Lato powoli przechodzi w jesień. Drzewa w dolnym piętrze lasu obsypują się żółcią i czerwienią, zieleń stopniowo blaknie. Dni słoneczne, barwne intensywnym błękitem nieba, przeplatają się z deszczowymi, kiedy góry znikają w mgłach i chmurach. W te pierwsze Alluka wspina się z Oniichanem na hale i szczyty – jest niepocieszona, gdy odkrywa, że wierzbówki już przekwitły, ale jednocześnie postanawia zobaczyć je ponownie za rok – w te drugie biega do szpitala, gdzie spędza często wiele godzin. Przygląda się pracy lekarzy przy leczeniu najróżniejszych złamań i innych urazów, bierze udział w kursach pomocy, a czasem – na prośbę personelu – opowiada chorym o swoim procesie zdrowienia i rehabilitacji. Niektórzy nie wierzą i wtedy pokazuje im ledwo widoczną bliznę na prawym ramieniu – ślad po operacji. Nie wierzą też, gdy mówi o powrocie w góry, ale dla innych jest przykładem na to, że nawet po wypadku można zachować miłość do wspinaczki. Ma trochę wyrzuty sumienia, ponieważ zdaje sobie sprawę, że w przeciwieństwie do innych ludzi praktycznie nie odczuwa strachu – ale z drugiej strony w rozmowach zawsze podkreśla, że każdy powinien przede wszystkim słuchać samego siebie i własnych emocji. Kiedy jest w szpitalu, Oniichan czasem i cały dzień spędza sam w domu – i tak ma właśnie być. Po pierwsze Alluka chce mu zapewnić czas do myślenia, a po drugie chce go odzwyczaić od swojej obecności. Chce mu pozwolić osiągnąć zrozumienie i jednocześnie przypomnieć, że także on ma swoje życie. Od tamtej rozmowy po przyjęciu urodzinowym Alluka nie wspomina więcej o Gonie. Nie widzi takiej potrzeby. To jest sprawa, którą Oniichan musi sam rozwiązać. Pomogła mu, ile mogła – skłonienie do zwierzeń poczytuje sobie za prawdziwy sukces – ale reszta należy do niego. Nie można drugiej osobie objawiać wniosków, do których musi dojść sama. Dyskutują więc z Oniichanem na wszystkie inne tematy – a tych nigdy nie brakuje i nawet rozmowa o pogodzie może być nadzwyczaj fascynująca – skupiają się jednak na teraźniejszości i przyszłości, o których mogą sami decydować. – Oniichan, jest takie miejsce, które najbardziej byś chciał odwiedzić? Wybierzemy się tam kiedyś? – Czy myślisz, że możemy zostać tutaj do przyszłego lata? Nie napatrzyłam się do woli na wierzbówkę… – I jak? Podobała ci się ta powieść? Mnie zaskoczyło, że tamten od początku wiedział, kto jest mordercą… – Urosłam przez ten rok, zobacz, jak rękawy się skróciły. Będę potrzebować nowego płaszcza. – Ten ser owczy jest przepyszny! Myślisz, że w innych miejscach też go robią? Trzeba będzie go zabrać na zapas. – Moje życie chyba nie mogłoby być szczęśliwsze. Dziękuję ci, Oniichan… Killua sądził, że mu przejdzie. Że po sprowokowanej przez Allukę fali wspomnień, zwierzeń i przemyśleń – co nie było takim złym przeżyciem – ponownie zapomni Gona i podejmie wspólną egzystencję z siostrą, zwłaszcza teraz, gdy Alluka wyzdrowiała. Nic z tego. Czy sprawił to jej komentarz, że powinni się spotkać? Czy może po prostu jego umysł, raz popchnięty na te tory, nie był w stanie z nich zejść? Killua ma zbyt dużo czasu na rozmyślania, ale nawet jeśli próbuje sobie znaleźć jakieś zajęcie, pomaga to tylko na chwilę, po której jego uwaga znów wraca do Gona. Wspomina wciąż te półtora roku, które spędził razem z nim. Rozważa, co zrobił źle, że wszystko się skończyło. I może czasem rzeczywiście próbuje zastanowić się nad tym, czy Alluka nie miała racji… jednak zaraz przypomina sobie, że decyzja została podjęta, dzieląc jego życie na dwa okresy: z Gonem i już bez Gona. Zastanawia się, co Gon teraz robi – gdzie jest, czym się zajmuje? Czy został z ojcem, czy ruszył sam ku dalszym przygodom? Czy może spotkał się z Kurapiką albo Leoriem? Czy odzyskał umiejętność kontroli Nen? Czy trenuje? Czy wrócił na Wielorybią Wyspę do swojej rodziny? Kiedy myśli o Gonie, robi mu się cieplej na sercu, bo Gon był najlepszym, co go w życiu spotkało. Po jakimś czasie przestaje opierać się tym myślom – mówi sobie, że im szybciej to przerobi, tym szybciej odzyska równowagę. Tak się jednak nie dzieje – wręcz przeciwnie, wydaje się popadać w coraz większe szaleństwo, kiedy wkrótce odkrywa, że Gon nie tylko zaprząta jego umysł za dnia, ale też przeniknął do jego snów. Nie pamięta ich treści – tylko ich klimat: czasem zabawny, czasem poważny, czasem łagodny, czasem gwałtowny – jednak po przebudzeniu wie z całkowitą pewnością, że