Lekarze koniecznie chcieli ich zatrzymać na dłużej w szpitalu – a w każdym razie Alaina. Joshowi udało się już po dwóch dniach wyjść do domu, ale i tak każdą wolną chwilę spędzał na laryngologii. Alain, zgodnie z prognozami lekarza, wracał do zdrowia bardzo szybko. Josh w gruncie rzeczy nie wiedział, czemu go w szpitalu w ogóle trzymają – o ile się orientował, skręconą kostkę i złamane żebra można leczyć w domu – ale z drugiej strony cieszył się, że Alain jest pod dobrą opieką. Chciał go mieć w pełnym zdrowiu, kiedy… Nie rozmawiali o tym. Rozmawiali o wielu sprawach – i wiele sobie wyjaśnili. Nie było tak łatwo zostawić za sobą trzy lata – i jednocześnie było. Josha cieszyło, że Alain chciał rozmawiać. Po wylewności, jaką przejawił pierwszego dnia, mówienie przychodziło mu z większym trudem, ale jakiś upór pomagał mu ubierać myśli i uczucia w słowa. Tym razem to Josh więcej słuchał, ale tak naprawdę obaj uczestniczyli w tym budowaniu porozumienia na nowo. Wątpliwości, przeprosiny, wyrzuty sumienia, nadzieje – i obietnice, którym pierwszy raz w życiu ufał. Mogli rozmawiać, bo wiedzieli, że są ze sobą i mogą zostać. Jakkolwiek bolesne nie były te tematy, mieli odwagę je podnosić, żeby wszystko między nimi było łatwiejsze. Alain stał się mimo wszystko bardziej otwarty i Josh ze zdumieniem odkrywał jeszcze jedną stronę jego osobowości. W czasach szkolnych był onieśmielony, skrępowany. Nie mówił wiele, nie był pewny, co ma i co może mówić. Nie okazywał uczuć – tylko czasem, bez słów, potrafił zachować się z czułością, od której Joshowi brakowało tchu. Potem, po trzech latach, to była zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Był przede wszystkim agresywny, w każdy sposób – i zupełnie nie przejmował się słowami i czynami. Nagromadzone w nim emocje wybuchały bez najmniejszego wysiłku. Teraz natomiast wydawało się Joshowi, że Alain znajduje się w idealnej równowadze między tymi dwoma biegunami: bardziej odhamowany i jednocześnie wciąż troskliwy. Jakby był w końcu prawdziwym sobą. Ta wersja bez wątpienia podobała się Joshowi najbardziej. Alain, który potrafił mówić o tym, co było w jego sercu. Alain, który potrafił patrzeć mu w oczy. Alain, który obejmował go tak, jakby nigdy już nie miał go puścić, i szeptał słowa miłości. Alain, który pogodził się z samym sobą i dał sobie jeszcze jedną szansę na szczęście. Josh wiedział, że do końca życia nie zapomni tych chwil. Każda jedna zbliżała ich do siebie bardziej i bardziej. Czasem brakowało im słów, wzruszenie ściskało w gardle i musieli ocierać łzy. Czasem mówili jeden przez drugiego, chcąc powiedzieć jak najwięcej, jak najszybciej. Czasem po prostu patrzyli sobie w oczy – i nigdy nie mieli dość tego kontaktu. Przeciwnie: pragnęli więcej, bardziej i mocniej. A czasem – i te chwile smakowały najwspanialej – śmiali się, ciesząc swoją wzajemną obecnością, i wymieniali niezobowiązujące uwagi o przyszłości. Było jasne jak słońce, że należą do siebie. Staruszek z łóżka przy drzwiach najwyraźniej uznał, że problem ze słuchem ma zupełnie inny, niż uważał, i szybko poprosił o wypis. Personel od tej pory uważał, by salę Alaina pozostawić pustą, jak długo to będzie możliwe. A przecież… oni niczego nie robili. Josh nie wiedział, czy będą robić. Oczywiście, w jego przypadku pragnienie bycia z Alainem było całkowite – tak duchowe, jak i