VII




W kwietniu przychodzi prawdziwa wiosna.

Najpierw śnieg znika z miasteczka, a potem z dolin, choć jeszcze trochę potrwa, zanim odkryje szczyty. Alluka jest szczęśliwa, mogąc ponownie ruszyć w ukochane miejsca i znajdować w nich dowody na to, że zima naprawdę ustąpiła. Polany obsypują się krokusami, strumienie – wcześniej zamarznięte – znów bieżą wartko, a z zimowego snu budzą się świstaki. Potem powoli pojawia się zieleń: cienkie źdźbła trawy strzelające z kęp zeszłorocznej, śmieszne pędy świerków, które wyglądają, jakby ktoś je do gałęzi przyczepił, wreszcie młode liście na drzewach niższych lasów. Któregoś dnia udaje jej się wypatrzyć kozicę z młodym, a radosne ćwierkanie wskazuje na to, że ptasie rodziny uległy powiększeniu.

Cudownie jest znów wędrować dolinami z plecakiem, mając na sobie tylko sweter. Czuć pod stopami miękką ziemię, nie śnieg i lód. Czuć w powietrzu zapachy przyrody zamiast kłującego mroźnego powietrza. Widzieć, jak słońce stoi wysoko ponad konarami drzew, a nie ledwo wygląda zza linii lasu, by się za chwilę znów schować. Widzieć te wszystkie kolory, tak żywe po wielomiesięcznej deprywacji, kiedy istniały tylko biel i szarość, i czasem błękit.

Alluka znów dochodzi do wniosku, że wiosna jest najdoskonalszym przeżyciem, jakiego człowiek może doświadczyć – i cieszy się z tych wszystkich, które jeszcze są przed nią. I, co nie przestaje jej zdumiewać, wszystko to jest zasługą zimy. Prawie że okropne.

Piątego maja Alluka odbywa z Oniichanem rozmowę – trochę inną, niż planowała, ale wygląda na to, że jej genialny brat jednak nie doszedł do wniosków, na które dała mu czas od zeszłego sierpnia. Może to zresztą jej wina.

– Dziś urodziny Gona, przydałby się prezent.

Oniichan oblewa się rumieńcem. Bardzo dobrze.

– Prezent? – powtarza niepewnie.

– Nie masz nic dla niego, prawda? Nie szkodzi, ja mu sprawię jeden.

Teraz Oniichan już nic nie mówi, patrzy tylko na nią, jakby wyrosła jej druga głowa – wyraźnie nie rozumie.

– Oniichan, posłuchaj…

Alluka zaciska palce i spuszcza oczy. Wie, że będzie to trudne, ale wszystko zdążyła sobie przemyśleć wiele razy i jest zdecydowana. Chodzi tu przecież nie tylko o życie Oniichana, ale także jej własne. Jest dla niej zupełnie jasne, że każde z nich ma prawo do szczęścia.

Ponownie unosi wzrok.

– Oniichan, chciałabym podjąć studia medyczne. Czuję, że jest już pora, żebym się usamodzielniła.





Imię Gona sprawiło, że Killua ma problem ze skupieniem. Kiedy jednak słyszy prośbę Alluki, jego umysł robi się krystalicznie czysty i znika wszystko poza nimi dwojgiem – i poza nagłym ukłuciem strachu, sprzeciwu, rozpaczy.

Alluka chce się usamodzielnić?

– Ty też zamierzasz mnie zostawić? – z jego ust padają słowa, których nawet nie pomyślał; powiedział je zupełnie instynktownie.

– Nie zamierzam cię zostawiać – odpowiada Alluka z miejsca, marszcząc czoło. – Co to za pomysł?

– Powiedziałaś, że chcesz się usamodzielnić – zauważa Killua i dziwi się, że jego głos jest taki spokojny.

Alluka kręci energicznie głową.

– Przecież to nie oznacza, że się rozstaniemy na zawsze. Po prostu… Posłuchaj.

Więc Killua, z uczuciem wielkiego ciężaru na sercu, słucha: jej przemyśleń, jej wrażeń, jej wniosków, jej planów.

O tym, jaką cudowną przygodą była podróż w świat i to nowe życie, które Killua jej dał. O tym, jak wspaniałe było uczyć się wszystkiego, poznawać, doświadczać – przyrody, geografii, pór roku i pogody, ale też przeróżnej wiedzy zawartej w książkach. O tym, jak satysfakcjonujące okazało się nabywanie i rozwijanie umiejętności: ruchowych, kulinarnych, medycznych. O tym, jak wiele udało jej się przeżyć i jak każdy dzień był pełną niezwykłych doznań, doskonałą całością. O radości, szczęściu, zachwycie, które przepełniały ją niemal przez cały czas. O własnym rozwoju – od małego dziecka, które nie miało o niczym pojęcia, po odrobinę starszą osobę, która rozumie nieco więcej, jeśli chodzi o ludzi i łączące ich relacje.

