Soo-ling jest zdania, że przeżywa najbardziej emocjonujący okres w swoim życiu. To, że wreszcie zaczął porządnie rosnąć, przywraca nadzieję, że jednak nie zostanie kurduplem do końca swych dni. Niby wie, że jego ojciec był bardzo wysoki, ale sama wiedza nie wystarcza. Soo-ling nie może się doczekać, kiedy wreszcie osiągnie rozmiary właściwe dorosłemu mężczyźnie - i pasujące do szefa gangu. W gruncie rzeczy uważa za cud, że przez ostatnie dwa lata ktokolwiek się z nim liczył, ale widocznie udało mu się ten niedostatek wyrównać umiejętnościami. W każdym razie wygląda na to, że z lekkim opóźnieniem, ale na dobre wkroczył na ścieżkę prowadzącą do dojrzałości. Jego entuzjazmu i podniecenia nie osłabiają nawet sporadyczne problemy z koordynacją, na które pomaga jednak trening na siłowni, oraz zawstydzające załamania głosu, zdarzające się w najmniej pożądanych chwilach. Kiedy zdaje sobie sprawę, że zrobił się wyższy od Yue-lunga, ogarnia go najpierw poczucie triumfu; Yue-lungowi wciąż zdarzało się traktować go jak dzieciaka, więc teraz może wreszcie będzie z tym koniec. Szybko jednak ta radość - sam przyznaje, że płytka i bazująca bardziej na chęci odwetu - zmienia się w coś głębszego: pragnienie, by być widzianym jako partner. Nawet jeśli przez ostatnie miesiące doskonale zdał sobie sprawę, że Yue-lung emocjonalnie prezentuje poziom kilkulatka, to mimo wszystko te dwa lata różnicy między nimi czasem mocno mu dokuczały. Ma nadzieję, że kiedy będzie się lepiej prezentował, wówczas Yue-lung wreszcie będzie go traktował jak równego sobie. W ostatnich tygodniach bardzo dużo myśli o Yue-lungu. Szef syndykatu zaskoczył go, okazując mu troskę - do tamtego momentu Soo-ling uważał swoje przywiązanie za mniej lub bardziej jednostronne, nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że Yue-lung go potrzebuje. Uznawał to jednak za taką podstawową potrzebę, za konieczność, wobec której nie ma się szczególnych uczuć - jak potrzeba powietrza czy jedzenia. Trzeba o nie walczyć w sytuacji zagrażającej ich brakiem, jednak kiedy ma się ich pod dostatkiem, wówczas nawet się o nich nie myśli. Tymczasem jednak postawa Yue-lunga wskazywała na coś więcej - bo z jakiej innej przyczyny "jego wysokość" wyszedłby ze swojego kokonu, ze swojej sfery komfortu? Z jakiej innej przyczyny pomyślałby o innym człowieku, zamiast jedynie wpatrywać się w samego siebie? I to nie jeden raz, ale aż dwa razy! Od tamtego czasu Soo-ling mocno i często mu się przygląda, by upewnić się w swoich przypuszczeniach. Spotyka go zawód - trzeci raz się nie tylko nie zdarzył, ale Yue-lung wręcz wrócił do swojego rozhisteryzowanego zachowania z zeszłej wiosny - jednak nie zraża się tym zupełnie. Dopiero po jakimś czasie uświadamia sobie, że naprawdę liczy na to, że jest dla Yue-lunga czymś więcej niż powietrze. Na przestrzeni ponad pół roku intensywnej znajomości młody szef mafii - mimo wszystkich swoich wad - stał się dla niego nieocenionym towarzyszem, stał się niezwykle istotną częścią jego życia. Najpierw Soo-ling nie potrafił go nienawidzić, potem zaczął się nim przejmować, potem go polubił, a potem się do niego przywiązał. Na tym etapie musiałoby się stać coś naprawdę wstrząsającego i przerażającego, by zdołał na nowo wzbudzić w sobie niechęć do Yue-lunga. Zdaje sobie sprawę, że jego uczucia wobec przywódcy syndykatu są mieszanką mniej i bardziej konstruktywnych. Z jednej strony aktywnie podziwia go za błyskotliwy umysł, a z drugiej strony biernie współczuje z powodu doznanych tragedii, choć przynajmniej stara się uniknąć destruktywnej krytyki. Tak samo jego postępowanie wobec Yue-lunga jest mieszanką wsparcia w działaniach organizacji oraz troski i pomocy emocjonalnej - i czasem szorstkiego ustawiania do pionu. Wie dobrze, że Yue-lung składa się z części, które pokazuje w zależności od nastroju. Jest też świadom tych fragmentów, których nie lubi - nienawistnych, okrutnych i wyrachowanych, traktujących ludzi tylko jako pionki - ale które niechętnie akceptuje, gdyż składają się na całość o imieniu Lee Yue-lung, który potrafi też szczerze się uśmiechać i nawet śmiać, a czasem nawet wyciągnąć rękę i pokazać, że się przejmuje. Po ponad pół roku Soo-ling wie, że chce iść za Yue-lungiem i chce go chronić. Chyba można to nazwać przyjaźnią - przynajmniej jednostronną? Jego wewnętrzny optymista mówi mu, że w takim tempie za pół roku sytuacja może już być na znacznie dalszym etapie zaawansowania - musi się tylko o to postarać. Dlatego teraz nie zraża się napadami histerii, wyzwiskami oraz sporadycznie rzucanymi w jego kierunku przedmiotami, tylko zamierza przeczekać ten okres, tak jak do tej pory przeczekał wszystko inne i było warto. Pod sam koniec grudnia Yue-lung zapada na paskudną grypę, która składa go kompletną niemocą do łóżka. Najpierw ma wysoką gorączkę, a potem długo zdrowieje. Jego organizm, osłabiony nieregularnym odżywianiem i niedoborem snu - o obciążeniu psychicznym nie wspominając - potrzebuje kilku tygodni, by dojść do siebie. Soo-ling obwinia się o przywleczenie wirusa do domu - on sam przeszedł chorobę szybko i lekko, uznając ją za zwykłe przeziębienie - co stara się zrekompensować opieką nad chorym. Siedzi przy jego łóżku, przynosi posiłki, poprawia poduszki - a przynajmniej na tyle, na ile Yue-lung mu pozwala, choć w obecnym stanie zupełnie nie ma siły na histerię czy jakiekolwiek fizyczne protesty. Przynajmniej pięć razy dziennie Soo-ling słyszy jednak gniewne albo zirytowane, albo zmęczone, albo rozpaczliwe: "Idź sobie!" - sporadycznie z dodatkiem vel wyjaśnieniem: "bo się zarazisz", "bo nie chcę cię oglądać", "bo cię nie potrzebuję", "bo nie mogę spać". Czasem jednak Yue-lung tylko patrzy na niego, a czasem wydaje się chcieć coś mocno powiedzieć, czasem zaś odwraca wzrok i wygląda, jakby miał się rozpłakać. Czasem po prostu śpi, bo jest tak wyczerpany, że nie przeszkadza mu w tym nawet cudza obecność. Wizyty Blanki, o które się doprasza, wyraźnie poprawiają mu nastrój i przywracają spokój. Soo-ling ma aż za dużo czasu, by rozważać, dlaczego w ostatnich tygodniach Yue-lung znów odbiera go jak zło konieczne, ale do żadnych wniosków nie dochodzi. Kiedy jednak ta sytuacja tylko się przedłuża, zaczyna go to niepokoić. Jest prawie pewny, że tym razem nie zrobił nic, czym zasłużyłby na takie traktowanie. Kiedy wreszcie formułuje w myślach możliwe wyjaśnienie, ogarnia go dyskomfort, a potem strach. Zdaje sobie sprawę, że niezwykle ciężko byłoby mu teraz odrzucić tę przyjaźń, gdyby Yue-lung się nim znudził. W połowie stycznia Siergiej ma niespodziewanego gościa - o ile za takiego można uznać osobę, z którą mieszka się pod jednym dachem. Sing jednak dawno do niego nie zachodził, więc teraz musi mieć jakąś potrzebę. Chłopak przez chwilę wydaje się zbierać na odwagę, patrzy spode łba z założonymi rękami. Wreszcie siada na fotelu i opiera łokcie na kolanach. - Dlaczego "jego wysokość" przy tobie zachowuje się normalnie, a przy mnie tylko histeryzuje? - pyta wprost. - A nie było tak zawsze? - pyta przebiegle Siergiej. - Było - przyznaje Sing niechętnie. - Ale teraz zaczęło ci przeszkadzać? Tego Sing nie komentuje, odwraca jednak wzrok. - Nie przyszło ci do głowy, że mnie po prostu okazuje grzeczność, a z tobą... jest szczery? - sugeruje Siergiej. - Tak naprawdę masz szczęście, jesteś prawdopodobnie jedynym człowiekiem, z którym może sobie na coś takiego pozwolić. Sing znów na niego