Until the truth becomes a lie Until you change, until you deny Until you believe - Thirty Seconds To Mars, "Savior" Alluka chłonie. Najpierw są to tylko obrazy. Widoki ze sterowca, przeróżne scenerie, od gór po morza, jeziora i lasy, rozciągające się po horyzont łąki. Znajduje nowe nazwy dla kolorów i nowe kolory dla nazw. Oniichan, jak woda może mieć tyle odcieni? Spójrz, przy brzegu jest tak jasna, ale dalej? Szafirowa? Czy tak się dzieje, kiedy robi się głęboko? A tamte drzewa? Wyglądają tak… miękko, aż chce je poklepać. Tamte za to strzelają ku niebu, jakby chciały dotknąć słońca. Czy dlatego są takie ciemne, by chronić się przed jego blaskiem? Oniichan, słońce jest żółte? Nie, zmienia się przecież w ciągu dnia. Czasem przepełnia ją taki zachwyt, że śmieje się sama do siebie, a Oniichan uśmiecha się jeszcze szerzej. Jak wtedy, gdy kilka dużych ptaków – zaraz dowie się o nich więcej – przez chwilę leci przy burcie sterowca, a ich białe skrzydła z czerwonymi końcami, wydaje się, bez wysiłku przecinają powietrze. Nie zważają na pojazd, wiedzą, że niebo i tak należy do nich – ale wtedy jeden z nich nagle robi zwrot i wykonuje figurę, której żadna maszyna nie byłaby w stanie powtórzyć. Szkarłatne końcówki piór niemal muskają szybę i Alluka wyciąga rękę, jakby chciała odpowiedzieć na to powitanie. Niebo o zmierzchu jest najpiękniejszym obrazem, jaki można sobie wyobrazić, gdy intensywny błękit – poprzez wszystkie możliwe odcienie – ciemnieje aż do czerni i tak samo zmienia się ziemia w dole, by pokryć się cieniem. Alluka wie, że nigdy nie będzie mieć dość tego spektaklu. Jutro i pojutrze, i popojutrze też będzie go oglądać. Oniichan, a jak nazwiesz ten kolor? Wymyśl coś! Co, chłopaki nie znają się na kolorach? Więc będziemy się ich razem uczyć! Kiedy po przeciwnej stronie wschodzi okrągły księżyc, Alluka z przejęcia nie jest w stanie wydobyć głosu. Jej oczy są równie okrągłe, gdy wpatruje się w mleczną kulę i chłonie spokojne światło, a jakieś dawno zagubione wspomnienie ściska jej serce. Przyciska dłonie do piersi i tylko patrzy, patrzy, patrzy. Mogłaby tak patrzeć całą noc. – Alluka, jesteś szczęśliwa? – pyta Oniichan, jakby to nie było oczywiste. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam pełnię – szepce Alluka w odpowiedzi, a potem pyta: – Możemy tutaj trochę zostać? – Zostaniemy, ile będziesz chciała. Kiedy Killua widzi zachwycony wyraz twarzy Alluki – tak naprawdę Alluka wyraża zachwyt całą sobą – przepełnia go zarówno radość, jak i smutek. Jest szczęśliwy, ale uczucie to zabarwione jest winą. Za każdym razem, gdy oczy Alluki rozjaśniają się na widok czegoś, co ją oczarowało – czym może być dosłownie cokolwiek – Killua wie, że podjął jedyną słuszną decyzję, by pokazać jej świat… i jednocześnie ma wyrzuty sumienia, że na tak długo zostawił ją samą. Nie, zupełnie o niej zapomniał. Obawia się, że nigdy nie będzie w stanie wynagrodzić jej tych koszmarnych lat, które musiała spędzić w zamknięciu – on sam oblewa się zimnym potem na myśl takiego losu. Alluka nie ma mu niczego za złe – nie teraz, ale co będzie później? Jeśli z upływem czasu zrozumie, jak wiele straciła? Killua bardzo łatwo potrafi sobie wyobrazić, jak szczęście w oczach siostry zmienia się w oskarżenie. Kogo powinna oskarżać, jak nie jedynego człowieka, który o nią kiedykolwiek dbał? Killua wie, że nie zniósłby tego, choć sobie zasłużył. Ale jednocześnie – kiedy stara się nie analizować, tylko słuchać uczucia, i nie jest to tylko żarliwa nadzieja na własne ocalenie – wydaje mu się, że Alluka nigdy nie będzie żywić urazy. Nie tylko do niego, ale w ogóle. Killua wie, że – cokolwiek by twierdzili inni – jego siostra jest z gruntu dobrym człowiekiem. Biorąc wszystko pod uwagę, nie pojmuje, jak to w ogóle możliwe, ale gotów jest to przyjąć jako dogmat. I kiedy tak patrzy na jej rozpromieniony wzrok, na zdumienie połączone z adoracją, na rozchylone w zachwyconym uśmiechu usta, na drżące w niespokojnym entuzjazmie dłonie na szybie… wtedy próbuje schować winę i skupić się na szczęściu, co nie jest takie trudne, gdyż radość Alluki wydaje się zaraźliwa. Wkrótce Killua jest w stanie widzieć świat jej oczami. Widoki, które dotąd uznawał za oczywiste i którym nie poświęcał większej uwagi, jeśli nie miały znaczenia, nagle ożywają na nowo, kiedy słowa Alluki nadają im formę, zupełnie jakby zostały obrysowane palcem, i wypełniają się kolorem. Góry zaczynają przypominać siedziby jakichś nieznanych