Jesień upływa i morskie miasto zostaje dogłębnie poznane. Morze co prawda każdego dnia jest inne i Alluka z chęcią zostałaby tutaj cały rok po to tylko, by oglądać jego zmieniające się oblicze, ale kiedy Oniichan proponuje, by udali się dalej, od razu ogarnia ją entuzjazm. Chce zobaczyć nowe miejsca! Zatrzymują się w krainie lasów i jezior, którą kiedyś Alluka widziała w telewizji i zachwyciła się z miejsca. Widok z góry jest niesamowicie piękny: niezliczone błękitne oczka pośród połaci żółto-zielonych lasów. Później okazuje się, że żółte są brzozy, a zielone – iglaki. Powietrze jest tu świeże i ma zupełnie inny zapach niż nad morzem. Miasta wtapiają się w lasy, a lasy wchodzą do miast – nie da się stwierdzić, gdzie przebiega granica. Nie ma tutaj wiele do zwiedzania, ale za to ile przyrody! Miasteczko, w którym się zatrzymują, leży nad brzegiem dużego jeziora – zamieszkuje je para łabędzi, łaskawie dzieląc się swym domem z kaczkami. Nad przejrzystą wodą szybują mewy, ze zręcznością łowiąc sobie obiad – czyli można je spotkać nie tylko nad morzem! Alluka koniecznie chce pobyć tutaj dłużej. Wynajmują przytulne mieszkanie w dwupiętrowym domku, pod który wieczorami podchodzą jeże i sarny. Rano można zobaczyć kicające zające, a na dużym klonie za oknem często pojawia się wiewiórka. Alluka chce spędzać całe dnie w lesie, a Oniichan uczy ją nazw grzybów oraz ich przydatności do spożycia. Kiedy wracają z małej restauracji, do której codziennie idą jeść, Alluka pyta: – Oniichan, właściwie dlaczego my sobie sami nie gotujemy posiłków? – nie mając pojęcia, jakie zamieszanie sprowokuje. – Mamy tutaj kuchnię i wszystko, co w niej potrzebne. Oniichan odwraca wzrok i wyraźnie się rumieni. Odpowiada dopiero po dłuższej chwili i raczej cichym głosem: – Musielibyśmy się nauczyć. Alluka rozpromienia się. – Zatem się nauczymy! – woła, a potem pyta: – Jak się można nauczyć gotowania? – Książka kucharska z pewnością pomoże – podpowiada życzliwy przechodzień, który musiał słyszeć ich rozmowę, i wskazuje na sklep po drugiej stronie ryneczku. Księgarnia rzeczywiście oferuje kilka poradników kulinarnych i zaopatrują się w ten o nazwie: "Gotowanie dla początkujących". Alluka chciałaby biec do domu i od razu wypróbować pierwszy przepis, ale w drzwiach staje i ogląda się, zupełnie jakby coś ją tu trzymało. Ma wrażenie, jakby weszła do zakazanego, pełnego tajemnic królestwa. Alluka rzuca się w wir gotowania z entuzjazmem, z jakim generalnie podchodzi do wszystkiego, czego jeszcze nie zna. Killua bezpieczniej czuje się, przygotowując składniki – na przykład z krojeniem, siekaniem, ubijaniem i ucieraniem radzi sobie naprawdę świetnie. Jego szybkie tempo jest pomocne, ponieważ po pierwszym dniu w miarę rozsądnego i umiarkowanego kucharzenia Alluka postanawia (najwyraźniej) stać się mistrzem kuchni i nagle każdy posiłek zaczyna składać się z wielu dań. Po kilku dniach Killua uświadamia sobie, że jego siostra zamierza wykorzystać każdy przepis z książki kucharskiej – a przynajmniej te, do których można dostać składniki o tej porze roku. Jeśli zaś chodzi o efekty… Cóż, jedzenie jest zjadliwe. Killua tak naprawdę nie uważa się za znawcę i generalnie smakuje mu wszystko. Nie znaczy to, że nie obdarza Alluki komplementami. Wydaje mu się, że już sam fakt, że ktoś mu przygotowuje jedzenie, zasługuje na wdzięczność. – To jest naprawdę dobre! – Nigdy nie jadłem nic lepszego! – Ta ryba smakuje jak kurczak. A, bo to kurczak jest? – Nie sądziłem, że ziemniaki można przyrządzić na tak wiele sposobów. – Za te naleśniki z czekoladą powinnaś dostać medal! Jakoś wszystko smakuje lepiej doprawione promiennym uśmiechem bezbrzeżnego szczęścia i dumy. Dzień staje się coraz krótszy i nadchodzą jesienne szarugi, które ograniczają ich aktywności na dworze, mimo że Alluka uwielbia swoją parasolkę. Cały czas chodzą na spacery – no i na zakupy spożywcze – ale większość czasu spędzają w domu. W telewizji pokazują tylko dwa kanały, a czasami zupełnie nic, bo odbiornik jest stary i zdarza mu się tracić zasięg. Killua uczy Allukę gier