IV




Alluka widzi nad sobą sufit, którego nie zna. Leży w nieswoim łóżku i nie jest w stanie się ruszyć. Przez okno po lewej stronie wpadają promienie słońca, skądś dobiegają stłumione głosy i bardziej wyraźne pikanie. Nie pamięta, jak się tu znalazła.

Przekręca głowę w prawo. Na krześle przy łóżku Oniichan właśnie otwiera oczy – musiał spać.

– Oniichan…

– Alluka!

Z jego twarzy w mgnieniu oka znikają wszelkie ślady snu. Zrywa się na nogi i pochyla nad nią. W jego wzroku Alluka widzi straszne poczucie winy. Otwiera usta, ale Alluka nie daje mu dojść do głosu.

– Oniichan, przepraszam – mówi, bo nagle wszystko pamięta… a przynajmniej tyle, że burza zastała ich w górach i… I najwyraźniej ona padła jej ofiarą, skoro znalazła się w szpitalu. – Nie posłuchałam cię. Gdyby nie to…

– To ja przepraszam – przerywa jej Oniichan. – Znowu pozwoliłem, by stała ci się krzywda, mimo że tam byłem. Co ze mnie za starszy brat…? Przepraszam, Alluka. Naprawdę przepraszam.

Znów? Alluka mruga lekko zdezorientowana – już nie pamięta poprzedniego razu – ale potem po prostu się uśmiecha.

– No to się nawzajem przeprosiliśmy – stwierdza rzeczowo. – Od teraz ja będę się ciebie słuchać, a ty będziesz mnie pilnować.

Oniichan jest tak zdumiony, że siada z powrotem na krześle i patrzy na nią szeroko otwartymi oczami.

– To nie zabrzmiało dobrze – mówi po chwili, a potem precyzuje, co mu się nie spodobało: – Nie jesteś moim psem, tylko moją siostrą. Znaczy się… Fajnie, że będziesz się mnie słuchać, a ja na pewno będę lepiej pilnował, żeby nic ci się nie stało, ale…

Alluka parska śmiechem, widząc jego zagubienie, a potem wyciąga rękę w jego stronę… Próbuje wyciągnąć rękę, ale nie może nią poruszyć. Przekręca głowę i widzi, że prawe ramię ma obandażowane.

– Oniichan, co się stało? Pamiętam tylko, że schodziliśmy z góry, żeby uciec przed burzą…

Oniichan na moment ucieka wzrokiem, zaciskając wargi w cienką linię. Potem znów patrzy na nią i zaczyna opowiadać.





Zanim Alluka się obudzi, mijają wieczór i noc. Wcześniej jeszcze operacja. Killua spędza te kilkanaście godzin, dogłębnie przekonując samego siebie, że do niczego się nie nadaje. Znów pozwolił, by bliskiej osobie stała się krzywda – mimo że mógł zrobić wszystko, by temu zapobiec. Milion razy odgrywa w głowie ten jeden kwadrans z wczoraj, minuta po minucie, sekunda po sekundzie, wiedząc, że w każdej z nich mógł skutecznie interweniować.

Dlaczego po prostu nie wziął Alluki, gdy tylko zdał sobie sprawę z nadciągającej burzy, i nie zeskoczył w dół, jak najdalej od niebezpieczeństwa? Dlaczego zwlekał, dlaczego pozwolił jej iść samej? Dlaczego nie był wystarczająco blisko, by złapać ją za rękę? Dlaczego nie był dość szybki, by schwycić ją, zanim upadła?

Po co on tam w ogóle był? Po co mu te wszystkie moce, jeśli nie potrafi ich wykorzystać, by chronić tych, na których mu zależy?

Bo postanowił sobie szanować jej decyzje. Postanowił, że nigdy nie zamknie jej w klatce swojej opieki i pozwoli doświadczać wszystkiego. I wie, że będzie się tego trzymał także w przyszłości, bo Alluka musi być wolna. Wolna, nawet od niego.

Teraz jedyne, co może zrobić, to oddać Allukę w ręce specjalistów i czekać, nic nie wiedząc. Najgorsze.

Kiedy zabieg jest ukończony, wychodzi do niego lekarz.

– Życiu pańskiego brata…

– Siostry – poprawia Killua automatycznie i wrzeszczy na siebie w myślach: "Zamknij się!".

Lekarz przesuwa okulary na nosie.

– Życiu pańskiej siostry nie zagraża niebezpieczeństwo. Ma lekkie wstrząśnienie mózgu, żadnych poważnych urazów głowy ani narządów wewnętrznych. Zoperowaliśmy wszystkie złamania, kości zrosną się w swoim czasie. Martwimy się jedynie o uszkodzenie splotu ramiennego, który w najgorszym razie poskutkuje porażeniem prawej kończyny górnej, ale tego jeszcze nie wiemy. Tak czy inaczej, potrzebna będzie rehabilitacja.

Killua słucha tego bez słowa. Wie, że powinien się skupić na najważniejszym – na tym, że życiu Alluki nic nie grozi – tymczasem ogarnia go rozpacz na myśl, że jego siostra nigdy może nie odzyskać sprawności.