O tym, jak wdzięczna jest za wszystko, co Killua dla niej zrobił, i za całą jego troskę. Za to, że zawsze o niej myślał i wspierał ją w każdej próbie – że poświęcił jej tyle swojego czasu i całą swoją uwagę. O tym, że tylko dzięki niemu jest w stanie rozmyślać o przyszłości i mieć marzenia. O tym, że wciąż chce się rozwijać i wypełniać swoje życie nową wiedzą i umiejętnościami. O tym, że znalazła to, czym pragnie się zająć: swoją drogę, którą chce podążyć i w której chce się doskonalić, by wreszcie stać się częścią tego świata – jak wszyscy inni ludzie.

Alluka opowiada o tym ze spokojem, ale jej oczy lśnią blaskiem entuzjazmu, policzki ma zarumienione, a cała jej postawa wskazuje na przejęcie. Killua słucha jej słów – jej podziękowań, jej próśb, jej wizji – ale przez uczucie gniecenia w piersi nie jest w stanie się na nich skoncentrować. I kiedy jego siostra kończy, jedyne, co udaje mu się powiedzieć, to:

– Nie potrzebujesz mnie już?





Zeszłoroczny pobyt w szpitalu rozniecił w Alluce zainteresowanie medycyną – może nawet nie tyle samą nauką, ile tym wszystkim, co składa się na sztukę leczenia. Dowiedziała się, jak jest być pacjentem, który przyjmuje pomoc – a później sama spróbowała pomocy udzielać. Umożliwiono jej naukę teoretyczną i praktyczną, ale też pozwolono na wspieranie chorych psychicznie: opowieściami o własnych doświadczeniach z urazem i powrotem do zdrowia. Spędziła wiele godzin tak na oddziałach, jak i na izbie przyjęć, opatrując urazy, zmieniając opatrunki, a czasem po prostu rozmawiając, co miało nie mniejsze znaczenie.

Pomaganie pacjentom – osobom przecież poszkodowanym, bezbronnym i znajdującym się w trudnej sytuacji – przepełniło ją zachwytem, wdzięcznością, pokorą i zadowoleniem, mimo że tak naprawdę nie mogła dla nich wiele zrobić. Jednak wciągnęło ją i uzależniło, sprawiło, że zapragnęła umieć więcej i potrafić więcej. I choć zdaje sobie sprawę, że nigdy nie będzie w stanie uleczyć każdego, tak jak jest to możliwe dla Naniki, to jednak ratowanie i uzdrawianie za pomocą własnych umiejętności nie może się nawet równać z nadprzyrodzonymi mocami innych. Nawet jeśli Nanika jest jej częścią, Alluka zawsze czuła, że ona sama nie ma żadnego udziału w przywracaniu zdrowia. Teraz znalazła szansę, by wreszcie to zmienić. Potrzebuje tego – i nie tylko ze względu na siebie.

Nie chce robić niczego wbrew woli Oniichana, ale wie też, że Oniichan jej tego nie zabroni – na pewno nie ze względu na własne chęci. W Alluce serce się kroi, kiedy patrzy na jego twarz i widzi w niej szok, smutek, uczucie odrzucenia… Przesiada się na jego fotel i obejmuje mocno, przyciskając policzek do jego włosów.

– Nie zamierzam cię zostawiać – powtarza swoje słowa sprzed chwili. – Jesteś moją jedyną rodziną i zawsze nią będziesz. Między nami nigdy nie będzie podziałów ani dystansu, zawsze będzie nas łączyć nierozerwalna więź. Kocham cię najbardziej w świecie i nigdy, nigdy nie przestanę. I zawsze będę potrzebować, żebyś ty mnie kochał, to też się nigdy nie zmieni. Mogę żyć, bo wiem, że ty istniejesz, Oniichan.

Milknie, wciąż go ściskając. Jej serce bije szybko, mocno.

– Jesteśmy rodzeństwem, ale jesteśmy też dwojgiem różnych ludzi – podejmuje – i każde z nas ma swoje życie… swoją drogę, którą musi podążać. Ty jesteś Łowcą, ja chcę być lekarzem. Spędziłeś ze mną prawie dwa lata, obdarzyłeś mnie opieką, jakiej potrzebowałam, pokazałeś świat, nauczyłeś tak wielu rzeczy… Jednak teraz pora, żebyś wrócił do swojego życia, z którego dla mnie zrezygnowałeś.

Przez ciało Oniichana przebiega dreszcz, ale Alluka tylko ściska go mocniej i nie daje mu dojść do głosu, bo nie chce jego protestów i zaprzeczeń.

– Pora, żebyś zaczął na nowo żyć dla siebie. Powiedziałeś, że zostaniesz ze mną na zawsze, ale przecież nie ma takiej potrzeby. A ja nie chcę stawać ci na drodze, okropnie bym się w takiej sytuacji czuła. Nie będę budować swojego szczęścia na twoim poświęceniu, coś takiego jest wykluczone. Zawsze z radością spędzę z tobą czas, ale nie ma potrzeby, byś czuwał nade mną każdego dnia. Poradzę sobie. – Nabiera głęboko powietrza i kontynuuje: – Nigdy nie zamierzałam więzić cię przy sobie na zawsze. Pamiętasz, co powiedziałam wtedy, prawie dwa lata temu, pod Drzewem Świata? "To tylko na jakiś czas, potem ci go oddam". Tak obiecałam Gonowi.