olbrzymów, nakrapiane jeziorami połacie łąk zdają się planszą do gry, a odgadywanie kształtów chmur okazuje się naprawdę świetną zabawą. Na początku Alluka niewiele mówi – chłonie roztaczający się przed nią świat, jakby jutro nie miało nadejść. Dla niej każdy widok jest cenny niczym klejnot, jest czymś nowym. Alluka ma dwanaście lat, jednak poziom jej wiedzy pasuje do dziecka przynajmniej dwukrotnie młodszego. Jeśli się odzywa, to głównie po to, by skomentować, co widzi – a częściej nawet by zapytać, co to jest. Czasem się zamyśla i stwierdza niepewnie, że chyba pamięta, a czasem, że tak sobie to właśnie wyobrażała. Przeważnie tylko patrzy okrągłymi oczami, wyłapując najdrobniejsze szczegóły scenerii – może tak siedzieć przy oknie cały dzień i całą noc i nigdy się nie nudzi. Od czasu do czasu odwraca głowę, by spojrzeć na Killuę, i szepce: – To się dzieje naprawdę? – a Killua, choć ściska go w środku, uśmiecha się jeszcze szerzej i odpowiada wesoło: – Pewnie, że tak! I Alluka ponownie wygląda za okno, przyciskając ręce do piersi, i sprawia wrażenie, jakby otrzymała największy dar świata. Czasem świadomość, że naprawdę tak się stało, jest dla Killuy nie do zniesienia. Alluka cieszy się z energii słońca, która dociera do niej przez szybę, i ze spokoju cienia. Uwielbia patrzeć na migotanie światła na tafli jezior i jasne wstęgi rzek. Zachwycają ją linie i kontury, które dzień wydobywa we wnętrzu statku powietrznego, a księżycowa poświata powleka srebrem. Wydaje jej się, że kolory i światło zmieniają teksturę materiału, więc dotyka tych samym miejsc po wielokroć, by przekonać się, czy jest tak naprawdę – a może po prostu upewnia się, że są prawdziwe. Wszystko, co ją otacza, zdaje się tak niezwykłe, już przez sam fakt swojego istnienia – i jej istnienia tutaj. Drewno, plastik, miękki plusz, szkło – i ona pośród tego wszystkiego. Gdziekolwiek spojrzy, dostrzega coś nowego, choćby było już znane od kilku dni. Powtarza w myślach nazwy i określenia i dziwi się, że na świecie jest tak wiele rzeczy. Nie starczy jej życia, by wszystkiego się nauczyć, ale myśli o życiu są bezsensowne. Liczy się to, czy jutro wciąż będzie tutaj z Oniichanem. Czasem boi się spać, by wszystko nie okazało się tylko snem. Oniichan jednak każdego wieczoru siada na brzegu jej łóżka, bierze ją za rękę i trzyma, aż Alluka zaśnie. Jego obecność, jego uśmiech, jego życzenie dobrej nocy – dodają pewności, że jutro będzie przynajmniej tak dobre jak dzisiaj, bo Oniichan jest kimś, komu Alluka wierzy bez zastrzeżeń. A kiedy nad ranem wita ją jego uśmiech, wówczas Alluka jest najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Daje upust temu szczęściu radosnym uściskiem, a Oniichan chyba nie ma nic przeciwko takiemu rzucaniu się na szyję, bo zawsze obejmuje ją i odpowiada śmiechem. Każdego dnia statek powietrzny przenosi ich kawałek dalej, a Alluka nie przestaje się dziwić, jak ogromny jest świat. Nawet widziany z góry pokazuje się jedynie do horyzontu, a gdyby być na ziemi, wówczas dałoby się zobaczyć tylko malutki fragmencik. Alluka jednak nagle zdaje sobie sprawę, że z bliska wszystko będzie bardziej wyraźne. Odrywa wzrok od scenerii, która zdaje się namalowanym obrazkiem, i zaciskając z przejęcia palce, pyta: – Czy któreś z tych miejsc możemy odwiedzić? – Chcesz zejść na powierzchnię? – Nie można? Oniichan uśmiecha się jak zawsze i mówi: – Nic prostszego. Wysiądziemy na następnym postoju i zatrzymamy się tam na jakiś czas. Radość przepełniająca Allukę jest tak wielka, że nie wiadomo, co z nią zrobić, jak ją pomieścić, by nie wybuchła i nie zalała wszystkich wokół. Alluka nie wie, czy byłoby to coś złego, ale na wszelki wypadek lepiej uważać. Przyciska więc tylko dłonie do piersi – jakby chcąc uspokoić serce, które bije prędko i mocno – i znów wygląda za okno, i nic więcej nie mówi. Wpatruje się w las poniżej, próbując wyobrazić sobie każdy liść z osobna i dotyk kory pnia. Potem uświadamia sobie, że pod drzewami może rosnąć trawa, a w niej kwitnąć kwiaty… W następnym mieście Killua wynajmuje pokój. Licencja Łowcy ma lepsze zdolności magiczne niż karty z Greed Island: otwiera każde drzwi i zamyka wszystkie usta – nikogo nie dziwi, że dwoje dzieci bez opieki dorosłego zatrzymuje się w hotelu. Fakt, że płacą z góry za tydzień pobytu, pewnie też ma jakieś znaczenie. Kiedy Killua odkrywa, że na jego koncie pojawiła się wysłana przez rodzinę mała fortuna – musi bardzo dokładnie liczyć zera, żeby