Nie, nie wolno mu tego zakładać. Jeśli będzie trzeba, sprowadzi do Alluki najlepszych specjalistów, którzy potrafią zregenerować nawet uszkodzone nerwy. Nie ma opcji, by Alluka nie wyzdrowiała. Wystarczająco długo była więźniem – Killua nie dopuści, by znów się nim stała.

– Jak się czujesz? – pyta, gdy Alluka odzyskuje świadomość, i stara się zachować optymizm.

– Dobrze.





Alluka wie, że leży w szpitalu z powodu licznych obrażeń i nie może się ruszać, ale odpowiada, że czuje się dobrze. Obudziła się, na dworze świeci słońce, Oniichan jest obok niej, więc czuje się dobrze. Tylko…

– Głodna jestem – stwierdza po chwili, kiedy zdaje sobie z tego sprawę.

Oniichan znów robi tę zdziwioną minę, ale potem poważnieje.

– Alluka, chciałbym, żebyś była ze mną szczera. Żebyś mówiła mi prawdę o tym, jak się czujesz. Co myślisz. Czego chcesz.

– Przecież tak właśnie robię – odpowiada Alluka, zaskoczona. – To ty nigdy mi nic nie mówisz…

Oniichan całkowicie ignoruje jej zarzut.

– Jak możesz czuć się dobrze w takiej sytuacji?

– Nic mnie nie boli.

– A powinno, głupolu! – Oniichan podnosi głos, ale zaraz kręci głową. – To znaczy… Nie chcę, żeby cię bolało, to nie tak miało zabrzmieć… Miałem na myśli, że takie obrażenia jak twoje powinny boleć. To, że cię nie boli… nie znaczy, że wszystko z tobą w porządku.

– Wiem to. Po prostu… – Jak to powiedzieć? Jak ująć w słowa? – Nie przejmuję się tym aż tak bardzo. Wszystko będzie dobrze. Wyzdrowieję. Więc ty też się nie przejmuj, dobrze?

Oniichan nic nie mówi – patrzy na nią tylko, a w jego wzroku migoce tak wiele emocji. Wreszcie odwraca głowę, zaciska pięści. Alluka wie, że ścierają się w nim różne uczucia, jednak sam prosił, by mówiła to, co myśli. Musi to przyjąć. Musi zrozumieć, że niektóre rzeczy się zdarzają i nic na nie nie można poradzić.

– Alluka… jesteś aniołem? – pyta wreszcie Oniichan, znów na nią spoglądając.

– Aniołem? Przecież nie mam skrzydeł – odpowiada Alluka na to dziwne pytanie, którego się nie spodziewała… na pewno nie od niego. Od kiedy to Oniichan wierzy w anioły?

– Nie, zastanawiam się, czy jakikolwiek człowiek mógłby tak zupełnie nie czuć urazy, mimo krzywd, które go spotkały. Tak patrzeć tylko przed siebie i się uśmiechać…

– Może nie jestem człowiekiem?

Teraz Oniichan wydaje się zły… choć zaraz, nieoczekiwanie, uśmiecha się.

– Dlatego właśnie pytam, czy nie jesteś aniołem.

– Aj… Podszedłeś mnie.





Alluka już na następny dzień podejmuje rehabilitację. Lekarz mówi, że dzięki temu kości będą lepiej ukrwione i szybciej się zrosną. Prawe ramię ma unieruchomione na stałe – ono przyjęło na siebie największy wstrząs i dlatego doszło też do uszkodzenia nerwów.

– Myślałam, że jestem zupełnie sparaliżowana – mówi Alluka pogodnie, gdy pielęgniarki odpinają zabezpieczenia, które miały utrzymać ją w jednej pozycji w czasie snu, a Killua zastanawia się, czy jego siostra jest po prostu niefrasobliwa, czy raczej nauczyła się operować czarnym humorem. Jego samego przy takich gadkach przechodzą dreszcze.

– Nie żartuj tak – fuka na nią. – Wiesz, jak ja się czułem, kiedy leżałaś nieprzytomna przez pół doby? – dodaje, choć wcale nie chciał robić jej wyrzutów.

Alluka poważnieje.

– Przepraszam, już nie będę – odpowiada skruszona, zaraz jednak dodaje: – Ale humor jest bardzo ważnym mechanizmem obronnym…

– Mimo to będę wdzięczny, jeśli nie będziesz go używać przy mnie.

Lekarze są zdania, że o mobilności prawej ręki będzie się można przekonać dopiero za kilka dni, kiedy zagoją się tkanki miękkie i obrzęk przestanie uciskać na nerwy. Alluka podchodzi do sprawy z optymizmem, podczas gdy Killua z niecierpliwości ma ochotę chodzić po ścianach. Niezbitym faktem jest, że Alluka jest w stanie poruszać palcami i ma w nich czucie, ale to jeszcze nie świadczy o całkowitym braku uszkodzenia.

Za oknem lato wciąż trwa w najlepsze. Inni ludzie pewnie wciąż chodzą po górach, ale Killua nawet nie chce o nich myśleć. Co gorsza, z pokoju Alluki rozlega się widok na wysokie szczyty, jednak kiedy raz wyrywa mu się komentarz, że nie chce na nie patrzeć, Alluka mówi:

– Góry przecież nic nie zawiniły.

