Wianki II (W Hueco Mundo) Grimmjow nie przypominał sobie, by kiedykolwiek był bardziej wściekły. - Nie zamierzam tego założyć - warknął, patrząc nienawistnie na chabrowy wianek w rękach Ulquiorry. Ulquiorra spojrzał na niego z wyrazem nieskończonej cierpliwości. - Rozkaz Aizena-sama - powiedział beznamiętnie. - Nie przyjmuję rozkazów od tego shinigami - oznajmił butnie Grimmjow, patrząc na Ulquiorrę wyzywająco. Był dumnym wojownikiem i pewność siebie potrafiła zapanować nad jego furią. Przyjrzał się Czwartemu Espadzie i prawie wybuchnął śmiechem. Ulquiorra stał z męczeńską miną, a jego włosy i hełm zdobił nieco przekrzywiony wianek z niezapominajek. Poza tym Ulquiorra wyglądał równie nudno jak zawsze. - Co mu wpadło do łba, żeby nam tu jakąś majówkę urządzać?! - Spokój Grimmjowa nie trwał długo. - Co będzie następne? Dożynki? Ani się obejrzymy, a Hueco Mundo będzie przypominać świat realny. Albo, co gorsza, to plugawe Soul Society - prychnął niczym rozgniewany kot. Ulquiorra milczał i tylko patrzył. Grimmjow miał wielką ochotę porwać chabrowy wianek na strzępy, ale wiedział, że nie ujdzie to czujnym oczom Ulquiorry - a co za tym idzie, uwadze Aizena. Ostatnio Szósty Espada zbyt wiele razy dawał Aizenowi powody do niezadowolenia i choć Aizen nijak nie reagował, Grimmjow nie miał złudzeń. Wiedział, że jeśli przyjdzie co do czego, Aizen pozbędzie się "swojej drogiej Espady" w mgnieniu oka. Niech go jednak szlag, jeśli zamierza paradować po Las Noches przystrojony w kwiaty! Nie był kocicą w rui! Pozwolił sobie na ostrożną myśl, że chabry pasowały mu o wiele bardziej niż niezapominajki Ulquiorrze, ale ten ponurak nie miał przecież za grosz poczucia estetyki. Czego się spodziewać po nietoperzu? Nie, to była zła myśl. Nie zamierzał zakładać tego przeklętego wianka teraz ani nigdy. Problem w tym, że Ulquiorra wciąż stał bez ruchu i wyciągniętej ręce trzymał plecionkę, wydawszy mu niejako rozkaz. Tę patową sytuację przerwało nagłe pojawienie się Szayela Apollo. Grimmjow obrzucił nowo przybyłego spojrzeniem... i jęknął. Szayel Apollo właściwie wpłynął do pomieszczenia, zdobny w girlandę róż, tylko o odcień ciemniejszych od jego różowych włosów. Zapach kwiatów, który Ósmy Espada rozsiewał wokół, był nie do zniesienia i Grimmjow zaczął kichać. - Aizen-sama przyniósł do Hueco Mundo wiele dobrego - oznajmił Szayel Apollo uduchowionym głosem, patrząc na kolegów z Espady spojrzeniem osoby, która przebywa w innej sferze. Grimmjow zawsze wiedział, że Szayel Apollo jest stuknięty, i w myślach mówił na niego Szalej. Po chwili dodatkowo uświadomił sobie, skąd musiały się wziąć te przeklęte kwiatki, i jego niechęć do naukowca gwałtownie wzrosła. Pozornie nieświadomy tego Szayel Apollo ciągnął swój wywód: - Aizen-sama zlecił mi stworzenie ogrodu, co nie było żadnym problemem. Moje laboratorium nie ma sobie równych w Hueco Mundo... - Co za dureń - warknął Grimmjow, lecz Szayel Apollo nie raczył zareagować. - Kwiaty! Pomyślcie tylko: kwiaty! - Do tej pory widziałeś je tylko na obrazku, prawda? - rzucił złośliwie Grimmjow. - Nic dziwnego, że wyglądają jak sztuczne, a pachną jak perfumowane. - Siłę tego stwierdzenia osłabiło niestety kolejne kichnięcie, toteż ponownie zostało ono zignorowane. - Aizen-sama zawsze świętował najkrótszą noc w roku, a plecenie wianków z kwiatów należy do tradycji - wyjaśnił Szayel Apollo. - Tutaj zawsze jest noc - zauważył nie bez racji Grimmjow, zastanawiając się, czy bardziej ma ochotę udusić Szayela Apollo czy Aizena. - Najkrótsza noc w roku już minęła - wtrącił Ulquiorra informacyjnym tonem, choć nikt go nie pytał. - W świecie realnym akurat trwa równonoc jesienna. - Nie obchodzi mnie to! - wrzasnął Grimmjow, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że otaczają go idioci. - Co to ma za