzył oczy... a następnie poczuł, że robią się one okrągłe niczym spodki.
Wszystko dziwnie falowało i zamazywało się. Znajdował się w jakimś pomieszczeniu, które wydawało się być wypełnione mgłą. Wyraźniej widział jedynie, że siedzi nad nim wielki kocur. Aha, więc skojarzenie o miękkich łapkach było słuszne. Kocisko lustrowało go turkusowymi oczami. Ichigo zmarszczyłby brwi, gdyby nie miał ich standardowo ściągniętych - koty nie miewały turkusowych oczu. A może miewały? Jakieś ulotne wspomnienie pojawiło się w jego głowie... i natychmiast znikło. Kot uniósł łapę i Ichigo wydawało się, że widzi ostre pazury.
Koty przynosiły szczęście, o tym wiedział każdy. Zwłaszcza kot z uniesioną łapką.
- Dobry kotek - powiedział Ichigo spokojnie i uśmiechnął się. - Możesz powiesz mi, gdzie jestem i co tutaj robię?
Kot zamarł z wyciągniętą łapą, a w jego turkusowych oczach - Ichigo mógłby przysiąc - odbiło się bezbrzeżne zdumienie. Na chwilę jakby czas się zatrzymał... a potem kot zaczął sobie myć uniesioną łapę różowym językiem, nie odrywając oczu od Ichigo.
Ichigo spróbował się poruszyć. Leżał na miękkim... łóżku? Nie było mu w każdym razie niewygodnie, czymkolwiek było to posłanie. Był wyczerpany fizycznie, ale chyba jego zdrowiu nie zagrażało większe niebezpieczeństwo. Czuł się, jakby stoczył walkę swego życia - i przeżył. Obrócił głowę - i przed jego oczami rozbłysły gwiazdy. Najwyraźniej jego głowa musiała oberwać najmocniej - co tłumaczyło falowanie otoczenia i problemy ze wzrokiem. Nie dziwota też, że nie mógł sobie nic przypomnieć. Cóż, nie zdarzało mu się to po raz pierwszy. Wiedział, że prędzej czy później pamięć wróci.
Jego rozmyślania zostały gwałtownie przerwane, kiedy kot, skończywszy własną toaletę, zajął się nim. Ichigo poczuł szorstki język, który jakby na próbę liznął jego policzek. Ichigo po pierwszym szoku stwierdził, że nie jest to niemiłe uczucie, i rozluźnił się. Zamknął oczy i kontynuował nieciekawe rozważania na temat budzenia się bez pamięci w cudzym łóżku - ale ciężko mu było się skupić, kiedy koci język przesunął się w stronę jego ucha. Łaskotanie sprawiło, że Ichigo parsknął śmiechem. Usłyszał, że kot mruczy z zadowoleniem.
Grimmjow miał rację. Nie minął kwadrans, kiedy przed oczami zapłakanej Orihime z cichym "pyk" pojawił się Ulquiorra, wyglądający na nieco zmaltretowanego przymusowym a nagłym pobytem w innym wymiarze. Orihime była tak szczęśliwa, że niemal rzuciła mu się w ramiona. Po wysłuchaniu odrobinę niespójnych opowieści, przerywanych napadami płaczu i lamentów, Ulquiorra miał niejasny obraz sytuacji. Osobiście nic go nie martwiło: Grimmjow i Kurosaki zajęli się sobą, a Orihime była cała i zdrowa, i nawet z zapuchniętą twarzą wyglądała... tak. Ulquiorra westchnął z ulgą w duchu, patrząc na dziewczynę równie beznamiętnie co zawsze. Większym problemem był mały Arrancar, który ponownie zaczął zawodzić i obwiniać się o śmierć "Itsygo".
- Ichigo Kurosaki żyje - poinformował Ulquiorra, bardziej z chęci uciszenia Arrancara niż pocieszenia. - Choć nie wiem, czy nie wolałby umrzeć, zamiast wpaść w łapy Grimmjowa - dodał nieco makabrycznie.
Orihime zbladła.
- Musimy mu pomóc - wyszeptała. - Żyje, ale może być ranny. Może potrzebować mojej pomocy.
Spojrzała na Ulquiorrę błagalnie. Ulquiorra ponownie westchnął bezgłośnie, ale kiedy Orihime złapała go za rękę i przysunęła się bliżej, zaglądając mu w oczy, nawet on był trochę zdziwiony.
- Nie zamierzam mieszać się do spraw Grimmjowa. Moim zadaniem jest pilnowanie ciebie - stwierdził krótko. - Kobieto - dodał po chwili.
Wielkie oczy Orihime wypełniły się łzami. Ulquiorra westchnął tym razem na głos.
- Upewnię się, że nic mu nie jest, dobrze? - spytał ze świadomością porażki.
Uśmiech Orihime był jaśniejszy od słońca. Ulquiorra nieco nieskładnie zastanowił się, czy nie jest najszczęśliwszym Arrancarem w Hueco Mundo.
Stali przed drzwiami do kwater Szóstego Espady. Reiatsu Grimmjowa było tak silne, że niemal namacalne. Nieco stłumiony, ale równy puls reiatsu Kurosakiego musiała czuć nawet Orihime. Ulquiorra byłby zadowolony, ale wiedział, że Orihime potrzebuje potwierdzenia.
- Ty tu zostaniesz - nakazał, a ona jedynie kiwnęła głową.
Ulquiorra otworzył drzwi i wszedł do środka.
Zamrugał kilka razy, po raz pierwszy wątpiąc w to, co widzi.
A potem wyszedł jeszcze szybciej.
Przez chwilę stał oparty o drzwi, a następnie złapał Orihime za rękę i pociągnął w stronę jej komnaty.
- Nie chcesz tego oglądać - powiedział, widząc, jak otwiera usta, by zadać pytanie.
Oczy Orihime zrobiły się jeszcze bardziej okrągłe.
- Nic mu nie jest, ma się dobrze - dodał Ulquiorra, jakby wbrew sobie. - Może nawet za dobrze... Jest tylko... chwilowo zajęty. Zresztą może i dłużej niż chwilę.
Orihime wygięła usta w podkówkę.
- A co ze mną? - spytała rozżalona.
Obrzucił ją bacznym spojrzeniem.
- Będziesz sobie musiała znaleźć nowego obrońcę - powiedział cicho.
Przystanęła na środku korytarza i myślała przez chwilę.
- Ishida-kun - odezwała się wreszcie rozpromieniona, składając ręce. - Myślisz, że Ishida-kun się nada?
Ulquiorra znów westchnął w duchu. Zajmował na liście bardzo odległe miejsce...
Zadowolona Orihime ruszyła przed siebie, a Ulquiorra podążył za nią.
Odwrócił się jeszcze na chwilę. Z lekkim niepokojem popatrzył w kierunku, skąd przyszli. Nie mógł wyrzucić z myśli obrazu uśmiechniętego Ichigo Kurosakiego, który z wyrazem błogiego zadowolenia drapał za uchem zwiniętego w kłębek na jego brzuchu i mruczącego Grimmjowa.
"To moja zdobycz" doleciało go echo myśli Szóstego Espady. "Mogę go zabić, kiedy będę chciał. Mogę z nim walczyć, kiedy będę chciał. Mogę z nim zrobić, cokolwiek będę chciał. Na razie... mogę nawet... pozwolić mu... żyć."
[28.6.2009]