i sztuczek, opowiada o różnych miejscach i przygodach, ale widzi, że jego siostra zrobiła się niespokojna. Alluka często wygląda za okno, czasem wychodzi na zewnątrz i patrzy w las, w którym zniknęły wszystkie zwierzęta, skrywszy się przed nieustannym deszczem. Nie wystarczają jej krótkie spacery do centrum miasta, gotowanie też nie jest w stanie zaangażować jej uwagi, bo nauczyła się już wszystkich przepisów z trzech kolejnych książek kucharskich. Jeśli pogoda wkrótce się nie zmieni… Mimo wszystko Killua jest szczęśliwy, widząc, jak Alluka potrzebuje świata. Kiedy zabrał ją z domu, trochę obawiał się, że jego siostra nie zechce zaciekawić się otoczeniem. Przez pierwsze dni trzymała się go jak małe dziecko, kurczowo uczepiona jego ramienia, z oczami spuszczonymi i wzrokiem wbitym w ziemię. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy zachwyciła się światem i poczuła się jego częścią – pragnie doznawać go w pełni i w każdej chwilą swojego życia, które wreszcie zostało jej zwrócone. Niech znów zrobi się słonecznie… Po wielu ponurych i mokrych dniach Allukę wreszcie budzi słońce. W jednej chwili robi się pełna energii, widząc za szybą błękitne niebo. Wyskakuje z łóżka i rzuca się do okna – i zatrzymuje, zdumiona i oczarowana. Jeszcze wczoraj sceneria przedstawiała się w różnych odcieniach szarości: ogołocone z liści brzozy i jarzębiny, które nie tak dawno płonęły żółcią i czerwienią; tak ciemne, że aż czarne świerki, niewzruszenie tkwiące pośród deszczów i mgieł; zalegające na warstwie martwych liści cienie… Kto by pomyślał, że w ciągu jednej nocy ten widok może się magicznie przemienić? Dzisiaj cała ziemia jak okiem sięgnąć pokryta jest cieniutką warstwą białego puchu. Alluka czuje się, jakby przeniosła się do innego świata, pięknego ponad wszelkie wyobrażenie. Chciałaby zostać przy oknie i podziwiać, ale równie mocno chce się tam znaleźć, rozejrzeć wokół, odkryć osobliwą naturą tego zjawiska… Po chwili wewnętrznej walki to drugie pragnienie wygrywa, więc Alluka szybko myje zęby i buzię, ubiera się i wypada na zewnątrz. Jej oddech unosi się w powietrzu niewielkim obłoczkiem i to również absorbuje jej uwagę. Coś się zmieniło, jesień się skończyła… – Śnieg – słyszy głos Oniichana za sobą. – Pierwszy śnieg. Alluka wydaje odgłos radości i wbiega na pobieloną powierzchnię, a potem zachwyca się śladem butów na niej odbitym. Śniegu nie jest wiele – ot, jakby ktoś poprószył ciasto cukrem pudrem – ale i tak zupełnie odmienił oblicze świata. Alluka schyla się i próbuje nabrać go trochę na ręce, ale śnieg od razu topi się i znika. – W tym słońcu pewnie stopi się jeszcze dzisiaj, ale wygląda na to, że przyszła zima – mówi dalej Oniichan. – Jeszcze będziemy go mieli pod dostatkiem. A ty powinnaś coś na siebie ubrać, bo jest już zimno. Termometr pokazuje minus dwa stopnie. Zimno? Alluka nie ma pojęcia, ale wierzy mu na słowo. Po śniadaniu wybierają się na spacer, bo Alluka chce zobaczyć znajome miejsca w nowej odsłonie. Śnieg po południu rzeczywiście się topi, gdyż światło słońca jest jeszcze na tyle ciepłe, że taka cienka warstewka nie ma szans się utrzymać. Alluka jednak wie – Oniichan obiecał – że niedługo znów się pojawi, i ma na co czekać. Już wie, że będzie uwielbiać zimę. Odkrywają, że nie mają zimowych ubrań, więc tego dnia kupują na mieście wełniane czapki, szaliki i rękawiczki. Oniichan marudzi, że wcale ich nie potrzebuje, ale Alluka gwałtownie przeciw temu protestuje, zwłaszcza po komentarzu sprzedawcy, że zimy tutaj są naprawdę ostre. Alluka wybiera sobie komplet w jasnych odcieniach niebieskiego, a Oniichan w ciemnych. Czapka jest tak duża, że zasłania Alluce nawet uszy, za to szalik jest rozkosznie mięciutki i wspaniale się nim opatulić. Rękawiczki z jednym palcem wyglądają śmiesznie i są trochę niewygodne, ale sprzedawca mówi, że w ten sposób łatwiej uchronić dłonie przed odmrożeniem. – No to jesteśmy przygotowani na zimę – stwierdza Alluka z radością. – Teraz trzeba tylko pamiętać, żeby je ze sobą brać. Jak Killua przypuszczał, wkrótce śnieg spada ponownie i w