Rozdział 25




Yue-lung zupełnie nie przejmuje się własnym omdleniem, jednak Sing jest nim wyraźnie załamany... na co wpływ ma najpewniej fakt, że doszło do niego w tej konkretnej sytuacji. Potem Yue-lung stara się go pocieszyć, odnieść się do tego z humorem, nie osiąga jednak żadnego efektu... a na pewno nie taki, w którym Sing znów chciałby go dotknąć.

Gdy nazajutrz siedzą w jego pokoju, szef gangu sprawia wrażenie, jakby świat mu się zawalił.

- To beznadziejne - mówi, skulony na fotelu.

- Zamierzasz się poddać?

- A co mam niby zrobić? - Sing unosi głowę. Ku przerażeniu Yue-lunga ma w oczach łzy.

- Sing, nie chcę, żebyś przeze mnie płakał. - Yue-lung nigdy nie był niczego tak pewny. - To nie była twoja wina. Znaczy się... Trzeba uznać, że po prostu świetnie całujesz.

Sing jednak zaciska usta i bez słowa odwraca wzrok, więc komplement nie zadziałał.

- To nie była twoja wina - stwierdza Yue-lung po raz enty. - To po prostu z powodu... - Urywa, szukając odpowiednich słów. - Z powodu nadmiernej stymulacji.

- Daruj sobie mądry język. Myślisz, że odwrócisz tym moją uwagę od problemu?

- Nie odwracam. Ludziom zdarza się tracić przytomność podczas seksu.

- Przecież nic takiego nawet nie zrobiliśmy, tylko się... - Sing przełyka - całowaliśmy...

- Zatem musimy to powtórzyć - stwierdza Yue-lung pozornie spokojnym tonem.

Ale Sing tylko wciska twarz w kolana. Wygląda zupełnie jak dziecko, które znalazło się w zbyt trudnej sytuacji - a przecież nigdy wcześniej tak nie wyglądał, nawet dwa lata temu, kiedy spotkali się po raz pierwszy, mimo że był wtedy pięć cali niższy i o wiele drobniejszy niż teraz. Yue-lung nie chce na to patrzeć. W jego oczach Sing Soo-ling jest wcieleniem odwagi, śmiałości i optymizmu, więc widzieć go w obecnym stanie jest... przykre.

Nie wie jednak, co zrobić... co mógłby jeszcze powiedzieć, by dodać mu w tej sytuacji siły. Ma wrażenie, że im bardziej będzie naciskał, tym mocniej Sing będzie uciekał. Po prawdzie zupełnie nie jest pewny, czy gdyby to powtórzyli, nie skończyłoby się tak samo. Z drugiej strony wydaje mu się, że im więcej razy będą próbować, tym większe szanse, że wreszcie się im uda - jak jednak miałby to zaproponować, gdy Sing odniósł się do pomysłu negatywnie?

Powodem, dla którego Yue-lung podchodzi do sprawy inaczej, jest fakt, że pamięta, co się wydarzyło poprzedniego wieczora. Pamięta otaczającą go miękką ciemność i mocne ramiona Singa. Pamięta, jak potrzebował tego kontaktu, równie mocno jak słów i troski. Pamięta, że w tamtej chwili czuł się zupełnie, całkowicie bezpieczny - i otwarty na wszystko. Przede wszystkim czuł się gotów, by wyjść Singowi naprzeciw, jak nigdy wcześniej z nikim innym. Całowanie mu się podobało i sprawiło przyjemność, tylko... No właśnie. Namiętność Singa spadła na niego z taką mocą, że to było za wiele. Jak powiedział - doszło do nadmiernej stymulacji i dlatego stracił przytomność. Pamięta jednak wyraźnie, że zanim odleciał, było mu dobrze, a nie odwrotnie - choć Sing prawdopodobnie wyobraził sobie właśnie to drugie i nie daje się przekonać, a Yue-lung nie ma odwagi się do niego zbliżyć, nie w środku dnia.