fizyczne. Może i był wyczerpany chorobą i w ogóle… niezdrowym trybem życia, ale nie przeszkadzało mu to… mieć nadzieję, że… Zwłaszcza że Alain czasem tak na niego patrzył i wtedy zapadała między nimi cisza, i… Ale Alain nic o tym nie mówił. Jeśli o Josha chodziło, mogli spędzić resztę życia, trzymając się za ręce, w porządku… Mimo wszystko… Było to cokolwiek frustrujące. Nocował u siebie – to znaczy, u Erwina i Cecile. Siły wracały mu w przyspieszonym tempie, a zapasy energii błyskawicznie odnawiały. Słońce, jedzenie i miłość – tylko tyle i aż tyle wystarczało. Za dnia, kiedy nie był w szpitalu, doprowadzał do porządku mieszkanie Alaina… tylko po to, żeby nagle Alain oświadczył, że wynajął większe. Na tę rewelację Josh zamrugał, po czym doszedł do wniosku, że Alain Corail nigdy nie przestanie go zadziwiać. Ale przeciwko takim pozytywnym niespodziankom nie miał absolutnie nic. – Pomyślałem, że… tam jest za mało miejsca – powiedział Alain, spuszczając wzrok. – Jeśli… zechcesz… przenieść się do mnie. Josh mrugnął. To… brzmiało nieźle. Od początku zakładał, że nie odstąpi Alaina na krok, ale teraz… przybrało to jakieś bardziej konkretne kształty. – Myślę, że na twoim łóżku też byśmy się zmieścili – powiedział od niechcenia. – Jesteśmy raczej… chudzi. Alain obrzucił go nie-tak-znów-nieśmiałym spojrzeniem i coś na kształt uśmiechu rozciągnęło jego wargi. – Ale… po co mamy się gnieść? – zapytał. Josh odpędził rumieniec i dla odmiany on odwrócił wzrok. Och, bynajmniej nie z zażenowania – nie sądził, by kiedykolwiek mieli się przed sobą jeszcze czegoś wstydzić. Wolał popatrzeć gdzie indziej, bo w przeciwnym razie… mogłoby się skończyć pogwałceniem reguł szpitala, które wyraźnie zabraniały intymnych zbliżeń. Nawet jeśli mieli dla siebie całą salę. Alain nigdy wcześniej nie robił takich aluzji. Czyżby oznaczało to, że jednak… ma ochotę… – A jak twój słuch? – zapytał, by podtrzymać rozmowę i jednocześnie zmienić temat. – Lepiej. Podejrzewam, że jak w końcu odwiną mnie z tych bandaży, nareszcie będę słyszał normalnie. Josh roześmiał się cicho. Zastanawiał się, czy mógłby być szczęśliwszy. Miał przy sobie Alaina, potrafił z nim żartować… i wszystko było dobrze. – Ach! Sięgnął do siatki i wyciągnął pakunek. Dopiero dzisiaj przypomniał sobie, by zajść w tamto miejsce. Położył kartonik na łóżku. Alain popatrzył na białe pudełko, a potem znów na niego, po czym otworzył. I znów spojrzał na Josha. – Sernik to… – zaczął wyjaśniać Josh. – Twój ulubiony przysmak – przerwał mu Alain. – Nie zapomniałem. Josh przełknął i popatrzył mu w oczy, a potem spuścił wzrok na dwa kawałki w opakowaniu z logiem Muszelki. – Jeden dla ciebie – powiedział Alain, podsuwając pudełko w jego stronę. Josh znów na niego spojrzał, a potem drżącą dłonią wziął swój kawałek. – Za… – zaczął, ale głos mu zadrżał. Alain popatrzył na niego spod grzywki. – Za? – podchwycił. Josh machnął wolną ręką. – No wiesz… Alain przekrzywił głowę. – Za to, żeby nigdy… nie zabrakło nam sernika? – Alain…! Nie żartuj sobie, chciałem być poważny! Alain roześmiał się, a Josh wbił zęby w ciastko i zaraz zamknął oczy z błogością. Tylko jedno przebijało w jego ocenie ten smak… ale lepiej nie będzie o tym myślał, bo się zakrztusi. "Żeby nigdy nie zabrakło nam sernika…" Rozwarł powieki, kiedy uderzyło go nagłe zrozumienie. – Och. – Mhm? – Alain popatrzył