– Racja, to ja zawiniłem.

– Oniichan!

Od tamtej pory Killua pilnuje się, by w stronę okna nawet nie spoglądać. Pielęgniarki mówią, że sale pacjentów są po stronie północnej po to, by pacjenci nie nabrali do gór niechęci ani nie utrwalili sobie traumy. Oglądając je codziennie z okien, zrozumieją, że góry zawsze tu były i zawsze będą – takie same, wypadek czy nie. Killua zastanawia się, czy to jakiś rodzaj tortury.

Tak naprawdę nie może jednak źle myśleć o tym miejscu, gdy zdaje sobie sprawę, że pracujący tu ludzie to specjaliści od złamań i rehabilitacji. Ich pacjentami są głównie poszkodowani w górach turyści – przy takim materiale wyrobienie w sobie umiejętności jak najlepszego leczenia urazów jest rzeczą oczywistą. Wciąż planuje – jeśli będzie trzeba – zabrać Allukę do placówki zajmującej się uszkodzonymi nerwami, ale nie ma wątpliwości, że opieka, jaką Alluka otrzyma tutaj, będzie na najwyższym poziomie.





Alluka planuje zrobić wszystko, by Oniichan nie musiał czuć się winnym jej urazów – to znaczy: wyzdrowieć jak najszybciej. Poddaje się rehabilitacji z zapałem, wypytuje personel o zabiegi i swój stan zdrowia, a czasem nawet i o leczenie innych uszkodzeń ciała. Pielęgniarki chętnie z nią rozmawiają, lekarze silą się na powagę, ale widać, że miło jest im zamienić dwa słowa z tak zainteresowaną pacjentką.

Alluka nie chce się nudzić, choć bezczynność i bardzo ograniczona możliwość ruchu są dla niej przykre. Kiedy wygląda przez okno i widzi góry, wzbiera w niej tęsknota – chce wyzdrowieć także po to, by móc znów po nich chodzić. Trzeba jak najszybciej zabrać tam Oniichana, zanim rozwinie się u niego trauma na ich punkcie – ciekawe, że akurat jemu…

– Oniichan… – mówi któregoś dnia. – Kiedy pytałeś, czy jestem aniołem… To nie tak, że nie myślę o przeszłości. Po prostu na to, co się stało, nic się nie da poradzić. Wiem to od dawna. Jeśli chce się doznać czegoś dobrego, trzeba patrzeć przed siebie. Pewnie, mogą mnie też spotkać złe rzeczy, ale przecież nie nastawiam się na nie. – Zamyśla się, a kiedy kontynuuje, jej głos jest cichszy, a słowa wolniejsze. – Jeśli spotkały mnie złe rzeczy, takie naprawdę złe… To pamiętaj, że nigdy nie byłam sama. Nie musiałam tego znosić w pojedynkę. Wiem, że to tchórzostwo, ale cieszę się, że Nanika była ze mną, bo kiedy dzieją się złe rzeczy, wówczas zawsze łatwiej jest znosić je z kimś.

Oniichan słucha jej z uwagą i nie przerywa ani słowem, jego wzrok jest poważny.

– A teraz jest o wiele łatwiej – mówi Alluka dalej. – Kiedyś… Wtedy nie znałam nic innego, nie wiedziałam, czy kiedyś nadejdą lepsze dni… A teraz… Dzięki tobie mogę wierzyć… mogę być zupełnie pewna, że każdy następny dzień przyniesie mi coś dobrego. Zobacz, minął już rok, odkąd razem podróżujemy, i jaki był wspaniały! Ile było w nim przecudownych rzeczy…! Nawet jeśli czasem przydarza się coś przykrego, jakiś wypadek czy choroba, to przecież tego pięknego jest o wiele, wiele więcej. Nawet nie da się porównać. To, że teraz jestem w szpitalu, to tylko mała niedogodność. Wkrótce wyzdrowieję i znów pójdziemy w góry – podkreśla. – A potem znów będziemy podróżować, bo pewnie jest nieskończenie wiele miejsc, których jeszcze nie widziałam. Więc, Oniichan, sam widzisz, że mam powody, by myśleć o przyszłości.

Oniichan mógłby skomentować jej słowa w jakiś konstruktywny sposób, ale zamiast tego – mogła się domyślić – pyta:

– Naprawdę chcesz znów iść w góry? – a jego głos jest niepewny, jakby jej nie wierzył.

– Oczywiście! Nie zobaczyłam nawet połowy.

Oniichan patrzy na nią dłuższą chwilę.

– Ty po prostu nie znasz strachu – stwierdza wreszcie.

Alluka czuje się zakłopotana, jakby jej coś zarzucił. Nie chce jednak skupiać się na tej kwestii, więc wygodnie ją pomija (tak jak Oniichan czasem coś ignoruje w rozmowach, zatem jest to zupełnie fair).

– W każdym razie chcę powiedzieć, że to wszystko dzięki tobie. Dziękuję, Oniichan, za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. I za wszystko, co jeszcze zrobisz. Dziękuję.