Pierś Killuy znów ściska się bólem – ale tym razem takim słodkim, jak zawsze, kiedy chodzi o Gona. Nie może się jednak rozkojarzyć, musi skupić się na tym, co istotne, choć okazuje się to koszmarnie trudne. Jego serce uderza tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi, w ustach robi ma zupełnie sucho i kręci mu się w głowie, gdy zderzają się w nim dwa pragnienia: obsesyjna potrzeba bliskości Alluki oraz rozpaczliwa chęć, by zgodzić się na jej wolę.

Musi się jednak wziąć w garść, zapanować nad emocjami, jak zawsze to potrafił, i dokonać właściwego wyboru. Nie, dokonał go przecież już dwa lata temu, teraz musi się go po prostu trzymać. Zdejmuje ramiona Alluki za swoich barków i odsuwa ją, by móc spojrzeć jej w oczy. Jednak kiedy się odzywa, próbuje przekonać także samego siebie, bo nie może oprzeć się wrażeniu, że rzeczy, w które do tej pory wierzył i które stanowiły dla niego dogmat, rozsypują się i za chwilę nie będą w stanie go już podtrzymać.

– Alluka, obiecałem, że zostanę przy tobie na zawsze. Obiecałem, że będę chronić ciebie i Nanikę. To się nigdy nie zmieni.

Kłamstwo! Wcale tego nie chcesz!

– Obiecałem chronić was obie przed Illumim i wszystkimi ludźmi, którzy chcieliby was wykorzystać do złych celów. Nie poradzisz sobie beze mnie.

Kłamstwo! Nie jesteś niezbędny do tego, by była bezpieczna!

– Zaniedbałem cię na tak długo, zostawiłem cię samą… samą z Naniką na wiele, wiele lat, które musiały być dla ciebie koszmarem. Ja, jedyna osoba, na którą kiedykolwiek mogłaś liczyć. Teraz wreszcie będę przy tobie i będę takim bratem, jakiego przez cały ten czas potrzebowałaś.

Kłamstwo! Przecież postanowiłeś nigdy nie ograniczać jej wolności!

I Alluka widzi te kłamstwa. Zamyka na chwilę oczy, a potem znów je otwiera. Wbija ich czysty błękit w spojrzenie Killuy, nachyla się bliżej, aż prawie dotyka czołem jego czoła, i mówi cicho, ale z mocą, a każde jej słowo wbija się w jego serce:

– Oniichan, używasz mnie jako wymówki do samooskarżeń i karania samego siebie. Wykorzystujesz mnie jako powód, by pozostać w strefie komfortu, zamiast podjąć trudniejsze decyzje i wystawić się na niepewność. Wiesz, że tak jest. Wiesz, że istnieje inny sposób, by zapewnić Nanice i mnie bezpieczeństwo… Użyłeś go już! Wiesz, że nie ma potrzeby, byś wiązał się ze mną, składając swoje życie jako ofiarę… jako rekompensatę. Nie chcę tego!

Killua chce uciec wzrokiem, ale nie jest w stanie wyrwać się z jej szafirowego spojrzenia. Wtedy jednak coś w jej twarzy łagodnieje, podobnie jak jej głos, gdy dodaje:

– Wiesz przecież, że to nie mnie potrzebujesz.





Alluka wie, że jej słowa – choć są prawdziwe – ranią Oniichana. Wiedziała to od początku, odkąd podjęła decyzję, by podążyć własną drogą.

Tak naprawdę nie miałaby nic przeciwko egzystencji razem z nim. Jej nauka nie byłaby żadną przeszkodą dla wspólnego mieszkania. Oniichan jest najważniejszym człowiekiem w jej życiu, a spędzanie z nim czasu – najwspanialszą rozrywką. Z łatwością potrafi sobie wyobrazić, jak kontynuują podróż zwaną życiem, przenoszą się z miejsca na miejsce, gdzie Alluka uczy się w kolejnych szkołach, zanim będzie mogła aplikować na uczelnię medyczną. Jak odwiedzają kolejne niezwykłe miasta i kraje, oglądają nowe krajobrazy, o których dotąd tylko czytała, uprawiają formy aktywności, których jeszcze nie spróbowała. Jak dzielą codzienność: jedzą wspólne posiłki, zajmują się domem, rozmawiają na wszelkie możliwe tematy. Alluka kocha Oniichana z każdą jego cechą charakteru i sposobem bycia, więc wszystko, co robią razem, dostarcza jej radości i przepełnia szczęściem. Gdyby ktoś ją zapytał, czy istnieje człowiek, z którym chciałaby spędzić życie, bez wahania wskazałaby na niego. I nigdy nie żałowałaby tego wyboru.