większej ilości. Temperatura obniżyła się do wartości minusowych i nie zanosi się już na ocieplenie. Dni pogodne przeplatają się z pochmurnymi, ale warstwa śniegu sprawia, że nawet podczas tych drugich jest jaśniej. Zima przyszła na dobre. Alluka chce spędzać całe dni na dworze. Ustawia na podwórku kilka bałwanków oraz innych form geometrycznych. Zachwyca się skrzypieniem śniegu pod butami i z głośnym śmiechem rzuca się w zaspy. Może godzinami wpatrywać się w migocącą od słońca białą powierzchnię, a czasem ostrożnie nabiera jasnego puchu w ręce i przygląda się z bliska maleńkim płatkom, dziwując się im różnym kształtom. Czasem po prostu stoi na brzegu lasu i chłonie jedyny w swoim rodzaju widok ośnieżonych gałęzi. A ile ma zabawy, gdy któraś spuści ciężar wprost na jej głowę… Oczywiście, jak przypuszczał Killua, Alluka notorycznie zapomina o porządnym ubraniu się przed wyjściem z domu. Nie pomaga upchnięcie czapki, szalika i rękawiczek w kieszenie kurtki, bo Alluka nawet o kurtce nie pamięta. Rozwiązaniem okazuje się dopiero powieszenie całego kompletu na drzwiach wyjściowych. Killua jest zupełnie niewrażliwy na temperaturę – i w ciągu ostatnich tygodni nabrał pewności, że z Alluką jest dokładnie tak samo. Niemożność odczuwania zimna nie znaczy jednak, że nie są narażeni na odmrożenia, dlatego o ubraniu należy pamiętać, nawet jeśli zakładanie go wydaje się niepotrzebną stratą czasu… – Oniichan, ile trwa zima? – pyta Alluka po kilku dniach. – Pewnie kilka miesięcy – odpowiada Killua, wywołując wybuch radości. – Tak się cieszysz? Jeszcze będziesz jej mieć dość, sama zobaczysz. – Na pewno nie! Zima wygania na dwór zwykle spokojnych i lubiących domowe zacisze tubylców. Na wzgórzu za miastem dzieciaki mają dziką zabawę, jeżdżąc na sankach. Dorośli przypinają do nóg narty i uprawiają biegi przełajowe po równinach i lasach. Killua i Alluka nie zamierzają pozostać w tyle, więc biorą się za jedno i za drugie. Sanki są wspaniałą rozrywką – ale czy cokolwiek dotąd nie podobało się Alluce? – a podejmowanie rywalizacji z lokalnymi dzieciakami stanowi miłe wyzwanie. Narty wymagają więcej wysiłku, ale po opanowaniu podstawowej techniki pozwalają na pokonywanie dużych odległości. Są świetne, by wyrobić formę. Wkrótce Killua i Alluka wyprawiają się na dalsze wycieczki. Pakują do plecaków jedzenie, a do termosów nalewają zupy i herbaty, po czym ruszają na nartach przed siebie – każdego dnia w innym kierunku. Po kilku godzinach biegu znajdują odpowiednie miejsce na biwak, gdzie odpoczywają przy ognisku i pożywiają się. Jedzenie smakuje wybornie i daje siły na drogę powrotną. Alluka ma zarumienione policzki i gwiazdy w oczach, gdy już po zmroku wracają do domu, choć jest tak zmęczona, że nie ma nawet sił mówić. – Jestem tak bardzo szczęśliwa – szepce jednego wieczoru, czym wzrusza Killuę niemal do łez. – Dziękuję. Ładna pogoda nie trwa wiecznie i wkrótce nadciąga prawdziwa zamieć, która ciągnie się przez kilka dni. Początkowo fajnie jest siedzieć przy oknie i patrzeć na szalejący na zewnątrz żywioł, ale tylko początkowo. Alluka nie chce mówić, że się nudzi – zwłaszcza kiedy Oniichan stara się ją zająć na każdy sposób – ale naprawdę się nudzi. Poza tym opowieści Oniichana tylko sprawiają, że jest coraz bardziej niespokojna. Telewizor pokazuje dokładnie taką samą burzę śnieżną jak okno i umysł Alluki po prostu nie ma się czym zająć. Kiedy wygląda na to, że wichura trochę się uspokoiła, Alluka zeskakuje z krzesła i oświadcza: – Idziemy. – Dokąd? – pyta Oniichan. – Potrzebuję książek. Opatuleni po czubki nosów, brną wkrótce przez zaspy śnieżne, stawiając opór porywom wiatru. Wbrew obawom Alluki księgarnia działa zupełnie normalnie – tak jak i wszystkie sklepy i placówki, widać lokalni ludzie nie uznają takiej pogody za kataklizm – a w jej wnętrzu panuje przyjemna cisza. Sprzedawca jednak nie miał chyba dziś wielu klientów, gdyż na ich widok okazuje zaskoczenie. – Poproszę książki – mówi Alluka zdecydowanym tonem. – Jakich książek sobie życzysz, dziecino? – pyta uprzejmie sprzedawca. – Jakichkolwiek. Sprzedawca