Odkrycie, że jego siostra jest jeszcze bardziej niesamowitym człowiekiem, niż do tej pory sądził, przyprawia Killuę o swoisty wstrząs. Przede wszystkim widzi, jak bardzo Alluka i on, mimo podobieństw, różnią się od siebie. Widzi, że tam, gdzie u Alluki są zalety, u niego są wady. Alluka jest pogodna, optymistyczna i odważna – on jest zamknięty w sobie, kalkulujący na chłodno i podatny na strach. Alluka jest przyjazna – on jest manipulantem. Alluka jest pewna siebie i swoich decyzji – on co i rusz w nie wątpi, tak samo jak wątpi w siebie.

Czy mógłby stać się taki jak ona, gdyby miał przy sobie kogoś, kto przejąłby odpowiedzialność i zapewnił bezpieczeństwo? Czy gdyby kiedyś spotkał taką osobę – czy miałby szansę rozwinąć się w takim kierunku jak jego siostra?

Takie myśli są zupełnie bezsensowne i najlepiej o nich zapomnieć i skupić się na chwili obecnej. A w chwili obecnej Alluka powoli wraca do zdrowia i sprawności i ani przez moment nie pomyśli, że coś mogłoby pójść źle. Co najwyżej niecierpliwi się, że tak długo to trwa… Killua wozi ją na wózku do szpitalnego parku, pomaga jej w zaleconych przez lekarza ćwiczeniach, które może wykonywać w łóżku, rozmawia na najróżniejsze tematy, a czasem czyta jej książki, bo ona sama nie może ich jeszcze trzymać. Stara się okazywać jej wsparcie na każdy sposób i nigdy nie zapominać w jej obecności o uśmiechu. Już wystarczająco długo był ponury, obwiniając się o jej stan.

Jest sierpniowy wieczór. Przez otwarte okno napływa do środka wonne powietrze, a po ścianie powoli przesuwa się w górę plama czerwonego światła, w miarę jak słońce zmierza ku horyzontowi. Killua wie, że za jego plecami szczyty płoną takim samym ogniem, a niebo ponad nimi ma jasnoniebieską barwę. Jest spokojnie, bardzo spokojnie…

– Oniichan, nie mogę cię słuchać – odzywa się Alluka z naganą. – Potrafisz tak ciekawie opowiadać, ale czytanie w ogóle ci nie wychodzi. Czuję się, jakbym słuchała… nawet nie wiem kogo. Czemu nie wczujesz się w lekturę? Brzmisz, jakbyś czytał z kartki…

– Przecież czytam z kartki – Killua postanawia się nie obrazić.

– Mądrala jeden… Wiesz, o co mi chodzi.

– Dobrze, zatem coś ci opowiem. – Killua zamyka książkę i kładzie na kolanach. – Może o tym, w jakie miejsce chciałbym cię zabrać, kiedy już wyzdrowiejesz…

– Nie zapominaj, że wcześniej musimy do końca góry obejść – zaznacza Alluka, a Killua myśli sobie: "Uparte dziewuszysko".

– No to o czym chcesz usłyszeć?

– Opowiedz mi o swoim przyjacielu. O Gonie.

Świat się zatrzymuje… a kiedy rusza do przodu, robi to z wielkim wysiłkiem. A może wysiłkiem stało się po prostu oddychanie, gdy nagły ból rozlewa się w klatce piersiowej.





– Opowiedz mi o Gonie.

Alluka widzi, jak na te słowa w twarzy Oniichana coś pęka. Uśmiech znika jak zdmuchnięty, oczy się rozszerzają, a skóra staje się jeszcze bledsza. Oniichan, jakby nieświadomie, przyciska jedną rękę do piersi. Książka spada na podłogę, a on chyba w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Patrzy na nią, ale Alluka ma wrażenie, jakby patrzył przez nią.

Dopiero po chwili wydobywa się z tego odrętwienia. Opuszcza dłoń i próbuje się uśmiechnąć – Alluka wie już teraz, jak wygląda wymuszony uśmiech – ale w jego wzroku wciąż migoce dezorientacja, jakby doznał wielkiego wstrząsu i jeszcze się z niego nie pozbierał.

"Ach", stwierdza Alluka w myślach.

– O Gonie…? – pyta Oniichan, wciąż ze sztucznym uśmiechem, choć utrzymanie go wyraźnie wymaga wysiłku. – Dlaczego akurat… o nim? – pyta, a jego głos się łamie.

– Bo minął rok, odkąd się widzieliśmy – odpowiada Alluka spokojnie. – To był sierpień, kiedy rozstaliśmy się w tamtym mieście u stóp wielkiego drzewa… Tak sobie o tym teraz przypomniałam.

Oniichan nic nie mówi. Odwraca wzrok, schyla się po książkę i podnosi ją z ziemi, by odłożyć na stoliku. Jego ręce drżą lekko, a kiedy kładzie je na kolanach, jego palce zaciskają się mocniej na materiale jego spodni. Oczy ma spuszczone. Potem przygryza wargi, wreszcie podnosi głowę i ponownie patrzy na Allukę.