Nie miałaby nic przeciwko kontynuowaniu ich wspólnej codzienności z ostatnich dwóch lat, gdyby nie zdawała sobie sprawy, że w życiu Oniichana jest ktoś, kto jest dla niego ważniejszy od niej. Alluka nie wątpi w miłość Oniichana do niej i wie, że jego przywiązanie nie wynika tylko z poczucia winy i pragnienia, by wynagrodzić jej koszmarne lata dzieciństwa. Oniichan, czegokolwiek by o sobie nie myślał, jest wspaniałym człowiekiem, który potrafi głęboko kochać i zdolny jest do największych poświęceń dla tych, na których mu zależy. Jednak Alluka rozumie też, że istnieją różne rodzaje miłości, z których każda rządzi się własnymi prawami – i że nie można poświęcać jednej dla drugiej.

Oniichan tak właśnie zrobił. Wymienił na Allukę człowieka, który był jego całym światem – choć przecież nie istniały żadne przeszkody, by mieć ich oboje – i, ponieważ nigdy nie robi niczego połowicznie, całkowicie wypchnął go ze swojego życia, a w zamian skupił całą miłość na Alluce. Zapomniał o jednym i obsesyjnie związał się z drugim. I dlatego teraz na wszystkie pragnienia i marzenia Alluki odpowiada słowami: "Też mnie chcesz zostawić?" i "Nie potrzebujesz mnie już?" – tak jakby Alluka planowała go opuścić i tym samym odebrać mu sens życia.

Alluka to wszystko rozumie. Potrafi wyczuć jego emocje tak dobrze, jakby to były jej własne. Potrafi prześledzić tok jego myśli i dojść do tych samym wniosków co on, nawet gdyby były błędne. Wie, że sprawia mu ból, w jego rozumieniu przecinając więź między nimi i porzucając go – właśnie ona, osoba, dla której poświęcił przecież wszystko. Zdaje sobie sprawę z jego strachu.

Jednak wie, że ma rację. Że bez jej interwencji nic się nie zmieni, bo Oniichan – teraz to dla niej jasne – sam z siebie nie podejmie decyzji. I tak naprawdę przecież nie zamierza ich rozdzielić na zawsze! Są bratem i siostrą, nigdy nie przestaną być sobie bliscy i nic nie stanie na przeszkodzie, by się widywali… spotykali tak często, jak będą mieć ochotę. Dlatego mówi te ostre, raniące prawdą słowa i daje mu możliwość otwarcia na dobre wszystkich zamków, za którymi uwięził drugą połowę siebie.

Oniichan dał jej wolność. Teraz pora na nią.





Killua wie, że powinien protestować, argumentować, upierać się przy swoim – ale zdaje sobie sprawę, że Alluka ma we wszystkim rację. Nagle czuje się potwornie zmęczony, zupełnie pozbawiony energii i dlatego kiedy wreszcie się odzywa, z jego ust wychodzi pytanie, którego nigdy nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek zada:

– Co chcesz mi powiedzieć?

Alluka wstaje z poręczy i wraca na swój własny fotel. Siada prosto, z kolanami równo przy sobie, z rękami splecionymi, ze wzrokiem otwartym, szczerym.

– To, co powiedziałam ci prawie rok temu. Powinieneś się z nim spotkać. Z Gonem.

Killua sądzi, że nigdy już nie pozbędzie się tego bólu w piersi – i zupełnie bezsensownie myśli sobie, że jego serce więcej nie wytrzyma. Wstaje, podchodzi do okna i opiera dłonie o parapet. Spuszcza jednak głowę; nie chce oglądać zieleni, w którą przyoblekł się majowy świat.

Kiedy znienawidził ten kolor?

Nabiera głęboko powietrza.

– To nie ma sensu – mówi bez emocji, a kiedy już zaczął, słowa same sypią się z jego ust. – Gon na pewno już o mnie zapomniał. Obiecałem, że będę się z nim kontaktował, ale nie wysłałem mu nawet jednej wiadomości. Ani jednej w ciągu prawie dwóch lat. Jest… Był moim przyjacielem, a ja go tak potraktowałem. Nie chciałby mnie widzieć. Ja…

– Oniichan – przerywa mu Alluka. – Czy Gon jest takim człowiekiem? Kimś, kto zapomniałby swojego przyjaciela? Kto poszedłby w świat, odwracając się od wszystkiego, co razem przeżyli? Tak powierzchownym, że obraziłby się za brak kontaktu? Tak zmiennym i niegodnym zaufania? Tak…

– Nie jest! – Killua zaciska pięści i odwraca się do niej, nagle przepełniony złością. – Nie mów tak o nim! Gon jest… – Urywa i spuszcza wzrok.

– Kimś, kto nie chciałby odbudować wszystkiego między wami…? Przecież powiedział: "Nieważne, gdzie się znajdziemy, zawsze będziemy przyjaciółmi". Oniichan, jestem pewna, że o to nie musisz się obawiać. O to, jak zostaniesz przyjęty. On z ciebie tak łatwo nie zrezygnuje. Musisz jednak wykonać ten krok. Musisz podjąć decyzję. Tu wszystko zależy od ciebie. Musisz tylko pokonać swój strach.