na niego znad swojego kawałka. – Pamiętasz… Kiedyś zastanawiałem się, która część jest najlepsza… – Popatrzył na sernik w swojej dłoni. Ciasto złociło się na spodzie, masa serowa była niemal biała, a lukier srebrzył się na wierzchu. – A ty powiedziałeś, że liczy się smak całości. – Alain patrzył na niego przez chwilę, a potem kiwnął głową. – Miałeś rację… W pojedynkę nie mają znaczenia. Spód jest tylko kruchą warstwą, środek jest po prostu zwykłym twarożkiem, a lukier… jest słodki, ale nie da się go zjeść za dużo. – Opuścił rękę i popatrzył na Alaina, marszcząc brwi. – Nie wydaje ci się, że tak samo jest w życiu? Spód… podstawa jest czasem tak krucha… To, jaki człowiek jest, z czym się rodzi… Niewiele potrzeba, by go zgnieść. Masa… to każdy dzień, który spaja te podstawy. Może sama w sobie jest nijaka, ale im jej więcej, tym silniejszy się człowiek staje. No a lukier… To słodycz, te wydarzenia, dla których się chce żyć, te najpiękniejsze chwile… Tak cienka warstwa, bo gdyby ich było za dużo, przestałyby być takie piękne. Popatrzył na kawałek w swojej dłoni, a potem wsadził go do ust. Alain uniósł lekko brwi. – Nie uważasz czasem, że za dużo myślisz? - spytał po chwili. Josh przełknął ciasto. – Uważam – zgodził się. – Ale teoria mi się podoba – dodał, oblizując palce z lukru. – Chyba nikt inny by takiej nie opracował – przyznał Alain z niechętnym podziwem. – Życie jest jak sernik… – powtórzył z namysłem. – No już dobrze, nie musisz się ze mnie naśmiewać. – Josh wytarł ręce w serwetkę. – W pierwszej kolejności sernik to ciasto. I co z tego, że bardzo go lubię? Choć nie tak jak… Alain uniósł brwi wyżej, kąciki jego ust zadrżały. – Tak? – Tak. – Jest coś, co lubisz bardziej od ser… – Jest – szepnął Josh, gdy ich wargi się rozdzieliły. Wciąż obejmował dłońmi twarz Alaina. – Kiedy cię wypiszą? – Jutro – odparł Alain drżącym szeptem. Josh wrócił na krzesło i założył włosy za ucho. Nagle nie wiedział, co powiedzieć. Co będzie jutro? Tyle emocji, tyle oczekiwań, tyle nadziei… Tyle pragnień. – Ja… – zaczął i urwał. Alain sięgnął i dotknął jego policzka. – Dołożę starań, byś nie zmienił opinii – powiedział cicho, patrząc mu w oczy spojrzeniem, od którego Joshowi zakręciło się w głowie. Josh uśmiechnął się lekko. – A potem… – dodał Alain z błyskiem w oku, choć Josh miał wrażenie, że jest zupełnie poważny – nauczymy się robić własny sernik. Josh długo nie mógł zasnąć, rozemocjonowany i pełen świetlistych – oraz bardziej namiętnych – wizji. O poranku ze snu wyrwał go telefon – dźwięk, od którego zdołał się odzwyczaić. Erwin wyraził ulgę, że wreszcie go słyszy, i po swojemu dopytywał się, co się u Josha działo. Szybko jednak zauważył śmiech, którym rozbrzmiewało każde jego słowo, a Josh po prostu powiedział mu, że wszystko jest dobrze i że Erwin sam się przekona, kiedy wróci. Nie chciał zdradzać szczegółów, ponieważ uważał, że to nie jest opowieść na telefon. No i Erwin wciąż był w swojej podróży poślubnej. Josh cieszył się jednak na chwilę, w której znów spotka przyjaciół – i miał nadzieję, że docenią jego szczęście, nawet jeśli będzie im trudno zaakceptować fakt, że wynika ono z Alaina. Następny dzień był po lipcowemu słoneczny – a Josh miał wrażenie, że jego radość przyćmiewa nawet blask słońca, kiedy razem z Alainem opuścili szpital. Nikt ich nie witał, tak jak nikt nie przynosił im