"Zrozum, Proszę"
("Please Understand")
Telanu
(tłum. Alx)




Od Autorki: Akcja ma miejsce w drastycznie zmienionej alternatywnej rzeczywistości, gdzie James i Lily ciągle żyją i są kochającymi rodzicami. Żebyście nie byli zaskoczeni. (Voldemort? Peter kto?) Tak, moi drodzy, to właśnie taki rodzaj fanfika.



Musisz zrozumieć, że nigdy tego nie planowałem. Nigdy, naprawdę. Ja... nie planowałem wielu rzeczy. Ale i tak się wydarzyły. Więc widzisz, ile są warte moje zamiary.

Nie było mnie tutaj przez pewien czas, wiesz? Mnie i Remusa. Dużo podróżowaliśmy. Kiedy James i Lils się pobrali, byli tak... zaabsorbowani sobą, wiesz? A kiedy ona zaszła w ciążę, było tylko gorzej. Straciliśmy rachubę, ile razy pytali, czy czujemy, jak dziecko kopie. Oczywiście zostaliśmy do narodzin Harry'ego i byłem tak dumny i szczęśliwy, jak tylko może być ojciec chrzestny. Ale to było za mało dla mnie i Remusa. Więc zostaliśmy, żeby się przekonać, czy możemy zrobić coś jeszcze i gdy się okazało, że Rogacze nas nie potrzebują i może już nigdy nie będą, wyjechaliśmy. Tylko mój Luniaczek i ja.

Oczywiście teraz już nie jest mój. Ale... nie, nie pozwól mi wybiegać naprzód. Och, byliśmy wszędzie. Wzgórza, równiny, nawet kilka tygodni na Saharze. Kochałem to. Nie mogę powiedzieć, żeby Remus był równie entuzjastyczny, ale wyglądało na to, że dobrze się bawił. Chiny - to dopiero było wyzwanie. Tam nawet nie ucinają głów podawanym na obiad kaczkom. I oprócz comiesięcznych kłopotów Remusa nigdy nie mieliśmy żadnych problemów. Wysyłaliśmy oczywiście Jamesowi i rodzinie mnóstwo sów, i pieniądze, i prezenty dla Harry'ego w odpowiednich odstępach czasu. Nie chcę zabrzmieć jak całkowicie bezduszny typek - myśleliśmy o Jamesie, o wszystkich, przez cały czas. I James też pisał, kiedy tylko mógł, czasem o naszych starych przygodach z lekką nutką sentymentu, ale nie mógłby nikogo nabrać: był tak szczęśliwy jak tylko to możliwe.

Aż się wstydzę - choć z pewnością nie tak bardzo, jak wstydził się Remus - że po czwartych urodzinach Harry'ego nie odwiedziliśmy ich przez 10 lat. Korespondencja krążyła, oczywiście, ale było tyle miejsc do zobaczenia i do uprawiania w nich dzikiego seksu. Kochałem Remusa Lupina. Chciałbym, żebyś to również zrozumiała. To delikatny człowiek ze straszliwym sekretem i oczami w kolorze miodu i nie zasługiwał na to, co mu zrobiłem. Chociaż jest silniejszy niż wielu ludzi sądzi. Taki mężczyzna, kiedy pogodzisz się już z jego wilkołactwem, na pewno szybko sobie kogoś znajdzie. Ja...

Boże, jestem skończonym gnojkiem.

Przepraszam. Już wracam do głównego wątku. Co prawda, nie ma zbyt wielu rzeczy, które mógłbym powiedzieć w swojej obronie; powiem, co mogę. Remus i ja żyliśmy razem, w różnych miejscach, przez ponad 15 lat. Nawet dłużej, jeśli doliczyć te 4 lata, kiedy dzieliliśmy to samo dormitorium w Hogwarcie. Czasami ludzie żartują na temat Jamesa i Lily, którzy pobrali się zaraz po ukończeniu szkoły, ale nigdy nie było to brane pod uwagę w przypadku Remusa i moim, nie było też żartów. Byliśmy razem i już. I wszyscy o tym wiedzieli.