I zaczyna opowiadać. O tym, jak się spotkali podczas egzaminu na Łowcę. O tym, co w jego czasie przeszli. O tym, jak wspólnie trenowali – długo, w wielu miejscach i z różnymi nauczycielami. O tym, jak wspólnie walczyli przeciw zmutowanym mrówkom, które chciały zapanować nad ludzkością.

O tym, że Gon czasem bywa strasznie naiwny, a jednocześnie jest niezwykle spostrzegawczy. O tym, że Gon czasem zachowuje się jak dziecko, a kiedy indziej jest zdumiewająco dojrzały. O tym, że Gon jest bardzo odważny i zdeterminowany, by osiągnąć swoje cele. O tym, że jego oczy zawsze patrzą wprost, intensywne i skupione.

O tym, jak Gon był dla niego w każdej sytuacji życzliwy. O tym, jak przyszedł po niego do domu Zoldycków, by zabrać go w świat. O tym, jak ufał mu podczas różnych akcji. O tym, jak wiele razy ratowali się z kłopotów i wspierali nawzajem.

– Brzmi jak wspaniały przyjaciel – mówi Alluka.

Oniichan uśmiecha się szczerze, choć jest w tym uśmiechu jakaś nieśmiałość.

– Zgadza się.

– I że ty jesteś dla niego wspaniałym przyjacielem – dodaje Alluka.

Oniichan odwraca głowę – uśmiech znika w jednej chwili – i nie odpowiada.





W miarę jak Killua opowiada, ściskający go w piersi ból słabnie, łagodnieje, rozmywa się. I choć za każdym razem, gdy wypowiada imię Gona, czuje w sercu ukłucie, to jednocześnie jego wnętrze wypełnia się ciepłem. Postanawia się nie zastanawiać, tylko skupić na mówieniu. Na myślenie będzie miał czasu aż za dużo.

Killua nie chce myśleć o Gonie, ale teraz już nie może nie myśleć. Udawało mu się przez cały rok – ale tylko przez rok.

Mimo że rok temu pod Drzewem Świata – to był sierpień, tak jak powiedziała Alluka – rozstali się jako przyjaciele, wydarzenie to wstrząsnęło Killuą bardziej niż cokolwiek innego i jedyne, co mógł zrobić, to całkowicie się od niego odciąć. Nie myśleć, nie wracać pamięcią, nie rozważać. Wymazać je ze swojego życia…

Co oznaczało też wymazać Gona.

Przez ten rok nie wysłał mu ani jednej wiadomości, w ogóle nie włączał tabletu, żeby przypadkiem nie odkryć, że sam jakąś otrzymał. Skupił się na Alluce, skupił się tylko i wyłącznie na Alluce. Przecież jej obiecał, przecież sam chciał – naprawdę chciał! – poświęcić życie, żeby ją chronić. I dalej chce, i dalej zamierza. Jego siostra zasłużyła na wolność, zwłaszcza po tym, jak na całe lata zostawił ją w uwięzieniu. To, co zrobił, było jedynym słusznym posunięciem…

Killua nie żałuje ani jednego dnia, który spędził z Alluką podczas tego ostatniego roku. Każdy dzień był jak skarb – i bez wątpienia każdy następny taki będzie. Widzieć jej uśmiech i słyszeć jej śmiech. Widzieć zachwyt w jej oczach i w jej ruchach. Widzieć ją jako część świata – ją, o której przez większość życia świat nawet nie wiedział. Pokazywać jej naturę, miasta, ludzi. Uczyć ją o różnych miejscach, ale też uczyć nowych umiejętności. Odkrywać jej niezwykły intelekt. Być świadkiem jej niesamowitego rozwoju. To wszystko przeżył w ciągu zaledwie roku, każdego dnia poznając swoją siostrę lepiej i głębiej.

Ale też oglądać świat jej oczami: cieszyć się zachodem słońca i wschodem księżyca, podziwiać scenerie lasów i gór, dostrzegać niezliczone odcienie barw i rodzaje światła. Oddychać głęboko i po prostu być szczęśliwym z życia – razem z nią, tylko we dwoje. Tylko we dwoje, bo gdziekolwiek się znaleźli i z kimkolwiek zadawali, podział był zawsze jasny: oni i reszta.

Teraz Alluka sprowadziła – przywołała – między nich trzecią osobę: Gona. I choć Gona tutaj nie ma, to Killua wie, że nic już nie będzie, jak było przez ostatni rok.

Nie ma pojęcia, jakie uczucia w nim to wywołuje, bo zupełnie nie jest w stanie się w nich rozeznać. Wie tylko, że – całkowicie niesprawiedliwie – jest zły na Allukę, bo zburzyła spokój, który sobie zbudował.

Jednak opowiadanie o czasie, który z Gonem spędził, nie jest nieprzyjemne. I to napełnia go strachem.





Alluka miała rację: opowiadanie wychodzi Oniichanowi znacznie lepiej niż czytanie, gdyż są w nim emocje – i Alluka słucha z zaangażowaniem, wchłonięta przez historię, mimo że nie jest jej częścią. Słucha o najróżniejszych przygodach, ale też o człowieku, który wydaje się tak żywy, jakby stał obok. Słucha najpiękniejszej opowieści, jaka została jej dotąd dana.

