~12~
Lekcja






Grimmjow poważnie zastanawiał się, czy wizja podbicia świata z Aizenem warta jest takich poświęceń. Wydawać by się mogło, że czarny charakter ma łatwe i przyjemne życie, polegające głównie na walce i niszczeniu, jednak Grimmjow na własnej skórze przekonał się, jak bardzo ta naiwna wizja daleka była od rzeczywistości. Przez tysiące lat ewoluował w jedną z najpotężniejszych istot Hueco Mundo, stał się Arrancarem i zajmował poczytne miejsce w elicie Las Noches: Espadzie. Niestety, coraz to kolejne pomysły Aizena sprawiały, że powątpiewał w ogólny sens świata.

- Droga klaso, na początek sprawdzimy obecność.

Grimmjow oderwał się od nieciekawych wniosków tyczących się jego przyszłości oraz od kontemplacji sufitu i spojrzał w stronę właściciela głosu. Gin Ichimaru stał na przedzie sali z nieodłącznym wskaźnikiem w rękach i przypatrywał się zgromadzonym z jeszcze bardziej nieodłącznym uśmiechem. Grimmjow prychnął, choć był to wyraz bardziej rezygnacji niż czegokolwiek innego.

Aizen Sōsuke byłby fajnym szefem, gdyby pozwolił walczyć z silnymi przeciwnikami, niszczyć, gdy miało się ochotę, i pustoszyć jak powyższe. To okazało się jednak być w dalszych planach - najpierw postanowił zadbać o przygotowanie teoretyczne swoich elitarnych wojowników. "Dobry żołnierz to wykształcony żołnierz", zwykł mawiać. W związku z tym raz w tygodniu Grimmjow i pozostali członkowie Espady, jak również wybrani przedstawiciele Fracción, spędzali czas na prowadzonych przez Gina Ichimaru lekcjach, których szeroka tematyka miała stworzyć grono nie tyko silnych, ale i rozumnych wojowników. Nawet Aizen wiedział, że przymuszanie Espady do do bardziej intensywnej edukacji mogło się skończyć otwartym buntem, ale dla Grimmjowa już te kilka godzin było koszmarem. Choć patrząc na niektórych, odnosiło się wrażenie, że nie mieliby nic przeciwko codziennym wykładom - tu Grimmjow rzucił nienawistne i pełne pogardy spojrzenie w kierunku pierwszego rzędu, gdzie Ulquiorra z miną grzecznego ucznia chłonął każde słowo.

Po sprawdzeniu obecności okazało się, że i w tym tygodniu nie brak wagarowiczów. Po prawdzie skład klasy zazwyczaj był taki sam z mniejszymi bądź większymi wariacjami. Barragan i Szayel Apollo standardowo się na lekcjach nie pojawiali - wymawiając się wiekiem oraz badaniami. Szayel Apollo dostał specjalne zezwolenie z uwagi na fakt, że i tak większość danych o świecie realnym oraz Soul Society posiadał we własnej bazie informacji. Barragan natomiast wysyłał na zajęcia swoją liczną Fracción, której członkowie z oddaniem przekazywali mu zdobytą wiedzę. Dziś brakowało Fracción samego Grimmjowa, ale im Grimmjow kazał się zgubić, postanawiając osobiście edukować ich w takim zakresie, jaki uznał za wskazany. Nie sądził zresztą, by miał z tych lekcji wynieść cokolwiek istotnego.

Tym razem pojawił się Nnoitra, który najwidoczniej nie miał nic innego do roboty. Starrk bywał na zajęciach z różną częstotliwością - zależnie od tego, czy udało mu się akurat obudzić. Aaroniero i Zommari przeważnie byli obecni, ale te miernoty musiały nieustannie zabiegać o łaskę Aizena, więc nie było się czemu dziwić. Harribel zazwyczaj z uwagą uczestniczyła w wykładach. Jedynym, który pojawiał się na absolutnie każdej lekcji, był kujon Ulquiorra.