Sądzę, że na samym początku James był nieco zazdrosny. Nigdy się w nikim nie bujał i nie mógł zrozumieć, dlaczego ja, jego najlepszy przyjaciel, byłem nagle cały w skowronkach, nie zwracałem na niego uwagi i czasami bezmyślnie gapiłem się w przestrzeń. Potem spotkał Lily, niech Bóg jej wynagrodzi, i lubię myśleć, że wszystko zostało mi wybaczone. Właściwie to przyszedł do mnie i wygłosił ckliwą mowę, przepraszając za każdą sytuację, w której mógł być niemiły lub zazdrosny, ponieważ teraz spotkał tę Jedyną i zrozumiał, dlaczego się tak zachowywałem, w końcu zrozumiał. Zabawne, że zrozumiał coś, czego ja sam jeszcze nie doświadczyłem. Chociaż myślałem, że doświadczyłem.

W każdym bądź razie, przeskakując kilka lat: tak, Remus i ja byliśmy szczęśliwi przez wiele lat, itede, itepe. Czy to brzmi zbyt ogólnikowo? Przepraszam, ale chwilowo tylko w ten sposób mogę o tym mówić. Jak już mówiłem, wałęsaliśmy się po świecie, chętni do wykonania każdego zadania zleconego przez Dumbledore'a, ale zwykle biorąc jakieś krótkie zlecenia w miejscu, gdzie aktualnie przebywaliśmy, przepuszczając mój wcale nie taki mały spadek. I wtedy, któregoś dnia, Remus zaczął marudzić na temat ustatkowania się.

Nie byłem tym zachwycony, ale nie sprzeciwiałem się. Byliśmy już sporo po trzydziestce i większość czarownic i czarodziejów w naszym wieku przestała się rozbijać i odkryła, co chce robić w życiu. Osobiście nie miałem nic przeciwko pozostaniu wiecznym chłopcem i zwiedzaniu świata, robieniu tego, co powinno być zrobione, oglądaniu tych wszystkich nowych rzeczy z Remusem, ale widziałem sens w tym, czego chciał. I żeby być sprawiedliwym, spędził... no, dziesięć lat, żyjąc tak jak ja? Należało mu się. Nawet więcej niż mu się należało.

Więc zgodziłem się. Myślę, że później miał powody, by tego żałować. I gdzież lepiej było osiąść niż obok naszych starych, dobrych przyjaciół? Lily i James żyli w jakimś zapomnianym przez Boga miejscu zwanym Doliną Godrika, o którym myśleli, że jest "urocze", a my z Remusem, że to "zadupie", ale nie bardzo mieliśmy na to jakiś wpływ. Tam właśnie zamieszkaliśmy. Namówiłem Remusa na miłe, małe miejsce w odosobnionym zakątku. W końcu mogliśmy się zawsze aportować, gdzie tylko chcieliśmy, a on mógł w spokoju przechodzić swoje comiesięczne transformacje. I, cud nad cudami, dostaliśmy stałe prace. On pomagał w sklepie Ollivandera, a ja dostałem się do ministerstwa, zapewne dzięki wstawiennictwu Albusa Dumbledore'a, który pamiętał moje dobre oceny w szkole, i pewnie dzięki Arturowi Weasleyowi, niech mu Bóg wynagrodzi. Jego syn Ron i Harry bardzo się przyjaźnili i trochę to pomogło stale nieobecnemu ojcu chrzestnemu. Przyjaciel mojego przyjaciela mojego przyjaciela, czy coś w tym rodzaju

Harry. Tak, wiedziałem, że będziemy się musieli tam pojawiać od czasu do czasu. Pozwól mi zebrać przez chwilę myśli, co? Więc poszliśmy z pierwszą wizytą do Doliny Godrika. I moje życie zostało zniszczone. Albo uzdrowione. Ciągle nie mogę się zdecydować.

