Rozdział 22




Na wyraźną prośbę gospodarza Soo-ling "wrócił do siebie na górę" i wszystko rzeczywiście mogło być jak dawniej. I tak jak Yue-lung obiecał, Blanca przestał być proszony na wspólne posiłki. Szef mafii wciąż widuje się z nim przy herbacie - Soo-ling i chciałby wiedzieć, o czym wówczas rozmawiają, i wręcz przeciwnie - jednak większość czasu ochroniarz spędza w swoich kwaterach, praktycznie nie pokazując się innym na oczy. Soo-ling jest zresztą zbyt szczęśliwy, by zawracać sobie głowę Blancą, choć, po prawdzie, ciężko mu w to szczęście uwierzyć. Jednak kolejne próby sprowadzania samego siebie na ziemię jakoś każdorazowo kończą się niepowodzeniem, więc nie przestaje unosić się w tym dziwnym oszołomieniu, które każe mu wierzyć, że jest zdolny absolutnie do wszystkiego.

Sprawy mogły pójść źle, ale zdarzył się cud i oni dwaj wciąż tu są - tak jak wcześniej. Soo-lingowi wydawało się kiedyś, że jest zadowolony ze swojego życia, a jednak teraz uświadamia sobie, że był wtedy strasznym dzieciakiem, który nie miał pojęcia o prawdziwym szczęściu. Bycie obok Yue-lunga sprawia mu ekstatyczną radość - i to mimo niemożności zaznania jakiejkolwiek rozkoszy cielesnej, w każdym razie nie wspólnie. Widać rzeczywiście ważniejsze jest to, co jest w sercu - stwierdza w chwili beznadziejnej sentymentalności - i można być szczęśliwym, nie wskakując od razu do łóżka.

Jednak obiecał, że do łóżka też pójdą - i że będzie to czymś zupełnie innym niż wszystko, czego Yue-lung doświadczył wcześniej. Zadeklarował, że sprawi to im obu przyjemność. Soo-ling nie ma zielonego pojęcia o męskim seksie, jednak ma wyobraźnię, zaś jego własne ciało jest w stanie nauczyć go tego i owego, a w ostateczności da radę zdobyć wiedzę od osób trzecich. Problem leży w czym innym: jak zrobić, żeby Yue-lung nie reagował na dotyk wyłączeniem się? Jeśli Soo-ling jest czegokolwiek pewien, to tego, że wykluczony jest seks z człowiekiem, który tak naprawdę tego nie przeżywa. Tamta chwila, w której oddał się pożądaniu tylko po to, by uświadomić sobie, że równie dobrze mógłby trzymać w ramionach martwe ciało, wstrząsnęła nim do głębi i pozwoliła zrozumieć, że to nie może tak wyglądać. Nigdy, przenigdy nie zamierza tego powtarzać.

Porozmawiali o tym trochę. Yue-lung potwierdził to, z czego Soo-ling już wcześniej zdał sobie sprawę: że nie dzieje się tak w przypadku każdego dotyku, a jedynie tego zabarwionego pożądaniem. Przecież zdarzyło im się wcześniej trzymać za ręce czy przypadkowo wchodzić w kontakt fizyczny, choć Soo-ling starał się tego unikać... może aż za bardzo, ha ha. Koniec końców dochodzi do wniosku, że nie ma innej rady, jak tylko przyzwyczaić Yue-lunga do siebie, także fizycznie, nieważne jak ciężkie czy czasochłonne mogłoby to być. To będzie pierwszy etap, a drugi - sprawić, by Yue-lung też nabrał ochoty na seks.

Soo-ling jest świadom, że to drugie będzie znacznie trudniejsze. Podczas rozmowy, którą odbyli po tych dwóch strasznych dniach rozłąki, zorientował się, że dla Yue-lunga fizyczna bliskość oznacza tylko ból i cierpienie. Yue-lung prawdopodobnie nigdy nie odczuwał ani przyjemności z seksu, ani nawet pożądania. Znając jego przeszłość, daje się to bardzo łatwo zrozumieć. Z jakiejś jednak przyczyny uparcie zaprzeczał, by sprawiało mu problem zrobienie tego z Soo-lingiem, wręcz nalegał. O powody Soo-ling tak naprawdę nie ma odwagi pytać - może nie chce zmuszać Yue-lunga do słów, których sam się obawia: "Jeśli tego nie zrobimy, odejdziesz ode mnie". Nie odszedłby, ale nie w tym rzecz - po prostu takie słowa potwierdziłyby, że Yue-lung widzi seks z nim tylko jako narzędzie, a to by było... nieznośnie przykre. Z drugiej strony... czy Soo-ling naprawdę liczy, że Lee Yue-lung mógłby odwzajemnić jego uczucia? Chyba oszalał.