się nie pomylić, choć tak naprawdę zero w tę czy inną stronę nie robiłoby różnicy – początkowo jest zły. Z rodem Zoldycków chciałby nie mieć nic do czynienia – i nic do zawdzięczania; najbardziej chciałby o nich zapomnieć. Potem jednak uświadamia sobie, że są to pieniądze, które należą się Alluce bardziej niż cokolwiek. Zaciska więc usta w cienką linię i stara się nie myśleć, kto w ogóle pomyślał o tym, by zadbać o dwójkę swoich dzieci. Jeśli pieniądze przyszły od ojca, mogą być jakąś niezdarną próbą rekompensaty. Jeśli od matki, wówczas wiadomość za nimi jest jasna: trzymaj to coś z dala od nas najdłużej, jak się da, a najlepiej na zawsze. Oceniając po sumie, "na zawsze" jest bardziej realną opcją. Killua obiecał Alluce, że uwolni ją z rąk rodziny, która nigdy nie była dla niej rodziną – jeśli ma wydać ten… ileś-tam-lion jenny, by zachować jej uśmiech, wyda go do ostatka. Jego gniew wciąż płonie żywym ogniem i Killua nie sądzi, by kiedykolwiek miał wybaczyć Zoldyckom to, jak z Alluką postąpili. Nie chce jednak myśleć o tym teraz, musi odpędzić tę wściekłość i znów się uśmiechać; Alluka nie potrzebuje znać jego złych humorów. Po prawdzie, ciężko pogrążać się w złości w jej obecności, kiedy z oczami jak spodki przygląda się wystrojowi hotelu – czerwonym dywanom, kryształowym żyrandolom, wysokim oknom z aksamitnymi kotarami. Gładzi drewno rzeźbionej poręczy, zatrzymuje się przy zdobiących korytarze posągach, podziwia kasetony na sufitach. W pokoju – najlepszym apartamencie – zachwyca się miękkością pluszowych kanap, ogromem wanny w łazience, a nade wszystko roślinami w doniczkach. Rozkłada się na łóżku, w którym mogłoby się zmieścić pięć takich jak ona, po to, by zaraz znów skoczyć na nogi i wyglądać przez wielkie okno. – Czy możemy wyjść na zewnątrz? – pyta nieśmiało, jak to ma w zwyczaju… zupełnie jakby Killua miał jej odmówić. – Choćby zaraz. Zostaje nagrodzony ekstatycznym uśmiechem, a potem Alluka łapie go za rękę, jakby poganiając. Przy drzwiach nagle zatrzymuje się i wyraźnie zaabsorbowana sięga powoli do klamki, by je otworzyć. Zamiast jednak wyjść, pozwala im się zamknąć, a potem znów sięga i otwiera. Killua był świadkiem takiej sceny już kilka razy, więc o nic nie pyta. Odpowiedź "Naprawdę można je otworzyć…!", którą by usłyszał, po raz kolejny wzbudziłaby w nim mordercze zapędy, a tego chce uniknąć. Woli zachwycać się radosnym zdumieniem i wierzyć, że kiedyś ta radość przeważy, zgasi w nim nienawiść. Tak naprawdę, patrząc na Allukę, nie jest trudno w coś takiego wierzyć. Alluka uwielbia oglądać scenerie, budowle, a przede wszystkim naturę – jednak jeszcze nie czuje się gotowa, by z bliska przyglądać się ludziom. Trzyma się więc Oniichana i mijanym osobom rzuca co najwyżej ukradkowe spojrzenia. A ludzi jest w mieście tak dużo, że aż mieni jej się w oczach, zwraca więc wzrok ku wysokim budynkom, w których dużych oknach odbija się słońce, a potem przygląda się małym domkom ze śmiesznymi zdobieniami nad drzwiami i parapetami, na których ustawiono doniczki z kwiatami. Ze zdumieniem patrzy na wystawy sklepowe: na manekiny w kolorowych ubraniach, na półki z artykułami dekoracyjnymi, na przecudnie zdobione ciastka, na widok których cieknie ślinka. Naprawdę cieknie, więc Oniichan kupuje jej i sobie po dużym ciastku, a Alluka zastanawia się, czy kiedykolwiek jadła coś równie pysznego. Jeszcze kiedy stoją przy ladzie, sprzedawczyni z miłym uśmiechem wskazuje na kolejne przysmaki i każdemu nadaje nazwę – i Alluka zapamiętuje, by następnym razem nie musieć pokazywać palcem. Potem znów idą ulicami miasta, mijani przez ludzi i pojazdy, a czasem przez psy i koty, aż dochodzą do dużego parku, w którym kwitną najróżniejsze kwiaty, zaś przy stawie w jego centrum dostrzec można dużo ptaków. Oniichan potrafi je wszystkie nazwać po imieniu i Alluce ogromnie imponuje jego wiedza. Wydaje jej się, że Oniichan wie wszystko – nawet jeśli sam twierdzi, że nie zna się na przykład na barwach. Wystarczy mu pokazać to czy inne drzewo, ten czy inny kwiat, tego czy innego ptaka – i zaraz zna się odpowiedź. To wysokie to topola, patrz, jak jej liście zawsze drżą, nawet jeśli nie ma wiatru. Tamto ze zwieszającymi się gałęziami to wierzba, lubi rosnąć nad wodą. A tam jest dąb, co ma żołędzie. Tutaj rośnie kosmos, zobacz, w ilu kolorach ma kwiaty. Tak samo astry, o tam: są duże i małe, żółte i fioletowe, i różowe, ale spójrz, wszystkie trochę przypominają gwiazdki, stąd zresztą