Remus i ja zostaliśmy zaproszeni na herbatę, a ja patrzyłem na moich starych przyjaciół. Zabawne, jak można się postarzeć w ciągu dziewięciu lat. James i Lils przysyłali oczywiście mnóstwo zdjęć, zwłaszcza stale rosnącego Harry'ego, ale zwykle patrzyłem na nie pobieżnie, bardziej zainterersowany listami. Chciałem zapamiętać Jamesa jako Rogacza; jako śmiejącego się, przystojnego chłopca, który przyjaźnił się ze mną na dobre i na złe. I który nadal by to robił, gdybym teraz go poprosił, tylko że teraz był... starszy. Tak jak Remus, ja i Lily. Lily, oczywiście wciąż śliczna; tylko Weasleyówna mogłaby rywalizować z jej włosami i z tymi ogromnymi zielonymi oczami. Gdybym nie był tak bardzo gejem, pewnie próbowałbym ją odbić Jamesowi jeszcze w szkole, ale w tej sytuacji - sama rozumiesz. Wystarczy powiedzieć, że byłem bardziej zainteresowany pewnym pięknym, młodym wilkołakiem.

Stałem w przedpokoju, te myśli przebiegały mi przez głowę szybko jak magia, gdy Lily i James objęli nas, powiesili nasze szaty na wieszaku przy drzwiach i zaprosili nas do swojego przytulnego salonu.

- Gdzie jest Harry? - zapytał Remus ze swoim słodkim uśmiechem, nie mając pojęcia, w co nas pakuje. - Widziałem zdjęcia, ale nie mogę się doczekać by poznać go osobiście.

Lils przewróciła oczyma.

- Och, na górze bez wątpienia, nie można go oderwać od tej nowej książki o quidditchu, którą mu podarowałeś, Syriuszu.

Jej oskarżający wzrok padł na mnie i nie mogłem się powstrzymać, by nie wzruszyć ramionami. Mogłem nie widzieć chłopca przez bardzo długi czas, ale nawet biorąc pod uwagę moją nieobecność uważałem się za bardzo dobrego ojca chrzestnego. Nigdy nie zapominałem o urodzinach czy Bożym Narodzeniu, a czasem przysyłałem prezenty bez okazji. Nie znałem Harry'ego, ale go kochałem. Mój chrześniak.

- Harry! - James krzyknął w kierunku schodów, jego baryton dźwięczący radośnie jak zwykle, trochę głębszy od czasu, gdy słyszałem go po raz ostatni. Uśmiech wyrzeźbił drobne zmarszczki wokół jego oczu i ust. - Twój ojciec chrzestny i Remus przyszli! Schodź szybko na dół!

- Idę, tato!

Głos nie był niezwykły. Przynajmniej wtedy tak bym go nie określił, bo teraz uważam wręcz przeciwnie. Zwykły chłopięcy głos, nieco załamujący się przy końcu. I nic w moim sercu mnie nie ostrzegło; nawet dzisiaj pamiętam tylko słabe uczucie oczekiwania, że zobaczę go teraz po tak wielu latach; zobaczę jak wyrósł, co lubi, co myśli o szkole.

James wrócił do salonu przewracając oczyma.

- To oznacza, że zejdzie za jakieś dziesięć minut. Co najmniej!

Remus uniósł brwi.

- Czy jest... trudnym dzieckiem? - zapytał miękko, jakby Harry mógł się gdzieś czaić i podsłuchać nas. - W twoich listach był zawsze takim miłym chłopcem...

Lils potrząsnęła głową ze śmiechem, siadając wdzięcznie na drugiej kanapie, gdzie dołączył do niej James.

- To cudowne dziecko - och, wybaczcie, młody mężczyzna - powiedziała ze śmiechem w głosie i znaczącym spojrzeniem na Jamesa. - Właśnie przechodzimy fazę "nie jestem małym chłopcem, mamo!" i chociaż sprawia kłopoty i szybko się nudzi, nie zamieniłabym go na inne dziecko. To wspaniały chłopiec.

James przytaknął, a jego przeczucia na temat opieszałości Harry'ego okazały się być błędne: usłyszeliśmy tupot stóp na schodach, ten rodzaj tupotu, który oznaczał, że te stopy niedawno sporo urosły i ich właściciel jeszcze nie bardzo wie, co z nimi począć. Szybki poślizg na dywaniku i...