Woli jednak wierzyć, że to, co Yue-lung wtedy powiedział: "Nie mam nic przeciwko, żebyś to był ty"... że to była prawda i że to coś znaczyło. Nawet jeśli z nich dwóch to Soo-ling jest tym, który mówił o uczuciach i je deklarował, to przecież wie, że Yue-lung też się do niego przywiązał - na tyle, na ile jest w stanie. Soo-ling już dawno przestał uważać go za pustą wewnętrznie, egoistyczną osobę, która nie jest zdolna do żadnych emocji. Musi jednak zaakceptować to, że oni dwaj mają prawdopodobnie różne sposoby odczuwania i okazywania tych uczuć - tak jak są przecież dwojgiem różnych ludzi.

Tak czy inaczej nie pozostaje nic innego, jak wziąć się za realizację pierwszej fazy planu. I tu znów z pomocą przychodzą cudowne włosy Yue-lunga, których czesanie - jak już sądził - odeszło na zawsze do przeszłości. Po pierwszych dniach zupełnie grzecznego zajmowania się nimi - wszystkich jego sił wymaga zachowanie kontroli nad własnym ciałem, ponieważ ich dotyk na skórze każdorazowo wywołuje u niego dreszcze - Soo-ling z pełną premedytacją zaczyna przekraczać granice, które sam sobie narzucił. Tak naprawdę już wcześniej zdarzyło mu się niby przypadkiem przejechać palcami po karku Yue-lunga czy ramionach, jednak teraz działa otwarcie, nie zamierzając niczego kryć.

Jak tego dnia, gdy po upięciu włosów Yue-lunga w piękny kok odkłada grzebień i dotyka obu uszu, by powoli - delikatnie i stanowczo zarazem - przesunąć palce w dół, wzdłuż krzywizny szyi, aż pod kołnierzyk koszuli. Yue-lung reaguje drżeniem, zanim jednak zdąży się odwrócić w jego stronę, Soo-ling już cofnął ręce. Innym razem obejmuje od tyłu twarz Yue-lunga i całuje go w sam czubek głowy, zaś następnego dnia ośmiela się dotknąć ustami jego ucha. Kiedy indziej, z grzebieniem w ręce, odgarnia włosy na jedną stronę, by - o czym marzył od dawna - pocałować jego szyję. Powstrzymuje się tylko, by nie mówić na głos: "Kocham cię", choć ma na to wielką ochotę. Powiedział to raz i wydaje mu się, że powinno wystarczyć.

Yue-lung każdorazowo reaguje drgnięciem, często stłumionym okrzykiem, czasem nawet woła z zaskoczeniem jego imię. W żadnym jednak wypadku nie protestuje ani nie zakazuje, ani też nie gani. Kiedy odwraca się do niego, na jego twarzy nie ma obrzydzenia czy pustki, nie ma żadnych negatywnych emocji - jest tylko zdumienie. Czasem pyta:

- Sing, co robisz?

Na co Soo-ling odpowiada:

- Przecież dałeś mi zgodę.

Potem Soo-ling ośmiela się na więcej: atak frontalny, choć wciąż z zaskoczenia. Potrafi na przykład znienacka ująć dłoń Yue-lunga i unieść ją do ust, by pocałować jej grzbiet albo palce, albo nadgarstek. Albo - no, to może nie jest tak zupełnie frontalne - objąć go od tyłu i na kilka sekund przycisnąć policzek do jego policzka. Albo - co jest beznadziejnie romantyczne - nagle otoczyć barki Yue-lunga ramieniem i pocałować go w czoło. Wszystko to trwa tylko jedną chwilę, po której ponownie się rozłączają - nie jest łatwo, ale Soo-ling daje radę, bo jego siła ducha wciąż jest większa niż zachcianki ciała - ale następna okazja nadarzy się przecież niedługo, może już jutro albo nawet za godzinę.

Dotykanie Yue-lunga, kiedy ów jest świadom jego pożądania - i nie protestuje przeciw niemu - jest oszałamiające... i bardzo satysfakcjonujące. Tworzy między nimi jeszcze jedną więź - nową jakość - której do tej pory nie było: intymność. Jednocześnie za każdym razem Soo-ling doznaje śmiesznego uczucia akceptacji, z którego potrzeby nie zdawał sobie dotąd sprawy. Teraz rozkoszuje się tym wrażeniem, że robi coś właściwego - dodaje mu ono pewności siebie. Z drugiej strony coraz mocniej zdaje sobie sprawę, jak bardzo chciałby posunąć się dalej - jak chciałby go wziąć w ramiona i nigdy nie wypuścić, i całować każdy fragment jego ciała, i stać się z nim jednym. Jak powiedział wcześniej: Yue-lung jest jego światem i Soo-ling chciałby go mieć na własność. Nie może się doczekać chwili, w której rzeczywiście dostanie go całego. Nie dopuszcza myśli, by ten dzień miał nigdy nie nadejść.

