Myśli Harry'ego Pottera zwinęły się z zadowoleniem wokół myśli Severusa Snape'a, jak wąż zwija się wokół ciepłego kamienia. - Na niebiosa, Potter - wycedził Snape pochylony nad kociołkiem, nie podnosząc wzroku - zaczynasz się czuć swobodnie w moim umyśle, prawda? - Chyba tak - powiedział Harry, gdy on pochylał się nad swym podręcznikiem do eliksirów, powtarzając do nadchodzących owutemów i jednocześnie przebiegając lekkimi palcami myśli po znajomej powierzchni umysłu Snape'a. Snape nie sprawiał wrażenia zagniewanego. Nie, żeby miał powód, skoro w ciągu kilku ostatnich lat nabrali nawyku węszenia sobie nawzajem w psychice niczym ciekawskie psy, gdy tylko przyszła im ochota. - Och - kontynuował Snape, wciąż nie podnosząc głowy - spędzamy tyle czasu ze sobą, nie mówiąc już o naszych głowach, że ktoś mógłby wziąć nas za małżeństwo. - W jego głosie pobrzmiewała drwina. - Ha ha, być może - powiedział Harry nieobecnie, poślinił kciuk i przewrócił kartkę. Jego mentalne palce cofnęły się. Wtedy Snape podniósł wzrok i spojrzał na niego wściekle, ale Harry nie uniósł oczu, najwyraźniej zupełnie pochłonięty nauką. Po chwili Snape wrócił do swego kociołka i dodał smocze ziele. Tego wieczora Ron spytał ostrożnie: - Harry? Skoro Sam-Wiesz... Skoro Voldemort nie żyje, po co wciąż bierzesz lekcje oklumencji? Hermiona przytaknęła, mrużąc oczy. - Są ważne - odparł Harry i to było wszystko, co miał do powiedzenia w tej sprawie. - Nieźle - sapnął Snape, gwałtownie wpadając na ścianę po tym, jak Harry raczej spektakularnie zdołał wyrzucić go ze swego umysłu. - Choć z niechęcią, muszę przyznać, Potter, że twoje zdolności rosną. Może jeszcze zostaniesz oklumentą o kompetencji, która mnie nie zawstydzi. - Dzięki - powiedział Harry, wstając i otrzepując kurz z tylnej części ciała. - Podejrzewam, że ma do rzeczy fakt, że zajmujemy się tym od tak dawna. - Podejrzewasz? - spytał Snape. - Doprawdy, Potter. Kiedy dwa umysły spędziły ze sobą tyle czasu niemal jak zrośnięte - jak nasze - takiego poziomu twojej kompetencji radzenia sobie ze mną - to znaczy, z moimi atakami - można jedynie oczekiwać. W małżeństwie jest niewiele bardziej intymny kontakt. - Możliwe - powiedział Harry, polerując różdżkę rąbkiem swej szaty, po czym spojrzał na Snape'a. - Więc o tej samej porze we czwartek, sir? Snape gapił się na niego przez chwilę, warknął: - Tak - i wyszedł z sali. - Harry - powiedziała Hermiona znużonym głosem - znów to robisz. - Co? Harry zamrugał, wyprostował się na krześle i uświadomił sobie, że gapił się w przestrzeń. Przy stole nauczycielskim Snape robił dokładnie to samo, wpatrując się tępo w dal i nawijając pasmo czarnych włosów na wrzecionowaty palec, nie widząc, że Flitwick posypuje cukrem jego bekon. Harry delikatnie uwolnił dotknięcie umysłu Snape'a ze swego własnego. Ron i Hermiona patrzyli, jak Snape gwałtownie wraca do świadomości, potrząsa głową i odwarkuje Flitwickowi. Potem znów spojrzeli na Harry'ego. - Jak możesz... - zaczął Ron. - Nie - powiedział Harry stanowczo. - Dzięki, Zgredku - powiedział Harry, gdy Zgredek oddalił się z tacą po obiedzie. Lekcje oklumencji pozostawiały ciało wygłodniałym. Na zewnątrz słyszał kroki; Ślizgoni wracali do lochów po kolacji w Wielkiej Sali. - Smakował mi ten pudding - rzucił towarzyskim tonem, upewniając się, że włożył wszystko do torby. Snape nie zjadł wiele. - Można by mieć nadzieję, że twoje gusta nieco się ucywilizują. - Pociągnął łyk wina. - Może któregoś dnia - odpowiedział Harry. - Wystarczająco często mi pan o tym mówi. Sir. - Jego głos był życzliwy. - Hmph - stwierdził Snape, patrząc badawczo na czerwone wino w kieliszku. Przebiegł macką dociekliwości po powierzchni umysłu Harry'ego, teraz gładkiej jak szkło i nienagannie osłoniętej. - Ani trochę wystarczająco, Potter. Nie żebym miał jakieś prawo, oczywiście. Przywilej krytyki gustów i zachowania przy stole tradycyjnie zarezerwowany jest dla rodziców i, naturalnie, dla małżonków. - Cóż, nie wiedziałbym tak czy siak - odparł Harry i przerzucił torbę przez ramię, zmierzając ku drzwiom. - Przyjdę więc w piątek wieczór? Snape zwęził oczy. - Potter... Drzwi zamknęły się za Harrym z cichym trzaskiem. Był słoneczny dzień i