...i oto był.

Całe moje dotychczasowe życie skończyło się wtedy i, do diabła, natychmiast zdałem sobie z tego sprawę. Niektórym ludziom nigdy w życiu nic takiego się nie przytrafia. Czasami im zazdroszczę, a czasami chcę nad nimi zapłakać, bo nie wiedzą, co ich ominęło.

Boże, jego oczy były ogromne. Bardziej zielone niż szmaragdy. I był taki mały. Piętnaście lat, podsunęła usłużnie moja pamięć, chociaż reszta mojego mózgu była zajęta gapieniem się na niego. Przystanął nieśmiało przy drzwiach, spoglądając na nas spod warstw grzywki, okularów i opuszczonych rzęs. Chciałem usunąć te warstwy jedną po drugiej, aż nie byłoby nic pomiędzy mną i tymi oczyma, ale wtedy dostrzegłem różowy rumieniec na jego bladych policzkach, który wprawił mnie znowu w zachwyt. Policzki przeszły w płatki uszu, a potem w szczupłą białą szyję.

Szczupłość i miękki uśmiech, obraz zawstydzonej młodzieńczości. Moje serce zamarło w piersi, chociaż po dziś dzień sądzę, że była to tylko reakcja na tak wiele piękna stojącego przede mną. Remus jednakże nie wyglądał na podobnie porażonego, a James i Lily po prostu tam siedzieli, dumni rodzice, nie zdający sobie sprawy, że pod ich dachem mieszka młody Ganimedes.

Jeśli znasz greckie mity, to wiesz, co stało się z Ganimedesem. Jeśli nie, to będzie ci musiała wystarczyć moja opowieść.

I ciągle moje myśli były czyste. No, prawie. On był po prostu niezwykle pięknym, delikatnym chłopcem, to wszystko. To było przeżycie estetyczne. Dopóki nie podniósł oczu i nie spojrzał prosto na mnie.

W jego oczach był głód.

Lata minęły, odkąd byłem tak twardy, tak szybko. Od czasów Hogwartu. Skrzyżowałem nogi, by to ukryć, ale jednak. Harry szybko odwrócił wzrok i do dziś nie wiem, czy zauważył, jakie wywarł na mnie wrażenie, ale nigdy nie zapomniałem wyrazu jego oczu. Spojrzał prosto na mnie. Nie na swoich rodziców czy Remusa - na mnie. Jakby czegoś oczekiwał. I chyba to znalazł.

Mały, różowy język zwilżył szybko jego dolną wargę, nabłyszczając ją lekko. Może zrobił to z nerwów. Zacząłem czuć ból w moich spodniach.

Gdybyś mnie w tamtym momencie zapytała, nie pamiętałbym imienia Remusa Lupina.

* * *

Po tej wizycie nastąpiły oczywiście następne. Remus był mile zaskoczony, że chciałem tak często odwiedzać naszych starych przyjaciół. Powiedziałem mu, że nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo tęskniłem za Jamesem i Lily, dopóki znowu ich nie ujrzałem, przeklinając siebie za te bezczelne kłamstwa. To był wspaniały czas. Cudowne obiady, czasami u nas, ale zwykle u nich.

Harry zawsze siedział obok mnie. Nie było to tak przyjemne, jak by się wydawało. Harry po mojej lewej i Remus po mojej prawej, a wszystko o czym mogłem myśleć, to kościste młode kolano przyciśnięte do mojego. Zawsze przyciskał swoje kolano do mojego pod stołem, a ja nigdy nie zniechęcałem go do tego. Ani razu; nawet za pierwszym razem, kiedy jeszcze miałem szansę, by to wszystko powstrzymać. Powiedziałem "szansę", chociaż nie sądzę, by można było powstrzymać coś takiego. Pragnęliśmy się. Boże, jakże się pragnęliśmy. Nigdy w moim życiu nie chciałem niczego aż tak bardzo. Harry bardzo mnie lubił - James, Lily i Remus siedzieli na zewnątrz w gorące, letnie dni, popijając chłodne drinki i rozmawiając, a ja siedziałem obok z Harrym, podczas gdy oni spoglądali pobłażliwie, bardzo zadowoleni, że Harry dogaduje się tak dobrze ze swoim ojcem chrzestnym. James powiedział mi w zaufaniu, że w wieku Harry'ego dobrze jest mieć przy sobie jakiegoś dorosłego, któremu można ufać i któremu można się zwierzać. Poczułem się jak robak, ale uśmiechnąłem się i wymamrotałem coś o tym, jaki to wspaniały dzieciak.