Właściwie obecna sytuacja, zamiast frustrować, sprawia mu jakąś perwersyjną przyjemność, ale po prawdzie nieustannie przebywa w euforii. Nigdy nie uważał się za cierpliwą osobę - przeważnie od razu sięgał po to, czego pragnął - teraz jednak wydaje mu się, że poświęci tyle czasu, ile trzeba, by osiągnąć cel. Motywuje go poczucie, że będzie warto... a jeśli przy okazji pomoże mu to rozwinąć własny charakter, to będzie miał dodatkową korzyść.

Czasem dochodzi do wniosku, że zrobił się z niego niepoprawny optymista. "Wydawało mi się, że zawsze byłeś", skomentował Yue-lung z rezerwą, unosząc brwi, kiedy raz zdarzyło mu się to powiedzieć na głos. Było to bardziej zawstydzające niż cokolwiek, co dotąd zrobili.



Po paru tygodniach wiosny Siergiej jest zupełnie pewien, że - jak na to liczył - znajomość Yue-lunga z Singiem wkroczyła na nowy poziom. Po jego interwencji - Yue-lung w ogóle nie zdał sobie z niej sprawy, zaś Sing zapłacił mu za nią ciosem w szczękę - młodzież przepracowała kolejny problem i sprawy mają się coraz lepiej... a przynajmniej tak Siergiej chce to widzieć. Szef mafii jednak naprawdę wydaje się czuć nieźle psychicznie, a do tego sprawia wrażenie skupionego na sytuacji. Singa z kolei Siergiej nie widuje, gdyż młodszy z chłopców wciąż unika go z pełną premedytacją, a kiedy już zdarzy im się minąć na korytarzu, odwraca ostentacyjnie wzrok. Siergiej jest pewien, że nigdy wcześniej nie widział u młodego Chińczyka takiego zapamiętania w niechęci - może nawet się po nim tego nie spodziewał - i po jakimś czasie zaczyna odczuwać lekkie wyrzuty sumienia. Zawsze bardzo szanował Singa i dlatego ciąży mu świadomość, że - mimo dobrych intencji i jeszcze lepszych wyników - doprowadził chłopca do takiej furii i... cóż, sprawił mu przykrość.

Wreszcie w kwietniu - kiedy Yue-lung jest akurat na telekonferencji z zarządem syndykatu, a Sing jeszcze nie wyszedł do siłowni - udaje się do jego pokoju, by odbyć męską rozmowę. Puka w uchylone drzwi, a potem wchodzi do środka. Sing pakuje torbę, jednak na jego widok prostuje się i rzuca mu złowrogie spojrzenie, zaś Siergieja uderza myśl, że w Singu niewiele już zostało z chłopca. Dotąd tego nie zauważył, a teraz jest tym odkryciem uszczęśliwiony.

Stoją przez chwilę w milczeniu, a potem Sing oświadcza:

- Nie zamierzam ci dziękować - akurat kiedy Siergiej mówi od progu:

- Chciałem cię przeprosić.

Sing mruga w zaskoczeniu, potem jednak marszczy czoło jeszcze bardziej i zaciska pięści.

- Mnie przeprosić? - rzuca, wyraźnie siląc się na spokój. - To jego powinieneś...! Wiesz, jak się przez ciebie musiał czuć...? Znaczy się... - zniża głos. - Przeze mnie... Ale to wszystko była twoja wina! - dodaje zaraz napastliwie.

Siergiej rewiduje swoją opinię: Sing wciąż jest na drodze do dorosłości, ale nie zmienia to faktu, że jest wspaniałą osobą. Uśmiecha się.

- Naprawdę go kochasz - stwierdza, starając się włożyć w te słowa cały swój podziw.

Sing otwiera usta i zaraz je ponownie zamyka. Odwraca wzrok, a na jego policzki wpełza rumieniec. Jest uroczo zawstydzony, jednak ani trochę nie umniejsza to siły, jaką emanuje.

- Przecież wszystko dobrze się skończyło - mówi Siergiej pokojowym tonem.

- Nie zamierzam ci dziękować! - powtarza Sing; jego zawstydzenie już spłonęło w gniewie.

- Nie oczekuję tego - odpowiada spokojnie Siergiej. - Chcę tylko, żebyś wiedział, że nie zrobiłem tego, żeby sprawić któremuś z was przykrość.