przez chwilę patrzy na nią z jakąś bezradnością, a potem przenosi wzrok na Oniichana. – Moja siostra miała na myśli, że każda lektura będzie dobra. Czy możemy sami sobie wybrać? Sprzedawca kiwa głową, wciąż wydaje się oszołomiony. Oniichan bierze Allukę za rękę i ciągnie w stronę regałów. Potem patrzy na nią, jakby chciał się upewnić, a następnie ściąga po jednej książce z każdej półki. – Tyle chyba ci wystarczy? – pyta wreszcie, wychylając się zza sporego stosu. – Hmm… – Alluka jest niepewna, ale na tyle rozsądna, by rozumieć, że jeśli wezmą więcej, zaniesienie ich do domu będzie trudne. Pociesza się, że wybrane przez Oniichana książki są przynajmniej grube. – Niech będzie. Sprzedawca pakuje książki w plastikowe siatki, które powinny zabezpieczyć je przed pogodą. Alluka w drzwiach jeszcze się odwraca. – Dziękuję. Wkrótce przyjdziemy po więcej – zapowiada z uśmiechem. Zamieć szaleje za oknem, ale Alluka zapomniała o istnieniu czegoś takiego jak świat zewnętrzny. Siedzi w fotelu i czyta, czyta, czyta. Zaczyna od książek z ilustracjami i przechodzi do tych z samym tekstem. W zebranej przez Killuę na chybił trafił kolekcji są albumy przyrodnicze, podręczniki szkolne i specjalistyczne, powieści historyczne, romanse i co tam jeszcze. Alluka czyta, nie odrywając się od lektury, przewracając kartki jedna za drugą – najpierw powoli, potem coraz szybciej. Killua, nie mając nic innego do roboty, przygląda jej się z uwagą i widzi, jak jej oczy przebiegają przez zawartość kolejnych stron. Myśli sobie – ach, jakże naiwnie – że Alluka nie rozumie treści i dlatego tak prędko jej idzie… – To było bardzo ciekawe – stwierdza Alluka pod wieczór, kiedy po kilku godzinach odkłada ostatnią książkę na stosik po drugiej stronie fotela i przeciąga się, a potem wreszcie spogląda na Killuę. – Oniichan, wiedziałeś, że… Killua jest wstrząśnięty – naprawdę wstrząśnięty – kiedy po dłuższej chwili rozmowy… nie, właściwie opowieści, zawierającej między innymi streszczenia teorii fizycznych, klasyfikacje roślin i komentarze wydarzeń historyczno-politycznych, pojmuje, że jego siostry nie można określić innym słowem niż geniusz. Jest przy tym okropnie, niemożebnie dumny… i zły na siebie, że zlekceważył jej umysł. Tak naprawdę nie ma w tym nic dziwnego – wszyscy członkowie rodziny Zoldyck cechują się ponadprzeciętną inteligencją. On i jego bracia od wczesnego dzieciństwa uczeni byli robić z niej użytek, tak by poradzić sobie w absolutnie każdej sytuacji. Alluka w dodatku najwyraźniej cechuje się też umiejętnością bardzo szybkiego czytania, a może nawet pamięcią fotograficzną. Chwila euforii nie trwa długo. Gasi ją jedno wspomnienie: Alluki nie wiadomo ile lat zamkniętej w pokoju wypełnionym zabawkami. Jeśli zbrodnie Zoldycków już do tej pory nie były wielkie, to teraz nabierają wymiaru nie do wybaczenia. Może po prostu próbowali wrócić jej dzieciństwo, by odczynić całe uczynione zło – śmiechu warte – ale dla tak bystrego umysłu pozbawienie wszystkich bodźców takiego musiało było torturą. Killua wstaje ze swego miejsca i podchodzi do fotela Alluki, a potem obejmuje ją i trzyma w uścisku, jakby nigdy nie chciał puścić. – Oniichan…? – Przepraszam – szepce Killua, nagle nie jest w stanie normalnie mówić, bo ściska go w gardle. – Przepraszam, że zostawiłem cię w tamtym miejscu… Czuje, jak dłonie Alluki poklepują go po plecach… jakby to on potrzebował pociechy…! – Przecież nie byłam sama – odpowiada Alluka wdzięcznie. – Kupię ci tyle książek, ile będziesz chciała – obiecuje Killua. "I żadnych zabawek", dodaje w myślach. Po zamieci wreszcie przychodzi ładna pogoda i powraca słońce, którego blask odbija się od powierzchni. Gruba warstwa śniegu zalega na wszystkim w zasięgu wzroku, a Oniichan musiał wykopać na podwórku przejście, żeby mogli wyjść z domu. Świerki wyglądają jak oblepione gęstym lukrem i przypominają jakieś niesamowite, obce stwory, zupełnie niepodobne do niczego. Świat wydaje się składać tylko z dwóch kolorów: błękitu i bieli. Alluka cieszy się, mogąc znów zjeżdżać na sankach i biegać