Bursztyn Wiedziałam, że odejdziesz. Zawsze odchodziłeś, bez jednego słowa. Tym razem to nie żart, prawda? Choć jest równie okrutne jak większość twoich żartów. Wiedziałam, że odejdziesz, kiedy naszej ostatniej wspólnej nocy odezwałeś się do mnie. Może myślałeś, że nie słyszę? Wyszeptałeś w moje włosy: "Bądź szczęśliwa". To niedorzeczne, wiesz o tym, prawda? Nie mogę dziś zasnąć. Dobrze się siedzi przy oknie, jest odrobinę chłodniej niż za dnia. Niebo po wschodniej stronie coraz jaśniejsze. Lipcowe noce są krótkie. Znów piliśmy do rana. Wciąż mi nie dorównuje, ale nabiera wprawy i wytrzymałości. Jeśli odwrócę głowę, zobaczę go leżącego tam w niespokojnym śnie. Najsmutniejsze jest to, że sny i tak przynoszą mu ukojenie - prawdziwym koszmarem jest dzień. Jawa. Rzeczywistość. Kiedy przyszedł pierwszy raz, myślałam, że po prostu chce mnie przeprosić - zresztą nie miał za co. Za tamtą sprawę przeprosiny należą się nam obojgu od ciebie. Potem wrócił, z takim spojrzeniem, że nie mogłam go odprawić. Ja też go potrzebuję, wiesz? Wiesz. Tylko on mi po tobie został. Potem przychodził... i odchodził. Zupełnie jak ty. Tamtej nocy powiedziałeś: "Zaopiekuj się nim". Czy to miałeś na myśli? Obrócił się niespokojnie na łóżku i coś jęknął przez sen. Nie chcę nawet wiedzieć, o czym śni. Powinnam wstać i pomóc mu wyrwać się z koszmaru... Nie, sam się uspokoił. Zwinął się teraz w kłębek, pociągając kolana pod brodę. Ten chłopiec jest naprawdę uroczy. Zrozumiałam w końcu, dlaczego tak go ceniłeś. Czego nie potrafię zrozumieć, to dlaczego złamałeś mu serce. Och, pewnie miałeś swoje powody. Nie martw się o mnie, poradzę sobie. Jestem silna. To o niego się boję. Za każdym razem jego oczy patrzą z coraz większą desperacją. Może wydaje mu się, że stał się twardy - i przez to silniejszy. Rozpacz w jego wzroku też jest coraz głębsza. Nie wiem, co przeraża mnie bardziej. Dlatego wzięłam go w ramiona. Skrzywdzeni chłopcy potrzebują miłości. Trochę czasem rozmawiamy. Dowiedziałam się, że wcześnie został sierotą. Sądzę, że w jakiś sposób widział w tobie ojca. Jestem na tyle pijana, żeby usiłować sobie wyobrazić siebie w roli jego matki. Choć zdecydowanie... jak tak dalej pójdzie, popełnimy kazirodztwo. Pamiętasz, jak sobie zażartowałeś, że chcesz go razem ze mną adoptować? Roześmiałabym się na to wspomnienie, gdyby nie było takie bolesne. A potem obiecałeś, że zawsze będzie przy tobie - żart bardziej okrutny niż wszystko inne. Zaopiekuj się nim. To nie powinno tak być. Zasługujemy na coś lepszego niż namiastka. Przecież wiem, że przychodzi do mnie po to poczucie bezpieczeństwa, jakie zawsze mu dawałeś. A ja wtedy czuję na jego skórze twój zapach - zapach drzew cytrynowych z dziedzińca kwater Oddziału Trzeciego. Nie jestem z drewna! Ale nie godzę się na to. Obojgu nam potrzeba bliskości, której tak nagle zostaliśmy pozbawieni. Myślałeś, że w ten sposób ją nam zapewnisz? Sprytne... Dzisiaj posunął się aż do pocałunku, pozwoliłam mu na to. Na całe szczęście potem sake wzięła górę i po prostu zgasł. Albo go trochę poddusiłam, to też możliwe... Zaopiekuj się nim. Moglibyśmy być razem i karmić się nawzajem okruchami naszej miłości do ciebie. Bylibyśmy na równej stopie - jak zawsze byliśmy: on i ja. Patrząc sobie w oczy, po wieczność widzielibyśmy twoje odbicie. Nikt nie zasługuje na takie cierpienie. Butelka została pusta. Ten chłopiec wypił dziś więcej ode mnie, uwierzysz? Zrobię sobie lepiej herbaty nagietkowej, całkiem nieźle chroni przed kacem, wiedziałeś o tym? To on mi powiedział, więc pewnie wiedziałeś... Jego twarz trochę się wygładziła, kiedy padły na nią promienie wschodzącego słońca. Biedny. Nie wie, że niedługo jemu samemu przyjdzie wstać dla nowego dnia. Zaopiekuj się nim. Nie, Gin. Musisz wrócić. Zawsze wracałeś. Wróć - i sam to zrób. Czekamy na ciebie. Oboje. |