- Nie wyszło ci - stwierdza Sing półgębkiem, krzyżując ramiona na piersi. - Choć, tak jak mówisz, wszystko dobrze się skończyło. Na razie. Ale na pewno nie dzięki tobie! - zastrzega.

- Oczywiście, że nie dzięki mnie - zgadza się Siergiej, bo tak trzeba.

Sing obrzuca go nieufnym spojrzeniem.

- Poradzilibyśmy sobie bez ciebie. Od samego początku tak uważałem - oznajmia.

Siergiej tłumi śmiech.

- W każdym razie chcę ci tylko powiedzieć, że robisz wszystko dobrze.

Teraz Sing prycha z niedowierzaniem.

- Wiesz co? Weź ty już lepiej wracaj na te swoje Karaiby. Nie tęskno ci do domu?

- Wszystko robisz dobrze i rób tak dalej - powtarza Siergiej.

- Nie potrzebuję twoich rad! - woła Sing z irytacją, kręcąc głową. - Jeśli się nie zamkniesz, znów oberwiesz.

Siergiej przysiada na oparciu kanapy.

- Dobrze, zatem wysłuchaj mnie ten jeden ostatni raz - prosi. - I obiecuję, że już nigdy więcej nie będę się mieszać w wasze sprawy. Może być?

Sing patrzy na niego spode łba, jednak nie protestuje, co Siergiej uznaje za przyzwolenie.

- Pewnie masz rację, kiedy mnie winisz - mówi. - Wykorzystałem swoją pozycję osoby, która patrzy z zewnątrz i widzi więcej oraz ma jedyny w swoim rodzaju monopol na ingerencję bez ponoszenia żadnych konsekwencji. Dlatego - kontynuuje z naciskiem, ignorując komentarz: "Jesteś naprawdę paskudnym człowiekiem, wiesz?" - to zrobiłem. Teraz jednak zdaję sobie sprawę, że konsekwencje były i spadły na was dwóch. Działałem według zasady, że cel uświęca środki, ale, jak słusznie zauważyłeś, sprawiłem przy tym, że obaj poczuliście się źle. To było nie w porządku z mojej strony i za to cię przepraszam.

- Jego przeproś! - woła Sing tak jak poprzednio.

Siergiej milczy przez moment.

- On się nawet nie zorientował, co zaszło - mówi wreszcie.

- Tym gorzej dla ciebie. Musisz go przeprosić, jednocześnie tłumacząc, co zrobiłeś - stwierdza Sing z satysfakcją.

- Dobrze - godzi się Siergiej, tłumiąc westchnienie.

Sing przygląda mu się uważnie dłuższą chwilę, a potem jego twarz wykrzywia się.

- Ty go tak naprawdę nawet nie lubisz, prawda? - rzuca z niedowierzaniem i goryczą.

Siergiej odwraca wzrok. Zapomniał, że Sing jest przenikliwy.

- Tak czy inaczej chciałbym, żeby był szczęśliwy, a wiem, że z tobą ma na to szansę. Wyrażałem to przekonanie już wiele razy, a ty swoim postępowaniem nieustannie udowadniałeś, że było słuszne. Jesteś najlepszym, co go w życiu spotkało, Sing. Dlatego znów chcę cię prosić tylko o to, żebyś z nim był. Tak długo, jak będzie tego potrzebował.

- O to nie musisz się martwić - deklaruje Sing chłodno. - Ale jedno ci powiem: w przeciwieństwie do ciebie ja nie traktuję bycia z nim jako obowiązek czy misję. To nie jest tak, że tylko on potrzebuje mnie, a mnie tak naprawdę byłoby lepiej z kim innym. Nie byłoby.

Siergiej znów się uśmiecha.

- Sing, jesteś o wiele lepszym człowiekiem ode mnie.

- Oj już przestań. I tak nie wierzę w ani jedno twoje słowo - zarzeka się Sing, patrząc w bok. - Poza tym nie jest wcale tak trudno być lepszym od ciebie - dodaje półgębkiem.

Siergiej śmieje się.

- Zatem bez porównań: jesteś jednym z najlepszych ludzi, jakich znam.

Sing marszczy czoło i zerka na niego.

- Dlaczego mi to wszystko mówisz? - pyta wreszcie i tym razem w jego głosie nie ma agresji.

- Bo tak uważam i bo na to zasługujesz - wyjaśnia Siergiej szczerze, z wielką sympatią. - Cieszę się, że mogłem cię poznać, Sing Soo-ling. Jesteś kimś, komu chce się życzyć samych najlepszych rzeczy. Ale jestem zupełnie pewien, że wszystko będzie z tobą dobrze, bo wiesz, czym jest miłość, a miłość... Miłość zmienia chłopców w mężczyzn.

I tym razem Sing już nic nie odpowiada.



rozdział 21 | główna | rozdział 23