- Dziś będziemy opowiadać o topografii Seireitei - zapowiedział promiennie Gin, uruchamiając pokaz slajdów, z których pierwszy przedstawiał panoramiczny obraz siedziby shinigami w pełnym słońcu. W sali rozległo się buczenie, a w stronę slajdu poleciały mini-cero i mini-bala.

- Gin-sensei - dobiegł z drugiego rzędu dźwięczny głos Ggio z Fracción Barragana. Grimmjow skrzywił się na takie lizusostwo, choć nie mógł nie usłyszeć nuty drwiny, którą podszyta była przymilna wypowiedź tygryska. - Dlaczego mamy się uczyć o Seireitei, skoro celem Aizena-sama jest Karakura w świecie realnym? - spytał zaczepnym tonem.

Gin obrócił ku niemu uśmiechnięte oblicze.

- Seireitei jest absolutnie kluczowym miejscem, jeśli chodzi o plany Kapitana Aizena - wyjaśnił. - To Soul Society zamierzamy podbić, Karakura jest tylko środkiem - dodał. - A w Seireitei jest naprawdę ładnie, dlatego chcę wam pokazać kilka zdjęć.

Cero i bala podszyte gwizdami znów poleciały w stronę tablicy. Jeden z pocisków trafił w sam środek slajdu, wzbudzając ogólne uznanie.

Grimmjow po raz kolejny zaczął rozważać dezercję - bądź emigrację - do świata realnego. Tam na pewno nie było tak źle, jak mówili. Słyszał, że mieszka tam kilkoro silnych wojowników, co samo w sobie było ciekawe. Silni ludzie?

- Punktem, który bezwzględnie należy odwiedzić, wizytując Seireitei, jest Sōkyoku - wyjaśnił Gin, stukając wskaźnikiem o kolejny slajd. - To najwyższe wzniesienie, z którego rozciąga się doskonały widok na cały dwór. Swego czasu planowano zbudować na nim taras widokowy i herbaciarnię, jednak pomysł upadł. Zwolennicy planu uważali, że ulokowane tam rytualne miejsce straceń zaburza sielską atmosferę, zaś przeciwnicy byli zdania, że lokal mógłby zasłaniać rzeczoną szubienicę.

- A ta wysoka wieża w środku? - wyrwał się ponownie Ggio. - Lepiej niż cokolwiek innego nadaje się na punkt widokowy. Można by na szczycie zbudować kafeterię na obrotowym tarasie...

- Taki z ciebie architekt? - wszedł mu w słowo Avirama. - Zrób najpierw porządek w swojej kwaterze.

Reszta Fracción zaniosła się rechotem, a Ggio poczerwieniał.

- To - objaśnił Gin, wskazując na białą iglicę w samym centrum Seireitei - jest Senzaikyū, Świątynia Skruchy, w której więzi się skazanych na karę śmierci. Nieprzyjemne miejsce - dodał. - Bez ogrodu, bez sauny, bez biblioteki. Tylko biały kamień.

- Shinigami lubią się paskudnie zabawić, co? - zawołał Avirama.

Gin uśmiechnął się szerzej.

- Nie bardziej niż niektóre hollowy, Avirama-kun - stwierdził. - Osobiście uważam, że pomysł z kafeterią na szczycie wieży jest ciekawy, Ggio-kun. Sugeruję, byś go przedstawił Aizenowi-sama, kiedy już zawładnie Soul Society. Senzaikyū już mu się przydało, jak się miało przydać...

Ggio rozpromienił się, ale zaraz w plecy trafiło go mini-cero, które rozbłysło nad jego głową w słowa KUJON. To siedząca za nim Apache z Fracción Harribel wyraziła dobitnie, co sądzi o takim podlizywaniu się. Ggio odwrócił się, a jego usta ułożyły się w "zazdrośnica", po czym zagrał jej na nosie. Gdyby Mila-Rose nie złapała Apache na czas, w klasie wybuchłaby pierwsza bójka. A lekcja dopiero się zaczęła, skonstatował Grimmjow.