- Wiedziałeś przecież od początku, że jestem nienormalny - mówi z autoironią.

Sing podnosi na niego spojrzenie i przynajmniej wydaje się już nie płakać. Tyle dobrze.

Udaje im się wrócić do zwykłych czułości, jednak Sing wyraźnie nie chce posunąć się dalej i generalnie jest przeraźliwie smutny, Yue-lung natomiast boi się cokolwiek zainicjować. Tamta chwila w ciemności była wyjątkowa, a poza tym... Jeśli Sing - co zdaje się możliwe - odmówi wprost albo go odepchnie, coś między nimi będzie bezpowrotnie zniszczone.

W miarę jednak jak mijają kolejne dni, Yue-lung upewnia się w przekonaniu, że musi coś zrobić, nim Sing postanowi zostać mnichem, na zawsze wyrzekając się cielesnych rozkoszy.



Kiedy nadchodzi lipiec, Yue-lung ma już po uszy traktowania go jak szklaną figurkę, która od byle czego rozleci się na kawałki. Rozumie postawę Singa, ale jednocześnie jest całkowicie przekonany, że niczego nie osiągną, jeśli nie posuną się dalej. Wie całym sobą, że chce spróbować, jeśli jednak zostawić to Singowi, spędzą resztę życia, trzymając się za ręce. I choć trzymanie się za ręce to i tak o wiele więcej, niż miał przez poprzednie lata, to jednak nie zamierza zatrzymywać się na tym etapie, rezygnując z możliwości odkrycia, co może być później. Ostatnie miesiące sprawiły, że uwierzył, że później może być coś jeszcze lepszego.

Dlatego pewnego wieczoru, gdy na zewnątrz powoli nastaje ciepły i wonny zmierzch, a Sing właśnie wrócił spod prysznica, Yue-lung staje w drzwiach łączących ich pokoje i pyta wprost:

- Sing, ufasz mi?

Mina Singa wyraźnie mówi, że jeszcze nie zapomniał historii z afrodyzjakiem... prawdopodobnie jednak uważa, że gdyby teraz zaprzeczył, nie robiłoby to dobrego wrażenia w kontekście ich więzi, więc ostatecznie kiwa głową. Yue-lunga, mimo zdenerwowania, jakoś to rozczula. Wchodzi do pokoju i siada obok niego na brzegu łóżka. Sing rzuca mu ukradkowe spojrzenie, jednak przynajmniej się nie odsuwa... co z drugiej strony rodzi niepokój, że może już zupełnie przestał czuć wobec niego jakiegokolwiek pożądanie.

- Chcesz mnie jeszcze? - pyta więc Yue-lung, bo jeśli odpowiedź będzie twierdząca, to nie ma tu nic do roboty.

Wtedy jednak Sing patrzy na niego z takim ogniem w oczach, że wszelkie wątpliwości zostają rozwiane. Yue-lung nabiera głęboko powietrza - Sing pachnie szamponem i wodą - i mówi:

- Sing, musimy spróbować, inaczej te ostatnie miesiące pójdą na marne. Naprawdę chcę spróbować. Naprawdę czuję się gotów. Powiedziałeś, że chcesz, żebym był twoim pierwszym. Ja... To była jedna z najmilszych rzeczy, jakie słyszałem w życiu i... sprawiła mi radość, i... jestem ci wdzięczny. - Milknie na chwilę, zdając sobie sprawę, że chciałby powiedzieć tak wiele, a nigdy nie zdoła, więc musi przekazać to, co najważniejsze. Kiedy ponownie się odzywa, jego ton jest cichszy i bardziej miękki, choć serce bije mu szybko. - I kiedy o tym myślałem i byłem tego świadom, to powoli upewniłem się co do tego, że w takim razie... Sing, chciałbym, żebyś ty był moim ostatnim.