znaczenie?! Wy dwaj naprawdę zamierzacie tańczyć jak pieski pokojowe tego shinigami?! Niech was diabli...! - Jeśli ci się nie podobają chabry, możesz wybrać coś innego z mojego ogrodu - zaproponował z anielskim uśmiechem Szayel Apollo. - Choć zaprojektowałem je specjalnie z myślą o tobie. Podwyższone stężenie siarczanu miedzi gwarantuje głębszą barwę, a biorąc pod uwagę kolor twoich oczu, poprzez taki zabieg powinieneś tylko zyskać... Grimmjow jęknął i uciekł na korytarz. Dobiegły go jeszcze słowa Szayela Apollo skierowane do Ulquiorry: - A ty się musiałeś się uprzeć na coś niebieskiego, choć zupełnie ci to nie pasuje. Kiedy wreszcie nauczycie się słuchać estety...? Las Noches przedstawiało sobą chaos, przynajmniej według opinii Grimmjowa. Wszędzie kwiaty! W dodatku tak strasznie doskonałe. Szayel Apollo nie poprzestał na ogródku i wcale nie dyskretnie udekorował długie korytarze i przestronne sale pałacu. Grimmjow miał wielką ochotę pokazać mu, co sądzi o tak gorliwym wypełnianiu rozkazów Aizena. Zwłaszcza że kichał co chwilę. Granz, zajmując w Espadzie nędzną ósmą pozycję, musiał skakać przy Aizenie, by wkupić się w jego łaski - nie to co on. Obok Grimmjowa przemknęła Lilynette, a za nią człapał zaspany Starrk. Chyba nie zauważył nawet, że głowę ma przyozdobioną naręczem lawendy. Dobrych snów, stwierdził ironicznie Grimmjow. Chwilę później natknął się na Barragana, który we włosy wpięte miał czerwone maki. Grimmjow doszedł do wniosku, że tej nocy nie tylko Starrk będzie mocno spać. Kwiatów, które zdobiły Fracción Barragana, Grimmjow nawet nie próbował identyfikować. Grupa bardziej niż zwykle przypominała wesołe zoo na kółkach. Grimmjow odwrócił ostentacyjnie wzrok i popatrzył w sufit, ale nie uszło mu zalotne spojrzenie, jakie posłał mu ten tam... Charlotte, który swoją rzekomą urodą starał się zbajerować każdego napotkanego Arrancara. Nie z nim te numery. Grimmjow był stuprocentowym samcem i nie zamierzał sobie zawracać głowy osobnikami o włosach z wodorostów - zwłaszcza że nie lubił wilgoci. Co innego Fracción Harribel, które właśnie pojawiły się na korytarzu, kwieciście przystrojone. To były laski dla niego. Byłby skomentował ich odświeżony wygląd porządnym gwizdnięciem, ale zaraz za nimi pojawiła się sama Harribel i Grimmjow położył uszy po sobie. Harribel zwykła patrzeć na niego jak na wesz, co wywoływało jego dziką furię. Co jeszcze mniej się Grimmjowowi podobało, to niesmaczna wręcz gorliwość, z jaką także Harribel wykonywała rozkazy Aizena. Grimmjow musiał się jednak zgodzić, że wianek z petunii świetnie współgrał z jej ciemną skórą. Choć Grimmjow nigdy by się do tego nie przyznał, nie pogardziłby małym co nieco z Harribel. Ależ ona miała... nogi. Grimmjowa frustrowało, że w przypadku każdej innej samicy sprawa byłaby tak prosta, jak zaciągnięcie do leża... do domu. Niestety, Grimmjow wiedział, że gdyby spróbował czegoś takiego z Harribel, prawdopodobnie skończyłby jako nawóz na grządkach Szayela Apollo. Westchnął w duchu, oglądając się za Trzecią Espada i jej Fracción, i tym razem pozwolił sobie na cichy gwizd. - Tesla, precz - dobiegło zza półotwartych drzwi. - Ależ Nnoitra-sama... - to był błagalny głos Tesli. - Powiedziałem, łapy precz ode mnie. Grimmjow nie miał ochoty wnikać w bardziej niż podejrzaną relację Piątego Espady ze swoim Fracción, był jednak w tak podłym nastroju, że nic nie mogło go już bardziej wyprowadzić z równowagi. Z właściwą sobie delikatnością kopnął drzwi i z łapami w kieszeniach wszedł nonszalancko do kwater Nnoitry. Piąty Espada siedział przed toaletką i poprawiał na czarnych włosach wianek z dziwnych złocistych powojów. Na widok jego odbicia w lustrze Grimmjow wybuchnął obłąkańczym śmiechem, chwilę później uchylając przed cero w takim samym kolorze co kwiaty. - Wynoś