Killua czuje, że ściska go w gardle, a w głowie mu się kręci. Ciężko mu złapać oddech. Opiera się o framugę okna i patrzy na Allukę, ale ledwo ją widzi. Ma straszne uczucie, że zaraz straci nad sobą kontrolę, nie wie jednak, co zrobić, by temu zapobiec.

– Ja… – zaczyna i nie kończy.

– Kochasz go… – mówi Alluka i Killua nie wie, czy jest to pytanie, czy stwierdzenie, ale nie ma to znaczenia, bo zalewa go tak gwałtowna fala emocji, że może się jej tylko poddać i liczyć na to, że przeżyje.





Alluka nie chciała tego mówić, ale zrozumiała, że tak będzie łatwiej – dla niej i dla Oniichana. Powiedziała więc, uderzając w niego tymi słowami, by zarysować jego fasadę obojętności i pogardy dla samego siebie i pokazać, że jest w nim coś dobrego i ciepłego, za czym może podążyć…

Strzaskała ją całkowicie.

Oniichan patrzy na nią, ale sprawia wrażenie, jakby jej nie dostrzegał. W jego oczach rysują się przerażenie i rozpacz, ale też jakaś dzika emocja, której Alluka wcześniej u niego nie widziała. Otwiera usta i zaraz je zamyka. Jego policzki, już zarumienione, czerwienią się jeszcze bardziej. Jego oddech jest szybki, a jego dłonie drżą lekko. Odwraca głowę, potrząsa nią dwa razy, a potem zakrywa twarz rękami.

Po chwili pozwala im opaść, nabiera kilka oddechów, a potem – nie do wiary – uśmiecha się. Najpierw Alluka sądzi, że widzi wymuszony uśmiech, by zauważyć, że miga w nim prawdziwe ciepło. Zaraz jednak jego wargi zaczynają drżeć i zaciska je mocno. Opuszcza głowę tak nisko, że włosy spadają mu na oczy, ale nie są w stanie ukryć dwóch łez, które toczą się po jego policzkach w dół, a za nimi następne i następne… Wreszcie osuwa się na kolana, znów przyciska dłonie do twarzy, ale nie jest w stanie powstrzymać szlochu. Jego ramiona drgają w rytm cichych łkań, które przedostają się zza jego rąk.

W następnym momencie Alluka klęka koło niego i obejmuje tak mocno, jak tylko może – jakby chciała utrzymać go w całości, gdy gotów jest rozpaść się na kawałki. Jej oczy też wypełniają się łzami, a jej serce bije szybko, ale przepełniają ją czułość i współczucie, i pragnienie wspierania go, gdy tylko to możliwe. Jest szczęśliwa, że dostała okazję – nie zamieniłaby jej na nic. Jest wstrząśnięta – ale w pozytywny sposób – widokiem swojego potwornie silnego brata, w którym przynajmniej na parę chwil przeważyła jego ogromna wrażliwość. Jest dumna, że może być przy nim – być może jako pierwsza osoba, która może odpowiedzieć miłością na jego słabość. Jest pełna nadziei, że te łzy usuną wszystkie przeszkody i wreszcie umożliwią przejrzyste spojrzenie na to, co ważne.

Tuli Oniichana w uścisku i uśmiecha się do siebie, wspominając, co kiedyś od niego usłyszała: "Jestem tylko człowiekiem". Dobrze, że przynajmniej w to wierzy, jeśli w nic innego.

Wreszcie płacz ustaje i Alluka odsuwa się. Oniichan opuszcza ręce, ale wciąż nie podnosi głowy. Pociąga nosem kilka razy, potem wierzchem dłoni, jak małe dziecko, ociera policzki. Siada na dywanie i podciąga kolana do piersi, by objąć je ramionami.

W końcu unosi wzrok, by zaczerwienionymi oczami popatrzeć na Allukę. Jego wargi wciąż drżą i przełyka dwa razy. Sprawia wrażenie, jakby niewiele było trzeba, by ponownie zmusić go do płaczu. Kiedy się odzywa, jego głos jest drżący i pełen przepełniających go emocji.

– Chcę go zobaczyć – mówi niewiele głośniej od szeptu i zaciska usta, a potem mruga kilka razy i znów zakrywa oczy ręką. – Chcę go znów zobaczyć …!





– Chcę go znów zobaczyć...! – mówi Killua, zanim jego gardło się zaciśnie, a kolejne łzy napłyną do oczu.

Wbija pięści w oczodoły, ale nie jest w stanie powstrzymać płaczu – tak jak nie zdołał nigdy wcześniej. I jak zawsze w takich sytuacjach czuje się okropnie. Tyle razy obiecywał sobie, że już nigdy więcej… Jednak wychodzi na to, że nie uniknie łez, jak długo Gon Freecss – jedyna osoba, przez którą kiedykolwiek płakał – będzie w jego życiu…

Będzie w jego życiu? Gon?