na nartach. Ponownie wyprawiają się z Oniichanem na wycieczki, które są jedną z najwspanialszych rzeczy, jakie kiedykolwiek robiła. Czysty śnieg migocący w promieniach słońca. Sarny pojawiające się na brzegu lasu. Ciepły posiłek przy ognisku. Wysiłek fizyczny, który powoduje naprawdę miły rodzaj zmęczenia. Ma ochotę krzyczeć z radości, ale nie chce płoszyć zwierząt – poza tym hałas mógłby zrzucić czapy śnieżne z gałęzi. Z każdym dniem termometr pokazuje coraz niższą temperaturę, przekraczając minus dwadzieścia i zmierzając ku minus trzydziestu. Robi się za zimno na wyprawy, ale krótkie spacery – na przykład do księgarni – nie stanowią przeszkody. Z dnia na dzień wzrok sprzedawcy z jakiegoś powodu robi się coraz bardziej zdesperowany, gdy wynoszą każdorazowo sporą ilość książek. – Zamierzacie otworzyć bibliotekę? – pyta wreszcie słabym głosem. – Nie, po prostu moja siostra… – Oniichan szepce mu do ucha coś, czego Alluka nie słyszy, ale nie przejmuje się tym, skupiona na słowie "biblioteka". Oczy sprzedawcy robią się okrągłe, gdy ponownie wraca wzrokiem do Alluki. Potem kiwa głową i już się nie odzywa. Allukę zachwyca świat zawarty w książkach, zaklęty w słowie i obrazkach. Chłonie wiedzę o biologii, historii, polityce, nauce, sztuce. Przeżywa opowieści o przygodach, uczuciach, zbrodniach, bohaterach, codziennym życiu. Nie wszystko rozumie, ale nad wszystkim się zastanawia, by zrozumieć. Ciekawi ją wszystko, a każda książka wprowadza ją do nowego świata. Telewizja nie może się z tym nawet równać. Jak mogła wcześniej żyć bez literatury? Książki zajmują już sporą część pokoju dziennego i czasem trzeba uważać, by na nie nie wpaść. Jest oczywiste, że nie będą mogli ich zabrać, gdy ponownie ruszą w podróż, ale nie ma takiej potrzeby. – Możemy je zanieść do biblioteki – stwierdza Alluka i ponownie przechodzi ją niezwykle przyjemny dreszcz, gdyż w tym słowie jest magia. Podobnie jak w fakcie, że biblioteki są wszędzie na świecie. – Nie boli cię głowa od czytania? – pyta kiedyś Oniichan. – Ona przecież była do tej pory pusta – odpowiada Alluka bezpośrednio. – Teraz wreszcie się zapełnia. I raczej się nie przepełni. Kiedy mrozy wreszcie trochę odpuszczają, jest już kolejny rok. W mieście otwarto lodowisko na stawie, który w międzyczasie pokrył się grubą warstwą lodu, Alluka i Killua idą więc spróbować swoich sił na łyżwach. Okazują się one niewielkim wyzwaniem dla Killuy, który ma pełną kontrolę nad własnym ciałem i cechuje się doskonałą koordynację ruchową. Jeśli chodzi o Allukę, to jego siostra – choć początkowo ostrożna i niepewna, ale niewątpliwie przepełniona entuzjazmem – również wykazuje w tym kierunku pewien talent. Killua gotów w każdej chwili jej asystować, ale Alluka rozsądnie stwierdza, że przy nauce nie uniknie upadków. Nie mija wiele czasu, zanim opanuje podstawową technikę i wyostrzy równowagę, by jeździć bez upadków, a Killua z przyjemnością i dumą ogląda jej wdzięczną i coraz śmielszą jazdę. Wkrótce, za przykładem bardziej wprawionych łyżwiarzy, jego siostra odważa się na trudniejsze ruchy i ich kompozycje. Pętle, obroty, jazda tyłem i na jednej nodze… Nawet wyskoki – z uważną asekuracją. Przyjemnie jest jeździć we dwójkę, mając do dyspozycji sporą taflę. Trzeba rzecz jasna uważać na innych łyżwiarzy, a czasem ustąpić miejsca tym, którzy mają takie umiejętności, że mogliby wziąć udział w konkursie. Właśnie obok nich przemknęła z gracją niewiele starsza od Alluki dziewczyna, zrobiła najazd od tyłu i odbiła się, by obrócić się w powietrzu i opaść na taflę lodu, rozkładając szeroko ręce. Zanim Killua zdąży się zorientować, Alluka z płonącymi ekscytacją oczami próbuje powtórzyć ten wyczyn… i kończy się to niedobrze, czyli skręconą kostką. O łyżwach można więc na jakiś czas zapomnieć i Alluka jest niepocieszona, choć jednocześnie na jej twarzy rysuje się poczucie winy. – Przepraszam – mówi, gdy Killua bierze ją na plecy, by zabrać do szpitala. Dwie pary łyżew dyndają na jego szyi. – Bardzo cię boli? – pyta Killua i jeszcze zanim usłyszy zaprzeczenie, zdaje sobie sprawę, jak