Dlaczego zapytała o Gona? Bo rzeczywiście wspominała, że minął rok, odkąd go spotkała. I choć ten rok wydaje się bardzo, bardzo długim okresem – zawiera w sobie więcej, niż przeżyła przez poprzednie dziesięć lat – to kiedy nadszedł sierpień, przypomniała sobie chwilę, która była początkiem tej wciąż trwającej podróży. I przypomniała sobie chłopca, za sprawą którego to wszystko się zmieniło.

Chłopca, dla którego Oniichan zaryzykował wszystko. Chłopca, którego cierpienie sprawiało, że Oniichan płakał. Chłopca, którego Oniichan nazywał przyjacielem – a kiedy używał tego właśnie zwrotu: "mój przyjaciel", brzmiało to tak, jakby objawiał światu swój skarb.

Chłopca, o którym Oniichan nie powiedział ani słowa, odkąd rozstali się pod Drzewem Świata.

Dlaczego? Czy to jej wina?

Jeśli to jej wina, będzie musiała to naprawić.

Teraz jednak słucha: słów i przekazu pod nimi. Widzi, jak błyszczą oczy Oniichana, jak różowieją jego policzki, jak zaciskają się palce jego dłoni. Słyszy, jak głos Oniichana drży za każdym razem, gdy wypowiada imię Gona. I czasem sama próbuje domyślić się ciągu dalszego, gdy Oniichan urywa w połowie, a jego wzrok rozmywa się, jakby patrzył gdzieś w zupełnie inne miejsce…

Alluka zastanawia się, jak to jest: mieć przyjaciela. Czytała o przyjaźni w książkach i widziała w telewizji, ale sama jeszcze tego nie doświadczyła – i nie wie, czy doświadczy. Czy przyjaciele są tak jak ona z Naniką? Chyba nie, są różnymi… osobnymi ludźmi, każde z nich. Nie dzielą ze sobą myśli i Alluka uważa, że to jest trochę straszne: nie wiedzieć, co druga osoba ma w głowie. Z opowieści Oniichana co prawda wynika, że on i Gon w bardzo wielu sytuacjach myśleli dokładnie tak samo… Może więc jest to coś, co tak naprawdę zasługuje na uznanie.

Z opowieści Oniichana wynika, że Gon zrobił dla niego bardzo wiele – i jest to w porządku, ale nie do końca, więc w którymś momencie Alluka mówi:

– No dobrze, to teraz powiedz, co ty zrobiłeś dla niego. Poza tym, że sprawiłeś, że wrócił do zdrowia. Znaczy się, Nanika sprawiła, ale wiesz, o co mi chodzi.

Oniichan jednak wyraźnie nie wie, co powiedzieć, aż Alluka zaczyna się niecierpliwić. Wie dobrze, że dla osoby, na której mu zależy, Oniichan byłby w stanie zrobić wszystko, nie dbając o własną korzyść.

– Nie zrobiłem dla niego nic znaczącego – odpowiada w końcu Oniichan cicho.





Można by sądzić, że rok to wystarczająco długi czas, by przyzwyczaić się do faktów… by zaakceptować je jako część własnej przeszłości i przestać się czuć z ich powodu źle – tak przecież stało się w przypadku wydarzeń z dzieciństwo. Teraz jednak jest zupełnie inaczej i tamten sierpniowy dzień sprzed roku ożywa w nim z krystaliczną wyrazistością, jakby zdarzył się zaledwie wczoraj.

Dla Killuy rozstanie z Gonem było czymś definitywnym. Nawet jeśli nie pożegnali się na zawsze – i nawet jeśli Gon powiedział, że będą przyjaciółmi, nieważne gdzie się znajdą – Killua odebrał to rozstanie jako koniec. Po ponad półtora roku intensywnej znajomości – wspólnych treningów, wspólnej walki, wspólnego ryzykowania życiem – jednego dnia po prostu… rozstali się. To był szok, na który Killua nie był gotowy. Nie, którego nawet nie przewidywał. Jasne, zawsze podejrzewał, że ta przyjaźń nie będzie trwać wiecznie, zakładał, że kiedyś Gon może mieć go dość, bał się, że koniec nastąpi – jednak kiedy naprawdę nastąpił, okazało się to ciosem nie do zniesienia.

Killua uważał – dalej uważa – spotkanie Gona za najlepsze, co mu się przytrafiło w życiu. Gon jest człowiekiem, którego przyjaźń może stać się najcenniejszym skarbem – i Killua tak właśnie ją postrzegał. Byli z Gonem tak różni, a jednak połączyło ich porozumienie, zaufanie i wspólne pragnienie doskonalenia się. Gon pozwolił mu być tym, kim Killua chciał być, a przede wszystkim raz po raz udowadniał, że chce właśnie jego: potomka rodziny zabójców, który miał na swoich rękach krew nie wiadomo ilu osób. Killua pamięta wszystkie te chwile, w których Gon deklarował swoją przyjaźń: słowami albo uczynkami – mógłby o nich opowiedzieć z najdrobniejszymi szczegółami.