Harry, Ron i Hermiona postanowili powtórzyć do owutemów w cieniu drzewa nad jeziorem. Ciemne szaty Snape'a i jego wściekłe, gwałtowne ruchy stanowiły ostry kontrast z jasnobłękitnym niebem i łagodnym falowaniem gałęzi na wietrze. Ron dostrzegł go pierwszy. - Co do diabła? - spytał. Harry i Hermiona spojrzeli i zobaczyli zbliżającego się Snape'a. - Czego on chce, Harry? - spytała Hermiona. - Zobaczymy - powiedział spokojnie Harry. - Nie wiesz? - Zobaczymy - powtórzył Harry, a wtedy Snape był już obok, górując nad nimi rozciągniętymi na trawie i zasłaniając słońce. Jego twarz była jasno czerwona, a dłonie zaciśnięte w pięści. - Potter - warknął - chcę zamienić słówko! Harry nie leżał na ziemi jak Ron i Hermiona, ale siedział oparty o pień drzewa. Musiał więc wygiąć szyję mniej niż oni, gdy mówił uprzejmie: - Tak, sir. - Na osobności, jeśli łaska! - Nie, sir. - Więc jeśli pójdziesz... co ty powiedziałeś, Potter? - Blade nozdrza rozszerzyły się. Ron i Hermiona gapili się na Harry'ego. - Powiedziałem "Nie, sir" - powtórzył Harry tonem tak lekkim, jakby dyskutowali o pogodzie. - O czym chce pan ze mną mówić? - Lepiej chodźmy, Ron - pisnęła Hermiona. - Nie, lepiej nie idźcie - rzucił Harry, wciąż patrząc Snape'owi w oczy. - Ja zostaję - oznajmił Ron z szeroko otwartymi oczami. Snape wydawał się wibrować w miejscu. - Dobrze - powiedział napiętym głosem. - Może to i lepiej, i będzie podwójną satysfakcją mieć publiczność, gdy szczegółowo wyłożę twoją niedojrzałość, Potter, twoją niedojrzałość, twoją małostkowość, twoje okrucieństwo i głupotę tak wielką, że nie jesteś najwyraźniej w stanie powiedzieć prostego "tak" lub "nie"! Ron i Hermiona gapili się na Snape'a, jakby mówił od rzeczy. Ale Harry, wciąż sprawiając wrażenie kompletnie spokojnego, spytał jedynie: - Tak lub nie na co, sir? Snape obnażył zęby, a jego oczy patrzyły dziko. - Przedstawiałem ci tę sprawę nie mniej niż trzy razy w tym tygodniu, Potter, i za każdym razem wolałeś grać złośliwca czy może po prostu durnia. Ani jedno, ani drugie ci nie wypada. Jeśli nie otrzymam odpowiedzi na moje oświadczyny w tej chwili, nigdy, powtarzam nigdy nie będziesz miał już przywileju zaglądania do mojego umysłu jak źle wychowany smarkacz, którym jesteś. - Jego prawe oko drgało. - Oświaco? - spytał Ron. Harry podrapał się po nosie. - Nie nazwałbym ich oświadczynami - powiedział w zamyśleniu. - W każdym razie nie odpowiednimi. - Chwileczkę - zaczęła Hermiona. Ale Snape już spuchł z wściekłości. - Proszę zamknąć dziób, panno Granger! Potter... - Nie ma potrzeby być dla niej niegrzecznym - stwierdził Harry, marszcząc czoło. - ...proszę o wybaczenie, panno Granger, i Potter! Mam dość tych nonsensów i nie będę bawił się w kotka i myszkę ani chwili dłużej. - Snape wycelował drżący palec w twarz Harry'ego. - Poślubisz mnie, gdy tylko rok szkolny dobiegnie końca! Postarasz się o przyzwoity komplet szat na tę okazję! Zdasz swój owutem z eliksirów o czasie i, co więcej, będziesz... - Jestem nieco za młody - wskazał Harry łagodnie i wściekłość Snape'a zdała się oklapnąć niczym przekłuty balon. Przez chwilę patrzył na Harry'ego z konsternacją, marszcząc brwi. Ron i Hermiona nie byliby w stanie powiedzieć słowa, choćby od tego zależało ich życie. - Roczne zaręczyny - oznajmił wreszcie Snape, zaciskając wargi w cienką linię. - Podpiszemy papiery zaraz po twoim ostatnim owutemie. Będę miał odpowiednie formularze w biurze. Za dwa tygodnie, Potter! - W porządku - powiedział Harry uspokajającym tonem. - Przyjdę. Zamierza pan czegoś spróbować? - dodał, jakby pytał, czy Snape planuje na kolację zupę. - Panie Potter! - prychnął Snape, zaczerwienił się i obrócił na pięcie, odchodząc bez jednego słowa. - Do zobaczenia w piątek wieczorem, sir - zawołał za nim Harry. Ron i Hermiona wyglądali jak bardzo zaszokowane, bardzo ciche chomiki. Wiatr gwizdał w koronie drzewa. Harry wrócił do czytania. - Harry - wychrypiał wreszcie Ron. - Tak, wiem - powiedział Harry i po raz pierwszy w jego głosie zabrzmiała irytacja. - Zajęło mu to kilka tygodni dłużej, niż przypuszczałem. A potem uśmiechnął się drobnym uśmiechem, podczas gdy jego oszołomieni przyjaciele gapili się, i przewrócił stronę. główna |