dotyczyły Gona. Spokój ma tylko wtedy, gdy jest z Alluką – na niej potrafi skupić się bez reszty – jednak pogoda uniemożliwia wędrówki po górach, więc Alluka większość czasu spędza w szpitalu. Czy jego jedyną opcją, by przeżyć własne życie, jest skupić je na drugiej osobie? Czy tylko wtedy czuje się dobrze, gdy jego myśli i działanie poświęcone są konkretnemu człowiekowi? Dane mu było takich dwoje – i wybrał Allukę, bo go potrzebowała. Jeśli jednak Alluka w którymś momencie zechce wydobyć się z tej symbiozy, którą między nimi wytworzył… Co wtedy zrobi? Jak będzie egzystować, nie mając na drugim końcu odbiorcy swoich uczuć… kogoś, z kim łączy go głęboka więź? Taka perspektywa sprawia, że czuje się koszmarnie. A prawda jest taka, że Alluka już zaczęła szukać swojej – tylko swojej – drogi, co jest zupełnie zrozumiałe i oczywiste. Przecież żadne rodzeństwo nie żyje ze sobą aż do śmierci. Killua pamięta, że kiedyś – w jednym momencie swojego życia, gdy był w nim jeszcze Gon – z pełną wyrazistością i przekonaniem pomyślał: "Chcę zostać z tobą na zawsze". Nie miał pojęcia, czy to możliwe, ale nie ulega wątpliwości, że tego właśnie pragnął. I teraz, mimo że fizycznie się rozstali, Killua wciąż nie może Gona od siebie odpędzić. Zresztą już nawet nie próbuje – zaakceptował to, że jest w tej kwestii bezsilny, a może nawet czuje się w tej sytuacji lepiej, niż gdy w ogóle o nim nie myślał. Do czasu, gdy jednego jesiennego ranka budzi się w momencie seksualnego zaspokojenia i zdaje sobie sprawę, że tej nocy także śnił o Gonie. Kiedy Oniichan nie pojawia się na śniadaniu, Alluka zagląda do jego pokoju. – Jesteś chory? – pyta, choć tak naprawdę nie jest pewna, czy Oniichan w ogóle może zachorować, nawet przy tak marnej pogodzie jak dzisiaj. Oniichan wystawia głowę spod kołdry i patrzy na nią z jakąś dezorientacją, zupełnie jakby właśnie wrócił z innej rzeczywistości, co nie jest żadnym nowym widokiem. – Nie – odpowiada. – Nic mi nie jest, ale mam trochę rzeczy na głowie, które muszę przemyśleć. Nie przejmuj się mną, zjem później. Wychodzisz dzisiaj? Nie zapomnij parasola. Zatem Alluka je śniadanie sama – odstawia jego porcję na bok – a potem wychodzi do szpitala, bezpieczna od deszczu pod dużym żółtym parasolem. Krople stukają o jego materiał i czasem spadają z jego brzegów, a wszędzie wokół rozlega się typowy szmer, gdy woda rozbija się na liściach, dachach i kamieniach. Normalnie Alluka zatrzymywałaby się co jakiś czas, by posłuchać, o czym śpiewa deszcz, jednak dzisiaj ma zajęte myśli. W ostatnich dniach Oniichan był coraz bardziej pogrążony w zadumie – do tego stopnia, że raz próbował zjeść zupę widelcem, a kiedy indziej na pytanie o plany na następną wycieczkę odpowiedział zawartością listy zakupowej – ale tak jest dobrze. Alluka liczy na to, że jego coraz głębsze rozmyślania wreszcie przyniosą spodziewany efekt. O nic nie pyta, obserwuje tylko. Śledzi go wzrokiem, gdy Oniichan siedzi w fotelu z rozkojarzonym spojrzeniem, kiedy stoi przy oknie i niby patrzy na góry, ale tak naprawdę ich nie widzi. Kiedy czasem uśmiecha się do siebie, a w innych chwilach wygląda na tak smutnego, że Alluka chciałaby podejść i go przytulić. A dziś Oniichan nawet o śniadaniu zapomniał… Alluka zadowolona jest z tego, że są w stanie spędzać czas osobno. Mimo że Oniichan jest człowiekiem, którego kocha najbardziej w świecie, jest dla niej zupełnie jasne, że kiedyś ich drogi się rozejdą. Alluka coraz bardziej konkretyzuje sobie plany na przyszłość i w odpowiedniej chwili – kiedy Oniichan już doprowadzi do końca swoją pracę umysłową – zamierza o nich opowiedzieć. Na razie w pełni wykorzystuje okazję do nauki. Przebywanie w szpitalu przynosi jej wiele radości. Nigdy nie nudzi jej przyglądanie się zabiegom, ale też kontaktom lekarzy i fizjoterapeutów z pacjentami. Z przyjemnością pomaga chorym, jeśli potrzebują pomocy – w ubieraniu, w jedzeniu, w pisaniu wiadomości do rodziny, w ćwiczeniach. Czasem czyta im książki (i wie, że jest w tym znacznie lepsza od Oniichana). Czasem tylko motywuje ich do pracy celem odzyskania zdrowia. Czasem po prostu słucha o chwilach strachu, które spędzili w górach – po zmroku, w niebezpiecznym miejscu, z urazem, może nawet po tragicznej stracie bliskiej osoby. W każdej sytuacji stara się dodawać otuchy i wspierać nadzieję. Jako osoba, która przez wiele lat tkwiła w ciemności, a jedyny towarzysz