głupie było to pytanie. Wszystkie dzieci Zoldycków cechują się nienaturalną wytrzymałością na ból. Nie, czasem w ogóle go nie czują, podczas gdy normalny człowiek dawno by krzyczał. I nawet jeśli jest z tego w większości korzyść, to świadomość ceny, jaką przyszło im zapłacić, wystarcza, by mięśnie Killuy napięły się mimowolnie. Alluka to wyczuwa. – Oniichan, jesteś zły? – pyta markotnym głosem. – Nie jestem zły na ciebie – odpowiada Killua z miejsca. Alluka chwilę milczy, jakby się zastanawiała. – Jesteś zły na lód? – zgaduje. Killua parska śmiechem. Od razu lepiej się czuje. Przerwa w łyżwach jest bardzo przykra, ale Alluka mówi sobie, że to kara za robienie czegoś, na co nie była gotowa, i przyjmuje swój los z godnością. A przynajmniej próbuje. Ponieważ ma zakaz chodzenia, ciężar gotowania spoczywa na Oniichanie. Alluka recytuje mu coraz to kolejne przepisy, według których wcześniej przygotowywała posiłki. Powinno to być prostą sprawą, ale Oniichan jakimś dziwnym trafem potrafi nawet wodę przypalić. – To niesamowite – komentuje Alluka po którymś razie. – Pozwól swojemu bratu być w czymś nieudolnym – odpowiada Oniichan. – Jestem tylko człowiekiem. – Każdy człowiek jest w czymś słaby? – pyta Alluka, zdumiewając się nad tym konceptem. – Przeważnie ludzie rzadko w czym są mocni. Alluka zastanawia się, w czym ona jest dobra, ale nic nie przychodzi jej do głowy. – Czy koniecznie trzeba być w czymś dobrym? – pyta po dłuższej chwili. – Na pewno ułatwia to wiele spraw. Im więcej rzeczy potrafisz robić, tym lepiej poradzisz sobie w życiu. Alluka znów milknie. Wygląda na to, że jej szanse są beznadziejne… – Oniichan… Będę mogła z tobą zostać? – Oczywiście. Obiecałem ci to – odpowiada z miejsca Oniichan. – Czemu tak nagle pytasz? Alluka spuszcza wzrok i zaczyna nerwowo przebierać palcami. – Bo pomyślałam sobie, że skoro nie mam żadnych umiejętności, powinnam się trzymać ciebie, bo ty wszystko wiesz i wszystko umiesz. No, poza gotowaniem… Przez chwilę Oniichan wpatruje się w nią bez słowa. Brwi ma ściągnięte i wydaje się jakiś zdezorientowany. Potem jednak nagle wybucha śmiechem i zaczyna się turlać po kanapie, trzymając się za brzuch, a kiedy ponownie patrzy na Allukę, z jego oczu płyną łzy. Opanowuje wesołość i zaczyna wyliczać na palcach. – W niespełna pół roku nauczyłaś się jeździć na nartach i łyżwach, gotować, rozmawiać z ludźmi. Nauczyłaś się niezliczonych nazw zwierząt i roślin i kolorów. Przeczytałaś jakieś cztery setki książek, zapamiętując ich treść, z każdej chyba dziedziny. Rozumiesz wyższą matematykę i fizykę i masz geografię świata w jednym palcu. I jestem zupełnie pewien, że to tylko część twoich talentów. Kto ma sobie poradzić w życiu, jak nie ty? Alluka kiwa głową, uspokojona. Skoro Oniichan tak mówi, to tak pewnie będzie. Kostka Alluki goi się w swoim tempie – lekarz zakazał ją obciążać przez trzy tygodnie, ale Alluka wyraźnie ma z tym problem. Już dwa razy Killua przyłapał ją na próbach chodzenia. – Przecież mnie nie boli – protestuje jego siostra. – Zobacz, wciąż jest spuchnięta – mówi Killua. – Nie zagoi się, jeśli będziesz ją ciągle forsować. Będziesz musiała cały czas siedzieć w domu, a nie wierzę, byś tego chciała. Jeszcze tylko kilkanaście dni. – Ale mnie nie boli… Killua zaciska zęby i nic więcej nie mówi. Ma nadzieję, że Alluka nie pamięta, w jakich okolicznościach wykształciła w sobie niewrażliwość na ból. Zastanawia się, czy rodzice świadomie usiłowali stworzyć ze swoich dzieci potwory. Biorąc pod uwagę skutki, z całą pewnością można powiedzieć, że odnieśli sukces, bo już sama niezdolność odczuwania bólu pozbawia człowieczeństwa. Silva i Kikyo mieli obowiązek i pragnęli powołać do życia kolejne pokolenie zabójców – przecież dzieci zabójców nie mogły się zająć niczym innym. Morderczy trening, którego nie można nazwać inaczej jak tortury, był jednym ze środków. Z Illumim udało się doskonale (choć Killua nie jest pewny, czy w przypadku najstarszego brata rzeczywiście zadziałały ich wysiłki, czy bardziej jakaś wrodzona skłonność, bo większego psychopaty