Jak wspominałam już raz czy dwa, serialowi animowanemu "Robin Hood" zawdzięczam nie tylko ksywę, ale też masę niezapomnianych wrażeń oraz pasję niewiele mniejszą niż "Sailor Moon". W roku 1993 udało mi się piąte przez dziesiąte obejrzeć kilka odcinków, a kiedy na serio się wciągnęłam, Telewizja Polska przerwała emisję w połowie serii. Musiałam czekać 13 lat (!), by zobaczyć ciąg dalszy tej opowieści - o Robinie z lasu Sherwood, pięknej Lady Marian, tajemniczym rycerzu Gilbercie oraz jego niesamowitej siostrze Clio. Warto było. I oczywiście natchnęło mnie do popełnienia kilku obrazków. Obawiam się, że "kilka" jest pewnym nieporozumieniem...




     

     

     

     

        

     

        

        

     

     

     








back