On sam miał za mało entuzjazmu, by rzucać jakimikolwiek uwagami. Rozwalił się w ostatniej ławce i lustrował otoczenie znudzonym i pozbawionym nadziei wzrokiem. Kawałek dalej siedział Yammy, który nawet nie udawał, że słucha Gina, tylko wysyłał jedną po drugiej wiadomości siedzącemu na przedzie klasy Ulquiorrze. Nie zrażało go bynajmniej, że na żadną nie doczekał odpowiedzi. Grimmjow z ciekawości zajrzał mu przez ramię, ale gdy dojrzał słowa "dziś wieczorem kręgle we Wieży Czwartej", uznał, że otaczają go idioci, z którymi nie chce mieć nic wspólnego.

Aaroniero siedział w rzędzie przed nim i prowadził schizofreniczną rozmowę z samym sobą.

- Aizen-sama jest wielki.

- Aizen-sama uwolni nas od bólu.

- Aizen-sama jest wielki.

- Aizen-sama uwolni...

- Aaro! Niero! Ciszej bądźcie tam z tyłu - zawołał spod tablicy Gin. - Nigdy nie słuchacie na lekcjach, więc nie wiem, jakim cudem dostajecie najlepsze stopnie na klasówkach. Pewnie to praca zbiorowa - podsumował filozoficznie, zmieniając slajd.

- Jeśli pójść od Sōkyoku przez park cytrynowy na południe, dojdzie się do karczmy "Pod Złamanym Zanpakutō". Serwują tam świetne prażone persymonki - dodał z pewnym rozmarzeniem.

- Żadna z informacji, jakie podałeś do tej pory, nie jest im do niczego potrzebna - dobiegł od bocznych drzwi głos Kaname Tōsena, który być może stał tam od początku. - Ucz ich przydatnych faktów.

- Jakie okrutne słowa - powiedział Gin, odwracając się w stronę Tōsena. - Choć może rzeczywiście trochę się zapędziłem. Przypomniały mi się czasy, kiedy dorabiałem jako przewodnik po Seireitei - wyjaśnił z rozbrajającą szczerością, ale Tōsen tylko zmarszczył czoło. - Co zdumiewające, z moich usług najczęściej korzystał Kenpachi...

- Nie przywołuj imienia szaleńca w tych murach - odpowiedział Tōsen ostrzegawczym tonem.

- Chyba nie masz mu wciąż za złe, że pokonał cię w ostatniej walce? - rzucił niewinnym tonem Gin.

Grimmjow nadstawił uszu. Pokonał Tōsena? Nie żeby uważał jednego ze wspólników Aizena za coś godnego uwagi, ale warto byłoby zmierzyć się z kimś, kto przetrzepał mu skórę.

- Jednak i na niego znalazł się mocny - ciągnął Gin rozmowę z Tōsenem, podczas gdy klasa zajęła się czym innym, korzystając z odwróconej uwagi nauczyciela. - Ichigo Kurosaki to naprawdę zdumiewający chłopiec, skoro pokonał najsilniejszego kapitana Gotei 13.

Grimmjow z miejsca postanowił zawrzeć bliższą znajomość z owym Ichigo Kurosakim. Może te lekcje nie będą zupełnie straconym czasem...?

- O ile dobrze pamiętam, o Kurosakim Kapitan Aizen zamierza opowiedzieć wam osobiście - oznajmił Gin uczniom, i tym Grimmjow musiał się chwilowo zadowolić.

- To jak dojść do tej karczmy? - zapytał Poww, który przyswajał informacje powoli.

Uczniowie z wolna zaczynali się niecierpliwić. Nnoitra wyciągnął lusterko i zaczął sobie układać włosy. Siedzący obok Tesla co i rusz zerkał na niego pożądliwie, ani na chwilę nie przerywając jednak notowania. Grimmjow w niesmakiem obserwował, jak w którymś momencie Tesla nie wytrzymał, wyciągnął rękę i założył Nnoitrze pasmo włosów za ucho. Złote cero pozbawiło go połowy pulpitu, jednak Tesla z zapałem - i z uśmiechem masochistycznej satysfakcji - notował dalej.

