Słońce
słońce zachodzi
na posłaniu z nagietków wąż zamknął oczy Gin Ichimaru nie żył. Zmarł na rękach Kiry pod koniec wielkiej bitwy z Aizenem. Okazało się, że nigdy nie był zdrajcą, a od początku działał z polecenia Yamamoto-Genryūsaia. Kira nie pamiętał tamtej chwili. Mówił sobie, że nawet gdyby próbował, nie byłby w stanie sobie nic przypomnieć. Nie próbował. Soul Society podnosiło się z chaosu, jaki sprowadził nań Aizen Sōsuke. Kira miał aż nadto zajęć - cały swój czas spędzał albo w kwaterze dowodzenia, po raz kolejny nieoficjalnie kierując Oddziałem Trzecim, albo w plenerze, nadzorując bądź osobiście uczestnicząc w pracy oddziału. Teraz nie było już podziałów - Oddział Jedenasty, Oddział Czwarty... Wszyscy pracowali tak samo nad wzniesieniem Soul Society z gruzów. I byli wdzięczni losowi, że jedynie z gruzów przyszło im się podnosić, nie z większych strat. Kiedy Kira wracał do swojego mieszkania, był tak zmęczony, że czasem nie zdążył się rozebrać, a już spał snem sprawiedliwego. Rano praca zaczynała się na nowo. Bardzo mu to odpowiadało. Ostatniej nocy spał znacznie gorzej. Poprzedniego dnia przyszła do niego Kapitan Unohana i wspomniała coś na temat ustanowienia nowego dowódcy Oddziału Trzeciego, skoro wiadomo było, że dawnego się nie doczekają. Co wydawało się bardziej szokujące, podzieliła się z nim pomysłem, by to jego osobę rekomendować Yamamoto-Genryūsaiowi na to stanowisko. Kira powitał tę rewelację z typową dla siebie rezerwą i nie skomentował inaczej jak uprzejmym zdumieniem. Unohana odeszła, obiecując się jeszcze zastanowić, a Kira wrócił do pracy. Dopiero wieczorem przywołał w myślach tę rozmowę. Leżąc na posłaniu, obojętnie zastanawiał się, czy byłby w stanie sprostać obowiązkom kapitana, i po namyśle doszedł do pozytywnego wniosku. I tak stosunkowo długo dowodził w pojedynkę oddziałem, więc doświadczenia mu nie brakowało. Jego bankai, choć wciąż tak bardzo niedoskonały, przemawiał za kandydaturą. Jedynym problemem mogła być jego własna całkowita obojętność - ale wszyscy uważali stanowisko kapitana za największy zaszczyt, jaki może spotkać shinigami w Seireitei, nikt więc nie będzie zwracać uwagi na jego brak entuzjazmu. Zresztą Kira i tak nigdy nie wykazywał entuzjazmu do niczego. Nikt nie zauważy różnicy. Nie budziła u niego żadnej reakcji myśl, że mógłby zostać kapitanem Oddziału Trzeciego. Od ostatniej bitwy z Aizenem nie czuł absolutnie nic. Było dobrze po południu, kiedy Kira wrócił do kwatery. Na ten dzień nie miał więcej obowiązków, z czego w skrytości ducha był zadowolony. Od rana brakowało mu koncentracji, co tłumaczył źle przespaną nocą. Teraz stał u wejścia do kwater Oddziału Trzeciego i zastanawiał się, co robić. Gorąca kąpiel nie wydawała się złym pomysłem, przynajmniej rozluźni jego spięte mięśnie. Postanowił pójść od razu, zanim się rozmyśli - albo po prostu zaśnie na własnym krześle. Stanął jak wryty, gdy z okna tuż przed nim wyskoczył bury kot i pomknął przez podwórze w stronę drzew. Uwaga Kiry, tak łatwo dzisiaj rozpraszana, zmusiła go, by spojrzał w kierunku, z którego pojawił się nieznajomy gość. I Kira zdał sobie sprawę, że stoi przed drzwiami do mieszkania kapitana oddziału. Kira