wcześniej kwiatów. Nie potrzebowali tego, to było święto ich dwóch. Tylko pielęgniarki z laryngologii – zarumienione co do jednej poza oddziałową, która musiała w życiu widzieć niejedno i mało co ją mogło zdziwić – pożegnały ich z uśmiechami i życzeniami szczęścia, za które Josh podziękował nieśmiało, acz szczerze. Alain już wczoraj dostał pozwolenie na chodzenie, więc teraz postanowili się przejść. Nowe mieszkanie było zupełnie blisko – i choć wciąż pozostawało dla Josha niejasne, jak Alainowi udało się je wynająć, nie przejmował się tym. Klucze odebrał od pośrednika rano i teraz szli obaj wolnym krokiem na ulicę Orlą. Pierwsze piętro dało się Alainowi we znaki, ale z pomocą Josha, który służył ramieniem – i całą resztą, gdyby było trzeba – udało im się osiągnąć cel. Mieszkanie robiło zupełnie inne wrażenie niż ta klitka, w której Alain mieszkał dotychczas. Dwupokojowe, z kuchnią, łazienką i nawet balkonem – przywodziło Joshowi mu na myśl lokal Erwina i Cecile. W salonie tapety w kolorze bladego lila z jasnymi akcentami. Żółta sofa i miękki dywan. Białe firanki w oknach, przez które wpadały promienie popołudniowego słońca. Było tu ciepło, radośnie i spokojnie. Idealnie, by zacząć życie na nowo. Josh usiadł na kanapie, jakby wypróbowując jej miękkość, a Alain zajął miejsce obok. – Dobrze było wyjść na zewnętrz – powiedział, a Josh zastanowił się, czy mówi o pobycie w szpitalu czy o czymś więcej. – Mmm – zgodził się, opierając się o niego i zamykając oczy. – Możemy kiedyś iść na łąkę… – Pleść wianki? Josh uśmiechnął się. – Choćby. Ładnie ci było… – Wciąż żałuję, że… – Tak? – Że wtedy nie wziąłem cię na plecy. Josh stłumił parsknięcie. Co też Alainowi przychodzi do głowy… – W sumie nigdy nie jest za późno – dodał Alain cokolwiek sugestywnym tonem. – Co cię tak nagle wzięło? – Nie wiem, jakoś mi tak pasuje… do obrazu całości, o. Że niosę cię na plecach, a ty masz wianek na głowie i się śmiejesz. – Do czegoś takiego powinieneś sobie znaleźć dziewczynę. – Może i był romantykiem, ale niektóre rzeczy nawet on uważał za przesadę. – Za dużo świeżego powietrza, Alain. – Dziewczynę… – Alain sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę prychnąć, a potem zanurzył dłoń w jego włosach. Josh z błogością poddał się pieszczocie. Alain chyba lubił jego włosy… Może stąd mu ten wianek przyszedł do głowy? W sumie… może ta wizja nie była taka zła? Miał wystarczająco wyobraźni, by przywołać ją przed oczy. Uśmiech nie schodził z jego ust… Wtulił się w Alaina bardziej. Było mu dobrze… Kiedy się obudził, robiło się już ciemno. Zamrugał, zdezorientowany, a potem usiadł prosto. Alain wciąż siedział w tej samej pozycji i teraz patrzył na niego, jego zielone oczy lśniły w mroku. – Powinieneś był mnie obudzić… – mruknął Josh. – Przecież się nam nie spieszy – padła spokojna odpowiedź, choć pod tym spokojem coś wydawało się żyć własnym życiem. Josh pokręcił głową – częściowo dla orzeźwienia, częściowo, by zaprzeczyć. Jeśli o niego chodziło… czekał zbyt długo. Dopiero co spał… a teraz w jednej sekundzie stał w ogniu. – Alain… – jęknął. Błysk w oczach Alaina stał się bardziej intensywny… i w następnej chwili całowali się tak, jak Josh zawsze to sobie wyobrażał. Alain pchnął go na kanapę i pochylał się nad nim, jego język zapoznawał się z językiem Josha, a Josh cieszył się, że leży, bo był zupełnie pewien, że