Zommari wielkimi literami kreślił w zeszycie: AIZEN AIZEN AIZEN-SAMA WIELKI JEST BANZAI BANZAI BANZAI. Zwykle do jego zajęć należało także podawanie Ginowi kredy albo gąbki, do czego używał swojego "najszybszego w Hueco Mundo sonido". Kolejny lizus, stwierdził w myślach Grimmjow.

Starrk leżał w pierwszej ławce i spał. Lilynette co chwilę usiłowała go budzić, jednak bez większych rezultatów. Grimmjow wiedział, że dopiero dzwonek kończący lekcję obudzi Primerę - i trochę mu zazdrościł. Lilynette kiedyś próbowała robić notatki, szybko jednak musiała dojść do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu, i teraz większość wykładów spędzała, rysując scenki rodzajowe z Ginem w roli głównej. Na każdej lekcji pokazywała dzieło siedzącym w tylnych rzędach i zwykle zbierała oklaski. Dzisiaj na jej rysunku Gin miał słomkowy kapelusz z czerwoną strzałką, a na plecach hasło: "Przewodnik po Seireitei - tanio i z humorem".

- W południowo-wschodnim krańcu Seireitei leży rezydencja klanu Kuchiki, jednego z czterech arystokratycznych rodów Soul Society. Jest to prawdopodobnie największa posiadłość w Seireitei. W przestronnych ogrodach znajdują się znane w całym dworze piękne drzewostany kameliowe, a także stawy ze znaczącą populacją koi. Czasem napotkać można baseny...

- Przydałby się basen w Las Noches - stwierdziła Apache. - Hej, ty tam, architekt! - zawołała do Ggio. - Jak będziesz się podlizywał Aizenowi, nie zapomnij o basenie.

- Możliwe, że nie będzie to konieczne - wtrącił Gin tonem "nic wam nie powiem, to tajemnica". - Skoro zaś o tym mowa... Rozległą rezydencję Byakuyi Kuchiki upodobało sobie na miejsce spotkań Stowarzyszenie Kobiet Shinigami...

- No właśnie, opowiedz nam o kobitkach z Seireitei! - dobiegło z sali.

- Stowarzyszenie Kobiet Shinigami? - zainteresowała się Mila-Rose, ignorując dowcipnisia. - Zawsze wiedziałam, że na tym zadupiu jesteśmy do tyłu - oświadczyła stanowczo. - Dziewczyny, załóżmy Stowarzyszenie Kobiet Arrancarów.

- Wyjątkowo poprę cię w tym pomyśle - powiedziała Sun Sun, zakrywając usta rękawem.

- Ja! Ja chcę być prezesem! - Lilynette zaczęła podskakiwać na krześle.

- Ty? - rzuciła pogardliwie Apache. - Najpierw musisz udowodnić, że jesteś kobietą.

- Jestem bardziej kobietą niż ty - odcięła się Lilynette, patrząc wymownie na biust Apache. - Babochłopie - dodała złośliwie.

- Ty bezczelny bachorze!!! - wrzasnęła Apache, podnosząc się z zamiarem przyłożenia smarkuli, jednak Mila-Rose i tym razem ją powstrzymała.

- Prezesem będzie oczywiście Harribel-sama - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Apache umilkła i usiadła, wciąż nieco naburmuszona.

- Nnoitra, Tesla! Nie zapomnijcie się zapisać - Grimmjow nie mógł sobie odmówić przyjemności, widząc Nnoitrę malującego sobie na ławce paznokcie.

Z powodów kosmetycznych złote cero nie zostało dokładnie wycelowane i zamiast Grimmjowa trafiło w Aaroniero, który zaczął wrzeszczeć jak opętany i wybiegł z klasy, usiłując trzymać płyny. Grimmjow miał przynajmniej lepszy widok na pierwsze rzędy, choć poniewczasie uznał, że nie było na co popatrzeć.