Nie ma odwagi unieść spojrzenia. Zaciska ręce na ubraniu i przełyka. Sing siedzi obok niego w milczeniu, jednak cisza między nimi nie jest martwa, więc postanawia kontynuować:

- Chcę, żebyś był moim ostatnim, więc proszę: zróbmy to. Wiem, że się boisz... choć ja nie boję się wcale. Nie chcę jednak ponownie narażać cię na nowe... hmm, przykrości, bo sam dostaniesz traumy na tym punkcie, dlatego... zrobimy to po mojemu. Powiedziałeś, że mi ufasz, a ja obiecuję, że nie zrobię nic wbrew twojej woli. W każdej chwili będziesz mógł zgłosić sprzeciw i przestaniemy. - Wreszcie na niego patrzy. - Wchodzisz w to?

Sing odwzajemnia spojrzenie. W jego oczach Yue-lung widzi niepewność i tysiące pytań, ale widzi też ogromne pragnienie i czułość... i ponownie z wielką mocą uderza go przekonanie: "Tylko ty". Sing jest pierwszym człowiekiem, który zdołał w nim obudzić taką ochotę.

- Zróbmy to po twojemu - słyszy w końcu odpowiedź, która napełnia go ulgą. - Czyli jak?

- Połóż się i odwróć do ściany - mówi, a kiedy Sing spełnia polecenie, wyciąga zestaw igieł. - Wszystko będzie dobrze, po prostu... nie możesz mnie dotknąć - wyjaśnia, jednocześnie odnajdując odpowiedni punkt na jego karku, który bez wahania nakłuwa. Potem odwraca Singa z powrotem na plecy. - Nie jesteś w stanie się poruszać od szyi w dół, ale wszystko czujesz, prawda? Możesz oddychać, mówić i... generalnie twoje ciało działa normalnie.

Sing patrzy na niego oczami wielkimi jak spodki i przełyka. Na jego twarzy maluje się obawa, której blisko do kompletnego przerażenia, zanim jednak zdąży w jakikolwiek sposób zaprotestować, Yue-lung nachyla się nad nim i mówi cichym głosem:

- Pozwól mi zająć się dziś tobą. Zaufaj mi, żaden z nas nie będzie tego żałował.

- Dobrze - odpowiada Sing, mimo że w jego tonie nie ma pewności.

Yue-lung uśmiecha się, a potem odwija ręcznik z jego bioder. Cała ta sytuacja sprawiła, że Singowi fizycznie przeszła ochota na seks, ale Yue-lung jest pewny, że wkrótce się to poprawi. Wstaje z łóżka i zaczyna się rozbierać, nie odrywając wzroku od rozciągniętej na posłaniu sylwetki. Podoba mu się to, co widzi: szczupłe ciało o skórze o ton ciemniejszej od jego własnej i długich kończynach, na których rysują się wyrobione mięśnie. Jest to ponad wszelką wątpliwość ciało mężczyzny, nie dziecka, które Yue-lung spotkał dwa lata temu.

- Zapal światło - głos Singa przerywa jego obserwację. - Chcę cię widzieć.

Yue-lung włącza lampę w rogu pokoju, a potem pozbywa się reszty ubrania i rozpuszcza włosy. Sing wydaje cichy jęk, na moment ucieka wzrokiem, by zaraz znów na niego spojrzeć. Yue-lung siada z powrotem na łóżku i nachyla się, pozwalając włosom musnąć jego wyrzeźbiony brzuch i wywołując tym drżenie mięśni. Uśmiecha się, gdy Sing tłumi kolejny jęk.

- Nie musisz być cicho. Wszyscy pewnie uważają, że śpimy ze sobą już od dawna - szepce.

Sing patrzy na niego z wyrzutem, który zaraz znika z jego wzroku, gdy Yue-lung przykłada dłoń do jego policzka, a potem przesuwa ją na szyję i pierś. Pod palcami czuje prędkie bicie serca, które zgadza się z przyspieszonym oddechem. Zerka za siebie i widzi, że dolne partie Singa zaczęły nabierać życia, a potem wraca spojrzeniem do jego zaczerwienionej twarzy. Uderza go, jak odprężony jest w tej sytuacji... a potem zdaje sobie sprawę, że ma to prawdopodobnie coś wspólnego z posiadaniem absolutnej kontroli. Ten wniosek nie sprawia mu przyjemności i może dlatego w następnej chwili pyta:

- Co chcesz, żebym zrobił? - choć nie zamierzał, gdyż zaplanował wszystko z góry.