nie zna), więc szli w zaparte. Wyszło im rzeczywiście wspaniale – stworzyli sobie czwórkę następnych maszyn do zabijania – tylko że nie do końca. Milluki jest świetnym zabójcą – pod warunkiem, że zabijanie odwali za niego ktoś inny. Killua jest świetnym zabójcą – pomijając jego całkowite obrzydzenie do tego. Alluka jest świetnym zabójcą – tyle że wystarczy jedna pomyłka i cała rodzina zniknie z powierzchni ziemi, z połową światowej populacji na dodatek. Kalluto… Kalluto jest tak naprawdę wielką niewiadomą, choć jego umiejętności są oczywiste. Tak czy owak, wynik dwa na pięć daleki jest od perfekcji. Ale może rodzice liczyli się z możliwością porażki. Napłodzili dzieciaków i próbowali do skutku… Samo myślenie o tym sprawia, że Killui robi się niedobrze. Po raz kolejny dochodzi do wniosku, że lepiej nie myśleć o rodzinie Zoldycków, bo nie służy to zdrowiu – a do tego Alluka bardzo łatwo wyczuwa jego gniew. Killua bierze głęboki wdech i przywraca na twarz uśmiech, z którym gotów jest stawić czoła siostrze. – Znów myślałeś o czymś złym, prawda? – słyszy. – Nie przejmuj się tym. Dni zaczynają robić się dłuższe, choć zima trwa w najlepsze. Okresy zamieci przeplatają się z piękną pogodą – więc i aktywności ich dwójki zależą od niej. Kiedy nie śnieży, jeżdżą na sankach, nartach i na łyżwach. Przy zawiei chowają się w domu i spędzają czas na czytaniu, rozmowach i grach albo gimnastyce. Czasem, mimo pełnego słońca na bezchmurnym niebie, jest tak zimno (minus trzydzieści pięć), że Oniichan zgadza się tylko na krótkie spacery. Alluka ogląda biało-niebieski świat zza fantazyjnych obrazów, które mróz wymalował na szybach, i wciąż nie może się nadziwić jego pięknu. Śniegu cały czas przybywa i Alluka zastanawia się, czy on kiedykolwiek zniknie. Nie przyznałaby się do tego, ale obawia się, czy cała natura nie umarła pod tak grubą warstwą mroźnego puchu. Pociesza się widokiem wciąż zielonych świerków i sosen, zaglądających na ich podwórko zwierząt, a także ptaków, które nawet w tej porze roku szybują za oknami. Mówi sobie, że ziemia tylko śpi pod tą warstwą śniegu, otulona przed mrozem, i w swoim czasie ponownie obudzi się do życia. W miarę jak mijają kolejne tygodnie, Oniichan robi się niespokojny i któregoś dnia pyta: – Nie masz ochoty zmienić miejsca? Nie znudził cię śnieg? Oglądamy go od wielu miesięcy. Alluka jednak kręci głową. – Chcę tu jeszcze trochę zostać. Możemy? – Pewnie, że możemy. Aż tak ci się tu podoba? Alluka zastanawia się przez moment. – Podoba mi się, ale… Myślę, że czekam. – Na co? – Na to, co będzie po zimie. – Zatem zostaniemy – mówi Oniichan z uśmiechem i nie wraca więcej do tego tematu. W ostatnich dniach Alluka coraz częściej zastanawia się, co Oniichan naprawdę czuje. Przy niej zawsze się uśmiecha i Alluka nie wątpi w jego radość, jednak im dłużej ze sobą są, tym wyraźniejsze staje się, że Oniichan część swoich uczuć ukrywa – i jest w tym bardzo dobry. Czy jednak zdaje sobie sprawę, że jego siostra, kiedy tylko może, obserwuje go z ukradka, wychwytując z jego twarzy ślady emocji? Czasem Alluka wie z całkowitą pewnością, że Oniichan myśli o czymś złym, co wzbudza w nim gniew. "Nie złość się," ma ochotę wtedy powiedzieć, "świat jest taki piękny" – ale powstrzymuje się, bo rozumie, że nie jest to takie proste. Łatwiej wychodzi odwrócenie jego uwagi czymś zabawnym, choć działa to tylko do następnego razu. Chciałaby zapytać o jego troski, ale nie ma odwagi usłyszeć zaprzeczenia. Jaki starszy brat zwierzałby się młodszej siostrze? Odkąd Alluka skręciła kostkę – która już dawno się zagoiła – do Killuy wciąż wracają myśli o rodzinie i dzieciństwie. Wtedy, kilka lat temu, nie uważał traktowania, jakiemu go poddano, za coś niezwykłego. Jako bardzo małe dziecko nie miał o niczym pojęcia, a potem – kiedy już rozumiał – nigdy nie przyszło mu do głowy, że normalnie rodzice nie robią dzieciom takich rzeczy. Nikt w rodzinie nawet nie zająknął się o tym, że poddawanie działaniu ekstremalnych warunków i najróżniejszych substancji oraz zadawanie bólu na każdy możliwy sposób jest