Fracción Barragana rozgrzewali się z każdą chwilą. Na ile Grimmjow zdołał dojrzeć, Ggio rozwijał swój talent architektoniczny, najwyraźniej planując przebudować Las Noches, zaś Nirgge doprawiał jego szkice o akcenty zdobnicze. Poww siedział na podłodze, bo nie mieścił się w ławce, i dyszał jak rzeczony koi wyjęty z wody. No, dla niego te lekcje musiały być nie lada wysiłkiem, pomyślał Grimmjow. Avirama usiłował namówić Findora do okrzyku bojowego i chyba mu się udało, bo ni z gruszki, ni z pietruszki, obaj zerwali się na równe nogi i poczęli wołać: "Barragan-sama! Barragan-sama!" Zaraz zresztą Avirama dostał po głowie od Mili-Rose i zarył dziobem w pulpit, Findor zaś zwalił się na podłogę po tym, jak jego kostka miała bliskie spotkanie z obutą w kozaczek nogą Sun Sun.

- Och, Gin - rozległ się tęskny głos Charlotte, który podobnym tonem odzywał się do każdego napotkanego mężczyzny niezależnie od przynależności gatunkowej. Gin musiał mieć dość oleju w głowie, bo prawie się skrzywił. - Nie powiedziałeś o najważniejszym. Gdzie w Seireitei znajduje się najlepszy salon piękności?

- Tesla, zapisz - rzucił Grimmjow. - Nnoitrze jeszcze paznokcie nie wyschły.

- Grimmjow, dzień twojej śmierci przybliża się z każdą sekundą - wycedził Nnoitra, patrząc nienawistnie.

- Nie trzeba być geniuszem, żeby to stwierdzić - odrzekł Grimmjow ze znudzeniem w głosie. - To się nazywa upływ czasu.

- Zabiję cię - syknął Piąty Espada, wyciągając w jego stronę ręce.

- Uważaj na lakier. O, jaki niespotykany odcień, jak porosty z piwnicy - stwierdził Grimmjow. - Szkoda by było - dodał i uchylił się przed całą salwą cero.

- Znów trzeba będzie zmienić klasę - westchnął Gin, patrząc na kilka nowych acz nieregularnych w kształcie wejść z tyłu sali. - Nie lubię przeciągów... - dodał i przerzucił slajd, a potem nagle zamilkł zapatrzony.

Na ścianie pojawiła się fotografia młodego mężczyzny w stroju shinigami. Cero i bala, a także buczenie i gwizdy oraz jeden ołówek wyrwały Gina z zamyślenia, w jakim przez chwilę trwał, i jasne było, że slajd pojawił się zupełnie niespodzianie.

A może i nie - biorąc pod uwagę osobę Gina Ichimaru.

Tōsen ostentacyjnie wyszedł.

- To mój uroczy zastępca Izuru - wyjaśnił Gin promiennie, odwracając się do klasy.

- Emo!

- Zdechła ćma!

- Co z tym salonem piękności?

- Ofiara losu!

- Milutki.

- Niezły towar, nie, dziewczyny?

- To na pewno facet?

- Nie nadaje się nawet do drapania za uszami - wyrwało się Grimmjowowi, sam nie wiedział kiedy.

Koło głowy świsnął mu zanpakutō i wbił się w pokiereszowaną ścianę za nim. Grimmjow kątem oka zobaczył dwa błękitne włosy powoli spadające na ziemię. Mrugnął - i szeroko otworzył oczy.

- Koniec lekcji - oznajmił z uśmiechem Gin klasie, w której cisza zapadła jak makiem zasiał, jednocześnie pieczętując Shinsō. - Za tydzień będziemy mówić o Gotei 13, a kilka nazwisk już dziś poznaliście.

Klasa powoli zbierała się z ławek, w większym porządku niż zazwyczaj. Grimmjow w drzwiach odwrócił się jeszcze. Gin wciąż stał pod tablicą i znów wpatrywał się w zdjęcie swojego zastępcy spojrzeniem, jakie trudno było u niego kiedykolwiek dostrzec.

Grimmjow wzruszył ramionami. Wciąż nie rozumiał, ale...

Widać każdy ma swoje wewnętrzne uszy, zdecydował ostatecznie.





11: Wianki II | główna | 13: Tchórz