ich nazwa. – A tamte? Wyglądają jak słońce! – To słoneczniki. – No tak, nie mogłyby się inaczej nazywać. – A ich nasiona można jeść. – Naprawdę??? Świat jest pełen cudownych rzeczy, a każda ma swoją nazwę. Alluka chciałaby się przyjrzeć każdemu źdźbłu trawy i chodzących po niej robaczkach, powąchać każdy kwiat i pobiec za każdym motylem. Zdumiewają ją nawet ziarna piasku na ziemi. Chodzi od drzewa do drzewa, dotykając ich pni i zapamiętując kształty liści. Na dębie udaje jej się nawet dostrzec wiewiórkę, za to wróbli wcale nie musi wypatrywać, gdyż pełno ich wszędzie. Głód wygania ich z powrotem do miasta, ale Alluka wie, że przyjdzie tutaj znowu… chyba że Oniichan zaprowadzi ją w nowe miejsca, które bez reszty przyciągną jej uwagę. Sama perspektywa jest tak ekscytująca, że smak potraw w restauracji hotelowej blednie przy niej. Wieczorem, tuż przed snem, myśli sobie, jakie to cudowne, że wszystkie drzwi się otwierają. Killua chciałby zatrzymać Allukę tylko dla siebie – zwłaszcza gdy Alluka zdaje się w ogóle nie dostrzegać, a tym mniej potrzebować innych osób – ale ponieważ świat nie składa się tylko z kwiatów i zwierząt, wie, że musi oswoić siostrę z ludźmi. Poza tym naiwnością i zarozumialstwem byłoby uważać, że brat wystarczy Alluce do końca życia, a choć zarozumialstwo zdarzało mu się całkiem często, Killua nigdy nie chciał być naiwny. Na początek najprościej będzie zadbać o podstawowe interakcje z ludźmi z otoczenia. Killua – więcej, niż to dla niego typowe – rozmawia z personelem hotelu i restauracji, zawsze starając się skłonić Allukę, by odezwała się chociaż jednym zdaniem. Z uśmiechniętą sprzedawczynią w cukierni idzie łatwiej i już po kilku dniach Alluka radośnie wita się z kobietą i pyta o nowe słodkości w ofercie. Podobnie rzecz ma się ze staruszką, która codziennie wychodzi z pieskiem do pobliskiego parku i zawsze zajmuje tę samą ławkę. Obserwując jej zachowanie w tych kontaktach, Killua upewnia się, że Alluka nie żywi niechęci do ludzi ani się ich nie boi. Jedno i drugie byłoby zupełnie zrozumiałe, jednak jego siostra po prostu jest nieśmiała wobec nieznajomych, a z tym można sobie przecież poradzić. Jak zawsze wiedział, Alluka jest z gruntu dobrym człowiekiem. Po kilku dniach podchodów – łagodnego, acz usilnego przekonywania – Killua prowadzi Allukę do sklepu z ubraniami. Jemu samemu obojętne, w czym chodzi, ale Alluka jest dziewczyną i zasługuje na to, by wyglądać jak najpiękniej, a zabrał ją z domu w tylko jednym komplecie odzieży. Alluka z fascynacją wpatruje się w najróżniejsze kreacje i na chwilę zapomina, że przyszli tu dla niej. Potem Killua podstępnie namawia siostrę, by przymierzyła to, co się jej podoba – obsługa jest bardziej niż chętna, by pomóc – a po początkowej nieufności wszystko okazuje się świetną zabawą. – Oniichan, czy to mi pasuje? – Jak wyglądam w tym stroju? Nie jest zbyt odważny? – Ta sukienka jest przepiękna. Czy mogę ją mieć? – Mówisz, że przydadzą mi się nowe buty? Nie, nie potrzebuję pięciu par...! – Strój kąpielowy? Ja przecież chyba nie umiem pływać! Mówisz, że jednak umiem? – Nie, kapelusza na pewno nie chcę. – Jak to się w ogóle nosi??? Kiedy po kilku godzinach wracają z siatami zakupów do hotelu, Killuę przepełniają bardziej mieszane uczucia, niż zakładał. Przede wszystkim zaczyna sobie uświadamiać, że najwyraźniej już zupełnie zwariował na punkcie swojej siostry, ponieważ przy oglądaniu jej w rozmaitych strojach najbardziej żałował, że w sklepie nie można robić zdjęć. Zrobiłby jej ich tysiąc, by uwiecznić to, jaka jest urocza… Potem zdaje sobie sprawę, że nie potrzebuje fotografii, kiedy ma żywą wersję obok siebie – i nie zamierza się z nią rozstawać. Alluce coraz łatwiej wierzyć, że następny dzień nadejdzie – i łatwiej zasypiać wieczorem. Jeśli już, to entuzjazm czasem w tym przeszkadza, bo kładzie się do łóżka przepełniona wrażeniami… i nadziejami na jutro. Tak naprawdę wcale nie chce spać, wolałaby doświadczać nowych, wspaniałych rzeczy, ale Oniichan mówi, że dzięki odpoczynkowi będzie mieć więcej sił na kolejne przygody, więc musi mu wierzyć, mimo że wcale nie czuje się zmęczona. Jest późne lato, które wydaje się Alluce najpiękniejszą porą roku, choć przeczuwa już, że to samo będzie sądzić o każdej innej. Na razie dni są słoneczne, doskonałe do najróżniejszego zwiedzania, choć najbardziej ze wszystkiego Alluka uwielbia być na dworze. Każdy kwiatek wydaje się jej cudem, a każde drzewo budzi podziw. Na