Blanca zadzwonił na trzeci dzień, powiedział, że zgadza się pracować jako jego ochroniarz, oraz poinformował, że przyleci do Nowego Jorku w sobotę. Przedstawił swoje warunki, z których najistotniejszym była długość kontraktu: do końca roku, jednak z możliwością przedłużenia. Yue-lung nie może powiedzieć, że jest szczęśliwy, gdyż uważa się za osobę z gruntu nieszczęśliwą, postanawia zatem, że jest zadowolony. Blanca tutaj, a nie na Karaibach, napełnia go zadowoleniem, uczuciem, że wreszcie wszystko jest tak, jak powinno. Jeśli zaś chodzi o krótki okres kontraktu... Już on się postara, by Blanca zechciał jednak zostać dłużej. W sobotę Yue-lung ma tyle energii i entuzjazmu, że chce jechać na lotnisko, jednak ostatecznie daje się przekonać do zostania w domu i przywitania gościa na miejscu. Od dnia, w którym dostał pozytywną odpowiedź, nie przestaje się uśmiechać i generalnie ma wrażenie, że byłby w stanie nawet latać. Sing przygląda mu się z coraz większą irytacją, czasem wywraca oczami, a czasem prycha z niezadowoleniem. Czasem rzuca komentarze w stylu: "Zachowujesz się jak zakochana uczennica" albo "Odbiło ci do reszty", albo "Naprawdę lubisz takich wielkoludów?" Yue-lung ma zbyt dobry humor, by się tym przejmować, i tylko czasem odcina się uwagą, że Sing nie ma pojęcia, o czym mówi, albo jest po prostu zazdrosny. Na wszystkie wzmianki o zazdrości Sing irytuje się jeszcze bardziej - co przeważnie kończy ich słowne przepychanki. Do następnego razu. Tak naprawdę Yue-lung sam nie wie, dlaczego Blanca jest dla niego tak ważny. Na początku chciał po prostu odebrać go Ashowi, ale potem... Potem przestało to mieć znaczenie. Blanca sprawia, że Yue-lung czuje się bezpiecznie, ale też dobrze z samym sobą. Blanca jest człowiekiem, który niczego od niego nie chce i niczego nie potrzebuje - obecność kogoś takiego jest dla Yue-lunga pozytywnym przekazem, że może jednak nie jest największym nędznikiem na świecie. I choć Yue-lung przez wiele lat świetnie sobie radził z poczuciem własnej niegodziwości, to w ostatnich miesiącach uświadomił sobie, że może jednak chciałby czegoś innego. Kiedy Blanca wreszcie pojawia się w drzwiach wejściowych w otoczeniu wysłanej na lotnisko eskorty, Yue-lung ma wrażenie, że emocje rozsadzą go od środka. Przez ostatni kwadrans nie był w stanie usiedzieć na miejscu, cały czas podchodził do okna, aż wreszcie Sing miał dość i ostentacyjnie wrócił do siebie na górę. - Wasza wysokość, cieszę się, widząc cię w dobrym zdrowiu - mówi Blanca, kiedy już się przywitali. - Zdarzyło się coś dobrego? - pyta, najpewniej na widok uśmiechu, który nie schodzi z twarzy Yue-lunga. - Zdarzyło - odpowiada zgodnie z prawdą Yue-lung. - Ty. Blanca uśmiecha się tym swoim łagodnym uśmiechem, w którym widnieje także zakłopotanie. Dopiero teraz Yue-lung uświadamia sobie, że być może jego radość jest zbyt nachalna. - Uważasz, że jestem bezwstydny? - pyta, marszcząc czoło. - Uważam, że jesteś szczery - stwierdza Blanca. - I że nie ma w tym nic złego. Yue-lung odwraca wzrok. - Z tobą chcę być szczery - mówi cicho. - A z Singiem? - pyta Blanca z jakiegoś powodu. - Z Singiem nawet nie ma innej opcji, bo on widzi przeze mnie na wylot - mówi Yue-lung jeszcze ciszej. - Dobrze - stwierdza Blanca, sprawiając wrażenie zadowolonego. Po obiedzie, podczas którego Yue-lung promienieje, a Sing wręcz przeciwnie, Blanca prosi o prywatną rozmowę. Zamiast jednak rozmawiać o kontrakcie, pyta: - Jak się czujesz? - wprawiając Yue-lunga w zdumienie. - Dobrze. Normalnie. Blanca wzdycha. - Przepraszam za taką nachalność, ale nie sądzę, by człowiek, który w ciągu ostatniego tygodnia próbował się zabić, mógłby