Zwierzał mi się, to fakt. Chociaż trochę czasu mu to zajęło. Zwykle w czasie tych letnich dni siedzieliśmy razem, a on pokazywał mi jedną ze swoich książek o quidditchu albo jeden z modeli, które składał, albo nawet pozwalał mi popatrzeć na swoją nową miotłę - Nimbusa 2001, najcenniejszą rzecz, jaką posiadał. Ale to wszystko, co robiliśmy; tylko patrzyliśmy na te rzeczy, przebiegaliśmy po nich szybko palcami, uważając, by przez przypadek nie dotknąć ubrań lub skóry i nie rozpocząć czegoś nieodwracalnego. Nigdy nie powiedzieliśmy nic na tyle ważnego, bym mógł to przywołać. A on siedział na trawie z ogromnym albumem ze zdjęciami na kolanach i patrzył mi prosto w twarz - zawsze siedziałem tyłem do reszty, odgradzając nas - a on patrzył w moje oczy, jego własne były niemożliwie zielone i wielkie, jego usta czasami drżały, bo chciał coś powiedzieć i nie mógł.

Wielki dzień nadszedł, gdy Remus, Lily i James weszli do środka, bo na zewnątrz był niemożliwy do wytrzymania skwar.

- Wejdźcie do środka - Remus, mój kochanek, krzyknął do mnie i w tej chwili go nienawidziłem. Czułem się jak jadowita żmija - Zaraz się rozpuścicie! Twoja mama ma dla ciebie sok z dyni, Harry.

- I coś innego dla większych chłopców - drażniła Lily, przypominając mi o wspaniałym trunku, który ona i James trzymali w domu.

Przeklinając los, podniosłem się, kiedy - moje serce zamarło - mała, miękka dłoń Harry'ego zacisnęła się na mojej.

- Za... za chwilę! - krzyknął nieco drżącym głosem. - Chcę coś pokazać ojcu chrzestnemu, za chwilę wrócimy. - Pierwsze słowa wypowiedziane w ciągu godziny, kiedy siedzieliśmy razem.

James spojrzał z przyganą, ale ja już żywiołowo kiwałem głową, zastanawiając się, co to młode fauniątko u mojego boku może knuć.

- W porządku, James - powiedziałem. - To nie powinno długo potrwać, prawda, Harry?

Spojrzałem na niego, a on milcząco skinął głową. James wydał zaskoczone, przyzwalające chrząknięcie i wtedy dłoń Harry'ego zaczęła mnie ciągnąć za dom, przez ogród, do lasu. Moje serce biło tak mocno, że aż mnie bolało. Poszedłbym za nim wszędzie.

Kiedy odeszliśmy już z powrotem między drzewa, pokazał mi gniazdo z jajkami rudzika, wszystkie w delikatnym odcieniu błękitu. Udałem, że je podziwiam.

- Bardzo ładne. Więc, hm, lubisz włóczyć się po lesie, co?

- Syriuszu - powiedział, jego młody głos był niski i pełen napięcia; wszystkie nerwy w moim ciele zamarły i zaiskrzyły. Nigdy wcześniej nie wymówił mojego imienia. Odwróciłem się i spojrzałem w jego otwartą, proszącą twarz.