nigdy tam nie był. Przez chwilę stał niezdecydowany, a później - właściwie nad niczym się nie zastanawiając - otworzył drzwi i wszedł do środka. Podłoga skrzypnęła pod jego stopą, jednak miejsce nie robiło wrażenia specjalnie opuszczonego. Kira odetchnął głęboko, jakby usiłując wyczuć atmosferę tego miejsca, ale mieszkanie przesiąknięte było jedynie wonią nagrzanego drewna i wszechobecnym zapachem drzewa cytrynowego. Uświadomił sobie, że służba musiała dbać o kwatery kapitana, choćby kapitana w nich chwilowo nie było. Kira poszedł przed siebie, mijając drzwi do dwóch czy trzech pomieszczeń. Mieszkanie nie było tak duże, jak można by zakładać w przypadku kapitana Gotei 13. Ale też, upomniał się Kira, shinigami nawoływani byli do ascezy. Rozejrzał się - podobnie jak w jego własnej kwaterze niewiele tu było sprzętów i ozdób. Ostatni pokój niczym się pod tym względem nie wyróżniał. Kira dopiero po chwili zorientował się, że ta izba musiała służyć za sypialnię. Pokój tchnął obojętnością i beznamiętnością. Mógł tu mieszkać każdy i mógł tu nie mieszkać nikt. Na ścianach wisiały dwa obrazy o nieokreślonej treści. W kącie stały proste biurko i zwyczajne łóżko, a trochę dalej regał z kilkoma książkami i zwojami. Najwięcej życia było w padających na framugę promieniach popołudniowego słońca. Miękkie światło wypełniało pomieszczenie, łagodząc kontury. Ciepłe powietrze wpadało przez otwarte okno, owiewając także Kirę. A więc tak mieszkał kapitan, pomyślał Kira - i odwrócił się, by odejść. Coś przykuło jego uwagę i zatrzymał się, by spojrzeć uważniej. Chwilę szukał wzrokiem, nie będąc pewnym, czy to błysk światła, jakiś ruch czy przedmiot - a potem podszedł do regału, marszcząc czoło. Zanim się zorientował, trzymał w dłoni małą, niepozorną książeczkę w czarnej okładce i wciąż zastanawiał się, dlaczego ten obiekt przyciągnął jego wzrok. Otworzył - i jako pierwszy rzucił mu się w oczy odręcznie narysowany symbol Oddziału Trzeciego: przypominający słońce kwiat nagietka. Przez chwilę miał wrażenie, że słońce się do niego śmieje. Spojrzał ponad rycinę - i jego świat się zachwiał. Trzymał w rękach tomik swoich własnych haiku. Kira poczuł, że wszystko znika. Sprzed jego oczu zniknął pokój, ponieważ Kira mocno zacisnął powieki i złapał za regał, by nie upaść. Osunął się na kolana. Zniknął śpiew ptaków, zagłuszony przez jednostajny szum, przerywany łomotem pulsującej krwi. Zniknęła pustka, która już tak długo wypełniała jego wnętrze, że zaczął się do niej przyzwyczajać. Czuł, jakby jego serce przebito mieczem, a ono wciąż się szarpało i wciąż biło desperacko. Nie był w stanie uwierzyć, że ten ból kiedyś minie. Przycisnął ręce do piersi i skulił się na podłodze, usiłując powstrzymać się przed rozpadnięciem na kawałki. Wiedział tylko jedno: na zawsze stracił jedynego człowieka, jaki był dla niego ważny. Gin Ichimaru był przy jego boku od tak dawna, że wypełnił całe życie Kiry. Był słońcem, które rozjaśniało mrok i ogrzewało. Po jego odejściu coś w Kirze pękło i sam Kira czuł się bardziej niekompletny niż wcześniej. Chodził tymi samymi ścieżkami, które kiedyś przemierzał u boku Kapitana. Patrzył w to samo niebo, które kiedyś rozpościerało się