się czuć dobrze. Yue-lung blednie i ucieka spojrzeniem. - Nie ma sensu do tego wracać - mówi cicho. - Zechcesz mi opowiedzieć, co się stało? - nalega Blanca. - Nie zatrudniłem cię, żebyś był moim terapeutą. - Na pewno? Yue-lung zerka na niego i patrzy przez chwilę, zanim znów odwróci wzrok. - Powiedziałeś, że chcesz być ze mną szczery - Blanca przypomina mu jego wcześniejsze słowa. - Ale wszystko jest już naprawdę dobrze - upiera się, zaciskając palce na materiale spodni. - W takim razie przedawkowałeś leki jedynie na pokaz? Żeby coś tym osiągnąć... z Singiem? - Nie! Yue-lung nie zauważył, kiedy zerwał się z fotela i zacisnął pięści. - Teraz byłeś szczery - stwierdza Blanca, a w jego głosie jest pochwała. Yue-lung siada z powrotem, opierając łokcie na kolanach, a czoło na splecionych dłoniach. - To nie było na pokaz - mówi cicho, prawie szeptem. - Naprawdę chciałem... A potem zaczyna opowiadać - o wydarzeniach bliższych i dalszych w czasie. O koszmarach i uczuciu pustki. O przerażeniu, które wywołują w nim bliskość i dotyk. O apatii, która w ostatnich tygodniach jakby się zmniejszyła, ale wciąż czai się tuż poza polem widzenia. O pragnieniu śmierci, z którym żył ponad dziesięć lat. O nienawiści - do innych i do samego siebie. Nie opowiada natomiast o dwóch osobach, które sprawiają, że jest w stanie choć trochę się lubić. O tym, że w ostatnich dniach uśmiechał się więcej niż przez poprzednie pół życia. O nocnych rozmowach z Singiem i tym sporadycznym uczuciu, że chciałby go dotknąć. O nadziei, którą - jak sądził - pogrzebał w sobie już dawno temu, a jednak zdołał ponownie znaleźć. Nie opowiada o tym, a jednak wydaje mu się, że Blanca i tak wszystko wie. Jednak kiedy Blanca pyta go: - Czego pragniesz? Co chciałbyś zmienić w swoim życiu? - zupełnie nie potrafi odpowiedzieć. - Nie chcę zmieniać. Chcę, żeby było tak, jak teraz - szepcze, a spojrzenie, którym obdarza go Blanca, jest tak pełne współczucia, że nagle chce mu się płakać. Robi się zły, nie chce się rozklejać przy Blance. Wstaje i podchodzi do okna, choć tak naprawdę nie widzi tego, co jest na zewnątrz. - Jesteś silny - dobiega go głos Blanki po chwili ciszy. Ma ochotę prychnąć na to stwierdzenie, bo wcale nie czuje się silny; czuje się jak wykrzywione drzewo, które ledwo stoi i boi się następnego podmuchu wiatru. - Jesteś silny, gdyż mimo wszystkiego przeżyłeś i wciąż żyjesz. A jak długo żyjesz, tak długo masz szansę doświadczyć szczęścia. - Mówisz jak Sing. - Cóż, Sing jest prawdopodobnie najmądrzejszym człowiekiem w twoim otoczeniu. Yue-lung znów ma ochotę prychnąć i znów się przed tym powstrzymuje, bo wie, że Blanca ma rację. - Tak naprawdę ktoś taki jak ty potrzebowałby całych lat terapii, by stanąć na nogi, ale może wystarczy po prostu... Jak to powiedziałeś... Żeby nie było zmian. Żeby było jak jest teraz. Yue-lung wciąż wygląda przez okno i wciąż nic za nim nie widzi. Kiwa głową. - I żeby było coraz lepiej. Tak jak teraz jest lepiej, niż było pół roku temu, prawda? - mówi dalej Blanca. Yue-lung odwraca się do niego. - Pamiętam, dlaczego cię poprosiłem, żebyś wrócił - oznajmia. Jego głos znów jest spokojny. - Dobrze. To teraz idę porozmawiać z nim. Soo-ling wie, że się dąsa. Widać udzieliło mu się od kapryśnej księżniczki - a mieszka tu dopiero od kilku dni... Stoi pod ścianą z założonymi rękami i wbija w Blancę spojrzenie, które wyraźnie mówi, że jego widok nie należy do najprzyjemniejszych. I że właściwie najlepiej będzie, jeśli będą się spotykać tak rzadko, jak to możliwe. - Sing, sam mnie prosiłeś, żebym tu przyjechał - mówi Blanca z zakłopotanym uśmiechem. - Nie znaczy to, że twoja obecność mnie