Gorąco znów rozlewa się w jego piersi, choć w gruncie rzeczy ciężko jest rozeznać się we własnych doznaniach, kiedy jest cały obolały, samo oddychanie drapie w gardle, a jego głowa chyba spuchła jak balon. Jednak – nie może zaprzeczyć – czuje też jakąś ulgę.

Czuje, jakby po raz pierwszy od bardzo dawna – tak dawna, że nawet tego nie pamięta – powiedział to, co naprawdę myśli. Co, dziwnym trafem, jest też tym, czego naprawdę chce.

"Chcę zobaczyć Gona."

Oczywiście, że tego pragnie. Odkąd się spotkali – ponad trzy lata temu – być z Gonem pozostawało jego jedynym, niezmiennym życzeniem. Ponieważ jednak życie wymagało poświęcenia własnych życzeń, pogrzebał je bez chwili wahania.

– Naprawdę mogę się z nim zobaczyć…? – pyta cicho i właściwie nie wie, czy samego siebie, czy Allukę.

– Przecież nic nie stoi na przeszkodzie – odpowiada jego siostra z zupełnym przekonaniem. – Obaj żyjecie w tym samym świecie. I, tak naprawdę… – Alluka odwraca wzrok. – Gon jest teraz całkiem niedaleko.

Killua czuje, jakby przeszedł go prąd.

– Co…? – pyta słabo, a kiedy nie otrzymuje odpowiedzi, łapie ją za ramię. – Alluka…?!

– Nie bądź zły, Oniichan, ale od jakiegoś czasu jestem z nim w kontakcie. Och, naprawdę rzadko. "Jesteśmy tu i tu, robimy to i to, wszystko jest dobrze", tylko tyle. I on czasem też napisze coś podobnego, stąd wiemy o swoich lokalizacjach. Nie prowadzimy żadnej wielkiej korespondencji za twoimi plecami, nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.

Killua tylko wpatruje się w nią szeroko otwartymi oczami, usiłując pojąć to, co usłyszał.

– Gon… jest niedaleko? – pyta wreszcie głuchym głosem. – Ale ja… Nie jestem gotowy…!

Alluka rzuca mu bezbrzeżnie zdumione spojrzenie, a potem parska śmiechem.

– Spokojnie, nie musisz tak panikować. Przecież nie wpadnie tutaj za chwilę, nie zaprosiłam go na jego własne urodziny – mówi wesoło, ale potem przekrzywia głowę. – Choć może powinnam była… żeby dostał swój prezent.





Alluka skontaktowała się z Gonem zeszłej jesieni, po wyjściu ze szpitala. Biorąc wszystko pod uwagę, naturalne było, że chciała mieć go na widoku. Kiedyś Oniichan i Gon mieli się ponownie spotkać, choćby musiała im w tym pomóc – więc dobrze było wiedzieć, że Gon gdzieś tam jest i ma się dobrze. Nie wypisywali do siebie długich wiadomości – ot tylko potwierdzali swoją obecność w świecie, tak na wszelki wypadek. Alluka tylko na początku – żeby Gon się nie martwił – wspomniała, że Oniichan na razie nie ma ochoty na kontakt i dlatego sam się nie odezwał. Później tylko zapewniała, że wszystko jest w porządku. Nie pytała, czym Gon się zajmuje, o czym myśli, co planuje, nie pytała o nic w związku z Oniichanem – to nie były jej sprawy.

– Jak daleko jest "niedaleko"? – pyta Oniichan, wciąż zaczerwieniony.

– Zdaje się, że jakieś sto kilometrów. Tyle ile do największego miasta tego regionu – mówi Alluka, a wzrok Oniichana rozmywa się w niewypowiedzianym pytaniu: "Co on tam robi?". Alluka dodaje: – Swoją drogą, to byłoby dobre miejsce, żeby pójść do szkoły…

Te słowa wydobywają Oniichana z oszołomienia. Skupia na niej wzrok, a z jego twarzy powoli znikają wszystkie emocje, które nim władały przez ostatnią godzinę – i znów staje się jej ogarniętym, niezwykłym starszym bratem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Zwłaszcza teraz już nie ma, gdy odzyskał wolność. Niesamowite – ale jakie wspaniałe…!

– Więc o tych studiach to było serio? – pyta, wracając do tematu, od którego wyszli.

– Myślałeś, że wymyśliłam to na potrzeby konwersacji?! Przecież bym nie żartowała o czymś takim. Ale najpierw muszę skończyć jedną albo dwie inne szkoły.

– Długo ci to nie zajmie – stwierdza Oniichan, a Alluka w duchu zgadza się z nim. – I naprawdę chcesz sama zamieszkać?

Alluka cieszy się, że już nie mówi: "Chcesz mnie zostawić?" – już nie skupia się na sobie, tylko na sprawie.

– Przy szkołach są internaty dla uczniów, mogę się w takim zatrzymać.

– Wszystko już przemyślałaś?

– Wszystko.

Wszystko?