znajdował się w jej głowie, i która została ocalona, wie, że wszystko może się obrócić na lepsze i dlatego warto dalej żyć. Dlatego warto wierzyć, że któregoś dnia człowiek obudzi się z uczuciem, że całe zło jest już za nim, w przeszłości. W erotycznych snach i porannych chwilach cielesnej przyjemności nie ma nic dziwnego – Killua przechodził to już dawno temu. Ma czternaście lat, jest chłopakiem i mimo trudnego dzieciństwa w zakresie podstawowych funkcji jego organizm działa zupełnie normalnie. Co nie jest normalne, to powiązanie tych podstawowych funkcji z osobą Gona. Killua jest zupełnie pewny i dałby się za tę wiarę pokroić, że nigdy – nigdy! – nie odczuwał do swojego przyjaciela pociągu seksualnego. (Nie odczuwał go też do nikogo innego, ale nie w tym rzecz). Jest w stanie to powiedzieć także teraz, po obudzeniu się ze snu, którego treści nie pamięta, ale który pozostawił go z wrażeniem niezwykłej rozkoszy i który w swoim centrum bez wątpienia zawierał Gona. Najlepiej zrobi, ignorując ten incydent – i wszystkie następne. Skoro Gon śni mu się każdej nocy, siłą rzeczy musiał zderzyć się z normalną fizjologią i wspólny efekt był właśnie taki. Jednak Killua – który czasem chciałby móc odkręcić sobie głowę – nie może tego zignorować. Nie, inaczej: to zdarzenie prowokuje go do kolejnej fali przemyśleń i analiz, choć jest w nich bardziej zagubiony niż kiedykolwiek do tej pory. Po raz pierwszy w życiu Killua Zoldyck zaczyna zastanawiać się, czy jego przywiązanie do Gona Freecssa nie było czymś innym – czymś więcej, czymś głębiej – niż zawsze uważał. Tym, co sprawia mu największy problem, jest całkowity brak rozeznania. Urodziwszy się w takiej, a nie innej rodzinie i otrzymawszy takie, a nie inne wychowanie, Killua nigdy nie miał możliwości doświadczyć normalnych relacji z innymi ludźmi. Koszmarne przeżycia dzieciństwa uniemożliwiły stworzenie jakichkolwiek więzi emocjonalnych z rodzicami. Prawdopodobnie dzieciństwo Silvy i Kikyo wyglądało dokładnie tak samo, podobnie jak ich rodziców i tak dalej kolejne pokolenia wstecz – i może było to celowe, może jedyną emocją, którą powinien mieć zabójca, jest lojalność wobec rodu – ale nawet jeśli można to zrozumieć, niekoniecznie trzeba to akceptować. Pierwszą normalną rozmowę z ojcem Killua odbył, mając dwanaście lat. Wcześniej Silva Zoldyck był dla niego po prostu przywódcą rodziny i nauczycielem. Killua ojca szanuje za jego siłę, umiejętności i autorytet – tak samo jak dziadka – ale nie odczuwa wobec niego żadnego przywiązania. Wie, że Silva widzi go nie jako dziecko, tylko potomka, jako przedłużenie rodzinnych tradycji – innymi słowy, jako postać, która ma jakąś przydatność. Relacja Killuy z matką – kobietą, która w tej samej chwili deklarowała miłość i podawała kolejną dawkę trucizny – jest jeszcze gorsza. Killua uważa Kikyo za tak odpychającą, że wyzwala to w nim agresję. Do tej pory nie żałuje, że pociął jej piękną twarz, i ma nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał jej oglądać. Podobnie jest ze starszymi braćmi, których Killua postrzega w pierwszej kolejności jako oprawców. Jak miał nawiązać z nimi jakąkolwiek więź, jeśli jedyne, co od nich otrzymał, to cierpienia fizyczne i psychiczne? Jeśli wywoływał w nich zazdrość (Milluki) i pragnienie podporządkowania (Illumi), według których działali? Killua nie miał pojęcia o normalnych relacjach – jedyne, co mógł zrobić po ucieczce od rodziny, to odwrócić się od wszystkiego, czego doświadczył od Zoldycków. Uznać to za złe, wypaczone – i postępować inaczej. Kiedy Alluka myśli o upływie czasu, zdumiewa ją, że nie minęło jeszcze półtora roku jej nowego życia – tyle przecież zawarło się w tych kilkunastu miesiącach! Nauczyła się kolorów i kształtów. Poznała nazwy roślin i zwyczaje zwierząt. Doświadczyła pór roku i zjawisk pogodowych. Widziała przeróżne scenerie i zachwyciła się każdą. Mieszkała w dużym mieście na brzegu morza i w małej miejscowości otoczonej lasem. Przeżyła radość z kontaktu ze sztuką oraz rozkosz fizycznej aktywności. Nie żałuje nawet wypadku w górach, ponieważ umożliwił jej to, co wcześniej zdawało się trudne, może nawet niemożliwe: utworzenie więzi z ludźmi innymi niż Oniichan. Oczywiście od początku spotykali ludzi – sąsiadów, sprzedawców, obsługę, uczestników zabaw na świeżym powietrzu – i Alluka potrafiła z nimi rozmawiać, jednak nie potrafiła się do nich