Gon był dla Killuy światłem i sam Killua gotów był pozostać cieniem. Dla Gona zrobiłby wszystko, pragnąc zachować tę przyjaźń, tę najpiękniejszą, najbardziej wartościową rzecz, jaką mu dano właściwie za nic.

Jednak wtedy nastąpiło rozstanie, podczas którego Gon nie powiedział nawet: "Hej, spotkajmy się za miesiąc, rok, pięć lat"… Nastąpiło rozstanie, kiedy po półtora roku kroczenia tą samą drogą odwrócili się do siebie plecami i poszli w różnych kierunkach. Killua nie mógł tego pojąć, więc nawet nie próbował.

Teraz po roku mówi sobie, że tak naprawdę nigdy dla Gona nie był tym, kim Gon był dla niego, i że ich przyjaźń – mimo deklaracji słownych i fizycznych – nie miała dla niego takiego znaczenia jak dla Killuy. Dlatego kiedy nadeszła właściwa pora, Gon pożegnał się i odszedł.

Jednak niezbitą prawdą jest też to, że Killua zgodził się na to rozstanie. Traktując Allukę jako wymówkę, Killua przerwał łączącą ich więź – czy może stało się to już wcześniej? Czy już nie podczas walki z mrówkami czuł, że ta nić zaczyna pękać? Czy w głębi duszy nie potrafił wybaczyć Gonowi wykluczenia go z najważniejszej walki? Chciał, by Gon go przeprosił – ale kiedy Gon naprawdę przeprosił… czy to wystarczyło? Czy może jednak jego uraza była zbyt wielka, by jedne przeprosiny mogły ją zniwelować? Nie, nie uraza – niepewność. Kiedy wszystko zaczęło się psuć, Killua już z góry założył, że nie da się tego naprawić, i postanowił wykonać pierwszy krok.

"Teraz jesteś moim numerem dwa".





Alluka nie ma dość słuchania o Gonie – i obserwowania Oniichana podczas tych opowieści. Analizuje, rozważa, usiłuje zrozumieć, bo może wtedy uda jej się znaleźć rozwiązanie. Czasem jej uwaga zostaje rozproszona przez dodatkowe czynniki.

– Gon ma tyle lat co ty? – pyta raz.

– Jest niemal dokładnie dwa miesiące starszy – słyszy od razu.

– Kiedy się urodził?

– Piątego maja. – Kolejna odpowiedź, która pada z miejsca.

To dlatego w maju Oniichan był taki markotny... Nie, zaraz, co innego jest ważniejsze. W maju???

– To znaczy, że ty masz urodziny w lipcu? – woła z oburzeniem. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?! Dlaczego nie świętowaliśmy?! Upiekłabym ciasto i zrobiła prezent! Niedobry Oniichan.

– Zdaje się, że wtedy byliśmy na tej górze ze stacją meteorologiczną.

– No to świętowalibyśmy w górach. Którego lipca?

– Siódmego…

Cóż, sama też jest winna: mogła zapytać wcześniej.

– Kiedy wyjdę ze szpitala, zrobimy zaległą imprezę urodzinową – decyduje. – Przygotuję jakiś tort czekoladowy. A co Gon lubi jeść?

Im więcej Oniichan opowiada o Gonie, tym bardziej Alluka stwierdza, że lubi tego chłopca. Wtedy, przed rokiem, spędzili ze sobą bardzo mało czasu, poza tym Alluka była przytłoczona zalewem wrażeń, by zwracać na niego większą uwagę. Dopiero teraz, słuchając opowieści o nim, zaczyna go poznawać. Opisany przez Oniichana Gon jest sympatycznym, skromnym i otwartym chłopcem, który jednak potrafi być straszny, kiedy się zdenerwuje. Ma silną wolę i ogromnie wiele determinacji, potrafi skupiać się na swoim celu całkowicie i przez długi okres czasu.

– Dobrze, a jakie Gon ma wady?

To kolejne pytanie, na które Oniichan nie potrafi odpowiedzieć.

"Oniichan… Nie wydaje ci się, że masz go za ideał?" – chciałaby zapytać Alluka, ale może on sam to wie. Tak samo nie ma sensu mówić: "Dlaczego pomniejszasz swoje osiągnięcia?"

Według opowieści Oniichana, on i Gon pasują do siebie tylko jako negatyw i pozytyw.





Czy rozłam między nimi zaczął się w czasie bitwy z mrówkami? Chyba tak, bo to wtedy Gon całkowicie wykluczył Killuę ze swojej walki. Killua jednak mówi sobie, że Gon miał powód, miał potrzebę, miał prawo – a kim jest on sam, by je kwestionować? Kim jest Killua Zoldyck, by krytykować Gona Freecssa? Gon jest… był jego światłem. Killua czuje się winny na samą myśl, że miałby podważać jego wybory i odmawiać im racji.

Gon wykluczył go ze swojej walki i to musiała być wina Killuy. Gon postanowił odejść i to na pewno była wina Killuy. Co jeszcze Killua zrobił źle? Jakie błędy popełnił, skoro Gon ostatecznie zdecydował się odejść?