- Pocałuj mnie...! - woła Sing z mieszanką zawstydzenia, niecierpliwości i irytacji.

Yue-lung mruga w zaskoczeniu, gdyż tego się nie spodziewał... a potem nachyla się i dotyka ust Singa swoimi, zamykając oczy. Delikatny całus szybko zmienia się w gorący pocałunek, gdy Sing wpija się łapczywie w jego wargi. Yue-lung obejmuje dłońmi jego twarz, wsuwa palce w wilgotne jeszcze po myciu włosy i nie przerywa - skupia się całym sobą, zupełnie jakby ten kontakt kotwiczył go w rzeczywistości. Wreszcie odrywają się od siebie, by złapać oddech, a zaraz potem ponownie łączą się w kolejnym pocałunku.

- Podoba ci się? - pyta Sing w czasie kolejnej przerwy.

- Mówiłem ci, że świetnie całujesz - odpowiada Yue-lung. - Nie żebym miał porównanie - dodaje po chwili. Wtedy nagła myśl przebiega dreszczem przez jego ciało i każe się odsunąć. - Naprawdę mnie chcesz? Po tym, jak dotykało mnie tyle innych rąk...? Nie jestem czysty.

- Przypomnę ci, że ja cię nie dotykam - zauważa Sing z ironią. - Poza tym... nie życzę sobie w swoim łóżku nikogo poza tobą, więc nie mówmy o innych - stwierdza kategorycznym tonem, który jednak zaraz łagodnieje. - Na dobrą sprawę to... także twój pierwszy raz... nie?

A Yue-lung nagle nie jest w stanie nic powiedzieć, bo ściska go w gardle, więc tylko kiwa głową. Jest pewien, że nigdy wcześniej nie czuł takiej... wdzięczności, która teraz odgania tamten chłód. Ponieważ jednak już zbyt wiele razy zdarzyło mu się przy nim rozczulić, teraz bierze się w garść i przypomina sobie, po co tu są... ale nie może oderwać wzroku od Singa i znów dotyka jego policzka. Sing przekręca głowę i całuje wnętrze jego dłoni, a Yue-lung ma wrażenie, jakby przez jego ciało przebiegły iskry, i musi powstrzymać okrzyk - zaskoczenia i przyjemności. Byle nie za dużo dobrego, bo skończy się jak poprzednio.

Jak wcześniej, przesuwa ręce na klatkę piersiową Singa, opuszkami palców masując skórę, raz mocniej, raz delikatniej, szczególną uwagę poświęcając sutkom. Oddech Singa, który zdążył się nieco uspokoić po całowaniu, teraz znów przyspiesza, a kiedy Yue-lung schyla się i włącza do akcji język, wówczas Sing nie jest w stanie powstrzymać jęku i odchyla głowę. Po dłuższej chwili stymulacji Yue-lung przesuwa koniuszkiem języka w dół, po gorącej skórze jego brzucha, wszędzie po drodze zostawiając lekkie, lecz celowe pocałunki.

- Jesteś... jesteś w tym dobry - mówi Sing, łapiąc oddech, kiedy Yue-lung daje mu przerwę.

- Przygotowałem się. Poczytałem sobie o męskich sferach erogennych.