emocjonalnie zbliżyć. Łatwiej było obserwować zwierzęta i pochylać się nad kwiatkami, oddawać się gotowaniu i zanurzać w świat książek. Ludzie, mimo że zawsze przyjaźni, wydawali się grupą, do której ona i Oniichan nie mają wstępu, ani też go nie pragną. Alluka wiedziała, jak bardzo oni dwoje różnią się od innych – przede wszystkim przeszłością, która ukształtowała ich w taki, a nie inny sposób. Dopiero tutaj, w szpitalu, odnalazła ten spokój i tę radość, które możliwe są tylko w przypadku otwartej relacji z drugim człowiekiem. Kiedy znalazła się na pozycji kogoś, kto musi przyjąć pomoc i cały wysiłek innych, odkryła, że to potrafi – i że nie jest to niczym strasznym. Jako pacjentka angażowała się w proces zdrowienia tak samo jak ludzie, którzy się nią zajęli i jej pomagali. Potem, jako ozdrowieniec, dostała szansę zrobienia tego samego dla innych – i jakże cudownym przeżyciem się okazało! Czasem dotknięcie ręki, czasem uśmiech, czasem słowna pochwała albo podziękowanie… Kiedy bariery, które człowiek ustawia wokół siebie – tak wcześnie, że później tego nawet nie pamięta – są codziennie bombardowane takim przekazem, wtedy siłą rzeczy powoli upadają. Alluka odkrywa, że może robić coś, co przynosi jej głęboką satysfakcję – i nie dla siebie, tylko dla innych. Dzięki temu wreszcie zaczyna czuć się częścią świata, a nie tylko gościem z innej rzeczywistości, który wpadł tutaj na chwilę. Dziś znów pomaga zmieniać opatrunki. Jednym z pacjentów jest wesoły młody mężczyzna, kilka lat starszy od niej, który pośliznął się na szlaku i spadł kilkanaście metrów. Doznał licznych złamań, które wymagały leczenia operacyjnego. Mimo wypadku stara się do swojej sytuacji podejść z humorem i nie traci dobrego nastroju. – Kiedy zajmuje się mną tak urocza pielęgniarka, z pewnością dojdę do zdrowia szybciej – mówi i puszcza do Alluki oko. – Nie jestem pielęgniarką – odpowiada zgodnie z prawdą Alluka, choć jest jej miło. – A powinnaś – stwierdza pacjent, patrząc z uznaniem na świeży opatrunek. Alluka nic nie mówi, kiwa tylko głową. Odwrócenie się od tego, czego o ludziach i relacjach nauczyła Killuę rodzina, oznaczało wykształcenie w sobie takich cech jak szacunek, wyrozumiałość i umiejętność zaufania. Killua nie jest głupi i zdaje sobie sprawę, że gdyby nie miał ku temu predyspozycji, nigdy by mu się nie powiodło – byłby taki jak Illumi, który w jego oczach jest całkowitym zaprzeczeniem człowieczeństwa. Killua jednak różni się od Zoldycków – może właśnie zdolnością… nie, możliwością doświadczania głębszych uczuć i działania według nich. Im jest starszy, tym bardziej to docenia. Relacja z Gonem była pierwszą relacją, jaką Killua nawiązał po opuszczeniu domu. Z czasem zaangażował się w nią – w tę przyjaźń, bo tylko tak potrafił ją nazwać – całkowicie. Chciał dać tyle, ile mógł – i w jego pojęciu równało się to gotowością zrobienia wszystkiego, absolutnie wszystkiego. Wiedział, że gdy będzie trzeba, zabije dla Gona, Wiedział, że gdy będzie trzeba, umrze dla Gona. Było to dla niego naturalne, oczywiste i normalne. Nie istniały limity, nie istniało stopniowanie, nie istniały żadne progi, za którymi przyjaźń zmieniała się w coś innego. Nie było ostrzeżeń typu: "Hej, teraz już przesadzasz". A przecież Gon przyjął go, zaakceptował ze wszystkim, co Killua mu dał. Nigdy nie powiedział: "Teraz już nie chcę" albo: "Tak już być nie może", albo: "To mi się nie podoba". Ich relacja była cudowną wzajemnością i zrozumieniem, a przynajmniej do czasu mrówek. Gdyby Gon dałby mu jakiś znak, ostrzeżenie, może Killua – który wiedział o świecie bardzo dużo, ale o najważniejszych rzeczach nie miał pojęcia – pojąłby, że normalni ludzie tak nie mają… ale nie dał w żadnym momencie; przeciwnie, wielokrotnie zapewniał, jak bardzo cieszy się z ich przyjaźni, jak dobrze się z nim czuje, jak chce właśnie jego i nikogo innego. Killua czuł się wtedy zawsze zawstydzony, ale w głębi duszy napełniało go to ogromnym szczęściem. Killua nie miał w życiu normalnych relacji, więc nie potrafił w żaden sposób rozpoznać takiej albo właśnie z nią sprzecznej. Dopiero teraz zaczyna zastanawiać się nad swoimi słowami, emocjami, pragnieniami – wszystkim, co skierował do Gona w czasie półtora roku ich znajomości i potem – analizować je na nowo, by odkryć, czy kryło się za nimi coś więcej, niż mu się wydawało. Czy przyjaźń to jest myślenie tylko i wyłącznie o drugim