- Ty... - zaczął i zawstydzony odwrócił wzrok. Moje serce powoli ścisnęło się i zamarło. Czy możesz to pojąć? Wątpię - sami w ciemnym miejscu, z osobą, którą kochasz o wiele bardziej niż powinieneś, zwłaszcza, że niezupełnie rozumiesz, dlaczego kochasz tę osobę, tylko że kochasz, kochasz tak bardzo...

Znowu spojrzał na mnie i przysięgam, te oczy mogły mnie zniszczyć.

- Czy ja ci przeszkadzam? - zapytał ochryple. - Nie przeszkadzam, prawda? Mama mówi, że nie powinienem cię tak monopolizować, że powinienem pozwolić, żebyś mógł ich odwiedzać... z nim.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że nigdy nie słyszałem, żeby Harry wymawiał również imię Remusa.

- Mama mówi, że nie przychodzisz tylko po to, żeby zobaczyć się ze mną, ale ze wszystkimi i że powinienem przestać... pewnie myślisz, że to dziwne.

Wzbierała we mnie fala praworządnego oburzenia na moją dobrą przyjaciółkę, Lily Potter, kiedy on sięgnął i ujął ponownie moją dłoń w swój miękki uścisk. Kontrast między naszymi dłońmi, różnica rozmiarów, dotyku i koloru odebrała mi dech.

- Ale Ty tak nie myślisz? - kontynuował błagalnie. - Ty lubisz ze mną być... też to czujesz, to, co ja.... Widzę to w twoich oczach. Ty... ty masz takie piękne oczy, Syriuszu.

Oddech zamarł mi w piersi. Przez długą chwilę po prostu tam stałem, patrząc na niego i zastanawiając się, jak można tak dobrze rozumieć kogoś tak różnego od siebie. Nawet na samym początku z Remusem nie czułem się tak dziko jak teraz - i nawet po tych latach, które spędziliśmy razem, nie potrafiłem czytać z jego twarzy tak, jak z twarzy tego chłopca.

- Patrzyłem na zdjęcia, które przysyłałeś - kontynuował, mówiąc wciąż tym miękkim, żarliwym głosem, od którego przechodziły mnie dreszcze; zwłaszcza gdy się przysunął. - Odkąd byłem chłopcem. I patrzyłem, ciągle patrzyłem na ciebie. Ukradłem jedno zdjęcie z albumu i trzymam je w moim pokoju. Widzisz, ja po prostu wiedziałem. To, co ty teraz wiesz. Że to masz być ty. Kiedy usłyszałem, że wreszcie przyjeżdżasz, myślałem, że umrę ze szczęścia, Syriuszu... i wtedy cię zobaczyłem i wiedziałem, że też to czujesz...

Najbezpieczniej, najuprzejmiej i najlepiej byłoby zaprzeczyć; udać, że nie rozumiem. On był piętnastoletnim dzieciakiem, synem mojego najlepszego przyjaciela, a ja miałem Remusa i ... och, nie rozumiem, po co tracę czas wymieniając wszystkie argumenty przeciw, skoro tak dobrze je znasz. Tak naprawdę to nie zdawałem sobie sprawy z tych wszystkich obiekcji, stojąc w cieniu tego drzewa, daleko od domu. Sądzę, że zdążyłem wydukać "Nie powinniśmy", gdy on potrząsnął gniewnie głową.

- Czuję to - nalegał i, Boże dopomóż, przysunął się bliżej. Prawie się dotykaliśmy i byłem tak twardy, i wiem, że on również.

- Jesteś stworzony dla mnie, Syriuszu. Mój ojciec wybrał cię dla mnie w dniu moich urodzin i nawet się nie zorientował. Ja... My nie możemy być osobno - zamknął oczy. - Ja nie potrafię ci tego wytłumaczyć. To nie ma sensu nawet w mojej głowie. Ale tak ma być.

Spojrzał znowu na mnie oczyma nagimi z pożądania.

- Jesteś taki piękny - westchnął i sięgnął, by dotknąć mojej twarzy, i wtedy to się stało.

Pocałowałem mojego chrześniaka pod tym drzewem. Wiąz to chyba był.