nad głowami ich dwóch. Słuchał śpiewu tych samych ptaków, które ćwierkały na podwórzu kwater Oddziału Trzeciego. Wszystko wyblakło i pociemniało. Świat Kiry zawęził się do samooskarżeń i depresji... i ukrytej w głębi duszy absurdalnej nadziei, że kiedyś wszystko będzie jak dawniej - za co gardził sobą jeszcze bardziej. Do nienawiści nie był zdolny - mimo że go wykorzystano, mimo że go zdradzono, mimo że go porzucono. Nie czuł się wystarczająco ważną osobą, by mieć prawo do nienawiści. Nie czuł się osobą, którą ktoś mógł się przejmować. Na półce w sypialni Gina Ichimaru stał - nie wiadomo ile lat - tomik jego wierszy. Szok był zbyt wielki, by Kira mógł ten fakt ogarnąć. Jego umęczone serce nie było w stanie pomieścić wszystkich emocji i uczuć i zacząć je analizować. Jednak uczuciem, które dominowało ponad innymi, była rozpacz - i żal, że wszystko się stało i się nie odstanie. Gin Ichimaru zmarł na jego rękach i teraz Kira pamiętał. Pamiętał uśmiech Kapitana, spojrzenie jego jasnych oczu i ostatnie słowa. "Dziękuję, Izuru" powiedział Gin z największym spokojem, a Kira był zbyt wstrząśnięty, by cokolwiek zrozumieć. Aż do teraz. Że ciepło, jakim Gin Ichimaru promieniował, było prawdziwe i szczere. Że obecność Kiry miała dla niego znaczenie. I że gdyby nie okrucieństwo losu, mogliby normalnie żyć, normalnie rozmawiać i normalnie się do siebie uśmiechać. Było tak wiele słów, które nigdy nie zostały i nigdy nie zostaną wypowiedziane - pozostało jedynie "dziękuję"... i cichszym głosem dodane: przepraszam. Kira podniósł głowę. Skóra na policzkach piekła, i zrozumiał, że płakał. Ból w piersiach zelżał, w głowie wciąż mu się kręciło. W pokoju było odrobinę ciemniej, słońce musiało zajść za okalający kwatery mur, jednak powietrze wciąż było nagrzane ciepłem dnia. Książeczka, która wypadła z jego niewładnych dłoni, leżała obok grzbietem do góry. Kira sięgnął po nią i delikatnie wyprostował kilka zagiętych stron. A później zajrzał do środka, czytając znajome - choć tak bardzo odległe - wersy... W jego życiu zmieniło się tak wiele, odkąd wiersze te ujrzały światło dzienne, że wydawał się sobie zupełnie innym człowiekiem. Gin Ichimaru musiał widzieć go zawsze tym samym, tym prawdziwym Kirą Izuru, który przemawiał poprzez swoje haiku. Jego Kira tak naprawdę nigdy nie mógł poznać. Chociaż... może nie miało to znaczenia, skoro ten Gin Ichimaru, którego znał, zdołał wypełnić cały jego świat. Kira kartkował strony, mrugając zapuchniętymi oczami, aż dotarł do ostatniego wiersza. dwa białe orły przez burzę rozdzielone znów się spotkają Pod spodem pochyłym pismem dopisane było: "W to wierzę". Kira zamknął oczy i oparł głowę o regał. Siedział w absolutnej ciszy wypełnionej jedynie słodkim śpiewem wieczornych ptaków. Czuł, jak powoli ogarnia go spokój - nie pusty i bez życia, tylko pełen akceptacji i nadziei. Jedynym lekarstwem na rozpacz jest nadzieja - wiedział z doświadczenia równego życiu. Czas nie miał tak naprawdę znaczenia. W pokoju panował półmrok, kiedy Kira uznał, że ma dość sił, by znów iść ku słońcu. Wstał i wyszedł, zamknąwszy za sobą drzwi. Dusze shinigami są nieśmiertelne. Znów się spotkają. I tym razem wszystko będzie jak powinno. |