człowieku i robienie wszystkiego, mając właśnie jego na względzie? Stawianie jego dobra zawsze na pierwszym miejscu, nie dbając o własną korzyść czy bezpieczeństwo? Dostrojenie się do jego nastrojów i wyczulenie na jego reakcje, gesty, słowa? Czy przyjaźń to jest pragnienie bycia z drugim człowiekiem na zawsze? Gotowość popełnienia samobójstwa, by w najgorszym wypadku umrzeć razem z nim? Doprowadzenie się na skraj załamania nerwowego przekonaniem, że się dla niego nic więcej nie znaczy i nie może mu się w żaden sposób pomóc? Czy przyjaźń to jest tak bolesne poczucie zawodu i porzucenia, że chce się wymazać drugiego człowieka ze swojej pamięci i swego życia? Odczuwanie, jakby serce miało wyskoczyć z piersi za każdym razem, gdy ktoś wspomni jego imię? Poddawanie się szaleństwu i zanurzenie we wspomnienia na jawie oraz erotyczne sny nocą, mimo że między nimi wszystko było skończone? Killua nie wie, ale wydaje mu się, że taka przyjaźń może mieć inną nazwę. Oniichan pogrążył się w rozmyślaniach do tego stopnia, że wymienia z Alluką tylko sporadyczne uwagi. Rusza się jak we mgle, widać, że nie skupia się na tym, co robi. Jest całkowicie wciągnięty w swój wewnętrzny świat. Alluka z uśmiechem zostawia mu jedzenie i przygotowuje czyste ubranie. Przypomina mu, żeby umył zęby i wywietrzył swój pokój przed spaniem. Przejmuje rolę starszej siostry i nie czuje się z tym źle – wreszcie ma okazję odwdzięczyć się za całą opiekę, jaką od niego otrzymała przez ostatnie półtora roku i wcześniej. Góry pokryły się śniegiem i choć Alluka patrzy na pobielone szczyty z pewną tęsknotą, coś ostrzega ją, że na patrzeniu powinna skończyć. Może wykształcił się w niej jakiś instynkt samozachowawczy (cóż, lepiej późno niż wcale) – albo po prostu nasłuchała się w szpitalu, że zimą wędrówki po szlakach są znacznie bardziej niebezpieczne niż latem. – Jeździłaś kiedyś na nartach? – pyta pewnego dnia jeden z fizjoterapeutów. – Biegałam na nich sporo w krainie jezior. – Ale czy zjeżdżałaś z góry? To zupełnie coś innego. Alluce nagle brakuje słów i tylko kręci głową. Jej rozmówca uśmiecha się szeroko. – Zdecydowanie powinnaś spróbować, spodoba ci się. – Tylko że… Nie chciałabym skończyć tutaj ponownie jako pacjentka – odpowiada Alluka słabym głosem. – Przecież przy stoku jest szkółka, gdzie możesz nauczyć się zjeżdżać. Skoro już biegałaś, nie zajmie ci to dużo czasu. Alluka wraca do domu z głową wypełnioną podniecającymi wizjami zjazdów po białych stokach oraz realistyczną oceną własnych (zerowych) umiejętności. Jeśli jednak istnieją szkółki narciarstwa – co jest logiczne, przecież każdy musiał się kiedyś tego nauczyć – wówczas nie wątpi, że sobie poradzi. – Oniichan, mogę się zapisać na kurs narciarstwa zjazdowego? – pyta przy obiedzie. – Pewnie, że możesz – odpowiada Oniichan. – Dziękuję! Zaraz jutro się tam przejdę popatrzeć co i jak. – Wiesz co? To może ja się przejdę razem z tobą. Kiedy nazajutrz idą na stok, Oniichan rozgląda się ze zdumieniem po ośnieżonej okolicy. – To już zima przyszła… Patrz, a my zapomnieliśmy o czapkach i szalikach. Kiedy tylko Killua dochodzi do wniosku, że jego uczucia do Gona mogły być nieco innej natury, niż mu się wydawało, jest tak przerażony tą myślą, że natychmiast robi krok w tył i zaczyna sobie zaprzeczać. Gon i on są tylko przyjaciółmi. Gon znaczył dla Killuy wszystko, bo po prostu był jedynym człowiekiem, z którym Killua nawiązał przyjaźń. To, że ta przyjaźń była tak intensywna, jest zupełnie zrozumiałe. Skoro ktoś obdarzył go sympatią, było całkowicie normalne, że Killua zaangażował się w tę relację i odpowiedział równie mocnym przywiązaniem. Gon zawładnął całą jego uwagą, ponieważ Killua wiedział, że musi – chce – pomagać mu we wszystkim, do czego mógł wykorzystać swoje umiejętności. Robił wszystko, mając Gona na względzie, ponieważ Gon był czasem tak nieogarnięty, że pomoc Killuy była niezbędna. Stawiał go na pierwszym miejscu, bo po prostu mu na nim zależało – za nic nie chciał go stracić: jedynego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek zdobył. Gon i on są tylko przyjaciółmi. Był przy nim cały czas, więc instynktownie, bezwiednie analizował jego gesty, spojrzenia, mimikę. Poznał Gona na tyle, że w końcu potrafił zrozumieć jego tok myślenia. Wie, że nie ma nikogo na świecie, kto znałby Gona lepiej od niego – może poza jego ciotką – ale wynika to tylko i wyłącznie z