Nie ma pojęcia, ale wie tyle, że wtedy pod Drzewem Świata powiedział, że Gon nie jest dla niego najważniejszy. Powiedział, że wszystko jest w porządku, że rozumie, że taka jest sytuacja. Znalazł tysiąc wymówek i usprawiedliwień dla ich rozstania, nie dając Gonowi dojść do słowa – decydując za niego, by nie doznać rozczarowania. Odrzucając, żeby samemu nie zostać odrzuconym. Okazał się tchórzem.

Tak naprawdę cały czas miał nadzieję, że Gon powie: "Poczekajcie na mnie kilka dni, pojedziemy razem", albo "Killua, obiecałem, że przedstawię cię mojemu ojcu, oczywiście, że musisz ze mną iść", albo chociaż: "Spotkajmy się wtedy a wtedy".

Tak naprawdę cały czas chciał wierzyć w to, co kiedyś od Gona usłyszał: "Jestem szczęśliwy, będąc z tobą", i może cały czas czepiał się tego, co powiedziała Palm: "Gon cię potrzebuje". Kiedy jednak przyszło co do czego, Killua okazał się mniej ważny, bo Gon odszedł sam.

Tylko że to Killua postanowił odejść.

Gdy teraz analizuje tamtą rozmowę – kiedy po roku przywołuje słowa, które wtedy padły i które przemilczano – nie daje mu spokoju myśl, że… może Gon też czekał, aż Killua powie: "Poczekamy tu na ciebie, a potem razem ruszymy w podróż"? Może Gon też potrzebował jakiegoś bodźca, potwierdzenia, zachęty? Bo Killua pamięta, co Gon wtedy powiedział: "Niedobrze… Jeśli dłużej tu zostanę, to…"

Nie skończył, ale brzmiało to, jakby chciał powiedzieć: "To naprawdę nigdzie nie pójdę". Czy to nie dowód, że w głębi duszy najbardziej pragnął zostać? Że te półtora roku także dla niego nie były bez znaczenia? Że cenił sobie przyjaźń z Killuą bardziej niż relację z ojcem, którego nigdy wcześniej nie spotkał? I że gdyby Killua wtedy odparł: "To zostań", wówczas do rozstania by nie doszło…?

Jednak Killua powiedział: "Jesteś teraz numerem dwa" – i te słowa musiały być dla Gona odpowiedzią na wszystko. Killua wybrał Allukę, a Gona odtrącił.

Killua chciałby wiedzieć, co Gon naprawdę wtedy myślał i czuł… ale zaraz mówi sobie, że nie ma to znaczenia, ponieważ między nimi wszystko się zakończyło. I może tak jest lepiej, skoro resztę życia planuje spędzić z Alluką. Przyjaźń z Gonem Freecssem była najlepszym, co go spotkało – spełnieniem pięknego marzenia – ale rzeczywistość udowodniła mu, co sam zawsze wiedział: Killua Zoldyck nie zasługuje na szczęście.





Nanika ostatnio nie może spać, gdyż Alluka zalewa ją powodzią drgających emocjami pytań. Nie przeszkadza jej to, bo kontakt z Alluką zawsze sprawia jej radość. I choć na pytania nie zawsze potrafi odpowiedzieć – często ich nie rozumie – to wydaje się, że Alluka bardziej potrzebuje, by Nanika słuchała jej rozważań, a te dotyczą Killuy i tego człowieka.

Pamiętasz Gona?

Nanika nie zapamiętuje imion – dzięki Alluce wie, o kim mowa, bo Alluka to wie. To było życzenie Killuy: uzdrowienie człowieka, który dla niego był ważny. Aby go uzdrowić, Killua uwolnił Allukę i Nanikę, co czyni tego człowieka istotnym dla nich wszystkich. Killua prosił Nanikę, by mu pomogła. I Nanika oczywiście pomogła.

Oniichan twierdzi, że to jego najlepszy przyjaciel, ale rok temu rozstali się i od tamtego czasu w ogóle o nim nie mówił. Gdybym go nie zapytała, pewnie dalej by milczał.

Przyjaciel? Co to przyjaciel?

Ktoś, kogo się lubi i z kim chce się być. Ale to ktoś spoza rodziny.

Tak jak Nanika i Alluka?

Nie, trochę inaczej. Każde ma własne ciało i własną głowę.

Tak jak Nanika i Killua?

Umm… Nie wiem.

Nanika lubi Killuę. Nanika chce być z Killuą.

No, właśnie o to chodzi. Jeśli Oniichan nazywa go przyjacielem, czemu nie chce z nim być?

Killua bardziej chce być z Alluką.

Ech... Przecież może mieć i siostrę, i przyjaciela.

Killua bardziej chce z Alluką.

Nie wiem. Kiedy o nim opowiada, to trudno mi uwierzyć, żeby nie chciał być z Gonem.

Może powiedzieć życzenie.

Nie sądzę, by to zrobił.

Nanika spełni życzenie.

Wiem o tym, ale Oniichan nie chce, żebyś spełniała.

Killua nie lubi Naniki?

Przeciwnie: to właśnie dlatego, że cię lubi.



III | główna | V