przyglądaniu się zwierzętom mogłaby spędzić cały dzień. Jej fascynację budzą małe pajączki podróżujące na niciach pajęczyny – Oniichan mówi, że potrafią w taki sposób przebyć nawet setki kilometrów, a Alluka nawet nie jest w stanie pojąć takiej odległości i wie tylko, że musi to być bardzo, bardzo dużo, kiedy Oniichan pokazuje jej, ile to jest kilometr. Inaczej jest z ludźmi, którym wciąż przygląda się raczej z ukradka. Gdy nie spotyka jej żadna przykrość – ludzie nie są groźniejsi od zwierząt, a większość wręcz sprawia miłe wrażenie – coraz śmielej zaczyna z nimi rozmawiać, kiedy nadarza się sytuacja po temu. Ludzie także budzą jej zdumienie: występują w tak wielu odmianach, rozmiarach i stylach. Starsi i młodsi, w strojach eleganckich i swobodnych, jedni cisi, inni gadatliwi, jedni spieszący się, inni spokojni. Ponieważ jednak ludzi nie da się poznać tak, jak poznać można kwiaty i drzewa, pomiędzy nimi a Alluką jest dystans i pozostają dla niej zagadką. Nie jest zresztą pewna, czy chciałaby kogoś znać tak blisko jak Oniichana. Spędzanie czasu z Oniichanem jest najlepszym, co mogło ją spotkać. Cokolwiek robią, gdziekolwiek są – sprawia jej to radość. Oniichan jest dla niej taki dobry, troszczy się o nią i pomaga – a jednocześnie wie tak strasznie dużo i Alluka nigdy nie jest w stanie zaskoczyć go pytaniem. Nawet o kolory, bo Oniichan zawsze wie, jak je określić, na przykład przyrównując do jakiejś rośliny albo klejnotu. Turkusowy, koralowy, bursztynowy – wszystkie te nazwy brzmią przecudownie, podobnie jak wiśniowy, wrzosowy, kasztanowy. Oniichan mówi, że jej oczy mają szafirowy odcień, i na potwierdzenie tego, kupuje jej mały wisiorek z pięknym, przejrzystym niebieskim kamieniem. Po kilku tygodniach miasteczko i jego okolice stają się dobrze znanym miejscem – podobnie jak część twarzy. Tak miło jest witać ludzi na ulicach i słyszeć uprzejme powitanie w odpowiedzi…! Jednak któregoś dnia Oniichan mówi: – Polecimy dalej. Odwiedzimy nowe miejsca i zobaczymy nowe rzeczy. Co ty na to? A Alluka czuje, że jej serce przyspiesza na tę myśl. – Będziemy jak pajączki na nici? – pyta. – Ale zatrzymamy się po drodze? Na pewno nie musimy lecieć aż setki kilometrów, by zobaczyć nowe rzeczy…? Oniichan śmieje się. – Myślę, że przystanki są dobrym pomysłem. Następna podróż zabiera ich nad morze. Rozciągnięta nad zatoką metropolia oferuje najróżniejsze rozrywki i warto tu zostać dłużej. Ponieważ Killua orientuje się już w gustach Alluki, zatrzymują się w spokojniejszej dzielnicy na obrzeżach, w niewielkim hoteliku oferującym mieszkania z wyżywieniem – zwłaszcza to drugie jest istotne. Killua wie, że w oczach siostry urósł już do rangi bytu wszechwiedzącego, i nie chce popsuć sobie tej opinii, przyznając się, że nie ma pojęcia o gotowaniu – innego, niż łapanie jedzenia w lesie czy podobnej dzikiej scenerii i pieczenia nad ogniem. W mieście jest wiele wartych zobaczenia miejsc: ciekawych muzeów, pięknych kościołów i starych domów. Alluka jest szczęśliwa, gdziekolwiek ją zabierze, i chłonie wszystko bez opamiętania – poznaje wszystkimi zmysłami. Jak można było się spodziewać, najbardziej zachwyca ją morze i codziennie chce spacerować jego brzegiem, przyglądając się pływającym w wodzie meduzom oraz z sympatią przemawiając do mew. Nie nudzi jej obserwacja statków, które wpływają i wypływają z portu: kutry rybackie, niewielkie łodzie turystyczne i wielkie wycieczkowce. Czasem można zobaczyć też pomykające po falach żaglówki. Raz wybierają się na położoną za miastem plażę, gdzie Alluka odważa się zdjąć buty i zamoczyć nogi. Killua nie może jej potem namówić do wyjścia i mijają godziny, zanim jego siostra ma dość skakania po mokrym piasku i gonienia bądź uciekania przed falami. – Zupełnie pomarszczyły mi się palce – stwierdza zafascynowana. – Gdybyś została tam dłużej, skóra by ci się rozpuściła. Alluka patrzy na niego okrągłymi oczami, gotowa uwierzyć we wszystko, co od niego usłyszy, i Killua wybucha śmiechem. – Żartowałem. Ale może rzeczywiście zmieniłabyś się w syrenę i postanowiła zamieszkać w głębi morza. Teraz spojrzenie Alluki traci na chwilę ostrość – niewątpliwie wyobraża sobie, jak jest w głębi morza, a Killua, zupełnie owinięty wokół małego palca siostry, zaczyna zastanawiać się, jak zorganizować podwodną wyprawę. Na razie jednak trzymają się powierzchni, odbywają kilka rejsów wycieczkowych po zatoce – nazwy stateczków, takie jak Rubin czy Szmaragd, wzbudzają w