Alluka wie, co kryje się za tym pytaniem.

– Oniichan, pamiętasz, o co poprosiłeś Nanikę na samym początku? "Ukryj nas przed każdym, kto chciałby wykorzystać twoje moce". Jest jednak jeszcze jedna metoda, bardzo prosta, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo, i nie wierzę, że o niej nie pomyślałeś. Trzeba poprosić Nanikę, żeby wymazała moje istnienie z pamięci wszystkich innych ludzi.





Killua patrzy na swoją siostrę wstrząśnięty. Oczywiście, to niezawodny sposób na odsunięcie od Alluki największej groźby – ale też najbardziej radykalny.

– Chcesz, żeby wszyscy o tobie zapomnieli? Nawet rodzina? – pyta i w tym momencie zdaje sobie sprawę, że chyba nigdy w życiu nie powiedział nic równie głupiego.

– Oniichan, moją jedyną rodziną jesteś ty – odpowiada Alluka miękko. – Wystarczy, że ty będziesz o mnie pamiętał – podkreśla z powagą, a potem w jej oczach coś migoce. – I, oczywiście, Gon.

Killua znów czuje rumieniec wkradający się na jego twarz, a jego serce wykonuje kolejny podskok w jego piersi, ale ignoruje to i koncentruje się na najważniejszym.

– Naprawdę tego pragniesz? Takiego życia?

– Ile razy mam powtarzać? Chcę tego spróbować, bo czuję, że to moja droga. To moje marzenie i jestem gotowa podporządkować mu wszystko. Sam mnie tego nauczyłeś: że jestem wolna i mogę robić to, czego pragnę i co mi sprawia radość – mówi Alluka. – Mimo że sam tak nie postępowałeś… – dodaje z niejakim wyrzutem.

Killua nie reaguje na tę uwagę. Wpatruje się w siostrę i myśli o tym, jak bardzo urosła… dojrzała w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie, "bardzo" nawet nie oddaje skali zjawiska. Przemiana, jaka się w niej dokonała, jest po prostu kosmiczna, jej rozwój nastąpił w niezwykle przyspieszonym tempie. Kiedy wyruszyli w tę podróż, dwunastoletnia Alluka była jak małe dziecko, które mogło tylko patrzeć na świat, gdzie praktycznie wszystko było dla niej nowe. Każdy dzień, który potem nastąpił, dostarczył pożywki dla jej wzrostu. Jak to powiedziała: "Moja głowa była pusta, teraz wreszcie się zapełnia". Czternastoletnia Alluka posiada wiedzę i mądrość osoby znacznie starszej, dorosłej.

I tak naprawdę nie jest to niczym dziwnym – Killua sam czuje się często, jakby żył przynajmniej dwa razy dłużej – jednak tutaj widzi też, jak w odpowiednich warunkach można rozkwitnąć. Alluka, jedyna z całej rodziny potworów, staje się kimś, kto promienieje miłością i światłem człowieczeństwa. Może zresztą każde z nich miało kiedyś taki potencjał, zanim wychowanie na Zoldycków nie zniszczyło w nich wszystkiego, co dobre... ale takie myśli nie mają sensu i lepiej o nich zapomnieć.

W świecie, w którym jest wiele zła, takie dobro musi być chronione, to jedno jest zupełnie oczywiste – jednak nie za cenę pozbawienia wolności, czego Killua nigdy nie chciał. A sama Alluka musi być chroniona przede wszystkim przed Illumim – Illumim, który żyje w bańce własnych urojeń i według nich chce ustawiać życie innym. Który całkowicie wypaczył rolę starszego brata. Który postrzega Allukę tylko jako środek do osiągnięcia potęgi.

Illumim – jedynym człowiekiem, którego Killua się naprawdę boi.

Mimo wszystkich złożonych obietnic i deklaracji Killua wie, że bez pomocy Naniki nie byłby w stanie ochronić Alluki, gdyby Illumi naprawdę zaatakował.

Kiwa głową.





– Poprosimy Nanikę, by wymazała Allukę Zoldyck z pamięci wszystkich ludzi poza mną…

– I Gonem – przypomina Alluka i widzi znajomy, uroczy rumieniec.

– I Gonem. A także każdy dowód na to, że kiedykolwiek istniałaś.

– Brzmi doskonale! A ja sobie oficjalnie zmienię imię, by nikt nigdy nie mógł sobie o mnie przypomnieć. Lepiej nie kusić losu, prawda?

Oniichan marszczy brwi.

– O tym też pomyślałaś?

– Tak jest! Jak ci się podoba "Annika"? To łączy Nanikę i mnie w jedno.

– Nie sądziłem, że da się was jeszcze bardziej połączyć… A co z nazwiskiem?

– Nie mogę się zdecydować…

– Między czym a czym?

– Między nazwą tego miasta a nazwą tej góry ze stacją meteorologiczną.

Oniichan patrzy na nią z osłupieniem, a potem parska śmiechem – po raz pierwszy, odkąd rozpoczęli tę rozmowę – i jest to cudowny widok.