złe. Killua wzrastał we wiedzy, że należy do rodziny zabójców i wszystko jest treningiem, który także z niego uczyni zabójcę. Taka była jego rzeczywistość, tak wyglądała jego normalność. Dzieci nie kwestionują decyzji rodziców – akceptują je jako jedyne słuszne. Killua szalenie cieszy się, ze nie pamięta swoich najwcześniejszych lat, które musiały być koszmarem większym, niż można sobie wyobrazić. Gdy nabrał świadomości, był już zaprawiony i zobojętniały na ból – i, tak naprawdę, na wszystko inne – a o to z pewnością musiało w tym treningu chodzić. Był na dobrej drodze, by stać się doskonałą maszyną do zabijania – i chyba miał najwięcej potencjału, skoro ojciec upatrzył go sobie na następną głowę rodu – jednak coś poszło źle. Źle dla Zoldycków, nie dla Killuy. Killua sam nie wie, dlaczego w ostateczności odwrócił się od wszystkiego, czego próbowano go nauczyć i co próbowano z nim zrobić. Wiele razy zastanawiał się nad tym, ale jedyna odpowiedź – denerwująco ogólna – jest taka, że na jakimś podstawowym poziomie różni się od reszty rodziny. Zresztą nie ma to znaczenia. Znaczenie ma fakt, że "trening" nie wyrządził mu żadnej poważnej psychicznej krzywdy (może co najwyżej czasem odzywa się jego niskie poczucie własnej wartości, ale o tym łatwo zapomnieć) – podobnie jak jego braciom. Tymczasem Allukę to wszystko strzaskało. Killua nie wierzy w bajeczkę o opętaniu. Uważa ją za wygodną wymówkę – historyjkę, którą rodzice wymyślili, żeby zdjąć odpowiedzialność z samych siebie. Powtarzając raz po raz, że Nanika jest obcym bytem, który posiadł Allukę, wreszcie sami w to uwierzyli i pozbyli się poczucia winy, o ile kiedykolwiek go doznawali. I zamiast zająć się skrzywdzonym dzieckiem, obdarzyć troską, opieką, bezpieczeństwem – tym wszystkim, czego potrzebuje straumatyzowany umysł – zamknęli je za grubymi drzwiami i mnóstwem zamków, a jedyne, co dali, to zabawki. Ale czy ktokolwiek mógłby w ogóle umieścić słowa "troska, opieka, bezpieczeństwo" i Zoldycków w jednym zdaniu? Śmiechu warte. Killua jest całkowicie przekonany, że Nanika jest częścią psychiki Alluki, która rozpadła się pod wpływem tortur nie do zniesienia. Jest pewien, że umiejętność spełniania życzeń jest niczym innym jak manifestacją Nen, które zostało siłowo wzbudzone za sprawą doznanej przemocy. Rozpoznaje w Nanice te same cechy co w Alluce: uprzejmość, serdeczność, ciepło. Wie, że Nanika tak samo jak Alluka doznaje radości i smutku i umie je fizycznie okazywać uśmiechem i łzami. Nanika mogła powstać wtedy, gdy Alluka, uciekając przed bólem i cierpieniem, stworzyła w sobie miejsce, gdzie była bezpieczna, gdzie mogła być sobą – małym dzieckiem, które zna tylko najbardziej podstawowe emocje. Killua nienawidzi swoich rodziców za to, co zrobili jego siostrze – i zanosi dzięki wszystkim bogom, że mimo wszystko Alluka pozostała dobrym i tak bardzo kochanym człowiekiem. Nanika wyczuwa zmiany zachodzące w Alluce. Kiedyś Alluka doznawała tylko strachu i rzadkich chwil szczęścia. Teraz tych emocji jest znacznie więcej – i wciąż przybywa. Nanika nie potrafi ich wszystkich zidentyfikować czy zrozumieć, gdyż docierają do niej jako proste wrażenia. Łaskoczące (oczekiwanie). Zalewające (zachwyt). Kłujące (niecierpliwość). Kipiące (znudzenie). Palące (irytacja). Oślepiające (radość). Jedne przechodzą w drugie – i Nanika dziwi się, że jedna osoba może tak wiele odczuwać, zwłaszcza że nie wszystkie są pozytywne. Ponieważ jednak Alluka odczuwa je przy Killui, Nanika akceptuje to bez żadnej obawy, bo Killua jest bezpieczeństwem dla nich obu i przy nim nie może stać się nic złego. Nie tylko dlatego, że obiecał – Nanika po prostu zawsze o tym wiedziała. – Nanika, ostatnio mało się pokazujesz – pyta Killua któregoś razu, gdy Alluka śpi. – Wszystko z tobą dobrze? – Nanika… dobrze. Killua gładzi ją po włosach. – Cieszę się – mówi z uśmiechem. – Alluka… szczęśliwa. Nanika… szczęśliwa. Nanika… śpi. – Jeśli będziesz czegoś chciała, daj mi znać. – Tak. – Dziękuję, że opiekujesz się Alluką. – Killua…? – Mhm? – Kocham. Otrzymuje kolejną pieszczotę.
|