się, Grimmjow - powiedział wrogo Nnoitra. - Jeśli nie chcesz jeszcze umierać. - I ty niby będziesz tym, który mnie pośle do piachu? - zapytał drwiąco Grimmjow. - Nie waż się tak odzywać do Nnoitry-sama - rzucił wojowniczo z kąta Tesla. Musiał tam wylądować po zbyt natarczywym przekonywaniu Nnoitry do... no właśnie, czego? - A właściwie o co się... sprzeczaliście? - spytał Grimmjow, celowo używając słowa, które bardziej nadawało się na określenie dwóch panienek. No ale nigdy nie miał tej dwójki za mężczyzn. - Nnoitra-sama woli złote powoje, choć uważam, że w różowych byłoby mu bardziej do twarzy - wyrwał się Tesla. - Tesla, zamknij się!!! - ryknął Nnoitra, ale śmiech Grimmjowa już wypełnił pomieszczenie. Szósty Espada ponownie uniknął cero, po czym, wciąż zataczając się ze śmiechu, stwierdził: - Z takimi jak wy Aizen może spokojnie podbijać Soul Society przez następne sto lat. - Rzucił kose spojrzenie na Nnoitrę. - Swoją drogą, różowe rzeczywiście byłyby lepsze. - Zabiję cię, Grimmjow - zasyczał Nnoitra. - Zobaczysz, kiedyś to zrobię. Ale Grimmjow już wychodził, machając ręką w geście, który wyraźniej niż cokolwiek innego świadczył o braku zainteresowania. Ścigały go przekleństwa Nnoitry. Grimmjow czuł się nieco podniesiony na duchu. Dziękował - komukolwiek Arrancar mógł dziękować - że udało mu się uniknąć Aaroniero i Zommariego. Obchód zakończył w duchu zupełnie innym, niż go rozpoczął, spotykając Yammy'ego. Yammy właśnie rozprawił się był ze służącą, która usiłowała mu wręczyć wianek z maciejki. - Żałuję, że nie zrobiłem tego samego z Ulquiorrą - stwierdził Grimmjow, patrząc na arrancarowe pozostałości i pociągając nosem w wyrazie wzgardy. Yammy obrzucił go uważnym spojrzeniem. - Możesz pomarzyć. Grimmjow nie odpowiedział. Gin stał przy oknie, patrząc na bezkresną pustynię Hueco Mundo, której białe piaski lśniły w blasku wiecznego księżyca. Aizen zastanawiał się, co Gin ma tak naprawdę przed oczami. Zalegającą w komnacie ciszę przerywały od czasu do czasu odgłosy, jakie wydawał z siebie Wonderweiss zajęty zabawą z Kaname. Obaj przystrojeni byli wieńcami z różowych magnolii i wyglądali bardziej niewinnie niż zwykle. - Mam nadzieję, że podobał ci się mój prezent - odezwał się Aizen. - Coś na przypomnienie starych dobrych czasów w Soul Society. Gin wciąż stał odwrócony do okna. Wonderweiss pisnął i zaniósł się ochrypłym śmiechem, uciszany przez Kaname. - Byłeś ostatnio przygnębiony. To do ciebie niepodobne - dodał Aizen, siadając w fotelu. - Ostatni raz dobrze bawiłeś się chyba podczas ostatniej sobótki. Gin założył ramiona na piersi. - Ostatnia sobótka... - powiedział cicho. - Tego lata kwiaty w Soul Society obrodziły ponad miarę, prawda? Aizen przypatrywał się swojemu dawnemu zastępcy. - W Hueco Mundo nie ma strumieni, którymi moglibyśmy spławiać wianki - dodał Gin, odwracając się i patrząc na niego. - Może je też wyczarujesz? - zapytał niemal łobuzersko. - Jeśli tego sobie życzysz... - zaczął Aizen, ale Gin już odwrócił głowę, wracając do kontemplacji jałowego krajobrazu za oknem. Aizen czekał cierpliwie. Z tyłu komnaty dobiegało szwargotanie Wonderweissa. - Izuru naprawdę uplótł mi wianek - odezwał się w końcu Gin głosem, jakiego Aizen nigdy u niego nie słyszał. - Żałujesz, że nie zabrałeś go ze sobą? Na chwilę świat zamarł, a potem Gin pokręcił przecząco głową. Aizen miał wrażenie, że jego ramiona odrobinę opadły, ale nie mógł być pewien. Gin ponownie odwrócił się w jego stronę i popatrzył prosto w oczy. - Przy odrobinie szczęścia Szayel Apollo wyhodował stokrotki. Dobrej nocy, Kapitanie Aizen - powiedział ze swoim zwyczajowym uśmiechem, po czym wyszedł spokojnym krokiem. Aizen patrzył za nim jeszcze długo, a potem uśmiechnął się. Prosty wianek był mocniejszy niż tytanowe łańcuchy. Był niepokonany. |