– Zawsze możesz wziąć podwójne, będzie bardzo oryginalnie – mówi, wciąż ubawiony.

– Jesteś genialny, Oniichan! – Alluka klaszcze w ręce, ale zaraz się reflektuje: – Tylko nie wiem, czy nie będę wtedy sprawiać wrażenia, jakbym wyszła z atlasu geograficznego…

– Cóż, z całą pewnością wszyscy uznają cię za rodowitą mieszkankę tego regionu.

Oboje wybuchają śmiechem i śmieją się tak mocno, że Alluce łzy napływają do oczu. Ociera je, a potem przysuwa się do Oniichana i obejmuje go.

– Dziękuję, Oniichan – zaczyna, ale wtedy jej gardło zaciska się i nie jest w stanie powiedzieć nic więcej.

Oniichan odwzajemnia jej uścisk.

– To ja powinienem to powiedzieć – mówi cicho, z przekonaniem, a Alluka czuje ciepło rozlewające się w jej piersi, łagodzące ogromne wzruszenie. – Cieszę się, że mam taką siostrę… najlepszą i najmądrzejszą siostrę na świecie. Dziękuję ci, Alluka… Dziękuję ci za wszystko.





Killua trzyma Allukę w objęciach, przepełniony wdzięcznością i uczuciem, że może jednak jego dotychczasowe życie miało w sobie jakiś sens… Że może jednak udało mu się zrobić coś dobrego. I że może jednak na szczęście i miłość nie trzeba sobie specjalnie zasłużyć.

– Co teraz? – pyta Alluka i zaraz sobie odpowiada: – Oczywiście spotkasz się z Gonem…?

Killua po raz setny tego dnia oblewa się rumieńcem – kiedy wreszcie przestanie tak reagować? – i kiwa głową.

– Muszę go przeprosić – mówi cicho. – A potem…

"A potem będzie, co ma być", stwierdza z nietypową dla siebie niefrasobliwością. Kiedy jednak przychodzi do dwojga ludzi, na nic nie zdadzą się plany i założenia – trzeba zaufać i mieć nadzieję. Czy nie tak przecież postanowił prawie trzy i pół roku temu, kiedy uciekł z domu, by zbudować sobie nowe życie? "Będzie, co ma być".

Nie wie, czy… powie Gonowi. Na tę chwilę chce po prostu go spotkać, ujrzeć go ponownie – tak mocno, że nie może oddychać, a jego wnętrzności zwijają się w kłębek – i spróbować odbudować to, co kiedyś ich łączyło. Musi uwierzyć, że mu się uda. Wierzy. Wierzy!

I może kiedyś… kiedyś…

– Alluka…?

– Hm?

– Czy to w porządku, że ja… i Gon…?

– Głuptas! Oczywiście, że tak. Chcę, żebyś był szczęśliwy.

– Alluka…?

– Hm?

– Czy możemy kiedyś… zamieszkać razem… we trójkę?

– Jeśli tylko Gon nie będzie miał nic przeciwko, to pewnie, że tak. Bardzo będę się cieszyć.

– Alluka…?

– Hm?

– Jesteś geniuszem. W ciągu dwóch lat nauczyłaś się wszystkiego o ludzkiej naturze…

– Nie, Oniichan. Dzięki tobie wiedziałam, co to znaczy kochać, już dawno, dawno temu.

Killua obejmuje ją mocniej i uświadamia sobie, że Alluka raz jeszcze ma rację.





Nanika jest szczęśliwa, mogąc po raz pierwszy od dawna spełnić życzenie Killuy, a jeszcze bardziej szczęśliwa, kiedy Killua obejmuje ją i trzyma w uścisku długą chwilę.

– Teraz tylko dwie osoby na świecie o tobie wiedzą, Nanika.

– …Dobrze.

– Obiecałem, że będę was chronić, ale prawda jest taka, że tylko twoja moc może to sprawić.

– …Dobrze.

– I nie mogę przy was zostać. Znaczy się… Alluka chce, żeby tak było.

– Nanika… wie.

– Ale będę was odwiedzał!

– Nanika… wie.

– Chcę odnaleźć… kogoś bardzo dla mnie ważnego.

– Nanika… wie. Nanika… poznać… Gona.

– Pamiętasz Gona?

– Killua… kocha… Gona.

– To też wiesz? No tak, skoro Alluka to wiedziała, to ty też…

– Alluka… zawsze… wiedziała. Alluka… mądra.

– To prawda, Alluka jest bardzo mądra. Znacznie mądrzejsza ode mnie.

– Nanika… chce… Killua… szczęśliwy. Nanika… spotkać… Gona. Nanika… rozmawiać… z Gonem. Alluka… obiecała. Killua… obieca.

Killua śmieje się.

– W takim razie naprawdę nie ma innej rady. Obiecuję. Przyprowadzę go, żebyś już zawsze mogła z nim rozmawiać.

– Killua…?

– Mhm?

– Kocham.



[9.1.-11.2.2024]



VI | główna