tych tygodni, miesięcy, roku, półtora roku, jakie razem spędzili. Nie jest niczym dziwnym, że był dostrojony do jego nastrojów, zwłaszcza w walce, gdzie jedna pomyłka mogła decydować o życiu i śmierci. Gon i on są tylko przyjaciółmi. Chciał zostać z Gonem na zawsze, bo Gon był najlepszym, co mu się przytrafiło. W jego towarzystwie Killua był szczęśliwy, bo cokolwiek robili, mieli z tego zabawę. Z Gonem Killua nigdy się nie nudził, a każdy dzień wydawał się nową przygodą. Gon był sympatyczny, pogodny, czasem naiwny do granic absurdu, ale przede wszystkim niezwykle silny i zdeterminowany. Killua czuł, że kiedy jest razem z Gonem, jego życie nabiera wartości, staje się pełniejsze. Z czasem poznali się tyle dobrze, że rozumieli się bez słów. Było oczywiste, że Killua nie chciałby się z kimś takim nigdy rozstawać. Gon i on są tylko przyjaciółmi. I tak samo życie bez Gona – albo bez jego przyjaźni – wydawało się nieznośną wizją, wtedy podczas walki z mrówkami. Kiedy Gon odstawił go na boczny tor, było to spełnieniem najgorszych wizji Killuy. Może zareagował wtedy zbyt emocjonalnie, ale tak naprawdę nie było w tym nic dziwnego, skoro na tamtym etapie Gon stał się jego całym światem i Killua za nic nie chciał utracić jego przyjaźni. Gon i on są tylko przyjaciółmi. Tylko… Czy na pewno jeszcze nimi są? Kiedy skończyły się wyprawy w góry, Alluce bardzo brakowało aktywności ruchowej, więc narciarstwo zjazdowe sprawia jej ogromną przyjemność. Na prawie płaskim zboczu nauka skrętów i zatrzymywania się nie jest trudna i już po kilku dniach Alluka jest w stanie jeździć samodzielnie po niewymagających stokach. Oniichan oczywiście radzi sobie o wiele lepiej, ale on generalnie wszystko robi dobrze, więc nie ma potrzeby złościć się z powodu własnego powolnego tempa nauki, które – dzięki wcześniejszym umiejętnościom – wcale nie jest takie powolne. Wspaniale jest znów sunąć po białym, skrzącym się śniegu pod błękitnym niebem, choć ten konkretny rodzaj narciarstwa wymaga większego skupienia niż biegi, więc za bardzo nie można się rozglądać i podziwiać widoków. Alluka początkowo martwi się o Oniichana, ale wychodzi na to, że kiedy trzeba coś zrobić, Oniichan potrafi skoncentrować się w pełni, nieważne jak bardzo rozkojarza się w wolnym czasie. Oczywiście warunki nie zawsze sprzyjają uprawianiu "białego szaleństwa", jak nazywa się tutaj narciarstwo. Jak to zimą, okresy pogody przeplatają się z zamieciami, kiedy z domu lepiej nie wychodzić. Alluka potrafi sobie zorganizować zajęcie i czeka, aż ponownie wyjrzy słońce, by pobiec na stok i pokonywać coraz dłuższe trasy. Nauczyła się pamiętać o czapce i rękawiczkach. – Chyba znów trafiliśmy w miejsce, w którym zima trwa zdecydowanie za długo – mówi jednego dnia Oniichan. – Nie lubisz zimy? Oniichan wzrusza ramionami. – Nigdy o tym nie myślałem. Po prostu uważam, że zima trwająca pół roku to przesada. – Przecież jest dopiero styczeń – zauważa Alluka. – A zaczęła się w listopadzie. – Ale potrwa pewnie do marca albo kwietnia, to będzie prawie pół roku. – Ja się cieszę: będzie można dłużej pojeździć. Oniichan wywraca oczami, a potem ponownie wraca do niej spojrzeniem. – Skąd ci się właściwie wzięła ochota na narty? – pyta. – Powiedziano mi, że to świetna zabawa – odpowiada Alluka z uśmiechem. Oniichan kiwa głową. – I oczywiście nie masz jej jeszcze dość? – Dość? Dopiero się rozkręcam. – Alluka odwraca głowę i patrzy na oblany słońcem szczyt ze stacją meteorologiczną i najwyżej położonym, najtrudniejszym stokiem narciarskim. – Dość będę miała, kiedy zjadę stamtąd – deklaruje, ale zaraz uświadamia sobie, że jest niemądra. – Nie. Myślę, że nigdy nie będę mieć dość narciarstwa. Czy Gon i on są jeszcze przyjaciółmi? Jaki jest głupi, zakładając coś takiego. Gon powiedział, że nieważne, gdzie są, zawsze będą przyjaciółmi… ale miało to miejsce półtora roku temu. Przez tyle czasu wszystko może się zdarzyć, a przyjaźń może zniknąć zupełnie… zwłaszcza bez kontaktu. Killua – mimo obietnic – nie napisał, nie odezwał się, nie dał znaku życia. Na co on liczy? Gon musiał pomyśleć, że Killua zupełnie o nim zapomniał – i, co gorsza, tak naprawdę było. Nie byłoby nic dziwnego, gdyby Gon postanowił zrobić tak samo, czyli usunąć Killuę Zoldycka ze swojej pamięci, uznawszy, że nie chce go więcej znać. Taka myśl jest absolutnie nieznośna, ale czego innego może się spodziewać? I choć Killua