patrzy, a potem kręci głową. - Nie, teraz jest inaczej. Teraz jest wszystko, tylko nie szczerość, czuję to - mówi stanowczym tonem, a potem dodaje z żalem: - Teraz jest pełna nieufność. Woli ciebie. Siergiej milczy przez chwilę. - To nie świadczy o mnie, tylko o tobie - stwierdza w końcu, a jego słowa wywołują skrzywienie na twarzy Singa. - Nienawidzi mnie? - pyta Sing cicho, a Siergiej nigdy wcześniej nie widział go tak wyprowadzonego z równowagi... i cieszy go to, bo oznacza, że chodzi o coś ważnego. - Sing, jak możesz być tak niemądry? Jest zupełnie odwrotnie - mówi. - Nie przyszło ci do głowy, że przywiązał się do ciebie i jest tym przerażony? Sing prostuje się w fotelu i przez chwilę mruga z zaskoczeniem. - Co w tym przerażającego? - pyta niepewnym głosem. - Przywiązanie to nie koniec świata... wręcz przeciwnie. Siergiej kręci głową. - Dla niego to może być koniec świata... takiego, jaki zna. Zastanów się. Jesteś z dużym prawdopodobieństwem pierwszą od bardzo dawna osobą, którą uważa za ważną. Jesteś jedynym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miał... o ile w ogóle zrozumiał, że to, co was łączy, to przyjaźń, bo nawet tego nie można być pewnym. Tylko że dla kogoś takiego jak on przywiązanie oznacza słabość, niebezpieczeństwo. Chyba potrafisz to pojąć? Na twarzy Singa odbija się coś na kształt powątpiewania - Siergiej interpretuje to jako: "Jak można być tak pokręconym?" - ale ostatecznie chłopak kiwa powoli głową. - Znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jego sposób myślenia często... um, odbiega od standardów - stwierdza. - Czasem nawet jestem w stanie to zrozumieć. - Bardzo ładnie to powiedziałeś - ocenia Siergiej, tłumiąc śmiech. Sing rzuca mu nieprzyjazne spojrzenie; nigdy nie był podatny na pochlebstwa. Przez dłuższą chwilę siedzi cicho, a Siergiej podejrzewa, że zbiera się na... nie, nie odwagę - tej ma aż nadto - tylko na pokorę, by zapytać: "Co powinienem z tym zrobić?" Jest oczywiste, że skończyły mu się własne pomysły. Siergiej szanuje Singa na tyle, by nie kazać mu prosić. - Chyba jedyne rozwiązanie to być cierpliwym - oświadcza przyjaźnie. - Ale musisz wiedzieć jeszcze jedno: on się boi nie tylko siebie, ale też ciebie. Teraz Sing patrzy na niego, jakby nagle wyrosła mu druga głowa... albo jakby usłyszał od niego największą bzdurę świata. Wyraźnie brakuje mu słów. - Co...? - pyta wreszcie, odzyskawszy mowę, a w jego głosie jest tylko niedowierzanie. - To, co słyszałeś. - Dlaczego niby miałby się mnie bać? - teraz w słowach Singa są zarzut i uraza. - Przecież nic mu nigdy nie zrobiłem, wręcz przeciwnie... - To nie ma znaczenia. Znaczy się, ma, jak najbardziej, tylko... Po pierwsze boi się, że wykorzystasz jego przywiązanie - wyjaśnia Siergiej, a kiedy Sing wyraźnie chce protestować, dodaje szybko: - Wiem, wiem, nie jesteś taki... ale on nigdy nie miał wokół siebie ludzi, którym mógłby zaufać i nie oczekiwać krzywdy. Dlatego musisz być cierpliwy. Sing nie wydaje się zadowolony, ale kiwa głową - i czeka na więcej. Zdecydował się tu przyjść, postanowił poprosić o radę i opinię, więc gotów jest je przyjąć, nawet jeśli nie będą dla niego przyjemne. Siergiej dawno nie spotkał tak prostolinijnego, uczciwego i jednocześnie tak silnego wewnętrznie człowieka - i stąd jego szacunek do Singa Soo-linga. Uśmiecha się. - A po drugie... Hmm, zacząłeś rosnąć. Ani się obejrzysz, staniesz się wielkim i silnym mężczyzną - stwierdza lekko, a potem dodaje z naciskiem: - Zagrożeniem. Teraz Sing skamieniał zupełnie. Gdyby Siergiej nie znał go jako bystrego i ogarniętego chłopaka, na podstawie dzisiejszej rozmowy wziąłby go za gamonia. Jest jednak w stanie całkowicie rozumieć jego reakcje - i