- Takasugi, oddawaj moje dango!!! - Kotarō, wymachując rękami i z rozwianym włosem, przebiegł po drewnianym panelu w pogoni za Shinsuke, który wypychał sobie policzki słodkimi kulkami i nic sobie nie robił z pościgu. - Zura, znów schowałeś mój notatnik! - rozzłoszczony Shinsuke odsunął drzwi do ogrodu i popatrzył na Kotarō, który z miną niewiniątka trenował z mieczem. - Takasugi, z łaski swojej, przyłóż się trochę bardziej do mycia, bo Sensei każe nam zrobić to jeszcze raz, a ja nie mam całego dnia! - rozległo się z wnętrza dōjō, gdy Shinsuke i Kotarō mieli dyżur. - Zura, to wszystko, na co cię stać?! - zawołał z drwiną Shinsuke, z łatwością odbijając ciosy Kotarō. - Takasugi, to moje miejsce! Upatrzyłem je sobie jeszcze wczoraj! - Kotarō próbował przegonić Shinsuke spod sakury, na której otworzyła się już większość kwiatów. - Zura, jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, to ci przyłożę. Nie spoufalaj się tak ze mną! Zura!!! Co ja mówiłem?! - dobiegło z łaźni, po czym słychać było śmiech Kotarō i plusk wody. - Ostatnimi czasy bardzo tu głośno, prawda? - zagaił Sensei, odchylając głowę w tył i patrząc w niebo. - Nie tęsknisz czasem za swoją równiną, Gintoki? Samotność jest znacznie spokojniejsza niż grupa. - W grupie jest zabawniej - odparł chłopiec, nie otwierając oczu. - Z chęcią tu zostanę.
|