powinien wiedzieć, że Gon Freecss jest innym typem człowieka niż on – przede wszystkim jakieś tysiąc procent mniej niepewnym w kwestii własnych uczuć oraz relacji międzyludzkich – to bardzo łatwo uwierzyć, że nawet on musi mieć jakieś granice cierpliwości i wyrozumiałości. Killua jest zupełnie pewny, że już dawno je przekroczył. Teraz bardziej niż kiedykolwiek jest świadom, że nie zasługuje na przyjaźń Gona. Zawsze był jej niewart, a swoim ostatnim postępowaniem dodatkowo to udowodnił. Nieważne, jaki był powód – który po tylu miesiącach, po roku, po półtora roku wydaje się niczym więcej jak niepoważnymi dąsami – własnymi rękami przypieczętował koniec ich znajomości. I nie powinno to budzić w nim takiej rozpaczy – przecież kiedy pożegnał się z Gonem, zdecydowany był, że będzie to rozstanie na zawsze. Prawda? Nie wie, ale tak czy owak zmienił to w prawdę. I nie ma pojęcia, co teraz zrobi, kiedy (czuje, że) stracił połowę siebie. Nie, wróć. Będzie z Alluką, tak jak postanowił, i przynajmniej tę jedną obietnicę zamierza wypełnić. Przyrzekł chronić Allukę i Nanikę, a to zajęcie na całe życie. Tak naprawdę nic się przez te półtora roku nie zmieniło, i tego powinien się trzymać. Gdyby tylko przestał myśleć o Gonie. Gdyby tylko przestał o nim śnić. Gdyby tylko przestał wspominać każdą chwilę, jaką razem spędzili. Gdyby tylko znów mógł wrócić do tamtego stanu sprzed roku, kiedy o nim nie pamiętał. Gdyby tylko mógł cofnąć czas do tamtego sierpnia, kiedy rozstali się pod Drzewem Świata, i zrobić wszystko inaczej. Gdyby tylko mógł zmienić przeszłość i nigdy nie spotkać Gona. Nie. Wolałby się nigdy nie urodzić, niż żyć i nie spotkać Gona. Dni stają się coraz dłuższe i powietrze zaczyna pachnieć inaczej – albo tak się tylko wydaje Alluce, która ma takie dziwne, niespokojne uczucie w środku i doskonale wie, co ono oznacza. Choć rozkoszuje się jazdą na białych stokach i nigdy nie powie, że nie lubi zimy, to nie zapomniała tego niezwykłego przeżycia, jakim była wiosna. Ma skrytą nadzieję, że uda jej się doświadczyć go ponownie. Jest koniec marca, kiedy udaje jej się wreszcie pokonać najdłuższą i najbardziej wymagającą trasę narciarską – a ponieważ stoki mają wkrótce zostać zamknięte, powtarza ten wyczyn tyle razy, ile tylko zdoła. Kiedy sunie z wielką prędkością po oślepiającym bielą śniegu, kiedy świerki na obrzeżach pola widzenia rozmazują się w ciemnozieloną plamę, kiedy powierzchnia usuwa się spod nóg, by ponownie się tam pojawić po lądowaniu – wtedy Alluka jest tak szczęśliwa, że ma ochotę krzyczeć, ale w górach nie wolno tego robić, by nie wywołać lawiny. Jej radość nie staje się od tego ani trochę mniejsza. Podczas jednego z ostatnich dni są z Oniichanem świadkami wypadku na stoku. Nie jest na szczęście na tyle groźny, by życie pechowego narciarza było w niebezpieczeństwie, ale złamana noga wymaga zaopatrzenia. Alluka udziela niewiele od siebie starszemu chłopakowi pierwszej pomocy – przy pomocy jego własnych kijków i swojego oraz Oniichanowego szalika udaje jej się ustabilizować uszkodzoną kończynę – a potem czekają na wezwany już helikopter, który przetransportuje poszkodowanego do szpitala. – To chyba będzie koniec mojego jeżdżenia – mówi markotnie chłopak. – Nawet tak nie myśl – odpowiada Alluka. – Wyleczysz złamanie raz dwa i wrócisz tu następnej zimy. – Nie wiem, czy dam radę… – Oczywiście, że dasz. Alluka raz jeszcze opowiada o swoim wypadku i pomocy, jaką otrzymała w powrocie do zdrowia. O tym, że uraz ani na chwilę nie osłabił jej miłości do gór i pragnienia powrotu w nie. O tym, że młode ciało i młody umysł goją się szybko, jeśli tylko myśli się pozytywnie. Im dłużej mówi, tym bardziej gwiaździste staje się spojrzenie chłopaka, a kiedy helikopter w końcu się pojawia, ów jest już w znacznie lepszym nastroju. – Zatem mam nadzieję, że spotkamy się tutaj za rok – mówi. – I w lepszych okolicznościach. Alluka kiwa głową i oddaje swojego pacjenta pod opiekę ratowników. Kiedy helikopter odlatuje, Oniichan stwierdza: – Nie powiedziałaś mu, że możecie się spotkać znacznie wcześniej, w szpitalu – i nie wydaje się tym zachwycony. – No tak, racja. Będę przecież musiała odebrać nasze szaliki – odpowiada Alluka niewinnie. Killua nie może zapomnieć o Gonie. Męczy się z tym, ale tak naprawdę wcale nie chce o nim zapomnieć. Torturuje się świadomością, że nigdy go nie zobaczy – ale jednocześnie wciąż i wciąż