współczuć mu, i zazdrościć mu, i życzyć mu wszystkiego najlepszego. Najbardziej zaś cieszy się, że Sing tu jest. Że ktoś taki - mądry, ciepły i wyrozumiały - jest przy Lee Yue-lungu, którego w przeciwnym wypadku czekałaby psychiczna zagłada. - Ale powiedziałem mu, że z całą pewnością zostaniesz ulepszoną wersją mnie - dodaje, by złagodzić impakt wcześniejszej wypowiedzi. Sing krzywi się. - Jesteś okropnie zarozumiały, wiesz? - rzuca. - To miał być komplement - precyzuje Siergiej, tłumiąc śmiech. - Tym bardziej robi z ciebie zarozumialca! - upiera się Sing, a potem odwraca wzrok. Milczy przez dłuższą chwilę, aż wreszcie mamrocze: - I co na to powiedział? - Wyglądało na to, że przynajmniej się nad tym zastanowił - odpowiada Siergiej uprzejmie. Sing prycha, wciąż patrzy w bok. - Cóż, biorąc pod uwagę jego zachowanie, które nie zmieniło się na lepsze, nie wydaje mi się, by był szczęśliwy z osiągniętych wniosków - stwierdza krytycznie. Siergiej przygląda mu się uważnie. Chciałby wiedzieć, co tak naprawdę Sing czuje wobec Yue-lunga, jednak nie jest pewny, czy wie to sam Sing. Dlatego pyta ponownie: - Dlaczego teraz zaczęła ci przeszkadzać jego... hmm, złość? Sing przekręca głowę, by na niego ponownie spojrzeć. - Odczep się, okej? Cóż, wygląda na to, że Sing zdaje sobie sprawę przynajmniej z tego, że Yue-lung jest mu bardzo bliski - bardziej, niż chciałby to przyznać. Siergiej przywołuje jego wcześniejsze słowa: "Czy on mnie nienawidzi?" Sing już zbyt wiele zainwestował w tę relację, by było mu łatwo z podejrzeniem, że może się ona teraz skończyć. I ani trochę nie zasługuje na ten strach. - Zatem pocie... Zatem powiem ci, że jesteś dla niego naprawdę ważny - informuje go Siergiej. - Jego postępowanie wynika z niepewności, ze strachu. Dlatego jedyną radą jest być cierpliwym i wytrzymać. Tylko w ten sposób możesz tę jego obawę rozwiać. - "Chyba że powiesz mu wprost, że ci na nim zależy", chce dodać, ale sam nie jest pewny, czy miałoby to jakieś znaczenie, mówi więc w zamian: - Nie wydaje mi się, byś mógł cokolwiek zrobić. Trzeba czekać, aż sam to przepracuje i podejmie decyzję. - Nie jestem wcieleniem cierpliwości - stwierdza Sing z rezerwą, na co Siergiej unosi brwi; nie spodziewał się, że chłopak jest skromny do tego stopnia, że wręcz ślepy na własne zalety. - Przecież wytrzymałeś z nim już tyle czasu. Sing, wierz mi: jesteś anielsko cierpliwy. Sing znów odwraca głowę, wydaje się zmieszany, ale też wdzięczny. - Jeśli tylko zechcesz i zdołasz być przy nim dalej, będzie to najlepsze, bo on potrzebuje cię bardziej niż czegokolwiek, kogokolwiek innego - kontynuuje Siergiej spokojnym tonem. - Pewnie nie jest w stanie zdefiniować w jaki dokładnie sposób, ale może nawet nie jest to konieczne, w każdym razie jeszcze nie teraz. Nie ma aż takiego znaczenia, czy jest to przyjaźń, miłość czy coś jeszcze innego; na dziś dzień wystarczy mu ta troska i przede wszystkim trwałość. Musi wierzyć, że to się nie skończy. Może zresztą jego działania mają na celu sprawdzić, ile wytrzymasz i kiedy się nim znudzisz, bo podświadomie tego oczekuje. - Głupol - stwierdza Sing, a w jego słowie Siergiej wyraźnie słyszy czułość. - I do tego złośliwa bestia, która potrafi uprzykrzyć życie. Nie dziwię się, że jest ci ciężko... - Dam radę - przerywa mu Sing, ponownie patrząc mu w oczy, a w jego głosie pobrzmiewa nowa determinacja. Zaraz jednak pyta z powątpiewaniem: - Naprawdę ktoś może myśleć w taki sposób? Ty się na tym znasz, więc wiesz - wskazuje z wyraźną niechęcią. Siergiej wybucha śmiechem... a potem, korzystając z zainteresowania swojego gościa, zagłębia się w wykład na temat nieuświadomionych pobudek, które kierują postępowaniem każdego człowieka.
|