Alluce wielkie rozbawienie, choć potem oburza się tym, że jednostki są zwyczajnie białe. – Może powinnam im powiedzieć, że zapomnieli pomalować? – sugeruje w zamyśleniu. – Skoro statki są białe, to nie zasługują na takie nazwy. Bardziej by pasowało: Mewa albo… Mewa. – Widać uznali, że takie nazwy będzie łatwiej zapamiętać niż Mewa-1, Mewa-2, Mewa-3. Alluka wybucha śmiechem i już nie narzeka. Alluka nigdy nie ma dość spacerów po plaży i wyszukiwania nowych muszelek (i może ma nadzieję, że zmieni się w syrenę i będzie mogła zobaczyć morskie dno). Już ich sporo nazbierała, udało jej się wyłowić też kilka kawałków bursztynu, który ma dokładnie tak ciepły, miękki odcień, jak sugeruje to nazwa. Morze jest niesamowicie fascynujące – podobnie jak to, że zmienia kolor w zależności od światła i pogody. Skoro o pogodzie mowa, chyba się ochłodziło, a w każdym razie przyszła okazja, by założyć cieplejsze ubrania. Oniichan mówi, że nad morzem zwykle jest chłodniej niż w głębi lądu z powodu wiatru i wilgotności, choć zdaje się, że i on nie jest szczególnie wrażliwy na zmiany temperatury… Pewnego dnia ranek budzi ją szarym niebem; zza chmur nie wygląda nawet jeden promień słońca. Miasto prezentuje się zupełnie inaczej i też jest niezwykłe; Alluka wie, że spacer w taki dzień będzie jak odkrywanie znajomych miejsc na nowo. Kiedy po południu zaczyna kropić, a potem mżawka zmienia się w ulewę – woda leje się z nieba strumieniami – Alluka jest tak zachwycona, że rzuca się w dziki taniec. Nie zważa na coraz większe kałuże, na to, że w jednej chwili jej włosy są mokre, a sukienka robi się ciężka. Wybucha śmiechem, twarz zwraca ku ołowianemu niebu i tańczy, wiruje wokół bez pamięci z rozłożonymi ramionami, nie będąc w stanie powstrzymać tej nawałnicy emocji. Przepełnia ją upajające poczucie wolności, zupełnie jakby pękły wszystkie łańcuchy, które ją kiedykolwiek więziły, zupełnie jakby woda zmyła z niej ostatnie ślady przeszłości i pozwoliła narodzić się na nowo. Jest to najwspanialsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczyła. Nie wie, ile czasu minęło. Uspokaja się dopiero wtedy, gdy zaczyna jej brakować oddechu. Oniichan czeka na nią cierpliwie pod drzewem – widać jemu deszcz nie sprawia takiej przyjemności. Alluka jest przemoczona do suchej nitki, ale jeszcze szczęśliwsza niż dotąd – czy to w ogóle możliwe? Do domu mają niedaleko, a tam Oniichan zarządza ciepłą kąpiel. Alluka dochodzi do wniosku, że chyba rzeczywiście trochę zmarzła, choć nie jest zupełnie pewna – tak czy inaczej, kąpiel zawsze jest przyjemnością. – Z morzem nie wyszło, więc myślałaś, że deszcz pomoże ci zmienić się z syrenę? – rzuca Oniichan, gdy Alluka suszy włosy. – Jesteś okropny, że mi tak dokuczasz! – odpowiada z oburzeniem Alluka i pokazuje mu język, choć tak naprawdę wcale nie jest zła. Wciąż wypełnia ją to niezrównane uczucie, że może wszystko, i na jej twarz wraca uśmiech. – Trzeba cię będzie zaopatrzyć w kaloszki i porządny płaszczyk z kapturem – stwierdza Oniichan. – Będziesz mogła skakać po kałużach do woli – i z jakiegoś powodu wciąż brzmi, jakby się z niej nabijał. Alluka postanawia zaakceptować jego życzliwość, a złośliwość zignorować, bo wcale w nią nie wierzy. Po ulewie pogoda tylko się pogarsza, co oczywiście nie zniechęca Alluki do codziennych spacerów, zwłaszcza w płaszczyku i kaloszkach. Według niej świat w deszczu jest równie fascynujący jak bez niego. Spójrz, jak krople rozpryskują się na kamieniu i jak śmiesznie woda wypływa z rynny! Widzisz tamte ptaszki przeczekujące ulewę pod okapem? Och, w ogóle nie można rozróżnić, gdzie kończy się niebo, a zaczyna morze – jedno i drugie jest zupełnie szare! Później jednak wzmaga się wiatr – zbliża się sztorm – więc na dworze robi się zbyt niebezpiecznie na spacery. Alluka przyjmuje to z godnością… i odkrywa nowy sposób na zaspokojenie swojego głodu wrażeń: telewizję. Z jednakowym zaangażowaniem ogląda wiadomości i teleturnieje, ckliwe telenowele i tandetne seriale detektywistyczne, a także filmy przyrodnicze i dokumentalne, o których potem dyskutuje z Killuą, a wszystko przeplecione nawałem krzykliwych reklam. Killua nie jest zupełnie pewny, czy telewizja jest odpowiednim źródłem wiedzy, jednak nie wydaje się też groźna – w razie potrzeby koryguje nieprawdziwe informacje. Czasem oboje śmieją się do rozpuku przy głupich audycjach rozrywkowych, a czasem Killua ukradkowo zmienia kanał, gdy zapowiadają program kulinarny. Alluki nic