On miał piętnaście lat; oczywiście był gotowy na więcej i protestował rozdzierająco na moich ustach, że czekał na to latami, od kiedy tylko nauczył się, czym jest seks. Że zachował to dla mnie i że nikt inny nie może tego mieć, tylko ja. Kusił mnie niesamowicie, ale udało mi się go uspokoić, no i siebie też, i ostrzec go, że w domu czekają na nasz powrót.

Złapał mój rękaw; intensywność jego spojrzenia zarazem przerażająca i podniecająca.

- I wtedy wrócisz do siebie - powiedział chrapliwie. - Wrócisz z nim. Pozwolisz mu się całować, kochać i dotykać tego wszystkiego, co należy do mnie!

Odskoczył, nagle przerażony tym, jak wiele mu się wyrwało. Ale co mogłem powiedzieć? Miał rację, a jednocześnie nie miał się o co martwić. Od czasów tej pamiętnej wizyty w Dolinie Godrika, Remus i ja kochaliśmy się tylko raz. A i to prawie miesiąc temu: nie mogłem po prostu znieść dotyku mojego kochanka, gdy myślałem o kimś innym. Nie fantazjowałem, co niektórzy ludzie uważają za normalne - życzyłem sobie całym sercem i duszą, żeby Remus nie był Remusem.

- Nigdy więcej - przysiągłem chrapliwie Harry'emu, świadomy, że chyba straciłem rozum. To dziwne porozumienie pomiędzy nami - jak długo mogło potrwać? I kto powiedział, że Harry naprawdę czuł to, co ja? To mogło być jakieś obsesyjne zauroczenie, nic więcej; poza tym wiedziałem od dawna, że po ustatkowaniu szybko się nudzę; kto powiedział, że nie był to kryzys wieku średniego czy coś w tym stylu - pocałowaliśmy się znowu.

Remus i ja wróciliśmy tej nocy do domu. Opuściłem go następnego ranka. Scena była bardzo niemiła i nie mam ochoty opisywać jej tutaj. Wystarczy powiedzieć, że nie miał pojęcia, dlaczego to robię; było to dla niego jak grom z jasnego nieba i całkowicie zrozumiale chciał wiedzieć, dlaczego przekreślam dwie dekady miłości i partnerstwa bez porządnego wytłumaczenia. Nie mam żadnych złudzeń co do moich poczynań: zachowałem się w stosunku do niego w najgorszy możliwy sposób, zdradziłem go. To była całkowicie moja wina.

I jedyne, co mogłem powiedzieć w jego białą, zranioną twarz, to słowa:

- To mi nie wystarczy.

I oczywiście:

- Przepraszam.

Zostawiłem mu dom.

* * *

Nigdy nie zdołałem też wyjaśnić tego Jamesowi i Lily. Byłi zaskoczeni i wielokrotnie zapraszali mnie na herbatę i usiłowali przekonać do zmiany zdania. Nie potrafiłem dać im wyjaśnienia, które mogliby zaakceptować, tak jak nie mogłem powiedzieć im prawdy. I zawsze gdy kończyłem pić herbatę, pytałem słabym głosem, czy mogę pójść na górę i zobaczyć się z Harrym. Zawsze się zgadzali, a raz podsłuchałem Jamesa mówiącego Lily, gdy wchodziłem po schodach, że jest zadowolony, że mogę z kimś porozmawiać. Myśleli, że to podnosi mnie na duchu.

W pewnym sensie tak było, chociaż "na duchu" nie jest tutaj dobrym wyrażeniem. On czekał na mnie w swojej sypialni, zawsze, i rzucał się w moje ramiona. Krótkie zaklęcia zamykające i wyciszające wokół pokoju i padaliśmy na łóżko, w którym spał przez całe swoje proste, przedsyriuszowe dzieciństwo. A ja pożerałem go żywcem. Byliśmy na tyle ostrożni, by nie zostawiać żadnych śladów, ale dźwięki były wystarczająco bezpieczne i, Boże, nic na Ziemi nie mogło się równać jemu klęczącemu z szeroko rozłożonymi udami, błyszczącym członkiem, błagającego swego ojca chrzestnego, by robił rzeczy, których ojcowie chrzestni robić nie powinni. Więc strasznie sztywny i gorący wchodziłem i wychodziłem z niego, jakby od tego zależało moje zdrowie psychiczne. Bo zależało, oczywiście. A on chwytał prześcieradło i odrzucał głowę do tyłu i krzyczał, ile miał sił w płucach.