wspomina wspólnie spędzony czas. I z każdym dniem coraz bardziej – niebezpiecznie – rozważa, co by było, gdyby… Wie, że takie myśli nie mają żadnego sensu – i zły jest na siebie, bo zawsze uważał się za osobę, która nie robi bezsensownych rzeczy. Z drugiej jednak strony… skoro to się i tak nie zdarzy, co mu zabroni takich wyobrażeń? Mogliby być razem. Tak jak dawniej, brać udział w turniejach, trenować umiejętności, w razie potrzeby walczyć z jakimś kolejnym wrogiem. Przemierzać świat tylko we dwóch, skupieni jedynie na sobie i dostrojeni do siebie. Gdyby byli razem, Killua nie wątpi, że rozłam spowodowany przez przemianę Gona w walce z mrówkami, zostałby przezwyciężony i wszystko między nimi wróciłoby do normy. Killua znów miałby to, co czyniło go pełnym: przyjaźń Gona i obecność Gona. Tylko czy to by wystarczyło? Czasem wydaje mu się, że pragnąłby, by Gon zrobił jak on: ustawił Killuę w centrum swojego świata – a nie wierzy, by kiedykolwiek mogłoby do tego dojść. Tylko Killua Zoldyck mógłby uczynić ze swojej jedynej przyjaźni obsesję; Gon Freecss jest znacznie bardziej normalny i znajduje w swoim życiu miejsce dla wielu osób. Killua pamięta tę zawstydzającą scenę w pałacu, kiedy na oczach Palm kompletnie się rozsypał – co gorsza, jest pewien, że i teraz zareagowałby dokładnie tak samo w podobnej sytuacji – i słowa, które wtedy usłyszał. Palm powiedziała: "To ty jesteś człowiekiem, którego Gon potrzebuje najbardziej". I choć spędził półtora roku na przekonywaniu samego siebie, że była to błędna ocena, teraz, kiedy nie ma się czego obawiać, czepia się tej wizji, w której rzeczywiście on, Killua Zoldyck, jest człowiekiem, którego Gon Freecss potrzebuje najbardziej. Potrafi ujrzeć w myślach Gona z poważnym spojrzeniem w brązowych oczach – oczach, które patrzą tylko na niego i tylko jego chcą widzieć – który w jakiś, jakikolwiek sposób daje mu na to dowód. I kiedy to sobie wyobraża, jego serce bije tak mocno, jakby miało wyskoczyć z jego piersi, oddech jest tak szybki, że brakuje mu powietrza, a nieznośne gorąco rozchodzi się po całym jego ciele. Nie na długo. Nie ma do tego prawa. Nie ma prawa wyobrażać sobie takich rzeczy w stosunku do Gona, którego przecież zostawił. I nie ma prawa wyobrażać sobie takich rzeczy z uwagi na Allukę, z którą przecież obiecał spędzić całe życie. Zabrania więc sobie takich wizji i rzeczywiście za dnia udaje mu się od nich odciąć (nad snami nie ma kontroli). Skupia się na codzienności z Alluką, wiedząc, że to jest jego życie i takie będzie zawsze. Czasem jednak wraca do niego refleksja, że może za wszystkimi jego poczynaniami stał strach – że kiedyś przyjaźń przestanie mu wystarczać oraz że Gon nigdy nie odwzajemni w taki sposób jego uczuć. Nanika musi zaakceptować to, że Killua prawie się do niej nie odzywa – zupełnie jakby o niej zapomniał. Alluka uspokaja ją, że Killua ma dużo spraw na głowie, że o niej także prawie nie pamięta, tak jest zamyślony, ale mówi, że tak też jest dobrze. Nanika nie jest tego pewna, ale wierzy Alluce. Oniichan pójdzie swoją drogą, a my swoją. Tak powinno być. Nie będziemy z nim całe życie. Nanika jest smutna. Ale Nanika będzie zawsze z Alluką, to dobrze. Oczywiście, że zawsze będziemy razem. I będziemy go widywać, kiedy się da. Myślę, że nie będzie się to wiele różnić od obecnej sytuacji… Alluka jest zła? Nie jestem zła. To był sarkazm. Nanika nie wie. Nie jestem zła. Miałam na myśli, że on jest teraz tak zamyślony, jakby go tu w ogóle nie było, więc jak już go naprawdę nie będzie, to nie zauważymy różnicy. Alluka nie jest smutna? Chyba nie. Najbardziej w świecie chcę, żeby był szczęśliwy. A to nie ja mogę go uszczęśliwić, tylko ktoś inny. Ktoś, kogo Oniichan kocha. Killua kocha Allukę. Killua kocha Nanikę. My jesteśmy jego rodziną, a to co innego. Z rodziną nie spędza się całego życia, tylko z ukochaną osobą. Alluka chce ukochanej osoby? Ja? Nie, chyba nie. Mam ciebie, to po co mi ktoś inny? Nie, nie wyobrażam sobie nawet tego. Nanika jest szczęśliwa. To dobrze. Ale wiesz, co teraz sobie pomyślałam? Że kiedyś poza Oniichanem będziesz mieć drugą osobę, która będzie z tobą rozmawiać. Nanika nie wie. Jestem pewna, że go polubisz. Jest naprawdę sympatyczny i z całą pewnością cię polubi. Przecież uratowałaś mu życie i był ci bardzo wdzięczny. Tak samo jak Oniichan. Gdzie jest teraz? Na to odpowiem tak: wciąż nie tam, gdzie powinien.
|