cieszy. - Jesteś zupełnie bez powodu za... - Nie jestem zazdrosny! - Słusznie. Ile wzrostu ma twój ojciec? Soo-ling mruga z zaskoczeniem. Skąd się w tej rozmowie nagle wziął jego ojciec? - Miał prawie metr dziewięćdziesiąt. - To po pierwsze - mówi Blanca, jakby właśnie czegoś dowiódł. - Po drugie zaś... jesteś bardziej utalentowany ode mnie. Bitewnie. Ja w twoim wieku dopiero zacząłem akademię wojskową, a ty masz za sobą już wiele lat prawdziwej walki na ulicy. Soo-ling znów nic nie mówi, wpatruje się tylko w Blancę podejrzliwie. - A po trzecie... Nie przyjechałem tutaj, żeby z tobą rywalizować - kontynuuje ten manipulant. - Przeciwnie, chcę cię prosić o współpracę. - Odnośnie czego? - Odnośnie tego, by pomóc jego wysokości Yue-lungowi w psychicznym zdrowieniu, chociaż trochę. Teraz Soo-ling jest na tyle zdumiony, że opuszcza ramiona i podchodzi krok bliżej. - Dlaczego? - Och, to było głupie pytanie - mówi Blanca, krzywiąc się. - Sing, jesteś na to zbyt mądry. - Dlaczego tobie na tym zależy? - precyzuje Soo-ling. Blanca milczy przez moment. - To z kolei było pytanie zbyt bezpośrednie - odpowiada wreszcie. - Jestem bezpośredni. Uważam to za zaletę - stwierdza Soo-ling. - Słusznie. - Blanca wyraźnie tłumi uśmiech. - Jego wysokość Yue-lung cierpi na przewlekłą depresję z zaostrzeniami oraz zespół stresu pourazowego. Tak naprawdę kwalifikuje się do długotrwałego leczenia psychiatrycznego, ale o tym możemy zapomnieć... przynajmniej o leczeniu konwencjonalnym. - Mówisz, jakbyś się na tym znał. - Znam się na tym. Mam dyplom z psychologii i przeszkolenie psychiatryczne. Soo-ling otwiera szeroko oczy. Nie spodziewał się takich rewelacji. Chce zapytać, gdzie na świecie żołnierzy szkoli się na psychologów... Skupia się na temacie rozmowy. - Jeśli leczenie konwencjonalne nie wchodzi w grę... to o jakim mowa? - pyta. - Myślę, że sam już na to wpadłeś - mówi Blanca, uśmiechając się lekko. Soo-ling ucieka spojrzeniem, jednak zaraz znów na niego patrzy. - Wystarczy, żeby przy nim być...? Blanca kiwa głową. - Dlaczego próbował się zabić? - zadaje kolejne pytanie, którego Soo-ling się nie spodziewał. - Myślał, że go nienawidzę - odpowiada jednak wprost. - Potrzebuje cię. I zdaje sobie z tego sprawę. Tak samo jak potrzebuje mnie, przynajmniej na jakiś czas. To dobrze, że jest tego świadomy. Soo-ling patrzy na niego spode łba, a potem znów zakłada ręce na piersi. - Nie rozumiem, co w tobie widzi - mamrocze z wrogością, a kiedy Blanca otwiera usta, dodaje: - Nie jestem zazdrosny! - W takim razie zastanów się nad tym: czy sądzisz, że miał kiedykolwiek w życiu kogoś, przy kim czuł się bezpieczny i komu mógł zaufać? Kogoś, kto traktował go dobrze i z szacunkiem? Każdy chłopiec potrzebuje dorosłego mężczyzny, na którym może się oprzeć. - Chcesz powiedzieć, że jesteś dla niego jak... nie wiem, starszy brat? Ojciec? - Chyba nie sądziłeś, że jest we mnie zakochany? - pyta Blanca, unosząc brwi, wyraźnie ubawiony. Soo-ling nic nie mówi. Po prawdzie tak właśnie sądził... ale to, co mówi Blanca, ma rzeczywiście więcej sensu. - Poza tym... Ja będę tutaj tylko przez krótki okres, w przeciwieństwie do ciebie. Soo-ling przypomina sobie, dlaczego prosił go o przyjazd - przypomina sobie tamtą instynktowną chęć, by Yue-lung się dalej uśmiechał. Uświadamia sobie, że pora porzucić dąsy i zacząć zachowywać się jak mężczyzna. Kiwa głową, podchodzi bliżej i wyciąga rękę. - Dobrze, będę współpracować. Blanca ściska jego dłoń, w jego oczach widać uznanie. Tym razem Soo-ling czuje, jakby byli parą spiskowców. Myśl, że spiskują przeciw Yue-lungowi - a tak naprawdę dla niego - sprawia, że nie może powstrzymać uśmiechu.
|