- Syriuszu! Boże! Kocham cię! Nikogo, tylko ciebie - tak, więcej - och, proszę, daj mi więcej - chcę ciebie całego! SYRIUSZU!

A potem leżał cichutko, gdy już umościł się w moich ramionach i próbował dostać się do mojego wnętrza, nigdy nie rozumiejąc, że już to zrobił.

- Twój - mówił zawsze. - Twój i mój. Należymy... Tak miało być...

I do licha, myślę, że ma rację. Nigdy bym tego nie zrobił, nie skrzywdziłbym Remusa i reszty w ten sposób, gdybym nie wierzył, że Harry ma rację. Proszę, proszę, uwierz mi. Jeżeli nie wierzysz mi w innych kwestiach, proszę uwierz mi, kiedy mówię, że kocham tego chłopaka jak nikogo w życiu i pewnie poza życiem, jeśli coś poza życiem istnieje. I jeśli coś nas rozdzieli - coś bardziej trwałego niż rok szkolny lub wakacje spędzone poza domem - wtedy umrę.

To nie brzmi jak kryzys wieku średniego, prawda? Kryzysy wieku średniego powinny polegać na zgłaszaniu pretensji do swoich utraconych młodości i żywotności, a nie na potrzebie bycia z kimś tak mocno, że twoje życie od tego zależy. Myślę o tym za każdym razem, kiedy koło niego leżę, czy to w jego zbezczeszczonym dziecięcym łóżku, czy w moim londyńskim mieszkaniu, gdzie może mnie odwiedzać od czasu do czasu. Dotykam jego perłowobiałej skóry, całuję odciski od miotły na jego palcach, słucham. Jak szeptem przysięga, że gdy tylko skończy szkołę, będziemy żyli tylko we dwóch, na zawsze. Nieważne, co ludzie myślą lub mówią. Tylko my. I czy mógłbym go dotknąć znowu, tylko troszeczkę? Nigdy nie ma dosyć. Kiedyś, gdy ten długo wyczekiwany ostatni dzień szkoły nadejdzie, wszyscy odkryją prawdę. Podejrzewam, że stracę mnóstwo przyjaciół; może nawet wszystkich. Z pewnością Lily i James będą chcieli, by gniew boży zabił mnie na miejscu, ale Harry wybierze mnie, a nie ich. Jestem tego całkowicie pewny. On jest dla mnie, a ja dla niego, to wszystko. Będzie mi ich brakowało; w pewnym sensie, brakuje mi nawet Remusa. Nie licząc mojego żalu, że go zraniłem, wiem, że był i nadal jest dobrą duszą. Dobry człowiek, którego warto mieć za przyjaciela.

Nie jestem już taki kryształowy, prawda? Och, tak jest lepiej. Przepraszam. To wszystko, co mogę powiedzieć. Naprawdę, w tej chwili nie mogę zrobić nic więcej. Ponieważ choć jest to coś dobrego, to również sprawia ból... tak. Drzwi są na dole. Pokażę ci.

Harry ma dzisiaj przyjechać. Powiem, mu, że byłaś, chyba że zbytnio zaangażujemy się w inne rzeczy. Ja... nie mogę się doczekać. To jeszcze dwie godziny, zanim się pojawi. I może zostać tylko na dwie noce, a potem z powrotem w pociągu do szkoły... cały ten bagaż, który będzie miał ze sobą, nie mam pojęcia, jak go tutaj przechowam, och, mój Harry...

Tak, dziękuję, zamknij za sobą drzwi. Zrobię herbatę na jego przyjazd. Pośpiesz się, Harry. Jest tu tak cicho bez ciebie.



główna