nie nudzi. Tak jak godzinami potrafi zachwycać się przyrodą – jakimś kwiatkiem czy owadem – tak teraz godzinami wbija wzrok w telewizor i chłonie wszystko, co na jego ekranie widzi. Bynajmniej nie bezmyślnie – na jej twarzy często odbijają się emocje: zaangażowanie, zamyślenie, rozbawienie, dezaprobata. Killua może być pewien, że Alluka przetwarza każdą informację. Kiedy dzieli się swoimi uwagami, czasem są przezabawne w swojej naiwności, a czasem przerażające w swojej trafności, choć ze wszystkiego przebija pełne wyrozumienia zainteresowanie. – Dlaczego tamte państwa się ze sobą biją? W ich krajach jest tak ślicznie, powinni się jakoś pogodzić. – Nigdy bym się nie domyśliła, że to on był winny! Byłam pewna, że to ten drugi… ten, który miał taką krzywą minę. – Czy minus czterdzieści to zimno? – Musisz ją teraz przytulić, to oczywiste!!! – Cymbidium to jest roślina? A ja myślałam, że to jakiś instrument... – Dwieście tysięcy dziewięć! To proste! – Jak tam pięknie! Chciałabym tam kiedyś pojechać i zobaczyć te wszystkie miejsca na własne oczy… Oniichan…? Po kilku dniach pogoda się poprawia, nawet słońce powraca. Podejmują spacery po plaży – pełnej teraz wyrzuconych przez fale fascynujących śmieci – i Alluka cieszy się krzykiem mew, za którymi zdążyła się już stęsknić. Niektóre programy telewizyjne wchodzą do stałego rozkładu i za nic nie można ich odpuścić – i, co najdziwniejsze, Killua nie jest w stanie dopatrzeć się między nimi żadnego związku. Spektakl w teatrze jest czymś zupełnie innym niż filmy w telewizji – jest przeżyciem. Przede wszystkim Oniichan mówi, że trzeba się porządnie ubrać, więc Alluka zakłada swoją najładniejszą sukienkę i eleganckie buciki, zaś Oniichan wskakuje w garnitur. Wygląda tak wytwornie, że przygotowanie do wyjścia zajmuje Alluce strasznie dużo czasu, bo co i rusz odwraca wzrok, by na niego popatrzeć. Na miejsce wiezie ich taksówka, zaś sam teatr okazuje się wspaniały na długo przed rozpoczęciem przedstawienia. Alluka podziwia architekturę dużego budynku i jego wystrój wewnętrzny: wysokie sale, kopulaste sklepienia i marmurowe schody wyłożone dywanem. Podziwia też zgromadzonych ludzi i ich piękne stroje, a także wykwintne zachowanie, gdy stoją tak w grupkach, dyskutują półgłosem i uprzejmie witają znajomych. Alluka rozumie, że tutaj nie krzyczy się z zachwytu ani nie skacze z radości. A w czasie spektaklu swoje uznanie można okazywać tylko przez klaskanie. Alluka nie jest pewna, czy w pełni rozumie przedstawienie. Inna sprawa, że czasem trudno jej śledzić treść, gdyż przygląda się dekoracjom i kostiumom albo skupia się na grze aktorów. W teatrze wszystko wydaje się znacznie żywsze niż widziane w telewizorze – no tak, bo tu wszystko jest na żywo i zaraz obok. Słychać nie tylko głosy, ale nawet oddechy, gesty są wyraziste, a ruchy dokładne. A z drugiej strony w spektaklu jest jakaś magia, jakby jedna i druga strona – scena i publiczność – umawiały się, że przedstawienie jest prawdą: mimo że deszcz i błyskawice nie są prawdziwe, tak samo jak drzewa i domy, to prawdziwa jest sama opowieść. Na koniec klaszcze wraz z innymi widzami, zupełnie oczarowana. W ciągu następnych dni Alluka często staje przed lustrem i próbuje powtórzyć pozy i figury, które widziała na scenie, mrucząc do siebie zapamiętane ze spektaklu kwestie. Oniichan przygląda jej się, zajadając czekoladowe batoniki, i czasem komentuje. – Teraz wyglądasz groźnie. – To ci wyszło bardzo dobrze. – Zrób tak jeszcze raz. Nie, ręka bardziej do przodu, a głowa wyżej. – Może powinnaś się zapisać na zajęcia teatralne? Alluka jednak kręci głową. – Nie robię tego, bo chcę być w teatrze – mówi. – Więc dlaczego? – pyta Oniichan zdumiony. – Wydaje mi się, że dzięki temu zrozumiem te postacie. Killua zabiera Allukę nie tylko do teatru, ale też na koncerty, wystawy i pokazy świetlne. Alluce podoba się wszystko i wszędzie. Chłonie dźwięki, kolory, zmienne obrazy. W filharmonii zamienia się w słuch i potem opowiada, co widziała w myślach pod wpływem muzyki, a przez następne dni można słyszeć, jak nuci niektóre melodie. W muzeach przystaje przy każdym eksponacie, bada go wzrokiem, rozważa jego szczegóły, próbuje zrozumieć jego zamysł. Malowidła klasyczne i modernistyczne, rzeźby starożytne i współczesne – ale też historyczne stroje i przedmioty użytkowe, sztuka dalekich kultur i dawnych cywilizacji. Czasem Killua ma wrażenie, że Alluka każdy obraz i inne doznanie zapisuje w głowie, by kiedyś