Sing patrzy na niego z niedowierzaniem, a potem jego wargi rozciągają się w uśmiechu. Nie na długo zresztą, gdyż w następnej chwili Yue-lung sięga i chwyta w dłoń jego członek, co sprawia, że Sing zaciska powieki i znów odrzuca głowę w tył. Zagryza wargi, ale gdy Yue-lung zaczyna poruszać ręką, nie może dłużej powstrzymać ochrypłego jęku, który wydaje się dobywać głęboko z jego gardła. Yue-lung uśmiecha się, nie przestając gładzić twardego, gorącego organu w górę i dół. Przyjemność nie trwa długo i Sing - pozbawiony w tej sytuacji możliwości kontrolowania orgazmu - dochodzi w jego rękach już po chwili.

- To było najbardziej... niewiarygodne doświadczenie w moim życiu - mówi, kiedy znów jest w stanie, gdy jego oddech się wyrównał. - Dziękuję - dodaje cicho.

Yue-lunga cieszy się z tych słów, bo bał się usłyszeć "najbardziej zawstydzające".

- Poczekaj na resztę - mruczy, ponownie siadając; ostatni kwadrans przeleżał u jego boku.

Sing otwiera oczy i patrzy na niego.

- Będzie coś więcej? - pyta niepewnie. - Poza tym... co z tobą?

- Mamy całą noc - odpowiada z uśmiechem Yue-lung i odgania myśl: "Mamy całe życie".

Ponownie doprowadza Singa do stanu pobudzenia. Podoba mu się to bardziej niż cokolwiek - i nie dlatego, że ma kontrolę i wreszcie może przywieść Singa na sam skraj. Podoba mu się ta intymność, podoba mu się, że są z sobą bez żadnych już barier. Przede wszystkim podoba mu się, że może sprawić Singowi przyjemność, bo będąc świadkiem jego rozkoszy, ma namacalne poczucie, że w końcu jest w stanie odpłacić mu za to, co od niego otrzymał przez ostatni rok. Wyrażenie wdzięczności czynami pasuje mu lepiej niż słowa i dlatego od początku - odkąd wpadł na ten pomysł - zamierzał dać z siebie wszystko. Wszystko.

Kiedy Sing znów robi się twardy, Yue-lung wspina się na niego, by przyjąć go w siebie. Po poprzednim wytrysku Sing jest na tyle śliski, że nieco ułatwia to zadanie. Sing wpatruje się w niego spojrzeniem, w którym popłoch miesza się rozkoszą, gwałtownie łapiąc oddech.

- Przestań...!

- Naprawdę? Mam przestać?

Odpowiedzią jest tylko jęk, który nie cichnie ani na chwilę, gdy Yue-lung milimetr po milimetrze przesuwa się w dół, a Sing wchodzi w niego coraz głębiej. Nie odrywa wzroku od jego zaczerwienionej twarzy, od jego rozchylonych warg, od jego zasnutych ekstazą oczu - i wie, że to wszystko jego zasługa. Spływa na niego zachwyt, który powoduje to jedyne w swoim rodzaju zjednoczenie. I wtedy uświadamia sobie, że jego własne ciało zaczyna wibrować wrażeniem, którego nigdy dotąd nie znało, a które domaga się uwagi. Nabiera powietrza i spogląda w dół, by dostrzec najlepszy dowód na pożądanie. Sing też to widzi.

- Pozwól mi cię dotknąć - prosi, patrząc mu w oczy z powagą, uwielbieniem i ogromną miłością... a Yue-lung nagle zdaje sobie sprawę, że pragnie tego całym sobą.

Dokonuje jakieś niemożliwej dla zwykłego człowieka ewolucji, by przywrócić Singowi możliwość ruchu. Sing podnosi się do pionu, by go przytulić i pocałować, a potem dotknąć. Yue-lung zagryza wargi, obejmując go za szyję, i przyciska twarz do jego barku. Jest pewny, że zaraz zemdleje, ale nie chce tego, nie kiedy Sing dotyka go w ten sposób i jest to... dobre. Gdy nadchodzi rozkosz, silne ramiona zapewniają mu najbezpieczniejszy azyl, zaś szeptane nieprzerwanie słowa miłości dodają słodyczy tym zupełnie niepotrzebnym łzom szczęścia.



rozdział 24 | główna | rozdział 26