i tak nie byłby w stanie utrzymać równowagi. Alain… umiał całować. W przeciwieństwie do niego, którego doświadczenie – uświadomił sobie nagle – sprowadzało się do… Nie, szkoda o tym myśleć. Wsunął dłoń we włosy Alaina, rozluźniając wiązanie na karku. Alain oderwał się od niego, by nabrać powietrza – przerwa, którą Josh powitał z ulgą i zawodem jednocześnie. Popatrzył na ukochaną twarz nad sobą i wyciągnął rękę, by zasunąć kosmyk włosów za ucho. Alain złapał jego dłoń i pocałował jej wnętrze, co wywołało kolejny jęk ze strony Josha, a potem nastąpił kolejny pocałunek i kolejny, i… – Więcej – wydusił Josh, kiedy gorąco stało się nie do zniesienia i miał wrażenie, że zaraz eksploduje. – Chcę więcej. Alain podniósł głowę znad jego szyi, którą właśnie troskliwie się był zajmował, i popatrzył na niego – zdawało się Joshowi – z zakłopotaniem. – Chcę cię… całego – szepnął Josh, przyciskając biodra do bioder Alaina w bardzo, miał nadzieję, wymownym geście. Ku jego zaskoczeniu, Alain odsunął się i odwrócił wzrok. – Jeśli o to chodzi, to… eee… Josh skupił na nim spojrzenie, chłonąc w półmroku każdy szczegół jego twarzy i każdy grymas. – Nie masz ochoty? – szepnął, choć ciało nad nim zdradzało ochotę co najmniej sporą. – Nie o to chodzi. – Alain szybko popatrzył mu w oczy. Pożądanie w jego wzroku mówiło samo za siebie. Josh powstrzymał kolejny jęk. – Zrób ze mną, co zechcesz… Ja… Ufam ci – powiedział. – Wiem, że nie zamierzasz mnie skrzywdzić. – Nie o to chodzi – powtórzył Alain i tym razem w jego głosie brzmiała niemalże histeria. Josh zmarszczył czoło. Co więc było nie tak? Jego umysł już zaczął mu podpowiadać wyjaśnienia i ewentualne scenariusze, między innymi ten najbardziej pesymistyczny, w którym do końca życia zostaje prawiczkiem… Nie, to było bardzo egoistyczne. Poza tym był przecież zdania, że zadowoliłoby go samo trzymanie za ręce. Przez chwilę usiłował skupić myśli. Trzymanie za ręce…? Co to właściwie oznaczało? Mrugał, ponownie próbując zogniskować wzrok na twarzy Alaina, który najwyraźniej miał problem. – Alain? – Ja… Nie… nie wiem, co robić. Josh mrugnął jeszcze raz. A potem usiadł i przycisnął czoło do czoła Alaina, zachowując westchnienie i uwagę o amatorach bez fantazji dla siebie. W gruncie rzeczy myśl, że Alain chciał go tak mocno, że przekraczało to jego pojęcie, napełniała go niezmierną czułością. A kłopotu można było bardzo łatwo się pozbyć. I w dodatku bardzo przyjemnie. Wstrząsnął nim dreszcz. – Widzisz, Alain. Dobrze, że masz mnie – powiedział cicho. – Nie jesteś pierwszą osobą, która przychodzi do mnie z takim problemem. Oczy Alaina zrobiły się okrągłe jak spodki – albo tylko się Joshowi wydawało. Uśmiechnął się, a potem przesunął dłonie na kark Alaina. – Ciebie też wszystkiego… nauczę. Niemal widział, jak w myślach Alaina formuję się słowo "też". Nie, nie zamierzał być okrutny – zwłaszcza po wcześniejszych zapewnieniach odnośnie… Zbliżył usta do ucha swojego kochanka i uśmiechnął się. – Ale tym razem… zrobię to praktycznie. Mä reppuselässä sinua vien, sä naurat ja sun naurus tukkii koko tien ja hiuksiini kukista seppeleen teet. Olen narkomaani sua hengittäen Chemistry, "This Night" Dingo, "Autiotalo" (tłum. Niosę cię na plecach, śmiejesz się i twój śmiech wypełnia całą drogę, i pleciesz mi z kwiatów wianek na włosy. Jestem narkomanem, gdy oddycham tobą.)
|