do niego wrócić albo móc je odtworzyć z pamięci. – Czy jest coś, co ci się nie podoba? – zagaduje ją któregoś dnia, choć zdaje sobie sprawę, jak bardzo nieprecyzyjne jest to pytanie… ale też Alluka zachwyca się wszystkim bez wyjątku: każdym miejscem, każdym obiektem, każdą rośliną, każdym zwierzęciem, każdym zjawiskiem, każdym widowiskiem, więc bez sensu jest pytać o coś konkretnego. Alluka zamyśla się głęboko. Tak długo nie odpowiada, że Killua bliski jest powiedzenia: "Nieważne, nie zawracaj sobie tym głowy". Wtedy jednak jego siostra ponownie unosi na niego wzrok. – Nie podoba mi się, że dzień jest taki krótki i wieczorem trzeba iść spać. – No tak, byłem głupi, że pytałem… Killua ma ochotę zapytać, co w takim razie podoba się Alluce najbardziej, ale w ostatniej chwili gryzie się w język. Zostałby zasypany milionem odpowiedzi, bo jest zupełnie oczywiste, że dla Alluki określenie "najbardziej" nie oznacza, jak dla innych ludzi, jednej rzeczy. Killua nie ma pojęcia, jak potoczy się rozwój jego siostry, ale tego nie wie chyba jeszcze ona sama. Nawet gdyby Alluka miała na zawsze pozostać dzieckiem, nie czyniłoby to z niej nikogo gorszego, Killua jest jednak całkowicie pewien rozwoju, który nastąpi… który już następuje. Na razie Alluka chłonie świat i uczy się go, wchodzi też w kontakty z ludźmi i poznaje ich – na razie jest odbiorcą. Co z tego wyniknie? Co będzie później? Kiedy podejmie działanie i jak? Co okaże się jej mocnym punktem i największym talentem? W jakim kierunku podąży i czym się zajmie? Killua nie wie, ale cokolwiek by to było, zamierza ją wspierać, bo Alluka jest wolna i może robić, co tylko zechce… wybierać z nieograniczonych możliwości. Na tę chwilę Killua po prostu cieszy się, widząc, jak Alluka nabiera pewności i śmiałości. Jak odnajduje się w najróżniejszych sytuacjach – i z obserwatora staje się podstawowym elementem świata. Jak kieruje wzrok przed siebie i nigdy nie wraca do przeszłości. Jak nie pyta więcej, czy to wszystko dzieje się naprawdę, i już dawno przestała sprawdzać, czy drzwi się na pewno otworzą. Jest szczęśliwy widząc jej uśmiech, słysząc jej śmiech, czując jej uścisk. Jest szczęśliwy widząc, jak Alluka rozkwita. W przeciwieństwie do Alluki Nanika nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowana otaczającym światem – wystarcza jej sporadyczne patrzenie na niego oczami Alluki – bo jej całym światem jest Killua. Podczas nieustannych eksploracji oddaje kontrolę i przeważnie zasypia. Wychodzi z rzadka – gdy Alluka już śpi – by powiedzieć Killui, że go kocha, i domagać się jego czułości. Zawsze je otrzymuje. Alluka czuje się dobrze, a to jest najważniejsze. I nawet jeśli poświęca Nanice niewiele uwagi, Nanika to rozumie i akceptuje. Alluka jest szczęśliwa i to jest dobre, bo jej szczęście – ta słodka radość, gorący zachwyt i miękka ekscytacja – przenika do Naniki i wypełnia takimi samymi odczuciami. Po latach spędzonych w ciemności, w której jedynym światłem były rzadkie spotkania z Killuą, Nanice zdaje się, jakby nagle wyszła na słońce, o którym zdążyła już dawno zapomnieć. Nie potrzebuje oglądać świata: domów, lasów, ptaków, kwiatów i innych ludzi – ale karmi się tymi emocjami Alluki i po raz pierwszy w życiu rozumie, że istnienie może być takie… Przyjemne. Czuje się utulona i dopieszczona. Czuje się zadowolona i bezpieczna. Są to wrażenia, których wcześniej nie znała, a których tylko przebłyski – krótkie chwile – miała w kontakcie z Killuą. Kiedyś jej rzeczywistością były strach, samotność, pusta cisza i nieustanna ciemność, i nawet jeśli na samym początku jej egzystencja – ich obu z Alluką – tak nie wyglądała, to przecież zupełnie tego nie pamięta. Kiedyś dałaby wszystko, by ktoś ją dostrzegł i zaakceptował, obdarzył sympatią – spełniłaby absolutnie każde życzenie – ale na próżno. Tymczasem teraz nieustannie sączą się do niej… nie, zalewają tylko pozytywne emocje. Otrzymuje je, nie musząc nic dawać w zamian. Zdumiewa ją to. Coś jeszcze się zmieniło, bo teraz Nanika bardziej niż kiedykolwiek wcześniej czuje się częścią Alluki. Zawsze były razem, zawsze były jednym, ale jednocześnie były osobno: dwie przerażone i opuszczone istoty w ciemności. Alluka i Nanika. Nanika i Alluka. Ostatnio jest inaczej… i Nanika ma czasami wrażenie, że mogłaby nawet wtopić się w Allukę nierozerwalnie i zasnąć. Może na zawsze. – Killua…? – Tak, Nanika? – Nanika… szczęśliwa. Killua uśmiecha się szeroko. – To wspaniale. Cieszę się.
|